Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2018, 22:16   #267
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Doc spotkał się z Leeną w jej biurze. Uśmiechnął się na jej widok i spytał na powitanie.
- Jak ci się flirtowało z miejscowymi władzami? Coś jeszcze osiągnęłaś?
- Hm, co? - Zdziwiła się nieco kobieta - A nie… ja już z nimi więcej nie gadałam. Trochę się z Becky poszlajałyśmy po kolonii, no i spotkałyśmy tego całego Jimmiego...
- A ja też się poszlajałem i spotkałem pewnego typka, który może opylić nam trochę sprzętu w zamian za to co zostało nam po handlu z Chulonami.- stwierdził Doc skręcając sobie kolejnego papierosa.
- Jak na razie żadnego handlu nie było - Leena uśmiechnęła się przelotnie, wzruszając ramionami - Listę dostali, ale nic w tym kierunku jeszcze nie zostało z ich strony zadeklarowane.
- Nie podoba mi się to.- ocenił sytuację Doc przyglądając się kobiecie. -Zmuszają nas do czekania. Pytanie tylko na co.. lub na kogo. Osobiście wolałbym, żebyśmy jak najszybciej zapłacili rachunki. I mieli wolną rękę w kwestii odlotu.
- Może mają taki sposób myślenia? Albo się naradzają wśród owych Administratorów… możliwości jest wiele, ale fakt, powinniśmy uważać - Odpowiedziała Leena, szukając czegoś w swoim biurku.
- Może… to kiedy chcesz skontaktować z Rycerzami?- Bullit zmienił temat choć widać było, że porusza go niechętnie.
- Eeee… ja, czy Ty? - Głowa wciąż za czymś grzebiącej Leeny była niemal już wewnątrz jednej z szafek biurka - No ale do tego potrzebujemy tej cholernej anteny, nie?
- Niekoniecznie. Możemy skorzystać z połączenia tej bazy. I tak… ty… To ty chcesz się z nimi skontaktować.- wzruszył ramionami Doc.-To ty masz powód i argumenty mające zyskać ich poparcie dla twojego planu. Ja… nie mam nic. Ja jestem tylko twoim kontaktem. Postaram się skontaktować z jak najwyższymi szychami, ale potem… musisz sobie radzić sama.
- No ale Ty ich znasz… to może razem? - Zamarudziła Leena, w końcu wygrzebując z biurka maciupkie pudełeczko.
- Co... może razem?- Doc podrapał się po czuprynie. -Nie mam pojęcia dlaczego mieliby się zgodzić. Nie mam pojęcia jak ich przekonać. Nie mam pojęcia, dlaczego mieliby się w to mieszać. Może i na to pójdą, ale za cholerę nie wiem czemu.
- Rycerze Ciebie znają, to pogadają, a ja jako Kapitan też ponegocjuję. Można ich skusić chociażby nagrodą za łeb Rhieffa? Skoro z niego wredny sukinkot, to pewnie ma z wieloma na pieńku, a kryje się pod skrzydełkami Unii, więc byłoby wielu chętnych do odstrzelenia jemu pieprzonego łba?
- Taaa… może… - wzruszył ramionami Doc siadając na biurku.- Rycerze nie są łowcami nagród. Mają ten swój kodeks postępowania, ale ja go nie znam. Robią co robią… wedle własnych zasad i własnych powodów. Na pewno nie dla kasy, gdyż mają ponoć wielu bogatych sponsorów… czy donatorów, bo tak ich rycerze nazywają. Dlatego właśnie nie pokładam w nich nadziei. Z tego co wiem są dziwni. Po prostu.
- Ok, przyjęte do wiadomości - Leena sparodiowała dłonią zasalutowanie, po czym otworzyła naprawdę malutkie pudełeczko. Następnie ostrożnie wzięła coś na palec, po czym pokazała Bullitowi.


- Chciałabym, żebyś ten mikroczip wziął i dobrze schował. Tak na wszelki wypadek... - Schowała ponownie maciupki nośnik danych do opakowania.
-Schował gdzie? Na statku, przy sobie?- zapytał Dave sięgając po drobiażdżek.
- Chyba lepiej na statku? - Kobieta zamyśliła się na małą chwilę.
- Może w tym twoim małym sadzonkowie? - zaproponował Bullit. Po czym zamyślił się i spytał ponuro. - Chyba że… mam ukryć przed tobą?
- A widzisz taką potrzebę? - Leena uśmiechnęła się przelotnie, po czym wyciągnęła dla odmiany z biurka 2 szklanki i whisky. Nalała do obu…
- Nie wiem. Może.- zadumał się Bullit chowając przenośny chip z danymi.
