Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2018, 20:50   #142
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Świadomość swojego czynu i niebezpieczeństwa na jakie niedawno była narażona… dotarła do Kamali dopiero w progu jej gospody.
Dziewczyna była mocno zdyszana i blada na twarzy, ale jakimś cudem, wdrapała się po stopniach na piętro, gdzie znajdowały się pokoje mieszkalne. Przeszła obok drzwi z numerem osiem, gdzie rezydowała Niebieska i zatrzymała się przed wejściem do siebie.
Czy Jarvis był w środku… tego nie wiedziała. Krew w niej była tak wzburzona, a myśli chaotyczne, że nie potrafiła skupić się na telepatycznej więzi. Nacisnęła więc klamkę i weszła do środka, orientując się, że jej wachlarz wciąż płonął.
Mag tego nie widział. Siedział przy oknie z miną cierpiętnika i czytał księgi, które kiedyś mu podsunęła. Najwyraźniej postanowił nadrobić zaległości w lekturze, by kochanka była z niego zadowolona i dumna.

- Koniec psot…
Krótki rozkaz, jakże irracjonalny w całej tej chwili, zgasił furkoczący na żebrach broni ogień. Bardka podeszła do czarownika i przytuliła się do jego zgarbionych pleców, chłodząc go przemoczoną zbroją.
- Jesteś mokra…. - zauważył i sięgnął za siebie dłonią, do czupryny tancerki. Spytał troskliwie - Co się stało? - Powoli głaszcząc ją zmoczonych włosach.
Wiele się stało. Sundari nadal czuła emocje po ostatniej walce, alkohol ciągle burzył krew, przywołując wspomnienie Nervisi i Axamandera, a dłoń czarownika przypominała drapieżne figle sprzed paru godzin.
Tak, wiele wszak się stało.

Chaaya tylko przytuliła się mocniej, gładząc policzkiem odstające kości kręgosłupa szczupłego partnera.
Wydawała się wstrząśnięta… a może zmarznięta… no i potwornie śmierdziała przekwitłą wodą.
- Jeszcze chwileczkę… - poprosiła cicho, ocierając się o ciepłe ciało, jakby chcąc samemu się od niego nagrzać.
- Usiądź mi na kolanach - zaproponował cicho ciemnooki, uśmiechając ciepło. Nie przeszkadzała mu ani wilgoć, ani zapachy.
- Kiedy ja lubie twoje plecy… są takie wysokie… i blade… trochę jak ściana… lub lodowy mur… muszę się wykąpać, wyruszyłam na poszukiwania ciepłej wody… muszę iść się wykąpać - mruczała nieskładnie i trochę niewyraźnie, mocno zaciągając pustynnym akcentem, przez co brzmiała trochę jak sepleniące dziecko.
Dziecko, które wpadło do beczki z piwem, a później się gdzieś szlajało po mieście.
Tawaif zaśmiała się chochliczo i ucałowała z głośnym cmoknięciem bark przywoływacza, po czym się odsunęła, zaszurała nogami i zawołała
- Znalazłam!
Szum wody oznaczał, że napuszczała wodę do wanny.

- Czuję, że miałaś bardzo ciekawe spotkanie w karczmie - rzekł Jeździec zerkając za siebie, po to, by oderwać się choć na moment od nudnych tabelek i zapisków.
Dholianka wlazła do balii w ubraniu i nawet wachlarz nie uniknął tego losu. Następnie kobieta ułożyła się wygodnie, wyraźnie się odprężając. Odetchnęła z ulgą, nabrała nieco kolorów i nie drżała jej tak broda, gdy odpowiadała cicho.
- Załatwiłam mentorkę Nveremu… tylko, że się w połowie rozmowy upiłam… hihi… i wylądowałyśmy w kanale… czy wiesz, że w tych wodach grasuje sum wszystkojad? Nie pozwól Godivie pływać po mieście… to bydle podobno jest wielkości smoka…
Zanurzyła się po uszy w ciepłych mydlinach i przymknęła oczy.
- ...ale nas nie zaatakował, na szczęście… choć się bałam. Haha. Jutro rano się spotykamy, idziemy… nie ważne co będziemy robić, to tajemnica… no więc później wróciłam… i mnie napadnięto, ale wróciłam. - Ostatnie słowa brzmiały jak bulgotanie.
Właściwie… to nim były, bo kurtyzana zapadała się pod wodę coraz głębiej i głębiej, aż nie znalazła się cała pod taflą.
Jarvis zareagował natychmiast wyciągając jej głowę ponad powierzchnię głowy.
- Wydajesz się bardzo zmęczona - skomentował, głaszcząc dłonią jej twarz.
- Może lepiej jak położysz się spać? - zaproponował. - Mogę nawet cię rozebrać.
- Długo mnie nie było? - spytała go na to, odsuwając się od jego rąk. - Nie jestem zmęczona… nie chce spać… - Popatrzyła na swoje dłonie leżące spokojnie bo obu jej udach, po czym zabrała się za podwijanie spódnicy.
- Sama mogę się rozebrać… nie rozumiem o co ci chodzi - burknęła ni to urażona, ni rozbawiona, skrupulatnie cal za calem zgarniając fałdy stroju na którym siedziała, a który chciała zdjąć.
- Najpierw cię chcę rozebrać, a potem delektować się tym co znajdę pod twoim ubraniem - zażartował magik… może. Bo i w jego oczach były lubieżne błyski.
Dwie orzechowe tęczkówki wpatrzyły się wymownie w mężczyznę, jakby miały do niego jakąś pretensję. Uśmiech na ustach był jednak czuły… nieco roztargniony, ale szczery.
- No dobrze, dobrze… tobie pozwalam - stwierdziła skwapliwie unosząc ręce do góry.

