Jak uradzili, tak zrobili. Zwłoki nieumarłych zostały przeniesione na jeden, wspólny kopczyk, natomiast ciało Pierre'a zawinięte w należący do niego koc, polane olejem do lamp a następnie podpalone przez Biancę, tak samo jak wasi przeciwnicy. Dieter przeszukał chwilę wcześniej ciała wrogów, lecz oprócz wątpliwej jakości oręża nie znalazł nic przydatnego a rany, które odnieśli za życia, świadczyły o tym, że zginęli od mieczy i toporów.
Ciała płonęły, wzbudzając ciemne słupy dymu unoszące się nad doliną, w tym czasie Ludo wyprosił od Gimbrina jedną beczułkę oleju, a Viktoria, która jako jedyna posiadała jakąś poważniejszą wiedzę o postępowaniu ze zwierzętami, zajęła się rumakiem rycerza, Valdonem. Musiała nieco się napracować, gdyż koń był strasznie uparty, jednak ostatecznie znanymi tylko sobie sposobami przełamała charakter zwierzęcia i ten ruszył za uzdę z panią sierżant, niosąc na grzbiecie ekwipunek Gouffrana.
Gimbrin w tym czasie naradzał się gdzieś na uboczu ze swymi pobratymcami. Dyskusja przyjmowała momentami dość głośny obrót, jednak przywódca krasnoludów szybko ją tonował. Po dłuższej chwili podszedł do was.
- Pójdziemy z wami do Frugelhofen - rzucił. - Jeśli w okolicy rzeczywiście coś złego się dzieje, lepiej trzymać się razem.
Skrzyknął swoich ludzi i po niespełna kwadransie siedemnastu wyekwipowanych w plecaki i broń khazadów czekało na wymarsz. Nie czekaliście, aż ciała ożywionych truposzy i Pierre'a spłoną do końca, tylko ruszyliście w stronę wioski. Niebo przyjęło stalowoszarą barwę, zanosiło się na deszcz.
Przez pierwsze pół godziny drogi nic się nie działo, jednak wychodząc zza jednego z wyższych wzgórz, mniej więcej pół mili od was ujrzeliście czarną kolumnę dymu. Gimbrin czym prędzej zbliżył się do was.
- To gospodarstwo Kassenbricków. - Wyjaśnił. - Na mój krasnoludzki nos nie wygląda to na zwykły pożar. Te kurwie musiały ich zaatakować. Trzeba ostrzec Wernicków i sprowadzić ich do wsi. Wasze konie zaniosą was tam w kwadrans, my zajmiemy się sprawdzeniem co tam się dzieje. - Wskazał palcem na słup dymu. - Jedźcie tą drogą do końca, a na skrzyżowaniu skręćcie w lewo, na wschód. Stamtąd do farmy Wernicków już niedaleko. Spotkamy się we Frugelhofen! - rzucił i skrzyknął swoich ludzi.
Borgor, przysłuchując się rozmowie, dodał.
- Stary Gunther Wernicke jest doświadczonym znachorem, a jego syn Emmerich był kiedyś żołnierzem w imperialnej armii. Jeśli przyjdzie co do czego, a jak widzicie, niebiezpieczeństwo zbliża się do tych ziem wielkimi krokami, mogą nam się przydać żywi. Powodzenia!
Po tych słowach ruszył za swoimi braćmi, a z nieba zaczęły uderzać o wasze twarze pierwsze krople zimnego deszczu.