Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2018, 15:03   #141
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Nowe miejsce przytłaczało nie tylko widokami, ale i dźwiękami... o zapachach nie wspominając. Tawaif prawie w ogóle nie mogła się odnaleźć na przestrzeni kilku zbitych ze sobą trapów. Mało tego… zaczynała wątpić w sens swojego pomysłu, gdy już po raz trzeci przyglądała się tej samej kobiecie, w nadziei, że tej jeszcze nie oglądała i, że może była tą właściwą.
Po zrobieniu jednej rundki wokół zebranych, postanowiła zrobić drugą. Historie jakie usłyszała wolała nigdy nie słyszeć, zwłaszcza wszystkich, kwiecisych opisów “wymiocin” suma pożeracza, ludo i smoko… w skrócie wszystkojada.
Chwili grozy jaką przeżyła nie była w stanie przyćmić nawet informacja o czających się po lasach barbarzyńcach.
Bo co tam garstka jakiś zwykłych śmiertelników… kiedy pod wodą pływa ryba wielkości wieloryba i to pewnie z kłami jak u tygrysa!?

Gdy bardka wróci do tawerny, zagrozi obu smokom kąpania się w kanałach. Koniec kropka!
Podejmując kolejną ważną decyzję w swoim życiu, dziewczyna trafiła na twarz, którą już widziała i to nie dlatego, że ją trzy razy zdążyła minąć w tym rozgardiaszu.
Odetchnąwszy z ulgą, przepchnęła się w kierunku tropicielki, nie spuszczając z niej wzroku… co by jej zaraz nie zgubić i ustawiła się w “kolejce” do rozmowy z nią.
Kobieta szybko dobiła targu i po przesypaniu monet do sakiewki, wstała i ruszyła przed siebie. Nie będąc obciążona żadnymi futrami, najwyraźniej zamierzała uczcić sprzedaż kilkoma kufelkami i może smaczną kolacją.

Tancerka spanikowała, że zaraz zgubi łowczynię nie zdążając nawet zamienić z nią słowa, więc zaraz za nią ruszyła, oblewając się rumieńcem na obu policzkach.
Nawet jeśli nieznajoma postawą przypominała mężczyznę, to dla kurtyzany dalej była “tą” płcią, z którą nie potrafiła się przeca dogadywać.

“Na wszystkich bogów… zagadaj ją bo ci pójdzie.”
Laboni była rozbawiona nieporadnością swojej nosicielki. Wprawdzie ona jako wspomnienie nie miała takich umiejętności jakie posiadała jej pierwowzór, ale obe… i babka i Kamala, wiedziały, że ta prawdziwa, nie lękała się nikogo i niczego. Jeżeli chciała coś powiedzieć… mówiła i słuchający jej, nie mieli prawa się stawiać.
- Ja… ja… zaczekaj! - Zapiszczała jak myszka Dholianka, zwinnie pląsając między zebranymi, co by na nikogo nie wpaść.
Kobieta z początku nie zareagowała, zapewne uznając, że “krzyki” w tłumie nie dotyczyły jej właśnie. Niemniej po chwili zatrzymała się i odwróciła, a zauważywszy zbliżającą się tancerkę i wyraźnie ją wołającą, zdawała się zaskoczona.

“Brrr… jaka ona straszna…”
Nimfetka zadrżała, spłoszona wzrokiem jakim została obdarzona Kamala. Gdyby nie to, że była już tylko głosem, pewnie skuliłaby się, lub udała, że omdlewa, jak to miała w zwyczaju.
“A tam. Przesadzasz…”
Odparła Umrao, która “najedzona” była wyraźnie w dobrym humorze, nawet jak na pod nieobecność Deewani.
“Ja nigdy nie przesadzam.”
Żachnęła się dziewczynka i ponownie zaczęła “brrrczeć” i udawać odgłosy jakby dygotała.

- Ja… pewnie mnie nie pamiętasz, ale już raz się widziałyśmy. - Chaaya przeszła od razu do wykładania swojej sprawy, w obawie, że traperka zaraz znowu sobie pójdzie.
- Szukałam cie… wypytywałam. U Vittorio z “Pod rogiem i baryłką” i później u Axamandera z “Purpurowych strzał”... To… ja… pamiętasz kapturka? Czerwonego…

“Co ty bredzisz na bogów, weź się otrząśnij!”
Stara kurtyzana złapała się za głowę słuchając bełkotu wnuczki.
- Czy… możemy porozmawiać? Jeśli jesteś zajęta… to czy kiedyś indziej? - Bardka wpatrzyła się nieco błagalnie w rozmówczynię, która jeszcze ani słowa do niej nie przemówiła, po czym zawstydzona poprawiła sobie spódnicę, by jej uda nie wychylały się spod rozcięć.
- Nooo… nie pamiętam, ale za mną nieczęsto ganiają śliczne dziewuszki, więc masz moją uwagę. Pójdziemy na piwo? - Zamyślona kobieta taksowała wzrokiem niską rozmówczynię dość długo i wydawała się nie zwracać uwagi na jej niezbyt składną wypowiedź. - ...Czerwony Kapturku?

Dziewczyna drgnęła ponownie się rumieniąc.
- Nazywam się Paro! - Wypaliła ze wstydem i jęknęła, bo wcale nie chciała krzyczeć. - Tak… możemy iść na piwo… - dodała po chwili jakby się poddając sama ze sobą.
- To chodźmy. - Łowczyni chwyciła dłoń Sundari i pociągnęła ją za sobą, w czym nieco przypominała Axamandera. I tylko w tym. Jej uroda była “chropowata”, ręka silna i szorstka, ale chód kobiecy, o biodrach przyjemnie się kołyszących.
Smocza Jeźdźczyni odetchnęła z ulgą, dając się prowadzić. Bliskość wcale jej nie przeszkadzała, bo “ta” z racji tej samej płci nie łamała żadnego tabu, nawet tego pustynnego.
Dreptała nadal drobnym krokiem, troche nieporadnym i przypominającym dziecięcy… ale z każdym kolejnym mijanym budynkiem, wydłużał się i wygładzał, gdy maszerująca odzyskiwała wewnętrzny spokój.
“Teraz siedź cicho… nie bądź natrętna… porozmawiacie jak już usiądziecie i się napijecie.”
Poleciła Laboni, przy wtórze potakiwań masek.

Dotarły do najbliższego wyszynku. Zasiadły przy dużej ławie i tropicielka zażądała od podchodzącej do nich służki - dwa kufle, największe, ciemne ale dla mnie i mej… - Następnie spojrzała na bardkę i zamyślając się dodała. - ... koleżanki. Ino chyżo. A potem pomyślę nad czymś do zjedzenia.
Kelnerka skinęła głową i po dygnięciu, oddaliła się zostawiając dwie kobiety same.

“Jaka straaaasznaaa!”
Zawtórowało eteryczne nimfiątko, wywołując powarkiwania u koleżanek.
“Przymknij się, ile można?!”
Najbardziej zmysłowa z emanacji, nawet podczas dobrego humoru, szybko traciła cierpliwość.
“Sama się przymknij! Jak ty się zwracasz do starszych?”
Zapiszczała dziewczynka, a Deewani na dnie duszy zaśmiała się radośnie i plasnęła Starca w czoło.
“Patrz kłócą się, kłócą! HAHA Umrao za mną tęskni! HAHA ja też tęsknie za Umrao…”
Chwile jeszcze postukała smoka w pysk, tylko po to by go wybudzić i zaraz zostawić samemu sobie.
~ Zawsze się kłócą ~ stwierdził gad. ~ A Umrao też lubi tęsknić za Jarvisem.
“Nie, nie, HAHA ona nie tęskni za Jarvisem tylko za PENISEM! HAHA”
Chłopczyca przebierała nogami w powietrzu, bawiąc się końcówką warkocza, tymczasem te na górze dalej się przepychały.
“Starsza i sięga mi pod cyca… patrzcie no!”
“Przestań ty wiedźmo rozpustna!”
“Aj, aj jak ty się do mnie odzywasz? Od ciebie się nauczyłam tych wszystkich wygibasów.”
“Nie-nieprawda!”

- Czyżby poszczęściło ci się w handlu? - spytała przyjaźnie tawaif, tylko nieznacznie rozglądając się po lokum. Gdy usiadła na ławie, oba krągłe uda mimowolnie zostały odsłonięte i dziewczyna czuła palące spojrzenia co trzeźwiejszych mężczyzn.
A tych było kilku w karczmie. Zdecydowanie należeli do niższych kast, miejscowi Pyrryci i Pariaci… sądząc po strojach. Żadnych wojowników i żadnych bandytów. Jedna Barwali siedząca na kolanach rosłego rybaka i dająca całować swój dekolt.
Na szczęście obecność postawnej łowczyni odstraszała chętnych na wdzięki tancerki, ale… i sama kompanka zerkała też od czasu, do czasu na gładkie udo Chaai.
- Ano… zarobiłam i mogę zaszaleć - odparła, czekając na trunek.
- Och, mnie też się udało coś sprzedać dzisiaj - pochwaliła się Dholianka, uśmiechając łagodnie. Wydawać by się mogło, że nie dostrzegała zainteresowania swoją osobą u innych i w pełni poświęciła uwagę rozmówczyni.
- To... mamy co świętować - odparła przyjaźnie kobieta, a służka wróciła z olbrzymimi kuflami pełnymi ciemnego trunku o silnym chmielowo korzennym aromacie. Postawiła je przed klientkami i szybko uciekła.
- A jakże! - Zachichotała jak psotliwy chochlik kurtyzana i przysunęła do siebie naczynie, łapiąc je za ucho. Trochę zmarkotniała na widok ilości jaka czekała na wypicie, ale szczęśliwie nie było to wino… i nie piła z Axamanderem.
Wzniosła piwo do toastu, po czym umoczyła usta, spijając kremową piankę.

- Często wyruszasz poza miasto? - zapytała ciekawsko, gdy już obie się napiły.
- Nie pijesz… - zauważyła nieznajoma, która pociągnęła sporego hausta. Skinęła głową.
- Często. Tu w mieście można jedynie na szczury, mewy, gołębie i wrony polować.
- A… dobre są z tego pieniądze? - Po upomnieniu Kamala poważniej wzięła się za picie, co by nie urazić towarzyszki i od razu zakręciło się jej w głowie. Piwo to było bardziej gęste i zawiesiste od klarownych trunków do jakich przywykła i mocno uderzało w czub.
- Znośne. Nie zarobisz na jedwabną bieliznę i złote kolczyki, ale… z głodu też nie umrzesz. - Zadumała się myśliwa, znów popijając trunku.
- Rozumiem, rozumiem… - Bardka wspomniała swoje rodzinne strony i tamtejszych tropicieli zwierzyny.

- Bo widzisz… szukam kogoś do pomocy… kogoś takiego jak ty. Z wiedzą o tym miejscu… oraz instynktem i umiejętnościami… Szukam mentora dla mojego młodszego brata - wyjaśniła dziewczyna, przyglądając się kobiecie obok.
- Acha… - stwierdziła tropicielka, nie wykazując żadnego zainteresowania jej słowami. - I co niby mam mu powiedzieć? Nie idź na bagna, bo się tu nie urodziłeś?
Łyknęła piwa dodając. - Nie biorę uczniów.
- On… on nie jest taki głupi - speszyła się Jeźdźczyni, mocniej rumieniąc. - Chciałby jednak nauczyć się walczyć… polować… tropić. Umie przetrwać w głuszy, ale… no brakuje mu jakby obycia. Pomyślałam, że za opłatą… kilka dni mogłabyś ty… albo ktoś… no wiesz... - Urwawszy, na chwilę zajęła się napitkiem.
Bogowie jak ona nienawidziła rozmawiać z kobietami!
- Mhmmm… opłata mogłaby wystarczyć na pokrycie moich strat. Boooo… cóż… - Zamyśliła się łowczyni, wpatrując w kufel. - Nic nie upoluję niańcząc go… nieważne jak zdolny jest. Aaaa… co ja dostanę w zamian?
- Nie spędzałabyś z nim całych dni - stwierdziła Dholianka, obracając cieczą w kuflu. - Parę godzin rano… lub wieczorem, jakbyście się sami dogadali. Nie szukam opiekunki dla dziecka, a wzoru do naśladowania. - Uśmiechnęła się z przekorą oglądając na rozmówczynię z figlarnymi iskierkami w oczach.
Chwilę milczała, zapatrując się przed siebie jakby się nad czymś rozwodziła, choć tak naprawdę kątem oka obserwowała przyczajonego rybaka, świdrującego jej biodra namolnym spojrzeniem.
“Ciężko będzie ci stąd wracać… będziesz musiała wymyślić jakiś fortel, żeby uniknąć tych wszystkich śmieci…” stwierdziła babka ze wzgardą.
~ Nie są śmieciami ~ odparła Sundari, popijając gęstego i ciężkiego w smaku piwa.
“Spójrz tylko na nich… ludzie tak nie wyglądają. Tylko śmiecie.”
Laboni była jednak nieugięta w swych osądach i tawaif nie pozostało nic innego… jak po prostu dać za wygraną.

- Płacę w złocie lub klejnotach. Bo tylko je mam na stanie - odezwała się Kamala ponownie, podpierając brodę na brzegu naczynia. - Chciałabym… umówić się na kilka takich spotkań… może siedem… może dziesięć. W zależności jak uznasz to za stosowne, bo może mój brat okaże się geniuszem… a może kompletnym idiotą? - Uśmiechnęła się szelmowsko, odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Od ciebie będzie zależeć jak ta nauka będzie wyglądać. Czy zabierzesz go w plener… czy będziecie umawiać się w mieście na spotkanie. Co ty na to? Tylko szczerze… jeśli nie masz ochoty, powiedz, nie obrażę się.
- Hmmm… ładniutka jesteś... i milutka… gładziutka. - Popijając piwo, zamyślona nieznajoma musnęła palcami udo tancerki. - Nie interesuje mnie złoto i klejnoty… mam dość. Wolałabym coś… innego.

Chaaya zamarła.
Wewnętrznie, bo jej ciało pozostało bez reakcji, potem jakby wszystko na raz się posypało. Wiekowa opiekunka wybuchła szyderczym śmiechem, Deewani za to piskliwym chichotem impa, Nimfetka zaczęła płakać, a wraz z nią zawtórowało kilka co delikatniejszych masek, reszta jednak na wespół z Umrao… się po prostu wściekła, ale o co? O to, że się podobała?
“I tyle było z twoich interesów! Rozkładaj nogi ty naiwna kurwo!”
Babka chwilę poszumiała w głowie, spotęgowana zapewne spożytym alkoholem.
Kurtyzana milczała, pogrążona we własnej porażce, jeszcze chwilę wpatrując się w potłuczone plany leżące u jej wyimaginowanych stóp świadomości.
Cóż… jej ciało było nie tylko boskim przymiotem… ale i przekleństwem, które redukowało jej osobowość do zwykłego narzędzia.
~ Trudno… ~ pomyślała Sundari. ~ Nie pierwszy i nie ostatni… skoro już mam być przedmiotem… będe nim we własnych rękach.
“Taki wzniosły ton nie pasuje dziwce” wytknęła Laboni, za nic sobie mając uczucia wnuczki.
Dziewczyna przymknęła nieco oczy i sięgnęła po kufel.

- Nauczysz mnie być milutką, ładniutką… gładziutką… jeśli się da - zadecydowała kompanka. - Wiedza za wiedzę. To mój warunek.
- Blephh! - Brązowooka zachłysnęła się nagle, oblewając brodę i szyję spienionym trunkiem. Tego najwyraźniej się nie spodziewała, bo podczas panicznego wycierania siebie i kontuaru rękawem, obejrzała się ze zdziwieniem na tropicielkę. - Ale, że… jesteś pewna, że nie chcesz pieniędzy? - spytała wciąż skołowana, choć jej reakcje w mig zaczęły nabierać płynności, ogłady… i dawna maska, lekko stoickiej i ugładzonej panny, na powrót zawitała w jej postawie.
- Nooo… trochę za straty podczas szkolenia, by się należało. Tak trzydzieści monet za dzień, dni sześć - stwierdziła łowczyni i walnęła z całej siły w plecy tancerki, co by pomóc jej z wykrztuszaniem. - Ale w ramach zapłaty ty mnie będziesz uczyć bycia taką śliczniutką panienką, co do której oczy, aż lgną. A potem… - Wzruszyła ramionami. - ...Zabieram twojego braciszka na sześć dni na moczary i tam się będzie pod moim okiem szkolił. Zobaczymy czy pojętny. Tylko od razu uprzedzam, na bagnach moje słowo to rozkaz… żadnego mi tu pyskowania.
- Czyli… sto osiemdziesiąt złota i… nauka bycia… panną, tak? Też przez sześć dni? - spytała zachowawczo Chaaya, czując piekący ślad po dłoni między swoimi łopatkami.
“Śliczniutką to trzeba się urodzić” żachnęła się babka.
- Mhmm… możesz odliczyć z tych monet za namiot i koce zakupione dla brata - rzekła spolegliwie myśliwa i przechyliła kufel wlewając w siebie trunek.
- Gamnira - przedstawiła się.

Tawaif przyglądała się kobiecie w zamyśleniu. Nadal nie rozumiała co się wydarzyło i skąd taka dziwna propozycja traperki.
Może była samotna tak jak Godiva? A może podobał jej się ktoś… nie z jej otoczenia, może ktoś o wyższym statusie społecznym?
- No dobrze - odparła w końcu ciepło, uśmiechając się przyjacielsko i z aprobatą, po czym sama zaczęła siorbać zawartość swojego kufla. Była jednak w niecałej połowie naczynia i nie potrafiła wmusić w siebie większej ilości przy jednym podejściu.
- Tylko sprecyzuj czego ode mnie dokładnie wymagasz, bo… bycie śliczniutką panną to dosyć szerokie pojęcie - dodała na koniec wesoło.
- Mamę wampir mi zabił. Tatko i jego towarzysze od kieliszka mnie wychowywali. Więc… nie bardzo wiem, jak być kobietą - wyjaśniła Gamnira.
- Nie znam się na ciuszkach, tańcach i byciu taką… - Przesunęła spojrzeniem po bardce. - ... no… taką ładniutką jak ty. Ciebie, aż chce się przytulić i przycisnąć policzek do policzka. Do mnie… każdy się boi, że mu zęby wybiję. I zazwyczaj mają rację. - Zaśmiała się głośno i znów popiła.
- Chciałabym móc założyć kieckę i wyglądać jak kobieta, chodzić jak kobieta, uśmiechać się jak kobieta... chichotać jak one. - Podrapała się po karku. - Lubię siebie, ale czasem… wygodniej być… no… bardziej taka jak ty. Milutka i gładziutka.
- Rozumiem - odpowiedziała tancerka, nie zdradzając swoich myśli, uśmiechnęła się tylko szerzej. - To będzie skomplikowany proces… żadna kobieta się taka nie rodzi od razu - wyjaśniła spokojnie, ale ta szczerość podszyta była jakimś trudnym do wychwycenia “ciężarem emocjonalnym”.
- Będziesz czasami musiała nie być sobą w ogóle… i podejmować decyzje sprzeczne ze swoim rozsądkiem, honorem… dumą. Na przykład… będziesz musiała udawać słabą, choć dobrze wiesz, że możesz coś sama zrobić, może nawet lepiej niż towarzysz “chcący” ci pomóc… będziesz musiała milczeć, jeśli zrobi coś głupiego i będzie się wymądrzać na dany temat, na który ty wiesz więcej niż on. Nie będziesz mogła mu powiedzieć: Ale ty pierdolisz, daj ja to zrobię w trzy sekundy. Będziesz musiała stać i się patrzeć na tego idiotę i się uśmiechać najsłodziej jak potrafisz… a później mu podziękować za stracony czas.
- Poradzę sobie. - Zaśmiała się wesoło tropicielka i wychyliła nieco Ale, po czym znacząco spojrzała na trzymany przez Dholiankę kufel.
- Prowadziłam wyprawy przemądrzałych magów i negocjuję czasem ceny z zarozumiałymi kupcami. Wiem, kiedy trzymać język za zębami - wyjaśniła i nachyliła się ku dziewczynie, dodając żartobliwie. - Nie wiem jednak co robić z językiem podczas pocałunku. Jak dotąd ci którzy… którym dałam się obłapiać i całować, po prostu przyciskali usta do moich. Ponoć można inaczej… ale cóż… kiepski kochanek lepszy niż żaden.
- Tego też cię nauczę… i… uwierz mi, stać cię na wiele więcej niż na jakiegoś zamroczonego alkoholem tłuka, co to wali się jak kłoda i jęczy jak knur. - Chaaya wzdrygnęła się nieznacznie i wróciła do skrupulatnego upijania piwa po kilka łyków. Poddała się jednak po szóstym.
- Otwierasz szeroko usta, przystawiasz i pozwalasz, by trunek wlał się do gardła, spłynął niżej i zapłonął w żołądku - poradziła nowa koleżanka i pokazała sama pijąc głębokim haustem. Tyle, że ogień już płonął w brzuchu Kamali, i w głowie, i w lędźwiach... na wspomnienie przywiązanej Nervisi i chwil miłosnych z magiem.

- Znam teorię… ale w praktyce bym się utopiła. W zasadzie już tonę - wyznała z rozbawieniem kurtyzana, rozciągając się nieco w tył. - A muszę jeszcze wrócić do tawerny w której mieszkam… i nie dać się przyłapać… mój brat miałby ze mnie używanie - stwierdziła nagle z przerażeniem, po czym od razu pomyślała o Godivie i jej znaczących spojrzeniach następnego dnia po ekscesach z przeklętym pierścieniem.
Bogowie… Bogowie chrońcie.
Skupiła się więc na innych wspomnieniach, starając się unikać każdego erotycznego aspektu, by nie dać się “podjudzić” procentom. Na szczęście piła jedynie piwo, które nie działało na jej zmysły tak jak przeklęte wino.
Bogowie… Bogowie chrońcie jeszcze bardziej!
“Tak, tak… od jutra nie pije, a z Axamanderem i tak się napiłaś” przypomniała babka dobrze znając tę śpiewkę… z autopsji.

- Pij pij… jak ci nogi będą się plątać, to cię zaniosę. Albo do siebie, albo do ciebie nauczycielko - stwierdziła dobrodusznie myśliwa, chłepcząc swoją porcję. - Zależy gdzie chciałabyś mnie uczyć.
- Nawet jeśli bym chciała… to tak nie wypada. Oto moja pierwsza nauka dla ciebie. Trzeba sobie odmówić przyjemności, by uniknąć… nieprzyjemności. Pijana kobieta wcale nie jest ładna… w ogóle, pijąca kobieta nie jest kobieca. Od picia są mężczyźni… my od smakowania. Łyczek… może dwa. Umoczyć ustka, zarumienić się jak jabłko, rozluźnić… i koniec. Później źle nas będą odbierać. - Smocza Jeźdźczyni odsunęła swój kufel, gdy do frywolnych myśli dołączył jeszcze rozwidlony języczek diablęcia, oraz szorstkie dłonie Gamniry.
- No… to zabrzmiało bardzo… damowo - oceniła też już nieco pijana traperka, podpierając policzek dłonią, po czym spojrzała na Sundari dodając. - Ale wiecz co? Tutaj nie musimy być kobiece i możemy napić się po męsku. A ja odniosę cię gdzie będziesz chciała. Wyglądasz na delikatną kruszynkę, nawet teraz.

- Błąd! - zawołała doniośle Chaaya, klaszcząc w dłonie dla zaznaczenia swoich słów, choć wcale nie musiała, bo i tak większość uwagi skupiła się na niej.
- Błąd, błąd, błąd! Po pierwsze… zawsze i wszędzie musisz się pilnować, ponieważ zawsze i wszędzie spotkasz na drodze mężczyzn ciebie oceniających. Nawet tu! Nawet tu! Nigdy nie ma przerwy, nigdy odpoczynku! - odparła wzniośle, jakby ją co natchnęło, pewnikiem alkohol.
- A po drugie... błąd! Błąd! Błąd! Błąd! Nigdy nie oceniaj drugiej kobiety po jej wyglądzie. Widzisz tylko tyle ile ona pozwala ci zobaczyć, tym się różnimy od mężczyzn… że to co mamy w głowie, nie zawsze pokrywa się z tym jak się odnosimy na zewnątrz. Oni tego nie potrafią… są tacy sami w środku jak i na zewnątrz.

- Hmmm… - Pijana Gamnira wstała i chwiejnym krokiem podeszła do siedzącej tawaif, uklękła na jedno kolano i wsunęła dłonie… jedną pod pupę bardki, drugą pod jej kolana. Zamierzała wziąć ją w swe ramiona i zaczęła wstawać.
Spanikowana tancerka pisnęła teatralnie i postanowiła zwiać na stół, spadając na czworaka na jego blat.
- Co cie znowu naszło?! Nie będziesz mnie nosić! - wypaliła wartko, starając się osłonić odkryte, przez rozcięcia w spódnicy, biodra.
Widok, który przyciągał spojrzenie wielu w karczmie… także i łowczyni.
Ta przesunęła szorstkimi palcami po łydce dziewczyny, wywołując u niej przyjemny dreszczyk wędrujący po skórze.
- Eeeech… że też meszczyźni nie mają takich zgrabnych nóżek, jak my - rzekła do siebie tropicielka, po czym zwróciła się z wyrzutem do samej kompanki.
- Przecież mówiłaś… że nie można ocenić po wyglądzie. Więc chciałam sprawdzić, czy taka leciutka jesteś na jaką wyglądasz. Sama sobie winna jesteś.

- Ahahaaaaa haaa - Ni to się zaśmiała, ni zawołała brązowooka z triumfem podszytym groźbą. - Ja ci zaraz pokaże… ooooo ja ci pokaże, chodź! - Złapała za rękę myśliwej i krzyknęła na służkę. - Ile za to piwo, bo wychodzimy! - Po czym zaczęła ciągnąć za sobą kobietę. - Ja ci pokażę co to znaczy oceniać po wyglądzie.
Zanim służka zdołała się odezwać, za szynkwasu ozwał się tubalny głos szefa przybytku.
- Na mój koszt panienko.
A skołowana i podchmielona Gamnira dała się kurtyzanie ciągnąć w wybranym przez nią kierunku.

Wkrótce Kamala upchnęła koleżankę do gondoli i zaordynowała kierunek ich przepływu, po czum usiadła naprzeciw kobiety i uśmiechnęła się lisio.
- Ja ci zaraz pokażę co to znaczy oceniać inną po wyglądzie. Poznasz taką co jak pieprznie… to zabije na miejscu… a jest mojej wagi i postury! A się zdziwisz… no nie mogę się dosłownie doczekać twojej miny jak tylko ją zobaczysz! HAHA! - Zaśmiała się jak czarnoksiężnik, który właśnie wpadł na jakiś super mroczny pomysł zawładnięcia nad światem, po czym dawaj zaczęła poganiać gondoliera by szybciej odbijał się tyczką.
- Ale nie o to… chodzi. Widziałam wiele kruszynek co potrafią przywalić. Ja potrafię - pochwaliła się traperka prezentując muskuły. - Po prostu sądzę, że cię udźwignę. I ją pewnie też… bez względu na to jak mocno bije.
- NIE...JESTEM...KRUSZYNKĄ! - Piekliła się bardka podskakując na swoim siedzisku i bujając łódeczką na lewo i prawo. - Nie jestem delikatna i nie trzeba mnie nosić! Powiedz jej! - krzyknęła na mężczyznę. - Powiedz jej, że nie trzeba mnie nosić!
- Nie trzeba… nie trzeba nosić… niech panienka nie kolebie łodzią - odezwał się pospiesznie przewoźnik, ale pijana Gamnira była uparta.
- Jakby ci nogi alkohol podciął, to trzeba było cię nosić kruszynko. - Zaśmiała się z prowokującym uśmiechem.
O ile Chaaya uspokoiła się po zapewnieniach nieznajomego, o tyle zaraz ponownie się wściekła po słowach towarzyszki i znowu zaczęła dziko podskakiwać.
- NIE TRZEBA! Bo ja tyle nie piję! HAHA! A poza tym jak nie mogę chodzić to latam! - odparła dumnie, krzyżując ręce na piersi, po czym szybko zaczęła nimi machać, jak ptaszek desperacko próbując złapać równowagę w rozkołysanej łodzi. Niestety żadna magia nie mogła pomóc w tej sytuacji. Cała łódź wywróciła się, wrzucając w zimną topiel tawaif, łowczynię i biednego gondoliera.
Ale czy zimna woda mogła ostudzić gorące głowy?
Otóż w wypadku Sundari mogła i to zrobiła… zważywszy, że ta nie umiała także pływać i ciągle pamiętała historie o sumie wszystkojadzie.

Przerażona dziewczyna chwyciła się wywróconej łupiny, która smętnie dryfowała na powierzchni i rozglądała się na boki… jakby conajmniej wyczekiwała rekiniej płetwy na powierzchni, krążącej wokół “rozbitków”.
- Co wyście narobiły! - Wrzeszczał spanikowany mężczyzna. - Moja śliczna łupinka!
- To nie moja wina?! - broniła się Dholianka. - Co to za łódka by się wywalać od takiej kruszynki jak ja?! - Najwyraźniej jej nastroje były zmienne jak chorągiewka na wietrze.
Tymczasem nigdzie nie było widać Gamniry. Do czasu, aż tancerka poczuła jej dłoń na pupie i zobaczyła jej głowę wynurzającą się z wody.
- Docholować cię do brzegu, czy wolisz sama? - zapytała z łobuzerskim uśmiechem.
- Ja nie umiem… zabierz mnie, proszę - odparła z przestrachem, ale i wesołością. - Tu pływa ryba co zjada ludzi… ja nie chcę…
- Dobrze… - Zaśmiała się cicho tropicielka i objęła koleżankę w pasie. - Nie wiem o co się burzyłaś. Jak mnie ktoś nazwał kruszynką, to bym się cieszyła.
I popłynęła do brzegu kanału za nic mając złorzeczenia wściekłego gondoliera.
- Ale ja… nie jestem… - zamiałaczała kurtyzana, znowu zmieniając swoje stanowisko. - Ja nie chcę… nie lubię, nie jestem!
Druga z kobiet tylko zachichotała w odpowiedzi i docierając z Kamalą do brzegu pomogła jej wyjść z wody, po czym sama też wygramoliła się i rozjerzała pytając - Co teraz nauczycielko?
- Zniszczyłam mu ją prawda? - spytała przybita bardka, bardzo szybko poważniejąc i przygasając na widok gondoli do góry dnem.
- Zepsułaś mu dzień - stwierdziła łowczyni, siadając i obejmując tawaif ramieniem.
- Nie zniszczyłaś. Wyciągnie łódkę na brzeg kanału i wysuszy. Jutro znów popłynie.
To zapewnienie pocieszyło nieco złotoskórą, która kiwnęła potakująco i jeszcze chwile wpatrywała się w oglonione burty.

- Jutro… pójdziemy na zakupy. Ty, ja i moja koleżanka. Kupimy sukienkę dla ciebie i dla niej… i gorset oraz buty na wysokim obcasie. Od jutra… zaczniemy naukę. Dziś… dziś muszę się wykąpać i pójść spać… - stwierdziła polubownie Chaaya, po czym zaśmiała się lekko i dźwięcznie.
- A kiedy nauka całowania? - zapytała zadziornie Gamnira, wzbudzając rumieniec na obliczu Smoczej Jeźdźczyni i żar w jej lędźwiach. Na myśl jej przyszły kobiece usteczka Nervisi… i jej zwinny języczek.
Alkohol wszak nie wyparował jeszcze z jej żył.
- O to się nie martw… najpierw wygląd. - Ta oznajmiła twardo.
- Wygląd gra bardzo ważną rolę, reszta to już tylko detale… - Bardka wstała z bruku. Odkleiła spódnicę owiniętą wokół jednej nogi i rozejrzała się po okolicy, by zorientować się jak daleko miała do siebie do domu.
Miejsce nie było za bardzo jej znane, ale… widziała znajomą wieżę jej ulubionej elfiej świątyni miłości. Dobry punkt orientacyjny, pozwalający stwierdzić, w którą stronę mniej więcej trzeba było się udać.
- Mhmm… rozumiem kąpiel. Ale sen? Wieczór się dopiero zaczyna. - Łowczyni również wstała i przeciągając się dodała - To jak się jutro odnajdziemy?
- Dla jednych zaczyna, dla drugich kończy - wyjaśniła oględnie brązowooka. - Możemy się spotykać u Vittorio, tylko trzeba wybrać porę - dodała i zgarniając włosy w garść, odcisnęła je z resztek wody.
- Południe? - zaproponowała myśliwa. - Czy ranek?
- Jutro spotkajmy się rano, bo Godiva ma później pracę w straży - odparła Sundari i uśmiechnęła się przepraszająco. - I… przepraszam, nie chciałam, by tak wyszło jak wyszło…
- Cóż… - Traperka przygryzła wargę wyraźnie zawstydzona. - ... bardzo mi się podobają zgrabne nogi. Bardzo. A ty masz zgrabniutkie. Więc ich widok wynagrodził mi wszelkie niedole.
Zaśmiała się głośno rumieniąc.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem coś takiego kobiecie, ale co poradzić… mężczyźni mają włochate konary.
- Ano mają, mają… niektórzy jak niedźwiedzie. - Zachichotała kurtyzana i dygnęła na pożegnanie.
- Jutro rano “Pod rogiem i baryłką”... a i jeszcze jedno. Kiedy będziemy powabnymi damami… nie przyjmę od ciebie żadnego sprzeciwu. Żadnego. - Pogroziła palcem i uśmiechnęła się szeroko, wskazując kierunek w którym chciała się udać. - Ruszam na poszukiwania ciepłej wody w balii. Do zobaczenia Gamniro.
- Nie martw się. Umiem słuchać i wykonywać polecenia nauczycielko Paro. - Kobieta pomachała na pożegnanie i ruszyła chwiejnym krokiem w swoją stronę. Równie chwiejnym co Dholianki, której to wspomnienie słów przypomniało znów o usteczkach Nervisi i tego, że one nie posmakowały jej łydek i ud. Ostatnim razem trochę za dużo czasu musiała zmarnować na bawienie się kobiecą wersją czarownika… skoro tylu rzeczy nie zdążyła wypróbować.


Kamala szła przez pogrążone w szarych ciemnościach alejki. Miała lekki krok, choć z odległości nadawał jej sylwetce nieco sennego wrażenia. Bujała się na boki, kołysząc biodrami raz w lewo, raz w prawo, niczym hipnotyczne wahadełko.
Powietrze było jeszcze dość ciepłe, choć chłód powoli wydobywał się z ruin starych domostw, ścinając wilgoć w pierwsze nitki mgły, która okrywała miasto nocą.
Dziewczynie zaczynało robić się zimno, zwłaszcza gdy mijała kolejne zacienione mury od których, aż ciągnęło “grobową” aurą.
Zadrżała, łapiąc się za ramiona i skupiła się na marszu do świątyni.

Wyszli zza zaułka… dostrzegła ich, bo nie ukrywali się za bardzo. Trójka. Obszarpańcy, uzbrojeni w sztylety i ciężkie pałki. Jeden duży… zapewne przywódca, brodaty osiłek ze złamanym kiedyś nosem. Pozostali dwaj, chudzi byli i wymoczkowaci.
Przemoczona bardka wydawała się im łatwą zdobyczą, bo strój łakomie kleił się jej do ciała, a ona była sama i niziutka.
- Coś się panience drogi pomyliły, ale nie szkodzi, myto zapłaci panienka - odezwał się wąsacz, śmiejąc lubieżnie i złowieszczo. W dłoni ważył ciężką drewnianą maczugę. Obiekt do dyscyplinowania ofiar.
W żyłach tawaif zapłonął ogień… nie była przecież tak krucha i delikatna jak ją widzieli, jak ją łowczyni widziała.
“Śmiecie…” wypluła Laboni z odrazą i tym razem nikt jej nie uciszał.
Sundari wpatrzyła się wyjątkowo obojętnym, jak na te okoliczności, spojrzeniem w opryszka, zatrzymując się na w miarę “bezpiecznej” odległości.
- Tak to witacie strudzonego gościa w tych progach? - spytała z ironią w głosie. - Gdzie chleb i wino? Na kwiaty cie stać nie było, żeś jakąś sztachetę z podłogi wyrwał?
- Zaraz inaczej zaśpiewasz dziewko. Oj zaśpiewasz malutka. - Zaśmiał się rosły drab i niczym dowódca, wskazał pałką ofiarę do złapania. Jego dwaj pomocnicy ruszyli ku tawaif z gołymi łapami, nawet nie fatygując się po noże czy pałki zatknięte za swymi paskami.

Ku zdziwieniu mężczyzn Chaaya zaśpiewała i… nawet chwiejnie zatańczyła, wydobywając z podwiązki jakiś przemiot, który wkrótce zapłonął, a później miejsce w którym stała zaatakowana, pokryła się nieprzeniknioną mgłą o trupiej aurze.
- Wiedźma! Wiedźma! - Krzyknęli bandyci, tracąc kurtyzanę z oczu. Stanęli plecami do siebie wyraźnie przerażeni i wyciągnęli noże.
- Tam… nie… tam jest! To ona! - Wołał jeden przez drugiego, próbując wśród majaczących kształtów wypatrzeć ten właściwy.
Wysoki złoczyńca, który był poza zasięgiem oparów, cofnął się nieco i nerwowo wyciągnął za pazuchy dość zużytą różdżkę magiczną, mierząc wprost w mlecznobiały dym, ale chyba nie miał celu dla swego zaklęcia, bo jej nie użył przeklinając jedynie pod nosem.

Tymczasem Dholianka za główny cel upatrzyła sobie herszta, którego postanowiła “ukarać”. Jej skołowany alkoholem umysł, nie do końca mógł sprecyzować jak chce to zrobić, ale kolejne słowa magicznej piosenki uleciały z jej ust, chcąc unieruchomić przeciwnika w magicznej pułapce.
Dryblas skierował dłoń w kierunku, skąd dochodził kobiecy głos, ale to jedyne co zdołał uczynić, bo jego ciało wyraźnie zesztywniało, zmieniając się w żywy posąg.
Na obliczu łotra pojawiły się kropelki potu.
Tancerka nie przerywała swych pieśni, już kolejną na siebie narzucając, by jej otumanione ciało stało się zwinniejsze i sprawniejsze, oraz gotowe do… taktycznej ucieczki.
Po czym wyskoczyła ze złowieszczej mgły i skierowała płomień wachlarza na sparaliżowanego oprycha.

“Zabij go! Zabij, zabij! HAHA ZABIJJJ!!!” wydzierała się w ekscytacji Deewani. “Pokaż mu kto tu rządzi! Pokaż temu śmieciowi gdzie jego miejsceeee! Patrz Starcze! Patrz jaka jestem silna!”
Dziewczynka zaczęła szturchać łeb smoka na lewo i prawo.
“Nie śpij i podziwiaj naszą chwałę!”
~ Ja nigdy nie śpię ~ mruknął gad łypiąc jednym okiem. ~ Poczekamy, aż zabijesz demona.

Smocza Jeźdźczyni zamachnęła się bronią na twarz mężczyzny, by magiczne płomienie rozciągnęły się w powietrzu i przekazały za swoim pośrednictwem wiadomość:
“Myta. Nie będzie.”
Do jej nozdrzy dotarł silny zapach… uryny. Straszny bandyta… popuścił w spodnie ze strachu, nie mogąc nic zrobić, by się ochronić przed palącym atakiem.
Tawaif zamachnęła się jeszcze dwa razy, nienawistnym spojrzeniem wpatrując się w obiekt swojej niechęci, po czym wiedząc, że jej czary dłużej nie potrwają ruszyła pędem przed siebie, by uciec do bezpiecznej tawerny.
~ Twój samiec z pewnością będzie z ciebie dumny ~ wtrącił Pradawny ni to kierując te słowa do Deewani, ni to do samej Chaai, zamykając oko.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 06-03-2018, 20:50   #142
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Świadomość swojego czynu i niebezpieczeństwa na jakie niedawno była narażona… dotarła do Kamali dopiero w progu jej gospody.
Dziewczyna była mocno zdyszana i blada na twarzy, ale jakimś cudem, wdrapała się po stopniach na piętro, gdzie znajdowały się pokoje mieszkalne. Przeszła obok drzwi z numerem osiem, gdzie rezydowała Niebieska i zatrzymała się przed wejściem do siebie.
Czy Jarvis był w środku… tego nie wiedziała. Krew w niej była tak wzburzona, a myśli chaotyczne, że nie potrafiła skupić się na telepatycznej więzi. Nacisnęła więc klamkę i weszła do środka, orientując się, że jej wachlarz wciąż płonął.
Mag tego nie widział. Siedział przy oknie z miną cierpiętnika i czytał księgi, które kiedyś mu podsunęła. Najwyraźniej postanowił nadrobić zaległości w lekturze, by kochanka była z niego zadowolona i dumna.

- Koniec psot…
Krótki rozkaz, jakże irracjonalny w całej tej chwili, zgasił furkoczący na żebrach broni ogień. Bardka podeszła do czarownika i przytuliła się do jego zgarbionych pleców, chłodząc go przemoczoną zbroją.
- Jesteś mokra…. - zauważył i sięgnął za siebie dłonią, do czupryny tancerki. Spytał troskliwie - Co się stało? - Powoli głaszcząc ją zmoczonych włosach.
Wiele się stało. Sundari nadal czuła emocje po ostatniej walce, alkohol ciągle burzył krew, przywołując wspomnienie Nervisi i Axamandera, a dłoń czarownika przypominała drapieżne figle sprzed paru godzin.
Tak, wiele wszak się stało.

Chaaya tylko przytuliła się mocniej, gładząc policzkiem odstające kości kręgosłupa szczupłego partnera.
Wydawała się wstrząśnięta… a może zmarznięta… no i potwornie śmierdziała przekwitłą wodą.
- Jeszcze chwileczkę… - poprosiła cicho, ocierając się o ciepłe ciało, jakby chcąc samemu się od niego nagrzać.
- Usiądź mi na kolanach - zaproponował cicho ciemnooki, uśmiechając ciepło. Nie przeszkadzała mu ani wilgoć, ani zapachy.
- Kiedy ja lubie twoje plecy… są takie wysokie… i blade… trochę jak ściana… lub lodowy mur… muszę się wykąpać, wyruszyłam na poszukiwania ciepłej wody… muszę iść się wykąpać - mruczała nieskładnie i trochę niewyraźnie, mocno zaciągając pustynnym akcentem, przez co brzmiała trochę jak sepleniące dziecko.
Dziecko, które wpadło do beczki z piwem, a później się gdzieś szlajało po mieście.
Tawaif zaśmiała się chochliczo i ucałowała z głośnym cmoknięciem bark przywoływacza, po czym się odsunęła, zaszurała nogami i zawołała
- Znalazłam!
Szum wody oznaczał, że napuszczała wodę do wanny.

- Czuję, że miałaś bardzo ciekawe spotkanie w karczmie - rzekł Jeździec zerkając za siebie, po to, by oderwać się choć na moment od nudnych tabelek i zapisków.
Dholianka wlazła do balii w ubraniu i nawet wachlarz nie uniknął tego losu. Następnie kobieta ułożyła się wygodnie, wyraźnie się odprężając. Odetchnęła z ulgą, nabrała nieco kolorów i nie drżała jej tak broda, gdy odpowiadała cicho.
- Załatwiłam mentorkę Nveremu… tylko, że się w połowie rozmowy upiłam… hihi… i wylądowałyśmy w kanale… czy wiesz, że w tych wodach grasuje sum wszystkojad? Nie pozwól Godivie pływać po mieście… to bydle podobno jest wielkości smoka…
Zanurzyła się po uszy w ciepłych mydlinach i przymknęła oczy.
- ...ale nas nie zaatakował, na szczęście… choć się bałam. Haha. Jutro rano się spotykamy, idziemy… nie ważne co będziemy robić, to tajemnica… no więc później wróciłam… i mnie napadnięto, ale wróciłam. - Ostatnie słowa brzmiały jak bulgotanie.
Właściwie… to nim były, bo kurtyzana zapadała się pod wodę coraz głębiej i głębiej, aż nie znalazła się cała pod taflą.
Jarvis zareagował natychmiast wyciągając jej głowę ponad powierzchnię głowy.
- Wydajesz się bardzo zmęczona - skomentował, głaszcząc dłonią jej twarz.
- Może lepiej jak położysz się spać? - zaproponował. - Mogę nawet cię rozebrać.
- Długo mnie nie było? - spytała go na to, odsuwając się od jego rąk. - Nie jestem zmęczona… nie chce spać… - Popatrzyła na swoje dłonie leżące spokojnie bo obu jej udach, po czym zabrała się za podwijanie spódnicy.
- Sama mogę się rozebrać… nie rozumiem o co ci chodzi - burknęła ni to urażona, ni rozbawiona, skrupulatnie cal za calem zgarniając fałdy stroju na którym siedziała, a który chciała zdjąć.
- Najpierw cię chcę rozebrać, a potem delektować się tym co znajdę pod twoim ubraniem - zażartował magik… może. Bo i w jego oczach były lubieżne błyski.
Dwie orzechowe tęczkówki wpatrzyły się wymownie w mężczyznę, jakby miały do niego jakąś pretensję. Uśmiech na ustach był jednak czuły… nieco roztargniony, ale szczery.
- No dobrze, dobrze… tobie pozwalam - stwierdziła skwapliwie unosząc ręce do góry.

Chłopak zabrał się za rozbieranie dziewczyny, powoli podciągając suknię do góry, po uprzednim rozsznurowaniu jej wiązań. Jego dłonie drżały z ekscytacji, co bardce nie umknęło uwagi.
- Skoro nie idziesz spać, tooo… co planujesz? - zapytał wesoło.
- Pobrać myto… - stwierdziła chłodno i przez chwilę wydawała się nie być obecna duchem w pomieszczeniu. To były jakieś dwa uderzenia serca, gdy wpatrywała się w ramę okna, przelewając wodę z jednej strony na drugą.
- M-muszę się uczesać… później się zastanowię - dodała już wesoło i wstała z rozmachem i… jakby się nogi pod nią ugięły. Przytrzymała się burty, a na jej twarzy wykwitło pełne skupienie.
Miała wyraźny problem, by wyjść na zewnątrz, choć tak się uparła, że chyba samą siła woli przeniosła się z jednego punktu do drugiego, po czym idąc trochę jak zombie na lodowisku, podeszła do skrzyneczki ze swoimi kosmetykami i szpargałkami.
- Jesteś mokra... i w bieliźnie - westchnął czarownik, podchodząc do partnerki i kładąc dłonie na jej ramionach. - Coś cię męczy?

Ten dodatkowy ciężar na jej ciele mocno zachwiał jej postawą. Gibnęła się niespokojnie, gdy nogi załamały się pod nią i tylko sztuka akrobatyki, jaką poznała podczas wieloletnich nauk tańca, nie pozwoliła jej runąć na podłogę.
- Mógłbyś czasem ostrzegać… - odparła speszona swoją nieporadnością, po czym zabrała się za rozczesywanie mokrych pukli.
- Zastanawiam się, czy powinnam ich tak zostawić, czy nie lepiej iść do Straży Miejskiej… Jak myślisz? Jak u was z praworządnością? Na pustyni to trochę tak… raz tak, raz śmiak…
- Zrobiono ci krzywdę? - Na moment dłonie przywoływacza zacisnęły się mocniej i drapieżniej… jakby w gniewie.
Bardka zadrżała nie poznając swojego ukochanego. Trochę się zlękła i przez to nie odwróciła za siebie, ale opuściła grzebień… potem go uniosła, aaale zawahała się i znowu go opuściła.
- No… nie… inaczej bym nie wróciła - powiedziała bardzo cicho. - Ale ja nie... ja nie wiem czy jednego nie zabiłam.
Dłonie rozluźniły się. Jarvis zakłopotany własną reakcją, pogłaskał kochankę po głowie dodając - Więc nie ma powodu zawracać sobie nimi głowy. Zresztą jak Godiva się dowie, to sama ruszy na łowy i… wymierzy sprawiedliwość.
- Ale… ale jeśli go zabiłam i znajdą ciało… to będą szukać mordercy… - wyjaśniła niepewnie Dholianka, zdobywając się na odwagę, by się odwrócić i popatrzeć pytająco na mężczyznę.
- Nie. Nie będą. Jeśli to byli bandyci to… nikt ich szukać nie będzie. Tylko zniknięcia wpływowych osób są zauważane. W mieście są wampiry. Co noc kilka osób ginie... po prostu - przypomniał jej mag, uśmiechając się smutno i melancholijnie.
- To miasto ma swoje ciemne strony niestety.
- Zbyt mało, by przyćmić to… że mam tutaj ciebie - zapewniła kobieta, stając na palcach, by pocałować Jeźdźca w brodę.
- W takim razie… zdecydowałam już co chce dalej robić… i z kim - mruknęła trzpiotnie i grzebyk z jej dłoni upadł na podłogę, a tawaif złapała coś o wiele ciekawszego w swe paluszki.
- Mam na ciebie… ochotę… - mruknął w odpowiedzi wybranek.
Oczywiście że miał, w końcu to wyczuwała pod palcami. Miał na nią ochotę, bardzo często i bardzo mocno.

- Na stoliku? Czy przy ścianie, a może w oknie? - Chaaya nie puściła już swojej zdobyczy, przyjemnie masując ją opuszkami, gdy tymczasem ząbki już podszczypywały czarownika w pierś i obojczyk.
- Chcę wszędzie po kolei… - Nie czekała na odpowiedź gładząc udem nogę i biodro kochanka. - Zaczęłam cię chcieć już w karczmie… aż dziw, że tyle wytrzymałam… nie rozmawiajmy już. - Zsunęła się na kolana, pozostawiając na męskim torsie mokry ślad po języku, a potem spoglądając zadziornie z dołu na Jarvisa, przywitała się z nim czule, obejmując jego chlubę ustami.
- Kamalo… - szepnął przywoływacz, głaszcząc ją po włosach, gdy jej wargi wielbiły odkryty dowód jego pożądania. - … fantazjowałem o tobie.
Ona też fantazjowała, ale wypity alkohol sprawił, że te marzenia skupiły się na kobiecej wersji maga.
- Opowiedz mi… - Ni to poprosiła, ni zażyczyła sobie dziewczyna, schodząc nieco niżej na rodowe klejnoty Smoczego Jeźdźca, gdy tymczasem jego berło pieszczone było sprawną ręką.
- Że czekasz na mnie gdzieś, ukryta… w zaułku lub sklepiku… antykwariacie może. Uśmiechasz się gdy podchodzę… odsłaniasz zgrabną nóżkę na zachętę… ukrywamy się pomiędzy… gdzieś. - Niełatwo było mu mówić. - Moje usta idą od twego pantofelka w górę, po łydce, udzie… do łona.
Pewnie bardzo się nudził podczas czytania, ale teraz kurtyzana aktualnie wynagradzała mu to czekanie.

W między czasie Sundari stwierdziła, że przyjemnie by było taki pomysł wykorzystać. Trzeba by go było jednak dobrze zaplanować, a teraz nie miała do tego głowy. Była pijana, wstrząśnięta i napalona jak nieboskie stworzenie.
Jutro… jutro, jeśli nie zapomni, nad tym pomyśli, może nawet urobi Nverego, albo Godivę, by jej w tym pomogli. Na razie jednak…
męskość… sztywna i twarda, domagała się specjalnej atencji zwinnego języczka bardki, która nie mogła już ignorować małego Jarvisiątka. Jej ulubieńca… faworyta.
Pożarła go bez namysłu… choć owe pożarcie było jak słodkie spełnienie marzeń sennych. Krótkie, ale intensywne, niewyczerpujące, a podsycające tylko apetyt na więcej i doprowadziło do głośnych jęków chłopaka, który rozpalany jej pieszczotą, doszedł głośno, nie panując nad swymi wypowiedziami.
- Przy oknie? Moja kolej, by zasmakować w tobie - zaproponował po wszystkim, czule głaszcząc kobietę po włosach.