- Ocho - Kapitan parsknęła śmiechem - Co Ty masz za myśli? - Przesunęła w jego stronę szklankę z alkoholem, po czym uniosła swoją, wykonała gest toastu, i łyknęła procenty.
- Twój stan medyczny, twoje zachowanie czasem.- ocenił Bullit również biorąc się za trunek. -To jest równie niepokojące, jak rosnąca niestabilność Nighta. Choć on zawsze miał dość drastyczne pomysły.
- A co z moim zachowaniem nie tak? - Zaciekawiła się Leena.
- Jeśli nie wiesz, to ja ci nie powiem.- odparł Doc z drapieżnym uśmiechem. A po chwili z poważną miną.
- Co jest na tym chipie?
- Wszystko - Kapitan nalała sobie więcej alkoholu niż wypadało do szklanki, po czym spojrzała na Bullita, przesuwając butelkę po blacie w jego stronę - O mnie, o statku, o nas, i wiele rzeczy, o których nikt z was nie wie - Tym razem ona spojrzała na niego poważnie.
- Dobra. Ukryję to gdzieś… w ambulatorium.- Doc jeszcze nie wiedział gdzie, ale przypuszczał, że da się chip doczepić gdzieś do którejś płytek w urządzeniach medycznych. By mógł udawać jego część.

W tym czasie Leena golnęła sobie porządnie Whisky, po czym wyciągnęła jakiegoś wymiętolonego papierosa i zapaliła.
- Hmm… to co jeszcze? - Spytała.
- Ty mi powiedz. Jak ci się podoba baza? Lepsze to chyba od kolejnej podejrzanej nory, w której to każdy będzie chciał nam poderżnąć gardziołka.- uśmiechnął się w odpowiedzi Doc nalewając sobie trunku.
- Nudno w cholerę, a są i ciekawsze miejsca, gdzie nie od razu każdy chce poderżnąć komuś gardło... - Kapitan zmrużyła na moment oczy.
-Taaa… ale alternatywa dla tej planetki, do nich się nie zaliczała. - przygadał jej doktorek.
- Geeez, Doc. Przed chwilą gadałeś, że się zmieniłam i to i tamto… sam się zmieniłeś, normalnie taki zdziadziały się zrobiłeś, że szkoda gadać - Kobieta pokazała na moment Bullitowi język.
- Po prostu wystarczy mi, że jedna cała galaktyka dyszy mi na kark. Nie potrzebuję jeszcze dyszenia jakichś miejscowych bandziorów.- wzruszył ramionami Dave. - Ja zdziadziałem? Cholera… nie wygrzebaliśmy się jeszcze z gówna w które to ostatnio wdepnęliśmy, więc jaki sens… miałoby szukanie wanienki z kolejnymi ekskrementami ?

Leena dmuchnęła dymka, po czym pokręciła głową.
- Teraz nie bardzo wiem o czym mówisz… może za mało wyjaśniłam? Tam gdzie moglibyśmy się wybrać, tam są tacy jak my, tam jest bezpieczna ostoja dla unikających prawa, to miejsce nazywałam kiedyś... domem - Uśmiechnęła się jakoś tak smutnie.
- Po dwóch poprzednich ostojach wysadzonych w powietrze, jakoś nie mam zaufania do trzeciej. - odparł zgryźliwie Bullit nie mając sentymentu do własnego domu i nie dbając o sentymenty innych.- Wiesz jak się nazywa człowiek powtarzający ten sam błąd licząc ciągle na nowy wynik? Idiota.
Wypił nieco trunku dodając. - Nie należy... powtarzam... Nie należy działać tak jak się oczekuje tropiący cię myśliwy. To podstawa ucieczki przed sługami prawa. Schowanie się pod latarnią, mylenie tropów, takie rzeczy… a nie pchanie się tam, gdzie spodziewają się nas znaleźć.
- Czyli fakt, że Rhieff napadł na ślimaka akurat jak u niego byliśmy, a później znalazła nas Unia u kochasia Becky to moja wina, i jestem idiotką tak? - Leena wypiła wszystko co miała w szklance na raz, a następnie energicznie zgasiła peta w popielniczce.
- Że byliśmy idiotami… tak. To nasza wina. Że daliśmy sobie podpiąć nadajnik. Że lecieliśmy do kolejnych miejsc, które nie uchroniły nas w ogóle.- zgodził się z nią Doc upijając alkohol.- Nory bezprawia mają swój urok… ale nie oczekiwałbym, że ktoś się za nami wstawi jak kolejny wojskowy kosmiczny krążownik przyleci z wizytą. A po dwóch norach bezprawia odwiedzonych pod rząd, gdzie byś nas szukała?
- Coś się nie możemy chyba dogadać odnośnie najprostszych spraw - Leena wzruszyła ramionami.
- Ano… więc dobrze, że nie jesteśmy starym małżeństwem. Bo byśmy musieli powrzeszczeć i trzaskać drzwiami.- zażartował Bullit.- A na końcu posłać na siebie rewolwerowców.
- Więc co Ty proponujesz po opuszczeniu tego nudnego miejsca? - Spytała.
- Nie wiem. Na razie chcesz się skontaktować z rycerzami. Pomogę ci z tym. Potem zobaczymy.- zamyślił się Doc.-Rhieffa dopadniemy, tylko z głową i planem. A nie huzia na Józia. Żadnego banku nie obrabia się wpadając do miasta na grzmotorożcach strzelając na prawo i lewo. Trzeba zaplanować.
- Nie mam zamiaru iść na żywioł, więc w sumie przykro mi, że tak durnowato o mnie myślisz... - Leena zapaliła kolejnego papierosa - Myślałam, że takie sprawy są już daleko za nami, jednak się chyba myliłam...
- Powiedzmy że od czasu tej podwózki materiału biologicznego na stację zombie raczej ciężko mi być optymistą.- wzruszył ramionami Doc nic sobie nie robiąc z przytyku Leeny.- Co chwila pół załogi bywa hospitalizowana, co chwila musimy uciekać na łeb na szyję. Kiedy ostatnio cokolwiek żeśmy planowali? Chyba podczas tej śnieżnej bitwy, gdzie blaszaka rozerwało i moją naprowadzaczkę na cele też. Potem było tylko gorzej, z kilkoma chwilami na złapanie oddechu. Tak jak teraz.
Spojrzał jej w oczy dodając.
- Jestem lekarzem… ale nie psychiatrą. Mówię jak jest bez lukru i owijania w bawełnę. Chcesz miłej i pocieszającej gadki, jak to jest wspaniale i cudownie, to cóż… masz Becky od tego. Jestem pewien, że pilotka poprawi ci humor. Na mnie nie licz. Nie jestem przytulaśny.

Tym razem Leena już nic nie powiedziała, jedynie głośno westchnęła, po czym ćmiła dalej. Raz spojrzała na Bullita, raz gdzieś na sufit…
- No no no… tylko mi się tu nie załamuj. Nie jestem na ciebie zły, czy wkurzony. Sytuacja jest jaka jest.- stwierdził pojednawczo Bullit.- Jesteśmy w ciemnej dupie i nie ma się tu co nawzajem obwiniać. Ale też…- wzruszył ramionami dopijając drinka.-... nie ma co szczerzyć zęby w naiwnym optymiźmie.
Spojrzał na panią kapitan i wzruszył ramionami dodając ugodowo.
- Jak ubijemy Rhieffa, to pewnie zostanie sporo łupów do wydania… może w tym twoim mieście rodzinnym? Przy czym głowę Rhieffa chcę dla siebie.
- Jak jeszcze będzie miał głowę - Wtrąciła kobieta - A dzielna załoga Fenixa nie wysadzi przypadkiem fantów.
- Wtedy dasz mi głowę Night’a albo Fenna, w zależności od tego który zawini.- zaśmiał się Bullit i dodał poważniej.-Chyba nie zamierzasz walczyć na statki z Rhieffem? My nie mamy przecież kompletnej załogi? To raczej walka w ich bazie. Oko w oko. Po tym zostają szczątki.
- Taki jest odgórny plan… załatwić go tak samo, jak on ślimaka. Ale właśnie nas za mało, dlatego potrzebujemy czyjejś pomocy - Leena zgasiła kolejnego peta w popielniczce, po czym wstała od biurka i kilka razy zamknęła oczy, mocniej niż normalnie je zaciskając.
- Chyba bóle głowy wracają… gdzie ja mam te Twoje prochy...
- Zawsze możemy chirurgicznie się przekraść i umieścić, parę taktycznych głowic nuklearnych po skrytobójczym zabiciu Rhieffa.- zaproponował Doc.- Pozostawione w odpowiednim miejscu na ich statku będą odpowiednią pamiątką… na krótko, bo zdetonowane zmiotą stateczek z kart historii, ale to tylko dywagacje.- machnął ręką i dodał.- Masz rację… potrzebujemy pomocy. Nie wiem tylko czy rycerze jej udzielą.
- Dobra, ale w tej chwili mamy inne sprawy na głowie, najpierw kolonia, potem Rhieff i związane z nim sprawy… to co, idziemy do pozostałych i czas na naradę?
- Ok. Chodźmy.- zgodził się z nią Bullit.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline