- Jagody chawa… tych powinnaś spróbować. Jeśli lubisz ostro... gulasz koniecznie z jagodami chawa, albo gumbo po czartowsku. Tego jednak nie znajdziesz w tych wszystkich, dobrych karczmach. To nie na delikatne języczki arystokracji - odparła z uśmiechem Gamnira, nieufnie obwąchując podany specyfik.
- Skoro nie masz przyjaciół to czyje są te ślady ząbków na twej skórze? Twojej osobistej podglądaczki?
- Należą do mojego kochanka - odparła z czułością w głosie Sundari i podświadomie dotknęła palcami śladu na piersi. - To jedyna mi bliska osoba w tym mieście… zaraz po moim bracie.
- Gryzienie się to oznaka miłości? - powątpiewała wielkoludka powoli nakładając maź na twarz. - Jakoś nie pasuje mi to do damy. Nie powinno być czule i
delikatnie?
- W łóżku możesz być kim chcesz… a nas… nas czasem ponosi. - Zamykając oczy, kurtyzana oparła się o leżankę.
- Nie lubisz być damą więc? - Zachichotała łowczyni. - A co lubisz?
- Nie wiem Gamniro… tego nie zostałam nauczona, nie wiem jaka jestem i co lubię, więc… noszę w sobie wszystkiego po trochu. Jak zacznie wysychać, nie będziesz w stanie mówić, nie wystrasz się… to normalne - wyjaśniła orzechowooka. - A… i jak zacznie szczypać to spłucz…
- No… lubisz jak cię kąsa. Chyba, że on to bardziej lubi. - Zaśmiała się ponownie uczennica, po czym umilkła pozwalając maseczce działać.
Między kobietami zapadła cisza.
Chaaya odpoczywała na swoim kamiennym szezlongu z tajemniczym pół uśmiechem na ustach i przymkniętymi powiekami - pozwalała, by lecznicze właściwości maseczki działały cuda, oraz regenerowała siły przed dalszym „nauczaniem”, gdyż czuła się aktualnie wyczerpana. Nigdy nie była typem duszy towarzystwa. Wolała siedzieć na uboczu i przyglądać się reszcie, jak się bawią, jak płaczą, jedzą, kochają się, kłócą, walczą…
Była… była taka jak jej babka. Kropka w kropkę. Milcząca, o szeroko otwartych oczach, z nadstawionym uchem i myślami gdzieś daleko. Bycie jednak tancerką zobowiązywało.
Kamala, jak i Laboni, miały być słodkim kwiatuszkiem cieszącym zmysły, kolorowym słowiczkiem przeganiającym swym śpiewem wszelkie troski z serca. Gdy straciły dziewictwo nawet rodzina rzadko kiedy widziała je nieuśmiechnięte i z czasem ludzie zaczęli zapominać jakimi naprawdę były w istocie… nawet one same powoli zatracały własną tożsamość na rzecz tej nowej.
Bo… tancerka to… tancerka tamto… do tancerki zawsze można przyjść i pokąpać się w blasku jej wiecznego szczęścia, optymizmu, czułości i piękna. Tancerka nawet gdy jest smutna promienieje pozytywną energią i podobno podczas snu ich wyuczona mimika jest wiecznie błoga i beztroska, uśmiechnięta…
Każdy chciałby kupić tancerkę! Posiadać ją przez chwilę dla siebie.
Ostatecznie dziewczyna przyzwyczaiła się do swojej nowej roli i wyzbywając się resztek dawnej siebie, wkrótce stała się promyczkiem na burzowym niebie, świetlikiem podczas bezgwiezdnej nocy w lesie, złotą rybką w sieci. Tylko… że nadal nie lubiła ludzi, a udawanie, że wcale tak nie jest kosztowało ją wiele energii.
Ale przerwać błędnego koła nie potrafiła, bo co by z niej zostało? Dawna ona nie wróci - to koniec, przepadła, może stworzyć sobie nową i nowszą i jeszcze kolejną wersję tego jak sobie wyobrażała siebie, ale żadna nie będzie tą, którą się urodziła. Naturalną, pierwotną, oryginalną.
Będzie kopią i wymysłem prowadzącym do frustracji, a tego by nie chciała.
Pozwalając więc, by gęsta mgła milczenia osiadła wokół dwóch nagich sylwetek, Sundari zbierała siły, popuszczając swoje myśli, by swobodnie płynęły w swoim kierunku. W jej głowie było miejsce dla wszystkiego po trochu. Były penisy, piękne kobiety, mężczyźni, walki, podróże, przygody, niedokończone rozmowy.
Każda maska ciągnęła w swoim kierunku wątki przez nie podjęte, wspomnienia, pragnienia i niechęci, które miały swe źródło i kres w tawaif, niczym sny, które nigdy nie przedostaną się do świata rzeczywistego.
Maseczka zaczynała powoli wysychać, zamieniając się w ciasną skorupkę, pozbawiającą mięśnie choćby najdrobniejszego ruchu. Była jak kamień przyciskająca i wyciskająca życie z nieboraka pod sobą.
Kiedy Gamnira zdążyła pożegnać się ze swoją twarzą, kurtyzana pacnęła ją w rękę pokazując palcem na kącik w którym się myły.
Nadszedł czas na zmycie tego wysysającego życie potwora!
Radość łowczyni nie trwała jednak długo, bo po uciążliwym namiękczaniu i spłukiwaniu maseczki, przyszedł czas na drugą… a później trzecią. Wszystkie były konieczne, bardzo ważne i… wszystkie były niczym wampiry energetyczne, pozbawiające mowy, jak i samych sił witalnych. Po nich zostało zmycie odżywki z włosów, opłukanie ciała po osolonej wodzie z basenu, osuszenie się i nabalsamowanie skóry.
Panny przeszły do przebieralni, gdzie Dholianka otworzyła puzderko z białawym czymś, które po zetknięciu z ciepłą dłonią, rozpuszczało się w przezroczysty olej.
- Olej kokosowy… to najlepszy balsam, musisz się wysmarować nim cała… - Bardka poczeła się systematycznie masować, zaczynając od dłoni i przedramion, później stóp i goleni, następnie ud, pośladków, brzucha, barków, piersi i na plecach kończąc.