Na odpowiedź nie musiał czekać, bo tancerka uśmiechnęła się szelmowsko, mrużąc w zadowoleniu oczy. Przełknęła jak grzeczna panienka, pocałowała towarzysza w podbrzusze i wstała, by pocałować w mostek, potem prowadząc go za rękę podeszła do okna.
Usiadła jednym pośladkiem na parapecie, opierając się o plecami o ramę, po czym dłoń, którą trzymała, przytuliła najpierw do swojego policzka, musnęła wewnętrzną jej stronę i położyła na swej jędrnej piersi w zachęcie do zabawy.
- Dylematy… dylematy. - Przywoływacz kuszony miękką krągłością kochanki, zaczął ją ugniatać i masować, a żeby i druga nie czuła się porzucona, sięgnął ustami do niej, pieszcząc i całując. Palcami wolnej dłoni sunął między jej uda, muskając delikatnie wrażliwy punkcik nad bramą jej kobiecości.
Ciało Chaai przyjemnie zadrżało. Wszak jej partner znał je dobrze i wiedział jak sprawić mu przyjemność. A może… partnerka? Łatwo było sobie wyobrazić, że to Nervisia ją pieści, albo ów młodzian z wąsikiem… to było zabawne, mieć świadomość, że ma się troje kochanków w jednej osobie.
Dholianka po alkoholu nie miała zahamowań, Jarvis to dobrze wiedział, więc i teraz się nie zdziwił, gdy jej głośny jęk poniósł się po tawernie.
Co tam dyskrecja. Pal licho dyskrecję! Było im dobrze i niech wszyscy o tym wiedzą!
Kolejne westchnienie było jeszcze głośniejsze, gdy palce czarownika zaborczo na niej grały, aż nerwy w całym jej ciele zaczęły drżeć i iskrzyć i… krzyczeć…
A nie to tawaif krzyczała.

Magik więc sięgnął głębiej i śmielej opuszkami… rozpalając wnętrze Kamali stanowczymi ruchami i zmuszając pieszczotami jej osobę do wicia. Kąsał delikatnie piersi dziewczyny, zmieniając alkohol w jej żyłach w gorącą lawę… ta jednak nie paliła bólem, a pożądaniem i wywoływała rozkosz szarpiącą przyjemnie jej sylwetką.
Trochę mocniej… trochę głębiej i Jarvis poczuł ten przyjemny dreszcz wstrząsający jej ciałem, tą symboliczną iskrę wznieconą jego dłonią, która rozniosła się po nogach, w dół, aż do palców, a później odbiła w górę, zalewając falą ekstatycznego uniesienia.
Po chwili rozległ się też śpiew kurtyzany, tak ujmujący i słodki, niczym tęskne wycie samotnego zwierza do księżyca, lecz pełne zachwytu i spełniania.
- Chyba… muszę częściej… zostawiać ciebie samego… - stwierdziła dysząc ciężko, opierając głowę o ścianę.
- Bo zatęsknię… - Jeździec klęknął przed kochanką i założywszy jej nogę na swe ramię, zaczął gryźć i lizać jej drugie udo.
- ... bo zapragnę… mocniej i mocniej. Nie powinnaś mnie zostawiać, bo nie dam ci spokoju po powrocie. Będę się z tobą kochał bez chwili wytchnienia. Chcesz położyć się na łóżku i wypiąć ku mnie pupę?
Mógł mieć tylko jeden powód do takiej propozycji. Chciał ją posiąść w ulubiony przez nią sposób. Był przecież bardzo pojętnym uczniem… i przy tym z zacięciem na prymusa.
- Ja też tęsknię… ale zobacz jak nam teraz przyjemnie. - Chaaya zaparła się o ramę okna, czując ciarki na plecach od pieszczot mężczyzny.
- Zawsze chcę… - przyznała po chwili, wyjatkowo cichym tonem. - … zawsze, z tobą… byłeś taki, taki wspaniały. - Oj czyżby się zawstydziła? Chyba tak, bo umilkła cicho, tylko posapując, gdy mocniej zacisnął na jej skórze zęby.
- Przede wszystkim tobie… moja śliczna… - Przesunął językiem po jej łonie. - Ale mi też... jesteś zachwycająca teraz, a ja lubię cię wielbić, lubię patrzeć jak prężysz się przede mną.
Potem sięgnął językiem tam, gdzie niedawno podbijał ciało bardki palcami, zachłanny w rozpalaniu jej pożądania.
- Toooooo… - Urwała nie mogąc dokończyć. Zaczęła na powrót kwilić, a jej brzuch napinał się i rozluźniał w rytm pracy jego języka.
Przywołwacz słyszał jak próbuje się łapać… czegoś, wszystkiego. Jak drapie paznokciami w ścianę, jak stuka nimi w szybę. W końcu chwyciła jego głowę, zatapiając palce w długich włosach. Masowała opuszkami skórę i znowu coraz głośniej i żewniej zaczynała jęczeć.

Przymknięte powieki przynosiły Kamali inne widoki, golutką, drobną panienkę… jej własną uczennicę, pokazującą czego się nauczyła.
Nervisia… nawet jeśli jej język był nieco większy, to przecież technika nim władania ta sama. Teraz gdy wypity alkohol krążył w żyłach, wracały i tamte wspomnienia, choć… nie tak kompletne. Rozkosz falami przechodziła przez całe ciało bardki, popychając ją do głośnego finiszu… przy pomocy ust… Jarvisa i Nervisi zarazem.
Powrót po kolejnym szczycie trwał coraz dłużej. Kurtyzana gładziła ociężałą ręką za uchem czarownika, a stópka, która zwisała mu za ramieniem, masowała machinalnie dół pleców.
- Pragnę cię… pragnę… - szeptała jak w amoku, kręcąc głową na boki. - Weź mnie… weź mnie jeszcze raz… tylko nie stwarzaj mi wyrzutów… proszę.
- Skąd taki pomysł... z wyrzutami? - Jeździec obie nogi dziewczyny umieścił na swych ramionach, czubkiem męskości muskając jej bramę rozkoszy, po czym… naparł mocno i posiadł ukochaną.
Ona sama była ściśnięta w swym kąciku okna, co nie było przeszkodą dla czerpania przez nią przyjemności. Była tancerką… jej ciało potrafiło się zwijać niemal w kłębek. Mag z pewnością brał to pod uwagę, przy kolejnych gwałtownych szturmach, podczas których ona czuła berło w całej okazałości.
Był twardy… tam gdzie być powinien. Był bardzo podniecony i spragniony jej miękkiego łona… które zachłannie witało intruza. Ten ich figielek był szalony i namiętny, niekoniecznie wygodny… ale wygoda już się nie liczyła.
Dholiance znów uwiązł głos w gardle, zapowietrzyła się, a potem zaczęła krzyczeć. Jej krzyk nie był jednak ordynarny i piskliwy, było w tym coś z uczucia i sztuki. Była w tym pasja, miłość i tęsknota. Było zadowolenie, drapieżność i… kruchość.
Sundari nie była w stanie odpowiedzieć, ale jej dłoń mówiła wszystko. Smukła, drobna prawica spoczywająca opuszkami na odstającej kości policzkowej mężczyzny, niczym most łączący ich serca, umysły, dusze, gdy ich ciała stały się w swej lubieżności jednią.
Nie potrafili wytrzymać długo. Pozycja nie była wygodna, ale… przede wszystkim doznania, zbyt silne i intensywne, by dało się je przezwyciężyć. Spełnienie przyszło szybko i przetoczyło się przez nich niczym nawałnica. Kochanek dysząc ciężko opuścił gościnny zakątek Chaai i osunął się na podłogę.
- Wiesz co? Teraz… inne miejsce… łóżko, stolik… cokolwiek innego - szepnął żartobliwie i cmoknął udo partnerki, po czym zapytał - Tooo kogo znalazłaś na nauczyciela dla Nverego?

- Mmmm… - zamruczała zmęczona i zdyszana tawaif, chłodząc skroń o szybę.
- Łóżko… należy ci się łóżko, chyba, że masz jeszcze siłę na stolik… - Bardka przeczesywała chłopakowi włosy z jednej strony na drugą.
- Poznałam pewną tropicielkę w barze… później trochę popytałam i mówiono, że jest dobra. Profesjonalna. Dziś udało mi się ją znaleźć, nazywaaa się… Gamnira? Chyba tak. Zgodziła się uczyć Nverego… zabierze go na sześć dni w dżunglę.
- Godiva się ucieszy… - Zaśmiał się żartobliwie czarownik, co nie spodobało się jego kochance, i się zamyślił. - Toooo… ile chciała za tą naukę?
- Mnie… - westchnęła kobieta. - ...jako nauczycielkę dla siebie i jakąś symboliczną opłatę pokrywającą koszta wyprawy na tydzień dla niej i dla niego.
- Nauczycielkę? Śpiewu? Magii? Tańca? - zaciekawił się magik, zerkając w górę.
- Całowania. - Zachichotała Kamala. - Jutro pierwszy dzień naszej nauki… o właśnie! Godiva śpi?
- Już nie… właśnie rozkoszuje się wspomnieniami tego co robiliśmy przed chwilą - odparł Jarvis i dodał z uśmiechem - Czyli powinnaś na mnie poćwiczyć całowanie mentorko, co by jutro w pełni zabłysnąć… I co gorsza… Godiva też może chcieć się tego uczyć.
- Powiedz jej proszę, że jutro rano idziemy na miasto. Jesteśmy już umówione, więc nie ma żadnego ale… - Powiedziała konspiracyjnym tonem tancerka, po czym zsunęła się na podłogę obok wybranka i pochyliła się, by musnąć jego wargi swoimi.
W końcu wzięła jego twarz w swoje dłonie i pocałunki stały się dłuższe i silniejsze, choć nadal drobne i frywolne.
- Taaak… zdecydowanie… umiesz… całować - mruknął przywoływacz, coraz bardziej oddając się pieszczocie i sam stając się coraz bardziej zachłanny na każde muśnięcie jej języka.

~ Kocham cię Kamalo. ~ Usłyszała kurtyzana w głowie.
~ Ja ciebie bardziej ~ odpowiedziała czupurnie, łącząc ich w długim tańcu ust, pełnego namiętności i zuchwałości, aż… znowu go ugryzła. Delikatnie bo delikatnie… ale chochliczy chichot mówił sam za siebie, wcale, ale to wcale nie żałowała swojej niecnej psoty.
Wstając z kolan, pociągnęła mężczyznę za rękę i zaczęła prowadzić do łóżka.
- A czego mnie nauczysz szlachetna mentorko? Niedoświadczony jestem. - Jeździec próbował udawać prawiczka, ale aktorem byl słabiutkim. Chaaya zdawała sobie sprawę, że mogła go nauczyć czegoś nowego jeśli… stałby się Nervisią, bo choć nie był nieśmiały w tej roli, to… nie był też doświadczony w takich zabawach, ale to nie wino krążyło w jej trzewiach, a piwo. Jasne, ciemne, mocne, słabe… to nie miało znaczenia. Tawaif traciła panowanie tylko po winie. Czerwonym, rozgrzewającym, skłaniającym do melancholii, drapieżności i namiętności. Każdy inny alkohol… choć potrafił zwalić drobniutką dziewczynę z nóg, oraz wypełnić jej umysł dzikimi pomysłami, nie miał w sobie takiej mocy sprawczej jak karminowy nektar z ciemnej, dębowej beczki. Jedyny napitek… który na pustyni, nie spotkał się z uznaniem, a więc i Dholianka nie potrafiła się przed nim bronić

Zresztą… Umrao byłaby bardzo niepocieszona, gdyby jej kochaś został nagle pozbawiony cudownego sprzętu dyndającego mu między nogami, bo co tu dużo mówić… seks z kobietą był przyjemny, ale nie zaspokajający. Seks z kobietą nie męczył, nie szarpał zmysłami, nie wyrywał krzykiem duszy z piersi, nie pogrążał w szaleństwie… nie palił na popiół… podsycał ogień… owszem, ale nie palił, nie trawił doszczętnie i bezsprzecznie.

- Nie żartuj sobie… - Prychnęła gniewnie. - Czy ja wyglądam jak nauczycielka? Naucz mnie być kobiecą, naucz być ładniutką, gładziutką… Jesteś taka kruchutka... - ironizowała, choć przypominała bardziej rozeźloną przepiórkę, która wiedziała, że się jej nikt nie boi. A POWINIEN!
- To skaranie boskie być taką na co dzień! - Usiadła z rozmachem na materacu, pociagając na siebie kochanka i opadła z nim na poduszki.
Objęła go z lubością, obcałowując oba policzki drobnymi muśnięciami.
Cmok. Cmok. Cmok.
- Nie jestem kruchutka… - burknęła czupurnie.
- Nie. Nie jesteś… - Pogłaskał ją po policzku mężczyzna i cmoknął w czubek nosa. - Jesteś drapieżna i dzika. Jesteś łasiczką. Możesz wydawać się niegroźna… ale taka nie jesteś. Za to… jesteś skorpionem, prawda?
Po tym pytaniu, retorycznym w swej naturze, wyrwał się z jej objęć i klęknął nad nią. Pochwycił dłońmi za jej nadgarstki i pociągnął nimi w górę, nad jej głowę, uśmiechając się lubieżnie i wesoło.
- Jesteś groźna i niebezpieczna, więc będę musiał podchodzić do ciebie jak do żmijki… ostrożnie… i unieruchamiając cię. - Trzymając ręce tawaif wyciągnięte, pochylił się i zaczął językiem wodzić po jej szyi. Unikał jej ust i ukrytych za wargami ostrych ząbków, bo wszak niebezpieczna była… nawet w figlach.

Bardka zawarczała złowrogo, wijąc się jak rozjuszony wężyk. Lewo, prawo, niczym wstęga złotoskórej rzeczki.
Sprowokował ją i chciała mu pokazać gniew pustynnej kobiety, ale… nie za bardzo mogła. Jeno zdyszała się jak myszka, a jej drobne piersi unosiły się i upadały w drżącym oddechu.
- Poooczekaj no… jeden fałszywy ruch… jedno omsknięcie - groziła z pełną podniecenia ekscytacją w głosie, próbując złapać zębami kawałek jego skóry. Skroń. Ucho. Nieważne.
Ugryzie go i wstrzyknie mu swój słodki jad, a później pożre.
- Nie licz na to… - mruknął mag i nie puszczając jej rąk, nachylił się bardziej, by lizać i kąsać jej unoszący się w oddechu biust. Nie był delikatny wobec jej ciała, ale sama dziewczyna wijąc się w próbach uwolnienia, czuła jak ocierając się o męskość chłopaka pobudza jego apetyt.
- Złapałem i zrobię co zechcę z tobą. I dobrze wiem jaka z ciebie dzika bestyjka - mruczał, obdarzając jej sutki dość drapieżnymi ukąszeniami, które łagodził muśnięciami języka.

Tancerka wygięła się w łuk pod tym dotykiem i zakwiliła głośno. Przeciągle. Dojmująco. Jej głos się zmienił, jakby nabrał miękkości, a oddech stał się ciężki od podniecenia. Dławiący.
- Jarrrvisie… - Westchnęła przeciągle słodkim jak miód głosem. Wygięła się ponownie, ocierając o jego wargi. Nadstawiając po więcej.
- Wypuść mnie proszę… to ja twoja Kamalasundari… pragnę cię… pragnę bardzo… - Jej jęki przepełnione były rzewną tęsknotą. Nie była już dziką kotką, a eteryczną nimfą, cierpiącą z powodu rozłąki z kochankiem.
Tylko… czy aby na pewno?
Czarownik… uśmiechnął się władczo i cmoknął szczyt piersi kochanki.
- Nie jestem naiwny moja śliczna. Jesteś zbyt niebezpieczną bestyjką… gdy tylko opuszczę gardę. Rzucisz się na mnie moja dzikusko. Za dobrze cię znam… Nie można ufać tej pozornej delikatności - odpowiedział, trzymając się swej roli oswajacza bestii.
Delikatnie ukąsił szczyt piersi kurtyzany, jednocześnie jednak nie mogąc się jej oprzeć. Jego biodra poruszały się, leniwie ocierając męskością o prężący się brzuch umiłowanej.
- Przestań… to nie jest śmieszne, to boli… - załkała Dholianka, kręcąc nadgarstkami, by się wyswobodzić. - Ja tylko żartowałam… przecież nigdy nie zrobiłabym ci krzywdy… proszę, chcę cię przytulić… puść mnie, a otulę cię swymi piersiami tak jak lubisz…
Łasiła się do niego i wdzięczyła dziewczęco, acz niesamowicie zmysłowo, obserwując spod przymrużonych oczu swojego wybranka. Spojrzenie to było ciężkie od pożądania i fascynacji zarazem.
Przywoływacz przerwał pieszczoty i uśmiechnął się czule, spoglądając w twarz partnerki.
- Kocham cię Kamalo, całym sercem… - rzekł ciepło i dodał łobuzersko - Ale nie puszczę, jeszcze nie… Bo wiem jaka niebezpieczna żmijka z ciebie. Wcale nie jesteś kruchutka i delikatna.
Znów ukąsił delikatnie jej pierś i szyję i bardka poczuła jak… rozluźnia uchwyt. Jakby jej kochanek “przypadkowo” stracił czujność.

Kobieta nie dała się jednak ponieść pewności siebie. Poczeka, przyczai się i zaatakuje ofiarę, gdy ta całkowicie uśnie, a na razie… powolutku, pomalutku… czas zaśpiewać kołysankę na rozluźnienie zmysłów.
Przestała się nadstawiać, oddychając całkiem spokojnie. Mięśnie rąk całkowicie się rozluźniły, a sama Chaaya odwróciła głowę na bok, wpatrując się w ścianę na końcu pokoju.
Przygasła, godząc się na “okrutny los” jaki zgotował jej mężczyzna.
~ Wycisz myśli, wycisz myśli… bądź smutna. ~ Powtarzała sobie w głowie, choć nie mogła się wprost posiadać z radości z powodu ich drobnej gierki i tej “niecnej” pułapki jaką zastawiła na maga.
Ten zaś całkowicie skupił się na lizaniu, całowaniu i pieszczeniu jej biustu, ocierając się przy okazji coraz twardszym orężem. Jego dłonie już w zasadzie nie zaciskały się na nadgarstkach tawaif, bo zupełnie zapomniał się w tej pieszczocie jej ciała. Dziwnie podejrzana była ta jego beztroska, więc...
czy atakować już teraz? Czy jeszcze poczekać? Serce upite piwem, zachęcało do kontry, ale umysł… cichutko szeptał, by jeszcze poczekać. Tylko, czy tancerka chciała go słuchać?
Dziewczyna poruszyła nieznacznie dłońmi, nie… bardziej zadrżała, starając się dotknąć opuszkami rąk Jeźdźca.
Może powinna użyć magii?
Nie… zorientowałby się, na pewno… ale… ale może jednak? Tylko ociupinkę, by przyśpieszyć proces jego porażki? Może… może to nie głupi pomysł.
Zamruczała więc na próbę, jakby było jej wyjątkowo przyjemnie. No dobra… było jej przyjemnie, ale nie musiała przecież się z tym tak obnosić.
Mag nie zauważył, zbyt zajęty pieszczotami jej biustu. Wydawał się wręcz pochłonięty wyznaczaniem językiem szlaków na jej piersiach, całowaniem ich, a także muśnięciami warg na jej obojczykach i szyi. Nie zauważył też dotyku palców na swych dłoniach. Był taki… nieświadomy jej niecnych planów, taki pogrążony zabawą jej ciałem. I taki… coraz bardziej pobudzony między swoimi udami. Twardy coraz bardziej.

“TEEERAAAAZ! Zarżnij go! Zarżnij jak wieprzaaaa!” Wydarła się Deewani podskakując na szyi za głową Starca. “NIE ŚPIJ! Patrz! Patrz jak mu pokaże!” Emocjonowała się dziewczynka, waląc smoka w czoło, co by pewnikiem się wybudził. Wprawdzie gad mówił, że nigdy nie sypia, ale wszak był starym dziadem, a kurtyzana wiedziała, że stare dziady lubią spać!
~ Oczywiście, że mu pokaże. On na to liczy z pewnością. Skoro nie zachowuje się tak… jak zwykle? Prowokował ją cały czas ~ ocenił Pradawny, otwierając tylko jedno oko.
Bardka nie wytrzymała ciśnienia i szarpnęła się, unosząc głowę, by zatopić swe kiełki w ramieniu kochanka.
- Aauuu… - syknął z bólu czarownik, ale jednocześnie uśmiechnął się z satysfakcją. Puścił dłonie swej partnerki, ale zamiast próbować odsunąć jej głowę od swego ciała, na oślep sięgnął niżej, by pochwycić jej biodra i nakierować twardy oręż na kobiecość.

Chłopczyca piszczała z radości nad swoim “zwycięstwem”, pacając łapkami po głowie drakona, jakby przygrywała wesołą melodyjkę na bębenku.
“Ale fajnie! Ale fajnie! Skąpałam się w kanale. Zabiłam łotra! A teraz pokazałam temu smutasowi gdzie szarańcza zimuje! HAHA! Ale fajnie!”
~ My też tak robimy. Trzeba capnąć samicę za szyję żeby nie wierzgała. A czasem to ona przygryza… ~ wspomniał czerwonołuski obojętnym tonem. ~ Czyżbyś zaczęła go lubić… Deewani?
“Lubić? BLEH! Co ty gadasz?! Zobacz jak mu dokopała!” obruszyła się dziewuszka, chyba nie do końca pojmując głębi tego wydarzenia.
~ Nie wygląda na dokopanego. To raczej bardziej smocza ruja. Też wtedy jest czułe dogryzanie ~ ocenił skrzydlaty bez większego entuzjazmu dla ludzkich zwyczajów godowych.

Tancerka objęła przywoływacza za głową i ugryzła go w szyję. Nie było to jednak tak agresywne ukąszenie, jak to w napięty biceps, niemniej do cielesnej rozkoszy też nie należał.
Dziewczyna nie broniła też dostępu do siebie, rozsuwając szerzej nogi w zapraszającym geście, po czym złożyła na ustach magika płomienny pocałunek.
~ Jeśli myślisz, że po tym zdradzieckim ataku będę delikatny, to się grubo mylisz ~ zagroził chłopak, a Chaaya… przekonała się o jego “braku delikatności”, gdy jego włócznia przeszyła jej intymny zakątek, a kolejne ruchy bioder były równie silne. Ten “brak delikatności” kończył się jednak na tym przyjemnym akcencie, że usta kochanka odpowiadały równie namiętnymi pocałunkami, pełnymi żaru co prawda, ale i czułości.
~ Nie boję się! Sprawdź mnie! ~ odpowiedziała butnie Sundari, coraz silniej dociskając ich wargi do siebie. Rozłączali się tylko wtedy, gdy Dholianka wyginała się w łuk od doznań, jęcząc przy tym głośno i przeciągle. Kochanek zaś podjął to wyzwanie, zaciskając palce na pośladkach kochanki i starając się ją dosłownie przyszpilić do łóżka. Jego sztychy były bezlitosne, ale ewentualny ból nikł pod falą rozkoszy.
Jej Jarvis, jej ukochany… władczo brał ją w posiadanie, zdobywał, pokazując, że jest je … tak jak to określał Starzec, samcem. Lwem, ujarzmiającym swoją lwicę. Bez litości i wytchnienia. Dostarczał jej kolejnych silnych fal rozkoszy, aż któraś z nich wyrwała głośny krzyk i pozbawiła oddechu szczytującą Kamalę.

Kobieta leżała, jakby została pozbawiona życia, z tym, że dyszała ciężko, co świadczyło na korzyść jej egzystencji.
Trzymając czarownika w objęciach, wpatrywała się w niego roziskrzonym spojrzeniem.
- To kto wygrał? - spytała wkrótce łobuzersko.
- Nie wiem. Będziemy musieli powtórzyć naszą rywalizację - ocenił Jeździec, całując jej usta. - Może nawet kilka razy… pod rząd.
- Zmiażdżę cię - zażartowała bardka, czule zaczesując mężczyźnie włosy do tyłu.
- A teraz się połóż, przytul… odpocznij.
Musnęła jego dolną wargę koniuszkiem języka, jakby spijała kropelki słodkiego soku.
- Ale nie myśl, że to koniec. Nie dam ci tak łatwo… - odparł Jarvis, czyniąc to, co mu zasugerowała - ... spokoju. Czeka cię wyuzdana i lubieżna noc.
Nie pierwsza jaką Chaaya przeżyła przy swoim kochanku i z pewnością nie ostatnia, ale tulona przez swego zdobywcę, nie miała ochoty na to narzekać.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 07-03-2018, 19:46   #143
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Bardka przeciągnęła się leniwie na łóżku, znów po kolejnej namiętnej nocy u boku swego kochanka. Ostatnio sporo ich było… i nocy i dni i chwil. Jarvis okazał się lubieżną bestią, a Kamala? Czy ona też taka teraz była? Może.
Wszak nie oddawała się mężczyźnie z poczucia obowiązku, może czasem, by pokazać mu jak jest oddana, ale bywały momenty, kiedy tak nie było. To też była wina magika, który “torturował” ją swymi pieszczotami. Rozpalał ogień w jej lędźwiach i zmuszał ją do tego, by błagała, prosiła lub żądała spełnienia, by wyrażała swoje pragnienia. Zmuszał ją do zmierzenia się z jej strachami i do pokonywania ich. Bo czyż nie stała się dziką bestyjką w obserwatorium elfów, mimo skrępowanych rąk… gdzie wtedy był strach, który zwykł ją wtedy paraliżować?
Jarvis ją zmieniał… powolutku, po odrobinie, niespiesznie. Stawała się bardziej perwersyjna przy nim, a może zawsze taka była? Tylko wcześniej, akt miłosny był, albo zadaniem do spełnienia, albo… spotkaniem przepełnionym długo skrywaną tęsknotą. Przy czarowniku… mogła być troszeczkę samolubna. Czasem tak bardzo, że zmieniła mu płeć bez pytania i… nie poniosła za to kary. Żadnej.

Zbliżał się poranek, robiło się jasno, a Smoczy Jeździec spał. Na jego ciele były ślady ukąszeń i zadrapań.
Jej ślady…
Ozdobiła partnera swoimi pieszczotami. Oznakowała jako swoją własność.
Mimowolnie uśmiechnęła się, muskając palcami odcisk ukąszenia na swej piersi. On też ją oznaczył… jako swoją.
Na razie, musiała szykować się na zakupy z Godivą i Gamnirą. Aaaa i powiedzieć Nveremu o nauczycielce… i coś… jeszcze było? Coś związanego z ustami kochanka, wędrującymi po jej stopie i... coś w antykwariacie?
Unosząc głowę, Dholianka rozejrzała się po pokoju… ale bajzel… ich ubrania, buty, pasy były rozrzucone bezładnie po całym pokoju. Wczoraj musieli być jak dzikie bestie.

Kobieta westchnęła. Czuła się trochę jak… kupka popiołu. Lekko, zwiewnie, nostalgicznie. Po palącym ogniu pozostało tylko wspomnienie. Ona sama… była wspomnieniem.
To co robili wczorajszej nocy było szalone. To była czysta celebracja ich cielesności… dzika, nieujarzmiona, perwersyjna, lubieżna, uzależniająca.
Sundari spojrzała czule na śpiącego chłopaka. Jego szyja, barki i obojczyki upstrzone były ciemnoróżowymi szlaczkami jej pocałunków i sinawymi falbankami zębów. Na plecach, choć teraz niewidoczne dla oczu, pyszniły się wstęgi szram po paznokciach.
Ach, znów dała się ponieść chwili, alkoholowi i emocjom… zawsze taka była. Krewka, wybuchowa, energiczna, pełna pasji.
Zimny wychów babki nie był w stanie zgasić w jej łonie żaru i choć tawaif nie pamiętała już jaka była przed byciem Chaayą… przed całym tym procesem przeobrażania ją w idealną tancerkę, to słabe przebłyski jej dawnej natury przetrwały, zaklęte i głęboko ukryte w maskach ujawniając się… podczas takich nocy jak ta miniona.

Ranveer miał dar dotykania prawdziwej istoty kurtyzany, przyjmując na siebie, rozpaczliwą próbę, przywrócenia odebranego dzieciństwa Deewani i głęboko zakorzenioną fascynację światem Umrao, chorobliwą niepewność Nimfetki oraz smutek Ady i wiele innych. Nie ważne którą z nich mu ukazywała, potrafił przejrzeć jej rolę i dotrzeć do ukrytej na dnie duszy, zagubionej kochanki.
Ranveer ją „widział”, gdyż sam padł ofiarą kultury, kasty i religii w jakiej się zrodzili. „Rozumiał” ją i nie oceniał, bo wiedział, że robiła wszystko, by siebie uratować.
Jarvis znał tylko jedną Chaayę i uważał, że była nią Kamala… nie mylił się zbytnio, bo to Kamala powołała ją… je do życia.
Oddając im cząstkę siebie na przechowanie i by nie zostać jeszcze bardziej skrzywdzoną niż była, przykryła prawdę kłamstwem, w nadziei, że kiedyś… kiedyś dokopie się do pogrzebanej żywcem niewinnej dziewczynki, która chciała się bawić, śpiewać, przeżywać przygody, uczyć się, czytać, podróżować… żyć.

Zbyt wiele jednak czasu upłynęło i rozum nie potrafił już ogarnąć tego co sam stworzył. Bardka pogodziła się z faktem, że już nigdy nie będzie sobą, a jedynie wyobrażeniem siebie prawdziwej.
I wtedy… czarownik ją obudził. Obudził ją naprawdę. Tu na moczarach, w La Rasquelle, przebił się przez mozaikowy pancerz, odrzucił fałsz i dotarłszy do źródła jej istnienia, przytulił ją i zaczął się z nią kochać.
Tancerka nie wiedziała jak to robił i czy w ogóle był świadomy swoich czynów, ale czepiała się tych chwil zachłannie, niczym rozbitek tulący się do dryfującej beczki.
Jeszcze, jeszcze, mocniej, by poczuć znów siebie, by doznać świadomości, że w końcu nikogo nie udawała… że nie musiała udawać.
Spalała się jak ćma w płomieniu pożądania, swoim i przywoływacza, w takie noce jak ta miniona.

Dziewczyna przekręciła się na bok i zaintonowała cichą pieśń, przywołując sploty magiczne, które za dotknięciem jej ciepłej dłoni, rozprowadzały kojącą i rozprężającą moc, która zaleczała wszelkie rany na ciele magika. Wkrótce po opuchliźnie i krwawych, bolesnych śladach, zostały jedynie siniaki, niczym cętki na futrze geparda.
Tawaif ucałowała rozchylone wargi kochanka, szepcząc mu jak mocno go kocha, po czym z ciężkim sercem usiadła na brzegu łóżka.
Czekał ją nowy dzień. Musiała wstać.
- Ja ciebie też kocham Kamalo… i nie mam ochoty wypuścić z tego łóżka. Ale… ona… idzie - odpowiedział jej żartobliwie, a ona usłyszała głośne i entuzjastyczne łomotanie w drzwi. No tak… Godiva wstała.

- Chwileczkę! - Zawołała Sundari i obejrzała się czule na mężczyznę, uśmiechając słodko. - Co zamierzasz dziś robić, kiedy ja będę włóczyć się z dwiema krnąbrnymi uczennicami po mieście? - spytała wesoło i przedreptała do wanny, by uruchomić wodę. Nie weszła się jednak kąpać, a wzięła ściereczkę, by przemyć się szybciutko, rozglądając po pokoiku i lokalizując potrzebne jej części garderoby.
- Będę planował następną wycieczkę na bagna. Poszukamy kolejnych ruin, może znajdziemy nowe wskazówki. Poszukam też kogoś, kto mógłby nam pomóc odpowiedzieć na pytania na temat twojego medalionu. Mamy już dwa artefakty, więc możemy jeden przehandlować za wiedzę o drugim. - Zamyślił się Jeździec i dodał, uśmiechając się łobuzersko.
- A może przy okazji zaplanuję jakiś romantyczny wieczór, który rozmiękczy twoje serduszko i pozwoli mi wślizgnąć się pod twoją sukienkę?
Nie musiał tak się starać, wszak wiedział, że ona zawsze ulegnie jego kaprysowi… a jednak… robił to.
- Dwa? - zdziwiła się tancerka, zbierając z półeczki maść różaną, po czym szybko czmychnęła za parawan, wciąż przysunięty do szafy.
- O właśnie… słyszałeś o wieży poczekaj… - Urwała, wzdychając cicho. Po kilku chwilach ciszy, mag usłyszał stukanie obcasików, a później szelest materiału… dużej ilości materiału.
- Czy słyszałeś o wieży Alhrazan? - Kontynuowała jak gdyby nigdy nic Chaaya, wychodząc z ukrycia w pełni ubrana, ale strasznie rozchochrana.
- Może pójdziemy na ten plan gdzie jest ten… Aghmaru? Pamiętasz? Wypytywał nas o magiczne przedmioty, może on będzie posiadał wiedzę, która pozwoli zidentyfikować medalion… jeśli nie… w końcu pewnie udam się do tego ducha.
Siadając przy biureczku, zaczęła czesać fryzurę oraz delikatnie malować usta i skrapiać się perfumami.
- A wieeszsz… to świetny pomysł. Jego lud nie jest agresywny i nie będzie próbował nam ukraść skarbu po zidentyfikowaniu - ocenił Jarvis, podchodząc do dziewczyny i siadając nago koło niej, pochwycił bardkę za stopę i palcami zaczął wodzić po łydce. - Udamy się więc tam. Nie będziemy nawet musieli schodzić do lochów.
Spojrzał w górę na oblicze kochanki, której przeszkadzał w malowaniu.
- Tam w kryjówce tego elfa… był odłamek grzechu ukryty. Cenny artefakt. Niejednego w mieście by skusił - dodał.

Kobieta uśmiechała się wesoło, nawet nie próbując uciekać nóżką. Wręcz przeciwnie nadstawiła ją, do podziwiania, chichocząc cicho.
- Czym jest odłamek grzechu i jak wygląda? Brzmi trochę groźnie. - Przyznała, zerkając od czasu, do czasu znad lustereczka na swojego wielbiciela, by obdarzyć go czułym spojrzeniem.
- Tylko gdy sie go używa. Daje jakąś moc, gdy nosi się go przy sobie. Wzmacnia aspekt osobowości i obdarza nadnaturalną zdolnością, ale w zamian… wypacza nieco charakter. Zmusza do pewnych zachowań. Nie wiem co potrafi nasz, ale… słyszałem, że inne dają nadnaturalne zdolności, podobne do zaklęć. - Podwinął jej suknię. Odsłonięta łydka była pieszczona muśnięciami jego palców, muskana wargami i językiem. Wielbiona z czułością. Czarownik nie próbował sięgnąć dalej, skusić kurtyzany do gorącego aktu, nie dbając przy tym o czekającą smoczycę. Nie czynił tego, nie chcąc sprawiać jej kłopotu. Wolał najwyraźniej po prostu okazać swą admirację wobec niej.
- Był w skrzyni… prawda? Otworzyłeś ją… - stwierdziła, niż spytała Dholianka, wyjmując z torby, przewieszonej przez krzesło, dwa sznury dzwoneczków.
- Zawiążesz mi je? - poprosiła, kończąc się upiększać.
- Tak. Zerknąłem do niej. I się przestraszyłem. Moglibyśmy dostać wiele za ów odłamek. Tyle, że… - Powoli zapinał dzwoneczki jednocześnie mentalnie biorąc ją w posiadanie, opartą o tą toaletkę i z zadartą suknią… obraz, który miał utwierdzić Jeźdźczynię w tym, że nie ma żadnej innej kobiety. Że żadna, blada blondynka nie zamieszkiwała wyuzdanych fantazji przywoływacza, ani nawet żadna elfka. Nikt poza Kamalą… to ona królowała w jego pragnieniach.
- ... tyle, że nie chyba nikogo, kto byłby w stanie zapłacić za odłamek. Więc chętni próbowaliby go zdobyć przemocą.

- Kolejny Król Diamentów nam się trafił… - Westchnęła dziewczyna i pochyliła się, by pocałować ukochanego w usta i odcisnąć na nich czerwony ślad po szmince. - Mam nadzieję, że ufasz temu… kto otworzył dla ciebie te zabezpieczenia - dodała cicho, nieco zmartwiona, po czym chcąc czy nie chcąc, wysunęła nogę z objęć jego dłoni i wstała.
- Myślałem, by ów odłamek użyć jako karty przetargowej, gdy będziemy potrzebowali przysługi kogoś potężnego. - Zamyślił się czarownik, spoglądając na wychodzącą kochankę. - Wtedy my pozbędziemy się kłopotu w zamian za pomoc, której będziemy potrzebowali.
- Ten przedmiot w niewłaściwych rękach, może przysporzyć nam nowych… - wyjaśniła bardka i stanęła w drzwiach, uśmiechając się szeroko do stojącej naprzeciw wojowniczki.
- Dzień dobry, majtki założyłaś?
- Nie wiem… sprawdź sama jeśliś ciekawa - zaproponowała zadziornie smoczyca, nie mająca na sobie jednak owych nowych butów. Za to nosiła spodnie.
- Takaś harda? Pięknej pannie nie przystoją takie odzywki - odparła wartko Sundari i bez ceregieli wsunęła dłoń za pas przyjaciółki i jakby tego była mało, zrobiła to od przodu, na łonie.
- Ano… a ja jestem piękną włóczniczką. - Godiva nie próbowała się bronić, pozwalając Chaai wędrować dłonią po gładkiej skórze, aż do bram kobiecości. No bo skrzydlata była wrogiem bielizny.
- Jak ty chcesz przymierzać ubrania nie mając na sobie majtek?! - fuknęła gniewnie tancerka i obejrzała się na czarownika przewracając oczami. Aj… trafiła jej się ciężka sztuka do okiełznania.
- Marsz do pokoju i ubierz się tak, by nie podniecać starego krawca przy każdej wymianie kiecki! Już, bo zaraz się spóźnimy.
- Niech sobie patrzy, a jak spróbuje dotknąć, to mu najwyżej rękę odgryzę - zadeklarowała butnie drakonka, ale posłusznie udała się, by skompletować swój ubiór.

- Kiedyś się nauczy. Gdy będzie miała się dla kogo stroić. - Jarvis pocieszył swą kochankę.
- Powinna to robić dla siebie - ucięła bardka, wychodząc na korytarz. - I na bogów… później będzie mi jęczeć, że ją boli, że swędzi… piecze i na pewno umiera i będe musiała łazić z nią po klerach, a później uczyć jak aplikować maści lecznicze. Mogłaby mi tego oszczędzić i nosić gacie na dupie. - Dholianka ruszyła ze stukotem obcasików do drugiego pokoju, by naocznie przypilnować podopieczną, wywiązującą się z tego strasznego i męczącego zadania jakim było zakładanie majtek.
Godiva wypinając zadek i przeklinając ludzkie nawyki, naciągała bieliznę na pupę. Najwyraźniej ubrania uznawała za ozdoby. Warto było je nosić, gdy się ładnie w nich wyglądało, ale poza tym… były zbędne. Co było zrozumiałe, smoki jedyne co nosiły na swym ciele, to magiczne przedmioty.
- Już nie bądź taka udręczona. - Strofowała ją szorstko Kamala, krzyżując ręce na piersi i obserwując krytycznie zmagania Niebieskiej. - Jeszcze zrozumiałabym Nverego… dynda mu taki pod nogami, plącze się i uwiera… ale ty? NIC TAM NIE MASZ! Więc o co tyle krzyku? Jeszcze bym ci darowała… jakbyś miała włosy, ale ty sie wyskubałaś jak… - Jak ona sama, ale ona była z pustyni i było to konieczne. - JAK KURCZAK! - Zaśmiała się wesoło, klepiąc brunetkę po plecach. - Mówiłam ci na statku, że musisz dbać o siebie… o zdrowie, na prawdę nie chcesz tam zachorować. Uwierz mi na słowo kochana. Nigdy… przenigdy. No chodź… Gamnira już pewnie na nas czeka. Spodoba ci się… to przebojowa babka… i mam nadzieję, że założyła majtki, bo się wścieknę…
- Jak nie zalożyła. Ja swoje też zdejmę - zagroziła Godiva i tawaif nie zdziwiłaby się, gdyby smoczyca zrobiła to nawet na środku placu handlowego. Uważała się za zjawiskowo piękną i była próżna… oraz pozbawiona ludzkiego poczucia wstydu i przyzwoitości.
- Pfff w takim razie, już nigdy więcej z tobą nigdzie nie pójdę - odparła wzniośle Dholianka i uśmiechnęła się lisio.
- Ojej… zapomniałam parasolki. Weź przywołaj już gondolę… zaraz do ciebie przyjdę.
Mówiąc to, szybciutko zawróciła do pokoju, by wpaść jak huragan, złapać zamaskowane ostrze i wypaść w tej samej chwili, zbiegając szybciutko po schodkach na dół tawerny.


Gamnira już czekała racząc się winem w przybytku Vittorio. Zapewne tym samym, które Chaaya sprzedała karczmarzowi. Smoczyca dzielnie podążała za bardką, rozglądając się ciekawsko dookoła, jakby była jej młodszą siostrą. Łowczyni zajęta kosztowaniem trunku nie zauważyła wchodzącej kurtyzany.
Sądząc po lekko zarumienionych policzkach, wino bardzo jej smakowało.
- Co ja ci mówiłam o piciu! - zawołała doniośle kobieta z pustyni, dźwięcząc świergotem dzowneczków przy każdym kroku.
Była piękna niczym kwiat, dostojna jak ibis, ale z jakiegoś powodu… wydawała się nieco zmęczona.
- Nawet nie ma południa… czy mam ci dać szlaban? - zażartowała beztrosko, podchodząc do stolika koleżanki, by się przywitać.
- Gamniro… poznaj Godivę. Godivo… to jest Gamnira, mentorka mojego brata - przedstawiła sobie obie panie z psotliwym uśmieszkiem na ustach, po czym obejrzała się ciekawsko na Vittorio, by do niego pomachać.
- Witaj - zaczęła tropicielka, podając dłoń skrzydlatej i pytając - Ty też jesteś uczennicą Paro?
- Niee… jesteśmy bardziej… - Niebieska zaczęła szukać właściwego określenia, gdy tymczasem tawerniarz odpowiedział tawaif wesołym pozdrowieniem dłoni.
- Jesteśmy przyjaciółkami, ale ona lubi mnie czasem podglądać i naśladować. - Dholianka uśmiechnęła się wrednie do drakonki. - No i obiecałam jej babskie zakupy, bo widzisz moja ślicznota lubi się stroić, tym bardziej, że teraz ma odpowiednie buty do swojej wspaniałej osoby. Trzeba jej coś wybrać, bo biedaczka nie może się nimi chwalić. To jak... gotowa na swój pierwszy dzień nauki?
- Lubię podglądać… bardziej podglądać niż naśladować. Paro ma taki śliczny biust i pupę… - Ciężko było zawstydzić gadzinę, która nie miała pojęcia co to wstyd, a co gorsza, nawiązała nić porozumienia z uczennicą nie tam gdzie trzeba.
- I nogi - wtrąciła bowiem traperka, a włóczniczka od razu podjęła ten temat. - Prawda?

- Więc… eee.. tak… chodźmy. - Łowczyni zgodziła się z tancerką, nie bardzo rozumiejąc czemu tak chętnie dała się wmanewrować wojowniczce w rozmowę o atrybutach urody swej “nauczycielki”.
- To jak już wstępniak mamy za sobą, powiedzcie na co macie ochotę. Buty, bielizna, gorsety, akcesoria, sukienki… tak sukienki na pewno muszą być, Godiva chce pokazywać buty, a ty poczuć w sobie kobietę. - Sundari ani na chwilę nie dała po sobie poznać, czy jest zażenowana jawnym obgadywaniem jej osoby, czy po prostu przyzwyczaiła się do takiego przedmiotowego traktowania.
Stukała się wachlarzem w policzek planując już trasę ich wspaniałej wycieczki.
- Coś odpowiedniego? - Dla Gamniry to co mówiła Chaaya, było chyba czarną magią. - No kupuję majtki, spodnie, buty, koszule. Lniane przepaski piersiowe… eee.. gorsetów nie kupuję. Bo to diabelstwa drogie i skomplikowane w zakładaniu. O… i onuce czasem zamawiam.
- Ach, dobrze… a więc zaczniemy od podstaw - odparła ciepło bardka. - Dopij szybko to wino i się zbieramy.

Gdy wszystkie trzy wyszły z tawerny, Jeźdźczyni wzięła pod rękę tropicielkę jak swoją najlepszą przyjaciółeczkę i poczęła jej szybko szeptać pierwszą… nie to już będzie druga lekcja bycia wcieleniem kobiecości.
- Widzisz moja droga… wszyscy błędnie zakładają, że to, co składa się na “piękno” dziewczyny, to uroda i bogaty strój. Otóż nie… to tylko dodatkowe atuty składające się na całokształt wizerunku, ale mężczyźni są na to za głupi… a to oni ustawiają się pierwsi do wyrażania głośno swoich opinii. Nie trzeba być pięknym, ani mądrym, ani bogatym i fantazyjnie ubranym jeśli… jeśli lubisz samą siebie. To może wydawać ci się dziwne, ale widać gdy ktoś nie lubi swojego ciała, gdy obawia się w nim czegoś. To jak my siebie widzimy, nie pokrywa się z tym jak widzą nas inni. Jednakże gdy będziemy przeczuleni na swoim “mankamencie” cokolwiek to było… no nie wiem… odstające uszy. Nasza obawa… będzie przenosić się na odbiorców. Taki Ahmad nie musi zauważać twoich uszu… może je nawet lubić, że są jak u słonia… ale widząc, że ty masz z nimi problem i on zacznie dostrzegać to samo… Rozumiesz co ci chce powiedzieć? Musisz być pewna swojego ciała, świadoma atutów, wykorzystywać je do swoich celów
- Acha… być pewna siebie. Rozumiem - zgodziła się z nią Gamnira i podrapała po czuprynie. - Tyle, że… no… ja nigdy nie czułam się kobietą. Widzisz jak się ubieram. Ma być wygodnie. Ty zaś… - Spojrzała krytycznie na kurtyzanę i zachichotała.
- Chyba nie ukryłaś nóg z mojego powodu? Żebym się nie dekoncentrowała.
Smoczyca zaś w ciszy podążała za dwiema kobietami, zatopiona we własnych myślach, bądź fantazjach.
- Chciałam wyglądać jak dama… - wytknęła jej tancerka z udawanym oburzeniem, po czym się zaśmiała.
- Nie musisz ubierać się po kobiecemu, by czuć się kobietą. Gdy polubisz siebie, wszystko staje się łatwiejsze. Oczywiście, że nie wyzbędziesz się kompleksów… każda z nas je ma. I ja i Godiva również, ale nie dajemy się im zdominować. Na początku kupimy ci bieliznę. Ma spełniać ona jedną funkcję… ma być ładna. Będziesz ją zakładać w te dni, kiedy nie będziesz wyruszać na misje i polowania. Będziesz ją zakładać dla siebie, by spojrzeć w lustro i powiedzieć: uuuu maleńka brałabym cię od razu. - Kamala zaśmiała się ponownie, lekko i radośnie. - Opowiedz mi jakie masz wyobrażenia na temat tego co chciałabyś nosić… może widziałaś na witrynie sklepowej coś co wpadło ci w oko, albo mijałaś jakąś pannę w gondoli, która wyglądała twoim zdaniem ładnie w jakiejś rzeczy.
- Nie wiem - rzekła cicho łowczyni i dodała - Po to cię mam właśnie Paro. Nie wiem co powinnam kupić i założyć. Jeśli o mnie chodzi, dobrze mi w tym co już mam na sobie. Ale czasem po prostu lepiej wyglądać… kobieco. Ty umiesz się ładnie ubierać, liczyłam, że… no… sama coś dla mnie wybierzesz, żebym miała później jakiś punkt odniesienia co jest ładne, a co nie.
Dholianka westchnęła i pokiwała charakterystycznie głową, ni to potakując, ni zaprzeczając.
- No dobrze… będziemy dużo przymierzać, może coś ci się spodoba - odparła polubownie, bo i nie chciała ubierać trapeki jak własnej lalki, którą przecież nie była.
- Godiva będzie oceniać, jest wybredna.
Mając już zarysowany plan działa, zeszła z koleżankami do przystanku gondol, by znaleźć im przeprawę do pierwszego salonu.

Salon z bielizną, który wypatrzyła bardka, był prowadzony przez pulchniutką kobietą po trzydziestce z prawdziwą wieżą loków na głowie, która po uważnym przyjrzeniu, okazywała się drogą peruką. Niemniej, trzy dziewczyny nie przyszły tu podziwiać jej głowę, tylko kupić bieliznę. I dobrze trafiły. W tym sklepiku sprzedawano tylko najbardziej wytworne i koronkowe dzieła dla kobiet z towarzystwa. A za taką właśnie została wzięta tawaif.
- Czym mogę służyć panienko? Mam wspaniały wybór cudeniek, które pięknie leżą na naszym kobiecym ciele i prawie ich nie czuć - rzekła poufale do bardki, ignorując zupełnie Gamnirę i Godivę. Najwidoczniej biorąc je za ochronę bogatej modnisi, którą, w jej mniemaniu, była Chaaya.
- Och… to wspaniale! Ach, wręcz wybornie. - Ucieszyła się na pokaz złotoskóra. - Widzę, że się pani zna na rzeczy… ach tak, i pewnie nie jednego już brzydkiego kaczorka przemieniła w łabędzia! Tak, pomoże mi pani przerobić te dwie, dzikie amazonki we wcielenia żądzy. - Uśmiechnęła się drapieżnie, nie mogąc się wręcz posiadać z radości, że wrobi smoczycę w przymierzanie tuzina majtek.
HA! Ależ to będzie zabawny początek dnia!
- Ja nie miałam kupować majtek, tylko tuniki! - zaprotestowała wojowniczka, a i sama sprzedawczyni obrzuciła obie “brygadzistki” pogardliwym spojrzeniem.
- Toż to rzucanie pereł przed świnie. Nie jestem cudotwórczynią, nie zmienię ich kanciastych brył mięśni w zwiewne kobiece ciała - oceniła, trzęsąc się z oburzenia i to dosłownie, bo jej obfity biust zafalował jak galaretka.
- Ja bym tam nie obrażała świń, gdy się do… - Łowczyni przytomnie zakrywała usta krewkiej skrzydlatej, sama jakoś nie przejmując się złośliwościami gospodyni.
Chaaya popatrzyła wymownie na handlarkę i tylko uśmiechnęła się kącikami ust, wyjątkowo zajadle.
- Doprawdy nie sztuką jest ubrać piękną kobietę… na niej każda szmata będzie wyglądać ładnie. Myślałam, że trafiłam do sklepu gdzie sprzedawane są wyroby najwyższej jakości, nie muszące bronić się urodą właścicielki, gdyż same są niezależne w swoim majstersztyku. Jak widać… pomyliłam się. - Kurtyzana odwróciła się, mrugnęła do wściekłej niebieskołuskiej,, uśmiechnęła szerzej do tropicielki i ruszyła w kierunku drzwi.
- To jest sklep dla… osób z odpowiedniego towarzystwa - odparła dumnie grubawa damula, zapewne sama się do tego towarzystwa zaliczając… lub próbujac dostać. Oznaczało to jednak, że choć sklep był dobrze wyposażony, to nie istniał dla zarobku, a jako schodek towarzyski w górę dla jego właścicielki.
- Najpierw trzeba mieć talent, a dopiero potem bawić się w wernisaże… miłego dnia. - Tancerka wyszła z chichotem na zewnątrz, przytrzymując znajomym drzwi. Kobiety posłusznie wyszły za nią niczym jej ochrona, gadzia dziewczyna mruczała pod nosem groźby wobec nieznajomej… na szczęście niezbyt głośno.
- Gdzie teraz? - zapytała Gamnira, drapiąc się po włosach.
- Do sklepu po pochodnie i podpałkę. Podgrzejemy ten budynek - sarknęła gniewnie włóczniczka.
- Godivo… zemsta najlepiej smakuje na zimno i tak… by słudzy praworządności, nie zapukali ci do drzwi ze Strażą Miejską u boku… Najlepszy do tego będzie ogień wywołany magią, którego nie da się namierzyć po… sprzedawcy i dziesiątkach naocznych świadków jego podkładania. - Dholianka zamachała rączką na gondoliera i otwierając wachlarz, zaczęła się chłodzić.
- Szukamy dalej, nie tu… to tam. Kupno majtek nie jest sprawą życia i śmierci… więc nie musimy się tak denerwować.
Łowczyni wybuchła nerwowym śmiechem, słysząc te słowa zarówno z ust Godivy, jak i Chaai, biorąc je za rodzaj ich sposobu na rozładowanie złości. Nie zdając sobie sprawy, że porywcza smoczyca już pewnie planowała porazić sprzedawczynię zionięciem błyskawic, a bardka była śmiertelnie poważna.
- Może tamten? - Wskazała mały budynek, wciśnięty między dwa inne.
“Garderoba damy” głosił napis na szyldzie.
- Hm? Czemu nie… możemy spróbować - zgodziła się Sundari. - To która rozmawia z handlarzem?
Obie kobiety spojrzały na Jeźdźczynię w milczeniu, zrzucając na nią ten obowiązek.
- Ech… dziś wam się upiecze… - stwierdziła cierpiętniczo złotoskóra, uśmiechając się wyględnie, po czym ignorując zwabionego jej machaniem gondoliera, przeszła przez mostek do drugiego sklepiku.