Chłopak zabrał się za rozbieranie dziewczyny, powoli podciągając suknię do góry, po uprzednim rozsznurowaniu jej wiązań. Jego dłonie drżały z ekscytacji, co bardce nie umknęło uwagi.
- Skoro nie idziesz spać, tooo… co planujesz? - zapytał wesoło.
- Pobrać myto… - stwierdziła chłodno i przez chwilę wydawała się nie być obecna duchem w pomieszczeniu. To były jakieś dwa uderzenia serca, gdy wpatrywała się w ramę okna, przelewając wodę z jednej strony na drugą.
- M-muszę się uczesać… później się zastanowię - dodała już wesoło i wstała z rozmachem i… jakby się nogi pod nią ugięły. Przytrzymała się burty, a na jej twarzy wykwitło pełne skupienie.
Miała wyraźny problem, by wyjść na zewnątrz, choć tak się uparła, że chyba samą siła woli przeniosła się z jednego punktu do drugiego, po czym idąc trochę jak zombie na lodowisku, podeszła do skrzyneczki ze swoimi kosmetykami i szpargałkami.
- Jesteś mokra... i w bieliźnie - westchnął czarownik, podchodząc do partnerki i kładąc dłonie na jej ramionach. - Coś cię męczy?

Ten dodatkowy ciężar na jej ciele mocno zachwiał jej postawą. Gibnęła się niespokojnie, gdy nogi załamały się pod nią i tylko sztuka akrobatyki, jaką poznała podczas wieloletnich nauk tańca, nie pozwoliła jej runąć na podłogę.
- Mógłbyś czasem ostrzegać… - odparła speszona swoją nieporadnością, po czym zabrała się za rozczesywanie mokrych pukli.
- Zastanawiam się, czy powinnam ich tak zostawić, czy nie lepiej iść do Straży Miejskiej… Jak myślisz? Jak u was z praworządnością? Na pustyni to trochę tak… raz tak, raz śmiak…
- Zrobiono ci krzywdę? - Na moment dłonie przywoływacza zacisnęły się mocniej i drapieżniej… jakby w gniewie.
Bardka zadrżała nie poznając swojego ukochanego. Trochę się zlękła i przez to nie odwróciła za siebie, ale opuściła grzebień… potem go uniosła, aaale zawahała się i znowu go opuściła.
- No… nie… inaczej bym nie wróciła - powiedziała bardzo cicho. - Ale ja nie... ja nie wiem czy jednego nie zabiłam.
Dłonie rozluźniły się. Jarvis zakłopotany własną reakcją, pogłaskał kochankę po głowie dodając - Więc nie ma powodu zawracać sobie nimi głowy. Zresztą jak Godiva się dowie, to sama ruszy na łowy i… wymierzy sprawiedliwość.
- Ale… ale jeśli go zabiłam i znajdą ciało… to będą szukać mordercy… - wyjaśniła niepewnie Dholianka, zdobywając się na odwagę, by się odwrócić i popatrzeć pytająco na mężczyznę.
- Nie. Nie będą. Jeśli to byli bandyci to… nikt ich szukać nie będzie. Tylko zniknięcia wpływowych osób są zauważane. W mieście są wampiry. Co noc kilka osób ginie... po prostu - przypomniał jej mag, uśmiechając się smutno i melancholijnie.
- To miasto ma swoje ciemne strony niestety.
- Zbyt mało, by przyćmić to… że mam tutaj ciebie - zapewniła kobieta, stając na palcach, by pocałować Jeźdźca w brodę.
- W takim razie… zdecydowałam już co chce dalej robić… i z kim - mruknęła trzpiotnie i grzebyk z jej dłoni upadł na podłogę, a tawaif złapała coś o wiele ciekawszego w swe paluszki.
- Mam na ciebie… ochotę… - mruknął w odpowiedzi wybranek.
Oczywiście że miał, w końcu to wyczuwała pod palcami. Miał na nią ochotę, bardzo często i bardzo mocno.