Co ciekawe, Chaaya nie potrzebowała pomocy przy żadnej części ciała, wyginała się jak wąż, była szybka, sprawna i bardzo dokładna. Resztki olejku z dłoni wtarła w końcówki wilgotnych włosów i twarz, po czym otworzyła swoją szafeczkę, przeszukując w niej swoje ubrania.
Tropicielka, masywna bardziej i krępa, tak gibka nie była. Niemniej starała się wyginając na tyle na ile mogła. Fachowe oko złotoskórej widziało w ciele osiłkowatej kobiety potencjał… który dałoby się wydobyć, jednak po wielu, wielu latach ćwiczeń. Myśliwa była jednakże za stara na takie nauki, a i sześć dni było wystarczająco długim okresem, by Smocza Jeźdźczyni niemiała ochoty go powtórzyć.
- I co dalej? Znów leżenie? - Zamarudziła uczennica sztuk damskich, mimo, że jeszcze cała się nie nasmarowała.
- No co ty… jesteśmy tu już dobre kilka godzin, nawet księżniczki nie siedzą cały dzień w łaźni! - Zaśmiała się tancerka, wyciągając zawiniątko w którym był komplet bielizny, sądząc po wystającym ramiączku - chyba stanika. - Trzeba się teraz ładnie ubrać, uczesać, umalować i skropić perfumami…
“I wyruszyć na łowy!” zawołała radośnie Umrao.
“HAHA! Chodźmy zabijmy jakieś trolle!” krzyknęła radośnie Deewani.
“Jakie trolle? Zwariowałaś? Trolle śmierdzą… chodźmy zapolow…” Maska nie dokończyła, dziwnie nagle wyciszona.
“Hę? Halo, halo Umaro jesteś tu?” Chłopczyca zaćwierkała jak ciekawska papużka, ale odpowiedź przyszła od Nimfetki.
“Nie ma i nie będzie… Umrao poszła spać, była bardzo zmęczona planowaniem polowania.”
“Ach… no dobrze, dobrze…” Druga z dziewczynek łyknęła od razu haczyk… “Zaraz, zaraz! Nie zagłuszaj jej!” ...szybko się jednak zreflektowała.
“Ha ha ha będę i co mi zrobisz? I co?”
- Trzeba uwieńczyć nasze upiększanie się takim przyjemnym akcentem jak podkreślenie ust i oka… - pytlowała Kamala, nakładając na siebie
majteczki… pfff niby majteczki… jakąś pajęczynkę, która nawet nie zasłaniała najważniejszej części ciała bo… tam nic nie miała!
- Ah-ha… - mruknęła Gamnira, której zszokowane spojrzenie przyciągał ten fragment bielizny prezentujący się na jej ciele.
- Nie bardzo wiem… to znaczy… wiem, że są kobiety, które smarują sobie usta pomadkami, ale oczy? Jak je malować?
- My na pustyni używamy do tego kajalu… z początku obrządek ten był przeznaczony tylko dla kapłanów i wysokich rangą mężczyzn jak sułtan, generał… później jednak… a zresztą… nie ważne, to tylko historia… - Dziewczyna machnęła rączką, zbywając samą siebie, po czym zaczęła ubierać na siebie
górną część stroju, która była jeszcze bardziej dziwna od tej pierwszej.
Ni to stanik, ni to halka, czy to ozdoba, czy już ubranie? Jak to nosić, by nie podrzeć i najważniejsze… czemu miałoby służyć zakładanie takich “poszarpanych” rzeczy.
- Nie mam pojęcia czego używają kobiety w La Rasquelle. - Zaśmiała się cicho łowczyni rumieniąc coraz bardziej, gdy zerkała na swą mentorkę. Wydawało się, że czuła się bardziej nieswojo teraz… niż wtedy gdy tawaif była goła.
- Ja też nie… i mało mnie to obchodzi - przyznała Sundari, przyglądając się zdawkowo koleżance.
- Nie ubierasz się… nie umaluję cię, jeśli się nie ubierzesz, bo przy zakładaniu ubrania cała się rozmażesz…
Kohl ma wspaniałą tradycję i lecznicze właściwości dla twoich oczu i rzęs. Są jego dwa rodzaje… jedna to proszek, który nakładasz patyczkiem, a drugi to… takie jakby pióro… taka pasta utworzona w stożek i nabita na drewienko, dosyć sztywna i precyzyjna… można malować nim wzory. Ja mam jedno i drugie - dodała dumnie, ściągając z półeczki sukienkę… ale w ostatniej chwili przypomniała sobie o pasie i pończochach.
Traperka słuchała w milczeniu i zabrała się za ubieranie, pospiesznie starając się dogonić ubierającą bardkę. Gdy była gotowa usiadła sztywno czekając na kolejne polecenia.
Chaaya zsunęła ramiączka “stanika” pod ramiączka sukienki, tak by nie rzucały się w oczy i nie psuły kompozycji kreacji. Następnie narzuciła na siebie czarną tunikę i uwolniła włosy z ciasnego koczka, przeczesując je palcami.
- Umalować najpierw ciebie, czy siebie, byś mogła spróbować sama? - spytała kurtyzana wyciągając z torby kolejny pakunek, na którego miejsce wcisnęła ten z kosmetykami do kąpieli.
- Najpierw mnie. Myślę, że sama nie poradzę sobie - zadecydowała uczennica. - Jutro umaluję się sama.
- Musisz tylko wcześniej poćwiczyć… i nie zrażać się gdy będzie drżała ci ręka, lub mrugniesz i się cała pobrudzisz… jak byłam mała… - opowiadała tancerka, stając między nogami tropicielki i odchylając jej głowę nieco do tyłu. - ...przesiedziałam wiele godzin przed lustrem, wkładając sobie palec do oka, by nauczyć się powstrzymywać łzy… nie wiedzieć czemu zawsze płakałam jak mnie malowano… ale… teraz umiem nawet nie mrugać przez wiele, wiele minut! Wygrywałam wszytskie konkursy na “kto pierwszy odwróci spojrzenie”. - Zaśmiała się pod nosem, nakładając puszkiem słodko pachnący puder na całą twarz i szyję myśliwej.