- Dzień dobry! - Kamala zawołała od progu donośnym i dźwięcznym głosem, zaciągała przy tym jak słowik, który śpiewał do dzwoneczków brzęczących przy każdym kroku kobiety.
- Mam nadzieję, że w tym sklepie spotkam się z fachową i profesjonalną obsługą, nie to co u tej wyfiokowanej tufty naprzeciw. Ta cała madame nie ma za grosz ogłady, o talencie krawieckim nie wspominając. - Poskarżyła się łaniooka, wachlując leniwie powietrze wachlarzem.
- Ojciec jej kupił sklepik… żeby się wreszcie za coś wzięła w życiu. To było… tak z dziesięć lat temu. - Odezwał się głos z wnętrza, starczy i męski. Pokrzywiony jak wiekowa sosna staruszek o twarzy pooranej zmarszczkami, spojrzał na wchodzącą tawaif i jej dwie towarzyszki.
- Witajcie w moim sklepiku - rzekł, pokazując szerokim zamachem dłoni swój asortyment bieliźniany, od fikuśnych majteczek z koronki, po siermiężne przespaski piersiowe z lnu. Było tu wiele różnych artykułów, wszystkiego po trochu na każdą kieszeń.
Paro uśmiechnęła się szeroko, przeglądając jedną z wystaw.
- Moje przyjaciółki potrzebują bielizny... takiej w której poczują się pewniej siebie - odparła polubownie, zdejmując z wieszaczka stanik o kolorze butelkowej zieleni. Na środkach miseczek wyhaftowane miał różowe różyczki, co dziewczyna uznała za wyjątkowo urocze. Dobrała szybko do tego majteczki i pokazała łowczyni, nic jednak nie mówiąc o swojej opinii, a jedynie przyglądając się reakcji koleżanki.

- Ładne - oceniła Gamnira, przyglądając się bieliźnie. - Będzie ładnie na tobie wyglądać.
Godiva zaś rozglądała się po pomieszczeniu niczym wampir pośród girland czosnku.
- Ja się czuję wystarczająco pewnie - mruczała gniewnie.
- Tam można przymierzyć. - Starzec wskazał nieduży obszar, oddzielony od reszty zielonymi płachtami tkanin. Sam zaś zerkał na smoczycę, po czym zaczął przerzucać gorsety z jednej kupki na drugą, w poszukiwaniu odpowiedniego na niebieskołuską.
- Ty to zakładasz… - wyjaśniła Chaaya, wręczając tropicielce garderobę i wskazując jej kącik do przebrania. - Zawołaj jak będziesz gotowa, a ja czegoś ci jeszcze poszukam. - Nie czekając na protesty, odwróciła się i zaczęła przeglądać kolejne kosze, wieszaki i półeczki w poszukiwaniu ciekawych wzorów i odcieni. To co zauważyła pomiędzy kolorową bielizną, tancerkę wielce zaciekawiło. Był to dolny kawałek ubioru, pozszywany z różnobarwnych kawałków tkaniny, ale… jakoś nie bardzo nadający się do użytku. Przecież po co kobiecie takie dziwne majteczki, które mają taki dziwny woreczek z przodu, przecież nie na pieniądze.
Nagle… uśmiech pojawił się na twarzy Jeźdźczyni, gdy zrozumiała co trzyma w palcach. To była męska bielizna, a ten mieszek służył po to, by wyeksponować dumę mężczyzny… tym bardziej, że tkanina była najbardziej jaskrawa właśnie tam.

Bardka wzięła głęboki wdech, powoli go wypuszczając. Nie mogła przecież huknąć śmiechem… choć bardzo tego chciała, to by jednak mogło popsuć jej plany co do prześmiesznego odzienia, które nasunęło jej “mroczny” pomysł wrobienia czarownika w przebieranki… musiała tylko znaleźć do tego odpowiedni stanik…
“Nie uśmiechaj się tak, bo sprzedawca wykituje na zawał…”
Burknęła Laboni, czując jak “najpodlejsze” z masek, prawdziwe impy z dna piekieł, już tańcowały wokół pentagramu, przyzywając najdziksze wizje swojej nosicielce.
Deewani prychnęła z pogardą… a może to była zazdrość, że nie mogła dołączyć do swoich siostrzyczek, by podsycać wyobraźnię Sundari najohydniejszymi pomysłami do poniżenia Jarvisa.
Pacnęła Starca w nochal, po czym szybko zniknęła w jednym z luster.
A Dholianka przykryła bieliznę kilkoma innymi, które miała zamiar podać przymierzającej Gamnirze, była w nich para z krwistoczerwonego aksamitu, obszytego po brzegach czarną koronką i koralikami, jak i całkowita ekstrawagancja w postaci przezroczystego materiału z naszywanymi jedynie motylimi motywami, nie zasłaniającego, ani nie chroniącego praktycznie nic.

- I jak ci idzie? - zawołała Chaaya, stojąc nieopodal przepierzenia i oglądając coś… co i jej się spodobało, choć w bardzo dziwnym sensie… niewiele myśląc, kurtyzana wzięła owy komplecik i wcisnęła sobie pod tabun innych, tam gdzie trzymała prezent dla kochanka.
- Za ciasne. - Usłyszała w odpowiedzi, co mogło świadczyć o tym, że łowczyni już się ubrała.
Tymczasem Godiva sarkała na kolejne gorsety cierpliwie podsuwane jej przez sprzedawcę, mrucząc coś o więzieniach ze sznurów.
- Góra czy dół? - dopytywała złotoskóra, stojąc pod kotarką. - Może pan na chwile do nas podejść? - poprosiła handlarza, grzecznym i ciepłym tonem, przygotowując ukryte ubrania do dyskretnego przekazania.
- Noo… pije w obu miejscach - stwierdziła wstydliwie traperka, gdy stary sklepikarz z ulgą opuszczał awanturującą się skrzydlatą, podchodząc do tancerki.
- Tak? - spytał.
- Ma pan może większy rozmiar tych zielonych z różami? - spytała ogólnikowo, wręczając mężczyźnie “pakunek”. - Proszę zapakować i trzymać pod ladą, z dala od oczu tej co stoi za pana plecami - odparła konfidencyjnym szeptem, po czym przykryła starca naręczem innych fatałaszków, zostawiając sobie tylko kilka sztuk. Co krawiec ruszył pospiesznie uczynić, zadowolony, że uwolnił się choć na moment od włóczniczki.

- No dobrze… w takim razie spróbuj tego, a później tego. - Dziewczyna odwróciła się i wsunęła rękę za zasłonkę wręczając kolejne ozdoby.
- Może sama... oceń? - Usłyszała głos Gamniry, która niepewnie wzięła kolejny kawałek bielizny. - Co? Głupio się czuję.
Kamala wetknęła więc głowę do środka, uśmiechając się łobuzersko.
- Pięknie… nie głupio, pamiętaj o pewności siebie - przypomniała ciepło.
tropicielka się pomyliła, stanik i majtki nie były za ciasne. Tylko mocno opinały jej krągły biust i pośladki. Mocniej niż do tego przywykła.
Kobieta miała dość muskularną i bardziej męską niż kobiecą sylwetkę… co nie czyniło jej brzydkiej, ale z pewnością jej uroda była niekonwencjonalna, i drobiła nogami w miejscu, stojąc w samej bieliźnie przed lustrem.
- Mogę się pięknie czuć, ale czy pięknie wyglądam? Czy ten stanik w ogóle do mnie pasuje? - zapytała.
- Ha...hayyuuu… - Wyartykułowała przeciągle Dholianka, przykrywając szeroki uśmiech dłonią, by nie przestraszyć łowczyni. Delikatność ornamentów, kontrastowała z kanciastością sylwetki, oszałamiając dysonansem i jednocześnie… jakoś dziwnie fascynując samą bardkę. Rzadko kiedy mogła widzieć spotkanie dwóch przeciwległych sobie biegunów w tak uroczej kompozycji, jaką była niepewna postawa mężnej La Rasquellianki.

- Stanik nie jest za mały, moim zdaniem całkiem dobrze opina twój biust… tylko pochyl się do przodu i wyciągnij pierś spod paska, bo trochę ją rozjechałaś. - Tawaif pokazała o co jej chodzi, po czym zawołała smoczycę, która miała być wszak jurorką.
Gdy Gamnira wypinała się przed zwierciadłem, Godiva podeszła do Sundari, obejmując ją od tyłu w pasie i tuląc się do jej pleców. Oparła głowę na ramieniu tawaif i przyglądała się przez chwilę prężącej traperka.
- Ładnie to wygląda… tak jakoś niewinnie. - Wydawała wyrok.
- Ale czy nasza Gamnira jest niewinna? Czy może ma ostre pazurki? - spytała bardka, nie czując się niezręcznie w takiej… pozycji, choć była ona wyjątkowo niestosowna ze strony skrzydlatej wobec swojego Jeźdźca.
- Nie wiem… masz Gamniro?- zapytała wprost Niebieska, a tropicielka spojrzała na tulące się kobiety, a potem na swoje paznokcie. Podrapała się nimi po policzku, dodając
- Nie bardzo rozumiem… ale dziewicą nie jestem, jeśli o to chodzi.
- Hmmm… to skoro nie jesteś już dzieckiem, a dorosłą… to wolisz być uległa w łóżku, czy dominująca? - spytała, zamyślona tancerka, przekrzywiając głowę na bok.
- Co? - zapytała zaczerwieniona na twarzy półnaga i spojrzała w lustro dukając. - No… nie wiem… po prostu poszliśmy i on mnie całował, zdjął spodnie… zrobił swoje. Było miło, ale jakoś nie było tych fajerwerków, o których piszą w romansidłach.
- Ojej… nie chciałam cię zawstydzić. - Chaaya poczuła się speszona, widząc obronną reakcję u koleżanki. Wyglądała jednak, jakby doskonale wiedziała o czym ona mówiła i jakoś podświadomie z nią sympatyzowała.
Nie jeden raz miała klienta… który był rozczarowujący pod każdym względem.
- Podoba ci się kolor? Czy lubisz róże? - Zmieniła nagle temat. - Przymierz następny zestaw, a my poczekamy na zewnątrz. - Zrobiła krok w tył, napierając na wojowniczkę i mrucząc nieco gniewnie do niej - nie za wygodnie ci?
- Nie… bardzo… muszę chyba bardziej. - Zachichotała smoczyca, napierając biustem na plecy bardki i wtulając nos w okolicę podstawy jej szyi.
- Tak lepiej.
- Kolor i róże może być… a poza tym nie zawstydziłaś mnie. Wzięłaś z zaskoczenia, po prostu - wyjaśniła łowczyni, przyglądając się kolejnemu komplecikowi. - Takiego pytania spodziewałabym się po drugim albo trzecim kielichu.

Kamala czuła się paskudnie, gdy gadzina ją ściskała. Skuliła się nieznacznie, wiotczejąc w uścisku i w ciszy znosząc swój los. To było jak obłapianie przez obcego mężczyznę. Nachalnego, niechcianego klienta, który jednak zbyt drogo zapłacił, by można mu było tak łatwo odmówić.
Jeźdźczyni chciała się bronić, ale obawiała się reperkusji. Niebieskołuska była partnerką jej ukochanego i nie mogła od tak strzelić jej w twarz, lub co gorsza… podpalić jak tego oprycha wczoraj wieczorem.
Ściągnęła więc brwi i zacisnęła mocniej usta, starając się oddychać równo i niezmiennie, by nie dać po sobie poznać dyskomfortu. Na podtrzymanie tej bańki swobodności, przeznaczyła zbyt wiele energii, by móc odpowiedzieć ukrytej za kotarą tropicielce.
Na szczęście to cofnięcie wystarczyło, by Godiva się od niej odkleiła, pozwalając odetchnąć.
- Dla mnie bielizny nie trzeba. Miałyśmy tuniki kupić - przypomniała. - I może buty.
- Do tunik potrzebne są i majtki, jeśli nie chcesz nosić spodni, więc lepiej sobie coś wybierz… - odparła cicho tancerka do drakonki, szybko zwiększając dystans między nimi obiema.
Stanęła za ladą, oglądając pończochy i nie spoglądając ani razu w kierunku włóczniczki.
- Niech będzie - sarknęła włóczniczka, wybierając na chybił trafił dwa kompleciki, które pasowały do niej rozmiarem.
- Te? Mogą być? - zapytała, pokazując swe znaleziska.
- A co ja mam do tego? To ty je będziesz nosić, tobie mają się podobać. - Padła sucha odpowiedź przy upartym wpatrywaniu się w kabaretki. Kurtyzana nie miała zamiaru się odwracać “zajęta” swoimi sprawami.
- Mnie one ani ziębią, ani grzeją… a ty wydajesz się obrażona na mnie - mruknęła kobieta dla odmiany wykazując się pewną przenikliwością.
- Mam już dość tłumaczenia, dlaczego majtki powinnaś nosić - wyjaśniła Dholianka, przebierając w podwiązkach i przykładając sobie niektóre do brzucha, by obejrzeć “na sobie”.
- Więc zostają te. - Wzruszyła ramionami smoczyca, sprawdzając na sobie czy pasują, poprzez przykładanie ich do ubrania.

- Ubrałam! I co dalej?! - odezwał się krzyk Gamniry, który Chaaya odebrała z ulgą.
- Już idę, pokaż - zawołała ciepło tawaif, podchodząc do kotary, by zajrzeć za jej poły. - Jak się w tych czujesz?
- No… prawie goła - stwierdziła traperka, obracając się przed lustrem w skąpej i figlarnej bieliźnie, którą jej Sundari podrzuciła do ubrania.
- O to w niej chodzi… nie uważasz, że to całkiem zabawne? - spytała dziewczyna z pustyni, oglądając od stóp do głowy swoją “uczennicę”. - Tam skąd pochodzę nie przykładamy takiej wagi do wyglądu intymnej garderoby. Zamiast staników nosimy choli, czyli wiązane bluzeczki odkrywające brzuch i plecy, a majtki mamy z bawełny lub cienkiego muślinu, by nie dostać odparzeń… tutaj jednak wyobraźnia popuściła wodze i zaczęła tworzyć nie tylko prawdziwe cudeńka… ale i potworki. Przyjemnie jest na to popatrzeć i się pośmiać, prawda?
- Noooo… przyjemnie. Więc co o tym sądzisz? Podoba ci się ta bielizna tutejsza czy ta rodzima jest lepsza? - zapytała myśliwa, kręcąc biodrami.
- Hmm… byłam zaskoczona, ale szybko się przyzwyczaiłam… choć ciągle kupuje je… dla żartu. Im bardziej pokręcone i bezużyteczne tym lepiej - wyjaśniła z błędnym uśmieszkiem na ustach bardka. - Inna też sprawa, że wybieram ją, by spodobać się kochankowi… - Wzruszyła ramionami.
- Chyba najmniej narzekałaś na czerwony komplet… podobał ci się, był wygodny?
- No nie wiem… wygląda ładnie chyba. Nie mam porównania, jak wygląda na innym ciele - stwierdziła kobieta, dodając - Czerwony może być.
- A po co ci porównanie, skoro to ma być prezent dla ciebie… - zdziwiła się kurtyzana. - Jeśli nie jesteś do niczego przekonana, mogę poszukać czegoś jeszcze, nie musisz spieszyć się z decyzjami.
- No… nie… po prostu nie mam dobrego gustu. Ani żadnego. - Obróciła się dookoła, zerkając na oblicze kompanki. - Tobie się podobam? To znaczy… tobie się podoba na mnie?
- Tooo skomplikowane - wyjaśniła Sundari, przyglądając się przezroczystej tkaninie i delikatnym splotom haftu. Zastanowiła się dłuższą chwilę, bez zażenowania wpatrując się prezentowane rejony intymne, doskonale teraz widoczne.
- Wydaje się do ciebie nie pasować… jest zbyt delikatne… nie, zbyt takie… małe..? I gubi się… niknie przy twojej urodzie. Jesteś dość silnie zbudowana i wydaje mi się, że potrzeba ci czegoś bardziej rzucającego się w oczy, by kontrastowało… Rozumiesz o co mi chodzi?
- Acha… bardziej kontrastujące… czyli te czerwone? - Gamnira napięła sploty mięśni na karku, zerkając po sobie i swojej bieliźnie.
- Hmmm… może kontrast to było złe słowo..? - Tancerka ściągnęła usta w dzióbek, jeszcze raz przyglądając się koleżance.
- Przytłoczyłaś te motylki… w ogóle ich nie widać na twoich piersiach… myślę, że one lepiej by się zdały na przykład na małej dziewczynce… płaskiej... widzisz… same w sobie nie są złe, ale dopiero po nałożeniu widać prawdziwy charakter ubioru… ten nie pasujecie do siebie. Jesteś silna i niezależna. Potrafisz przywalić i przetrwać w głuszy. Więc potrzebne jest ci coś… co będzie dość silne samo w sobie, by móc podkreślić twoje cechy, a jednocześnie uwydatnić ukryte… czyli piękne, kobiece ciało. Nie widziałam cię w czerwonym komplecie… ale trzymałam je w dłoni i wydaje się bardziej odpowiednie.
- Więc kupujemy czerwony, no chyba, że chcesz mnie w nim zobaczyć… ale wtedy musisz zostać, bo nie chcę cię wołać co chwila - zadecydowała łowczyni, acz po dłuższej ciszy. Wyraźnie rozmyślała nad słowami “mentorki”.
- Nie wydaje mi się, by kolejna przymiarka była konieczna… - odparła pogodnie Kamala. - Kolor ci pasuje? Bo to nie problem dla mnie, by poszukać podobnych części w innych barwach… gdzieś widziałam granatowy i czarny.
- Pasuje - stwierdziła krótko tropicielka, niezbyt się nad tym zastanawiając. - Lubię zielony, więc te pierwsze też wezmę.
- Och… wyglądałaś w nim uroczo - odparła złotoskóra i znikła za kotarką. - Przebierz się, a ja pójdę zapłacić za swoje zakupy.
Oddalający się cichy brzdęk dzwoneczków, oznaczał, że tawaif nie czekała na odpowiedź.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2018, 18:17   #144
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kolejny na liście miejśc do odwiedzenia, był olbrzymi targ z sukniami i ubraniami, bardzo podobny do tego, które Chaaya znała z rodzinnych stron. Nie można tu było za bardzo przymierzać rzeczy na sobie, ale zgiełk wywołany targowaniem i ocenianiem, sukni, płaszczy, koszul, tunik i wielu innych, był oszałamiający.
Duży plac został zastawiony barwnymi straganami i zdominowany przez płeć piękną, zarówno jeśli chodzi o sprzedających, jak i kupujących.
- Przeraźliwe miejsce - oceniła łowczyni, a smoczyca jedynie wzruszyła ramionami.
- To czego szukamy? - zapytała wojowniczka, rozglądając się.
- Idziemy tam, gdzie znajdziecie coś, co was zainteresuje… skoro Gamnira nie za bardzo odnajduje się w takich klimatach… pierwsza jesteś ty Godivo. Wybieraj, przebieraj… a my będziemy doradzać i oceniać. Może tak być? - spytała, przy jednoczesnym zarządzeniu, tawaif, uśmiechając się do jednej i do drugiej z panien.
- Ja? - Cierpiętnicza mina skrzydlatej świadczyła, że, podobnie jak myśliwa, nie bardzo odnajduje się w kupowaniu ciuchów. Ruszyła jednak przodem, dla odmiany wybierając co chwila różnokolorowe sari, najczęściej z lekkich, półprzezroczystych tkanin.
Po którymś wyborze, bardka choć się starała, nie wytrzymała i wybuchła śmiechem, po czym prędko spytała - Po co ci sari na wszystkich bogów? - I zaraz sobie sama odpowiedziała. - Chyba, żeby nie pokazywać butów… Wiesz, że w tym nie można zrobić szpagatu? Miałaś kiedyś na sobie sześć metrów materiału?
- Eeee nie… to co powinnam założyć? - Zadumała się Niebieska, drapiąc po głowie.
- Może to? - zaproponowała traperka, sięgając po skórzaną spódniczkę, która była przeciwieństwem sari. I sięgnęłaby kobiecie, tak do połowy pupy.
- Godiva pracuje w Straży… widzisz jak w tym biega i goni złoczyńców? - Dholianka była wyraźnie rozbawiona postawami obu koleżanek, nie zdając sobie sprawy… aż do teraz, jak były zagubione w tak… niby trywialnym temacie, jak odpowiednie ubranie się.
Oczywiście, i drakonka, i tropicielka były solennie wytłumaczone tym stanem rzeczy, niemniej tancerka, jakby dopiero teraz przejrzała na oczy.
W końcu westchnęła i opanowała głupiutki uśmieszek.
- No dobrze, dobrze… powinnaś mieć spódnicę... luźną, najlepiej z koła. Skoro chcesz prezentować swoje czarne buty, wybierz taką, która jest krótsza z przodu. Ewentualnie kieruj się wyglądem mojej jeździeckiej sukni… ma rozcięcia na obu biodrach, coś podobnego i u ciebie może się nadać. - Tłumacząc te oczywistości, Sundari prowadziła obie dziewczyny wzdłuż straganów, pokazując przykłady swoich słów.
- Tamten zielony… lub ten brązowoczarny… szukaj podobnych.

Smoczycy zielona szata musiała przypaść do gustu, bo zakupiła ją od razu. Potem oczywiście wzięła i czarną… choć już bez takiego entuzjazmu. Gamnira zaś podążając za Kamalą mówiła speszona
- Tooo nie dla mnie. Ja nie potrzebuję sukni w robocie. By tylko przeszkadzała. Na bagnach te ciuchy nie są mi potrzebne, więc… może coś… bardziej kobiecego i delikatnego? Może być nawet krępujące… nie będę w nich biegać, czy walczyć.
- Sukienki nie nosiłabyś do lasu tylko do miasta… na pewno nie chcesz czasem się przebrać ot tak… i zjeść jakiś smaczny obiad w miłym lokalu? - Kurtyzana meandrowała między stoiskami, wyjątkowo często i długo przystawając przy kreacjach typowo pustynnych. Wydawało się, że przodowała w modzie własnej kultury… lub po prostu tęskniła za czymś znajomym.
- Właściwie to tak… tak bym bardziej chciała - stwierdziła myśliwa i dodała - Coś bardziej… kobiecego. Godiva jest piękna i… tamte stroje jej pasują. Ale ja… chyba potrzebuję czegoś bardziej delikatnego.
- Delikatnego? - Smocza Jeźdźczyni wyglądała na nieco skołowaną.
Rozglądała się sennie dookoła, by poszukać jakiś punktów zaczepienia.
- Chodzi ci o coś takiego? Takiego czy… takiego? Wszystkie wydają się “delikatne” na swój własny sposób.
- A w których wyglądałabym ładnie?- zapytała niepewnie łowczyni.
- Na pewno nie w tej brązowej - oceniła błękitnołuska i poradziła Chaai - Chyba powinnaś wybrać jej taką, która… kusiłaby ciebie, co?
- Słucham? - Ta popatrzyła znacząco na ogoniastą, nie do końca wiedząc, jak ma zinterpretować jej “złotą radę”.
- No... najbardziej kobieca, to chyba ta, w której byłaby smakowitym kąskiem? - Próbowała wytłumaczyć Godiva swoje podejście do sprawy, a traperka całkowicie skołowana, nie wtrącała się w tą rozmowę.
- Ty się czasem puknij w głowę, zanim zaczniesz komentować - zezłościła się złotoskóra. - Gamnira nie jest moją laleczką, którą będę ubierać w to co mi się podoba. Zresztą… nie rozumiem dlaczego miałabym to w ogóle robić? To nie przedmiot… nie moja własność. Przyszłam jej pomóc, a nie robić sobie dobrze kosztem kogoś innego. - Łapiąc łowczynię w wyjątkowo silnym uścisku ręki, bardka poprowadziła ją ku kolejnym stoiskom, ciskając złowrogie spojrzenie każdemu nieszczęśnikowi, który ją w tłumie wypatrzył.

- Powiedz mi… wstydzisz się czasem swojej budowy? Że jest taka umięśniona? - odezwała się burkliwym głosem, na moment się zatrzymując, gdy dostrzegła na jednym ze stoisk sukienkę, którą sama by z dumą nosiła na sobie.
- Nie… nie myślałam o tym. Właściwie w ogóle nie myślałam do czasu, aż… cóż… zaczęłam ubierać tę bieliznę co mi pokazałaś - stwierdziła z zadumanym spojrzeniem kobieta i zerknęła wpierw na Paro, a potem na zaskoczoną włóczniczkę, po czym uśmiechnęła się lekko, dodając
- Ona. Trochę ma rację. Nie potrzebuję wiesz… poprawiać swojego samopoczucia ubraniem. Chcę być czasem taka jak ty. Śliczniutka, delikatna, kobieca… tak bardziej apetyczna jak ona to ujęła. Inna. Czasami chcę być inna niż jestem zazwyczaj. Tak dla odmiany i z ciekawości.
- Ale jedno z drugim się nie wyklucza… wręcz przeciwnie. Jeśli nosiłabyś coś… co by ci nie pasowało, od razu byłoby widać to na twojej twarzy. Nie jesteś dobrą aktorką, a więc przebieranie się i udawanie kogoś kim nie jesteś spełznie na niczym. Lepiej się skupić na tym… by pogodzić swoje pragnienie zmiany czegoś i pozostawienia siebie po staremu. - Tawaif zafrasowała się, znowu nie wiedząc jak wytłumaczyć o co jej chodziło.
- Mówisz… że się nie wstydzisz siebie, a jednak ciągle upierasz się, by udawać kogoś, kto nie jest tobie podobny… zamiast uciekać, powinnaś wziąć byka za rogi i wybrać strój, który jest kobiecy i delikatny… ale pokazujący twoje wspaniałe ramiona i nogi, by pokazać, że jesteś piękną amazonką.
- No to znajdźmy taki - odparła z uśmiechem myśliwa.
- Przecież wiesz, że się na tym nie znam. Naucz mnie wybierać to, co pasuje do mojej urody, a ja na pewno poczuję się w tym dobrze.
- Wcale mi nie ułatwiasz… wydajesz się taka spolegliwa… jakbyś chciała być dla mnie po prostu miła… - Westchnęła ciężko Dholianka i pokazała palcem, coś co od dawna obserwowała.

Sukienka z ciężkiego i grubego materiału, o wspaniałym szmaragdowym kolorze na zewnątrz i rubinowym od wewnątrz… całość zdobiona czarnym haftem i szklanymi koralikami, cieszyła oko każdego przechodnia.
- Uważam, że jest piękna i zastanawiam się, czy ją kupić… - Tancerka zmieniła nagle temat, a jej zakłopotana buzia przypominała teraz neutralną maskę, nawet spojrzenie zmatowiało, nadając jej nienaturalnie kamienny wyraz.
- Powiedz mi… co o niej sądzisz… myślisz, żeby do mnie pasowała?
Gamnira poczuła się zapewne jak pod spojrzeniem bazyliszka, bo skamieniała.
- Ja… może lepiej twoja… przyjaciółka? - Rozejrzała się nerwowo dookoła, ale naburmuszona smoczyca poszła wyładować swój gniew na pierwszej handlarce jaką napotkała, kłócąc się o cenę niebieskiej kiecki.
- Dla niej we wszystkim będę wyglądać “smakowicie”, nie jest obiektywna… podobam jej się cała. Chcę wiedzieć co ty myślisz - odparła twardo kurtyzana.
- Ładnie byś w niej… wyglądała… masz miłą w dotyku skórę, a ta sukienka wiele jej odsłania - oceniła w końcu łowczyni. - Bardzo ślicznie byś wyglądała. Na pewno.
- Na pewno..? Tylko tyle… co cię skłania do tego, by tak twierdzić?
- Kolor i… odsłania tu… - Wskazała niepewnie palcem linię barków bardki. - I nogi. I wygląda ładnie?
Lico Sundari rozpogodziło się i dziewczyna uśmiechnęła się zwycięsko.
- Widzisz… jednak masz jakieś zdanie na te tematy. Tylko się wypierasz, że nie masz… jeśli chodzi o moją skórę to wiadomo, że wczoraj w karczmie i podczas przepływu kanałem, miałaś wiele okazji do obmacywania mnie, ale i dziś… i wczoraj, ramiona miałam zakryte. Nie wiesz jak tam wyglądam, a jednak zakładasz, że byłoby mi w tym ładnie. Więc nie wypieraj się… tylko odpowiadaj szczerze i w zgodzie ze swoim instynktem… lub wyobraźnią. To teraz jeszcze raz… wolisz kupić strój jednoczęściowy, czy składający się z kilku dodatków? Kolor obojętny ale najlepiej zielony, krój kobiecy i delikatny?
- Raczej jednoczęściowy - stwierdziła traperka. - Mniej kłopotów z ubieraniem. Chyba.
- Jeden czort… - orzekła bardka i poprowadziła towarzyszkę wzdłuż kolejnych kramików, pokazując tuniki, koszule, spódnice i krótkie szarawary. Wszystkie w odcieniach brązu i zieleni, czyli lasu w którym to myśliwa wiele przebywa i z nim jest właśnie kojarzona. Wszystko jednak było delikatne i stonowane. Dziewczęce.
Tutaj troszkę większy dekolt, tam falbaneczka, gdzieniegdzie hafty z motywami kwiatowymi, gdzie indziej kokardka. Z rękawami krótkimi oraz bez rękawów, z pseudo gorsecikami nie potrzebującymi każdorazowego wiązania, oraz zwiewne i luźne drapowania. Trzeba się było jedynie zdecydować na coś konkretnego… lub wybrać dwa różne i przeciwstawne sobie komplety.
Gdy obie kobiety zbliżały się do okolic upatrzonej sukienki, Chaaya wzdychała tylko i odwracała wzrok, zaraz szybko zagadując i pokazując coraz to nowsze i fikuśniejsze kroje, jakby chciała samą siebie rozkojarzyć, by nie skończyć z nowym łaszkiem w posiadaniu.
Nie było to trudne, bo Gamnira była posłuszną uczennicą i dawała się wodzić za nos. Nie była zbyt pewna podczas wybierania strojów, całkowicie ulegając sugestiom mentorki, ale uważnie oglądając i zapamiętując każde drobne szczegóły o jakich ona wspominała, lub które same wpadły jej w oko, bo tropicielka nie potrafiła bronić swego zdania, nie przed Dholianką przynajmniej.

Gdy zakupy zakończyły się, dla postawnej kobiety, jako takim sukcesem, ponieważ Kamala nie mogła się obejść bez myśli, że kompanka łyknęłaby od niej każdą, nawet najdurniejszą propozycję i robiła wszystko by ją zadowolić, dziewczyna po raz ósmy przeszła koło pięknej sukni… i poddała się, kupując ją bez większego targowania.
Materiał okazał się być mięciutkim aksamitem od którego nie mogła odlepić paluszków. Tawaif marzyła o jak najszybszym dotarciu do tawerny, w której przymierzyłaby swój nowy nabytek, tak bardzo cieszący jej sroczą naturę.
Czy bielizna, którą dziś zakupiła, będzie pasować do kreacji? Ze stanikiem może być kłopot... A czy buty..? Te lilijkowe raczej nie… ale złote lub zielone? Zdecydowanie! Jeszcze jakby do tego znalazła jakieś fikuśne pończoszki… widziała u Lady Sorai takie piękne kabaretki obszyte sztucznymi kwiatami, ach! Wyglądałaby w nich powalająco. BOSKO!

Po targowisku nastał czas na dobór butów i akcesoriów. Proces ten nie był tak skomplikowany jak poprzednie, niemniej trochę czasu ponownie poszło na zmarnowanie, gdy trzeba było przymierzać się do obcasów i ich niewygód. W końcu jednak i w tym temacie wszystkie trzy damy znalazły porozumienie i wkrótce pierwszy dzień nauki bycia kobietą, można było uznać za zakończony sukcesem! Każda z panien miała własne i unikalne kreacje podpasowane do ich indywidualnych potrzeb.
Smoczyca niedługo po tym musiała udać się na służbę, zostawiając Gamnirę i Chaayę same. Tawaif jednak planowała wrócić do siebie, by odpocząć po tym jakże intensywnym poranku i koniecznie przebrać się w szmaragdowy nabytek, także, gdy tylko umówiła się na czas i miejsce jutrzejszego spotkania, pożegnała się radośnie z koleżanką i zapakowała do gondoli, odpływając w siną dal...


Chaaya przyszła do pokoju kiedy Jarvisa w nim już nie było. Pomimo, iż była na to przygotowana i tak czuła pewne rozczarowanie. Odkładając zakupy na krzesło, posprzątała trochę w pomieszczeniu. Wywietrzyła, pościerała kurze, posegregowała i poskładała ubrania. Oczywiście nie musiała zajmować się porządkami, mieli od tego służbę, ale kobieta podczas opiekowania się starym rycerzem odkryła niejaką przyjemność z tej dziwnej pracy. Ot, fajnie było widzieć efekty swoich starań… niezależnie od tego jakie by one nie były. Gdy w jej małym gniazdku panowała już harmonia, zawezwała pokojówkę, która miała zabrać rzeczy do uprania oraz wymienić pościel.
Bardka wzięła księgę do ręki i udawała, że ją czyta, podczas gdy pracownica przybytku w ciszy wykonywała swoje obowiązki. Do świeżego kompletu poszewek dostali także uprany koc, co było przyjemnym odkryciem, bo tamten stary był nieco gryzący.

Po wyjściu sprzątaczki Dholianka zebrała rzeczy, które zebrała z elfiego szkieletu i ostrożnie przeniosła je do pokoju Nveryiotha. Najwięcej problemu miała z długim mieczem, który był ciężki i… długi, prawie jak jej noga!
Zdyszana chwile odsapnęła na niepościelonym łóżku smoka, oddychając ciężko, gdy ostatni ze skarbów został złożony na biurku.
Długi łuk i miecz, trzy magiczne strzały, peleryna, sztylet, pas i srebrna szkatułka z grzebieniem. To wszystko były prezenty od niej dla niego. To wszystko będzie kiedyś pamiątkami po jej osobie, gdy odejdzie z tego świata w tym wcieleniu.
Tancerka miała nadzieję, że żadne z tych wspomnień nie stanie się w przyszłości przykre lub smutne…

„To teraz może przymierzymy sukienkę? Co? Co?” Nimfetka nie mogła powstrzymać swojego entuzjazmu.
„Chodź, chodź… przymierzmy ją! I bieliznę! Taaak! Bieliznę też! Najlepiej jedno i drugie! Łihihi! Zabawa!” Przekrzykiwały się podekscytowane maski, ale choć Kamalę, aż zżerała ciekawość i niecierpliwość, to jednak z ciężkim bólem serca musiała odłożyć tę przyjemność na później, bo najpierw chciała odwiedzić skrzydlatego w pracy i porozmawiać z nim na spokojnie na temat niedalekiej przyszłości - jego treningu w dżungli.
Zamykając oba drzwi na „magiczne” zamki, gdyż nie posiadała do obu pokoi zwykłych kluczy, ruszyła w dół schodów do wyjścia.

W przystani dla gondol jak zwykle spotkała starego i spracowanego Marcello. Mężczyzna był grubo po sześćdziesiątce, był chudy, żylasty i przesadnie umięśniony w barkach oraz łydkach. Jego domem i pracą była łódeczka o nazwie „Mała syrenka”.
Łupinka niczym nie wyróżniała od reszty jej podobnych. Była długa i smukła, starannie wykonana, zawsze czysta na zewnątrz i w środku.
Przewoźnik okazał się siwym, wilkiem morskim… a nawet piratem. Na starość uciekł do La Rasquelle, ale nie udało mu się zakotwiczyć. Był samotny i bezdzietny. Nadużywał alkoholu, uzależniony był od hazardu i jako pierwszy rwał się bitki.
Zagadał pewnego razu Chaayę, gdy ta szukała przepływu z jednego miejsca na drugie. Kobieta z początku obawiała się nieznajomego, gdyż w żadnym wypadku nie wyglądał na takiego, któremu można zaufać… a jednak stary żigolak, okazał się człowiekiem do rany przyłóż. Świetnie znał miasto. Miał niskie stawki taryfowe oraz wiele opowieści do opowiedzenia.
Kolejnym powodem dlaczego bardka trzymała z łykowatym kawalerem, było jego spojrzenie. Spojrzenie zielonych oczu, wyzbyte pożądania. Kurtyzana nie była dla niego łakomym kąskiem, naiwną dziewuszką, którą można napastować, oszukać i wywieść w pole.
Niespotykana cecha wśród mężczyzn jakich znała.
Czy starzec był impotentem? Może eunuchem? Albo nie lubił kobiet?
Sundari nie wnikała, skąd owe spojrzenie się wzięło. Zaakceptowała je bez słowa.

- Możesz mi mówić Paro - powiedziała do niego pewnego razu, ale ten wzbraniał się, kręcąc zamaszyście głową, jakby był aktorem w tragikomicznym teatrze.
- Nie, nie. Nie przystoi bym mówił na panienkę po imieniu.
- W takim razie ja też tego nie będę robić szlachetny panie… - odparła mu z przekąsem, a siwy gondolier pokraśniał ni to ze wstydu, ni to z dumy.
- Niech się panienka nie wygłupia… gdzie na takiego dziada per pan wołać!?
- Skoro jestem panienką to wszystko mi wolno - stwierdziła butnie, krzyżując ręce na piersi.
- Prędzej się utopię, a nie na to pozwolę! - zakrzyknął jej na to z pasją w oczach.
- Przecie umie pan pływać! - Dziewczyna nie kryła wesołości w głosie.
- Odumiem się i utopie jakżem bogi kocha! - I na potwierdzenie swych słów… skoczył do wody.
Dholianka krzyknęła zdziwiona, patrząc jak gondola w której siedzi odpływa samoistnie na bok, a mężczyzny jak nie było widać tak nie było.
- No dobrze, dobrze! Marcello, Marcello wypłyń! - zawalała zmartwiona, dobijając do brzegu z głuchym stuknięciem burty o ścianę kanału.
- Haha! - zakrakał zwycięsko wilk morski, wychylając głowę zza rufy gondoli.
Od tamtej pory Marcello pozostał Marcello.


To był spokojny dzień dla Nveryiotha. Mało klientów, zero wampirów i niewiele roboty. Smok czytał jedną z książek, był to chyba jakiś romans. Tematyka dzieła nie za bardzo go interesowała, nie tak jak opisy natury poszczególnych krain w których żyli księżniczka i królewicz.
Gdy bardka przed nim stanęła, gad zrobił wielkie, sowie oczy, zupełnie niedowierzając, że przed nim stała.
Przyszła do niego. Sama… i niczego od niego nie chciała. Ucieszył się niezmiernie i zaproponował, że zjedzą razem obiad, po czym poszedł ubłagać Gulgrama o godzinę wolnego.
- A idź, spadaj, tylko drzwi zamknij - burknął antykwariusz, nie odrywając wzroku od księgi, którą czytał. - Pozdrów Paro… - dodał, gdy młodzik odchodził, po czym nasłuchiwał, czy drzwi faktycznie zostaną zamknięte.

Para zasiadła w przytulnej tawerence z ogromnym piecem o glinianym, szerokim brzuchu, w którym piekły się placki z warzywnymi sosami i dodatkami. Bardka nawijała jak katarynka. Skarżyła się na pogodę - bo nie ma słońca, na miasto - bo takie przytłaczające, na mieszkańców - bo pełno zbirów, wampiry się panoszą, a Straży ani razu nie widziała, na Godivę (ku uciesze Nero) - bo gada głupoty, na kuchnię - bo za łagodna, na modę - bo zbyt roznegliżowana. Gdy Nvery wspomniał, że na pustyni chodziła w kusej bluzeczce odkrywającej plecy i brzuch, oraz, że często miała krótkie spódnice albo spodenki, pogroziła mu tylko palcem, jak młodociana tyranka, która nie zawaha się zdzielić swojej ofiary w głowę.
To przypomniało mu dawne czasu, gdy często się tak „spierali”. Chaaya zwykła dawać mu prztyczka w nos lub szczypała w język, obie czynności w zaistniałej sytuacji oczywiście niemożliwe.
Jako człowiek miał bardzo mały język… w dodatku niemal bezużyteczny, więc zawsze trzymał go za zębami.
A do nosa… jego niziutka Jeźdźczyni nie dosięgała.

Podczas ciepłego i aromatycznego posiłku zamienili się rolami i teraz to gad wyrzucał z siebie frustrację, na słabowite ciało, na kurz w antykwariacie, jadowite pająki, głupich ludzi biorących go za nieumarłego, tłuste pijawki, które choduje w wannie i… Jasrin. Jak się okazało, nawiązała się między oboma skrzydlatymi więź. Jeszcze nikła i niewyraźna, ale na tyle silna, by drakon rozróżniał, kiedy gekonica nie chciała być „tykana” - czyli zawsze, oraz kiedy ma ją nakarmić. Tancerka była bardzo ciekawa jak się porozumiewają, więc Neron przedstawił jej krótki słowniczek jaki zdążył sporządzić.

„Nie tykać!” - Pojawiało się zawsze, gdy zjawiał się w polu widzenia Ślicznotki - wystarczyła sekunda za regałem, wejście i wyjście z cienia, wyjrzenie spod koca; albo gdy na przykład ruszył ręką (po książkę, jedzenie, szmatkę, pieniądze, czy by się przykryć);
gdy na nią spojrzał, gdy obudził się po całej nocy;
lub majstrował coś przy jej klatce.
Czyli niemal przez cały dzień musiał użerać się z panicznym i despotycznym „NIE TYKAĆ! NIE TYKAĆ!” co doprowadzało go do furii.
„Ciamkanie?” - Oznaczało „chce jeść”. Gdy białowłosy zwrócił jej uwagę, że jedzenie się je, stwierdziła, że jak je… to ciamka, więc to na pewno ciamkanie i tyle było z dyskusji. Dalsze tłumaczenie nie wchodziło w grę.
„Gargamel” - To po smoczemu „ktoś kto się skrada lub ukrywa” często też oznacza po prostu kogoś nie odważnego - tchórza. Otóż Gargamelem przezywany jest sam Nveryioth, ponieważ mała jaszczura nie rozumie dlaczego ten udaje wyglądem ciepłokrwistego dwunoga, czyżby się bał?
Tawaif wyraźnie była kontent z zasłyszanych wieści, na koniec usłyszała, że sama Jasrin nie nazywa się Jasrin, a Rojd co podobno oznacza „pożeraczka”, ale przezwisko nadane przed smoka wyraźnie jej pasuje.

Po zjedzonym obiedzie Dholianka przedstawiła partnerowi ustalenia z Gamnirą. Młodzik do wieści podchodził ostrożnie, jeśli nie sceptycznie. Nie podobało mu się, że jego mentorką jest jakaś durna samica. Wkrótce jego obawy zostały jednak rozwiane, gdy posiłkując się wspomnieniami Kamali doszedł do wniosku… że tropicielka wydaje się być „profesjonalna” i nawet ucieszył się, że zabierze do na kilka dni na wyprawę w dżunglę.
- W końcu może się wyśpię! - odparł wesoło, już planując swoją wycieczkę do buszu. - Jesteś z Jarvisem strasznie głośna… aż dziwne, że was jeszcze nie wyrzucili…
- Kto wie… może niedługo miarka się przeleje - stwierdziła pogodnie kurtyzana odprowadzając albinosa z powrotem do jego pracy.


Załatwiszwszy wszystkie sprawy na mieście, Sundari mogła spokojnie oddać się błogiemu lenistwu w swoim pokoju w karczmie. Zanim do tego doszło, bardka przymierzyła swoje nowe nabytki.
Maski były wniebowzięte i nie omieszkały zrobić z całego procesu istnego przedstawienia.
Bielizna okazała się być delikatna i miękka jakby zrobiona z jedwabiu. Nie czuło się jej na skórze i wyglądało się w niej… zjawiskowo, choć też nieco śmiesznie. W końcu majtki były "dziurawe", a stanik właściwie niczego nie podtrzymywał.
Za to sukienka…
Ooo tak. Sukienka była wspaniałym zakupem i majstersztykiem wykonania. Dziewczynie podobał się ciemny kolor, krój i wykończenie kreacji. Materiał był gruby, ciepły i przyjemny w dotyku, niczym futerko małego kotka. Chaaya była szczęśliwa, że skusiła się na jej zakup. Wprawdzie nie wiedziała czy będzie mieć okazję, by ową szatę nosić, ale choćby dla samego widoku swojego odbicia w lustrze, warto było wydać pieniądze.
Zadowolona usadowiła się z książką na tronie z poduszek na łóżku i wyciągając schomikowane słodycze, oraz czująć się jak księżniczka z bajki oddała się rozmarzeniu i wybujałej wyobraźni.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2018, 19:56   #145
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kamalasundari została przyłapana na łakomstwie przez swojego ukochanego. Od godziny, może dłużej, siedziała na poduszkowym tronie w łóżku, zaczytana w jednej z książek, którą przyniósł od niejakiego Grande Jarvis. Obok niej leżał pusty papier po tabliczce czekolady, po której zostały tylko okruszki, oraz sakiewka z mlecznymi cukierkami z palonego cukru, anyżu i miodu.
Kobieta usłyszała jak otwierają się drzwi, jak skrzypią. Wiedziała, że to czarownik wchodzi, ale rozpracowywanie tabelki z tajemniczymi liczbami, oraz sięganie po kolejny rarytasik, było zbyt absorbujące, by podnosić wzrok znad zapisanego tekstu.
Wciąż jeszcze... tawaif czuła zmęczenie po nocy, jak i po samym poranku. Wbrew pozorom nie była tą na jaką się kreowała. Bardka była dosyć… cicha i zamknięta w swoim małym świecie.
Chwila samotności… chwila dla siebie… chwila, która trzymała ją oderwaną od rzeczywistości, zamkniętą w przysłowiowej nudzie, miała na nią kojący wpływ, co było widać na jej rozluźnionym i spokojnym złotym liczku.

- Jadłeś obiad? - spytała cicho, przewracając kartkę na drugą stronę.
Ni w ząb nie rozumiała na co patrzy… przez chwilę zdawało jej się, że dostrzegła jakiś wzór… pewną powtarzalość, ale szybko owe przeczucie znikło.
Ot… prawdopodobnie kolejna, zwykła księga rachunkowa… nic ciekawego i przydatnego, choć przyjemnie było pomarzyć, że może oto trzymało się w rękach jakąś tajną wiadomość… prawdziwy, szpiegowski szyfr.
- Jeszcze nie… - odparł mężczyzna i spojrzał na leżącą Dholiankę w nowej sukni, niczym jakaś leśna nimfa. Skomentował więc widok.
- Wyglądasz zjawiskowo.
- Wiem. - Chaaya zamknęła wolumin i popatrzyła krytycznie na swojego kochanka. - Skoro nic nie jadłeś to nie zdejmuj butów. - Uśmiechnęła się zuchwale i zsunęła na brzeg łóżka. - Tylko majtki założę i jestem gotowa.

Wstając, dziewczyna przedreptała do przepierzenia ukrywającego wnętrzności otwartej szafy i zaczęła grzebać w swoich szpargałach.
- Jak ci się udał poranek? Jak się czujesz w nowej roli? - zapytał z uśmiechem magik, po czym się zamyślił, by w końcu rzec zaskoczony
- Jak to… założę majtki?
- Kiedy ciebie nie było, ja tu bezwstydnie zabawiałam każdego kto tu zajrzał - odparła zawadiacko tancerka, chcąc uniknąć przyznania się do kupna bielizny… którą przymierzała, ale bynajmniej nie nadawała się ona do noszenia… ot tak.
Wymieniwszy odzienie, szybko schowała “niespodziankę” pod toną dupereli, którą przykryła drugą taką.
Tak! Jarvis na pewno nie wypatrzy w tej kupie niczego nowego.
- Każdego? To niedobrze, bo będę musiał porywać cię co dzień i zamykać w wieży. Może nawet zatrudnić jakiegoś smoka, by bronił dostępu do ciebie - rzekł przywoływacz, pół żartem, pół serio, przyglądając się dziewczynie, gdy wyglądała zza zasłony.