- Na stoliku? Czy przy ścianie, a może w oknie? - Chaaya nie puściła już swojej zdobyczy, przyjemnie masując ją opuszkami, gdy tymczasem ząbki już podszczypywały czarownika w pierś i obojczyk.
- Chcę wszędzie po kolei… - Nie czekała na odpowiedź gładząc udem nogę i biodro kochanka. - Zaczęłam cię chcieć już w karczmie… aż dziw, że tyle wytrzymałam… nie rozmawiajmy już. - Zsunęła się na kolana, pozostawiając na męskim torsie mokry ślad po języku, a potem spoglądając zadziornie z dołu na Jarvisa, przywitała się z nim czule, obejmując jego chlubę ustami.
- Kamalo… - szepnął przywoływacz, głaszcząc ją po włosach, gdy jej wargi wielbiły odkryty dowód jego pożądania. - … fantazjowałem o tobie.
Ona też fantazjowała, ale wypity alkohol sprawił, że te marzenia skupiły się na kobiecej wersji maga.
- Opowiedz mi… - Ni to poprosiła, ni zażyczyła sobie dziewczyna, schodząc nieco niżej na rodowe klejnoty Smoczego Jeźdźca, gdy tymczasem jego berło pieszczone było sprawną ręką.
- Że czekasz na mnie gdzieś, ukryta… w zaułku lub sklepiku… antykwariacie może. Uśmiechasz się gdy podchodzę… odsłaniasz zgrabną nóżkę na zachętę… ukrywamy się pomiędzy… gdzieś. - Niełatwo było mu mówić. - Moje usta idą od twego pantofelka w górę, po łydce, udzie… do łona.
Pewnie bardzo się nudził podczas czytania, ale teraz kurtyzana aktualnie wynagradzała mu to czekanie.

W między czasie Sundari stwierdziła, że przyjemnie by było taki pomysł wykorzystać. Trzeba by go było jednak dobrze zaplanować, a teraz nie miała do tego głowy. Była pijana, wstrząśnięta i napalona jak nieboskie stworzenie.
Jutro… jutro, jeśli nie zapomni, nad tym pomyśli, może nawet urobi Nverego, albo Godivę, by jej w tym pomogli. Na razie jednak…
męskość… sztywna i twarda, domagała się specjalnej atencji zwinnego języczka bardki, która nie mogła już ignorować małego Jarvisiątka. Jej ulubieńca… faworyta.
Pożarła go bez namysłu… choć owe pożarcie było jak słodkie spełnienie marzeń sennych. Krótkie, ale intensywne, niewyczerpujące, a podsycające tylko apetyt na więcej i doprowadziło do głośnych jęków chłopaka, który rozpalany jej pieszczotą, doszedł głośno, nie panując nad swymi wypowiedziami.
- Przy oknie? Moja kolej, by zasmakować w tobie - zaproponował po wszystkim, czule głaszcząc kobietę po włosach.

Na odpowiedź nie musiał czekać, bo tancerka uśmiechnęła się szelmowsko, mrużąc w zadowoleniu oczy. Przełknęła jak grzeczna panienka, pocałowała towarzysza w podbrzusze i wstała, by pocałować w mostek, potem prowadząc go za rękę podeszła do okna.
Usiadła jednym pośladkiem na parapecie, opierając się o plecami o ramę, po czym dłoń, którą trzymała, przytuliła najpierw do swojego policzka, musnęła wewnętrzną jej stronę i położyła na swej jędrnej piersi w zachęcie do zabawy.
- Dylematy… dylematy. - Przywoływacz kuszony miękką krągłością kochanki, zaczął ją ugniatać i masować, a żeby i druga nie czuła się porzucona, sięgnął ustami do niej, pieszcząc i całując. Palcami wolnej dłoni sunął między jej uda, muskając delikatnie wrażliwy punkcik nad bramą jej kobiecości.
Ciało Chaai przyjemnie zadrżało. Wszak jej partner znał je dobrze i wiedział jak sprawić mu przyjemność. A może… partnerka? Łatwo było sobie wyobrazić, że to Nervisia ją pieści, albo ów młodzian z wąsikiem… to było zabawne, mieć świadomość, że ma się troje kochanków w jednej osobie.
Dholianka po alkoholu nie miała zahamowań, Jarvis to dobrze wiedział, więc i teraz się nie zdziwił, gdy jej głośny jęk poniósł się po tawernie.
Co tam dyskrecja. Pal licho dyskrecję! Było im dobrze i niech wszyscy o tym wiedzą!
Kolejne westchnienie było jeszcze głośniejsze, gdy palce czarownika zaborczo na niej grały, aż nerwy w całym jej ciele zaczęły drżeć i iskrzyć i… krzyczeć…
A nie to tawaif krzyczała.