- Trening czyni mistrzem jak to mawiają… to się tyczy wszystkich dziedzin życia, nawet tak głupich jak malowanie rzęs. - Dholianka zmieniała co chwila puszki, którymi gładziła w różnych miejscach na twarzy kobiety.
- Jaki chcesz kolor ust? Wszystkie są czerwone ale… o różnych odcieniach… mam śliwkę, cynamon, cegłę, czerwone wino, wiśnię… do wyboru do koloru hihi…
- Wiśnie brzmią smakowicie - zaryzykowała wyraźnie skołowana mocarka, tkwiąc sztywno i nieruchomo, jakby była to bezruchu przyzwyczajona.
- To powiedz EEee - odparła wesoło Smocza Jeźdźczyni, mieszając coś na paletce z puzderkami, po czym zaczęła smarować najmniejszym paluszkiem rozciągnięte w półuśmiechu wargi.
Jej spojrzenie było pełne skupienia, a ruchy opuszka staranne, przemyślane i wykalkulowane do granic możliwości.
Dziewczyna z pustyni przyglądała się to z jednej, to z drugiej strony swojego dzieła, poprawiała coś… zmieniała, nakładała więcej, ścierała, wklepywała, aż w końcu pokiwała głową akceptując swoją twórczość.
- Możesz już zamknąć usta, ale uśmiechnij się… nie, nie tak szeroko, delikatnie… trzeba zaróżowić policzki. - Kolejny puszek poszedł w ruch.
- Zostały brwi i oczy… masz lekko opadającą górną powiekę… więc lepiej uwydatnić tą dolną, to powiększy twoje oko. - Biorąc do ręki szczoteczkę, która wyglądała odrobinę jak szczotka do zębów, ale strasznie tyciuńka, Kamala obtoczyła jej włoski w “czymś” i zaczęła przeczesywać niedawno co wyregulowane łuki łowczyni, odzywając się w zamyśleniu
- Wiesz… pewnie niektóre specyfiki będą się różnić od tych co ja mam… i będziesz musiała sama rozgryźć jak się je nakłada… albo spytaj się obsługi, powinni ci pomóc w razie co. Bo szminki robię sama… nie mam jak ci jakiejś dać bo to same proszki, które wyrabiam przed nałożeniem, jedynie kajalu mam dużo, więc się o to nie martw…
- Nie przejmuj się tym. Masz tylko przekazać mi nauki. Potem poradzę sobie sama... jakoś… Albo cię znajdę, w celu kolejnego szkolenia - rzekła żartobliwym tonem kruczowłosa olbrzymka. - I jak wyglądam? Lepiej?
- Jeszcze chwila… poczekaj… - Orzechowooka przygryzła dolną wargę, delikatnie podkreślając oczy Gamniry. Kobieta z początku panicznie mrugała, bojąc się, że coś wpadnie jej do oka, ale po chwili się uspokoiła i tik nie był już tak nieznośny, że nie dało się nic namalować.
- Mam lusterko… chcesz zobaczyć? - spytała ochoczo tawaif, gdy jej praca została skończona.
- Tak, tak, tak… - Ta odpowiedziała bardzo szybko, wyraźnie podekscytowana nowym image’m.
Bardka podała jej zwierciadełko, kucając przed ławeczką na której rozłożyła “stanowisko” dla swoich zabiegów upiększających i zaczęła przygotowywać różne proszki, maści i olejki.
- To… ja? Jestem jakaś inna… bardziej mięciutka i delikatna. - Uśmiechnęła się zadowolona traperka, całkowicie skupiając się na kontemplowaniu własnej urody.
- Wyglądasz jak rumiane jabłko w sadzie. - Zaśmiała się jej nauczycielka. - Mówiłam ci, że te maseczki działają cuda!
- Uważam, że raczej ty… ale nie będę się kłócić. To gdzie się jutro spotykamy i jak mam się ubrać? - zapytała zaciekawiona myśliwa.
Tancerka odebrała lusterko i sama zaczęła się malować.
- Nie wiem… skoro nie chcesz jeść i pić… może jest coś, co cię interesuje… oprócz całowania oczywiście.
- Poruszanie się? Chyba to czyni bardziej kobiecą? I gesty? - Zadumała się postawna dziewczyna drapiąc po czuprynie. - Lubię łowić ryby, czasem wędką, a czasem ościeniem. Ale to chyba nie jest zajęcie dla dam.
- Spotkajmy się jutro w “Pod rozbrykaną baryłką”. Nauczę cię chodzić i gestykulować… o ile w ogóle coś takiego istnieje. Załóż buty na obcasie, one są podobno tutaj modne wśród pięknych panien. - Dholianka umilkła malując swoje usta.
- Tak jak dzisiaj… rano, postaram się nie spóźnić.
- Dobrze. Tak zrobię - zgodziła się z nią towarzyszka i uśmiechnęła ciepło dodając - Nie obraziłabym się twoim spóźnieniem. Nie przejmuj się tak.
- To niegrzeczne kazać komuś na siebie czekać… - odparła Chaaya i wstrzymała oddech, gdy malowała sobie górne powieki.
- Masz rację… ale nobile grzecznością nie grzeszą. A i Axamander też czasem się spóźnia… zapewne przesiadując w alkowie jakiejś damulki i robiąc… sama wiesz dobrze co. - Mrugnęła porozumiewawczo łowczyni. - Przywykłam do czekania.
- Zapewne masz racje… choć mam wrażenie, że nie ma takiego szczęścia jak opowiada, ale kto wie, kto wie… - Zadumała się Kamala.
- Nie obchodzi mnie to aż tak, by testować jego prawdomówność - stwierdziła z uśmiechem Gamnira i wzruszyła ramionami. - Całuje przednie.
Złotoskóra po raz drugi tego dnia wybuchła raptownym, perlistym śmiechem, wyraźnie rozbawiona.
- Trochę niepewnie - wyjaśniła poprawiając sobie linię rzęs, by się nie rozmazać od łez.
- A skąd ty to wiesz… jest może twoim kochankiem? - zapytała podejrzliwie tropicielka, po czym sama wybuchła śmiechem. - Daj mu chwilę przy sobie, a przekonasz się że nie tak niepewnie. Przyssie się jak pijawka i zacznie wywijać językiem jak szalony.
- Nie jest moim kochankiem… nie gustuje w małych chłopcach. - Sundari skończyła się malować i zaczęła pakować wszystkie szpargały. - Miał swoją szansę i się nie popisał, choć trzeba przyznać… - Zamyśliła się na chwilę dotykając różowych warg. - ...że kusi sprawdzić co potrawi tym językiem wyczyniać w innych ustach… - Uśmiechnęła się lubieżnie, dopychając z nagła torbę.
“PENIS!” zawołała zmysłowo Umrao, w końcu przebijając się przez barierę Nimfetki.
“HAHA! Wróciła i od razu penisuje!” Deewani była przeszczęśliwa, bo jak zwykle nudziła się na całego.
“Cały czas tu byłam!” obruszyła się maska i dawaj zaczęła wykłócać się z najstarszą emanacją, ku uciesze chłopczycy i zdegustowaniu reszty.
- Tu ci nie pomogę. Nie wiem, czy on ma małego chłopca, czy olbrzyma w spodniach. Ani jak jego język robi… poniżej pasa. - Zaśmiała się olbrzymka głośno, przyciągając uwagę innych bywalczyń tego miejsca. - Nigdy nie doszło do okazji.
- Chodziło mi o jego sposób bycia… jak u chłopca, nie mężczyzny… chodź… nasz czas się tu powoli kończy i będziemy musiały dopłacać. - Odwiesiwszy kluczyk na miejsce, tancerka poprawiła lśniące pukle włosów.
- Acha. No cóż… chłopcy mogą też się podobać. Innym kobietom niż ty… - oceniła uczennica, naśladując działania mentorki i odwieszając kluczyk. - ...ja tam nie zwracam na to uwagi.
Kurtyzana stwierdziła, że to całkiem zabawne, że Gamnira tłumaczyła Axamandera. Kto jak, kto ale ona sama dobrze wiedziała, że co człowiek, to inny gust seksualny. Teraz jednak nie rozmawiały tu o innych… więc nie było potrzeby o tym w ogóle wspominać.
Myśliwa musiała jednak lubić swojego kompana z misji… czy z czego się tam znali, by stawać od razu za jego plecami. Robiła to całkowicie nieświadoma.
- Kiedyś zaczniesz… tak sądzę, na razie szukasz co ci się podoba - odpowiedziała wesoło i zabierając ręcznik, ruszyła do wyjścia, porzucając brudny materiał w specjalnie do tego przeznaczonym koszu.
- Czy ja wiem? Nie jestem specjalnie wybredna jeśli chodzi o partnerów. Jeśli jest miły, ładny… szczególnie jeśli ma ładne nogi, ma zasobną kieskę i lubi stawiać trunki… mi to wystarcza. - Zachichotała wstydliwie łowczyni ponownie kopiując zachowanie bardki i podążając za nią.
- A więc jesteś z tych co patrzą na nogi… ja zawsze obserwuje łopatki i tyłek… mięśnie karku… zwłaszcza u wojownika są strasznie podniecające… - Rozmarzyła się tawaif wzdychając ciężko. - I ten taki rytmiczny chód…
- Może dlatego, że mało ich widziałaś. Ja… wychowałam się wśród byczków. Nawet trochę ich przypominam - zawstydziła się tropicielka drapiąc po karku, dość masywnym jak na kobietę.
- A tam… taka ciemna skóra koloru kawy… i kropelki potu na karku, powoli ściekającego po żłobieniach mięśni między łopatkami… mmm haaaii… - Wyjście na zewnątrz budynku, trochę ostudziło zapał orzechowookiej, która zarumieniła się speszona.
Przeklęta fiksacja Ady i Umrao zaczynała się przejawiać na zewnątrz i to w dość nieoczekiwany sposób.
- Umięśniony byczek potrafi być przyjemny… i silny - zgodziła się z nią traperka nie zdając sobie sprawy z przyczyny rumieńców koleżanki. - Ale nie pociąga mnie bardziej niż eteryczny półelf.
- I tak zresztą… najważniejsze co się liczy, to wnętrze... brzmi śmiesznie, ale dobrze wiem, że uroda i siły w końcu przemijają… i jak być z kimś… to z taką osobą z którą można zrobić coś więcej niż się ciupać jak króliki. - Wzruszyła ramionami Chaaya dochodząc ostatecznie do siebie.
- Mało takich na świecie… idę tam. - Wskazała kierunek.
- Masz rację… może takiego znajdę, kiedyś. Może. Ale nie szukam - rzekła kłusowniczka, podążając potulnie za Dholianką w kierunku, który wskazała.
- Jakie masz plany na dzisiaj? Ja zaraz idę szukać skarbów - zmieniła temat dziewczyna z pustyni.
- W takim stroju? - zdziwiła się Gamnira spoglądając krytycznie na ubranie rozmówczyni.
- A czemu nie? I tak robię tam za wsparcie mentalne, można rzec… że moim zadaniem jest tylko ładnie wyglądać i ewentualnie zaleczyć ranę - odparła Kamala z głupiutkim, acz słodkim śmiechem.
- Aaahha… cóż… mogę się przyłączyć. Jeśli nie ruszacie od razu. Tak za godzinkę, czy dwie… bym się przygotowała. Ja i mój zwierzak - wyjaśniła wesoło kruczowłosa. - Nie mam nic konkretnego do roboty.
- Och… nie wiem co na to reszta… w dodatku i tak podzielimy się na dwie grupy. Ja i Jarvis oraz Godiva z Neronem oni idą trochę dalej niż my… ku “przygoooodzie” - odpowiedziała Sundari. - Ale przy następnym planowaniu wspomnę o tobie… często gdzieś wyruszamy.
- Nie obiecuję, że się dołączę następnym razem, ale… - stwierdziła z uśmiechem łowczyni - ...wezmę pod uwagę podróż z tobą… z wami… ku przygodzie.
Gdy bardka otwierała ostrożnie drzwi do ich komnaty, Jarvis już na nią czekał z posiłkiem.
Z owocami leśnymi, zmieszanymi z różnokolorową bitą śmietaną, oraz winem dla siebie i sorbetem lodowym dla niej.
Wszystko to czekało na Chaayę, jakby umówili się na miłosne, potajemne spotkanie. Jakby czarownik próbował podbić jej serce, choć był to absurdalny koncept. Wszak oboje wiedzieli, że tawaif należała do przywoływacza ciałem i duszą, że nie musiał się wysilać, wystarczyło, że był przy niej… a jednak, robił to z jakiegoś powodu.
- Chyba… bardzo się nudziłeś… - Złotoskóra skwitowała widoki od progu, ściągając z ramienia torbę, która huknęła głośno o deski podłogi, jakby co najmniej chowała w sobie kamienie. Tancerka uśmiechała się czule, podchodząc do tacy i ciekawsko przyglądając się przygotowanym na niej specjałom.
Jej gęste, orzechowe włosy układały się w łagodne fale, zachwycając blaskiem i puszystością, zupełnie jakby ich nosicielka pokryta była delikatnym, ptasim puchem.
W pokoju od razu rozniósł się słodki zapach kwiatów. To nie były tradycyjne perfumy jakich dotychczas używała.
Mag wyczuł je po raz pierwszy i kojarzyły mu się z nocnym ogrodem pełnym konwalii, bzu lub jaśminu. Woń była upajająca i zrazu dziwnie orzeźwiająca jak mokre powietrze po burzy.
- Strasznie… dlatego mam zamiar wykorzystać twoją obecność i wycisnąć wszystko z czasu jaki nam został do powrotu z roboty Godivy i Nveryiotha - odparł ciepło mężczyzna przyglądając się łakomym spojrzeniem ukochanej.
- Dobrze się bawiłaś? - zapytał, gdy kurtyzana podziwiała aromatycznie pachnący, sztorm bitej śmietany, zabarwiony różnymi barwami i upstrzony kawałkami owoców.
- Nie wiem - odparła w zakłopotaniu Dholianka, zgarniając niesforny kosmyk za ucho. - Przyjemnie było się trochę pomoczyć i porelaksować… ale chyba lepiej by mi było, jakbym poszła tam po prostu sama… - Dziewczyna spojrzała na ścianę, którą dzielili z pokojem zielonego smoka, po czym usiadła ostrożnie na łóżku.
- Następnym razem pójdziesz. - Jeździec “pocieszał” ją z uśmiechem na obliczu. - ...i będziesz się rozkoszowała świadomością, że za tobą tęsknię.
- Może… - Zamyśliła się Kamala i potrząsnęła charakterystycznie głową. - To co… jemy? Trochę zgłodniałam od pobudki.
- Oczywiście… czekałem z posiłkiem na ciebie - odrzekł pogodnie jej partner i zapytał z łobuzerskim błyskiem w oczach. - Usiądziesz mi na kolanach?
Kobieta pisnęła cicho, całkowicie zaskoczona propozycją. Zarumieniła się jak dorodna piwonia, kiwając nieśmiało głową na znak, że się zgadza, po czym wstała.
- To tylko kilka godzin… a zachowujesz się, jakby to była cała wieczność… - mruknęła cicho, ale w głosie słychać było zadowolenie.
- Czas jest materią elastyczną. Chwila może trwać jak wieczność, millenia mogą być chwilą. Dla mnie to była wieczność - odparł żartobliwie czarownik, przyglądając się kochance.
- Biedaku ty mój… mogłeś po prostu się zdrzemnąć - wyjaśniła z czułością w głosie Chaaya, siadając Jarvisowi na kolanach i obejmując go za szyją, pocałowała go w czoło.
- Trochę się zdrzemnąłem - odparł chłopak przytulając ją w pasie i tuląc do siebie.
- Pachniesz… smakowicie… uważaj żebym cię nie schrupał - dodał po chwili, wtulając twarz w szyję Sundari i muskając jej skórę ustami. Poza tymi “wybrykami” był jednak zaskakująco grzeczny.
- Nie mów tak… źle mi się kojarzy… przez wspomnienia Nverego… Franczeska ciągle tak do niego mówiła… mmm pachniesz smakowicie, mmm jesteś smakowity… ble. Ohyda. - Wzdrygnęła się orzechowooka i wzięła łyżeczkę, nakładając sobie porcję kremu, którego ochoczo spróbowała.
- Dobre! - przyznała radośnie, oblizując zaróżowione wargi.
- To dobrze, że ci smakuje. Nie jest tak słodki jak twój deser, ale niestety… nie ma takich w rodzimej kuchni La Rasquelle. A to... jest drogie, bo mleko jest u nas luksusem - wyjaśnił przywoływacz, rozkoszując się czułą i intymną chwilą.
- A … Francesca może stać się problemem, który trzeba będzie jakoś rozwiązać - westchnął smętnie magik po namyśle, gdy bardka zajadała się łakociami. - Przy czym nie możemy jej zabić.
- Nie przejmuj się tak… Nvery ma trochę mikstur… i kilka planów ucieczki przed nią, a na razie i tak go nie nagabuje… - odpowiedziała Kamala w przerwach od zajadania się.
- Dlaczego nie możemy jej zabić? Jest aż tak silna? Myślę, że nie może równać się z potęgą Starca, ani z apetytem zielonego drakona… one potrafią zjeść wszystko i każdą ilość, przy tym nie chorując.
- A potrafią zjeść dym? - stwierdził sceptycznie chudy towarzysz i zaraz dodał cicho - Francesca była silna, gdy ja jeszcze byłem szkrabem. I tak samo piękna. Od tego czasu, nie zmieniła wyglądu, ale pewnie nabrała sił i… awansowała w hierarchii. Nie jest już wampirzycą, której ubiciem nikt się nie przejmie. Teraz ma ważną pozycję w swojej koterii.
- Jest nieuważna… to wystarczy. - Tancerka ponownie potrząsnęła charakterystycznie głową, oblizująć łyżeczkę. - Większym problemem może być ten jej podopieczny, wydaje się myśleć za nich oboje…
- Nie mów mi, że dałaś się nabrać tak jak Nveryioth? - westchnął ciężko Jeździec i musnął ustami policzek tawaif.
- To poza… maska Franceski. Udaje słodką, głupiutką idiotkę i hedonistkę. Uroczą i niegroźną trzpiotkę. Ale to zimna i przebiegła suka.
- Mówiłeś, mówiłeś… ale widziałam jej zachowanie, triki i niedociągnięcia, może sobie myśleć w głowie, że rządzi światem, ale to za mało… na mnie. Na nas. Jesteśmy z moim smokiem całkiem dobranymi partnerami. - Kurtyzana zaśmiała się radośnie. - Wychowywałam się z takimi jak ona, sama nosze maski, skoro wiesz, że udaje, oznacza, że wcale nie jest tak dobra jak to sobie obmyśliła. Mmm... śmietanka się już skończyła. - Przy ostatnich słowach dziewczyna wydęła usteczka w smutną podkówkę.
- To długa historia nudnej znajomości - stwierdził jej kochanek, po czym pocałował smutną minkę, wodząc językiem po wargach.
- Zjadłaś wszystko… - mruknął z “udawanym” wyrzutem.
- Wszystko co do kropelki - odpowiedziała całkiem zadowolona z siebie trzpiotka. - Nie zostawiłam nawet miseczki do wylizania. - Odłożywszy sztuciec z brzękiem na tacę, przytuliła się do mężczyzny smakując jego wąskie usta swoimi.
- Zjadłabym drugie tyle… - wymruczała z lisim uśmieszkiem, pocierając nosem o nos posępnego kompana, głaszcząc go owocowo pachnącym oddechem.
- Łakomczuszek… - Zaśmiał się cicho Jarvis i cmoknął ukochaną w czubek nosa. - ...niestety to drogie danie. A ja... mam ochotę na ciebie.
Na potwierdzenie swych słów, przyciągnął mocniej kobietę do siebie, dominując ją w płomiennym pocałunku.
- Drogie, drogie… to czcza wymówka - odparła mu psotliwie Dholianka, po czym dodała rezolutnie - i jestem pewna, że gdzieś tutaj kryjesz jeszcze słodszą porcję śmietanki… hmmm pod koszulą, czy może w spodniach? Gdzie powinnam sprawdzić najpierw? - Przedrzeźniała się z lubością, machając nóżkami jak rozbrykana panienka.
- Uważaj… bo poszukam sam słodkiego nektaru… może tam gdzie twój kwiatuszek? - “Zagroził” żartobliwe chłopak, uśmiechając się i tuląc czule miłość do siebie. Jeszcze cała ta rozmówka była niewinna, ale już bardka czuła, że jej czarusiowi budziła się do życia “bestyjka”.
- Kupiłam coś dla ciebie - powiedziała w przerwie chichotania i nastawiania się pod całusy Chaaya. Popatrzyła w oczy czarownikowi odgarniając mu włosy z czoła delikatnym gestem dłoni.
- Drobny prezent… mam nadzieję, że ci się spodoba… - Po tych słowach, siedziała mu grzecznie na kolanach, przyglądając się w pełnej oczekiwania ciszy.
- Majtki z… no… wypustką mi się podobały. I o ile pamiętam ja tobie też się w nich podobałem. - Ten wspomniał z uśmiechem.
- Dooobrze, ale i tak mam dla ciebie prezent… drugi - wyjaśniła kokietka tajemniczo.
- To z chęcią go… od ciebie… otrzymam. - Magik cmoknął w policzek rozmówczynię, która zaśmiała się cicho, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Trzymasz go na kolanach… musisz jedynie go delikatnie rozpakować - odparła wyraźnie ukontentowana z odbijania piłeczki ze swoim kochankiem.
- Takie prezenty lubię najbardziej. - Usta mężczyzny zaczęły wodzić po skórze szyi nadstawiającej kurtyzany. Dłoń błądziła po podstawie jej pupy, a druga zaczęła podwijać czarny płaszcz. Przywoływacz powoli zabierał się za “rozpakowywanie” podarunku.
- Tylko ostrożnie - zagroziła Kamalasundari. - Nie zniszcz, zanim nie zobaczysz go w pełnej okazałości. - Tancerka pomogła swojemu kochankowi w zadaniu, unosząc biodra, by mógł swobodnie zdjąć pierwszą warstwę ubrania, nie odwzajemniała jednak czułości, “cierpliwie znosząc” swój los.
Jarvis nie spieszył się, powoli podwijając misterną szatę do góry. Musiał co prawda przerwać pieszczoty, ale przyglądał się roziskrzonym spojrzeniem siedzącej mu na kolanach artystce. Pustynny płaszcz odsłonił to, co tawaif ukrywała pod nim, po czym upadł, porzucony, na podłogę. Na widok różowej sukienki, tak dziewczęcej i niewinnej, usta ciemnookiego Jeźdźca rozciągnęły się w uśmiechu. Na moment porzucił “rozpakowywanie” na rzecz pieszczot jej dekoltu i ramion językiem, od którego dotyku złotoskóra rumieniła się przyjemnie. Był “wygłodniały”, czuła to coraz bardziej, wiercąc się pupą na wypukłości jego spodni.
- To nie koniec… - upomniała swego kochanka kobieta, biorąc jego twarz w swoje dłoni i łącząc ich usta w pocałunku.
- Uważaj na ramiączka… - dodała, pocierając policzkiem o swoje nagie ramię, uśmiechając się przy tym delikatnie i jakby troszkę wstydliwie.
- Dobrze… - szepnął czarownik nie przestając pieścić ustami obojczyków bardki. Podciągał powoli i delikatnie kwiecistą kreację do góry niczym kotarę w teatrze.
Gdy Chaaya ponownie uniosła biodra, podnosił tkaninę coraz wyżej i wyżej… ale był zbyt zajęty całowaniem jej ciała, by zwracać jeszcze uwagę na skarby jakie odkrywał.
- Ręce do góry - zażądał władczo, a jak tancerka usłuchała, zwinięta tkanina przesunęła się w górę z energicznym ruchem i mag odłożył “zdobycz” na szafkę.
A potem… zamarł w zaskoczeniu. Jego wzrok wędrował po filigranowych koronkach bielizny okrywającej ciało kochanki. Choć nic nie mówił Dholianka wiedziała, że widok ów zadziałał na niego mocno pozytywnie.
Czuła przez spodnie naprężoną męskość, wyraźnie nabierającą pożądanego przez nią kształtu. Podobała mu się… i dlatego poczuła jego pocałunki na delikatnej skórze szyi i piersi, oraz palce trącające czerwoną wisienkę, zdobiącą jej majteczki, tak, by pocierała wrażliwy punkcik jej łona.
Dziewczyna była spolegliwa i przez to wydawała się być zawstydzona, ale gdy tylko jej niespodzianka została wydobyta na światło dzienne, od razu zaprzestała bierności, z cichym pomrukiem wtulając się w czułego partnera, całując go długo i namiętnie.
- Kupiłam to dla ciebie - odezwała się cicho, poprawiając delikatne ramiączko zsuwające jej się z barku. - I będę nosić kiedy tylko zapragniesz - odparła potulnie… może trochę nazbyt, wszak czuła się trochę winna, że przez większość czasu w łaźni rozmyślała o kimś innym.
- I tylko ten prezent? - zapytał przywoływacz, uśmiechając się podstępnie i lubieżnie zarazem. Nie przestawał bawić się czerwonym koralikiem i obracać zakupionych fatałaszków przeciwko ich właścicielce, poprzez powolne pieszczenie jej wrażliwego na dotyk zakątka.
- Jeeeśli takie będzie twoje życzenie… - przyznała z wypiekami na policzkach, rozsuwając szerzej nogi. Kurtyzana nie broniła się przed spełnieniem, które z każdą chwilą nabierało realności.
- Wiesz dobrze, że będzie. Że pójdziemy którejś nocy. Ty okryta płaszczem i tylko w tej bieliźnie… i będziemy oddawać się rozpustnej zabawie w świątyni elfów. - Mężczyzna szeptał jej lubieżne fantazje wprost do ucha.
Dholianka zasłoniła usta tłumiąc coraz głośniejsze westchnienia przyjemności. Znajdowała się na granicy dwóch światów, balansując na krawędzi coraz bardziej rozpalona. Jarvis jednak widział, że jego słodki podarek miał pewien problem... w skupieniu, może?
Łono było gorące i wilgotne, ciało reagowało na dotyk, ale sama Kamala była jakby trochę… obok. W końcu jęknęła przeciągle, drżąc niespokojnie podczas nietypowego uniesienia, zapadając się nieco w sobie.
Jej kochankowi to nie przeszkadzało… pieszczotami dziękował za prezent, jak i rozkoszował się widokami ukrytymi pod delikatną koronką. Jego usta zsunęły się po dekolcie w dół. Język sięgał do skóry, muskając ją poprzez szczeliny w plecionym czarną nicią “napierśniku”. Powolne muśnięcia palców wodziły po rozpalonym zakątku, podsycając ogień trzewiach tancerki.
~ Wyglądasz prześlicznie… jak zjawiskowy sen ~ szeptał telepatyczne.
- Naprawdę? - spytała Chaaya, choć pytanie to było czysto retoryczne. - Do samego końca nie byłam pewna co kupuje, ale bardzo chciałam ci się w tym pokazać… - odparła zażenowana, starając się nie chować przed czułym dotykiem, ale każde muśnięcie łaskotało jej zmysły.
- Tak… ale skoro chcesz się pokazać, tooo… może staniesz na stoliku i obrócisz się powoli. Chcę cię podziwiać - rzekł ciepło czarownik muskając ustami szyję ukochanej.
- Ojej… znowu masz dziwne wymagania, zrób to, zrób tamto… więc wyjmij rękę spomiędzy moich ud. Inaczej się nie ruszę. - Ta stwierdziła czupurnie, nachylając się, by pobawić się wargami na płatku ucha mężczyzny.
- Dooobrze, dobrzee… - Uśmiechnął się potulnie Smoczy Jeździec odsuwając palce dłoni od ciała bardki.
Sundar fuknęła pod nosem, niezadowolona z takiego obrotu sprawy. Wstała jednak i ostentacyjnie poprawiła pasek majteczek wbijający się między jej kształtne pośladki.
Dlaczego miała stawać na stoliku? To było niebezpieczne i bez sensu…
“Może spadniesz i kark złamiesz…” wyjaśniła grzecznie Deewani. “I będziemy miały w końcu święty spokój od ciebie!”
“Ale z ciebie przyjemniaczek…” sakrnęła Nimfetka, cmokając zdegustowana.
“A z ciebie mała franca, upierdliwa jak pryszcz na dupie” stwierdziła chłopczyca, a kilka masek, zachłysnęło się teatralnie powietrzem.
Tawaif przeszła leniwie do mebelka, jej bose stópki były bezszelestne, a mięśnie ud i pupy przyjemnie napinały się przy każdym kroku. Dziewczyna weszła jedna nogą na krzesło od którego się odbiła i zgrabnie przeszła drugą na blat biurka. Rozejrzała się niedbale po papierzyskach i księgach, które zaczęła przesuwać na krawędź i zrzucać na podłogę.
Podczas tej z pozoru mało erotycznej czynności, cały czas miała świadomość tego, że przywoływacz na nią patrzył. Że jego pożądliwy wzrok wodził po jej krągłościach, pochłaniał i pożerał każdy cal jej nieskazitelnie gładkiego ciała.
Mag nie ruszył się jeszcze z miejsca, ale pragnął jej… każdy jej ruch rozpalał go coraz bardziej. Słyszała to w jego oddechu, coraz mocniej chrapliwemu… gdy dyszał dławiąc się własną chucią. Była iskierką dla jego ognia i każdy jej gest prowokował chłopaka do jej pochwycenia.
- Tak mam się obrócić? - spytała orzechowowłosa z pozoru nie zdająca sobie sprawy z władzy jaką sprawowała nad obserwatorem. Rokładając ręce na boki i stając na palcach, delikatnie obróciła się w miejscu. Czerwony koralik jej majteczek, wesoło bujał się na boki, błyskając refleksami do siedzącego.
- Czy może… szybciej? - dodała niewinnie, poprawiając misterne sploty bielizny.
- Odrobinę... szybciej... możesz… - stwierdził zahipnotyzowany tym widokiem Jarvis wstając i podchodząc powoli do Dholianki z niecnym uśmieszkiem i lubieżnym spojrzeniem. Jak drapieżnik polujący na łanię.
“A ty jesteś rozpieszczonym i rozwydrzonym bachorem, któremu przydałoby się porządne lanie!” odparła gniewnie eteryczna dziewuszka, strosząc się niesłuchanie w zdenerwowaniu na niemal swoją rówieśniczkę.
“A ty jesteś bardziej mdła od kostki mydła, którym se dzisiaj plecy umyłam!” zripostowała wyniośle łobuzica, nic sobie robiąc z obelg w swoim kierunku. “W dodatku słabo się pienisz i nieprzyjemnie pachniesz!”
Maski w około wzdychały raz w trwodze, raz, by tłumić chichot.
“Przynajmniej moja egzystencja coś znaczy, ty jesteś bezwartościowa… jak pasożyt.”
“Pasożytami żywią się na przykład ptaki, twój argument jest ślepy jak Chuuni Babu grający na swojej fletni!”
~ Przeszkadzacie mi w drze… medytacji ~ odezwał się głos Starca. ~ Ciszej tam. Nie ma się o co kłócić.
Kobieta zakołysała pupą, po czym zrobiła karkołomny piruet wprawiając stolik w drżenie. Uśmiechnęła się promiennie, jakby ta namiastka tańca sprawiała jej wiele przyjemności.
Zaś jej widz bez żadnego słowa położył dłonie na jej biodrach, dając wyraźne przesłanie, by kurtyzana usiadła przed nim na blacie. Wzrok mężczyzny wędrował po krągłościach jej piersi, a potem skupił się na podbrzuszu Kamali. Najwyraźniej teraz chciał posmakować tego co zobaczył.
“Przymknij sie ty brzydka plamico purpurowa!”
“Jak żeś mnie nazwała ty płaski kiepe betylowy?”
“Idź spać… i nie przeszkadzaj” stwierdziła obojętnie Laboni, zwracając się do gada i nawet nie starając się słuchać tego co się teraz rozchodziło w głowie jej wnuczki.
Tawaif uklękła ostrożnie po czym usiadła na piętach i leniwie wyciągnęła najpierw jedną, a później drugą nogę spod siebie.
- Mmm ten wzrok mi mówi, że nie będziesz łaskawy dla mojego ciała. - Zachichotała psotliwie, rozchylając prowokacyjnie uda.
- A mi twój wzrok mówi mi… że właśnie na to liczysz - mruknął czarownik, uwalniając dolne partie ciała od ciężaru spodni i bielizny. Odsłonił swój oręż, w pełni gotowy do podboju kochanki.
- Kamalo... widzisz… to twoja wina… twoja i tej bielizny… - mruczał niczym kocur. - Tak na mnie podziałał twój widok. Zadowolona jesteś z zakupu?
- Cieszę się, że ci się podoba. - Ta odparła ciepło, przyciągając wybranka do siebie i obejmując w pasie, połączyła ich usta w pocałunku.
- A śmietanka była bardzo dobra… i wcale, nie żałuję, że się nie podzieliłam - dodała twrzpiotnie, liząc wąskie wargi magika koniuszkiem swojego języka.
- Bezlitosna…. zachłanna… - Jarvis obdarzył ją tymi epitetami, acz… sam był teraz taki.
Z bezlitosną dzikością połączył ich ciała gwałtownym sztychem, by Kamala poczuła jego namiętność w swym spragnionym jego obecności zakątku ciała. Był też zachłanny w żarliwych pocałunkach, jakimi obdarzał jej usta, szyję i dekolt, jakby spragniony był jej osoby przy sobie.
Bardka pociągnęła ku sobie mężczyznę, odchylając się bardziej do tyłu. Balansowała biodrami w rytm pchnięć partnera, obdarzając go gorącymi pocałunkami. Były one krótkie i zaczepne, mające na celu próbować, smakować… prowokować. Jakby ich właścicielka naigrawała się z tęsknoty i pragnień, która napędzała ich do coraz liczniejszych i wyczerpujących zbliżeń.
Chaaya była mu uległa, a jednak nie miała w sobie ani krztyny owej uległości i ten kontrast dodawał Jeźdźcowi pikantnego smaczku, pobudzającego jego wyobraźnię podczas stosunku.
Wchodził w nią z morderczą precyzją i oszałamiającą łatwością, wzbudzając jej ciało w drżenie i zmuszając do poddańczych i pełnych przyjemności jęków, a jednocześnie jej wargi łapczywe i drapieżne muskały jego skórę, pieściły oddechem i łaskotały zwinnym języczkiem, kreślącym fikuśne ślady na jego policzkach.
Była taka bezbronna gdy ją zdobywał, kruchutka i delikatna, ale czuł te czepliwe paluszki, które wędrowały mu niestrudzenie po barkach w poszukiwaniu skrawka nagiej skóry, by móc drapnąć pazurkiem i naznaczyć miłosnym znakiem.
Miał nad nią pełną władzą, posiadał ją jak prawowity właściciel, więc dlaczego te ząbki podgryzały go dwuznacznie i zaczepnie, jakby sprawdzały czy warto się zatopić głębiej w swoją ofiarę. To ona była jego ofiarą, najsłodszą i najdroższą sercu, więc czemu nie leżała zdominowana, wijąc się u jego podstaw w rozkoszy?!
Ta dziwna świadomość bezgłośnego rzucenia wyzwania, była jak ostroga dla pędzącego konia, lub jak miech na rozgrzane węgle, sprawiała, że kochanek poddał się chwili, by siłą i finezją swoich sztychów wyrywać z piersi tawaif kapitulacyjny okrzyk ekstazy, gdy doszła z wraz z nim, kolebiąc się delikatnie na boki w urywanym oddechu i tuląc go do siebie.
Sundari jeszcze chwilę gładziła przywoływaczowi po unoszących się w gniewnym oddechu łopatkach, nie chcąc by opuścił jej łono zbyt wcześnie.