Wilhelm na koniach znał się na tyle, ile zna się syn dobrego, szlacheckiego rodu... który poświęcił się innej dziedzinie życia, niż prowadzenie gospodarstwa. Potrafił osiodłać konia, dosiąść i utrzymać się w siodle - jeśli tempo nie było szaleńcze.
- No cicho, uspokójcie się - powiedział cicho, starając się wyglądać na pewniejszego siebie, niż to było w rzeczywistości. Miał nadzieję, uspokajający ton wpłynie na zachowanie koni. Poza tym zapadła cisza, co też powinno pozytywnie wpłynąć na wierzchowce.
Planował poczekać chwilę, a potem podejść do jednego z koni i spróbować z nim się 'dogadać' - cały czas mówić spokojnym tonem i spróbować pogłaskać po głowie (i przy okazji nie dać sobie ogryźć palców).
Czarną ostateczność stanowiłoby odcięcie koni i przepędzenie ich na cztery wiatry.