Magik więc sięgnął głębiej i śmielej opuszkami… rozpalając wnętrze Kamali stanowczymi ruchami i zmuszając pieszczotami jej osobę do wicia. Kąsał delikatnie piersi dziewczyny, zmieniając alkohol w jej żyłach w gorącą lawę… ta jednak nie paliła bólem, a pożądaniem i wywoływała rozkosz szarpiącą przyjemnie jej sylwetką.
Trochę mocniej… trochę głębiej i Jarvis poczuł ten przyjemny dreszcz wstrząsający jej ciałem, tą symboliczną iskrę wznieconą jego dłonią, która rozniosła się po nogach, w dół, aż do palców, a później odbiła w górę, zalewając falą ekstatycznego uniesienia.
Po chwili rozległ się też śpiew kurtyzany, tak ujmujący i słodki, niczym tęskne wycie samotnego zwierza do księżyca, lecz pełne zachwytu i spełniania.
- Chyba… muszę częściej… zostawiać ciebie samego… - stwierdziła dysząc ciężko, opierając głowę o ścianę.
- Bo zatęsknię… - Jeździec klęknął przed kochanką i założywszy jej nogę na swe ramię, zaczął gryźć i lizać jej drugie udo.
- ... bo zapragnę… mocniej i mocniej. Nie powinnaś mnie zostawiać, bo nie dam ci spokoju po powrocie. Będę się z tobą kochał bez chwili wytchnienia. Chcesz położyć się na łóżku i wypiąć ku mnie pupę?
Mógł mieć tylko jeden powód do takiej propozycji. Chciał ją posiąść w ulubiony przez nią sposób. Był przecież bardzo pojętnym uczniem… i przy tym z zacięciem na prymusa.
- Ja też tęsknię… ale zobacz jak nam teraz przyjemnie. - Chaaya zaparła się o ramę okna, czując ciarki na plecach od pieszczot mężczyzny.
- Zawsze chcę… - przyznała po chwili, wyjatkowo cichym tonem. - … zawsze, z tobą… byłeś taki, taki wspaniały. - Oj czyżby się zawstydziła? Chyba tak, bo umilkła cicho, tylko posapując, gdy mocniej zacisnął na jej skórze zęby.
- Przede wszystkim tobie… moja śliczna… - Przesunął językiem po jej łonie. - Ale mi też... jesteś zachwycająca teraz, a ja lubię cię wielbić, lubię patrzeć jak prężysz się przede mną.
Potem sięgnął językiem tam, gdzie niedawno podbijał ciało bardki palcami, zachłanny w rozpalaniu jej pożądania.
- Toooooo… - Urwała nie mogąc dokończyć. Zaczęła na powrót kwilić, a jej brzuch napinał się i rozluźniał w rytm pracy jego języka.
Przywołwacz słyszał jak próbuje się łapać… czegoś, wszystkiego. Jak drapie paznokciami w ścianę, jak stuka nimi w szybę. W końcu chwyciła jego głowę, zatapiając palce w długich włosach. Masowała opuszkami skórę i znowu coraz głośniej i żewniej zaczynała jęczeć.

Przymknięte powieki przynosiły Kamali inne widoki, golutką, drobną panienkę… jej własną uczennicę, pokazującą czego się nauczyła.
Nervisia… nawet jeśli jej język był nieco większy, to przecież technika nim władania ta sama. Teraz gdy wypity alkohol krążył w żyłach, wracały i tamte wspomnienia, choć… nie tak kompletne. Rozkosz falami przechodziła przez całe ciało bardki, popychając ją do głośnego finiszu… przy pomocy ust… Jarvisa i Nervisi zarazem.
Powrót po kolejnym szczycie trwał coraz dłużej. Kurtyzana gładziła ociężałą ręką za uchem czarownika, a stópka, która zwisała mu za ramieniem, masowała machinalnie dół pleców.
- Pragnę cię… pragnę… - szeptała jak w amoku, kręcąc głową na boki. - Weź mnie… weź mnie jeszcze raz… tylko nie stwarzaj mi wyrzutów… proszę.
- Skąd taki pomysł... z wyrzutami? - Jeździec obie nogi dziewczyny umieścił na swych ramionach, czubkiem męskości muskając jej bramę rozkoszy, po czym… naparł mocno i posiadł ukochaną.
Ona sama była ściśnięta w swym kąciku okna, co nie było przeszkodą dla czerpania przez nią przyjemności. Była tancerką… jej ciało potrafiło się zwijać niemal w kłębek. Mag z pewnością brał to pod uwagę, przy kolejnych gwałtownych szturmach, podczas których ona czuła berło w całej okazałości.
Był twardy… tam gdzie być powinien. Był bardzo podniecony i spragniony jej miękkiego łona… które zachłannie witało intruza. Ten ich figielek był szalony i namiętny, niekoniecznie wygodny… ale wygoda już się nie liczyła.
Dholiance znów uwiązł głos w gardle, zapowietrzyła się, a potem zaczęła krzyczeć. Jej krzyk nie był jednak ordynarny i piskliwy, było w tym coś z uczucia i sztuki. Była w tym pasja, miłość i tęsknota. Było zadowolenie, drapieżność i… kruchość.
Sundari nie była w stanie odpowiedzieć, ale jej dłoń mówiła wszystko. Smukła, drobna prawica spoczywająca opuszkami na odstającej kości policzkowej mężczyzny, niczym most łączący ich serca, umysły, dusze, gdy ich ciała stały się w swej lubieżności jednią.
Nie potrafili wytrzymać długo. Pozycja nie była wygodna, ale… przede wszystkim doznania, zbyt silne i intensywne, by dało się je przezwyciężyć. Spełnienie przyszło szybko i przetoczyło się przez nich niczym nawałnica. Kochanek dysząc ciężko opuścił gościnny zakątek Chaai i osunął się na podłogę.
- Wiesz co? Teraz… inne miejsce… łóżko, stolik… cokolwiek innego - szepnął żartobliwie i cmoknął udo partnerki, po czym zapytał - Tooo kogo znalazłaś na nauczyciela dla Nverego?

- Mmmm… - zamruczała zmęczona i zdyszana tawaif, chłodząc skroń o szybę.
- Łóżko… należy ci się łóżko, chyba, że masz jeszcze siłę na stolik… - Bardka przeczesywała chłopakowi włosy z jednej strony na drugą.
- Poznałam pewną tropicielkę w barze… później trochę popytałam i mówiono, że jest dobra. Profesjonalna. Dziś udało mi się ją znaleźć, nazywaaa się… Gamnira? Chyba tak. Zgodziła się uczyć Nverego… zabierze go na sześć dni w dżunglę.
- Godiva się ucieszy… - Zaśmiał się żartobliwie czarownik, co nie spodobało się jego kochance, i się zamyślił. - Toooo… ile chciała za tą naukę?
- Mnie… - westchnęła kobieta. - ...jako nauczycielkę dla siebie i jakąś symboliczną opłatę pokrywającą koszta wyprawy na tydzień dla niej i dla niego.
- Nauczycielkę? Śpiewu? Magii? Tańca? - zaciekawił się magik, zerkając w górę.
- Całowania. - Zachichotała Kamala. - Jutro pierwszy dzień naszej nauki… o właśnie! Godiva śpi?
- Już nie… właśnie rozkoszuje się wspomnieniami tego co robiliśmy przed chwilą - odparł Jarvis i dodał z uśmiechem - Czyli powinnaś na mnie poćwiczyć całowanie mentorko, co by jutro w pełni zabłysnąć… I co gorsza… Godiva też może chcieć się tego uczyć.
- Powiedz jej proszę, że jutro rano idziemy na miasto. Jesteśmy już umówione, więc nie ma żadnego ale… - Powiedziała konspiracyjnym tonem tancerka, po czym zsunęła się na podłogę obok wybranka i pochyliła się, by musnąć jego wargi swoimi.
W końcu wzięła jego twarz w swoje dłonie i pocałunki stały się dłuższe i silniejsze, choć nadal drobne i frywolne.
- Taaak… zdecydowanie… umiesz… całować - mruknął przywoływacz, coraz bardziej oddając się pieszczocie i sam stając się coraz bardziej zachłanny na każde muśnięcie jej języka.

~ Kocham cię Kamalo. ~ Usłyszała kurtyzana w głowie.
~ Ja ciebie bardziej ~ odpowiedziała czupurnie, łącząc ich w długim tańcu ust, pełnego namiętności i zuchwałości, aż… znowu go ugryzła. Delikatnie bo delikatnie… ale chochliczy chichot mówił sam za siebie, wcale, ale to wcale nie żałowała swojej niecnej psoty.
Wstając z kolan, pociągnęła mężczyznę za rękę i zaczęła prowadzić do łóżka.
- A czego mnie nauczysz szlachetna mentorko? Niedoświadczony jestem. - Jeździec próbował udawać prawiczka, ale aktorem byl słabiutkim. Chaaya zdawała sobie sprawę, że mogła go nauczyć czegoś nowego jeśli… stałby się Nervisią, bo choć nie był nieśmiały w tej roli, to… nie był też doświadczony w takich zabawach, ale to nie wino krążyło w jej trzewiach, a piwo. Jasne, ciemne, mocne, słabe… to nie miało znaczenia. Tawaif traciła panowanie tylko po winie. Czerwonym, rozgrzewającym, skłaniającym do melancholii, drapieżności i namiętności. Każdy inny alkohol… choć potrafił zwalić drobniutką dziewczynę z nóg, oraz wypełnić jej umysł dzikimi pomysłami, nie miał w sobie takiej mocy sprawczej jak karminowy nektar z ciemnej, dębowej beczki. Jedyny napitek… który na pustyni, nie spotkał się z uznaniem, a więc i Dholianka nie potrafiła się przed nim bronić

Zresztą… Umrao byłaby bardzo niepocieszona, gdyby jej kochaś został nagle pozbawiony cudownego sprzętu dyndającego mu między nogami, bo co tu dużo mówić… seks z kobietą był przyjemny, ale nie zaspokajający. Seks z kobietą nie męczył, nie szarpał zmysłami, nie wyrywał krzykiem duszy z piersi, nie pogrążał w szaleństwie… nie palił na popiół… podsycał ogień… owszem, ale nie palił, nie trawił doszczętnie i bezsprzecznie.

- Nie żartuj sobie… - Prychnęła gniewnie. - Czy ja wyglądam jak nauczycielka? Naucz mnie być kobiecą, naucz być ładniutką, gładziutką… Jesteś taka kruchutka... - ironizowała, choć przypominała bardziej rozeźloną przepiórkę, która wiedziała, że się jej nikt nie boi. A POWINIEN!
- To skaranie boskie być taką na co dzień! - Usiadła z rozmachem na materacu, pociagając na siebie kochanka i opadła z nim na poduszki.
Objęła go z lubością, obcałowując oba policzki drobnymi muśnięciami.
Cmok. Cmok. Cmok.
- Nie jestem kruchutka… - burknęła czupurnie.
- Nie. Nie jesteś… - Pogłaskał ją po policzku mężczyzna i cmoknął w czubek nosa. - Jesteś drapieżna i dzika. Jesteś łasiczką. Możesz wydawać się niegroźna… ale taka nie jesteś. Za to… jesteś skorpionem, prawda?
Po tym pytaniu, retorycznym w swej naturze, wyrwał się z jej objęć i klęknął nad nią. Pochwycił dłońmi za jej nadgarstki i pociągnął nimi w górę, nad jej głowę, uśmiechając się lubieżnie i wesoło.
- Jesteś groźna i niebezpieczna, więc będę musiał podchodzić do ciebie jak do żmijki… ostrożnie… i unieruchamiając cię. - Trzymając ręce tawaif wyciągnięte, pochylił się i zaczął językiem wodzić po jej szyi. Unikał jej ust i ukrytych za wargami ostrych ząbków, bo wszak niebezpieczna była… nawet w figlach.

Bardka zawarczała złowrogo, wijąc się jak rozjuszony wężyk. Lewo, prawo, niczym wstęga złotoskórej rzeczki.
Sprowokował ją i chciała mu pokazać gniew pustynnej kobiety, ale… nie za bardzo mogła. Jeno zdyszała się jak myszka, a jej drobne piersi unosiły się i upadały w drżącym oddechu.
- Poooczekaj no… jeden fałszywy ruch… jedno omsknięcie - groziła z pełną podniecenia ekscytacją w głosie, próbując złapać zębami kawałek jego skóry. Skroń. Ucho. Nieważne.
Ugryzie go i wstrzyknie mu swój słodki jad, a później pożre.
- Nie licz na to… - mruknął mag i nie puszczając jej rąk, nachylił się bardziej, by lizać i kąsać jej unoszący się w oddechu biust. Nie był delikatny wobec jej ciała, ale sama dziewczyna wijąc się w próbach uwolnienia, czuła jak ocierając się o męskość chłopaka pobudza jego apetyt.
- Złapałem i zrobię co zechcę z tobą. I dobrze wiem jaka z ciebie dzika bestyjka - mruczał, obdarzając jej sutki dość drapieżnymi ukąszeniami, które łagodził muśnięciami języka.

Tancerka wygięła się w łuk pod tym dotykiem i zakwiliła głośno. Przeciągle. Dojmująco. Jej głos się zmienił, jakby nabrał miękkości, a oddech stał się ciężki od podniecenia. Dławiący.
- Jarrrvisie… - Westchnęła przeciągle słodkim jak miód głosem. Wygięła się ponownie, ocierając o jego wargi. Nadstawiając po więcej.
- Wypuść mnie proszę… to ja twoja Kamalasundari… pragnę cię… pragnę bardzo… - Jej jęki przepełnione były rzewną tęsknotą. Nie była już dziką kotką, a eteryczną nimfą, cierpiącą z powodu rozłąki z kochankiem.
Tylko… czy aby na pewno?
Czarownik… uśmiechnął się władczo i cmoknął szczyt piersi kochanki.
- Nie jestem naiwny moja śliczna. Jesteś zbyt niebezpieczną bestyjką… gdy tylko opuszczę gardę. Rzucisz się na mnie moja dzikusko. Za dobrze cię znam… Nie można ufać tej pozornej delikatności - odpowiedział, trzymając się swej roli oswajacza bestii.
Delikatnie ukąsił szczyt piersi kurtyzany, jednocześnie jednak nie mogąc się jej oprzeć. Jego biodra poruszały się, leniwie ocierając męskością o prężący się brzuch umiłowanej.
- Przestań… to nie jest śmieszne, to boli… - załkała Dholianka, kręcąc nadgarstkami, by się wyswobodzić. - Ja tylko żartowałam… przecież nigdy nie zrobiłabym ci krzywdy… proszę, chcę cię przytulić… puść mnie, a otulę cię swymi piersiami tak jak lubisz…
Łasiła się do niego i wdzięczyła dziewczęco, acz niesamowicie zmysłowo, obserwując spod przymrużonych oczu swojego wybranka. Spojrzenie to było ciężkie od pożądania i fascynacji zarazem.
Przywoływacz przerwał pieszczoty i uśmiechnął się czule, spoglądając w twarz partnerki.
- Kocham cię Kamalo, całym sercem… - rzekł ciepło i dodał łobuzersko - Ale nie puszczę, jeszcze nie… Bo wiem jaka niebezpieczna żmijka z ciebie. Wcale nie jesteś kruchutka i delikatna.
Znów ukąsił delikatnie jej pierś i szyję i bardka poczuła jak… rozluźnia uchwyt. Jakby jej kochanek “przypadkowo” stracił czujność.

Kobieta nie dała się jednak ponieść pewności siebie. Poczeka, przyczai się i zaatakuje ofiarę, gdy ta całkowicie uśnie, a na razie… powolutku, pomalutku… czas zaśpiewać kołysankę na rozluźnienie zmysłów.
Przestała się nadstawiać, oddychając całkiem spokojnie. Mięśnie rąk całkowicie się rozluźniły, a sama Chaaya odwróciła głowę na bok, wpatrując się w ścianę na końcu pokoju.
Przygasła, godząc się na “okrutny los” jaki zgotował jej mężczyzna.
~ Wycisz myśli, wycisz myśli… bądź smutna. ~ Powtarzała sobie w głowie, choć nie mogła się wprost posiadać z radości z powodu ich drobnej gierki i tej “niecnej” pułapki jaką zastawiła na maga.
Ten zaś całkowicie skupił się na lizaniu, całowaniu i pieszczeniu jej biustu, ocierając się przy okazji coraz twardszym orężem. Jego dłonie już w zasadzie nie zaciskały się na nadgarstkach tawaif, bo zupełnie zapomniał się w tej pieszczocie jej ciała. Dziwnie podejrzana była ta jego beztroska, więc...
czy atakować już teraz? Czy jeszcze poczekać? Serce upite piwem, zachęcało do kontry, ale umysł… cichutko szeptał, by jeszcze poczekać. Tylko, czy tancerka chciała go słuchać?
Dziewczyna poruszyła nieznacznie dłońmi, nie… bardziej zadrżała, starając się dotknąć opuszkami rąk Jeźdźca.
Może powinna użyć magii?
Nie… zorientowałby się, na pewno… ale… ale może jednak? Tylko ociupinkę, by przyśpieszyć proces jego porażki? Może… może to nie głupi pomysł.
Zamruczała więc na próbę, jakby było jej wyjątkowo przyjemnie. No dobra… było jej przyjemnie, ale nie musiała przecież się z tym tak obnosić.
Mag nie zauważył, zbyt zajęty pieszczotami jej biustu. Wydawał się wręcz pochłonięty wyznaczaniem językiem szlaków na jej piersiach, całowaniem ich, a także muśnięciami warg na jej obojczykach i szyi. Nie zauważył też dotyku palców na swych dłoniach. Był taki… nieświadomy jej niecnych planów, taki pogrążony zabawą jej ciałem. I taki… coraz bardziej pobudzony między swoimi udami. Twardy coraz bardziej.