- Myślisz żebym smoka nie zabawiła? - odgryzła się kurtyzana i wychodząc w końcu z ukrycia, przyszła przywitać się z Jeźdźcem, całując go w brodę… choć na obcasie spokojnie dosięgała do jego ust.
- Godivę okręciłaś sobie wokół paluszka bez większego wysiłku - stwierdził chłopak, kładąc dłonie na biodrach tawaif. - Choć trochę nadąsana dziś była. Jak ci poszedł pierwszy dzień nauczania, dobrze się bawiłaś?
- Mogło być lepiej… - odparła oględnie Dholianka, poprawiając poły marynarki partnera. - Zmęczyłam się, a to dopiero pierwszy dzień… Ta Gamnira jest trochę dziwna… wydaje mi się, że nie mówi mi całej prawdy, albo sama nie wie czego chce i tylko zawraca głowę. Nieważne. A jak tobie poszło?
- Możliwe, że i jedno i drugie. Ja zaś nic nie osiągnąłem… mogę ci za to opowiedzieć bajkę. Jak już się wygodnie położysz, pozwalając karmić winogronami lub słodki jagodami. - Westchnął smętnie czarownik. - Zadziwiająco dużo można się dowiedzieć o tych odłamkach… z których to jeden jest w naszym posiadaniu. Dużo teorii i gdybań. Ale nie faktów.
- A co… z naszą wyprawą? Mówiłeś, że chcesz coś zaplanować. - Bardka jeszcze raz ucałowała Jarvisa w brodę, po czym podeszła do biureczka, by przytroczyć sobie do uda podwiązkę na bojowy wachlarz.
Wiedziała, że on patrzy… że jego wzrok wodzi za jej palcami, pieszcząc jej ciało pożądliwym spojrzeniem.
- Myślę, że jutro wpadniemy do tego naszego planu we czwórkę. Rozejrzymy się po nim, może udamy do podziemi jak będziemy mieli ochotę. - Uśmiechnął się mag. - Wszystko zależy od tego jak bardzo cię wykończy nauczanie Gamniry.
- Może nie będzie tak źle… - odpowiedziała zamyślona kurtyzana, przeglądając się w lustrze i poprawiając włosy, tak, by zasłoniły jak najwięcej ukąszeń na szyi. Następnie założyła tiarę, która wszystko przytrzymała na miejscu, oraz poprawiła stanik sukni.
- Dobra… wyjdźmy, bo się nigdy nie zbiorę. - Kobieta fuknęła na samą siebie, wracając spojrzeniem do towarzysza.
- Na co masz ochotę? - zapytał przywoływacz, choć jego wzrok wodzący po kochance mówił jej dobrze na co on ma apetyt.
- To ty tu nie jadłeś. - Kamala zaśmiała się pogodnie i podchodząc do mężczyzny wzięła go pod rękę. - W między czasie gdy jeden z drugim tu zaglądali, zjadłam z Nveryiothem tą… pizzasaharę… czy jak to się wymawia.
- Wiesz dobrze, że ja nauczyłem się jeść wszystko. - Ten uśmiechnął się, prowadząc dziewczynę do drzwi, a gdy przez nie przeszli zapytał ciepło
- Godiva dała ci w kość dzisiaj?
- Nie rozmawiajmy na ten temat… - mruknęła cicho złotoskóra, gasnąc nieco i złoszcząc jednocześnie. Odetchnęła z jakąś taką butą, ściągając delikatne brwi w lekkim grymasie niezadowolenia. Wzrok miała jednak pogodny, nie dający się przyćmić negatywną emocją, co znaczyło, że choć problemy jakieś były… to mało istotne i niewarte dyskusji.

- Więc wolisz bajeczki? - zapytał lekko Jarvis po kilku minutach milczenia. Odezwał się dopiero, gdy już wyszli na zewnątrz i ruszyli do gondoli.
- Mam więc dla ciebie bajeczkę. Bez księżniczek i smoków niestety, za to z dużą ilością ględzących magów - dodał żartobliwie.
- Może przejdź od razu do morału… - Zachichotała tancerka, nie będąc pewną, czy nie powinna “obawiać się” tej opowiastki.
- Morał jest taki, że wszyscy ślinią się na myśl o wielkiej nagrodzie, wielkim skarbie, który dostanie się w łapki tego kto zbierze wszystkie kawałki. Tyle, że owa nagroda może nie istnieć. - Wzruszył ramionami Smoczy Jeździec spełniając kaprys Dholianki i zaczynając od zakończenia.

W między czasie weszli na pokład łódeczki i ruszyli spływem w dół kanału.
Tawaif zapatrzyła się w spokojnie przepływającą linię brzegu z różnorakimi kamienicami. Architektura nigdy nie była jej konikiem, toteż zamiast podziwiać budowle, skupiała się na oknach i balkonach, udekorowanych różnokolorowym kiweciem.
- Czyli chcesz powiedzieć, że ten odłamek to tylko kawałek jakiejś większej całości? - spytała, po chwili, zdradzając, że pod tą maską beztroski jej umysł całkiem sprawnie wszystko kalkulował.
- Gwiazdy siedmiu grzechów, albo siedmiu szkół magii. Każdy odłamek odpowiada jednej szkole tradycyjnej magii wtajemniczeń. Tak przynajmniej wierzą badacze. Ponoć połączone razem posłużyły do odparcia qlippothów. Tyle, że nie ma na to żadnych dowodów. Żadnych poza pobożnymi życzeniami samych magów - wyjaśnił z uśmiechem magik, ostrożnie obejmując partnerkę ramieniem, jakby była rzeźbą z delikatnego szkła.
- Jeśli chcesz, poproszę Nverego by porozmawiał ze swoim kolegą na ten temat… wprawdzie pochodził z kasty Kowali Magii czy jakoś tak i głównie tworzył… chyba… przedmioty, ale żyje… nie żyje na tyle długo, że mógł się uczyć o tym w szkole… - Chaaya potrząsnęła głową, gdy zagmatwała się we własnych zeznaniach. Tylko na chwilę oderwała spojrzenie od donic pełnych różanych krzaków i uśmiechnęła się łagodnie do ukochanego, kładąc mu niepewnie dłoń na kościstym kolanie.
- Nie wiem czy chcę szukać owych odłamków. Część z nich jest z pewnością w dłoniach potężnych istot, a my i bez tego mamy dość problemów - dodał zamyślony. Następnie przez chwilę milczał coś rozważając.
- Pewnie słyszałaś o barbarzyńcach na bagnach? - zapytał ostrożnie.
- A tam… od razu szukać. Spytałby się czy to prawda, czy może banda starych zgredów struga sobie różdżki do utopii. - Zaśmiała się Chaaya, by po chwili ciężko westchnąć.
- Pocieszam się tym, że podobno łatwo o śmierć w tamtych rejonach… ale tak… słyszałam o tym, wczoraj? Chyba?
- Ja słyszałem dzisiaj. I masz rację. Niełatwo dotrzeć do La Rasquelle. Sama wiesz ile nam to zachodu zajęło. - Rozpogodził się przywoływacz i dodał - Mógłbym ci pokazać taką armię do dziś wędrującą wśród mgieł i błota, armię, których kości pcha do przodu jedynie obłęd i nadnaturalny upór. Ale ty nie lubisz takich widoków, a Nveryioth… aż za bardzo.
- Widziałam taką armię… to niesamowity widok, ale i napawający pierwotnym przerażeniem… - stwierdziła dziewczyna, a kąciki jej ust zadrgały lekko w smutnym uśmiechu, na wspomnienie dni minionych.
- A on pewnie sam w końcu którąś znajdzie… i może do nich dołączy i przestanie mi jęczeć, że się nudzi - zripostowała wartko.
- No nie wiem… takie truposze nie są zbyt rozmowne. I wędrują w kółko. - Czarownik pogłaskał swoją towarzyszkę czule po włosach.
- Znudziłby się po roku, albo dwóch.
- Mmmm dwa lata ciszy i spokoju… - Rozmarzyła się na pokaz Dholianka, pesząc się tylko nieznacznie, gdy mężczyzna okazał jej czułość.

- Masz jakieś kontakty w zakonach? - spytała nagle.
- Niezupełnie. Znam kogoś, kto zna kogoś… - wyjaśnił chłopak i westchnął cicho. - Czy to z powodu Nveryiotha pytasz?
- Nie… zastanawiam się, czy dobrze zrobiliśmy sprzedając te kajdany… mogłyby nas naprowadzić na Vantu… lub przynajmniej ułatwić dostęp do informacji na jego temat… - Zafrasowała się bardka i ostatecznie porzuciła przyglądanie się kolorowym wysepkom na fasadach domów, na rzecz zmarszczek na wodzie.
- Rzeczywiście… pospieszyliśmy się z ich sprzedażą. - Po namyśle zgodził się z nią Jarvis i zastanowił dodając. - Ale jakoś sobie poradzimy. A jak Nveryioth przyjął wieść, że wysyłasz go na tydzień łażenia po moczarach z inną kobietą?
- Ucieszył się. Powiedział, że może wreszcie się porządnie wyśpi. Wiesz, że nie za bardzo lubi ludzi… żywych. Kilka dni w głuszy, jest dla niego jak krwawa walka dla Godivy… Codziennie nowe zapachy, nowe widoki, nowe smaki… no i w końcu czegoś się nauczy, zależy mu na strzelaniu z łuku. - Orzechowe tęczówki oczu kurtyzany, wpatrzyły się w profil kochanka.
- Wiem, że sobie poradzimy, nie martwię się tym - dodała.
- To prawda - szepnął mag i wskazał na nieduży budynek pokryty bluszczem.
- Szyld jest zapisany pismem twego ludu. Co tam pisze?
Zaintrygowana tancerka odwróciła się prędko, a oddech jej lekko przyspieszył co mogło oznaczać zdenerwowanie, jak i fascynację.

“Uroki trzech zmysłów” głosił napis. Kamala od razu domyśliła się o jakie chodzi. Wzrok, by podziwiać potrawy, węch, by delektować się ich zapachem, a smak, by rozkoszować się samą potrawą.
- Teen jaayake kee kushee - przeczytała na głos kobieta, pokazując czarownikowi język, po czym zachichotała psotliwie.
- Achaaa… Nie mam pojęcia co to znaczy. Jemy tam? To mi wygląda na jakąś egzotyczną jadłodajnię - zaproponował po chwili rozważań.
- Uroki trzech zmysłów… tak to tawerna, ale wątpie by była egzotyczna… - odparła dumnie Sundari, zadzierając nos w górę. W końcu sama siebie nie uważała za egzotyczną, tak samo jak swoją kulturę.
- Polecasz? - zapytał z podstępnym uśmieszkiem chłopak.
- Oczywiście! - zaperzyła się tawaif, rumieniąc z oburzenia na policzkach. - Nasza kuchnia jest najlepsza pod słońcem! - Po czym sama uśmiechnęła się jak łotrzyk. - Tylko… najpierw trzeba wydukać skomplikowane nazwy potraw…
- Więc dobrze, że ty sobie potrafisz poradzić, bo będziesz zamawiała w imieniu nas obojga - zadecydował wesoło przywoływacz i wskazał gondolierowi miejsce w którym miał się zatrzymać.
- Podstępny! Zamówię ci śmierć w najsmaczniejszej postaci - zawyrokowała butnie Kamala, a po tym jakiś błysk odbił się w jej spojrzeniu i dziwny cień uśmiechu wykwitł jej na ustach. Jak u podstępnego impa, który nagle doznał olśnienia.
- Wiesz dobrze, że odwdzięczę ci się figielkiem podobnej postaci… - zaczął Jeździec, gdy schodzili z łodzi, a potem dodał, gdy już byli poza zasięgiem uszu odpływającego przewoźnika. - ...lub zaciągnę cię do najbliższej uliczki, byś swym ciałem zapłaciła mi za wszelkie upokorzenia.
- Nie myśl sobie, że się ciebie zlęknę! Jestem Dholianką, to ty mnie się powinieneś obawiać. - Dziewczyna odrzuciła włosy za ramię, po czym nagle sobie przypomniała, że specjalnie je tak ułożyła i speszona zaczęła je na powrót ugładzać.
- Ale mam dla ciebie propozycję… przysługa za przysługę… ja będę uczciwą tłumaczką, a ty… w zamian… - Uśmiechnęła się perfidnie, niczym diablątko i na próżno jej było chować się za rączką. - Przyyyyjmiesz ode mnie prezent… - dokończyła tajemniczo.
- Mam złe przeczucia - stwierdził ponuro magik i wzruszył ramionami. - Ale mam też słabość do twego uśmiechu. Niech będzie.
- To uczciwa wymiana u...uprzejmości, o! - wyjaśniła rezolutnie. Jarvis jednak wiedział, że waga “uprzejmości” jego kochanki zdecydowanie nie będzie proporcjonalna do jego…
- To prowadź… Idź pierwszy znaczy się. Ja za tobą i na razie mnie nie dotykaj… nie wiadomo, czy właściciele nie są konserwatystami.
- Jesteś straszna - westchnął cichutko “pokonany” kompan, postępując wedle jej zaleceń.

Za niedużym kontuarem stał brodacz w turbanie. Jego skóra dość już zbladła. Mieszkał zapewnie w tym mieście od lat nie widząc słońca w pełnej krasie. Jego broda posiwiała tu i tam, a jego spojrzenie wędrowało po stolikach przy których siedzieli jedzący już swe posiłki klienci.
- Witam w moim przybytku. Zaraz podam spis potraw jakie dziś przygotowano w mej kuchni dla szlachetnych gości - zaczął śpiewnie w dialekcie kupieckim… zrozumiałym powszechnie w La Rasquelle.
Bardka stała grzecznie po lewej stronie przywoływacza. Uśmiechała się niewinnie i delikatnie, choć na pewno nie oszuka tym swojego wybranka. Nie odezwała się i nie trzymała spuszczonego wzroku, ale w jej postawie nie było nic wyzywającego.
Chyba.
~ Pozdrów go “Pokój z tobą” ~ poleciła telepatycznie, po czym rozejrzała się po przytulnym pomieszczeniu z draperiami i poduszkami w ulubionych kolorach pustynnych przybytków.
- Pokój z tobą - rzekł pospiesznie czarownik, a gospodarz odpowiedział tym samym. Spojrzał badawczo na Chaayę rozpoznając w niej krajankę, ale… z pewnością był z bardzo niskiej kasty skoro nie wiedział kim naprawdę jest tancerka. Za to wskazał dłonią jeden ze stolików sugerując, by tam usiedli.
Kurtyzana udała się za partnerem i usiadła obok niego, znów po lewej stronie, która świadczyła o tym, że nie byli ze sobą spokrewnieni, ani połączeni węzłem małżeńskim.
Uśmiechnęła się zawadiacko i spytała - Pamiętasz jak się odrywa pieczywo palcami jednej ręki?
- Strasznie dużo reguł jak na zwykły posiłek - stwierdził “cierpiętniczo” mężczyzna.
Tymczasem zjawił się karczmarz podając magowi tabliczkę pokrytą woskiem, na który ktoś naniósł nazwy w rodzimym języku, a potem dopisał ich znaczenie w kupieckim dialekcie.

Dziewczyna rozsiadła się wygodnie na podbitej poduszkami ławie, obserwując płomień lampki oliwnej, przykryty kolorowym, szkiełkowym abażurem.
Właściciel postarał się o jako taki wystrój lokalu, chcąc choć trochę przybliżyć oddalony od tego podmokłego miejsca dom. Tu draperia, tu narzutka, światła, kwiaty i malunki. Wszystko było takie… naćkane, ale… w dziwny sposób przytulne.
~ To powiedz co tam ciekawego zaproponowali… ~ zagaiła wesoło w myślach, nie próbując nawet zaglądać kochankowi przez ramię. Mogłaby tylko speszyć tym nieznajomego, bo przecież na pustyni… płeć piękna, choć solennie wykształcona, nie czytała… przynajmniej oficjalnie.
Jarvis przyglądał się tabliczce, dukając w myślach nazwy potraw, które zostały tam zapisane. Tawaif rozumiała nazwy mimo tego, że jej towarzysz niektóre z nich boleśnie kaleczył.
Zaś Dholianczyk czekał, aż się przywoływacz zastanowi, od czas do czasu badawczo zerkając na kobietę… i starając się niezauważonym.

~ Pieczeń z tandori jest łagodna… no… trochę, ale skoro podają ją z basmati i naan oraz surówką z kiszonej kapusty i piklami z czerwonej cebuli, to łatwo będzie ci wytrzymać przyprawiony wierzch mięsa… bo w środku nie jest taki ostry. ~ Kamala wyjaśniła po krótkim zastanowieniu się.
~ Lubisz słodycze? ~ spytała ciekawsko.
~ Lubię… ~ potwierdził mężczyzna, dodając do tego wizję zlizywania owych słodyczy z jej szyi i piersi.
~ Czyli… bierzemy pieczeń? ~ upewnił się po chwili.
~ Widzę, że mają gulab jamun… osobiście za tym nie przepadam… jest zbyt słodkie, ale… podawane w wodzie różanej… nie wiem czy kiedyś taką próbowałeś… ~ Sundari zadarła głowę, by popatrzeć na karczmarza. Uśmiechnęła się przelotnie, gdy ten przyłapał ją na obserwowaniu, po czym spuściła wzrok na płomień tańczący na knocie lampy.
~ Pieczeń dla nas obojga. Gulab jamun dla mnie. Najwyżej się podzielę z tobą ~ zadecydował magik, gdy brodacz udawał, że nie zauważył ich skrzyżowania spojrzeń.
~ Spytaj się czy ptak jest cały czy w kawałkach… bo jak zamówisz podwójnie, a dadzą nam caluśkie dwa koguty… to i za tydzień ich nie skończymy. ~ Zaśmiała się telepatycznie. ~ Ja do picia chce arak z wodą.
Czarownik spojrzał na obsługującego ich i wyłuszczył mu swoje zamówienie. Także wspomniał o wielkości strawy.
- To nie są całe koguty… porcje dostosowane są do możliwości miejscowych. - Ten skwapliwie wyjaśnił i ruszył zrealizować zamówienie obojga.

Bardka szturnęła pod stołem ukochanego chichocząc wrednie.
- Czyli pewnie porcje są malutkie, bo i konsumenci cherlawi jak perliczki - wytknęła słabość Jeźdźca do ostrych przypraw, opierając się wygodnie o oparcie.
- Chcesz się przekonać o mojej wytrzymałości? - zagroził żartobliwym tonem Jarvis, wodząc spojrzeniem po stroju kompanki. - Chcesz..?
- Mam ci przypomnieć jak dyszałeś po jednym pierożku? Wypiłeś całe wino… niemal na raz. - Machnęła na niego rączką, zamiatając jego groźby pod blat stołu.
- Nie o takiej wytrzymałości chciałem cię przekonać - odparł rozbawiony chłopak, a potem zmienił temat pytając.
- Co zobaczymy po posiłku? Gdzie się udamy?
- Nie o takiej rozmawiamy… zresztą nie musisz mnie do tej drugiej przekonywać - odparła polubownie Chaaya, kładąc swoją dłoń na udzie mężczyzny, niebezpiecznie blisko zapięć spodni.
- Nie wiem… musimy się gdzieś udawać? - spytała zastanawiając się, czy miała w ogóle ochotę na włóczenie się po mieście.
- Nie musimy. Równie dobrze… możemy się zamknąć w naszym lokum. Ty będziesz leżała na łóżku, a ja będę ci podawał winogrona do usteczek. Suknię masz odpowiednią na tą okazję - rzekł czule i żartobliwie zarazem przywoływacz, udając obojętność na jej dotyk. Tyle, że nie był za dobrym aktorem.
- Prawda, że jest śliczna? - Dziewczyna zarumieniła się, wypowiadając te słowa.
- Gdy ją zobaczyłam, nie mogłam przestać o niej myśleć… - Zapatrując się w płomień, gładziła ukochanego po nodze delikatnym dotykiem. - Taka mięciutka… to przez aksamit… nigdy nie nosiłam na sobie aksamitu, na pustyni za gorąco…
- Jest śliczna, a ty w niej wyglądasz olśniewająco… jak leśna boginka - zgodził się z nią mag, przyglądając się jej z czułym uśmiechem.
- Och… - stwierdziła lekko rozczarowana tawaif, kręcąc charakterystycznie głową, ale jakoś tak bez entuzjazmu.
- Nie chciałam być leśna… chciałam wyglądać na miejską… - Wygięła ustka w podkówkę i westchnęła cicho.
Ach.. Chyba nigdy nie zrozumie tutejszej mody…
- I pewnie tak wyglądasz. Na modzie znam się równie dobrze co na pustyni i potrawach twego ludu - usprawiedliwiał się czarownik wzruszając ramionami. - Przyjmuj moje nieporadne komplementy z wyrozumieniem Kamalo. Nie jestem znawcą strojów… mogę jedynie powiedzieć ci, że jesteś piękna.
- Ciii… nie mów tak do mnie przy ludziach… a jak ktoś usłyszy? - spłoszyła się kurtyzana, rozglądając nerwowo po tawernie.
- To co? Są nam obcy. - Jarvis ocenił sytuację rozglądając się dookoła. I zauważając, że Chaaya przyciąga spojrzenia niektórych bywalców. Westchnął więc cicho dodając
- Dobrze. Postaram się.
Dholianka spuściła głowę, wpatrując się w podłogę jak uparte dziewczątko, które musiało zachowywać się odpowiednio.
Jej palce nadal muskały udo kochanka, ale coraz niepewniej i delikatniej… jakby powoli zapominała, że chciała tak robić. Po chwili jej dłoń została delikatnie ujęta przez palce jej partnera, teraz to on muskał delikatnie złotą skórę drobnej ręki, jakby chciał tancerkę pocieszyć.
Tymczasem gospodarz przyniósł zamówiony posiłek, wraz z napojami, na dużej szerokiej tacy. Po czym z góry odebrał zapłatę od Smoczego Jeźdźca.

Bardka uśmiechnęła się przepraszająco, starając się rozpogodzić na twarzy. Nie mogła zacząć jeść, bo przywoływacz trzymał ją za prawą rękę, a lewą nie wypadało tego robić. Nie ponaglała go jednak, ściskając mocniej dłoń w odwzajemnieniu, choć gdy karczmarz do nich podszedł, magik widział na jej twarzy zawstydzenie i zdenerwowanie zaistniałą sytuacją. Nie cofnęła się jednak, dzielnie trwając u jego boku.
Zajęty rozkładaniem potraw, a potem zabieraniem zapłaty, brodacz wydawał się nie zauważać tego uścisku, albo go zignorował. Natomiast Jarvis wpierw podejrzliwie przyglądał się potrawie, która nie wyglądała zbyt “łagodnie”. Dobrze chociaż, że deser wyglądał apetycznie.
~ Smacznego. ~ Uśmiechnął się dodając sobie otuchy.
~ To tylko barwnik… by ładnie wyglądało. ~ Kurtyzana nachyliła się nad stołem i zebrawszy metalową miseczkę z dwoma uszkami, przesypała sobie trochę ryżu na talerz i trochę czerwonej cebuli pokrojonej w cieniutkie piórka. Następnie oderwała kawałek placuszka i wzięła sobie pucko kurczaka… lub innego ptaka, i ochoczo wzięła pierwszy kęs, nie czekając na męskiego towarzysza, który to w teorii powinien inicjować posiłek… tylko, że akurat nie wiedział jak to robić.

Widziała kątem oka jak czarownik trochę niepewnie i nieporadnie małpuje jej zachowanie, zabierając się za posiłek. Jadł powoli i ostrożnie, choć kęsy z czasem brał większe… gdy już się przekonał, że potrawa nie wypali mu gardła ogniem.
Była nawet przyjemna. Spieczony wierzch faktycznie był ostry, trochę kwaśny i strasznie słony, ale mięso w środku kruche i łagodne. Ciepły ryż balansował ból piekącego języka, a warzywa odświeżały kubki smakowe, przez co nie tracił smaku podczas konsumpcji.
~ Suszone chilli nie barwi mięsa na wspaniały, głęboki, rubinowy kolor jaki sam posiada… niektórzy kucharze używają więc barwników, by nadać mu “pikantny” wygląd, ale w rzeczywistości to danie jest serwowane w łagodnej formie… w końcu dzieci i chorzy starcy też muszą coś jeść, prawda? ~ Zażartowała psotliwie Chaaya, choć wcale nie nabijała się z towarzysza. Sama jadła z wielkim zapałem, zdradzając, że danie to nie tylko nie było jej obce, ale, że smakowało jej takie jakie jest.
~ Jest smaczne ~ ocenił po chwili przywoływacz coraz śmielej biorąc się za posiłek i zerkając co chwilę na dziewczynę. Nie spieszył się z posiłkiem, czerpiąc dziwną przyjemność z oglądania jej, gdy entuzjazm lub radość kwitły na jej obliczu.

Ze zdziwieniem mógł stwierdzić, że kobieta bardziej niż “kiszoną” kapustę, która tak naprawdę była świeżą, słodką i lekko zamarynowaną w winnomiodowej zalewie, wolała cebulę, która również nie była “piklowana”, bo jedynie obficie skropiona sokiem z cytryny i posypana czarnym pieprzem.
Jak na łakociowego łasucha, Sundari więc powinna wybrać pierwszą z surówek, a jednak co i rusz kradła kolejne piórko, marszcząc nosek za każdym razem, kiedy kwaśno ostry smak zaszczypał ją w język.
Natomiast popijała rzadko, bo i… płyn, który dostali był bardzo specyficzny… mężczyźnie kojarzył się z rozwodnionym bimbrem o anyżkowym smaku.
Był to wytrawny napitek o niezdecydowanej mocy, który chyba był traktowany jak lemoniada dla dorosłych.

Trudno było powiedzieć czy ten napitek mu smakował, czy też potrawa… Jarvis jadł coraz bardziej zachłannie powoli doganiając ukochaną w kwestii posiłku.
Tancerka i tak skończyła swoją potrawę wcześniej niż on, a jemu został przecież jeszcze deser. Jeździec spróbował przesłać dziewczynie jakieś wrażenia z odbytej uczty… ale nie potrafił. Choć ostatnio coraz bardziej otwierał swój umysł na tawaif, to jednak nadal miał spore ograniczenia w tym temacie.
Dholianka uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się nawet z tych drobnych i ciężkich do zinterpretowania wizji. Nie naciskała na więcej, nie wymagała precyzji, ani nie czepiała się elokwencji. Zadowalała ją sama myśl, że zjedli razem i, że magowi, smakowało danie.

- Następnym razem… jak będe mówić do ciebie “jamun” to wiedz, że jesteś smaczniejszy niż te pączki… - Złotoskóra spojrzała wymownie na pucharek i aż się wzdrygnęła. Czy faktycznie było się bać tych niepozornych kuleczek pachnących różami i migdałami?
Czarownik uśmiechnął się i nie powiedział nic. Spoglądał na bardkę i przesyłał jednoznaczne pragnienia. Proste w rozszyfrowaniu pożądanie. Namiętne przyciśnięcie jej do łóżka i obsypywanie pocałunkami bez pamięci. Co by wiedziała, że on myślał o niej od rana.
Kurtyzana spłonęła rumieńcem, ale wargi wygięły się w łódeczkę satysfakcji, że pomimo tak ciężkiej nocy, nadal miał chęci i siły na kolejne porcje cielesnych doznań.
Otrzepawszy palce z okruszków, dłoń ponownie spoczęła na udzie chłopaka, gładząc go jak futerkowe zwierzątko na kolanach.
Następnie oparła się wygodniej i zapatrzyła nieco przed siebie, ciesząc się chwilą.

Przywoływacz nie przeszkadzał w tym, skupiając się z pozoru na posiłku, choć jego myśli wydawały się krążyć wokół jej ręki na swojej nodze. I jego oddech też wyraźnie przyspieszył.
Chaaya znała jego pragnienia i myśli. I mogła się delektować faktem, że krążą wokół niej… nawet jeśli dla Umrao i niektórych masek obecna sytuacja była zbyt grzeczna i spokojna.

- Nie śpiesz się… - odezwała się cicho bardka, wodząc opuszkami po materiale spodni. - Rozkoszuj się. Delektuj… - Jej palce wciąż delikatne i nienachalne, stawały się jednak zuchwalsze i wsuwały się w pachwinę mężczyzny, zakradały się coraz bliżej zapięcia pasa, by zaraz uciec na kolano.
Sundari nie chciała go zbyt mocno pobudzać, co by mag, mógł wyjść z twarzą z karczmy, co zrobią później to już inna bajka. Teraz jednak liczyła się słodka pieszczota i igranie ze zmysłami oraz otoczeniem ich okalającym.
~ Delektuję się… ~ stwierdził telepatycznie czarownik, a same figle Kamali nie były zauważane przez otoczenie. Suknia, którą nosiła, skutecznie przyciągała wzrok zerkających w rejony inne niż dłonie tancerki, niczym iluzjonista na pokazie. Powoli jednak deser się kończył, a wraz z nim powody dla których tu przebywali.
~ Jaki kaprys mej bogini może spełnić jej oddany sługa? ~ zapytał tuż przed zakończeniem posiłku.

Kobieta popatrzyła na kochanka lekko zdziwionym spojrzeniem. Pucharek pełen pączków był niemal pusty. Jarvis zjadł wszystko.
“Potwór…” stwierdziła ze zgrozą Laboni, trzęsąc się na samą myśl o tej cukrowej bombie jaką pochłonął Jeździec.
- Smakowało ci? - spytała z troską w głosie Chaaya, odpowiadając pytaniem na pytanie.
- Tak. To było smaczne. - Uśmiechnął się przywoływacz nie zdając sobie sprawy, co osiągnął.
“Chyba doznał udaru od chilli i nie wie co mówi…” zawyrokowała babka.
- To… ciesze się - odparła zbita z tropu tawaif.

Teraz mogli w każdej chwili wstać i wyjść. Dholianka jednak się nie spieszyła, a może heroiczne pożarcie przez partnera lepkiego gulab jamun wybiło ją na tyle z równowagi, że po prostu o tym fakcie zapomniała.
Wspierając się na poduszkach, dziewczyna wyjrzała przez okno, za którym rósł blusz i nic prócz jego ciemno zielonych liści nie było widać.
- Czy wszystko w porządku? Wydajesz się taka... rozkojarzona - zaniepokoił się mag, choć w tonie jego głosu słychać było i podejrzliwość.
Złotoskóra uśmiechnęła się i charakterystycznie pokiwała głową. Mężczyzna musiał się sam domyślić odpowiedzi, lub po prostu się poddać.
- W sumie… poszłabym na jakiś spacer, jeśli to nie problem - odparła cicho.
~ Mam cię objąć? Podać ci dłoń? Czy dopiero jak już wyjdziemy? ~ zapytał czarownik wstając powoli.
~ Lepiej mnie zignoruj… karczmarz i tak pewnie się zastanawia kim dla ciebie jestem i dlaczego tak się ubieram… wystarczy mu tematów do rozmyślań na dziś ~ stwierdziła rozbawiona Chaaya, wstając dopiero po chwili, jak Jarvis odszedł od stolika.

Towarzysz ruszył do wyjścia bez zwracania uwagi na kurtyzanę, choć sama tancerka wiedziała, że jego myśli krążą wokół niej. Po tej cukrowej bombie, którą pochłonął, chłopaka z pewnością będzie rozpierała energia.
Kamala szła tuż za nim, jak cichy cień. Nawet obcasy nie stukały o podłogę, by nie “kusić” swym dźwiękiem potencjalnych obserwatorów… którzy i tak śledzili każdy jej krok. Bo kto by widział pustynną kobietę, ubierającą się jak “biali barbarzyńcy”?!
Do kogo należała i dlaczego nie słuchała się swojego protektora?!
Ah… nikt nie uwierzy, jak będą o tym opowiadać!

Dopiero na zewnątrz do uszu Smoczego Jeźdźca doszedł znajomy stukot i po chwili dziewczyna złapała go za rękę, tuląc się do niej czule i pewnie… choć wciąż w zawstydzeniu.
- Lubisz… gdy czujesz moją dłoń podczas przechadzki? - zapytał ciepłym tonem magik, gdy przemierzali brzeg kanału. Tu… takie zachowanie nie bulwersowało. Jeśli mężczyźni oglądali się za bardką, to raczej z powodu jej urody, jeśli kobiety… to tylko z zazdrości.
- To takie ekssscytujące. Móc chodzić z tobą ramię w ramię i czuć ciepło bijące od twego ciała… czuję się wtedy tak dziwnie… - stwierdziła, wpatrując się w przemierzany bruk alejki. Bała się potknięcia, czy wstyd nie pozwalał jej unieś go wyżej?
- To taka mieszanka dumy, fascynacji i trwogi… boje się, ale chcę więcej, bo sprawia mi ten strach przyjemność.
- Możesz mnie objąć w pasie i przytulić się do mego boku. To jest akceptowalne zachowanie - zasugerował Jarvis nie wymuszając jednak na kochance takiego zachowania.
- M-mogę? - spytała niepewnie, wyraźnie się przymierzając. - Ale czy to nie jest zachowanie typowo męskie?
- W La Rasquelle jest to typowe zachowanie obu płci. Jeśli ty opleciesz mnie ręką w pasie. Ja otulę cię ramieniem - stwierdził czule przywoływacz i dodał telepatycznie
~ A potem zjem na deser… przy najbliższej okazji. Skonsumuję każdy twój jęk rozkoszy jaki zdołam wyrwać z twoich usteczek.

Sundari puściła w końcu męską rękę i powoli, bardzo nieśmiało, przesunęła dłonią po lędźwiach, obejmując czarownika ostrożnie, niemal z namaszczeniem.
Była tym tak zaaferowana, że musiała aż przystanąć na chwilę, by móc kontemplować ten moment w płochliwej ciszy. A mag trwał również przez chwilę niczym posąg, po czym jego ramię otuliło ostrożnie Chaayę, by docisnąć ją zaborczo do siebie.
~ Widzisz? To nie było nic trudnego ~ ocenił sytuację z czułością.
Tawaif zadrżała oglądając się na palce na swoim barku. Zacisnęła mocno powieki i skuliła się jakby w oczekiwaniu końca świata lub przynajmniej wyzwisk i wołania Straży Miejskiej.
Nic się jednak takiego nie zdarzyło i po chwili dwie orzechowe tęczówki skierowały swe spojrzenie w oczy ukochanego, a sama Kamala uśmiechnęła się szeroko.

- Jesteś ze mną bezpieczna. Gdyby ktoś spróbował pyskować w naszym kierunku… cóż… lepiej żeby umiał pływać. I żeby woda w kanale nie była za brudna - rzekł żartobliwie Jarvis, ruszając z kobietą w kierunku… najbliższego mostka.
- To niesamowite… jak ludzie mogą się od siebie różnić, a niby wszyscy jesteśmy tacy sami… w środku… - Zamyśliła się Dholianka. Zdawała się nieco pewniejsza siebie, bo ju nie uciekała tak wzrokiem ku podłożu.
- Nie tylko różnimy się… tradycjami ludów. Także i zmieniamy się. La Rasquelle nie jest tym czym było, gdy byłem mały. Jest inne. Obce czasami - wyjaśnił cicho chłopak rozglądając się. - Zmieniło się miasto i ludzie.
- Wolisz miasto swojego dzieciństwa, czy te teraz? - zapytała ciekawsko bardka, oglądając się niewinnie na partnera.
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. La Rasquelle nie było troskliwym rodzicem dla mnie. Teraz wydaje się milsze, choć nie tak interesujące. Za bardzo polubiłem sypialnię. - Próbował wyjaśnić przywoływacz z delikatnym uśmiechem na obliczu, pojawiającym się, gdy patrzył na dziewczynę u boku.
- Tak… jest bardzo przyjemna - zgodziła się z pogodnym śmiechem Chaaya. - Ale miasto też jest niczego sobie… można tu znaleźć każdy zakątek świata. U nas… my jesteśmy zamknięci. Wszystko jest takie same.
- Tu… tak nie jest. Najpierw były elfy, potem bagna, potem ludzie, teraz wampiry. Tu nic nie zaginęło. Wszystko raczej kumulowało się w kupie jak… hmmm… jak kolejne składniki wrzucane do garnka z cud zupką. - Magik roześmiał się zadowolony z tego, że znalazł odpowiednie porównanie.
Tancerka wpatrzyła się z fascynacją w roześmianą twarz kochanka. Nie do końca zrozumiała, czym owa “cud zupa” była, więc tylko uśmiechnęła się w ciszy i wróciła myślami na chwilę do swojego kraju o wspaniałym zamku sułtańkim ze szczerozłotą kopułą, która miała wyzwać słońce w pojedynku na oślepianie światłem swoich obserwatorów.
Nie wiedziała jak długo była zanurzona w swych myślach nim wyrwały ją z nich słowa czarownika.
- Toooo.. gdzie teraz?

Doszli bowiem do jakichś wrót, prowadzących do ruin budynku, który pochłonęła natura, a mieszkańcy metropolii przerobili na park dla artystów. W tym przypadku rzeźbiarzy.
- W prawo czy w lewo? - zapytał mężczyzna.
- Och… - Kurtyzana rozejrzała się, mrugając zawzięcie powiekami i w końcu westchnęła odpowiadając, że nie wie.
Czy było to takie ważne, by wybrać stronę, kierunek w którym chcieli się udać? Kiedyś faktycznie kobieta przykładała do tych kwestii większą wagę… teraz jednak, dawała się nieść powiewowi wiatru, nie przejmując się dokąd ją zabierze.
- Chodźmy więc tam - stwierdził przywoływacz, wybierając ścieżkę, gdzie było rzeźb więcej niż ludzi je podziwiających. Na każdym kamiennym postumencie, autor napisał swoje imię oraz… miejsce zamieszkania. Jakby każda rzeźba, miała sławić nie tylko postacie na nim przedstawione, ale też samego twórcę dzieła. Tancerka mogła się łatwo domyśleć, że wybór drogi przez Jeźdźca świadczył o jego niecnych zamiarach.
- “Chodźmy tam” powiedział i zaciągnął mnie w krzaki, by haniebnie wykorzystać - odparła zgryźliwie Dholianka, dziarsko idąc przed siebie. - Chwila nieuwagi i proszę jaki los został mi zgotowany! - Westchnęła cierpiętniczo składając skroń na piersi kompana. Uśmiechała się łobuzersko, wcale nie czując się skrzywdzona. Mag postarał się o ładne otoczenie… lepsze niż poprzednim razem, gdy to ona uciekła do beczkowego zaułka.
- Nie przesadzałbym z tym strasznym losem. To ja padnę na kolana, by językiem przekonać cię do ustępstw w kwestii garderoby - odparł z uśmiechem ciemnowłosy, rzeczywiście podążając bardziej zapomnianymi dróżkami, by mieć pewność, że nikt im przeszkadzać nie będzie.
- Nieee… tylko nie językiem, nie mam wtedy żadnych szans - poskarżyła się dziewczyna i zaraz szybko dodała - Chodźmy pooglądać rzeźby… są takie ładne, może gdzieś znajdziemy jakiś męski akt, co bym mogła sobie popatrzeć…
- Męski akt? Hmm.. - Zadumał się czarownik trochę zaskoczony jej wyborem. Wystarczyło jednak, by spojrzał w orzechowe studnie jej oczu, by zatonąć w nich całkowicie i ulec jej kaprysom. Toteż ruszyli razem przez park w poszukiwaniu takiej właśnie rzeźby.
- Nooo przecież, że nie damski… mam lustro w pokoju, jak chcę sobie popatrzeć na zgrabny tyłek, to mogę w każdej chwili - odparła trzpiotnie Kamala i nieco zdziwiona dała się przez chwilę prowadzić, aż nie zorientowała się co Jarvis czynił.
- Ja żartowałam głuptasie..! Po co mam się gapić na… o bogowie trzymajcie mnie… - Natychmiast zaczęła śmiać się głupkowato, a gdy próbowała opanować, wybuchała śmiechem jeszcze głośniejszym.
- W takim razie… - Chłopak przyciągnął do siebie kompankę i wziąwszy ją w ramiona, zanurkował w pobliskie chaszcze, zabierając z utartych ścieżek do tej części parku, gdzie natura rządziła bezspornie. I gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał w “napaści”.
Tawaif nie oponowała, wciąż walcząc z wesołością od których zaszkliły jej się łzy w kącikach oczu. Obejmowała swojego “porywacza” za szyją, muskając wargami jego policzek i szyję, chichocząc przy tym jak pijany chochlik.

Gdy znaleźli się na brzegu porośniętym od strony kanału ścianą trzciny, łowca postawił swą zwierzynę na miękkiej trawie, a potem jego dłonie zawędrowały pod suknię bardki.
Bo choć zielona szata była śliczna, jako twierdza sprawiała się kiepsko. Niczym wrogie wojska, dłonie mężczyzny wsunęły się przez szczeliny w murach. Jedna po udzie do bielizny otulającej jej łono. Druga przez dekolt stroju dotarła do lewej piersi i zacisnęła na niej. Chaaya czuła oddech stojącego za nią kochanka, pieszczącego namiętnie i nieco brutalnie jej ciało. Jego usta wodziły po jej szyi równie dziko. Był chyba bardzo… wygłodzony. Biedaczek.

Dziewczęcy śmiech w końcu przycichł i przeszedł w coraz bardziej rozpalone westchnienia. Tancerka odchyliła głowę do tyłu rozkoszując się chwilą, zanim cicho się nie odezwała.
- Jak mogłeś choć przez moment… pomyśleć, że chcę patrzeć na czyjeś kamienne ptaki… - Kaszlnęła, starając się nie poddać kolejnej fali głupawki.
- Jeden męski akt mnie interesuje… jeden… którego potem mogę wykorzystać do swoich celów… - Skończywszy tymi słowy, sięgnęła ostrożnie palcami do głowy czarownika, by zrzucić mu cylinder i zatopić rękę w jego bujnych włosach.
- Sztuka… a może… chciałaś… porównać? - zapytał przywoływacz, wodząc ustami po szyi, a potem po barku w niecnym celu zrzucenia ramiączka sukni z jej ramienia.
Smukłe palce kochanka sięgnęły głębiej pod bieliznę, wodząc po bramie kobiecości Kamali.
Ona sama zresztą czuła jak bardzo jej adorator jest napięty… poniżej pasa.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2018, 20:35   #146
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- Jaki… akt… cię teraz interesuje? - mruczał zaczepnie mag, rozkoszując się prężącym pod jego palcami ciałem kobiety.
- Od rzeźb… preferuję pierwowzory, one są prawdziwą sztuką - wyjaśniła swój punkt widzenia kurtyzana, coraz bardziej poddając się pieszczącym ją dłoniom. - I nie potrzebuję niczyjego aktu… by móc porównać i ocenić twój - skwitowała zgryźliwie. - Pytanie brzmi, czy jesteś gotów usłyszeć mój werdykt…
Wolną ręką zsunęła stanik sukienki uwalniając swój frywolny biuścik o czekoladowych szczytach. Nie chciała ich kryć, ani przed wzrokiem, ani przed dotykiem ukochanego.
- Bądź dla mnie delikatny… nie uleczyłam się rano… bo chciałam, chciałam czuć cię przez resztę dnia, gdy byliśmy w rozłące - przyznała cicho, zawstydzona tym wyznaniem.
- Dobrze… będę… - szeptał cicho mężczyzna, liżąc czule szyję swojej kusicielki i zsuwając dłonią suknię w dół, na jej biodra. Palce czule pieściły to uwolnione piersi, to sprężysty brzuch jakby nie mogły się zdecydować co najpierw.
- Płaszcz rozścielę na trawie, tylko… - rzekł zakłopotanym głosem, a tawaif w mig pojęła jego rozterki. Musiałby wszak uwolnić jej ciało od swojego dotyku, a nie miał na to ochoty.
- Najpierw jedna ręka, potem druga - poleciła “fachowo” Sundari, samej nie chcąc rezygnować z tej bliskości między nimi.
Wprawdzie i bez płaszcza by się obyli, ale bardka uważała ten drobny gest za uroczy… plus oczywiście, świadomość, że czarownik będzie później nosił go wraz z jej zapachem, była wyjątkowo podniecająca.
Jarvis z niechęcią odsunął się od partnerki, odrywając dłonie od jej złotej skóry. Po czym zaczął odpinać płaszcz, by rozłożyć go na trawie przed dziewczyną, niczym prowizoryczne łoże.

“Ale on jest głupiii!!! Starcze nie śpij!” Deewani była znowu w paskudnym humorze. “Mówisz temu co ma robić, a to ciele i tak robi po swojemu! Powiedziałam nie śpij!”
Pac, pac, pac.
Drobna rączka obijała się o czoło gada, aż ten nie otworzył ślepia. Chłopczyca od razu wtedy straciła zainteresowanie swoim kompanem na dnie duszy i zaczęła grzebać w kieszeniach szarawarów w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego skarbu.
~ A co mnie obchodzą rytuały godowe ludzi ~ stwierdził leniwie smok.

Chaaya uśmiechnęła się tylko w roztkliwieniu. Dygnęła jak grzeczna dama w podzięce za szarmanckie potraktowanie przez swojego panicza i nawet jej nagi biust nie mógł odebrać jej gracji i szlachetności tego gestu.
Tawaif bardzo chciała uklęknąć i rozpiąć spodnie przywoływacza. Jednak nie miała zamiaru psuć mu wizji, bo widać było, że miał wobec ich spotkania pewne zamierzenia. Postanowiła więc najpierw je spolegliwie spełnić, ale bynajmniej nie pozostając bierną.
Kobieta podeszła do kochanka i kładąc dłonie na jego pasie, rozpięła go, spoglądając w dół w chwili pełnej ciszy i napięcia. Jednak nie opuściła mężczyźnie spodni, ani nie uwolniła jego żądzy z bielizny. Przesunęła palcami po brzuchu, rozpinając kolejne guziki jego kamizelki i koszuli, by odkryć bladą skórę naznaczoną drobnymi siniaczkami.
Przybliżyła się jeszcze bliżej, obejmując Jarvisa za plecami i opierając nagimi piersiami o odkryty tors, całowała delikatnie linię obojczyków.
Nie za długo… tylko trochę, bo gdy tylko poczuła silniejszy ruch partnera, od razu mu uległa, postępując tak jak chciał.

Wyczuła jego drżące palce na swoich pośladkach, potem wspinające się po jej plecach. Powoli i niepewnie, jakby nie potrafił się zdecydować… Pragnął tak wiele i to na raz, że te sprzeczne potrzeby utrudniały mu zaplanowanie czegokolwiek. W końcu jednak dłonie maga oparły się na jej ramionach delikatnie napierając, by osunęła się w dół.
Kamala uklękła, kładąc ręce na biodrach czarownika i spojrzała na niego z dołu z drapieżnym uśmieszkiem na ustach.
~ Czyli jednak doczekam się męskiego aktu w parku… ~ Zaśmiała się trzpiotnie, systematycznie zsuwając wierzchnie odzienie kochanka.
~ Kobiecego aktu też… tyle, że to ty będziesz wtedy żywym dziełem sztuki ~ odparł cicho i czule jej kompan, głaszcząc delikatnie palcami po włosach kochanki.
A odsłonięty pomniczek, był satysfakcjonującym widokiem, tym bardziej, że owa rzeźba była dziełem palców Dholianki, jak i efektem stroju jaki założyła.
Dziewczyna chwyciła zębami za elastyczną górę bokserek i zaczęła je delikatnie zsuwać, pomagając sobie z tyłu palcami na pośladkach stojącego.
Męskość Jeźdźca zatopiła się w puszystych włosach, po czym powoli przesunęła czubkiem ostrza po szyi i policzku kobiety, zanim nie wyprostowała się dumnie nad jej twarzą.
~ Tego akurat nie zobaczę i aktualnie wcale nie żałuję ~ stwierdziła poprzez telepatię, przywierając językiem do rodowych klejnotów przywoływacza, by ciągłym i delikatnym ruchem zjechać na trzon, a z niego po całej długości “małego” Jarviska.
~ Jesteś prześliczna Kamalo… zjawiskowa jak zachód słońca ~ szeptał w myślach mężczyzna, poddając się tańcowi jej języka. Pożądanie w nim rosło, czego miała świadomość, ale dotyk jego dłoni na jej głowie był bardziej czuły niż władczy.
Kurtyzana uśmiechnęła się tylko, biorąc do ręki przyrodzenie, by językiem i ustami bawić się na samym jego szczycie, drażniąc przyjemnie zmysły ukochanego. Wolna dłoń złapała za pośladek, co by udaremnić potencjalne pole do ucieczki.
A gdy magik stał się już nieznośnie twardy w jej cieplutkich palcach, przyjęła go do siebie, obejmując wargami, jak najsmaczniejszy deser.
Słodka rurka z kremem…
Czarownik potulnie nie przeszkadzał tej konsumpcji, pieszcząc ją jedynie powolnymi ruchami dłoni i nie przeszkadzając w zabawie. Był całkowicie pod jej władzą, a głośny oddech i coraz trudniejsze do zduszenia jęki, dowodem jej nieuchronnego zwycięstwa.
Sundari żwawo pracowała głową, zanim nie poczuła preludium spełnienia Smoczego Jeźdźca, wtedy zwolniła nieco tempa, by jeszcze chwilę się porozkoszować… a może potorturować?
W pewnym momencie zachichotała beztrosko, odchylając się nieco do tyłu i otwierając szeroko wargi, wysunęła lubieżnie język. Do pieszczoty dołączyła dłoń, która doprowadziła mężczyznę do eksplozji prosto w roześmiane usta tancerki.

Jarvis z cichym jękiem i wyraźną wybuchową fanfarą oddał swój trybut złaknionej go umiłowanej. Przyglądał się z czułością temu jakże perwersyjnemu widokowi.
- Kamalo… rozbierz się całkiem i połóż się, abym mógł cię wielbić… i tobą rozkoszować - wyszeptał z trudem łapiąc oddech, po gwałtownym szczytowaniu.
Ta sięgnęła do zrolowanych na jej plecach zapięć sukni, odpięła je, po czym zsunęła szatę przez pupę do kolan. Następnie usiadła i wyciągając nogi przed siebie zdarła z siebie ciężki materiał, pozostając jedynie w fikuśnych majteczkach o fioletowym kolorze.
Odrzuciwszy niedbale kreację na trawę, rozłożyła się wygodnie na przyszykowanym płaszczu, układając ręce wysoko za głową, by opuszkami muskać ździebełka murawy i porastających ją drobnych kwiatków.

Przywoływacz uśmiechnął się czule wodząc spojrzeniem po nagiej dziewczynie.
- Śliczna - mruknął i położył się na boku obok niej. Ustami przylgnął do jej ust w pocałunku czułym z początku, który szybko zmienił się w namiętną pieszczotę. Podobną namiętnością obdarzył piersi bardki, wodząc i ugniatając je dłonią. Delikatnie i ostrożnie… by okazać swe uczucie i spełnić jej kaprys. Wszak nie chciał jej sprawić nawet cienia bólu.
- Nie gadaj… całuj, ciągle, bez ustanku - wystosowała swe żądania podczas chwili oddechu Chaaya, nadstawiając swoją szyję i dekolt pod wielbienie. Czarownik miał teraz okazję pobawić się sam na sam z jej ciałem tak jak miał na to ochotę.
Mag więc spełnił jej kaprys. Jego usta muskały jej szyję, obojczyki, piersi. Wodził po nich czubkiem języka niczym malarz pędzlem. Dłoń mężczyzny ześlizgnęła się między uda, ale zamiast dokonać podboju jej bramy rozkoszy, delikatnie muskał palcami ów kwiatuszek… a także ów wrażliwy “pieprzyk” na nim. Wyjątkowo ostrożnie i z pietyzmem. Niczym muzyk grający na instrumencie.

Owa sytuacja bardzo odpowiadała złotoskórej, która faktycznie musiała być obolała. Miejsca dawnych ukąszeń były nieco opuchnięte, na kilku widniały nawet mikrostrupki. Ani razu jednak nie poskarżyła się na ból i nawet najdrobniejsza zmarszczka grymasu nie przecięła jej rozluźnionego lica.
- Troszkę… - wymruczała cicho, wyginając się delikatnie w łuk. Nie dokończyła jednak o jakie troszkę chodziło, powoli osuwając się w coraz bardziej pobudzaną przyjemność.
Jeździec nie zmienił natury swej “tortury”. Wargami rozkoszował się jej piersiami, językiem wodził po skórze brzucha. Nie śpieszył się, nie miał wszak powodu by się spieszyć. Wielbił swą boginkę, oddając jej hołd bez słów. Jedynie palce były “rozpraszające”... powolnymi muśnięciami samych opuszków odprawiającymi swoisty taniec dookoła wrażliwych obszarów kobiety, powoli rozpalały ogień w jej lędźwiach. Jarvis był w tym dobry… ileż to razy jego powolne zabawy zmieniały potulną tawaif w dziką bestię. Plaża przy pierwszej ich zabawie i astrolabium w którym ją uwięził, były tylko najbardziej pamiętnymi z przykładów.

I stało się. Cichy jęk uleciał z rozchylonych warg Dholianki, a ona sama przeciągnęła się z drżeniem niczym przebudzony ze snu pyton. Czuły wirtuoz trącił jej strunę o jeden raz za dużo, doprowadzając ją do ekstazy.
Kurtyzana zaśmiała się mrukliwie i rozkosznie, sięgając dłonią ku twarzy kochanka, by pogłaskać go po policzku. Uniosła się, by ucałować wąskie usta z cichym cmoknięciem.
- Wiesz, że nasza umowa dalej cię zobowiązuje? - odezwała się nagle z lisim uśmieszkiem, przesuwając palcami po chudej szyi partnera. Ponownie leżała na płaszczu, obserwując roziskrzonym spojrzeniem przywoływacza, gdy opuszki zaczęły wędrować po odstającym obojczyku wychylającym się spod rozpiętej koszuli.
- Pamiętam o niej… - Chłopak pogłaskał ją czule po policzku i rzekł zdecydowanym tonem głosu. - I nie skończyłem jeszcze mej zabawy. Połóż się wygodnie na brzuszku i pozwól delikatnie delektować się tobą. Zasłużyłem na ten deser.
- Na brzuchh…hu? - spytała zaskoczona, mimowolnie się rumieniąc jak dorodny owoc granatu. Tancerka przygryzła dolną wargę, uciekając wzrokiem na dalekie paprotki. Potarła udami o siebie i jeszcze raz wejrzała w oczy czarownika, by upewnić się, że ten nie żartuje.
Och… robić to znowu! Robić to tutaj!
W końcu przeturlała się energicznie, choć zaraz zawstydziła się, zakrywając różowiutki policzek za rączką. Znów zaczęła się wiercić niespokojna i niepewna.
Czy w tym świetle wyglądała ładnie? Czy wybrankowi, będzie z nią przyjemnie? Może jednak wolałby patrzeć na jej piersi? A jeśli coś pójdzie nie tak? Coś nie wyjdzie?

“Co takiego?” burknęła w końcu babka.
~ Coś… cokolwiek? ~ odparła Kamala i już zaczęła drżeć jak osika na wietrze. Gdyby jej ciało pokryte by było listkami, na pewno cała by teraz szumiała.
“Wyczuwam w tym lepkie palce Nimfetki…” Ada wyjawiła swą diagnozę, ku radosze Laboni, Umrao i Deewani.
“Ni-nie prawda!” Zapiszczała w obronie eteryczna dziewczynka, ale nikogo nie udało jej się oszukać.

Tymczasem Jarvis z pietyzmem zsunął dziewczynie pukle jej włosów z karku i pleców i począł wodzić językiem po odsłoniętej skórze. Szczególnie wyraźne pocałunki Sundari czuła na swoich łopatkach, acz nie mogła zignorować dłoni wsuwającej się pod jej majteczki i ugniatającej delikatnie, lecz stanowczo, pośladki niczym bochenki niewypieczonego chleba.
Taaak… magikowi zdecydowanie podobało się to, co widział i co czuł, całując i pieszcząc ukochane ciało, które mimowolnie się uginało pod każdym, choćby najczulszym dotknięciem. Z jednej strony chcąc uciekać, a z drugiej nadstawiając się inną częścią po kolejną porcję czułości. Może Chaaya miała między łopatkami łaskotki? Bo gdy tylko jakiś kosmyk włosów Jeźdźca musnął jej złotą skórę, drżała jeszcze mocniej, cicho kwiląc przez przygryzione usta. W końcu jej biodra jakby zaczęły współgrać z ręką mężczyzny, coraz bardziej ocierając się pośladkami o otulającego ją.
~ Jeśli jakichś miejsc na plecach winienem unikać, to możesz mi śmiało powiedzieć. ~ Usłyszała w głowie sugestię kochanka. ~ Chcę by było przyjemnie.
Jego dłoń rozkoszowała się miękkością pupy bardki, acz kobiecie nie mógł umknąć fakt, że jej majteczki są powoli zsuwane z jej pośladków. Centymetr za centymetrem.
Żadna pieszczota nie mogła odwrócić jej uwagi od tego faktu.

“Tylko ty się trzęsiesz jak słonina na wieprzu…” Jodha dołączyła do dyskusji, chichocząc jak psotliwy chochlik.
~ Niczego nie unikaj! ~ odparła przestraszona orzechowooka, kiedy małe nimfiątko zaczęło płakać.
“Jak możesz być dla mnie taka okruuutnaaaa, babciu, babciu ja nie jestem słoniną!”
“A jakże… dla mnie bardziej pasujesz do galarety” stwierdziła stara kurtyzana.
“HAHA! Starcze, Starcze nie śpij kłócą się, kłócą!” Deewani pacnęła smoka w nochal, wyraźnie ukontentowana.
~ One zawsze się kłócą ~ przypomniał jej gad ziewając. ~ A ty tęsknisz za nimi.
“Nie tęsknię!” zaperzyła się dziewczynka, krzyżując łapki na płaskiej piersi. “A ty ciągle śpisz! HA!” odgryzła się zaraz, tupiąc bosą stópką.
~ Przynajmniej cię nie męczę… jak twoi dawni kochankowie. ~ Rozwidlony język, niczym wąż wysunął się z pyska Pradawnego i owinął wokół bosej nóżki maski. Skrzydlaty uniósł łeb i chłopczyca zleciała z pyska wisząc głową w dół na ozorze niczym na linie, jak wisielec z kart taroqua.
“Iiiiaa!” zapiszczała w dziecięcym odruchu rozbójczyni, ale zaraz się zaśmiała. “Pobujaj mnie!” zawołała radośnie, majtając się na boki z chichotem.
~ Nie jestem jednym ze staruchów, których twoja babka podsuwała ci za kochanków ~ burknął Antyczny, ale zaczął huśtać dziewczynę powolnymi ruchami.
~ Tylko się nie przyzwyczajaj i nie nurkuj w moje wspomnienia samowolnie. Bo w niektórych… straże mogą złapać taką małą złodziejkę i przekonasz się na własnej skórze jak to się karze biedotę za kradzież.
Emanacja zanosiła się wesołym śmiechem, wyraźnie się ciesząc ze wspólnej zabawy. Za nic sobie miała, i prośby, i groźby, i jakiekolwiek zdanie czerwonołuskiego. Ten jednak wiedział, że tancereczka pomimo swojej buty i bezczelności, jedyne na co potrafiła się zdobyć, to wspiąć się na szczyt jego pleców, by ułożyć się w zagłębieniu między skrzydłami i tak pójść spać. No… oczywiście, pomijając ciągłe trzaskanie go w pysk, ale to chyba robiła nieświadomie.

Czarownik był lekko skonfundowany przebijającym się w wypowiedzi śmiechem oraz płaczem, ale to nie zmieniło niczego. Nie zaprzestał pieszczot barków swoimi wargami, nie oderwał języka od lekko odstających łopatek, ani nie puścił napiętych pośladków, za to coraz bardziej zsuwał bieliznę w dół. Zresztą i jego pocałunki powoli schodziły niżej, po linii kręgosłupa, do prężącego się tyłeczka tawaif. Tam też złotoskóra poczuła pełen wachlarz przyjemności, od muśnięć, po gorące liźnięcia i ugniatanie palcami.

Dholianka uniosła instynktownie biodra, zaciskając ręce na materiale płaszcza. Zajęczała cicho i przeciągle, nadstawiając się po więcej i więcej. Gdy magik zszedł głową na linię jej pupy, od razu stała się bardziej “odważna”. Przestała drżeć i niepewnie wzdychać, przestawała być kruchą gołąbeczką grożącą potłuczeniem się na milion kawałków.
Z tego pewnie powodu przywoływacz skupił się całkowicie na pośladkach kurtyzany, całując je i liżąc powolnymi ruchami. Dłońmi masował dwa krągłe wzgórza dolnych pleców niczym wprawny niewolnik, a czasem, ocierał się o nie policzkami i nosem… najmniej erotyczna z pieszczot, ale Chaaya miała świadomość twarzy ukochanego przytulonej do swojego tyłeczka, jakby nagradzał ją za bycie śmiałą.
Ale wkrótce i to przestało Sundari wystarczać. Zaczęła wiercić się i podciągać do góry nogi, jakby chciała wstać na czworaka. Jej oddech był przyśpieszony, czasem chrapliwy może z frustracji, że spełnienie krążyło gdzieś na granicy jej zmysłów, naigrywając się z jej pragnień, które z każdym kolejnym pocałunkiem i gestem stawały się coraz silniejsze.

~ Wypnij się bardziej do góry. ~ Jarvis musiał też to zauważyć, bo choć nadal jego dłonie krążyły po jej biodrach, to usta od nich oderwał, zmieniając tuż za nią pozycję. Tancerka poczuła twardą obecność dumy kochanka, ocierającą się o jej ciało między pośladkami. Gdyby planował posiąść ją od tyłu przeszywając jej bramę wyuzdanych rozkoszy, nie potrzebowałby do tego zmiany jej pozycji, ale skoro chciał… to po to, by połączyli się tak jak lubiła.
Bardka wygięła się jak przeciągająca kotka, odwracając się za siebie, lecz nie mogła dostrzec swojego partnera. Wtuliła się więc policzkiem w materiał płaszcza, wdychając znajomy zapach Smoczego Jeźdźca, a mężczyzna pochwycił ją w pasie i powoli zatopił żądełko w oczekującym go kielichu kobiecości. Gdy się już połączyli, pochylił się w dół, przywierając ciałem do umiłowanej. Jego usta całowały jej kark i łopatki, a język wodził po linii barków. Sama dziewczyna czuła też powolny i rytmiczny napór maga w postaci leniwych, acz przeszywających sztychów jego męskości.
Nie spieszył się on, ani też nie szturmował za mocno, był delikatny… ale czy delikatność liczyła się w tej chwili?

Orzechowooka dyszała coraz ciężej i głośniej, przyzwyczajając się do rozkosznego uczucia wypełnienia.
Nareszcie! Teraz bez reszty oddała się przyjemności, choć nie pozwoliła rozluźnić się swym mięśniom pleców. Chłopak nie musiał się więc martwić utrudnionym dostępem do własnego spełnienia.
Wkrótce do uszu zdobywającego leniwie kobietę, dotarł szept słów, których nie potrafił zrozumieć, lecz te powtarzane były wciąż bez ustanku. Jak wtedy, gdy brał ją na stoliku… choć wtedy widział jedynie poruszające się bezgłośnie wargi. Podświadomie jednak wiedział, że przedwczoraj jak i dziś mówiła to samo, jakby poruszył w niej jakąś dawno zapomnianą cząstkę, która nie umiała mówić we wspólnym.
Dlatego czarownik nie próbował wchodzić w te intymne doświadczenie kochanki.
Zamiast tego mocniej zacisnął dłonie i silniej napierał na jej ciało, by przyjemne doznania wywołane jego obecnością w jej w kwiecie było jeszcze bardziej wyraźne. Nawet jeśli miał ochotę przyspieszyć, to nie czynił tego… ruchy choć stanowcze i głębokie, nadal były leniwe. Przywoływacz delektował się nie tylko uległością partnerki, ale też i jej zadowoleniem z obecnej sytuacji.

Czasem poruszali się wspólnym rytmem, niczym jeden, płynący przez przestworza organizm, a czasem wychodzili sobie naprzeciw, ścierając się ze sobą w wyjątkowo wyrazistych doznaniach.
Nie śpiesząc się… każdy osobno dążył do spełnienia, przy jednoczesnym odwzajemnieniu i wspieraniu wzajemnych potrzeb, aż w końcu oboje dostali to czego chcieli. Spokojnie… może nieco po cichutku, ale wcale nie wstydliwie.
Dholianka rozluźniła się czując przyjemne ciepło rozlewające się w jej łonie. Miała przymknięte oczy, lecz uśmiechała się zadziornie, co świadczyć mogło jedynie o tym, że ich zabawa jeszcze się nie skończyła. Na razie jednak potrzebny był odpoczynek.
Dlatego Sundari przytuliła się do układającego się obok jej boku wybranka, zbierając mu włosy z twarzy i całując go łagodnie, jakby chciała mu nie tyle podziękować, co uspokoić.

- Kocham cię Kamalo - mruknął Jarvis, tuląc prawie nagą dziewczynę. Prawie, bo ta majtki nadal na sobie miała… tyle, że obecnie na wysokości kolan.
- Ale robię się zachłanny i zagarniam cię całą dla siebie. - Westchnął cicho. - Tak jak wczoraj… robię się zazdrosny.
- O kogo jesteś zazdrosny? - zdziwiła się tancerka, przykładając ucho do szyi maga, by wsłuchać się w szum jego krwi w tętnicach.
- Nie widziałam się z nim dzisiaj… i nie zamierzam, jeśli ciebie to martwi…
- Nie. Nie to. Nie martwi mnie on. Martwi mnie moja zazdrość. Nie chcę być twoją klatką Kamalo - mruknął czule Jeździec, muskając dłonią jej policzek.
- Klatką? - Ponownie zadziwiła się tawaif, po czym jej zaskoczona mina, wypogodziła się i zmiękła pod wpływem czułości.
- Nie przeszkadza mi ona jeśli mnie w takiej zamknąłeś… czuje się wolna i pewna. Nie martw się tak.
- Nie podpuszczaj mnie - zagroził żartobliwym tonem mężczyzna. - Bo potem nie wyjdziesz z łóżka przez całe dnie.
- Kiedy mówię prawdę - odparła zdecydowanie. - Mogę wychodzić sama do miasta, mam własne pieniądze, rozmawiam z kim chcę i kiedy chcę, zabierasz mnie na wycieczki, nigdy mnie nie uderzyłeś, ani nie podniosłeś na mnie głosu. Naprawdę nie powinieneś się tak przejmować. - Chaaya wsparła się na łokciu i z góry, przyglądała się twarzy leżącego. - Jest mi z tobą dobrze, nawet jak przez cały dzień nie widzę nieba, lub nie mogę usiedzieć na miejscu po ostatnich nocnych ekscesach. - Uśmiechnęła się głupiutko i nieco przepraszająco. Miała jednak nadzieję, że spełniła oczekiwania czarownika i przegoniła jego ciężkie myśli.
- Nikt już cię nie uderzy. A jeśli ktoś spróbuje to… jeśli ja go nie dopadnę, to z pewnością rozszarpie go na strzępy Godiva. Tak jak tego węża na bagnach. - Przywoływacz pogłaskał kobietę po włosach. - A jutro… nie mam nic rano do zrobienia. Mogę… potowarzyszyć tobie podczas nauki Gamniry.
Zamyślił się nad tą kwestią. - Choć… pewnie nie powinienem wtedy… być mężczyzną.
- A… O… A… - zaczęła dukać kurtyzana, momentalnie rumieniąc się od czoła po sam dekolt.
- Jutro… - zapiszczała. - Juuutro planowałam iść do łaaaAAaźni… wiesz… takie tam… maseczki, olejki, kremiki, odżywki… - Jąkała, uciekając roziskrzonym spojrzeniem małej podglądaczki.
Och… Jarvis jako Nervisia? To PRZERAŻAJĄCE, ale i TAKIE FASCYNUJĄCE!
Nie, nie… nie wolno tak myśleć, magik jako kobieta został raz na zawsze przekreślony. Sundari nigdy więcej nie napije się wina i nie prześpi się z tym cudnym, jasnym ciałkiem.
Ach...
Uśmiechnęła się perwersyjnie na nikłe wspomnienia z tej nie-pamiętnej nocy.
Owa wątła i długonoga czarodziejka, była koszmarem i zmorą… na miarę całej armii nieumarłych barbarzyńców, a jednak wizja różanych sutków na maluśkich pączkach piersi potrafiła przyśpieszyć bicie serca…
Uch…
- Nie, jutro nie idziesz. Zdecydowanie, nikt nie będzie oglądać ciebie nago… w żadnej formie! Zresztą… nie mamy zwojów do przemiany. Więc koniec tematu. Koniec. Zapomnij. Nie-ma-mowy.
- Mamy pierścień i mamy zwoje zdjęcia klątwy. Ja zakupiłem trzy - wyjaśnił uprzejmie Jeździec. - Zresztą nie wiem czym się przejmujesz. Sądząc po tym co widziała Godiva… Gamnira nie może konkurować z tobą urodą, a ja jakoś przeboleję swoją goliznę w waszym towarzystwie... I maseczki też.

Na przemian to fala gorąca, to dojmującego zimna, zalewała ciało bardki, przyprawiając ją nie tylko o rumieńce, ale i o dreszcze. Dholianka nie mogła się zdecydować, czy Nervisia bardziej ją przerażała, czy intrygowała. Zdecydowanie nie była jeszcze gotowa, by wypuścić ją ze swojej wyobraźni, gdzie miała nad nią pełną kontrolę.
- Nie… nie. Jak mogłeś wydać tyle pieniędzy na trzy durne zwoje? Nie… nie ma mowy. Nie pozwolę, by ktoś cię oglądał, nie ważne co będziesz mieć między nogami. Na trzeźwo tego nie wytrzymam! Bogowie… przyrzekłam, że więcej nie piję. Dlaczego kupiłeś te zwoje? Odesłałam pierścień! TAK! Dziś rano… wysłałam go, nie ma… przepadł, zapomniałam ci powiedzieć. - Dziewczyna raz uśmiechała się nerwowo, raz wyglądała na poważnie przerażoną, by przejść w jakieś stadium odrętwienia, następnie dwuznacznego zadowolenia i kolejno nerwowego zaprzeczenia, lęku, i tak dalej.
- I oczekujesz ode mnie, że będę spokojny, wiedząc, że jakaś baba ogląda cię nago? Poza tym pruderyjne, młode uczennice w saunach okrywają się ręczniczkiem. - Zaczął żartobliwie czarownik nie dając się oszukać, bo tocząca wewnętrzną walkę tancerka nie potrafiła wiarygodnie kłamać.
- A w odesłanie pierścienia nie wierzę. Natomiast zwoje mogą być użyteczne nie tylko przy zdejmowaniu pierścienia, ale i innych magicznych klątw. Są użyteczne - wyjaśnił ciepłym tonem, głaszcząc ją na koniec po policzku.
- Nie dotykaj mnie! - Ta warknęła gniewnie, odsuwając się od ukochanego.
- I nie są użyteczne. Nie i już. A poza tym Gamnira jest kobietą… JA jestem kobietą… mamy to samo! Ty nie. Żaden pierścień ciebie nie zmieni dostatecznie mocno, bym uwierzyła w twoją nową płeć. Chcesz bym jej łeb obcieła? Przysięgam, że to zrobie! - Usiadła z rozmachem, jakby już szukała miecza.
- Nie mogę tego zrobić… musi nauczyć strzelać Nveryiotha z łuku… - dodała sama do siebie, na chwilę przytomniejąc. Zgarbiła się lekko, po czym odwróciła się ze złością czającą się w oczach.
- Jestem zła, jak mogłeś poruszyć taki temat! - burknęła, wchodząc mu biodrami na uda i wspierając się na rękach, pochyliła się, by ugryźć… na szczęście bezboleśnie, chłopaka w pierś.
- Czyżby… ta Gamnira patrzyła na ciebie łakomym wzrokiem? - zapytał podejrzliwie zamyślony przywoływacz. - Czyżbyś sądziła, że chce cię uwieść? Bo jeśli nie… to czemu miała by zwrócić uwagę na chudą dziewuszkę z niedużym biustem chowającą się za nauczycielką?
- Co? Zamilcz! Zamilcz wreszcie, nie rozumiesz, że wystarczy, że ja wiem kim jest ta dziewuszka za moimi plecami? Ja jestem nawet zazdrosna o przechodniów, których mijasz szlajając się po mieście, by załatwiać jakieś spraw… - Umilkła zdając sobie sprawę, że powiedziała za wiele. Speszyła się i zaczęła raczkiem wycofywać w dół nóg partnera.
- Ale chyba nie o mężczyzn, co? - spytał cicho mag, przyglądając się ukochanej z czułym uśmiechem. - O mężczyzn chyba zazdrosna nie jesteś? Dla ciebie… będę mężczyzną, którego kochasz, w innej jedynie postaci. Ale dla Gamniry będę… mniej głośną Godivą, a ty będziesz miała mnie pod ręką. Będziesz wiedziała gdzie jestem cały czas i bez względu na to ile spojrzeń będzie na mnie, to moja dłoń będzie trzymała się twojej dłoni.
- Przestań… powiedziałam, żebyś zamilkł… - odparła płaczliwie kobieta, siadając na zielonej trawie. Ostre źdźbła kłuły ją jednak w pupę i uklękła, by nasunąc majtki na miejsce.

“Starcze! Starcze! Ej nie śpij!” Deewani ulokowana między skrzydłami gada, łomotała dłonią w błonę, która chlupotała jak żagiel na wietrze.
“Teraz zobacz jaka jest Kamala beze mnie! HAHA! Patrz… schowa się, schowa, tchórz jeden i pójdzie spać! HAHA! Nie śpij i patrz jaka z niej słaba cipa!”
~ Zastanawiam się czy przyzwać wspomnienia owej Nervisi do jej snów. To byłby zabawny widok… chyba. ~ Zadumał się Pradawny wyraźnie niezadowolony ze słabości swego naczynia.
“HAHAHA! Co ty, co ty, głupi?! Ja bym ci oddała, ale ja już nie jestem tam… ona się schowa przed każdym ciosem tak jak schowała się wtedy…” Tancereczka była zadowolona ze swojej “przepowiedni”. Leżała na brzuchu, podpierając główkę na obu dłoniach i przebierała nogami w powietrzu.
“Od babki się nauczyła… przez babkę… babka naciskała, więc ona się chowała, jak żółw. HAHA! Głupia! Trzeba było dać jej w zęby! Ja bym tak zrobiła HAHA, ale ona ma wyrzuty sumienia.”

Chłopczyca była pewna swego i miała rację. Dholianka zaraz przeszła z powrotem na czworaka i podeszła do porzuconej sukni, chowając głowę i tors pod spódnicą, układając się zwinięta w kłębek.
- Ja nie chce już o tym rozmawiać… idź sobie, jestem śpiąca. - Sundari faktycznie miała zmęczony ton głosu, nieco niewyraźny, może przez ubranie. Wyglądała jakby całkowicie wyzbyła się sił witalnych, lub nagle i niespodziewanie wypaliła.
Jarvis podpełzł do niej i ostrożnie przytulił do siebie.
- Przepraszam. Nie gniewaj się. To były tylko luźne sugestie - szepnął jej do ucha i cmoknął je delikatnie.
- Za szybko… nie tak blisko, trzymajmy się tylko za ręce - wyjaśniła smutno kurtyzana, nie wychodząc ze swojego ukrycia.
- Podaj mi dłoń - odparł mężczyzna wyciągając swoją ku niej i uśmiechnął się ciepło. - I nie bądź na mnie zła. Zrobimy jak zechcesz.
- Nie chce żebyś był sam… dlaczego mi powiedziałeś… co ja mam zrobić? - spytała Chaaya wyciągając rękę gdzieś przed siebie.
- Powiedzieć mi… co cię martwi. Pozwolić rozwiać twe lęki - wyjaśnił Jeździec ujmując jej dłoń w swoją. - Zaufać mi, że będę przy tobie. Że bez względu na to ile oczu będzie na mnie patrzyło, mój wzrok będzie błądził tylko po tobie. Moje myśli zaś… kuszone będą tylko tobą Chaayu. A moje fantazje… tylko twoje ciałko będą wielbiły i rozbierały.

„No to co robimy z jutrzejszym dniem? Trzeba podjąć jakąś decyzję.” Seesha wzięła na swój karb wznowienie dyskusji na mocno niechciany i zakazany temat. „Nie możemy z pełną świadomością zostawić Jarvisa samego… będzie mu przykro…” odparła Nimfetka.
„Tobie będzie przykro” sprostowała rzeczowo Ada. „Ja bym się zastanowiła, czy by go nie zabrać jako Nervisi… w końcu już dwa razy ukazał nam się w tej formie.”
„I dwa razy mało nie zeszłyśmy na zawał serca!” wtrąciła gniewnie Umrao.
„Ja nie jestem pewna…” zaczęła eteryczka, ale przerwała jej intelektualistka.
„Ty nigdy nie jesteś pewna.”
Najstarsza dziewczynka zamknęła się w sobie, wyraźnie zawstydzona.
„Nie zgadzam się! Nie i już!” Najbardziej zmysłowa z masek stawała się coraz bardziej wściekła.
„A to niby dlaczego?” Okularnica była wyraźnie zdziwiona. „Jestem ciekawa tego nowego ciała i możliwości z nim związanych…”
„Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.” Zachichotała Jodha psotliwie, niczym mały chochlik.
„No jak to dlaczego, bo nie będzie mieć jej ulubionego penisa!” sarknęła z rozbawieniem artystka.
„Przymknij się Seesh!” burknęła rozeźlona erotomanka. „Już ja wam powiem dlaczego nie!”
„No oświeć nas…” dodała zniecierpliwiona Ada.
„Bo to fantazja!” krzyknęła Umrao, a nimfiątko ze śmiejącą się żartownisią zaczerpnęły głośno powietrza.

„Patrz Starcze! Patrz! Nie śpij!” Deewani przebudziła się z drzemki, podskórnie wyczuwając napiętą atmosferę w nosicielce. „Patrz jak zetrze je na proch w tej dyskusji! HAHA! Nigdy, ale to nigdy nie kłóć się z pasją! HAHA głupie jeszcze się nie nauczyły, że nie wolno z nią zadzierać! No nie śpij, ej!”
Odważna maska zeskoczyła z grzbietu smoka i poczęła rozbujowywać wielki pysk czerwonołuskiego.
~ Dlatego JA ZAWSZE jestem zwycięzcą. Nie ma we mnie pasji, jest tylko mądrość. ~ Ziewnął gad, “skromnie” wyrażając swoje zdanie.

„A fantazja moje drogie, jest tym przyjemniejsza, gdy pozostaje niespełniona! O… tu! Musi zostać w głowie.”
„Nadal nie rozumiem…” Intelektualistka nie chciała tak łatwo zrezygnować z nowych doznań. Ciekawość poznawania nowych rzeczy była zbyt silna.
„Kismis do cholery… nie śpij! Jesteś mi potrzebna!” zawarczała rozeźlona lubieżnica.
„No dobra, dobra… po co te krzyki… Uuuuaaaa…” Wiecznie drzemiąca i leniwa cukierkoholiczka, przeciągnęła się z głośnym ziewnięciem.
„Nie nudzi cię to ciągłe lenistwo?” zagaiła nieśmiało Nimfetka.
„Nie… a ciebie?” odparła.
„Co?” spytała zaskoczona dziewczynka.
„Co?” powtórzyła wciąż rozespana emanacja.
„Ech… wyjaśnij lepiej co ta napalona wariatka ma do fantazji.” Ada zaczynała się czuć zdegustowana całą dysputą, która nie była dla niej na wystarczająco wysokim poziomie.
„No… bo to jest fantazja…” zaczęła sennie Kismis.
„Błagam przejdź do rzeczy!” Seesha zapiszczała teatralnie, jakby conajmniej zaraz miała stracić życie.
„Nervisia jest jak Axamander… cicho, nie przerywajcie mi, bo się zatknę… Axamander jest kuszącą wizją prawda? Ma długi, rozwidlony język, ach, przyjemnie jest sobie wyobrazić co nim potrafi robić? Nie raz Nimfetka rozmyślała o tych delikatnych końcóweczkach na swojej perełce…”
„Aaaa przestań, przestań!” Dziewczątko zawstydziło się bezbrzeżnie.
„A Ada wokół palców rąk, ssąc delikatnie opuszki… Umrao głęboko w…”
„Dobra, dobra… każda z nas miała swoje jakieś tam… wy-wyobrażenia… przejdź do rzeczy…” wtrąciła Jodha czując, że zaraz i jej zostanie wytknięte fantazjowanie.
„Mówiłam, byście nie przerywały… otóż widzicie… że przyjemnie jest sobie pomarzyć. Co by zrobił. Jak by zrobił. Kiedy by zrobił… W każdej chwili możecie przywołać słodkie wizje i kierować nimi tak, by zaspokoić swoje pragnienia. Dlaczego jednak nie pójdziecie do niego… i nie spełnicie swoich lubieżnych żądań?”
„Bo zdradziłybyśmy Jarvisa…”
„A tam… to tylko czubek wydmy… a są jeszcze ruchome piaski…” burknęła Kismis.

„Ja chyba zaczynam rozumieć, co chcesz powiedzieć…” Ada w końcu zawarła głos. „Axamander w fazie fantazji jest całkowicie od nas zależny. Przywołujemy go i odwołujemy kiedy chcemy… jego czyny ustosunkowane są do naszych indywidualnych potrzeb… w ten sposób zachowujemy pewną bańkę rzeczywistości, która pękłaby podczas prawdziwego zbliżenia. Wtedy okazałoby się, że ten czegoś nie potrafi… albo robi to inaczej niż sobie wymyśliłyśmy… znając prawdę, nie mogłybyśmy już nigdy więcej fantazjować na jego temat… tylko… że z Jarvisem w kobiecej wersji już spałyśmy…”
„To prawda, ale byłyśmy pijane.” Pałeczkę w dyskusji przejęła Umrao. „Nie pamiętamy całego zdarzenia, a jedynie niewyraźne strzępki, które zapisały się głęboko w pamięci… bo były DLA NAS przyjemne… nie wpływa to na nasze fantazjowanie, jedynie je pobudza… tak naprawdę wciąż nie wiemy jak nam było z kobietą Jarvisem. Co się nam podobało, a co nie. Czym się kierowałyśmy i dlaczego zrobiłyśmy to co zrobiłyśmy. Na trzeźwo… fascynacja była równie mocna co przerażenie, to też coś o czymś świadczy… przecież my nawet nie lubimy kobiet do cholery! Coście się tak uparły na Nervisię.”
„Ładna jest…” skomentowała Nimfetka.
„I co z tego?!”
„Jest inna… niezbadana” kontynuowała intelektualistka.
„No iii?” Nie dała się zbić z tropu naguska.
…i wtedy zapadła pełna konsternacji cisza.

„HAHAHAHA!” zaśmiała się w głos Deewani. „Patrz jak je urządziła! Nikt się nie spodziewał, że Umrao potrafi być tak spostrzegawcza co? Głupie pipy mają za swoje, już ja bym im powiedziała co o nich myśle!” awanturowała się dziewczynka, ciągnąc się w zadowoleniu za długi, gruby warkocz.

„No to... co… teraz robimy?” spytała w końcu któraś z masek.
„Ech… przydałaby się Deewani…” zamarudziła kolejna.
„Deewani? Deewani?” pytały inne, zupełnie jakby nie do końca pamiętały, kim owa była.
To wyraźnie zezłościło chłopczycę, która aż zatrzęsła się z gniewu, a dookoła niej zagotowało się powietrze. Zaciskając dłonie w piąstki, wskoczyła do jednego z luster i znikła, gdy rozmowa na górze dalej się toczyła.
„Biedna Kamala… znowu jej w niczym nie pomogłyśmy… Cicho, cicho bo cię usłyszy… Cały czas nas słyszy głupia!”
Sundari ukryta w swojej „altance”, leżała przytulona do złotej księgi zawierającej wszystkie wspomnienia z ukochanym Ranveerem. Nie odzywała się, tępo wpatrując przed siebie, być może próbując zasnąć, lecz rozświergotane emanacje kotłowały się w jej głowie… mieszając prawdę z fałszem, pragnienia z obawami, fantazję z rzeczywistością. Nie wiedziała już czego chciała i czy w ogóle czegoś. Nie znała swoich obaw i pragnień, coraz bardziej pogrzebywana przez chaotyczne myśli. Czy w ogóle to były jej myśli, czy kogoś innego? Kim była? Kim się stała… i dlaczego to wszystko musi być takie zagmatwane?
W końcu… to przecież tylko tymczasowa zmiana płci… dlaczego się tak denerwowała? Dlaczego zastanawiając się nad tym, czuła się coraz bardziej bezsilna?

- Ja… nie wiem… jest tak głośno… przepraszam - odezwała się słabym głosem Sundari, ściskając palce czarownika, jakby to była jej ostatnia deska ratunku.
Czy jej kochanek w ogóle był prawdziwy? A może i jego sobie wymyśliła? Może nadal była gdzieś uwięziona… lub umarła i o tym nie wiedziała? Bogowie… dlaczego to wszystko jest takie trudne… kiedy to wszystko się tak pokićkało?
~ Poddaj się… poddaj… nie walcz, mniej będzie bolało… ~ zaintonowała cicho, oddając się całkowicie we władanie męskiej dłoni.
Już drugi raz tego dnia straciła całkowicie wolę walki.

- Możesz zmienić mnie wieczorem. Pójdziemy na kolację. Będzie grzecznie i spokojnie. Żadnych zabaw, żadnego picia. Jak będziesz się czuła za bardzo… zazdrosna o mnie jak będę w tym kobiecym ciele tooo… odmienimy mnie po powrocie i jutro udasz się sama z Gamnirą. Co ty na to? - zaproponował ugodowo mężczyzna.
- Boje się - wyznała po dłuższej chwili namysłu bardka.
- Wiem. Boisz się tego co nieznane. To paraliżuje… pożera…. więzi w jednym miejscu - odparł przywoływacz głaszcząc dziewczynę po dłoni i pieszcząc jej palce opuszkami.
- Jeśli nie chcesz… nie musimy się z tym mierzyć - odpał czule po chwili. - Nie chcę cię zmuszać.

“To po wała drążyłeś temat?!” Huknęła jak grom z jasnego nieba babka, aż w głowie tancerki zrobiło się przeraźliwie cicho.
Rozzłoszczona tawaif zleciała na dno do obijającego się smoka i trąciła go palcem u stopy w nochal.
“Nie śpij… sprawa jest.”
~ Nie śpię. Medytuję ~ warknął gniewnie Starzec, spoglądając na Laboni. Drażniło go to ciągłe podejrzewanie o sen. ~ Planuję. Nie mam ciała, więc nie mam potrzeby spania.
“Ta ta ta…” Zbyła go machnięciem ręki kurtyzana i popatrzyła gadzinie prosto w złote ślepia. “Gdzie ta mała wariatka jest? Wiem, że ją gdzieś ukrywasz za namową Kamali…”
~ Zjadłem ją ~ stwierdził szczerze Antyczny i spojrzał na kobietę. ~ A ty nadal jesteś mi winna taniec. Zresztą po co wam ona?
Wspomnienie matrony uśmiechnęło się z wyższością. “No popatrz… zapomniałam całkowicie o tobie” odparła słodko i jadowicie, po czym schowała dłonie pod powłóczyste sari.
“To nie twoja sprawa, powiedz tylko, gdzie ją przetrzymujesz…”
~ Już mówiłem…. zjadłem ją ~ odparł z uśmiechem Czerwony i dmuchnął płomieniem z którego wytoczyła się zaskoczona Deewani. Bowiem skrzydlaty nie wspomniał młodziutkiej masce o cenie, jaką się płaciło za nurkowanie w jego wspomnieniach. Odważna emanacja była z nim powiązana do końca swego istnienia. Co prawda nadal była częścią Sundari, ale teraz była też i częścią Ferragusa.

Laboni zupełnie nie zareagowała, jakby nie dostrzegła pojawienia się dziewczynki, która zaczęła awanturować się, wymachując piąstkami na lewo i prawo.
“Co jest?! Starcze coś ty zrobił głupku! Wiesz gdzie byłam i co robiłam?! Wszystko popsułeś!”
Babka w końcu prychnęła z pogardą.
“Powiedz jej, że ma się zjawić u mnie” odparła wyniośle i ruszyła dumnym krokiem do jednego z luster.
~ Chyba chcą abyś wróciła do nich. Wykorzystaj to ~ rzekł gad do swej malutkiej protegowanej ziewając. ~ I pamiętaj, że jesteś też częścią mnie. I zawsze mogę cię przywołać z powrotem.
Po czym po chwili namysłu dodał ~ Aaaa i możesz opowiadać o tym, jak się tobą zajmowałem. Plotki są użyteczną bronią.
“Niedoczekanie twoje! Jeszcze raz tak zrobisz, a utnę ci ogon!” zagroziła chłopczyca, wyraźnie nadymając w złości policzki.
~ Też cię kocham… No… a teraz idź, zobacz jak pozostałe będą ci się podlizywać, próbując cię skłonić do pozostania między nimi. ~ Zaśmiał się chrapliwie Pradawny nic sobie nie robiąc z jej gróźb.
Tu młoda bardka dziwnie się zafrapowała. Popatrzyła niepewnie na smoka, zupełnie jakby ten ją wypędzał, po czym poczłapała powoli do lustra w którym zniknęła babka. Z jakiegoś powodu, wcale nie czuła się przekonana co do możliwości powrotu na górę.
~ No no no… nie rób tej miny smutnego psiaka. Zawsze możesz wrócić do mnie… w każdej chwili. I ja zawsze mogę pojawić się u ciebie. Jesteśmy połączeni więzią Deewani. ~ Starzec wstał i podszedł do tancerki, nachylił pysk i przesunął językiem po policzku, liżąc ją niczym duży pies.
“Fuj! Ide sobie” zawyrokowała dumnie dziewczynka, wycierając rękawem policzek i wskakując w odmęty wspomnień.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2018, 21:06   #147
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Tymczasem mężczyzna trzymał dłoń milczącej Chaai, próbując przelać swoją odwagę i determinację w jej kruche ciało i psychikę. Dzieciństwo nauczyło go, że nie można poddawać się strachowi i lękowi. Jednak to samo dzieciństwo nauczyło kobietę, że im mniej będzie się szamotać w pułapce, tym… mniej będzie ją boleć. Poddawała się więc zawsze i wszędzie. Przy klientach których nie chciała, przy zawistnej rodzinie, przy „naprawiającym” ją Janusie i kochającym Ranveerze… Wyjątkiem nie był nawet Jarvis…
Poddała się przy nim tam wtedy na plaży, choć bardzo się bała skrzywdzenia i chciała uciekać… i kiedy w nocy wyznał jej miłość… lub z przerażeniem stwierdziła, że przespała się z nim jako kobietą.
Zamierała, truchlała… i płynęła dalej.
To był jej sposób obronny. Na wszystko co złe… i na wszystko co dobre. Unosić się na powierzchni nurtu, nie walczyć z prądem, by przypadkiem nie zejść na dno…
Choć na brzegu widziała skarby po które chciała sięgnąć, sunęła dalej… w dół rzeki życia, mijając marzenia, plany i pragnienia, bojąc się, że lada chwila nieprzychylna fala ją przykryje.
Ten strach… strach rychłej i nieugiętej klęski paraliżował, więc nawet jeśli… kurtyzana chciała „coś” zmienić, jeśli chciała zmierzyć się ze swoim lękiem wobec Nervisi, lub zaspokoić swoją ciekawość wobec niej… nie umiała sprzeciwić się sile… która gnała ją jak wiatr nasiona samosiejki.

„BUU!”
Deewani wparowała do pomieszczenia, które było piętrem przeznaczonym dla kobiet nie uczestniczących na przyjęciach na dole.
Przez specjalne przepierzenia i okienka, mogły one wyglądać na salę lub dziedziniec, obserwując bawiących się tam ludzi.
To było ulubione miejsce Laboni… tej prawdziwej. To stąd dyrygowała swoimi pannami. Nie zawsze tak było oczywiście… ale odkąd jej najpiękniejsza wnuczka stała się dorosłą, potrzeba było nie lada wysiłku i pieniędzy, by przekonać dostojną i olśniewającą babkę do zejścia na biesiadę. Nawet sułtan miewał z tym problemy.
„Nareszcie… gdzieś ty się podziewała przez cały ten czas?” Opiekunka oderwała spojrzenie od pustego teraz placu i spojrzała na chłopczycę.
„Na dole…” żachnęła się dziewuszka, bujając na piętach.
„Nie widziałam cię…”
„Bo jesteś stara i ślepa…”
Na chwilę zapanowała cisza, po czym obie wybuchły śmiechem.

„Musisz wrócić na górę…” odparła w końcu starsza tawaif.
„Nie wrócę tam” stwierdziła butnie tancereczka.
„Ale jesteś tam potrzebna..”
„A co mnie to… nie wrócę tam i już!” Młodziutka maska zaczęła się pieklić. „Nie lubię go… jest głupi i nudny i… i… nie obchodzi mnie czy ma fiuta czy cycki…”
„Dlaczego?” Matrona usiadła na podłodze w siadzie skrzyżnym. Szerokie sari napięło się na jej kolanach, grożąc rozwiązaniem w pasie.
„D-dlaczego?” Zdziwiła się bardka, zupełnie nieprzygotowana na takie pytanie. Na kłótnię to i owszem… ale na spokojną rozmowę?
„Bo nie jest tak jak kiedyś… chce by było tak jak kiedyś!” wyjaśniła z pretensją.
„Nie da się…” stwierdziła krótko Laboni.
„Dlaczego?!”
„Na tym polega życie… czas płynie, świat i ludzie się zmieniają.”
„Nie wierze ci!” burknęła dziewczynka, krzyżując ręce jakby broniła się przed każdym słowem.
„Urodziłaś się malutka… bezwłosa i bezzębna. Nie umiałaś mówić, jeść, ani chodzić… teraz masz piękny długi warkocz, wspaniale tańczysz, śpiewasz, czytasz, piszesz, mówisz… myślisz…”
„Nie, nie i nie! Ma być tak jak kiedyś. Kiedyś było inaczej… była Chandramukhi, było lepiej i ciekawiej.” Zaperzyła się emanacja.
„Wiesz, że Ranveer nie żyje…”
„WIEM O TYM!”
„I Chandramukhi także…”
Deewani uparcie milczała nadymając policzki i czerwieniąc się na czole, to jednak nie wywołało żadnego wrażenia na wspomnieniu babki, które kontynuowało dalej.
„Nie jesteś już dzieckiem i nie mieszkasz na pustyni… Twoje ‚kiedyś’ dawno odeszło. Możesz sobie chcieć, by wróciło, ale dobrze wiemy, że to nie nastąpi… więc nie uciekaj…”
„Nie uciekam!” zaprotestowała chmurnie chłopczyca. „A Jarvis to kretyn, to wszystko jego wina, że ta się znowu wyłączyła!”
„To prawda… Jarvis to skończony idiota… ale kochany… i nasz. Janus też nie był ideałem… i Ranveer również…”
„Wal się! Idę stąd bo śmierdzi.” Maska straciła cierpliwość lub zainteresowanie dalszą dyskusją. Przecisnęła się przez lufcik i spadła na dziedziniec, który okazał się przejściem do kolejnego wspomnienia.

Kamalasundari leżała w swojej altanie. Złota księga dawno została otwarta. Miękki papier szeleścił w jej posklejanych palcach, gdy czytała swój pamiętnik z poprzedniego życia.
„Głupia dzida…”
Deewani zjawiła się niespodziewanie… a może, stała tam od dawna?
„Leżysz tylko i wzdychasz, zerzygać się można! Nawet Starzec nie jest tak żałosny! Raz zamienił mnie w mysz… a raz w smoka!”
~ Smoka? ~ zdziwiła się Dholianka, siadając z ogromnym wysiłkiem. Popatrzyła zaskoczona na swoje dawne odbicie. Młode i rześkie jak sok z limonki.
„A co zazdrościsz?” spytała dziewuszka wystawiając język.
~ T-trochę… myślałam, że on nic nie umie i ciągle śpi… ~ przyznała jego nosicielka bez skrupułów.
„YYYYEEEE….” Maska rozdziawiła usta, po czym wybuchła gromkim i nieprzystojnym jej fizjonomii śmiechem. „Czasem ma przebłyski, ale tylko czasem…” przyznała radośnie, po czym od razu się nabzdyczyła i nastroszyła jak przepiórka. „Znowu leżysz i udajesz, że cię nie ma…”
~ Cóż… nie da się ukryć ~ stwierdziła beznamiętnie bardka. Jej pozszywana twarz, nie wyglądała już tak makabrycznie… szwy zabliźniły się białą skórą, przez co dziewczyna wyglądała jakby pokrywała ją pajęczyna.
„Jesteś żałosna…” zakipiała chłopczyca, a jej tworzycielka skuliła się jak pod ciosem.
„Mdła… głupia… słaba… nędzna… beznadziejna i nie wiem co jeszcze!”
~ To… pewnie prawda… ~ Tancerka nawet się nie broniła.
„Rany jak ty mnie wkurzasz!!! Mogłabyś się choć raz sprzeciwić!” Wydzierała się na całego małolata, skacząc gniewnie i szarpiąc się za warkocz.
~ To nie prawda ~ odrzekła kobieta.
„CO?!”
~ Wyrażam sprzeciw…
„HAHA idiotka, o nie mogę HAHA patrzcie na nią! … Weź się w garść.” Zagroziła władczo dziewczynka.
~ Nie potrafię… utonę… boje się, nie umiem pływać…
„Ja też nie umiem!” wtrąciła się w jej słowo zniecierpliwiona ciągłą mimozją emanacja. „Ale nie pozwolę ci utonąć… bo ja jestem bardzo silna. JAK SMOK! Będę twoim liściem! Liście unoszą się na powierzchni, nawet jak je fala nakryje!”
~ Nic z tego nie rozumiem…
„To akurat nie nowość! Wstań albo kopnę cię w tę chudą dupę! Już!”

Chaaya zsunęła ostrożnie rąbek spódnicy z głowy, zamrugała powiekami o lekko przekrwionych oczach i rozejrzała się niepewnie szukając znajomej twarzy kochanka.
Uśmiechnęła się blado, przykładając ściskaną dłoń do ust, by delikatnie ją pocałować.
- Wracajmy do domu… proszę - oparła.
- Co tylko zechcesz. - Uśmiechnął się czule czarownik. - I kiedy zechcesz.
Zadumał się nagle i przyglądając ze współczuciem kurtyzanie.
- Mam cię wziąć w ramiona? Albo na barana? Nie wiem czy doniosę do naszej kwatery, ale kawałek… mogę.
- Dam sobie radę, nie martw się. - Tawaif usiadła nieznacznie krzywiąc się z wysiłku, po czym zaczęła nasuwać przez głowę sukienkę. Na chwile utknęła przy staniku, ale w końcu przepchnęła ręce i głowę przez otwór, tylko strasznie się rozczochrała.
- Nie wiem gdzie jesteśmy… czy to daleko? - spytała wstając z ziemi, by zapiąć z tyłu szatę.
- Raczej spory kawałek. Dopłyniemy do domu gondolą - odparł ciepło magik pomagając jej w tym zadaniu, a potem nagle przyciągnął ją w pasie tuląc do siebie w milczeniu.
Kamala przez chwilę stała zaskoczona, po czym przyłożyła dłoń do twarzy mężczyzny i przytuliła się policzkiem o jego policzek.
- Gdy będziemy na miejscu… założysz pierścień… - powiedziała bardzo cicho, nieświadomie drżąc na same słowa. - Mogę… uciec z krzykiem… ale spróbuję tego nie robić…
- Dobrze. - Przywoływacz cmoknął delikatnie policzek dziewczyny. - Jestem z ciebie dumny. Wiem ile to cię kosztuje. Jestem dumny z tego, że walczysz ze swymi lękami.
Bardka nie umiała odpowiedzieć na te słowa. Pokiwała tylko głową i tym razem to ona pomogła ubrać się ukochanemu.


Dotarli do pokoiku. W powietrzu czuć było napięcie. Nie tylko bardka była zdenerwowana sytuacją. Jarvis wpierw przygotował na stoliku zwój z odczynieniem klątwy, zapewne, by zdjąć pierścień w każdej chwili. Odetchnął głęboko i zaczął zakładać go na palec.
Kobieta przywarła do ściany, niebezpiecznie blisko drzwi, ale nie pisnęła nawet słowem, ani też nie drgnęła.
Przywoływacz zmieniał się na jej oczach. Wcześniej nie miała okazji tego procesu zaobserwować. Wyglądało to dość… makabrycznie, ale na szczęście trwało bardzo krótko i po chwili Chaaya stała twarzą w twarz z legendarną Nervisią - czarodziejką z pijackich snów.

“No i tyle by było z jego członka… ech…” Umrao była wyjątkowo zdegustowana. Żeńska forma kochanka, ani trochę się jej nie podobała, co nie zmieniało faktu, że i tak mogła się z nią przespać.
Kismis dawno spała, mając w głębokim poważaniu całe otoczenie. Jednak kilka masek zawtórowało przedmówczyni cichym pomrukiem, również nie czując się komfortowo z ową zmianą.
“Taka niespotykana forma…” zaczęła pogrążona w fascynaci Ada. “Ciekawe jak oddziałuje na percepcję naszego czarusia…”
“Jaką znowu percepcję?” Deewani, która całkowicie była uwolniona spod uroku maga, zupełnie nie rozumiała wszystkich dziwnych uczuć kumulujących się w jej siostrach. “Co to jest percepcja?!”
“To jakieś bzdury naszej intelektualistki… olej to” odparła zmysłowa emanacja. “Bogowie w życiu nie byłam tak sucha jak teraz…”
““FUUU!!!”” Chłopczyca wraz z Nimfetką zawołały gromko obrzydzone wyznaniem towarzyszki.

Tymczasem Sundari była biała jak wapienna ściana, a złoty odcień jej skóry całkowicie zmatowiał. Jej twarz zastygła była w przerażeniu, choć wzrok pożądliwie przesuwał się po nowym ciele czarownika, płonąc dziwnymi iskierkami zainteresowania.
Nervisia tymczasem nieświadoma swego imienia i kłębiących się w głowie Chaai opinii, usiadła grzecznie przy stoliku niczym pensjonarka i zerknęła w jej kierunku, uśmiechając się ciepło.
- Nie uciekłaś - zauważyła dziewczęcym głosikiem tak pasującym do jej ciała, choć intonacja głosek z pewnością należała do Jarvisa.

“Taka słodziutka…” stwierdziła rozmarzona Seesha, a eteryczna dziewczynka zaraz zapaliła się do jej słów.
“Prawda, prawda? Jest taka urocza…”
“Ciekawe jak kobiecy orgazm wpływa na jego postrzeganie przyjemności…” ciągnęła swoje myśli Ada, coraz bardziej chętna, by to sprawdzić.
“COOO??!!” Piała skołowana Deewani. “Co tu się wyprawia?”
“Gdzie mój PEEENIIIS??!!” zawyła Umrao.
“Przymknij się... ja tu drzemię…” Kismis w końcu zaszczyciła wianuszek reszty masek, ale nie miała żadnego zdania na temat widoku, nie chciało jej się “otwierać” oczu.

- T-tak... - zgodziła się tancerka, mocniej wciskając palce dłoni w drewno za sobą. Miała wrażenie, że jeszcze chwila, a przewierci się nimi na wylot. - Ale nie podchodź… proszę.
- Dobrze. - Skinęła głową czarodziejka i pochyliła ją zerkając na swe ciało. Chwyciła dłońmi za biust oceniając jego sprężystość i ciężar. - Nie dorównuję ci urodą, ale nie wydawało mi się bym był taką przerażającą kobietą. - Nie ruszała się z miejsca, nie mając chyba zamiaru spłoszyć kurtyzany.
- Kiedy poczujesz się lepiej, usiądziesz naprzeciw mnie? - zapytała ugodowym tonem. - Nie martw się, nie będę próbował… niczego nieprzyzwoitego. Widzę, że to bardzo niewygodna sytuacja dla ciebie, a i dla mnie… krępująca nieco.
- Wiesz, że nigdy… jakoś… nie oglądałam się za dziewczynami w ten sposób… czasem się z nimi kochałam… ale no cóż… to trochę jak z klientem, ni ziębi mnie, ni grzeje… ale jest coś w tej przemianie… coś czego się boję, nie umiem powiedzieć co to… czuję, że to co widzę jest nie w porządku… patrzę na ciebie, ale nie widzę… no… ciebie… a jednak ty to ty… więc czuję, że cię kocham… - Chaaya dukała cicho słówka, nie ruszając się spod swojego bezpiecznego miejsca.
- To ciekawe podejście. Pewnie ja też czułbym się głupio widząc cię jako mężczyznę - zgodziła się z nią kobieta przyglądając czule kochance. - Ale w tej sytuacji nie chodzi o sprawy łóżkowe. Po prostu… pomyślałem, że tak mogę tobie towarzyszyć jutro. Bo Gamnira raczej nie byłaby zadowolona, gdyby jej nauczycielka przyprowadziła kochanka na jej nauki.

Niezależnie od tego jakie były to sprawy, pamięć tawaif nie pokrywała się z odbiorem rzeczywistości. Nie umiała przestać doszukiwać się w Nervisi Jarvisa, tak jak czasami Nervisi w Jarvisie. Ów dysonans poznawczy wprawiał ją w uczucie zakłopotania i niestabilności, co doprowadziło ją do uczucia strachu.
Czy nienawidziła przywoływaczki? Ależ skąd, wręcz przeciwnie… po prostu nie umiała pogodzić… rzeczy w swojej głowie.
Dholianka nie wiedziała jednak jak wytłumaczyć swój stan, więc po prostu milczała, obserwując ukochanego jakby był egzotycznym zwierzątkiem w klatce na wystawie dziwowisk.
- Scarlet… gdy żyła. Ona lubiła takie… spektakle. Odgrywała z kochankiem różne… role. Przebierali się w różne szatki, czasem używali magii. Urozmaicali tak sobie zabawy na statku. - Wspomniała dziewczyna z nostalgicznym uśmiechem. - Było zabawnym podglądać to, acz domyślam się powodów. Pewnie nie lubiła rutyny.
- M-może… - przyznała cicho bardka. - ...albo była zagubiona… i uciekała. - Wzruszyła ramionami, ale był to jedyny ruch jaki wykonała od dłuższego czasu.
- Nie… Scarlet nie była zagubiona. Tego jednego możesz być pewna. - Zachichotała bardziej dziewczęco, niż męsko magiczka i uśmiechając się delikatnie, spytała - Wolisz bym przyniosła wino albo inny alkohol na złagodzenie nerwów, czy… mam użyć zwoju?
Kamala wiedziała, że najbardziej zagubieni ludzie to ci… po których nie da się tego poznać. Nie wnikała jednak dalej w ten temat, bo szczerze mówiąc nie obchodziła ją żadna Scarlet.
- Nie chce mi się pić… - odparła nieco odpychającym tonem, który ją samą zawstydził.
- Nie… dziękuję.
- A zwój? - spytała, sięgając po niego długimi, zgrabnymi paluszkami, o wiele bardziej delikatnymi, niż smukłe palce kochanka tancerki.
- Chyba… nie mam jeszcze tylu sił, by usiąść naprzeciwko ciebie… - odparła przepraszająco Sundari, czując jak zalewa ją na przemian raz gorąca, a raz lodowata fala.
- Nie szkodzi. Podjęłaś się wyzwania i trzymasz się dzielnie. Dałbym ci buziaka w policzek w nagrodę, ale… teraz nie bardzo mogę. - Wzruszyła ramionami Nervisia, przyglądając się zestresowanej dziewczynie, po czym westchnęła smutno. - Chyba rzeczywiście będzie lepiej jak spotkasz się z Gamnirą sam na sam. Szkoda… ale jakoś to przeboleję.

Dholianka czuła, że w pewien sposób zawiodła oczekiwania czarownika. Natychmiast ogarnął ją wstyd i złość na samą siebie, a do oczu napłynęły łzy.
By uniknąć jeszcze większej kompromitacji, szepnęła tylko ciche ‘przepraszam’ i niczym błysk, wypadła przez drzwi na korytarz.
Wpadła prosto w objęcia zaskoczonej Godivy, która odruchowo pochwyciła bardkę.
- Co się stało? - zapytała zaskoczona i nieco zmartwiona smoczyca, widząc wyraźnie zapłakaną Chaayę.
- Nie dotykaj mnie! - Ta wybuchła agresywnie, podświadomie obawiając się kolejnego “nacisku” na jej osobę. Jak oparzona wydobyła się z objęć i przywierając do ściany, wyminęła natychmiast przyjaciółkę.

“Niezłe jaja… nie to co na dole…” stwierdziła Deewani, jako jedyna pozostając pogodną w całej tej sytuacji.

Skrzydlata stała zaskoczona, niczym posąg, obserwując uciekającą dziewczynę. Po czym… nagle ruszyła za nią wyraźnie zamierzając ją ścigać.
Tawaif przedostała się przez hol i wypadła przez drzwi na zewnątrz, dysząc od emocji, jakby conajmniej biegła przez cały dzień, a nie niecałą minutę.
Miasto pogrążone było w mroku… pozornym rzecz jasna, bo każde okno oświetlało cienie na uliczkach i kanałach. Nie było też dostatecznie późno, by lepkie macki mgły spowiły budynki w mlecznobiałym dymie, który przelewał się aktualnie kilka centymetrów nad podłożem, dopiero zwiastując nie tak rychłe omglenie.
Powietrze było o kilka stopni chłodniejsze, niż te panujące w środku karczmy. Złotoskóra od razu poczuła się lepiej, lecz nie tyle dostatecznie, by się zatrzymać. Gwar ze stołówki przebijał się przez wielkie okna i z jakiegoś powodu śmiech innych ludzi doprowadzał ją do złości.
Jeźdźczyni pragnęła być w tej chwili sama. Sama jak palec, choć wiedziała, że to nie było, ani możliwe, ani bezpieczne.
Odpychając się od gzymsu, ruszyła chwiejnym krokiem ku przystani gondol, przy której cumowało kilku mężczyzn, w tym dwóch dobrze jej znanych. Nie chciała z nimi oczywiście rozmawiać, ale wiedziała, że w ich niedalekim towarzystwie nie powinno jej nic grozić.
Nad samą wodą było jeszcze chłodniej. Nadal ciepło i tropikalnie, ale w dziwny sposób orzeźwiająco.
Woda dawno zniknęła pod przelewającą się złowieszczo pierzyną oparu, ale nie było to teraz takie ważne.
Przystając przy jednym ze słupków, aktualnie pustym, kobieta zapatrzyła się w panoramę miasta, cicho pociągając nosem i dusząc w sobie chęć głośnego rozpłakania się.

~ Kamalo? ~ W swoich myślach usłyszała przywoływacza, ale go nie dostrzegła. Pewnie jej szukał podobnie jak Godiva, którą niedawno zgubiła w morku.
~ Kamalo?~ Jego myśli były pełne tęsknoty i smutku. Musiał się o nią martwić, albo bać. W każdym razie był gdzieś w pobliżu i próbował znaleźć ją poprzez telepatyczną więź.

“Mógłby się odczepić…” sarknęła rozeźlona chłopczyca.
“Jak ma penisa to może nas szukać…” wtrąciła Umrao.
“Oj przymknij się jedna z drugą! Loża szyderców znowu w komplecie i nawet pięciu minut nie możecie wytrzymać by nie komentować?!” Wybuchła gniewnie Nimfetka, chlipiąc nad dolą swojej ukochanej twórczyni. “Jesteście podłe i samolubne… jesteście okropne!”

~ Przy łodziach… ~ odpowiedziała kurtyzana, starając się wyzbyć wszelkich emocji w przekazie.
~ Nic mi nie jest… ~ dodała szybko, ale już ją ktoś zagadywał więc przerwała.
- A panienka to na brata czeka? Ja żem go przywiózł jakieś bo ja wiem… ile to było Marcusie? - zachrypiał przygarbiony mężczyzna, ale jego kompan aktualnie pochrapywał.
- Nie Marcello… nie czekam… - odparła grzecznie bardka, ocierając ostatnie łezki zagięciem palca wskazującego.
- Panienka chce gdzieś popłynąć? Bo jak tak to ja żem zwarty i gotowy! - zaoferował się ochoczo zarośnięty żigolo, poprawiając chustkę zawadiacko przewiązaną na chudej szyi.
- Nie… wyszłam pooddychać chłodnym powietrzem… - wyjaśniła smętnie i gondolier nie miał już tematów do dalszej rozmowy, więc wrócił do swojej roboty obserwowania przepływających łodzi.

Jarvis pojawił się po kilku minutach, w męskiej wersji. Podszedł cicho do dziewczyny i odezwał się spokojnie - Przepraszam… to był kiepski pomysł z mej strony.
- W porządku… to moja wina, może niedostatecznie się postarałam… następnym razem pójdzie mi lepiej. - Tawaif nie popatrzyła na przybyłego, uparcie podziwiając mgłę przed sobą. Zdawała się być przybita, ale czarownik był pewien, że nie płakała… już.
- Ty zdecydujesz kiedy i czy będzie następny raz - stwierdził czule Smoczy Jeździec, obejmując ją ramieniem i prowadząc do karczmy w której mieszkali.
- A ja będę musiał znaleźć sobie rano zajęcia… lub czytać książki - ostatnie słowa wypowiedział tonem skazańca idącego na ścięcie, acz łobuzerski uśmiech sugerował, iż był to żarcik.
- Nie mów tak, odwołam jutrzejsze spotkanie… nie chcę zostawiać cię samego… - Chaaya stanęła przodem do rozmówcy, lecz w tutejszym mroku, jego twarz była tylko szarą plamą.
Wtedy kurtyzana poczuła palce na swoim podbródku. Mężczyzna nachylił się i pocałował ją delikatnie.
- A ja nie chcę psuć ci planów. Poza tym… masz całą noc przed sobą. Całą noc ze mną i... przecież wrócisz do mnie, po tych zabiegach. Jeszcze śliczniejsza, jeszcze bardziej kusząca… prawda?
Kobieta westchnęła cicho, zauroczona tym drobnym gestem. Nawet nie obchodziło jej otoczenie, tak mocno urzekł ją ten pocałunek.
- Prawda… dla ciebie zrobię się na bóstwo… tylko, że mieliśmy wyruszyć na misje…
- No tak. Wyruszymy… przejdziemy przez portal. Smoki poślemy do lochów na przygody, a sami zaszyjemy się w jakimś pokoiku w mieście. Z dala od ciekawskich oczu - szeptał cicho mag. - I będziemy kosztować miejscowe smakołyki i kochać się tak jak lubisz.
- A kiedy będziemy się kochać tak jak ty lubisz? - spytała niepewnie, gdy szanowny pan Marcello postanowił spróbować swojego szczęścia po raz drugi.
- Aaa teraz może panienka się gdzieś wybiera? - zagaił głośno skrzekliwym głosem z samego końca pomostu, wyraźnie nudząc się przy chrapiącym koledze.
- Nie, nie… dziś już nigdzie nie płynę - odparła tancerka, odwracając się do gondoliera. - Jutro, jutro rano zabierzesz mnie w kilka miejsc.
Przewoźnik zdawał się być z tego powodu wielce kontent, bo zaśmiał się pod nosem i poklepał w ramię, jakby gratulował sobie udanej transakcji handlowej.
Dholianka złapała kochanka za rękę i pociągnęła za sobą czym prędzej, by nie wdawać się w kolejną rozmowę z przewoźnikiem.

- My się często kochamy tak jak lubię - odparł przywoływacz, potulnie dając się ciągnąć przez kochankę. Odezwał się jednak, dopiero gdy się oddalili i już nie tak potulnie pociągnął kurtyzanę do tyłu, aż ta wpadła w jego ramiona, ku zadowoleniu Umrao. Bowiem i tworzycielka i jej maski przekonały się, że Jeździec nie tylko odzyskał ulubiony organ najbardziej lubieżnej z nich, ale także, że owa część chłopaka jest chętna do kolejnych figli.
- Ludzie patrzą… - zasyczała zawstydzona Chaaya, delikatnie opierając dłonie na torsie wybranka. Głowę miała nieznacznie pochyloną w przód i skierowaną nieco w bok. Smutne spojrzenie uparcie szukało jakiegoś punktu zaczepienia wśród przelewającej się chodnikiem mgły, gdy stres podświadomie wyładowywała na skórce dolnej wargi.
- Wracajmy do domu. Kąpiel relaksująca… z pachnidłami i bez moich dłoni macających cię wszędzie, będzie idealna w tej sytuacji - mruknął czule czarownik.
- Jakiej sytuacji? - zdziwiła się kurtyzana, podnosząc ciekawsko wzrok ku męskiej twarzy. Zdobyła się na cień uśmiechu. - Bo chyba nie mówisz o tej którą masz w spodniach… - stwierdziła wesolutko, ponownie zniżając spojrzenie jakby w dziewiczym zawstydzeniu, choć usta wciąż przyjemnie się śmiały.
- Mówię o twojej sytuacji. Moją zniosę mężnie - odparł z przesadną dumą magik. - Odrobina relaksu bez mojego obmacywania dobrze ci zrobi.
Bo też i jego ręce spoczywały grzecznie na jej bioderkach, zamiast objąć poduszeczki poniżej specjalnie na nie przeznaczone.
- Powiedz mi… jak chciałbyś to zrobić - odezwała się bardzo cicho Chaaya, przyglądając się uważnie obliczu partnera. Nadal widziała słabo. Rozpoznała wąskie usta… nos, a raczej cień jaki rzucał na pół twarzy. Oczy za okularami i jedno ucho, za które zatknął sobie kosmyki włosów.
- Kamalo… moja sytuacja… wzrośnie… - pisnął cicho kompan w ostatniej próbie zachowania się szlachetnie przy dziewczynie. - Nie powinienem… mówić… teraz… tu… bo… to tylko wzmoże… pragnienie.
Naprawdę desperackiej próbie, bo mocniej docisnął Sundari do siebie.
Bardka uśmiechnęła się lisio… a może tylko wydawało się tak Jarvisowi, gra światłocieni pobudzała wyobraźnie… tak, lepiej tak to przywidzenie było sobie tłumaczyć.
- Przepraszam… to było niemądre z mojej strony - odparła potulnie, oglądając się na obejmujące ją ramiona. - Gdy mnie puścisz, pójdę się wykąpać…
Kluczowe było… “gdy mnie puścisz”. Bo mężczyzna puścić nie miał ochoty. Jego dłonie powoli przesuwały się z bioder na pośladki, zaciskając się na nich i masując pupę schwytanej, leniwie acz stanowczo.
Był zahipnotyzowany, szeptał coś cicho. Dopiero po chwili do uszu kobiety doszły strzępki słów zmieniające się w zdania.
- ...zsunąłbym twe majteczki, usadził na stoliku lub murku. Uwolnione piersi całowałbym i lizał. - Nie mówił zbyt głośno, trochę zawstydzony swą śmiałością, a może jej uległością?
Złotoskóra trwała dzielnie w ciszy, słuchając każdego słowa, jakby to była objawiona mądrość. Dwie ciemne źrenice jej oczu krążyły po linii poły palta Smoczego Jeźdźca, tylko od czasu do czasu spoglądając spod rzęs wyżej. Może chciała się upewnić, że wciąż do niej mówił?
Kąciki ust drgały czasami mocniej w górę, unosząc jej rumiane policzki raz za razem. Bliskość między nimi była dla niej krępująca, tym bardziej, że kochanek zupełnie się zapomniał w tym co robił.
Nie chciała mu jednak przerwać… a może i była zbyt zawstydzona tym co słyszała, tym co widziała… i tym co czuła nie tylko z tyłu, ale i z przodu, gdy dociskał ją do siebie jak szmacianą laleczkę.
- …rozchylisz uda zapraszając mnie i połączymy się. Będę całował twoją szyję, usta, piersi, poruszając biodrami. Zrazu powoli, potem coraz szybciej i szybciej i szybciej… - I mocniej zapewne. Jak teraz mocno napierał ciałem na uwięzioną Dholiankę. Nachylił się lekko, by szeptać owe lubieżne ‘zaklęcia’ wprost do jej ucha, owiewając je ciepłym oddechem i całując co chwila. - ...bez wytchnienia, bez przerwy, aż usłyszę twoje spełnienie, a potem... nie dam ci odpocząć.
Tancerka przymknęła oczy zasłuchana opowieścią, która grzała ją od środka. Wpierw delikatnie, niczym rozkwitający rankiem kwiat, by coraz bardziej rozniecać i rozpalać się w płomyczek usadowiony głęboko w jej łonie.
Ten jeden mały ognik wystarczył, by krew w jej żyłach popłynęła szybciej, sukcesywnie docierając ciepłem do najdalszych zakątków jej ciała.
Dziewczyna przyłożyła drobną dłoń do policzka przywoływacza, gorącą, lekko mokrą i aksamitnie gładką, zupełnie jak jej sukienka.
- Chodź na górę mój jamun… - poprosiła tęsknie, masując opuszkami linię szorstkiego zarostu na jego twarzy.

To wyrwało go ze snucia swojej wizji, którą pieścił jej ucho i wyobraźnię. Historii o ciepłym, wilgotnym “wężyku” milutko wijącym się w jej kwiatuszku, gdy leżała na stoliku, bezwstydnie opierając nogi o ramiona klęczącego Jeźdźca.
- Dobrze… Kamalo? Jamun… jak winien w twoim języku cię nazywać. Jak mówi się do ukochanej? - zapytał cicho czarownik rozluźniając lekko objęcia.
- Jamen, przez en. - Ta odparła ciepło, wyswodzając się z długich ramion, które zaraz wzięła w swoje dłonie.
Uśmiechnąwszy się czule, poprowadziła mężczyznę z powrotem do tawerny, schodami do góry do drzwi prowadzących ich do pokoju. Weszła do środka i odwórciwszy się twarzą do ukochanego przywiodła go do biureczka, lecz na nim nie usiadła, przystając z przyzwyczajenia na palcach, by pocałować wąskie wargi, które tak kochała.
Ten odpowiedział czułym pocałunkiem i delikatną pieszczotą jej szyi, gdy musnął ją opuszkami palców. Jego rozpalone spojrzenie wodziło po kobiecie, ale… ograniczył się tylko do spoglądania na nią. Przynajmniej na razie.
Tawaif nie wiedziała od czego zaczynała się historia maga, więc odniosła się więc do tego, co zdążyła wychwycić. Gdy oboje rozłączyli swe usta z cichym cmoknięciem, by zaczerpnąć kilka nerwowych wdechów powietrza, odsunęła się nieznacznie, na ile pozwalała jej bliskość blatu i położywszy dłonie na udach spozierających spod długich rozcięć spódnicy, podwinęła jej tył odsłaniając kształtne biodra, na których opinała się fioletowa bielizna.
- Niczym… nieświadoma niczego łania… odsłaniasz więcej i więcej. Niby wstydliwie, ale prowokująco… - szepnął zafascynowany Jarvis, nie potrafiąc oderwać oczu od kurtyzany i zdecydowanie nie mając na to ochoty. Pragnął jej niczym karawaniarz wody na pustyni, czego miała przyjemną świadomość.
- Jestem w pełni świadoma swych czynów, lecz jeszcze chwila… i zabraknie mi dalej odwagi, więc zróbmy to… teraz - odpowiedziała złotoskóra, uśmiechając się łagodnie.
- Dobrze… - stwierdził cichutko, dławiony szczęściem przywoływacz podchodząc powoli do Dholianki. - …jesteś piękna jak rozgwieżdżona noc moja jamen.
- Lecz nie tak odległa… tak myślę. - Ta zreflektowała się, spoglądając ufnie w oczy kochanka.
- Nie… - Czarownik kucnął, a jego dłonie pochwyciły fioletowe majtki swojej jamen, energicznie zsuwając je aż do kostek. Teraz obnażona kobiecość tancerki, wystawiona była na pożądliwy wzrok mężczyzny i jego czułą pieszczotę pocałunków, na udach i podbrzuszu. Na delikatne muśnięcia jego języka na jej wrażliwym punkciku.
- Zdejmij całkiem sukienkę… usiądź… wygodnie - poprosił ją cicho z dołu.

Chaaya zabrała ręce i spódnica opadła z łopotem na miejsce. Rozpinała z tyłu zapięcie, przymykając oczy i znów wyżywając się na swojej, dolnej wardze. W końcu chwyciła za poły zielonego materiału i jednym ruchem ściągnęła szatę przez głowę.
Srebrna tiara spadła z głośnym brzękiem z głowy na podłogę, by zaraz zostać przykrytą zbędnym kawałkiem odzienia.
Orzechowooka spojrzała ponownie w oczy klęczącego, jakby szukała w nich poparcia i wsparłszy się na jego ramieniu, usiadła na mebelku z wdzięcznym podskokiem, od których jej jędrne piersi zafalowały gwałtownie, uderzając o siebie nawzajem, a potem lekko rozlewając na boki. Ich szczyty były ciemne jak czekolada i twarde, niemal ostre jak groty strzał… a może gór?
- Spodobało mi się… jak mnie wtedy pocałowałeś - wyznała speszona, drapiąc się po udzie. - Przy gondolach… tak delikatnie.
- W takim razie… powinienem częściej tak całować. - Uśmiechnął się czule Smoczy Jeździec i podnosząc się do dziewczyny, pogłaskał ją po policzku.
- I zamierzam.

Znów jego usta delikatnie przylgnęły do jej ust. Ostrożnie i czule, jakby była sarną, którą łatwo było spłoszyć. Kolejne pocałunki zaczęły znaczyć jej szyję i obojczyki. Również ostrożne, niczym muśnięcia motylich skrzydeł. Palcami z podobną delikatnością mężczyzna muskał muszelkę i perłę partnerki… niczym złodziej próbujący ją skraść z dłoni śpiącego strażnika.
Tawaif oddychała ciężko i płytko, odchylając nieznacznie głowę do tyłu. Jej sutki dzióbały przywoływacza, niczym dwa lodowe sztyleciki, za nic sobie mając gruby materiał jego kamizelki i koszuli.
- Zachowaj… na specjalną okazję… rozdawaj po drobinie… bym wyczekiwała ich z nieznośną tęsknotą każdego dnia. - Westchnęła głośniej, gdy mocniejsza fala przyjemności rozlała się z drżeniem po jej napiętym ciele. Ostrożnie objęła ramieniem czarownika, przytulając go trochę niezdarnie i niepewnie, jakby nie wiedząc do końca… jak chciałaby to zrobić.
Jarvis wydawał się bardziej pewny swych działań, jego dłoń wsunęła się w pukle bardki, by ostrożnie odchylić jej głowę jeszcze bardziej do tyłu, a usta sięgnęły do tych karmelków. Twardych i wrażliwych na dotyk. Jego usta i język zajęły się pieszczotą owych smakołyków, gdy palce grały na strunach jej zmysłów między udami. A Chaaya wiedziała przecież, że to był dopiero początek, że jej kochanek ma konkretny plan względem niej… plan obejmujący kilka głośnych ekstaz z jej strony.

Kurtyzana znosiła każdą pieszczotę z oazą spokojności… a przynajmniej bardzo by tego chciała. Wczepiwszy palce w rękawy płaszcza, starała się zwalczyć chęć poddania się przyjemności. Ten upór, był słodki, bo kobieta pragnęła wytrzymać jak najwięcej czułości z rąk swojego wybranka. Nie chciała się roztopić jak śnieg na wiosnę, a pewnikiem… nie tak szybko.
Jej jęki z początku ciche i łatwe do pomylenia z westchnieniem, coraz bardziej charakterystycznie odbijały się w ciszy pokoju. Jej ciało… napięte jak struna w harfie, miękło jednak i falowało… jak ogień na knocie świecy. Drżenie mieszało się ze spazmatycznymi spięciami, gdy powstrzymywała to co było przecież nieuniknione.
Magik był uparty… ona też taka była, lecz to on wygrał swoją konsekwencją, przyjmując jej kapitulację, wstydliwą, nieco smutną, wprost do swego ucha.
Lecz nie zmieniło to nic... bo jej towarzysz nie zaprzestał swych dalszych “tortur”, nie dając tancerce ostygnąć. Co prawda jego dłoń wysunęła się z pomiędzy jej pukli, ale tylko po to, by uwolnić właściciela od ciężaru spodni i bielizny. Nie przerwał przy tym ani wodzenia ustami po jej piersiach, ani pieszczoty palców na jej wilgotnym kwiecie. Czerpał bowiem satysfakcję z tych działań i choć nie mogły mu sprawić tak silnych doznań jakie dawał kochance, to odczuwał on przyjemność z dotykania Sundari, która po pierwszej fali ekstazy, nie miała ni sił, ni woli walki, by powstrzymywać następne.
Rozchyliwszy podświadomie szerzej uda, bujała się nieznacznie w przód i w tył, kwiląc niczym w skardze.
Przyjemnie było słuchać jak tonęła we własnym pożądaniu i sokach, czepiając się rączkami barków i głowy chłopaka, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc.
Wygięła się w łuk, oszołomiona kolejnym spełnieniem, uderzając swego ‘oprawcę’ drżącą piąstką w obojczyk.
“Zły, podstępny…” Zdawała się mówić.
Odpowiedź przyszła do jej głowy. Mantra, którą znała i słyszała już często.
~ Moja, Moja. Moja. Moja… ~ Zaborczy wierszyk czarownika, obecnie całującego jej piersi bez opamiętania, choć z delikatnością i czułością. Jego żądło zaczęło zagłębiać się ów kielich rozkoszy. Powoli i ostrożnie. Zapewne zamierzając w podobny sposób rozbujać jej zmysły.
Dziś Jarvis był czułym kochankiem… No chyba, że Dholiance będzie chciało się go sprowokować, do większej stanowczości w podbojach.

Wygrana zadawała się leżeć po stronie mężczyzny. Kamala gibnęła się niebezpiecznie do tyłu, podpierając się niezdarnie jedną ręką za sobą, a drugą chwytając za kołnierzyk koszuli przywoływacza. Coś cicho strzeliło, jakby jakaś nitka nie wytrzymała naporu siły. Nie miało to jednak znaczenia dla dziewczyny, która znowu doszła.
Rozpierające uczucie w swoim środku, oraz drżenie opuszki na nabrzmiałej od uciech perełce, oszołomił ją nagłym wstrząsem, jakby potężna, morska fala zmiotła ją z pomostu.
Roziskrzone spojrzenie migdałowych tęczówek o rozszerzonych w upojeniu źrenicach, wpatrywały się w Smoczego Jeźdźca z bezgranicznym oddaniem i... pożądaniem.
Obudził ją… teraz wiedział, że była naprawdę jego, że teraz chciała się z nim kochać bez ustanku.
Jeszcze, jeszcze… jeszcze więcej i dłużej.
Chaaya opadła bezsilnie plecami na blat stoliczka, wijąc się jak złota wstęga rozpusty. Dłońmi masowała się po brzuchu, a ramionami ściskała uwięzione jak w imadle piersi, które lubieżnie wypięła do swojego adoratora. Jej uda oparły się na chudych biodrach, leniwie zdobywającego ją maga, zamykając go w pewnym uścisku.
W pełnym lepkiego od erotyzmu umyśle, nie pozostała żadna skaza, ni cień problemów ją gnębiących. Była pewna w tym czego chciała i w tym co robiła… co robili tu i teraz razem. Ta świadomość przyozdabiała jej twarz w jasny, triumfalny uśmiech.
Mężczyzna zaś uległ pokusie i ustami sięgnął do rozkosznie prezentowanych owoców jej piersi, liżąc je i całując. Nachylając się ku nim, mocniej naparł biodrami na kobiecość kurtyzany, zdobywając ją silniejszymi ruchami, ale nie szybszymi. Nadal tempo było powolne, a jego wykonawca sam delektował się tym, co widział przed sobą i tym, co czuł. Jego nienasycone spojrzenie wędrowało po twarzy leżącej partnerki, wyraźnie ciesząc się widokiem jej uśmiechu.

- Pozbyłbyś się chociaż części ubrań - poskarżyła się kobieta, zmysłowo niskim tonem głosu. - Choćby zrzucił płaszcz… kamizelkę. - Przygryzła wargę w przyjemności, gdy zęby czarownika drażniły jej sutek. Złotoskóre nogi rozsunęły się bardziej na boki, by pochylony Jarvis nie miał problemu ze zdobywaniem jej w takiej pozycji.
- Powiedz to… zażądaj bym się przed tobą rozebrał do naga - prowokował ją przywoływacz, rozkoszując się jędrnym biustem kochanki.
Sundari zaśmiała się dźwięcznie, aż całe jej ciało zawibrowało. Jej kompan poczuł jak słodkie wzgórza rozsuwając się na boki, wymykając mu się spod ust.
Tawaif objęła go. Wpierw niepewnie i delikatnie, trzymając magika pod bokami, później jednak ośmieliła się złączyć swoje dłonie za jego plecami. Ciężar na jego biodrach oznaczał, że i nogi na powrót go przytuliły ciaśniej do siebie, przeszkadzając w dalszych sztychach.
Tej jednak to nie przeszkadzało, zaczęła zdobić czoło schwytanego drobnymi całuskami, za nic sobie mając prowokację i całą sytuację.

- To mi nie ułatwia rozbierania. - Zaśmiał się cicho kochanek i uniósł nieco twarz, by pochwycić wargi Dholianki własnymi ustami i pocałować ją zachłannie.
Musiała na to czekać, bo w mig odwzajemniła pieszczotę, dzielnie odpierając każdy “atak” męskiego języka. Na każdy jeden ruch odpowiadała jednym swoim, współgrając i zachęcając do więcej.
Chłopak poprzez pieszczotę, czuł jak bardka mimowolnie się uśmiecha, coraz szerzej… i szerzej… i... ostre ząbki zacisnęły się na jego górnej wardze.

Zaskoczony jej drapieżnością mimowolnie syknął z bólu, ale uśmiechnął łobuzersko.
- Ktoś tu jest… niegrzeczny - rzekł… próbował brzmieć ponuro, acz nie wychodziło mu w ogóle, po czym spoglądając w oczy tancerki dodał cicho
- Więc złapałaś mnie. Co z tym… zrobisz?
- To twoja kara za słabą próbę podjudzania mnie - odparła wyniośle Kamala, uśmiechając się jak diablik i prezentując równe rządki swoich “kiełków” gotowych do dalszego kąsania. Jednocześnie Jeździec poczuł, jak uścisk na jego biodrach ponownie się wzmaga, jak uda dziewczyny więżą go i dociskają do jej łona i... ten już wiedział, że jego pokuta… zamieni się w prawdziwą torturę, gdy będąc w jej wnętrzu, nie będzie mógł się poruszyć.
Złotoskóra zachichotała psotliwie ukontentowana z tego psikusa, oddychała jednak ciężko, osłabiona przebytymi orgazmami.
- Kocham cię… - zamruczał potulnie mężczyzna i wrócił do wodzenia językiem po jej piersiach. Starał się wyswobodzić, poruszając energicznie biodrami, na tyle… na ile mógł.
- ...ale się zemszczę jak się wyrwę… - zagroził lubieżnym tonem, toteż tawaif łatwo było się domyśleć natury tej zemsty.

Ciało Dholianki zafalowało pod szarpnięciem czarownika, wyrywając z jej ust westchnienie przyjemności. Dłonie z pleców powędrowały na policzki ukochanego, przytrzymując mu twarz, by nie uniknął czułych i namiętnych muśnięć języka na swoich ustach.
- Jeszcze raz… spróbuj jeszcze raz - zachęciła maga do dalszych zmagań, uśmiechając się troszkę jak lisiątko - takie młodziutkie i bawiące się z motylkiem w berka.
Ten więc szarpnął się jeszcze raz. Każdy kolejny ruch, każde kolejne pchnięcie było mocniejsze, gwałtowniejsze… i w końcu za trzecim razem przywoływacz wyrwał się z objęć kochanki i cofnął.
- Teraz odwróć się na brzuszek Kamalo… za karę - rzekł władczo podniecony.

Kobieta ściągnęła usta w pofalowaną linijkę niepewności. Opuściła ostrożnie stopy na podłogę i usiadła, spoglądając wymownie i z pokusą na męskość kochanka.
Wstała z teatralnym ociąganiem się, jakby chcąc pokazać, że to nie Jarvis tu rządzi, a ona, i tylko łaskawie zgadza się na jego pokorne prośby.
Odwróciła się plecami do obserwatora, sycząc cicho pod nosem. Może ze wstydu? Może ze złości? A może z podniecienia?
Ciemnooki dostrzegł, że jej ruchy nie są takie płynne jak normalnie, była nieco niepewna i ociężała… nie… bardziej miękka w stawach, gotowa upaść przy pierwszym powiewie wiatru.
Szczęściem… okno było zamknięte, a ona położyła się na brzuchu, wypinając bezwstydnie jędrne i pełne pośladki zwieńczające jej zaróżowioną kobiecość, przyjemnie połyskującą od wilgoci w świetle kaganków.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 19-05-2018 o 20:23.
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2018, 21:25   #148
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Za sobą usłyszała szelest materiału opadającego na ziemię. Jeździec pospiesznie pozbywał się przyodziewku i nagi zbliżył do partnerki. Poczuła klapsa w wypięty pośladek… bolesnego, acz ból ów nie był przeszywający. Nie tak jak duma, która wbiła się w spragniony jej obecności kwiat tancerki. Magik nie był delikatny, jego pchnięcia były mocne i gwałtowne… przeszywające zmysły Sundari na wylot.
Mężczyzna pochwycił dłonią pukle włosów Dholianki i przytrzymywał je ostrożnie, by nie dać jej ciału uciec od swych szturmów. Czasem okraszał jej pośladek klapsem, niczym ukłuciem ostrogi podczas tego wspólnego galopu do zbliżającej się ekstazy.
Był coraz bliżej mety… takoż jak i ona.
Tawaif wygięła się jak kotka, drapiąc paznokciami po blacie mebelka. Jej mięśnie spinały się mimowolnie przy każdym uderzeniu, sprawiając, że złotoskóra zdawała się podskakiwać. Jęczała przeciągle jak w skardze i bólu, choć była w stanie najwyższego uniesienia.
Jej prawa ręka powędrowała wzdłuż ciała i znikła pod uniesionym brzuchem, by palcami przyśpieszyć swój nieunikniony los.
Po raz czwarty tego wieczora jej głos uniósł się pod sufit z rozkoszy, nieznacznie tylko zabarwiony chrypką.
Jej popisowi wokalnemu towarzyszył cichy jęk kochanka, którego dowód ekstazy Chaaya poczuła w sobie.

~ Kocham cię… i pragnę… i nie dam ci spokoju. ~ Usłyszała w swej głowie dziewczyna, czując pocałunki i pieszczoty dłoni na swoim nadal wypiętym tyłeczku.
~ Nigdy? ~ spytała z nadzieją, nie tylko w głosie, ale i myśli, bardka dochodząc powoli do siebie.
~ Nigdy. Jeszcze będziesz próbowała uciekać z łóżka ~ stwierdził żartobliwie czarownik, skupiając się na jej pełnych biodrach, wielbiąc je zarówno dłońmi jak i językiem.
~ Nie chcę uciekać… nie będę uciekać ~ zaperzyła się jak dziecko kurtyzana i przekręciła lekko w bok, by móc obserwować chłopaka za sobą. Wyciągnęła w jego kierunku rękę, by poczochrać go opuszkami po głowie, nie potrafiąc sięgając palcami dalej.
Przywoływacz przerwał pieszczoty, usiadł wygodnie obok leżącej kochanki i pochylił się kładąc obok niej, po czym spojrzał jej w oczy mówiąc
- Wiem, że nie będziesz. Cieszy mnie to, że jesteś szczęśliwa przy mnie… że się uśmiechasz, że się ze mną droczysz. Że masz kaprysy… choć… niektórych zaczynam się bać. - Zakończył śmiejąc się lekko. - Jak na przykład ten warunek co postawiłaś przy obiedzie. Nie wiem co o tym myśleć.
Kamala wydawała się być bardzo szczęśliwa, że Jarvis położył się obok niej. Uśmiechała się szeroko i łagodnie od razu bawiąc się palcami na jego odstającej kości obojczyka.
- Ach… tak, tak! Zupełnie o tym zapomniałam! - zawołała radośnie i jej łanie rysy, zaczęły nabierać chochliczego wyrazu. Uśmiechała się tak szeroko, że w kącikach oczu pojawiły się drobne zmarszczki niczym łapki drobnych ptaszków.
- Coś ci kupiłam… coś o czym kiedyś rozmawialiśmy - odparła tajemniczo. - Chcesz zobaczyć? Chcesz? - ćwierkała jak słowiczek... wysłany prosto z piekła.
- Chcę, chcę - potwierdził mag kłamiąc tak fatalnie, że ciężko było mu uwierzyć, ale uśmiechał się szczerze i przyglądał z czułością głaszcząc po włosach kobietę, która uśmiechnęła się trochę smutno, na fałszywy ton partnera. Pogładziła go czule po policzku, przypatrując się jego wąskim ustom.
- Jamun… to tylko zabawa… nie będzie tak strasznie… tylko ociupinkę - wyszeptała, składając wargi do pocałunku i musnęła nimi brodę ukochanego.
- Jamen… moja śliczna, nie przejmuj się tak moim marudzeniem. To sztuka dla sztuki - odparł ciepło mężczyzna muskając czubek nosa tancerki swoimi wargami.
- Kiedy jesteś w tym beznadziejny. - Ta stwierdziła bez ogródek, śmiejąc się wesoło. Podniosła się i pomasowała leżącego po brzuchu.
- Ach… dałeś się tak łatwo podejść tam pod karczmą… aż trochę mi żal… ale nieważne, poczekaj tu… przyniosę ci. - Dholianka ruszyła lekko pijanym krokiem w kierunku ukrytej za przepierzeniem szafy.

- Masz rację. - Jeździec usiadł i przyglądał się tawaif mówiąc z uśmiechem.
- Ale jakie miałem szanse z taką kusicielką? Żadnych. Mogłem tylko ulec.
- No nie wiem, nie wiem… mogłeś mnie na przykład przycisnąć do ściany… - odpowiedziała dziewczyna za ścianką, grzebiąc z zapałem w swoich ubraniach. - ...i przekonać mnie, kto tu kogo kusi.
Wyszła z ukrycia, chowając obie ręce za sobą.
- Prawa czy lewa? - spytała zawadiacko.
- Mógłbym, ale… jesteś za dużą pokusą. A twój uśmiech i błyszczące oczka... jeszcze większą. Prawa - zadecydował.
Chaaya zaśmiała się jak imp, który wprowadził w śmiertelną pułapkę jakiegoś naiwniaka i wystawiła piąstkę przed siebie w której to trzymała… stanik.
Za duży na nią i za duży nawet na Godivę.
Jej przymrużone w uśmiechu oczka lśniły jakimś dziwnym perwersyjnym blaskiem, kiedy wpatrywała się w twarz kochanka.
- Co mam z tym zrobić? - zapytał mag przyglądając się złotoskórej, a potem fragmentowi garderoby w jej dłoni.
- Dooomyśśśl sssię… - zasyczała podekscytowana Sundari. - Co się robi z bielizną mój kochany?
- Nie jestem kobietą. A nawet kiedy się w nią zmieniłem to i tak… w tej części ciała miałem niedobory - zaprotestował czarownik.
- Zakładaj! - zapiała kurtyzana, machając koronkami i podchodząc bliżej siedzącego.
- Obiecałeś… umówiliśmy się… musisz założyć… później przerobie go na taki z rewolwerami, ale muszę zobaczyć jak się na tobie układa! - Kłamała w żywe oczy, ale była w tym tak dobra, że… potrzeba by boskiej pomocy, by ją teraz przejrzeć.
- O! Tu… proszę, byś nie czuł się skrępowany… masz specjalnie dobrane… majteczkihihihi… - Nie wytrzymała i zaczęła się chichotać pokazując kolorowe cudeńko na “ptaszka” przywoływacza.
- Znam to… ostatni krzyk mody, gdy… - Jarvis miał zamiar coś odpowiedzieć, ale nowy okaz bielizny sprawił, że na nim skupił swoją uwagę. - ...No. Gdy opuszczałem miasto były modne, wraz z dopinanymi nogawicami.
- Stanik z nogawkami? - spytała zaciekawiona łaniooka, przekręcając głowę na bok.
- Nie stanik… tylko te majtki. Bardzo modne wśród szermierzy. Podkreślające męskość wojownika, bardzo dosłownie - wyjaśnił mężczyzna drapiąc się po podbródku. - Oczywiście, jak wszystkie mody związane z odzieniem… pewnie przeminęła dość szybko.

- Szermieeerzy… - powtórzyła jak papużka bardka i wcisnąwszy chłopakowi górną część wielobarwnej garderoby, sama przyjrzała się tej dolnej. Wsadziła paluszek do długiego mieszka starając sobie chyba wyobrazić w tym przyrodzenie. Głupiutki wyraz twarzy, świadczył jednak o tym, że jej wyobraźnia nie pracowała tak… jakby chcieli tego projektanci owego przyodziewku.
- Nie ważne… - stwierdziła po chwili zarzucając sobie majtki na ramię. - Masz się przebrać - zrządziła dumnie i zarzuciła ręce za szyję ukochanego, całując go w policzek. - Pomóc ci z zapięciem na plecach?
- Tak. To dobrym pomysł z tym zapięciem na plecach… z tą pomocą. - Jeździec wziął ów stanik jakby to był jakiś potwór próbujący go pożreć. Widać było wyraźnie, że częściej pozbywał się tej bestii z ciała kobiet, niż sam ją zakładał.
- Specjalnie wzięłam najmniejszą miseczkę, żeby twoja męęęęska klata nie poczuła się zawstydzona - drażniła się z nim trzpiotnie kobieta, podgryzając go w szyję. - Winnam była wybrać jeszcze pończochy i pantofle… ale… może innym razem hihihi…
- Dlaczego “najmniejsza” miseczka jest większa niż twój biust? - zaprotestował czarownik, potulnie jednak zakładając tę kobiecą bieliznę na siebie.
- Aćha! Patrzcie jakie pyskaty… a może niedouczony? - Tawaif odsunęła się niby urażona, krzyżując ręce pod piersiami. - To przez to, że jesteś szeroki w klacie.
- Acha… no dobra. Mam stanik na sobie. Zadowolona? - zapytał magik przyglądając się kawałkowi koronek opinającym jego tors. - Nie bardzo wiem, czemu chciałaś bym założył.
- Teraz jeszcze to… - Ściągnęła z ramienia “cud” majtki i wręczyła je, nadal “nadąsana” swojej ofierze.
Ani razu nie uraczyła kompana nawet jednym, ciekawskim spojrzeniem.
- Dobrze, dobrze… - Ponieważ ta część odzienia należała zdecydowanie do męskiej garderoby, Jarvis założył je szybko i bez problemu. Trąbka słonia widoczna dzięki tej bieliźnie, po prostu przyciągała spojrzenie… a kontrastowe barwy optycznie, powiększały męskość nosiciela, która nawet w stanie spoczynku, wyglądała dzięki niej imponująco.
Jednakże obecność nagiej kochanki w jedynie delikatnych elfich pantofelkach i biżuterii sprawiała, że ów organ unosił się powoli, co sprawiało, że wzrok mimowolnie się kierował w te rejony, co zapewne było zamierzonym efektem twórcy tego “dzieła”.
Chaaya jednak odwróciła się plecami do zaistniałej scenerii i podeszła do łóżka. Usiadła na nim z rozmachem, wdzięcznie podskakując na spracowanych sprężynach.
- A teraz zatańcz dla mnie - obwieściła, obdarzając towarzysza spojrzeniem. Zaczęła od jego nóg… powoli wędrując do bioder. Tu na chwilę zatrzymała się, podziwiając swój zakup.

“No nie wytrzymam…” Deewani zaniosła się rechoczącym śmiechem, jakby jaka żaba wpadła do studni. “No nie moge, no… Starcze! Starcze czy ty to widzisz?! NIE ŚPIJ!”
“Cicho, cicho… dlaczego go tu wołasz?” strofowała ją Nimfetka, ale tradycyjnie miała taką siłę przebicia, że nie zdominowałaby nawet owocówki.
~ Ja tu zawsze jestem i nigdy nie śpię ~ wtrącił się krótko smoczy głos.
“A mnie się tam podoba…” odparła Umrao, oblizując usta. “Tylko… niech się jeszcze trochę podniesie…”
“To zadziwiające… jak krawiec mógł wiedzieć, że taka, a nie inna mieszanka barw wywoła pożądany efekt?” Ada była wyraźnie zahipnotyzowana feerią barw… całkowicie pomijając przyrodzenie.
“AHAHAHA! Starcze! Starcze! HAHAHA” Chłopczyca nie potrafiła się pohamować, co strasznie złościło najstarszą z masek, która fukała i strofowała swoją młodszą siostrę, ale ta tylko wybuchała jeszcze większym chichotem.
“Wiecie co… ale ja się jakoś nie mogę w tym różowym… i pomarańczowym… doszukać męskości…” Kismis odezwała się sennie, zbudzona krzykami.
“No jak to… no nie widzisz? Prawie stoi…” żachnęła się Umrao. “Zaraz się postaramy, by stanęła bardziej…”
“Ale mi tu nie chodzi o jego ptaka… gdzie te kolory mają podkreślać męskość u szermierza?” upierała się leniwa.
“Tu chyba nie o taką męskość chodzi” wtrąciła któraś z bezimiennych.
“Tu chyba od samego początku chodziło właśnie o ptaka…”
“AHAHAHA Starcze, Starcze czy ty to słyszysz??!! AHAHAHAA”
~ Słyszę, słyszę, ale mi ptactwo nie w głowie. Ja mam poważne sprawy do rozważenia ~ mruknął obojętnie gad.
“Niech ją ktoś w końcu zamknie! Właśnie, właśnie! Cicho tam, bo cię jeszcze Jarvis usłyszy i się zatchnie!”

Kamala wznowiła wędrówkę orzechowych tęczówek po ciele przywoływacza. Jej wzrok roziskrzył się w trudnym do sprecyzowania podnieceniu, gdy przyglądała się mężczyźnie w delikatnym staniku. Oblizała pośpiesznie usta i zamruczała pod nosem… jakby była z czegoś bardzo zadowolona.
Kochanek z cierpiętniczą miną rzeczywiście zaczął gibać się jak pijany zając i kręcić w kółko. Widać było, że ta sytuacja jest dla niego krępująca, ale też nie poddawał się wątpliwościom, spełniając kobiecy kaprys… Czego to się nie robi dla uśmiechu?

“Szybko! Zawołacie Nveryiotha! HAHA i Godivę! Tak, Tak! Muszą go zobaczyć!” Deewani hulała rozbawiona na całego, gdy tymczasem bardka wpatrywała się w “tańczącego”, a najbardziej w jego podrygującą w nerwowych ruchach różdżkę.
Choć trwała w całkowitej ciszy, to nie potrafiła wyzbyć się perwersyjnego i głupiutkiego uśmiechu, który wykwitł na jej licu na dobre kilka chwil wcześniej. Może… może nawet kurtyzana nie była świadoma, że się uśmiecha, ani tego, że czas dalej płynął, całkowicie skupiona kolorowym “ptaszku”, który odbywał przed nią swój taniec godowy.

Chłopak wił się niemrawo przed nią wpatrując się w partnerkę, w jej zaróżowioną twarzyczkę, jędnry biust, gładkie łono i zgrabne nogi. Skupiony bardziej na niej, niż na swym tańcu coraz bardziej odzyskiwał apetyt, ku radości Umrao… szermierczy mieczyk unosił się coraz wyżej… i był coraz większy, jakby ta bielizna miała ku temu właśnie służyć i sprawność właściciela podkreślić. Miła w dotyku, o czym tancerka już się przekonała podczas kupowania.
- Wystarczy tego tańca? - zapytał w końcu czarownik.
Nagie piersi wpatrzonej w pokaz tawaif, unosiły się w przyśpieszonym, płytkim oddechu. Od pewnego czasu obleczone były w gęsią skórkę jak od wzmożonego podniecenia.
Palce jednej dłoni muskały coś za uchem Dholianki, a może nawijały kosmyk włosów, wciąż i wciąż bez ustanku, gdy ta wpatrywała się bez mrugania w męskość Jeźdźca.
- Mmmmm… co? Co? Słucham, co mówiłeś? - Otrząsnęła się drgając, jakby ktoś ją ukłuł lub uszczypnął. Spojrzenie jej oczu było rozbiegane i nieco zagubione.

Czarownik pozbył się stanika zadziwiająco szybko jak na osobę, która miała problemy z jego założeniem i ruszył w kierunku dziewczyny, wraz z podskakującą w rytm jego kroków szabelką.
- Połóż się wygodnie na łóżku - rzekł krótko.
- Dlaczego to zrobiłeś?! - poskarżyła się smutno złotoskóra, ale zaraz jej protest ustąpił, gdy magik był na wyciągnięcie jej ręki.
Sięgnęła więc wolną dłonią, by dotknąć odstającej kości miednicy ukochanego.
- Będę szczery… nie wyglądał na mnie dobrze - stwierdził Jarvis zatrzymując się przed towarzyszką i stanął wyprostowany, niczym niewolnik na targu, pozwalając jej na swobodne badania.
- Cooo?? - Ta spytała głupiutko, ściągając brewki ze sobą. - Mówiłam o twoim tańcu… dlaczego przestałeś… - Jej palce przesunęły się na brzuch do pępka przywoływacza i stamtąd sunęły powoli w dół, szlakiem nabrzmiałej, błękitnej żyłki jego podbrzusza, aż do krawędzi bielizny.
- Ładnie na tobie leży… - stwierdziła czule, a jej opuszki muskały ukryty pod materiałem skarb.
- Powinien. Taki jest w końcu cel tego… stroju. - Westchnął kompan i zaczął kręcić biodrami w miejscu, unosząc ręce do góry. Tańczył powoli i leniwie, cały czas będąc w zasięgu ciekawskich paluszków kochanki.
- W sklepie wyglądał beznadziejnie - przyznała z bolesną szczerością kobieta, wyciągając drugą rękę do wodzenia nią po skórze uda mężczyzny. - Myślałam, że będziesz wyglądać śmiesznie… a tymczasem jestem pewna… że poplamiłam naszą nową pościel. - Zarumieniła odrobinę i popatrzyła w górę, rozszerzając oczy w zdziwieniu.
- A gdzie twój stanik?!
- Nie pasuje do mnie… - ocenił z uśmiechem Jeździec i spojrzał w dół. - Musisz zadowolić się moim tańcem w majtkach. Albo bez…
Nie przerywając swojego “mistrzowskiego” popisu wygibasów, położył dłoń na czole tancerki, delikatnie sugerując jej by się wygodnie położyła.
- Wyglądałeś w nim… - Tu bardka opadła na łóżko i delikatnie się przeciągnęła. - ...uroczo, szkoda, że go zdjąłeś, nie zdążyłam mu się przyjrzeć.
- Nie jestem uroczy… - wyjaśnił mag wchodząc na łóżko i obejmując stopami w biodrach partnerkę. - ...powinienem być podniecający.
Nadal tańczył, choć było to bardziej podrygiwanie w miejscu, stojąc nad nią. Z obecnej perspektywy… leżąca tawaif nie mogła dostrzec zbyt wielu szczegółów układu, poza różdżką miłości, ubraną w barwy przyciągające jej wzrok. Podrygiwała ona energicznie, jakby czarownik próbował nią zahipnotyzować Dholiankę, niczym czarny wojownik z plemion dalekiego południa, których raz kurtyzana miała okazję widzieć w tańcu… lub niczym męska wersja amazonki z wyspy, na której Chaaya zatraciła się w rozkoszach z inną kobietą.

- Jedno nie wyklucza drugiego - odparła cicho Kamala, wpatrując się bez reszty w pokaz. Jarvis nie miał, ani talentów aktorskich, ani tanecznych, a jednak przyjemnie było na niego patrzeć w tej intymnej i tylko troszeczkę komicznej chwili.
Uwydatnione przyrodzenie tylko dodawało pikanterii ich spotkaniu, przyjemnie rumieniąc policzki leżącej, która choć z początku gładziła obie łydki kochanka, teraz jedną porzuciła na rzecz… tego chłopak nie wiedział, bo nie mógł dostrzec, ale z łatwością mógł się domyślić patrząc na leniwie poruszające się prawe ramię, leżące aktualnie na jej brzuchu.

Smoczy Jeździec zaś spoglądał na kochankę z pożądaniem. Jego pragnienia były wyraźnie widocznie w coraz bardziej energicznych ruchach bioder przeszywających powietrze… choć z pewnością chciałby swym mieczem kogoś przeszyć. Wodził dłońmi po swoim torsie i brzuchu… ale i tu Sundari czuła, że wolałby wodzić po jej ciele.
A jednak… nie czynił tego. Nie posiadł jej, mimo, że miał na to ochotę, a protesty dziewczyny… jeśliby się jakieś pojawiły, zdusiłby w zarodku pocałunkami. Pozwalał jej na zabawę i oddawanie się swoim fantazjom. Uśmiechał się czule, choć ciężko kochance było to zauważyć, gdy w jej polu widzenia barwna włócznia szukała bramy do przebicia.
Dholiance roziskrzyło się spojrzenie na moment przed zamknięciem powiek, gdy jej ciało mimowolnie napięło się i wygięło w łuk, gdy dosięgła ona spełnienia. Uśmiechała się, przygryzając delikatnie dolną wargę, po czym odetchnęła swobodnie i rozmarzony wzrok na powrót śledził poczynania stojącego.
- Mogę rozpakować prezent? - spytała cicho, przesuwając palcami prawej ręki po mięśniach łydki, zostawiając na skórze przywoływacza mokry ślad po swoich niecnych igraszkach.
- Hmm… - Magik udawał przez chwilę, że się zastanawia, ale ostatecznie mruknął - Tak. Możesz.

Kobieta usiadła ochoczo, znajdując się twarzą zbyt blisko bioder mężczyzny, choć jej to akurat nie przeszkadzało. Schyliła się, by przyssać wargi do czułej skóry pachwiny partnera, gdy jej palce chwyciły za sznurek opinającej go bielizny.
Przeskoczyła językiem na klejnoty rodowe, łaskocząc je i bujając jakby uderzała w dzwon.
Stopniowo odsłaniała ukryty za materiałem skarb, wpijając się palcami w męskie pośladki, mrucząc coraz bardziej, gdy czuła opór materiału na twardym ostrzu przyrodzenia, lub gdy czuła gorąc bijący od odsłoniętej skóry. Zaczynała być łapczywa w tym co robiła.
Liźnięcia były mocne i wprawne, usta spragnione i chętne pieszczot, a dłonie silne i zuchwałe.
Chaaya chciała podziękować za taniec… a może już o nim całkowicie zapomniała, oddając się bez reszty wielbieniu stojącego nad nią ukochanego, który miał wyraźne problemy z utrzymaniem pionu. Z każdym muśnięciem drżał coraz bardziej, a nogi niebezpiecznie miękły. Czarownik oparł ostrożnie dłonie na głowie bardki oddychając głośno i szybko, delektując się oddaniem swojej towarzyszki i pieszczotami jakimi go obdarzała.
- Usiądź… - poprosiła go tawaif przytrzymując rączką prężącą się chuć Jarvisa, muskając ją gorącymi wargami. Jej dotyk był delikatny i czuły, a jednocześnie bezlitośnie perfekcyjny. Język obejmował bowiem najczulsze rejony, drażniąc i pobudzając zmysły do granic bolesnego napięcia.
- …połóż się, pozwól, że się tobą zajmę. - Zaoferowała się ze szczerego serca, czując jak przywoływacz drży i ma kłopoty z ustaniem na miękkim, skrzypiącym podłożu.
- Jak chce mnie mój tancerz zdobyć? Spełnię każde jego pragnienie - zamruczała w przyrodzenie łechcąc je oddechem.

Mag wpierw położył się wygodnie na plecach. Jego duma unosiła się w górę niczym wieża. Chłopak rozkoszując się dotykiem partnerki, dość długo namyślał się nim rzekł.
- Dosiądź mnie… ujeździj. Zatańcz na mnie, rozpal mnie widokiem swoich piersi pieszczonych twoimi zgrabnymi rączkami.
Kamala słuchała go z uśmiechem na twarzy, opuszkiem wskazującego palca wodząc po czarodziejskiej kondygnacji, jakby mieszała składniki w magicznym kotle. W końcu kiwnęła głową i usłuchała życzenia, wchodząc na biodra kochanka zespalając się z nim natychmiast.
Westchnęła przeciągle, moszcząc się wygodniej w swoim siodle, po czym przyjrzała się zadziornie leżącemu.
- A jak mam się bawić tymi rączkami? - drążyła wnikliwiej temat, bujając się beztrosko na miłosnym rumaku. - Drapieżnie? - Jej palce wbiły się w prawy owoc kobiecości, bezdusznie się na nim wyżywając. - Czy może delikatnie? - Druga ręka masowała okrężnym ruchem twardy sutek, jakby łaskotała kotka za uchem.

Odpowiedzią ciemnookiego były głębokie oddechy, gdy kurtyzana opadała i unosiła się na palu rozkoszy, wprawiając jego zmysły w drżenie. Wpatrywał się łakomie wbiust ukochanej, jak go dotykała prowokując swego “szermierza” do odpowiedzi.
- Obejmuj czule, ściśnij… potrzyj o siebie… pochyl się… bym mógł przyglądać się… patrzeć… jak prowokujesz… - wypowiadał suchymi wargami słowa i drżącymi dłońmi masując obejmujące go uda..
Ich wolna przejażdżka zaczęła przyśpieszać, gdy dziewczyna objęła dłońmi od spodu swoje wdzięki, delikatnie je unosząc i badając jak jabłka dojrzewające na gałęzi w sadzie. Poważyła najpierw jedną, później drugą, delikatnie nimi potrząsając wprawiając je w zawadiackie drżenia i podskakiwania. Następnie ścisnęła je niczym w gorsecie, tak jak życzył sobie tego Jeździec. Jej złota skóra zarumieniła się przyjemnie od dotyku i wzajemnego pocierania się dwóch półkul, “wpatrzonych” wymownie czekoladowymi źrenicami w swojego widza.
Ta zabawa musiała zaczynać działać także na tancerkę, bo zwiesiła głowę i polizała uniesną pierś z lubieżnym uśmieszkiem, po czym skoczyła mocniej, dobijając czarownika w pomrukujący gniewnie materac, zalewając jego lędzie falami gorąca i doprowadzając mężczyznę do eksplozji, którą poczuła w swym rozpalonym zabawą ciele. Podekscytowana także faktem, że Jarvis nie odrywał wzroku od jej piersi. Miał łakome i pożądliwe spojrzenie. Pragnął jej, a przedstawienie jakie mu z prezentowała tylko bardziej rozpaliło jego pożądanie.

Sundari uśmiechnęła się z rozczuleniem, pochylając nad bladym torsem wybranka, by polizać go po obojczyku, a następnie pocałować.
Położyła się. Najpierw na magiku, później zsunęła się na jego prawą stronę, zostawiając na nim tylko udo.
- Pożyczę sobie twoją dłoń… jeśli pozwolisz - odezwała się trochę zmęczona, ale nadal mocno pobudzona i nie czekając na odpowiedź, chwyciła za lewą rękę partnera i pociągnęła sobie na łono.
Układała mu palce tak jak sobie chciała, przygotowując się do zabawy za pomocą jego opuszków.
- Nie pozwolę… nie bez zapłaty. - Kochanek obrócił się nieco na bok i nachylił ku jej frywolnemu biuścikowi. Kobieta poczuła jego język na twardym karmelku zdobiącym jej pierś, a potem przyssane do niego usta mężczyzny. To była wybrana przez niego forma zapłaty… jej delokt, którym go kusiła, należał teraz do niego.

Gdy oboje z “handlarzy” doszło do porozumienia, przypieczętowali swoją transakcję długim jękiem spełnienia bardki, która rozpłynęła się pod dotykiem czarownika jak czekolada.
Wkrótce tawaif leżała dysząc ciężko i ściskając nogami ich wspólnie splecione ze sobą dłonie, odginając się do tyłu, by wargi ją pieszczące miały lepszy dostęp do jej smakowitości.
Jarvis zaś mając dostęp do jej drżących skarbów i prężącego się ciała, w pełni z tego korzystał. Jego palce sięgały pewnie do wilgotnej jaskini rozkoszy tancerki, grając ekstatyczne nuty na jej zmysłach. Biust zaś stał się dwiema kulami lodów, które smakował na wszelkie sposoby w szaleńczym pożądaniu. Chaaya była jego smakołykiem, który konsumował w takt jej coraz głośniejszych jęków. A ona sama wiedziała, że na tej konsumpcji się nie skończy… będzie kolejna i kolejna i kolejna. Aż padną bez życia.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-03-2018, 15:37   #149
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Jarvis tańczył… nagi i machający “rapierem” odzianym w specjalnych, kolorowych gatkach. Wił się i ocierał o Nervisię, prężącą się w tańcu i ubraną tylko w koronkową bieliźnę. Obydwoje “walczyli” o jej względy, siedzącej na tronie Kamali, która czuła, że coś jest nie tak.
Coś ją uwierało. Coś... zaciskało się na jej stopach jak kajdany, nie pozwalając w pełni delektować się konkurowaniem o jej uwagę obu “twarzy” ukochanej osoby.
Żelazne obręcze, żelazne buty, zamykały się na jej stopach nie pozwalając jej wstać, ni się ruszyć.
Otworzyła oczy, budząc się w pokoju i… no tak, nie zdjęła elfich pantofelków na obcasie. Zupełnie o nich zapomniała w tej całej gorączce namiętności jaka ich trawiła poprzedniej nocy.
Zaspana, zmęczona i obolała, niewiele myśląc zrzuciła sandałki, zsuwając je palcami z pięt i wydobywając z nich udręczone stopy. Dobrą chwilę leżała, prosząc w duchu bogów, by ją dobili. Abstrakcyjny sen był równie wyczerpujący, co sprawiający jej wyrzuty Ranveer i ani przez chwilę nie chciało jej się śmiać z głupot jakie wytworzył jej nocą umysł… choć przyjemnie było popatrzeć na zgrabne bioderka kobiety, bo jej mężczyzna niestety nie miał szans z urokiem feminijnego ciała.
Ach… tak czy siak, jakże przyjemnie by było śnić na przykład… o niczym! O czarnej pustce. Nicości. Otchłani!
Może wtedy by się w końcu porządnie wyspała.
Bardka podniosła kontrolnie rozczochraną głowę, by sprawdzić w której części łóżka leżała.
Czarownik był tuż obok niej. Spał z równą gracją co ona. Leżał na brzuchu z pośladkami dumnie sterczącymi pod sufit. Obejmował ją ręką wokół którego nadgarstka owinięte miał damskie majtki.
Jej majtki.
- Mmmm… - zamruczała Dholianka, niczym przebudzony ze snu jeleń… a może łoś… po czym opadła głową w pielesze, wpatrując się w ten sam sufit, do którego świecił blady tyłeczek kochanka.
Gamnira na nią czekała. A żeby tę babę jaka franca zeżarła…
Chaaya zdecydowała się na lenistwo przez jakieś następne pięć minutek. Przekręciła się pod ciężkim ramieniem magika, oglądając jego tył głowy i zmierzwione półdługie włosy.

- Jeszcze tu jesteś… nie boisz się? - Posłyszała pomruk przywoływacza połączony z ziewnięciem.
- Ciiichaj… zaraz wstanę. - Dziewczyna zajęczała cicho, wyraźnie zbierając się w sobie.
- O ile ci dam wyjść z łóżka - odparł mężczyzna obracając się na plecy i zerkając na ozdobę na swoim nadgarstku. - Jesteś jak afrodyzjak. Odrobinę cię spróbować i człowiek nie pragnie nic innego, poza twoim gibkim ciałkiem w swoich ramionach.
- Proszę… pozwól mi wyjść z łóżka. - Tawaif grała na zwłokę, samej nie za bardzo paląc się do wyjścia. - Jestem dziś umówiona… - wytłumaczyła się i zaraz jakoś tak zmarkotniała, gdy przypomniała sobie, że Jeździec nie miał żadnych planów. - ...ale wrócę i będę piękna jak nigdy wcześniej.
- I będziemy się znów kochać? - zapytał lubieżnym tonem chłopak, chwytając tancerkę za dłoń i przyciągając do siebie. Legła na jego torsie.
- Czy może ci się znudziłem po całej nocy figlowania? - droczył się z nią, czując przyjemny ciężar jej ciała na swoim.
- Tego się dowiesz przy następnym naszym spotkaniu - odparła tajemniczo, na chwilę wtulając się w znajome ramiona. Obowiązki nie dawały o sobie jednak zapomnieć i kurtyzana zesztywniała, mrucząc gniewnie.
- Muszę iść… Nie chce. - Westchnęła cicho.
- Wiem… ja też nie chcę byś szła tam… sama - mruknął czule Jarvis, głaszcząc dziewczynę po włosach. - Ale mój pomysł na rozwiązanie sytuacji… cóż… nie zadziałał tak jak się spodziewałem.
- Hmmm? Dlaczego nie chcesz bym szła tam… sama. Przecież będzie ze mną Gamnira, nic mi się nie stanie - zdziwiła się Dholianka podnosząc nieznacznie i siadając na łóżku. - Nie rób mi wyrzutów… oszalałabym widząc cię nago…
- Nie robię. Będę jednak zazdrościł Gamnirze widoku ciebie w ręczniczku - odparł czarownik wodząc opuszkami palców po pupie kochanki. - Tego że ma cię tak długo dla siebie.
- Postaram się streszczać… wiesz, że nie robię tego dla przyjemności… - Kobieta wstała i udała się do przepierzenia z szafą, po czym zaczęła się ubierać.
- Wiem. Ale mimo wszystko baw się dobrze. I nie martw się o mnie. Będę planował wyuzdane zabawy z tobą. - Spojrzenie maga wędrowało po pośladkach odchodzącej bardki, która znała poranny apetyt kochanka.

Na szczęście dla niej, drewniana przegroda skutecznie chroniła przed palącym wzrokiem i nienagabywana Sundari mogła w spokoju się ubrać. Zajęło jej to tylko chwilę, a może sama zgubiła się w płynącym nieubłaganie czasie. W końcu jednak wyszła z cichym brzdękiem dzwoneczków na orientalnych bucikach, które zwykła nosić podczas ich misji odszukania zaginionej smoczycy. Dziwny wybór skoro byli w La Rasquelle, ale… ten pasował do szerokiego i zwiewnego płaszcza, którym osłaniała się przed rozgrzanym piaskiem pustyni. Ciemnooki chłopak miał wrażenie, że być może coś nosiła pod spodem, co miało pozostać na pewien czas ukryte dla jego oczu.
- Wątpię bym się dobrze bawiła… - skwitowała niemrawo Chaaya, czesząc włosy przed lustrem. - Nie przyciągamy się… choć również i nie odpychamy… jest jednak między nami jakaś przepaść, której nie da się przeskoczyć… ona nigdy nie zrozumie mnie, a ja nigdy nie zrozumiem jej, nawet jeślibyśmy się starały. - Przytroczyła miecz do torby i nałożyła kilka ozdób.
Jej wzrok padł na przeklęty pierścień. Wiśniowe oczko błyskało do niej, jakby naigrywało się z jej słabości. Dziewczyna mimowolnie się skuliła, zaciskając usta, choć tak naprawdę chciało jej się krzyczeć na samą siebie.
- Ale ona chyba chce zrozumieć. Gamnira chce… chyba być bardziej… jak ty. - Zadumał się czarownik przyglądając reakcjom partnerki. Nie ruszył się z łóżka, choć miał na to ochotę, ale oboje wiedzieli, że gdyby się ruszył to tancerka nie zdołałaby opuścić pokoju.
- Może… muszę już iść… przepraszam. - Tawaif zarzuciła sobie pelerynę na ramiona i zawiązała pod szyją. - Spotkamy się tu, czy pod portalem?
- Tu… zanim wyruszymy pewnie skończysz wizytę. Ja będę czekał na ciebie, może z jakimś posiłkiem i winem? - zaproponował zapominając o niechęci kochanki do wina. Niemniej przypomniał sobie o niej dodając potulnie. - Albo z jakimiś sorbetem.
- No dobrze… tooo… do widzenia - odparła mu zmieszana, naciskając na klamkę i wychodząc powoli na korytarz. Uśmiechnęła się zamykając drzwi.

Po wyjściu z karczmy Jeźdźczyni skierowała swe kroki ku przystani gondol. Stary Marcello już na nią czekał, machając żwawo ręką, by przypadkiem kobieta nie przeoczyła go wśród tłumu swoich konkurentów.
- Czołem panienko! - wychrypiał, poprawiając uplamioną jakąś cieczą, pewnikiem alkoholem, koszulę. Wyglądał przy tym jakby przed chwilą skończył się bić z własną śmiercią, a gorzelniany zapach unoszący się w rześkim powietrzu, wcale nie oznaczał, że gdzieś w pobliżu pędzono bimber. Kamala mimowolnie uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Ciężka noc? - spytała wchodząc na pokład łódeczki.
- Hah! Noc jak każda inna - odpowiedział przewoźnik odbijając od brzegu. - To gdzie płyniemy?
- Na początek… do sklepu.

Po załatwieniu wszystkich spraw Dholianka stanęła przed wejściem do karczmy w której to jak wczoraj umówiła się z łowczynią. Czuła, że była spóźniona… nie za bardzo, ale jednak. Stremowana weszła do środka uśmiechając się do zerkającego w jej kierunku Vittorio polerującego blat szynku, po czym rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu w poszukiwaniu koleżanki. Łatwo ją było zoczyć, bo Gamnira nadal była ubrana po swojemu. Mimo wczorajszych zakupów, nie zmieniła stylu swego ubioru. No chyba, że bieliznę pod ubraniem miała inną… co pewnie będzie możliwe do sprawdzenia później. Zadumana popijajała wino z kielicha.

- Znowu pijesz? - spytała ciepło bardka, gdy już podeszła do zajętego przez tropicielkę stolika.
- To dobre wino. Powinnaś spróbować. - Myśliwa zarekomendowała jej trunek, jej własny trunek.
- Może innym razem… dlaczego się nie ubrałaś w to co wczoraj kupiłyśmy? Nie podobają ci się? - Kurtyzana usiadła na krześle, zdejmując ciężką torbę i położyła ją sobie na kolanach.
- To nie jest miejsce, w którym chciałabym być widziana w sukience - odparła kobieta, konspiracyjnie nachylając się ku złotoskórej. - Źle by to wpłynęło na moją reputację i interesy. Tu nie chcę być kobieca.
- Mhm… - Tawaif potrząsnęła charakterystycznie głową ni to potakując ni zaprzeczając. - Jutro możemy umówić się gdzieś indziej jeśli chcesz… nie znam jednak zbyt wielu karczm, więc to ty musiałabyś wybrać miejsce.
- Możesz przyjść do mojego legowiska jeśli się nie boisz - zaproponowała traperka z uśmiechem na twarzy. Łyknęła znów nieco trunku.
- Tak będzie najwygodniej.
- Pfff… na razie to ty brzmisz jakbyś się bała założyć falbanki. - Zaśmiała się Sundari, zgarniając kosmyk włosów za ucho. - Nie chcę cię popędzać, ale przeze mnie i tak jesteśmy już spóźnione… - Skinęła wymownie na niedopity alkohol.
- A gdzie planujesz iść? - spytała samozwańcza uczennica Paro, po czym wlała w siebie alkohol jednym haustem.
- Jestem gotowa.
- Do łaźni… wspominałaś, że podobają ci się moje nogi… pokaże ci jak się dba o te cudeńka. - Chaaya puściła znajomej oczko, po czym wstała i zarzuciła torbę z powrotem na ramię. Coś chrupnęło i zagrzechotało, materiał zajęczał od wysiłku, zmagając się z ciężarem.
- Są ładniejsze od moich - stwierdziła z uśmiechem łowczyni i zerknęła w dół, gdy podążała za tancerką. - Ale używam swoich do innej roboty niż ty. Nie jestem damą i przez to… taka umięśniona jestem i węzłowata.
- Ja też nie jestem damą Gamniro… - Dholianka uśmiechnęła się wymownie.
- Swoich nóg używam do pracy… tak jak ty. Chodź, Marcello popytał w mieście i znalazł całkiem dobrą łaźnię. Jest chroniona… trochę droga, ale z wieloletnią renomą… podobno. - Smocza Jeźdźczyni ruszyła przodem, machając na pożegnanie karczmarzowi.
- Nooo wiem. Ale do innej pracy niż ja. - Zamyśliła się jej kompanka, drapiąc po głowie i próbując odgadnąć jaką to pracę ma jej mentorka.
- Jak tam wolisz… wcale nie używam nóg by się na nich przemieszczać… to tylko iluzja, tak naprawdę unoszę się w powietrzu - sarknęła Kamala, prowadząc je obie alejką na końcu której zacumował gondolier, który wyglądał jak pirat na emeryturze.
Myśliwa przyglądała się przez chwilę bardce, jakby uwierzyła w jej słowa i próbowała przejrzeć iluzję, ale potem wybuchnęła śmiechem.

- Czołem koleżanko panienki, rany julek… z dalekam to żem myślał, że to zbir jaki i już chciałem lecieć mordę obić, co by honoru panienki bronić! - Skacowany tyczkarz, podrapał się po szpakowatych włosach, rechocząc rubasznie i w zakłopotaniu.
- Ty zawsze szukasz pretekstu do bitki… - Chaaya usiadła na ławeczce i poklepała miejsce obok siebie.
- Tylko czasami… jak chodzi o cnotę pięknej kobiety… - wytłumaczył mężczyzna potulnie.
- Albo o przegraną w karty - stwierdziła orzechowooka.
- Też! - Zaśmiał się Marcello. - To teraz do łaźni i fajrant?
- Tak, dziękuję.

Ruszyli w dół kanału. Żylasty mężczyzna faktycznie okazał się piratem, bo manewrował łodzią lepiej, niźli własnymi nogami po chodniku.
Płynęli jednak dość długo, bo musieli przedostać się do innej dzielnicy, a aktualnie miasto dobudziło się z resztek snu i teraz wszędzie było pełno łupin do wymijania.
Stary wilk morski klął na młodszych stażem kolegów, nie oszczędzając nawet ich siódmego pokolenia wstecz. Kurtyzana jednak nie wydawała się zgorszona, uśmiechała się łagodnie, podziwiając widoki, a zwłaszcza udekorowane kwieciem okna i balkony.
Gdy dotarli na miejsce, łaźnia okazała się wielkim gmachem kamienicy. Z zewnątrz wyglądała na surowy i okazały kawałek muru.
Wejście było wykute w żelazie. Skrzydła bramy przedstawiały rusałki bawiące się przy oczku wodnym z wodospadem. Nagie panny ganiały się, rozbawione i wesołe, choć mocno zaśniedziałe i gdzieniegdzie przerdzewiałe.
Po przejściu do środka, w obie kobiety uderzył kłąb gorącej i pachnącej różami oraz mydłem pary. Włosy tancerki od razu się skręciły i napuszyły, przypominając trochę swoim wyglądem grzywę lwa.
- Wyglądasz uroczo… i zabawnie zarazem. - Zachichotała tropicielka, głaszcząc ją po włosach, jakby chciała przywrócić je do pierwotnego stanu.
- Zawsze tak masz?
- Tak… a odkąd… - Odkąd zgolili mi włosy w niewoli… chciała powiedzieć Sundari, ale ugryzła się w język. - ...odkąd je ścięłam na krócej… stały się jeszcze bardziej uciążliwe.

Idąc korytarzem weszły do okrągłego patio z “recepcją” w której siedziały trzy kobiety ubrane w luźne tuniki. Tawaif podeszła do jednej z nich i opłaciła za “średni pakiet” cokolwiek to oznaczało.
Nieznajoma odwórciła się do regału za kontuarem i wyjęła dwa zwoje materiału, po czym wręczyła oba Dholiance i wskazała jedno z przejść.
- Przebieralnia z szafkami zamykanymi na klucze jest po lewej, po prawej zaś wygódki, zachęcamy do picia wody lub herbaty jeśli chcą panie pozostać u nas na dłużej… gorąc źle czasem wpływa na co słabsze ciała i dochodzi do omdleń, w razie jakichkolwiek kłopotów proszę wołać służki. Ubrane są z błękitne tuniki, takiego kroju jak moja.
Bardka wręczyła koleżance jeden z ręczników i ruszyła we wskazane miejsce.
- Tobie się włosy nie kręcą od wilgoci? - spytała gdy znalazły się w przestronnej przebieralni z wysokimi i wąskimi szafeczkami. Niektóre miały w zamku mosiężny klucz ze sznureczkiem do zawiązania na rękę, a inne nie - co oznaczało, że są zajęte.
- Nie bardzo… poza tym są natłuszczone. Nacieram je przed wyprawą na bagna i zwykle nie do końca spłukuję po powrocie. - Gamnira powtarzała za Kamalą jej działania wybierając swój kluczyk.
- Godivę już wyszkoliłaś?
- Nie… ona mnie tylko podgląda - odparła ze śmiechem pustynna dziewczyna, zdejmując czarną szatę pod którą kryła się druga. Piękna różowa sukienka ze złotymi i różanymi motywami. Niestety jej nosicielka i tej szybko się pozbyła, ukazując sprężyste nagie ciało, naznaczone licznymi miłosnymi znamionami. Niektóre były stare… inne bardzo świeże. Nic dziwnego, że ubierała się od stóp do głowy, zasłaniając każdy centymetr swojej złotej skóry.

Tropicielka mogła teraz podziwiać nogi swojej nauczycielki. Były gładkie i przyjemnie umięśnione. Nie jak u wojownika, ale też nie jak u zwykłej damy.
- A dlaczego pytasz? - Odwracając się przodem do rozmówczyni, ukazała frywolny biust o ciemnych szczytach, bo i Chaaya z bielizny miała na sobie tylko majtki.
- Bo myślałam, że ona jest twoją uczennicą. Momencik… podgląda? Czemu miałaby cię podglądać. - Naga myśliwa przesunęła spojrzeniem po nogach Jeźdźczyni nieco pożądliwie.
Łowczyni była masywna z sylwetki. Bardziej męska, mniej zaokrąglona, ale nie brzydka. Owszem… była bardzo muskularna, ale okrągła pupa i dość duże piersi z pewnością nadawały jej dużo kobiecości.
I… nie goliła się… nawet pod pachami, a w przeciwieństwie do kurtyzany jej ślady na skórze nie były dowodami miłości, lecz bliznami po starych ranach i śladach pazurów.
- Nie może mnie mieć… to mnie podgląda… - Wzruszyła ramionami tancerka, owijając się ręcznikiem. - Chodź zobaczymy jakie mają baseny? - Na samą myśl, jej wzrok od razu się wyostrzył i roziskrzył. Wyjęła z torby jakiś tobołek i przytuliła do siebie jak drogocenną zdobycz, po czym ruszyła boso i śliską podłogą w kierunku wejścia z którego dobiegał gwar rozmów i plusku wody.
- Co to znaczy… nie może cię mieć? - spytała skołowana Gamnira, owijając się ciasno ręcznikiem, przez co lepiej podkreślając swój biust i potulnie podążyła za bardką dodając - Ty tu jesteś mentorką, więc zrobimy to co każesz. Ty uczysz, ja słucham.

[media]https://i.pinimg.com/564x/87/0a/a2/870aa20efed431d988c1fafe3a72644f.jpg[/media]

Kobiety weszły do przestronnej sali, która zajmowała znaczną część całej budowli. Pod ścianami stały balie, czerpaki, cedzaki i wiaderka. Niektóre z panien myły się siedząc na niziutkim stołeczku, twarzą do ściany i polewając się wodą z chochli, inne odpoczywały w wielkich wannach, lub na kamiennych leżankach, reszta bawiła się w basenach z parującą wodą.
Tawaif widok wyraźnie przypadł do gustu. Marcello spisał się idealnie w szukaniu odpowiedniego przybytku i choć Sundari nadal czuła dyskomfort kąpiąc się z przedstawicielkami innych i zapewne niższych kast od siebie, to ów niesmak, nie mógł stłumić uczucia respektu dla skacowanego wykidajły, który jak sobie przypomniał, to się kąpał w kanale.
- No… normalnie… Godiva chce bym się z nią przespała, tylko, że ja jestem odporna na jej toporne zaloty… zresztą nie interesuje mnie w ten sposób. Idziemy tam. - Wskazała palcem kąt pomieszczenia, gdzie stosunkowo mało kto się mył. - Najpierw się wyszorujemy do czysta, bo do basenu nie można wejść brudną, wzięłam ze sobą kilka kosmetyków to ci trochę o nich opowiem.
- Przespa… łłłaaa? To tak.. się… robi? - Oczy traperki nabrały wielkości spodków do filiżanek, a policzki zrobiły się czerwone, podobnie jak uszy. Zszokowana tą informacją, ruszyła za koleżanką na nieco miękkich nogach. Najwyraźniej ta wiedza rzucona od niechcenia przez Paro, była jak walnięcie maczugą w głowę.
- Otóż… moja droga, człowiek jest taką bestią, która potrafi przespać się ze wszystkim. ZE-WSZYSTKIM. - Powtórzyła dosadnie Dholianka, by do myśliwej dotarła ta myśl i się w jej umyśle zagnieździła. - Gdy to pojmiesz… seks dwóch kobiet, lub dwóch mężczyzn… będzie najmniej szokującą kombinacją.
Kamala rozdziała się z ręcznika i położyła go na półce ściennej, po czym usiadła na zydelku i rozpakowała tajemniczy tobołek w którym było pełno sakiewek, flakoników, puzderek i jakiś dziwnych “przyrządów”.
Jeden na przykład wyglądał jak przememłany i wypluty kawałek chleba, który po nasączeniu okazał się mięciutkim w dotyku kawałkiem… “czegoś”.
- Oczywiście wszystko zależy od twoich preferencji… chcesz spać z facetami, sypiasz z facetami… nie chcesz, to tego nie robisz i tyle. To jak z jedzeniem ulubionej i znienawidzonej potrawy.
- Powiedziałabym, że to jednak trochę bardziej skomplikowane - mruknęła cichutko Gamnira siadając naprzeciw tancerki nadal w ręczniku. - Ja… w zasadzie nie sypiam… w ogóle. Czasem się zdarza, ale… nie jestem pewna, czy bym potrafiła tak prostu sypiać z kim chcę. Bez względu na… sytuację.

Orzechowooka przez chwilę poczuła się wyjątkowo głupio i… sama nie do końca wiedziała dlaczego. Przemyślenia tropicielki były jej całkowicie obce. Nie rozumiała ich… a może nie umiała zrozumieć. Gdy się nad tym zastanowiła, zauważyła, że i Godiva mówiła jej kiedyś coś podobnego.
Wszystko było pięknie, ładnie, ale do pewnego momentu… i później. Nic.
- Och… no… cóż, myślę… że to tylko przydatna umiejętność, ale nie niezbędna do życia… To jest gąbka. Zachowuje się jak… mech. Wciąga wodę i jest miękka, więc można się tym myć… - wyjaśniła, pokazując wyblakłe “coś”, które namydliła kostką pachnącego ziołami mydełka, po czym ścisnęła kilka razy w dłoni tworząc białą pianę.
- Mhmm… - Łowczyni przyglądała się temu co bardka ściskała, starając się nie schodzić wzrokiem niżej, na nogi mówiącej. - No… często się tak trzeba myć? Po tym moja skóra zrobi się mięciutka jak twoja? A sylwetka? Jak zrobić, by… była miększa, kobieca?
- Nooo… po kolei. By skóra była miękka, musisz ją często ścierać. Na przykład piaskiem. - Kurtyzana rozsunęła jedną sakiewkę ukazując zwykłą kopę jasnego piasku. - Możesz pocierać nim swoje ciało, albo przykleić sobie do mydła. Później trzeba taką skórę natłuścić… wiem, że macie tutaj w sklepach różne balsamy, ale ja zawsze używałam olejków, tylko… że u was są one cholernie drogie. A… no i maseczki. Na dłonie, twarz, i stopy. Kupiłam takie zmiękczające… rozrabiasz je z wodą lub mlekiem, czasem dodajesz miód i nakładasz na siebie… czekasz aż wyschnie i spłukujesz… - Widząc skołowaną minę uczennicy, Chaaya westchnęła ciężej i zaczęła od początku. Najpierw wytłumaczyła cały proces dbania o włosy, później o skórę twarzy, następnie całego ciała, a później miejsc problematycznych jak dłonie, stopy, łokcie i kolana.
Przy okazji pokazywała na sobie jak się myć, jak masować, jak kremować, czesać, głaskać…
- Na koniec… pozostaje kwestia owłosienia. Włosy sprawiają, że skóra przez ich dotyk nie wydaje się taka miękka jaka jest w rzeczywistości, plus oczywiście… w niektórych regionach brak owłosienia jest wymagany. Na pustyni, nie wolno mieć włosów pod pachami i w miejscach intymnych. Dlatego gdy byłam mała pozbawiono mnie ich magiczną maścią, by nigdy nie rosły… ale ci, których na to nie stać, muszą się regularnie depilować inaczej zaraz szybko chorują.
- Acha… mój ojczulek twierdził, że czego natura nie usuwa, samemu się nie powinno. Dlatego się nie golił - stwierdziła Gamnira i ostrożnie musnęła opuszkami palców pierś tawaif. - Nooo… ale jeśli mam być taka, to się poświęcę.
- Co do sylwetki… mniejsza praca fizycznea sprawi, że twoje mięśnie zmaleją, a gdy zaczniesz jeść więcej i trochę przytyjesz… tłuszczyk osłoni twoją silną budowę. - Smocza Jeźdźczyni opłukała się ze specyfików i wstała, by otrzeć się ręcznikiem. Nie zauważyła nawet jak kobieta ją dotknęła.
- Acha… no cóż. Postaram się z tą mniejszą pracą… może. - Zadumała się traperka drapiąc po głowie. - Nie sądziłam, że będzie z tym… tyle roboty. Ale może nabiorę śmiałości… albo… sama nie wiem… Nie sądziłam, że… nieważne.
- Dokończ proszę… jestem ciekawa co o tym wszystkim myślisz. - Zaśmiała się pogodnie Dholianka.
- Nie sądziłam, że w czymś jesteś bardziej odważna ode mnie - odparła wstydliwie myśliwa. - Ja… jeśli trafiam do łóżka to tylko z mężczyzną. A i to po pijaku.

Sundari westchnęła ciężko. Odłożyła ręcznik na miejsce i usiadła na stołeczku naprzeciw koleżanki, która nawet nie wzięła jeszcze mydła do ręki.
Uśmiechnęła się ciepło do skulonej mocarki, jak do małego, zagubionego dziecka.
Uśmiechnęła się tak, jak nikt wcześniej nie uśmiechnął się do niej, gdy była młodziutką i przestraszoną dziewicą ze świadomością nieuchronnego końca spokojnych dni, kiedy to mogła się bawić, uczyć i marzyć…
- To nie odwaga… to rutyna - odparła. - Na pewno denerwowałaś się podczas swojego pierwszego polowania, na pewno bałaś się, że nie wytropisz zwierzęcia, lub, że ci ucieknie, albo cię zaatakuje i śmiertelnie zrani… ale upolowałaś jedno, potem drugie, trzecie i następne i następne… dzień w dzień, noc w noc… - Tancerka wstała z siedziska i sięgnęła po rzemyk wiążący włosy tropicielki. Ściągnęła go ostrożnie i stając za plecami Gamniry rozplatała jej ciemny warkocz.
- U mnie jest podobnie, choć na zasadzie całkowitego przeciwieństwa… to nie ja poluję, to na mnie polują. Jestem drogocennym zwierzęciem, którego ciało posiąść chce wielu. Nikt nie zważa na to, czy tego chce, czy nie… Zastawiają na mnie sidła, wynajmują ludzi, by szukali podobnych mnie wśród tłumu, rzucają pieniędzmi na stół… proszą, grożą, knują, czasem biorą siłą. Walka jest zbyteczna dla takich jak ja, dla mnie. Jestem tylko pragnieniem w czyiś oczach. Jestem trofeum na ścianie pamięci, a dobrze wiesz… że trofea zazwyczaj bywają martwe. - Chaaya uśmiechnęła się pod nosem, przeczesując gęste i natłuszczone pukle towarzyszki.
- Żeby tego uniknąć, dostosowałam się do swoich myśliwych i daje im to czego chcą… na moich warunkach, w zamian za oszczędzenie mnie. Życie na pustyni jest trudne… każdy rodzi się w kaście z której rzadko kiedy ktoś się wybija. Jeśli twój ojciec był rybakiem… jego synownie także nimi będą. Ze mną nie było wyjątku, czy chciałam, czy nie, mój status uwarunkował całe moje życie, podporządkował względem siebie. Dla mnie seks to rutyna. To nie wybór, to nie miłość, to nawet nie praca… Gdybym była odważna… rzuciłabym to wszystko w cholerę. Zdejmij ręcznik, umyję ci głowę - poleciła beztrosko.
- Noooo… ale już nie jesteś na pustyni. A tu nie ma kast. A ty… rzuciłaś to wszystko w cholerę, skoro tu jesteś. - Zamyśliła się łowczyni zrzucając ręcznik i odchyliła się, by bardce ułatwić zadanie.
- To La Rasquelle… miejsce ucieczki od zasad, które krępowały w rodzinnych stronach, od win, od błędów. Mój ojciec na przykład… był buntownikiem. Próbował podburzyć lud przeciw wielmoży, którego nienawidził. Udało mu się podburzyć plebs… nie udało z nim zwyciężyć tego lorda. Więc uciekł tutaj. A przynajmniej tak twierdził… - Zaśmiała się na koniec.
- Nie wiem… nie miało mnie tu być, nawet do niedawna nie wiedziałam, że takie miejsce istnieje… - odparła dziewczyna, czerpiąc wodę z balii, którą polała siedzącą na zydelku. - Nie da się uciec od tego jak zostałaś wychowana… to siedzi w twojej głowie, kształtuje cię i kieruje twoimi czynami, nie jestem na pustyni, ale zachowuje się ciągle tak jakbym na niej była. - Tawaif potrząsnęła charakterystycznie głową, namydlając powoli włosy myśliwej. Była przy tym delikatna, niemal czuła, starannie masując skalp i starając się, by puszysta piana nie wpadła kobiecie do oka.
- Poza tym nie masz racji. Pewnie… dla ciebie łowy wyglądają groźnie, bo nigdy nie brałaś w nich udziału. Nie jest to twój teren, nie znasz zasad. Nie wiesz jak się dostosować. Gdybyś wiedziała, to byłby twój żywioł. I to działa w obie strony - odparła traperka poddając się potulnie zabiegom Paro. - Poza tym tu jak ktoś cię nagabuje, to możesz mu dać po prostu w pysk. Działa za każdym razem. A widzę… że ktoś cię często nagabuje.
Zachichotała cicho.
- Chodziło mi o pierwsze łowy… później to już rutyna, obie w niej tkwimy i nie jest ona związana z odwagą, o to mi chodziło w całej tej opowieści. Zamknij oczy, muszę spłukać - poleciła Kamala sięgając o wiaderko, które napełniła ciepłą wodą.
- Zamknęłam - potwierdziła swe działania Gamnira, rzeczywiście zamykając oczy.
Dholianka spłukała mydliny i zabrała się do powtórnego mycia... w ciszy, może straciła ochotę do dalszej rozmowy, a może po prostu skupiła się na swojej czynności.

- Co będzie dalej? - zapytała czarnowłosa, tkwiąc nieruchomo niczym posąg.
- Kąpiel, maseczki, balsamowanie, chcesz bym ci pomogła wyskubać brwi? - Druga tura mycia, poszła o wiele szybciej, bo i włosy były bardziej miękkie i czyste, przez co mydło szybciej się pieniło. - Oczy… - ostrzegła kurtyzana, ponownie polewając znajomą wodą.
Po zmyciu piany tropicielka odezwała się ponownie.
- Czy to konieczne? To całe… wyskubywanie?
- Jeśli chcesz być taka jak ja, to tak - odpowiedziała z dosadną szczerością Sundari. - Brwi, pachy, nogi, twój kwiecisty krzaczek możemy zostawić… tam bardzo boli… podobno. - Zaśmiała się jak chochlik. - Umyj się cała i wejdziemy do basenu.
Złotoskóra nasmarowała czymś włosy łowczyni, po czym związała je w kok wysoko na głowie.
- Zostawiamy krzaczek. Zdecydowanie zostawiamy krzaczek - zadecydowała naguska z lekką paniką w głosie i zabrała się energicznie za mycie ciała.
- Delikatnie… z uczuciem, to twoje ciało, jak ma być miękkie skoro je tak traktujesz. - Zafrasowała się bardka przyglądając krytycznie poczynaniom kompanki. - Powoli, bez pośpiechu… jesteśmy damami i całe dnie przeznaczamy na rozpieszczanie samych siebie.
- Acha… dobrze. - Gamnira spowolniła ruchy dłoni podczas mycia, dostosowując się do poleceń obserwującej ją mentorki. Jej gesty zrobiły się więc nieco bardziej zmysłowe, gdyż każdy tchnął pietyzmem.
- A w zasadzie… to poczekajmy z tym basenem, najpierw zajmiemy się owłosieniem. Myj się, a ja porozmawiam z obsługą. - Chaaya owinęła się swoim ręcznikiem i ruszyła w kierunku lawirujących z koszami kobiet w błękitnych tunikach.
Wkrótce Smocza Jeźdźczyni wróciła z “eskortą” i triumfalnym uśmieszkiem na ustach.
- Mam iść z tobą potrzymać cię za rękę, czy zniesiesz te tortury mężnie? - spytała zawadiacko, pakując rozrzucone kosmetyki z powrotem do tobołka.
- Poradzę sobie sama. Odpocznij nauczycielko. - Uśmiechnęła się nerwowo myśliwa, próbując udawać odważną.
- Będę na jednej z leżanek… krzycz w razie czego. - Zaśmiała się trzpiotnie dziewczyna i porzuciła swoją “ptaszynkę” na pożarcie lwa w postaci szczupłej służki o miłym uśmiechu.
- To pani pierwszy raz będzie? Gdzie chce się pani wydepilować? - spytała grzecznie, nie popędzając klientki w myciu.
- Brwi i tu… - Wskazała pachy traperka starając się nie panikować. - I nigdzie indziej!
Dodała szybko.

Tymczasem wzrok tancerki, odpoczywającej na leżance koło basenu, nieuchronnie był przyciągany przez inne niewieście ciałko. Bardziej egzotyczne od własnego. Widziała już Axamndera, a Godiva “romansowała” z żeńskim diablęciem.
Jednak ta diabliczka, która się tu zjawiła mogła oboje zakasować urodą.

[media]http://i.pinimg.com/236x/fe/eb/93/feeb9373bdc540f24ecf2528b932061f.jpg[/media]

A co więcej… ona również się rozdziewała, zdejmując resztki delikatnego odzienia i pozwalając tawaif poznać różnice anatomiczne wynikające z rasowej odmienności. Ta tutaj miała purpurowe łuski okalające bramę jej kobiecości i podstawę ogona wyrastającego tuż nad jej pośladkami. Pomijając jednak te odmienności i elfie uszy oraz rogi, pełne kształty kobiety i delikatność jej skóry mogły sugerować, że jest jakąś czarodziejką, albo kurtyzaną.
Orzechowooka dłuższą chwilę kontemplowała długi ogon nieznajomej, zastanawiając się jak to jest… posiadać takowy i czy owe “uczucie” różniło się od tego jakie miał Nveryioth w swojej prawdziwej postaci.
Ada, aż zapłonęła pożądaniem osiągnięcia wiedzy niemal natychmiast. Swoją ciekawością zaraziła, aż Umrao, która oczywiście była ciekawa zupełnie innego uczucia. Obie panie nie były jednak na tyle silne, by przekonać stwórczynię by wstała i “socialozowała” się z… plebsem, jak ładnie nazywała wszystkie zgromadzone tu kobiety Laboni.

Dholianka zamówiła sobie zimną herbatę i gdy napatrzyła się na nowe widoki, przekręciła się na drugą stronę i przymknęła oczy, jakby chciała się zdrzemnąć.
Deewani jednak była zbyt nabuzowana, by pozwolić swojej nosicielce na sen. Trzeba było nasłuchiwać krzyku bólu Gamniry… bo… wedle rozumowania chłopczycy ta na pewno będzie i krzyczeć i wyć i uciekać z pomieszczenia kaźni.
Niestety jedyne co docierało do uszu złotoskórej to melodyjny głos leżącej niedaleko diabliczki, która pomrukiwała cicho. Potem doszedł odgłos stóp i głos kobiecy.
- Sorbet… zgodnie z zamówieniem.
- Dziękuję moja droga - odpowiedziała rogata i zabrała się za konsumpcję, zapewne z pomocą długiego jęzora, jaki charakteryzował te istoty półkrwi.
Tropicielka zaś musiała mężnie znosić tortury, ku niezadowoleniu Deewani, bo nie dało się wychwycić nawet cichego pisku wśród obecnych rozmów.
Po jakimś czasie, bardziej wygolona łowczyni w końcu zaczęła dreptać w kierunku Chaai, po drodze co chwila stając i przyglądając się to bardce, to leżącej niedaleko czerwonoskórej, jakby nie wiedząc co o tym sądzić.
- Tutaj, tutaj! - zawołała pogodnie Jeźdźczyni, machając ręką, gdy przypadkiem otworzyła oko i dostrzegła nadchodzącą koleżankę.
- Rany… już myślałam, że nie wrócisz… prawie usnęłam na tym kamieniu. Chodź do wody… i jak było?

“Do duuupy…” stwierdziła nabzdyczona chłopczyca.
“Chce zobaczyć penisa…” Umrao poskarżyła się błagalnie swojej starszej siostrze, ale nie spotkała się ze zrozumieniem z jej strony.
“Ty zawsze chcesz widzieć cholernego penisa! NUDA NUDA NUDA! Cicho siedź…”
“Kiedy ja chce… takiego z łuskami.”
“OOOooo móóój boooże!!! Przestań smęcić, nie wyczaruje ci teraz penisa.” Deewani miotała się jak płomyczek świecy targany przez przeciąg w pokoju.
“A po wyjściu? Obiecuje, że będzie fajnie… bez gadania, sam tylko…”
“Przymknąć się obie! Tu jest ważniejsza sprawa do obgadania…” wtrąciła zniecierpliwiona Ada.
““Jaka jaka?”” zaciekawiły się maski.
“Ogon…”
“NUDAAAA!!! Jedna wielka nuda, obie jesteście nudziary!” Złośnica zaczęła ciskać obelgami na lewo i prawo.
“Nadal chce penisa… chodźmy do Axamandera i ściągnijmy mu spodnie… co? no? no? Będzie fajnie.” Zmysłowa emanacja nie chciała się tak łatwo poddać, a teraz gdy “odwaga” wróciła do domu, “pasja” postanowiła to wykorzystać. “Lubisz go prawda? Jest zabawny… będziesz mogła z nim pogadać kiedy ja zajmę się penisem…”
“Niby jak chcesz to zrobić jak usta będziemy mieć zajęte?” Deewani bardzo szybko łyknęła haczyk.
“Olać jego ptaka… tu chodzi o ogon! To sprawa życia i śmierci! Umieram z braku informacji! JAK-ON-DZIAŁA!”
“Babciu… babciu… babciu ratunku!” zapiszczała Nimfetka cichutko, niczym mała mysia pod miotłą. Babka jednak miała głęboko w poważaniu eteryczną panienkę, nie mogąc się doczekać, kiedy w końcu pójdą się kąpać w basenie.
“Axamander też ma ogon… i rogi i szpiczaste uszy… i ma też penisa… możemy wszystkie się do niego udać i każda znajdzie coś ciekawego dla siebie…” Wiecznie chętna do cielesnych uciech, zaczęła urabiać kolejną z koleżanek, która… zaczęła się mocno zastanawiać nad ową propozycją. Widać… była w potrzebie i to palącej.
“A co z tą całą fantazją?” wystartowała nagle nastroszona Seesha, pamiętając jak poprzedniego dnia Umrao wraz z Kismis wszystkie wykpiła.
“No przecież… popatrzymy, potrzymamy… poliżemy lub poss…”
“PENIIS PENIIS!” zawyła Deewani niczym syrena alarmująca pożar w mieście. “Możemy iść… bylebyśmy się ruszyły bo się nudzę!”
“No to załatwione!” zawołała radośnie erotomanka.
“No… to idźże teraz pogadać z Kamalą…” burknęła rozbawiona Laboni i cały zapał maski zgasł jak kapturkiem nakrył.

- Było… było… nieprzyjemnie - stwierdziła myśliwa, podążając za kurtyzaną. - Tyle cierpienia dla kiełbaski w… eee… bułeczce. Powinni nas całować po stopach za to poświęcenie.
- A tam, da się przyzwyczaić - odparła rozbawiona dziewczyna z pustyni, choć brzmiała na trochę zmęczoną.
Weszła ostrożnie po schodkach do ciepłej wody, która pachniała solą.
- Ooo jak dobrze… mogłabym pójść spać. - Rozmarzyła się opierając przedramiona wraz z głową na brzegu i swobodnie dryfując po powierzchni.
Gamnira weszła do wody zaraz za nią i zadowoleniem stwierdziła podobnie do jej przedmówczyni.
- Lepsze to niż taplanie się w rzece. Przyznaję.
- Wieeesz… u mnie w domu też był basen z wodą… czasami były takie momenty, kiedy byłam w nim całkiem sama. Tylko ja i lazur… mmm uwielbiałam wylegiwać się nad brzegiem, w połowie zanurzona i drzemać… albo jeść ananasa i mango, stare dobre czasy - mruczała wspominając tawaif. - W ogóle to ja chyba nigdy nie kąpałam się w rzece. Nie wiem jak to jest… u nas nie ma rzek - wyjaśniła sennie, odprężając się. Jej pupa unosiła się wśród wody, jak dwie złote wysepki.

- Jest zimno, mokro, pijawki czasem są… a czasem drapieżne ryby - odparła ironicznie traperka.
- Zdradzieckie prądy i podobne im atrakcje. Niewiele straciłeś nie kąpiąc się w rzece.
- A jednak chciałabym kiedyś spróbować i zobaczyć jak to jest… tylko… czy w rzekach są sumy? - spytała zmartwiona Sundari.
- Jeśli masz szczęście i oścień pod ręką i nie przeszkadza ci posmak mułu lub potrafisz go usunąć. - Skinęła głową i oblizała usta. - Tak… są.
- Och… to może… może jednak… nie spróbuję… - Tancerka otrząsnęła się nieznacznie, jakby przebiegł ją dreszcz. - Słyszałaś o tym sumie wszystkojadzie co grasuje w La Rasquelle?
- Straszą nim naiwnych. Sumy nie polują na żywych. To padlinożercy. - Zaśmiała się łowczyni i z nów oblizała usta, lubieżne wędrując spojrzeniem po nogach i pupie Dholianki.
- Nie ma nic smaczniejszego niż taki sum, własnoręcznie upolowany po długiej batalii pod wodą.
- Och… a jak ten jest inny? Złowieszczy, magiczny? - Wyglądało na to, że jednym z tych naiwniaków była właśnie Chaaya, bo wyraźnie się frasowała i smuciła pytając o dalsze szczegóły. Jakby chciała i jednocześnie nie chciała poznać odpowiedzi na nie.
- Jest olbrzymi jak dom, a paszczę ma jak wrota pałacu. Taaa… i nikt go nie widział? - odparła ironicznie tropicielka, zaczynając pływać powoli dookoła bardki niczym drapieżnik, którego się tak obawiała. - Wciągnie pod wodę i zeżre… do kosteczki. Niezauważony? W tym mieście jest pełno oczu. Ostatnio nawet krążą plotki o smokach, które porwały jakąś niewiastę… ale kto wierzy w plotki.
Po ostatnich słowach Gamniry jej słuchaczka wybuchła perlistym śmiechem, wyraźnie czymś rozbawiona. Zanurzyła nogi pod wodą stając na chwile na dnie.
- W niektórych plotkach jest ziarnko prawdy, musisz umieć je jednak odsiewać… dlatego trzeba słuchać, pytać i patrzeć, a później wyciągać wnioski. - Bardka ruszyła dookoła basenu. Od ciepła jej twarz zaróżowiła się przyjemnie, a oczy dziwnie roziskrzyły.
- Co ty na to, żebym jutro nauczyła cię jeść i pić jak dama?
Nie otrzymała odpowiedzi, a gdy spojrzała za siebie postawnej kompanki już nie było. Znikła?
Nagle woda rozprysła się za Kamalą i dwie, silne dłonie drapieżnie zacisnęły się na jej biuście, pociągając jej całe ciało do tyłu. Kurtyzana poczuła na plecach miękkie poduszki krągłych piersi, do których była dociskana.
- Mam cię. - Usłyszała przy uchu.
- Nic nie przebije podniety polowania.
Może poza obecną sytuacją, gdy myśliwa ugniatała biust tawaif nieco zbyt entuzjastycznie.

Kobieta z pustyni zachichotała wesoło, dając się “złapać” na ten prosty psikus.
- Damie tak nie wypada nurkować i atakować zza pleców - upomniała ją dumnie, po czym obejrzała się na swoje piersi ukryte za szorstkimi dłońmi.
Uśmiechnęła się lisio i capnęła koleżankę za pośladki, wydając triumfalny pomruk.
- Opuściłaś gardę i spotkała cię za to kara!
- Nie bardzo… ty masz delikatne dłonie, a ja twardy zadek i no… twarde ręce. - Co kruczowłosa udowodniła, ściskając nieco mocniej swoje pulchne zdobycze i ocierając nimi o siebie.
- Moje nie są tak sprężyste i miękkie.
Tu Chaaya nie mogła się zgodzić, czując dotyk biustu łowczyni na swoich łopatkach.
- Wydają się w porządku - odparła tawaif nie precyzując o co dokładnie chodziło. - Ale nie wypada się tak obłapiać w miejscu publicznym… więc chodźmy zrobić sobie maseczki.
- Dooobrze… a co pytałaś? - zaciekawiła się Gamnira puszczając piersi tancerki.
- O to czy jutro chcesz się pouczyć jeść i pić jak dama - powtórzyła cierpliwie Kamala, przechodząc do wyjścia z basenu. Wspinała się ostrożnie po stopniach, nie chcąc się przewrócić, bo zbyt długie leżenie w ciepłej wodzie, wyraźnie ją osłabiło.
Usiadła na leżance, ocierając się ręcznikiem i cicho sapiąc, gdy gorąc pomieszczenia w końcu w nią uderzył.
- Możemy się uczyć, choć picie jak dama jakoś nie wywołuje mej ekscytacji - rzekła zadumana tropicielka wybierając leżaczek obok bardki.
- A co wywołuje w tobie ekscytacje? - zapytała uprzejmie złotoskóra, dopijając swój napój, przyniesiony dawno temu.
- Picie z przyjaciółmi, polowanie, dobry posiłek. - Zaczęła wyliczać myśliwa, po czym zamilkła.
- Hmm… tyle?
- Acha… - Dholianka rozrobiła w puzderku zielonkawą pastę, po czym zaczęła nakładać ją sobie na twarz omijając okolice ust i oczu, gdy skończyła podała pojemniczek towarzyszce.
- Ja nie lubię pić, nie mam przyjaciół, polować nie umiem, a dobry posiłek… u was jest z tym ciężko… wszystko jest takie łagodne, albo ja mam wypalony słońcem język.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-03-2018, 15:38   #150
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


- Jagody chawa… tych powinnaś spróbować. Jeśli lubisz ostro... gulasz koniecznie z jagodami chawa, albo gumbo po czartowsku. Tego jednak nie znajdziesz w tych wszystkich, dobrych karczmach. To nie na delikatne języczki arystokracji - odparła z uśmiechem Gamnira, nieufnie obwąchując podany specyfik.
- Skoro nie masz przyjaciół to czyje są te ślady ząbków na twej skórze? Twojej osobistej podglądaczki?
- Należą do mojego kochanka - odparła z czułością w głosie Sundari i podświadomie dotknęła palcami śladu na piersi. - To jedyna mi bliska osoba w tym mieście… zaraz po moim bracie.
- Gryzienie się to oznaka miłości? - powątpiewała wielkoludka powoli nakładając maź na twarz. - Jakoś nie pasuje mi to do damy. Nie powinno być czule i
delikatnie?
- W łóżku możesz być kim chcesz… a nas… nas czasem ponosi. - Zamykając oczy, kurtyzana oparła się o leżankę.
- Nie lubisz być damą więc? - Zachichotała łowczyni. - A co lubisz?
- Nie wiem Gamniro… tego nie zostałam nauczona, nie wiem jaka jestem i co lubię, więc… noszę w sobie wszystkiego po trochu. Jak zacznie wysychać, nie będziesz w stanie mówić, nie wystrasz się… to normalne - wyjaśniła orzechowooka. - A… i jak zacznie szczypać to spłucz…
- No… lubisz jak cię kąsa. Chyba, że on to bardziej lubi. - Zaśmiała się ponownie uczennica, po czym umilkła pozwalając maseczce działać.

Między kobietami zapadła cisza.
Chaaya odpoczywała na swoim kamiennym szezlongu z tajemniczym pół uśmiechem na ustach i przymkniętymi powiekami - pozwalała, by lecznicze właściwości maseczki działały cuda, oraz regenerowała siły przed dalszym „nauczaniem”, gdyż czuła się aktualnie wyczerpana. Nigdy nie była typem duszy towarzystwa. Wolała siedzieć na uboczu i przyglądać się reszcie, jak się bawią, jak płaczą, jedzą, kochają się, kłócą, walczą…
Była… była taka jak jej babka. Kropka w kropkę. Milcząca, o szeroko otwartych oczach, z nadstawionym uchem i myślami gdzieś daleko. Bycie jednak tancerką zobowiązywało.
Kamala, jak i Laboni, miały być słodkim kwiatuszkiem cieszącym zmysły, kolorowym słowiczkiem przeganiającym swym śpiewem wszelkie troski z serca. Gdy straciły dziewictwo nawet rodzina rzadko kiedy widziała je nieuśmiechnięte i z czasem ludzie zaczęli zapominać jakimi naprawdę były w istocie… nawet one same powoli zatracały własną tożsamość na rzecz tej nowej.
Bo… tancerka to… tancerka tamto… do tancerki zawsze można przyjść i pokąpać się w blasku jej wiecznego szczęścia, optymizmu, czułości i piękna. Tancerka nawet gdy jest smutna promienieje pozytywną energią i podobno podczas snu ich wyuczona mimika jest wiecznie błoga i beztroska, uśmiechnięta…
Każdy chciałby kupić tancerkę! Posiadać ją przez chwilę dla siebie.

Ostatecznie dziewczyna przyzwyczaiła się do swojej nowej roli i wyzbywając się resztek dawnej siebie, wkrótce stała się promyczkiem na burzowym niebie, świetlikiem podczas bezgwiezdnej nocy w lesie, złotą rybką w sieci. Tylko… że nadal nie lubiła ludzi, a udawanie, że wcale tak nie jest kosztowało ją wiele energii.
Ale przerwać błędnego koła nie potrafiła, bo co by z niej zostało? Dawna ona nie wróci - to koniec, przepadła, może stworzyć sobie nową i nowszą i jeszcze kolejną wersję tego jak sobie wyobrażała siebie, ale żadna nie będzie tą, którą się urodziła. Naturalną, pierwotną, oryginalną.
Będzie kopią i wymysłem prowadzącym do frustracji, a tego by nie chciała.

Pozwalając więc, by gęsta mgła milczenia osiadła wokół dwóch nagich sylwetek, Sundari zbierała siły, popuszczając swoje myśli, by swobodnie płynęły w swoim kierunku. W jej głowie było miejsce dla wszystkiego po trochu. Były penisy, piękne kobiety, mężczyźni, walki, podróże, przygody, niedokończone rozmowy.
Każda maska ciągnęła w swoim kierunku wątki przez nie podjęte, wspomnienia, pragnienia i niechęci, które miały swe źródło i kres w tawaif, niczym sny, które nigdy nie przedostaną się do świata rzeczywistego.
Maseczka zaczynała powoli wysychać, zamieniając się w ciasną skorupkę, pozbawiającą mięśnie choćby najdrobniejszego ruchu. Była jak kamień przyciskająca i wyciskająca życie z nieboraka pod sobą.
Kiedy Gamnira zdążyła pożegnać się ze swoją twarzą, kurtyzana pacnęła ją w rękę pokazując palcem na kącik w którym się myły.
Nadszedł czas na zmycie tego wysysającego życie potwora!

Radość łowczyni nie trwała jednak długo, bo po uciążliwym namiękczaniu i spłukiwaniu maseczki, przyszedł czas na drugą… a później trzecią. Wszystkie były konieczne, bardzo ważne i… wszystkie były niczym wampiry energetyczne, pozbawiające mowy, jak i samych sił witalnych. Po nich zostało zmycie odżywki z włosów, opłukanie ciała po osolonej wodzie z basenu, osuszenie się i nabalsamowanie skóry.
Panny przeszły do przebieralni, gdzie Dholianka otworzyła puzderko z białawym czymś, które po zetknięciu z ciepłą dłonią, rozpuszczało się w przezroczysty olej.
- Olej kokosowy… to najlepszy balsam, musisz się wysmarować nim cała… - Bardka poczeła się systematycznie masować, zaczynając od dłoni i przedramion, później stóp i goleni, następnie ud, pośladków, brzucha, barków, piersi i na plecach kończąc.
Co ciekawe, Chaaya nie potrzebowała pomocy przy żadnej części ciała, wyginała się jak wąż, była szybka, sprawna i bardzo dokładna. Resztki olejku z dłoni wtarła w końcówki wilgotnych włosów i twarz, po czym otworzyła swoją szafeczkę, przeszukując w niej swoje ubrania.
Tropicielka, masywna bardziej i krępa, tak gibka nie była. Niemniej starała się wyginając na tyle na ile mogła. Fachowe oko złotoskórej widziało w ciele osiłkowatej kobiety potencjał… który dałoby się wydobyć, jednak po wielu, wielu latach ćwiczeń. Myśliwa była jednakże za stara na takie nauki, a i sześć dni było wystarczająco długim okresem, by Smocza Jeźdźczyni niemiała ochoty go powtórzyć.

- I co dalej? Znów leżenie? - Zamarudziła uczennica sztuk damskich, mimo, że jeszcze cała się nie nasmarowała.
- No co ty… jesteśmy tu już dobre kilka godzin, nawet księżniczki nie siedzą cały dzień w łaźni! - Zaśmiała się tancerka, wyciągając zawiniątko w którym był komplet bielizny, sądząc po wystającym ramiączku - chyba stanika. - Trzeba się teraz ładnie ubrać, uczesać, umalować i skropić perfumami…

“I wyruszyć na łowy!” zawołała radośnie Umrao.
“HAHA! Chodźmy zabijmy jakieś trolle!” krzyknęła radośnie Deewani.
“Jakie trolle? Zwariowałaś? Trolle śmierdzą… chodźmy zapolow…” Maska nie dokończyła, dziwnie nagle wyciszona.
“Hę? Halo, halo Umaro jesteś tu?” Chłopczyca zaćwierkała jak ciekawska papużka, ale odpowiedź przyszła od Nimfetki.
“Nie ma i nie będzie… Umrao poszła spać, była bardzo zmęczona planowaniem polowania.”
“Ach… no dobrze, dobrze…” Druga z dziewczynek łyknęła od razu haczyk… “Zaraz, zaraz! Nie zagłuszaj jej!” ...szybko się jednak zreflektowała.
“Ha ha ha będę i co mi zrobisz? I co?”

- Trzeba uwieńczyć nasze upiększanie się takim przyjemnym akcentem jak podkreślenie ust i oka… - pytlowała Kamala, nakładając na siebie majteczki… pfff niby majteczki… jakąś pajęczynkę, która nawet nie zasłaniała najważniejszej części ciała bo… tam nic nie miała!
- Ah-ha… - mruknęła Gamnira, której zszokowane spojrzenie przyciągał ten fragment bielizny prezentujący się na jej ciele.
- Nie bardzo wiem… to znaczy… wiem, że są kobiety, które smarują sobie usta pomadkami, ale oczy? Jak je malować?
- My na pustyni używamy do tego kajalu… z początku obrządek ten był przeznaczony tylko dla kapłanów i wysokich rangą mężczyzn jak sułtan, generał… później jednak… a zresztą… nie ważne, to tylko historia… - Dziewczyna machnęła rączką, zbywając samą siebie, po czym zaczęła ubierać na siebie górną część stroju, która była jeszcze bardziej dziwna od tej pierwszej.
Ni to stanik, ni to halka, czy to ozdoba, czy już ubranie? Jak to nosić, by nie podrzeć i najważniejsze… czemu miałoby służyć zakładanie takich “poszarpanych” rzeczy.
- Nie mam pojęcia czego używają kobiety w La Rasquelle. - Zaśmiała się cicho łowczyni rumieniąc coraz bardziej, gdy zerkała na swą mentorkę. Wydawało się, że czuła się bardziej nieswojo teraz… niż wtedy gdy tawaif była goła.
- Ja też nie… i mało mnie to obchodzi - przyznała Sundari, przyglądając się zdawkowo koleżance.
- Nie ubierasz się… nie umaluję cię, jeśli się nie ubierzesz, bo przy zakładaniu ubrania cała się rozmażesz…
Kohl ma wspaniałą tradycję i lecznicze właściwości dla twoich oczu i rzęs. Są jego dwa rodzaje… jedna to proszek, który nakładasz patyczkiem, a drugi to… takie jakby pióro… taka pasta utworzona w stożek i nabita na drewienko, dosyć sztywna i precyzyjna… można malować nim wzory. Ja mam jedno i drugie - dodała dumnie, ściągając z półeczki sukienkę… ale w ostatniej chwili przypomniała sobie o pasie i pończochach.
Traperka słuchała w milczeniu i zabrała się za ubieranie, pospiesznie starając się dogonić ubierającą bardkę. Gdy była gotowa usiadła sztywno czekając na kolejne polecenia.

Chaaya zsunęła ramiączka “stanika” pod ramiączka sukienki, tak by nie rzucały się w oczy i nie psuły kompozycji kreacji. Następnie narzuciła na siebie czarną tunikę i uwolniła włosy z ciasnego koczka, przeczesując je palcami.
- Umalować najpierw ciebie, czy siebie, byś mogła spróbować sama? - spytała kurtyzana wyciągając z torby kolejny pakunek, na którego miejsce wcisnęła ten z kosmetykami do kąpieli.
- Najpierw mnie. Myślę, że sama nie poradzę sobie - zadecydowała uczennica. - Jutro umaluję się sama.
- Musisz tylko wcześniej poćwiczyć… i nie zrażać się gdy będzie drżała ci ręka, lub mrugniesz i się cała pobrudzisz… jak byłam mała… - opowiadała tancerka, stając między nogami tropicielki i odchylając jej głowę nieco do tyłu. - ...przesiedziałam wiele godzin przed lustrem, wkładając sobie palec do oka, by nauczyć się powstrzymywać łzy… nie wiedzieć czemu zawsze płakałam jak mnie malowano… ale… teraz umiem nawet nie mrugać przez wiele, wiele minut! Wygrywałam wszytskie konkursy na “kto pierwszy odwróci spojrzenie”. - Zaśmiała się pod nosem, nakładając puszkiem słodko pachnący puder na całą twarz i szyję myśliwej.
- Trening czyni mistrzem jak to mawiają… to się tyczy wszystkich dziedzin życia, nawet tak głupich jak malowanie rzęs. - Dholianka zmieniała co chwila puszki, którymi gładziła w różnych miejscach na twarzy kobiety.
- Jaki chcesz kolor ust? Wszystkie są czerwone ale… o różnych odcieniach… mam śliwkę, cynamon, cegłę, czerwone wino, wiśnię… do wyboru do koloru hihi…
- Wiśnie brzmią smakowicie - zaryzykowała wyraźnie skołowana mocarka, tkwiąc sztywno i nieruchomo, jakby była to bezruchu przyzwyczajona.
- To powiedz EEee - odparła wesoło Smocza Jeźdźczyni, mieszając coś na paletce z puzderkami, po czym zaczęła smarować najmniejszym paluszkiem rozciągnięte w półuśmiechu wargi.
Jej spojrzenie było pełne skupienia, a ruchy opuszka staranne, przemyślane i wykalkulowane do granic możliwości.
Dziewczyna z pustyni przyglądała się to z jednej, to z drugiej strony swojego dzieła, poprawiała coś… zmieniała, nakładała więcej, ścierała, wklepywała, aż w końcu pokiwała głową akceptując swoją twórczość.
- Możesz już zamknąć usta, ale uśmiechnij się… nie, nie tak szeroko, delikatnie… trzeba zaróżowić policzki. - Kolejny puszek poszedł w ruch.
- Zostały brwi i oczy… masz lekko opadającą górną powiekę… więc lepiej uwydatnić tą dolną, to powiększy twoje oko. - Biorąc do ręki szczoteczkę, która wyglądała odrobinę jak szczotka do zębów, ale strasznie tyciuńka, Kamala obtoczyła jej włoski w “czymś” i zaczęła przeczesywać niedawno co wyregulowane łuki łowczyni, odzywając się w zamyśleniu
- Wiesz… pewnie niektóre specyfiki będą się różnić od tych co ja mam… i będziesz musiała sama rozgryźć jak się je nakłada… albo spytaj się obsługi, powinni ci pomóc w razie co. Bo szminki robię sama… nie mam jak ci jakiejś dać bo to same proszki, które wyrabiam przed nałożeniem, jedynie kajalu mam dużo, więc się o to nie martw…
- Nie przejmuj się tym. Masz tylko przekazać mi nauki. Potem poradzę sobie sama... jakoś… Albo cię znajdę, w celu kolejnego szkolenia - rzekła żartobliwym tonem kruczowłosa olbrzymka. - I jak wyglądam? Lepiej?
- Jeszcze chwila… poczekaj… - Orzechowooka przygryzła dolną wargę, delikatnie podkreślając oczy Gamniry. Kobieta z początku panicznie mrugała, bojąc się, że coś wpadnie jej do oka, ale po chwili się uspokoiła i tik nie był już tak nieznośny, że nie dało się nic namalować.
- Mam lusterko… chcesz zobaczyć? - spytała ochoczo tawaif, gdy jej praca została skończona.
- Tak, tak, tak… - Ta odpowiedziała bardzo szybko, wyraźnie podekscytowana nowym image’m.
Bardka podała jej zwierciadełko, kucając przed ławeczką na której rozłożyła “stanowisko” dla swoich zabiegów upiększających i zaczęła przygotowywać różne proszki, maści i olejki.
- To… ja? Jestem jakaś inna… bardziej mięciutka i delikatna. - Uśmiechnęła się zadowolona traperka, całkowicie skupiając się na kontemplowaniu własnej urody.
- Wyglądasz jak rumiane jabłko w sadzie. - Zaśmiała się jej nauczycielka. - Mówiłam ci, że te maseczki działają cuda!
- Uważam, że raczej ty… ale nie będę się kłócić. To gdzie się jutro spotykamy i jak mam się ubrać? - zapytała zaciekawiona myśliwa.
Tancerka odebrała lusterko i sama zaczęła się malować.
- Nie wiem… skoro nie chcesz jeść i pić… może jest coś, co cię interesuje… oprócz całowania oczywiście.
- Poruszanie się? Chyba to czyni bardziej kobiecą? I gesty? - Zadumała się postawna dziewczyna drapiąc po czuprynie. - Lubię łowić ryby, czasem wędką, a czasem ościeniem. Ale to chyba nie jest zajęcie dla dam.
- Spotkajmy się jutro w “Pod rozbrykaną baryłką”. Nauczę cię chodzić i gestykulować… o ile w ogóle coś takiego istnieje. Załóż buty na obcasie, one są podobno tutaj modne wśród pięknych panien. - Dholianka umilkła malując swoje usta.
- Tak jak dzisiaj… rano, postaram się nie spóźnić.
- Dobrze. Tak zrobię - zgodziła się z nią towarzyszka i uśmiechnęła ciepło dodając - Nie obraziłabym się twoim spóźnieniem. Nie przejmuj się tak.
- To niegrzeczne kazać komuś na siebie czekać… - odparła Chaaya i wstrzymała oddech, gdy malowała sobie górne powieki.
- Masz rację… ale nobile grzecznością nie grzeszą. A i Axamander też czasem się spóźnia… zapewne przesiadując w alkowie jakiejś damulki i robiąc… sama wiesz dobrze co. - Mrugnęła porozumiewawczo łowczyni. - Przywykłam do czekania.
- Zapewne masz racje… choć mam wrażenie, że nie ma takiego szczęścia jak opowiada, ale kto wie, kto wie… - Zadumała się Kamala.
- Nie obchodzi mnie to aż tak, by testować jego prawdomówność - stwierdziła z uśmiechem Gamnira i wzruszyła ramionami. - Całuje przednie.
Złotoskóra po raz drugi tego dnia wybuchła raptownym, perlistym śmiechem, wyraźnie rozbawiona.
- Trochę niepewnie - wyjaśniła poprawiając sobie linię rzęs, by się nie rozmazać od łez.
- A skąd ty to wiesz… jest może twoim kochankiem? - zapytała podejrzliwie tropicielka, po czym sama wybuchła śmiechem. - Daj mu chwilę przy sobie, a przekonasz się że nie tak niepewnie. Przyssie się jak pijawka i zacznie wywijać językiem jak szalony.
- Nie jest moim kochankiem… nie gustuje w małych chłopcach. - Sundari skończyła się malować i zaczęła pakować wszystkie szpargały. - Miał swoją szansę i się nie popisał, choć trzeba przyznać… - Zamyśliła się na chwilę dotykając różowych warg. - ...że kusi sprawdzić co potrawi tym językiem wyczyniać w innych ustach… - Uśmiechnęła się lubieżnie, dopychając z nagła torbę.

“PENIS!” zawołała zmysłowo Umrao, w końcu przebijając się przez barierę Nimfetki.
“HAHA! Wróciła i od razu penisuje!” Deewani była przeszczęśliwa, bo jak zwykle nudziła się na całego.
“Cały czas tu byłam!” obruszyła się maska i dawaj zaczęła wykłócać się z najstarszą emanacją, ku uciesze chłopczycy i zdegustowaniu reszty.

- Tu ci nie pomogę. Nie wiem, czy on ma małego chłopca, czy olbrzyma w spodniach. Ani jak jego język robi… poniżej pasa. - Zaśmiała się olbrzymka głośno, przyciągając uwagę innych bywalczyń tego miejsca. - Nigdy nie doszło do okazji.
- Chodziło mi o jego sposób bycia… jak u chłopca, nie mężczyzny… chodź… nasz czas się tu powoli kończy i będziemy musiały dopłacać. - Odwiesiwszy kluczyk na miejsce, tancerka poprawiła lśniące pukle włosów.
- Acha. No cóż… chłopcy mogą też się podobać. Innym kobietom niż ty… - oceniła uczennica, naśladując działania mentorki i odwieszając kluczyk. - ...ja tam nie zwracam na to uwagi.
Kurtyzana stwierdziła, że to całkiem zabawne, że Gamnira tłumaczyła Axamandera. Kto jak, kto ale ona sama dobrze wiedziała, że co człowiek, to inny gust seksualny. Teraz jednak nie rozmawiały tu o innych… więc nie było potrzeby o tym w ogóle wspominać.
Myśliwa musiała jednak lubić swojego kompana z misji… czy z czego się tam znali, by stawać od razu za jego plecami. Robiła to całkowicie nieświadoma.
- Kiedyś zaczniesz… tak sądzę, na razie szukasz co ci się podoba - odpowiedziała wesoło i zabierając ręcznik, ruszyła do wyjścia, porzucając brudny materiał w specjalnie do tego przeznaczonym koszu.
- Czy ja wiem? Nie jestem specjalnie wybredna jeśli chodzi o partnerów. Jeśli jest miły, ładny… szczególnie jeśli ma ładne nogi, ma zasobną kieskę i lubi stawiać trunki… mi to wystarcza. - Zachichotała wstydliwie łowczyni ponownie kopiując zachowanie bardki i podążając za nią.
- A więc jesteś z tych co patrzą na nogi… ja zawsze obserwuje łopatki i tyłek… mięśnie karku… zwłaszcza u wojownika są strasznie podniecające… - Rozmarzyła się tawaif wzdychając ciężko. - I ten taki rytmiczny chód…
- Może dlatego, że mało ich widziałaś. Ja… wychowałam się wśród byczków. Nawet trochę ich przypominam - zawstydziła się tropicielka drapiąc po karku, dość masywnym jak na kobietę.
- A tam… taka ciemna skóra koloru kawy… i kropelki potu na karku, powoli ściekającego po żłobieniach mięśni między łopatkami… mmm haaaii… - Wyjście na zewnątrz budynku, trochę ostudziło zapał orzechowookiej, która zarumieniła się speszona.
Przeklęta fiksacja Ady i Umrao zaczynała się przejawiać na zewnątrz i to w dość nieoczekiwany sposób.
- Umięśniony byczek potrafi być przyjemny… i silny - zgodziła się z nią traperka nie zdając sobie sprawy z przyczyny rumieńców koleżanki. - Ale nie pociąga mnie bardziej niż eteryczny półelf.
- I tak zresztą… najważniejsze co się liczy, to wnętrze... brzmi śmiesznie, ale dobrze wiem, że uroda i siły w końcu przemijają… i jak być z kimś… to z taką osobą z którą można zrobić coś więcej niż się ciupać jak króliki. - Wzruszyła ramionami Chaaya dochodząc ostatecznie do siebie.
- Mało takich na świecie… idę tam. - Wskazała kierunek.
- Masz rację… może takiego znajdę, kiedyś. Może. Ale nie szukam - rzekła kłusowniczka, podążając potulnie za Dholianką w kierunku, który wskazała.
- Jakie masz plany na dzisiaj? Ja zaraz idę szukać skarbów - zmieniła temat dziewczyna z pustyni.
- W takim stroju? - zdziwiła się Gamnira spoglądając krytycznie na ubranie rozmówczyni.
- A czemu nie? I tak robię tam za wsparcie mentalne, można rzec… że moim zadaniem jest tylko ładnie wyglądać i ewentualnie zaleczyć ranę - odparła Kamala z głupiutkim, acz słodkim śmiechem.
- Aaahha… cóż… mogę się przyłączyć. Jeśli nie ruszacie od razu. Tak za godzinkę, czy dwie… bym się przygotowała. Ja i mój zwierzak - wyjaśniła wesoło kruczowłosa. - Nie mam nic konkretnego do roboty.
- Och… nie wiem co na to reszta… w dodatku i tak podzielimy się na dwie grupy. Ja i Jarvis oraz Godiva z Neronem oni idą trochę dalej niż my… ku “przygoooodzie” - odpowiedziała Sundari. - Ale przy następnym planowaniu wspomnę o tobie… często gdzieś wyruszamy.
- Nie obiecuję, że się dołączę następnym razem, ale… - stwierdziła z uśmiechem łowczyni - ...wezmę pod uwagę podróż z tobą… z wami… ku przygodzie.


Gdy bardka otwierała ostrożnie drzwi do ich komnaty, Jarvis już na nią czekał z posiłkiem.
Z owocami leśnymi, zmieszanymi z różnokolorową bitą śmietaną, oraz winem dla siebie i sorbetem lodowym dla niej.
Wszystko to czekało na Chaayę, jakby umówili się na miłosne, potajemne spotkanie. Jakby czarownik próbował podbić jej serce, choć był to absurdalny koncept. Wszak oboje wiedzieli, że tawaif należała do przywoływacza ciałem i duszą, że nie musiał się wysilać, wystarczyło, że był przy niej… a jednak, robił to z jakiegoś powodu.
- Chyba… bardzo się nudziłeś… - Złotoskóra skwitowała widoki od progu, ściągając z ramienia torbę, która huknęła głośno o deski podłogi, jakby co najmniej chowała w sobie kamienie. Tancerka uśmiechała się czule, podchodząc do tacy i ciekawsko przyglądając się przygotowanym na niej specjałom.
Jej gęste, orzechowe włosy układały się w łagodne fale, zachwycając blaskiem i puszystością, zupełnie jakby ich nosicielka pokryta była delikatnym, ptasim puchem.
W pokoju od razu rozniósł się słodki zapach kwiatów. To nie były tradycyjne perfumy jakich dotychczas używała.
Mag wyczuł je po raz pierwszy i kojarzyły mu się z nocnym ogrodem pełnym konwalii, bzu lub jaśminu. Woń była upajająca i zrazu dziwnie orzeźwiająca jak mokre powietrze po burzy.
- Strasznie… dlatego mam zamiar wykorzystać twoją obecność i wycisnąć wszystko z czasu jaki nam został do powrotu z roboty Godivy i Nveryiotha - odparł ciepło mężczyzna przyglądając się łakomym spojrzeniem ukochanej.
- Dobrze się bawiłaś? - zapytał, gdy kurtyzana podziwiała aromatycznie pachnący, sztorm bitej śmietany, zabarwiony różnymi barwami i upstrzony kawałkami owoców.
- Nie wiem - odparła w zakłopotaniu Dholianka, zgarniając niesforny kosmyk za ucho. - Przyjemnie było się trochę pomoczyć i porelaksować… ale chyba lepiej by mi było, jakbym poszła tam po prostu sama… - Dziewczyna spojrzała na ścianę, którą dzielili z pokojem zielonego smoka, po czym usiadła ostrożnie na łóżku.
- Następnym razem pójdziesz. - Jeździec “pocieszał” ją z uśmiechem na obliczu. - ...i będziesz się rozkoszowała świadomością, że za tobą tęsknię.
- Może… - Zamyśliła się Kamala i potrząsnęła charakterystycznie głową. - To co… jemy? Trochę zgłodniałam od pobudki.
- Oczywiście… czekałem z posiłkiem na ciebie - odrzekł pogodnie jej partner i zapytał z łobuzerskim błyskiem w oczach. - Usiądziesz mi na kolanach?

Kobieta pisnęła cicho, całkowicie zaskoczona propozycją. Zarumieniła się jak dorodna piwonia, kiwając nieśmiało głową na znak, że się zgadza, po czym wstała.
- To tylko kilka godzin… a zachowujesz się, jakby to była cała wieczność… - mruknęła cicho, ale w głosie słychać było zadowolenie.
- Czas jest materią elastyczną. Chwila może trwać jak wieczność, millenia mogą być chwilą. Dla mnie to była wieczność - odparł żartobliwie czarownik, przyglądając się kochance.
- Biedaku ty mój… mogłeś po prostu się zdrzemnąć - wyjaśniła z czułością w głosie Chaaya, siadając Jarvisowi na kolanach i obejmując go za szyją, pocałowała go w czoło.
- Trochę się zdrzemnąłem - odparł chłopak przytulając ją w pasie i tuląc do siebie.
- Pachniesz… smakowicie… uważaj żebym cię nie schrupał - dodał po chwili, wtulając twarz w szyję Sundari i muskając jej skórę ustami. Poza tymi “wybrykami” był jednak zaskakująco grzeczny.
- Nie mów tak… źle mi się kojarzy… przez wspomnienia Nverego… Franczeska ciągle tak do niego mówiła… mmm pachniesz smakowicie, mmm jesteś smakowity… ble. Ohyda. - Wzdrygnęła się orzechowooka i wzięła łyżeczkę, nakładając sobie porcję kremu, którego ochoczo spróbowała.
- Dobre! - przyznała radośnie, oblizując zaróżowione wargi.
- To dobrze, że ci smakuje. Nie jest tak słodki jak twój deser, ale niestety… nie ma takich w rodzimej kuchni La Rasquelle. A to... jest drogie, bo mleko jest u nas luksusem - wyjaśnił przywoływacz, rozkoszując się czułą i intymną chwilą.
- A … Francesca może stać się problemem, który trzeba będzie jakoś rozwiązać - westchnął smętnie magik po namyśle, gdy bardka zajadała się łakociami. - Przy czym nie możemy jej zabić.
- Nie przejmuj się tak… Nvery ma trochę mikstur… i kilka planów ucieczki przed nią, a na razie i tak go nie nagabuje… - odpowiedziała Kamala w przerwach od zajadania się.
- Dlaczego nie możemy jej zabić? Jest aż tak silna? Myślę, że nie może równać się z potęgą Starca, ani z apetytem zielonego drakona… one potrafią zjeść wszystko i każdą ilość, przy tym nie chorując.
- A potrafią zjeść dym? - stwierdził sceptycznie chudy towarzysz i zaraz dodał cicho - Francesca była silna, gdy ja jeszcze byłem szkrabem. I tak samo piękna. Od tego czasu, nie zmieniła wyglądu, ale pewnie nabrała sił i… awansowała w hierarchii. Nie jest już wampirzycą, której ubiciem nikt się nie przejmie. Teraz ma ważną pozycję w swojej koterii.
- Jest nieuważna… to wystarczy. - Tancerka ponownie potrząsnęła charakterystycznie głową, oblizująć łyżeczkę. - Większym problemem może być ten jej podopieczny, wydaje się myśleć za nich oboje…
- Nie mów mi, że dałaś się nabrać tak jak Nveryioth? - westchnął ciężko Jeździec i musnął ustami policzek tawaif.
- To poza… maska Franceski. Udaje słodką, głupiutką idiotkę i hedonistkę. Uroczą i niegroźną trzpiotkę. Ale to zimna i przebiegła suka.
- Mówiłeś, mówiłeś… ale widziałam jej zachowanie, triki i niedociągnięcia, może sobie myśleć w głowie, że rządzi światem, ale to za mało… na mnie. Na nas. Jesteśmy z moim smokiem całkiem dobranymi partnerami. - Kurtyzana zaśmiała się radośnie. - Wychowywałam się z takimi jak ona, sama nosze maski, skoro wiesz, że udaje, oznacza, że wcale nie jest tak dobra jak to sobie obmyśliła. Mmm... śmietanka się już skończyła. - Przy ostatnich słowach dziewczyna wydęła usteczka w smutną podkówkę.
- To długa historia nudnej znajomości - stwierdził jej kochanek, po czym pocałował smutną minkę, wodząc językiem po wargach.
- Zjadłaś wszystko… - mruknął z “udawanym” wyrzutem.
- Wszystko co do kropelki - odpowiedziała całkiem zadowolona z siebie trzpiotka. - Nie zostawiłam nawet miseczki do wylizania. - Odłożywszy sztuciec z brzękiem na tacę, przytuliła się do mężczyzny smakując jego wąskie usta swoimi.
- Zjadłabym drugie tyle… - wymruczała z lisim uśmieszkiem, pocierając nosem o nos posępnego kompana, głaszcząc go owocowo pachnącym oddechem.

- Łakomczuszek… - Zaśmiał się cicho Jarvis i cmoknął ukochaną w czubek nosa. - ...niestety to drogie danie. A ja... mam ochotę na ciebie.
Na potwierdzenie swych słów, przyciągnął mocniej kobietę do siebie, dominując ją w płomiennym pocałunku.
- Drogie, drogie… to czcza wymówka - odparła mu psotliwie Dholianka, po czym dodała rezolutnie - i jestem pewna, że gdzieś tutaj kryjesz jeszcze słodszą porcję śmietanki… hmmm pod koszulą, czy może w spodniach? Gdzie powinnam sprawdzić najpierw? - Przedrzeźniała się z lubością, machając nóżkami jak rozbrykana panienka.
- Uważaj… bo poszukam sam słodkiego nektaru… może tam gdzie twój kwiatuszek? - “Zagroził” żartobliwe chłopak, uśmiechając się i tuląc czule miłość do siebie. Jeszcze cała ta rozmówka była niewinna, ale już bardka czuła, że jej czarusiowi budziła się do życia “bestyjka”.

- Kupiłam coś dla ciebie - powiedziała w przerwie chichotania i nastawiania się pod całusy Chaaya. Popatrzyła w oczy czarownikowi odgarniając mu włosy z czoła delikatnym gestem dłoni.
- Drobny prezent… mam nadzieję, że ci się spodoba… - Po tych słowach, siedziała mu grzecznie na kolanach, przyglądając się w pełnej oczekiwania ciszy.
- Majtki z… no… wypustką mi się podobały. I o ile pamiętam ja tobie też się w nich podobałem. - Ten wspomniał z uśmiechem.
- Dooobrze, ale i tak mam dla ciebie prezent… drugi - wyjaśniła kokietka tajemniczo.
- To z chęcią go… od ciebie… otrzymam. - Magik cmoknął w policzek rozmówczynię, która zaśmiała się cicho, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Trzymasz go na kolanach… musisz jedynie go delikatnie rozpakować - odparła wyraźnie ukontentowana z odbijania piłeczki ze swoim kochankiem.
- Takie prezenty lubię najbardziej. - Usta mężczyzny zaczęły wodzić po skórze szyi nadstawiającej kurtyzany. Dłoń błądziła po podstawie jej pupy, a druga zaczęła podwijać czarny płaszcz. Przywoływacz powoli zabierał się za “rozpakowywanie” podarunku.
- Tylko ostrożnie - zagroziła Kamalasundari. - Nie zniszcz, zanim nie zobaczysz go w pełnej okazałości. - Tancerka pomogła swojemu kochankowi w zadaniu, unosząc biodra, by mógł swobodnie zdjąć pierwszą warstwę ubrania, nie odwzajemniała jednak czułości, “cierpliwie znosząc” swój los.

Jarvis nie spieszył się, powoli podwijając misterną szatę do góry. Musiał co prawda przerwać pieszczoty, ale przyglądał się roziskrzonym spojrzeniem siedzącej mu na kolanach artystce. Pustynny płaszcz odsłonił to, co tawaif ukrywała pod nim, po czym upadł, porzucony, na podłogę. Na widok różowej sukienki, tak dziewczęcej i niewinnej, usta ciemnookiego Jeźdźca rozciągnęły się w uśmiechu. Na moment porzucił “rozpakowywanie” na rzecz pieszczot jej dekoltu i ramion językiem, od którego dotyku złotoskóra rumieniła się przyjemnie. Był “wygłodniały”, czuła to coraz bardziej, wiercąc się pupą na wypukłości jego spodni.

- To nie koniec… - upomniała swego kochanka kobieta, biorąc jego twarz w swoje dłoni i łącząc ich usta w pocałunku.
- Uważaj na ramiączka… - dodała, pocierając policzkiem o swoje nagie ramię, uśmiechając się przy tym delikatnie i jakby troszkę wstydliwie.
- Dobrze… - szepnął czarownik nie przestając pieścić ustami obojczyków bardki. Podciągał powoli i delikatnie kwiecistą kreację do góry niczym kotarę w teatrze.
Gdy Chaaya ponownie uniosła biodra, podnosił tkaninę coraz wyżej i wyżej… ale był zbyt zajęty całowaniem jej ciała, by zwracać jeszcze uwagę na skarby jakie odkrywał.
- Ręce do góry - zażądał władczo, a jak tancerka usłuchała, zwinięta tkanina przesunęła się w górę z energicznym ruchem i mag odłożył “zdobycz” na szafkę.
A potem… zamarł w zaskoczeniu. Jego wzrok wędrował po filigranowych koronkach bielizny okrywającej ciało kochanki. Choć nic nie mówił Dholianka wiedziała, że widok ów zadziałał na niego mocno pozytywnie.
Czuła przez spodnie naprężoną męskość, wyraźnie nabierającą pożądanego przez nią kształtu. Podobała mu się… i dlatego poczuła jego pocałunki na delikatnej skórze szyi i piersi, oraz palce trącające czerwoną wisienkę, zdobiącą jej majteczki, tak, by pocierała wrażliwy punkcik jej łona.

Dziewczyna była spolegliwa i przez to wydawała się być zawstydzona, ale gdy tylko jej niespodzianka została wydobyta na światło dzienne, od razu zaprzestała bierności, z cichym pomrukiem wtulając się w czułego partnera, całując go długo i namiętnie.
- Kupiłam to dla ciebie - odezwała się cicho, poprawiając delikatne ramiączko zsuwające jej się z barku. - I będę nosić kiedy tylko zapragniesz - odparła potulnie… może trochę nazbyt, wszak czuła się trochę winna, że przez większość czasu w łaźni rozmyślała o kimś innym.
- I tylko ten prezent? - zapytał przywoływacz, uśmiechając się podstępnie i lubieżnie zarazem. Nie przestawał bawić się czerwonym koralikiem i obracać zakupionych fatałaszków przeciwko ich właścicielce, poprzez powolne pieszczenie jej wrażliwego na dotyk zakątka.
- Jeeeśli takie będzie twoje życzenie… - przyznała z wypiekami na policzkach, rozsuwając szerzej nogi. Kurtyzana nie broniła się przed spełnieniem, które z każdą chwilą nabierało realności.
- Wiesz dobrze, że będzie. Że pójdziemy którejś nocy. Ty okryta płaszczem i tylko w tej bieliźnie… i będziemy oddawać się rozpustnej zabawie w świątyni elfów. - Mężczyzna szeptał jej lubieżne fantazje wprost do ucha.
Dholianka zasłoniła usta tłumiąc coraz głośniejsze westchnienia przyjemności. Znajdowała się na granicy dwóch światów, balansując na krawędzi coraz bardziej rozpalona. Jarvis jednak widział, że jego słodki podarek miał pewien problem... w skupieniu, może?
Łono było gorące i wilgotne, ciało reagowało na dotyk, ale sama Kamala była jakby trochę… obok. W końcu jęknęła przeciągle, drżąc niespokojnie podczas nietypowego uniesienia, zapadając się nieco w sobie.

Jej kochankowi to nie przeszkadzało… pieszczotami dziękował za prezent, jak i rozkoszował się widokami ukrytymi pod delikatną koronką. Jego usta zsunęły się po dekolcie w dół. Język sięgał do skóry, muskając ją poprzez szczeliny w plecionym czarną nicią “napierśniku”. Powolne muśnięcia palców wodziły po rozpalonym zakątku, podsycając ogień trzewiach tancerki.
~ Wyglądasz prześlicznie… jak zjawiskowy sen ~ szeptał telepatyczne.
- Naprawdę? - spytała Chaaya, choć pytanie to było czysto retoryczne. - Do samego końca nie byłam pewna co kupuje, ale bardzo chciałam ci się w tym pokazać… - odparła zażenowana, starając się nie chować przed czułym dotykiem, ale każde muśnięcie łaskotało jej zmysły.
- Tak… ale skoro chcesz się pokazać, tooo… może staniesz na stoliku i obrócisz się powoli. Chcę cię podziwiać - rzekł ciepło czarownik muskając ustami szyję ukochanej.
- Ojej… znowu masz dziwne wymagania, zrób to, zrób tamto… więc wyjmij rękę spomiędzy moich ud. Inaczej się nie ruszę. - Ta stwierdziła czupurnie, nachylając się, by pobawić się wargami na płatku ucha mężczyzny.
- Dooobrze, dobrzee… - Uśmiechnął się potulnie Smoczy Jeździec odsuwając palce dłoni od ciała bardki.
Sundar fuknęła pod nosem, niezadowolona z takiego obrotu sprawy. Wstała jednak i ostentacyjnie poprawiła pasek majteczek wbijający się między jej kształtne pośladki.
Dlaczego miała stawać na stoliku? To było niebezpieczne i bez sensu…

“Może spadniesz i kark złamiesz…” wyjaśniła grzecznie Deewani. “I będziemy miały w końcu święty spokój od ciebie!”
“Ale z ciebie przyjemniaczek…” sakrnęła Nimfetka, cmokając zdegustowana.
“A z ciebie mała franca, upierdliwa jak pryszcz na dupie” stwierdziła chłopczyca, a kilka masek, zachłysnęło się teatralnie powietrzem.

Tawaif przeszła leniwie do mebelka, jej bose stópki były bezszelestne, a mięśnie ud i pupy przyjemnie napinały się przy każdym kroku. Dziewczyna weszła jedna nogą na krzesło od którego się odbiła i zgrabnie przeszła drugą na blat biurka. Rozejrzała się niedbale po papierzyskach i księgach, które zaczęła przesuwać na krawędź i zrzucać na podłogę.
Podczas tej z pozoru mało erotycznej czynności, cały czas miała świadomość tego, że przywoływacz na nią patrzył. Że jego pożądliwy wzrok wodził po jej krągłościach, pochłaniał i pożerał każdy cal jej nieskazitelnie gładkiego ciała.
Mag nie ruszył się jeszcze z miejsca, ale pragnął jej… każdy jej ruch rozpalał go coraz bardziej. Słyszała to w jego oddechu, coraz mocniej chrapliwemu… gdy dyszał dławiąc się własną chucią. Była iskierką dla jego ognia i każdy jej gest prowokował chłopaka do jej pochwycenia.
- Tak mam się obrócić? - spytała orzechowowłosa z pozoru nie zdająca sobie sprawy z władzy jaką sprawowała nad obserwatorem. Rokładając ręce na boki i stając na palcach, delikatnie obróciła się w miejscu. Czerwony koralik jej majteczek, wesoło bujał się na boki, błyskając refleksami do siedzącego.
- Czy może… szybciej? - dodała niewinnie, poprawiając misterne sploty bielizny.
- Odrobinę... szybciej... możesz… - stwierdził zahipnotyzowany tym widokiem Jarvis wstając i podchodząc powoli do Dholianki z niecnym uśmieszkiem i lubieżnym spojrzeniem. Jak drapieżnik polujący na łanię.

“A ty jesteś rozpieszczonym i rozwydrzonym bachorem, któremu przydałoby się porządne lanie!” odparła gniewnie eteryczna dziewuszka, strosząc się niesłuchanie w zdenerwowaniu na niemal swoją rówieśniczkę.
“A ty jesteś bardziej mdła od kostki mydła, którym se dzisiaj plecy umyłam!” zripostowała wyniośle łobuzica, nic sobie robiąc z obelg w swoim kierunku. “W dodatku słabo się pienisz i nieprzyjemnie pachniesz!”
Maski w około wzdychały raz w trwodze, raz, by tłumić chichot.
“Przynajmniej moja egzystencja coś znaczy, ty jesteś bezwartościowa… jak pasożyt.”
“Pasożytami żywią się na przykład ptaki, twój argument jest ślepy jak Chuuni Babu grający na swojej fletni!”
~ Przeszkadzacie mi w drze… medytacji ~ odezwał się głos Starca. ~ Ciszej tam. Nie ma się o co kłócić.

Kobieta zakołysała pupą, po czym zrobiła karkołomny piruet wprawiając stolik w drżenie. Uśmiechnęła się promiennie, jakby ta namiastka tańca sprawiała jej wiele przyjemności.
Zaś jej widz bez żadnego słowa położył dłonie na jej biodrach, dając wyraźne przesłanie, by kurtyzana usiadła przed nim na blacie. Wzrok mężczyzny wędrował po krągłościach jej piersi, a potem skupił się na podbrzuszu Kamali. Najwyraźniej teraz chciał posmakować tego co zobaczył.

“Przymknij sie ty brzydka plamico purpurowa!”
“Jak żeś mnie nazwała ty płaski kiepe betylowy?”
“Idź spać… i nie przeszkadzaj” stwierdziła obojętnie Laboni, zwracając się do gada i nawet nie starając się słuchać tego co się teraz rozchodziło w głowie jej wnuczki.

Tawaif uklękła ostrożnie po czym usiadła na piętach i leniwie wyciągnęła najpierw jedną, a później drugą nogę spod siebie.
- Mmm ten wzrok mi mówi, że nie będziesz łaskawy dla mojego ciała. - Zachichotała psotliwie, rozchylając prowokacyjnie uda.
- A mi twój wzrok mówi mi… że właśnie na to liczysz - mruknął czarownik, uwalniając dolne partie ciała od ciężaru spodni i bielizny. Odsłonił swój oręż, w pełni gotowy do podboju kochanki.
- Kamalo... widzisz… to twoja wina… twoja i tej bielizny… - mruczał niczym kocur. - Tak na mnie podziałał twój widok. Zadowolona jesteś z zakupu?
- Cieszę się, że ci się podoba. - Ta odparła ciepło, przyciągając wybranka do siebie i obejmując w pasie, połączyła ich usta w pocałunku.
- A śmietanka była bardzo dobra… i wcale, nie żałuję, że się nie podzieliłam - dodała twrzpiotnie, liząc wąskie wargi magika koniuszkiem swojego języka.
- Bezlitosna…. zachłanna… - Jarvis obdarzył ją tymi epitetami, acz… sam był teraz taki.
Z bezlitosną dzikością połączył ich ciała gwałtownym sztychem, by Kamala poczuła jego namiętność w swym spragnionym jego obecności zakątku ciała. Był też zachłanny w żarliwych pocałunkach, jakimi obdarzał jej usta, szyję i dekolt, jakby spragniony był jej osoby przy sobie.
Bardka pociągnęła ku sobie mężczyznę, odchylając się bardziej do tyłu. Balansowała biodrami w rytm pchnięć partnera, obdarzając go gorącymi pocałunkami. Były one krótkie i zaczepne, mające na celu próbować, smakować… prowokować. Jakby ich właścicielka naigrawała się z tęsknoty i pragnień, która napędzała ich do coraz liczniejszych i wyczerpujących zbliżeń.

Chaaya była mu uległa, a jednak nie miała w sobie ani krztyny owej uległości i ten kontrast dodawał Jeźdźcowi pikantnego smaczku, pobudzającego jego wyobraźnię podczas stosunku.
Wchodził w nią z morderczą precyzją i oszałamiającą łatwością, wzbudzając jej ciało w drżenie i zmuszając do poddańczych i pełnych przyjemności jęków, a jednocześnie jej wargi łapczywe i drapieżne muskały jego skórę, pieściły oddechem i łaskotały zwinnym języczkiem, kreślącym fikuśne ślady na jego policzkach.
Była taka bezbronna gdy ją zdobywał, kruchutka i delikatna, ale czuł te czepliwe paluszki, które wędrowały mu niestrudzenie po barkach w poszukiwaniu skrawka nagiej skóry, by móc drapnąć pazurkiem i naznaczyć miłosnym znakiem.
Miał nad nią pełną władzą, posiadał ją jak prawowity właściciel, więc dlaczego te ząbki podgryzały go dwuznacznie i zaczepnie, jakby sprawdzały czy warto się zatopić głębiej w swoją ofiarę. To ona była jego ofiarą, najsłodszą i najdroższą sercu, więc czemu nie leżała zdominowana, wijąc się u jego podstaw w rozkoszy?!
Ta dziwna świadomość bezgłośnego rzucenia wyzwania, była jak ostroga dla pędzącego konia, lub jak miech na rozgrzane węgle, sprawiała, że kochanek poddał się chwili, by siłą i finezją swoich sztychów wyrywać z piersi tawaif kapitulacyjny okrzyk ekstazy, gdy doszła z wraz z nim, kolebiąc się delikatnie na boki w urywanym oddechu i tuląc go do siebie.
Sundari jeszcze chwilę gładziła przywoływaczowi po unoszących się w gniewnym oddechu łopatkach, nie chcąc by opuścił jej łono zbyt wcześnie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 20-04-2018 o 20:15.
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172