“TEEERAAAAZ! Zarżnij go! Zarżnij jak wieprzaaaa!” Wydarła się Deewani podskakując na szyi za głową Starca. “NIE ŚPIJ! Patrz! Patrz jak mu pokaże!” Emocjonowała się dziewczynka, waląc smoka w czoło, co by pewnikiem się wybudził. Wprawdzie gad mówił, że nigdy nie sypia, ale wszak był starym dziadem, a kurtyzana wiedziała, że stare dziady lubią spać!
~ Oczywiście, że mu pokaże. On na to liczy z pewnością. Skoro nie zachowuje się tak… jak zwykle? Prowokował ją cały czas ~ ocenił Pradawny, otwierając tylko jedno oko.
Bardka nie wytrzymała ciśnienia i szarpnęła się, unosząc głowę, by zatopić swe kiełki w ramieniu kochanka.
- Aauuu… - syknął z bólu czarownik, ale jednocześnie uśmiechnął się z satysfakcją. Puścił dłonie swej partnerki, ale zamiast próbować odsunąć jej głowę od swego ciała, na oślep sięgnął niżej, by pochwycić jej biodra i nakierować twardy oręż na kobiecość.

Chłopczyca piszczała z radości nad swoim “zwycięstwem”, pacając łapkami po głowie drakona, jakby przygrywała wesołą melodyjkę na bębenku.
“Ale fajnie! Ale fajnie! Skąpałam się w kanale. Zabiłam łotra! A teraz pokazałam temu smutasowi gdzie szarańcza zimuje! HAHA! Ale fajnie!”
~ My też tak robimy. Trzeba capnąć samicę za szyję żeby nie wierzgała. A czasem to ona przygryza… ~ wspomniał czerwonołuski obojętnym tonem. ~ Czyżbyś zaczęła go lubić… Deewani?
“Lubić? BLEH! Co ty gadasz?! Zobacz jak mu dokopała!” obruszyła się dziewuszka, chyba nie do końca pojmując głębi tego wydarzenia.
~ Nie wygląda na dokopanego. To raczej bardziej smocza ruja. Też wtedy jest czułe dogryzanie ~ ocenił skrzydlaty bez większego entuzjazmu dla ludzkich zwyczajów godowych.

Tancerka objęła przywoływacza za głową i ugryzła go w szyję. Nie było to jednak tak agresywne ukąszenie, jak to w napięty biceps, niemniej do cielesnej rozkoszy też nie należał.
Dziewczyna nie broniła też dostępu do siebie, rozsuwając szerzej nogi w zapraszającym geście, po czym złożyła na ustach magika płomienny pocałunek.
~ Jeśli myślisz, że po tym zdradzieckim ataku będę delikatny, to się grubo mylisz ~ zagroził chłopak, a Chaaya… przekonała się o jego “braku delikatności”, gdy jego włócznia przeszyła jej intymny zakątek, a kolejne ruchy bioder były równie silne. Ten “brak delikatności” kończył się jednak na tym przyjemnym akcencie, że usta kochanka odpowiadały równie namiętnymi pocałunkami, pełnymi żaru co prawda, ale i czułości.
~ Nie boję się! Sprawdź mnie! ~ odpowiedziała butnie Sundari, coraz silniej dociskając ich wargi do siebie. Rozłączali się tylko wtedy, gdy Dholianka wyginała się w łuk od doznań, jęcząc przy tym głośno i przeciągle. Kochanek zaś podjął to wyzwanie, zaciskając palce na pośladkach kochanki i starając się ją dosłownie przyszpilić do łóżka. Jego sztychy były bezlitosne, ale ewentualny ból nikł pod falą rozkoszy.
Jej Jarvis, jej ukochany… władczo brał ją w posiadanie, zdobywał, pokazując, że jest je … tak jak to określał Starzec, samcem. Lwem, ujarzmiającym swoją lwicę. Bez litości i wytchnienia. Dostarczał jej kolejnych silnych fal rozkoszy, aż któraś z nich wyrwała głośny krzyk i pozbawiła oddechu szczytującą Kamalę.

Kobieta leżała, jakby została pozbawiona życia, z tym, że dyszała ciężko, co świadczyło na korzyść jej egzystencji.
Trzymając czarownika w objęciach, wpatrywała się w niego roziskrzonym spojrzeniem.
- To kto wygrał? - spytała wkrótce łobuzersko.
- Nie wiem. Będziemy musieli powtórzyć naszą rywalizację - ocenił Jeździec, całując jej usta. - Może nawet kilka razy… pod rząd.
- Zmiażdżę cię - zażartowała bardka, czule zaczesując mężczyźnie włosy do tyłu.
- A teraz się połóż, przytul… odpocznij.
Musnęła jego dolną wargę koniuszkiem języka, jakby spijała kropelki słodkiego soku.
- Ale nie myśl, że to koniec. Nie dam ci tak łatwo… - odparł Jarvis, czyniąc to, co mu zasugerowała - ... spokoju. Czeka cię wyuzdana i lubieżna noc.
Nie pierwsza jaką Chaaya przeżyła przy swoim kochanku i z pewnością nie ostatnia, ale tulona przez swego zdobywcę, nie miała ochoty na to narzekać.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline