Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-02-2018, 14:39   #261
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Ambulatorium


[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/ab/ab/dc/ababdc6c6c34742392e1268603004e46.jpg[/MEDIA]

Najpierw drzwi przekroczyła chmura balonów, ścieśniając się i rozprężając przy minięciu framugi. Trzeszczała syntetycznymi powłokami trących o siebie serduszek. Orbitowały w nieskładnych ruchach wokół sporych rozmiarów uśmiechniętego radośnie statku kosmicznego. Zza masy kolorowych kształtów wyłonił się Night. Mina zdradzała niezwykłą koncentrację poświęconą przelotowi pomiędzy grodziami przyciasnawej śluzy. Manewrował okrętem pociągając za jeden ze sznurków, starając się nie zahaczyć żadnym z dmuchanych skrzydeł i stateczników.
- Booyah - ogłosił sukces akcji. - Patent pilota w kieszeni - stwierdził z dumą, unosząc nieznacznie dłoń zajętą trzymanym koszykiem. Tym sposobem akcentował, że wszystko jedną ręką było. Zmierzył wzrokiem otoczenie. Przypominał z lekka złego klauna w miejskim kamuflażu, który za pomocą baloników zamierza wabić dzieci, by potem wypychać je trocinami i przerabiać w makabryczne kukiełki. Ostatnie tygodnie nie były dla niego łaskawe. Bledszy, jakby stracił na wadze, co tylko uwypukliło kości policzkowe i wyostrzyło rysy twarzy. Linia ust, po litaniach cynicznych słów zastygła w pogardliwej, drwiącej krzywiźnie i jedynie oczy mężczyzny zdawały się weselsze niż zwykle, mniej nieprzyjemne.

Chulońska pielęgniarka spojrzała na niego dosyć surowym wzrokiem, lecz nie odezwała się ani słowem. Coś tam dokończyła na mini-compie trzymanym w dłoni, po czym w końcu zwróciła się do mężczyzny.
- Proszę ciszej, pacjentka ma się sama obudzić, a nie być budzoną - Wskazała na Isabell, leżącą w łóżku po operacji. Dziewczyna odzyskała już nieco zdrowsze kolory na twarzy, nie była również podłączona do tylu aparatur co poprzednio. Oddychała spokojnie, wśród cichego pikania paru urządzeń…
- Operacja zakończona sukcesem, wkrótce pacjentka będzie w pełni zdrowa - Oznajmiła Chulonka, tym razem prawie się nawet do Nightfalla uśmiechając - Ale ma być spokój - Dodała, wychodząc już z pokoju. Strzelec został więc sam z Macolitką…

Night przyłożył konspiracyjnie palec do ust.
-Ciiiiii – odprowadził biały kitel niknący za drzwiami, kiwając porozumiewawczo głową. Przedmioty, które trzymał w dłoni były przy pęknięciu bardzo nie „ciiiiii”. Aż poczuł dyskomfort, że tyle ich sprowadził. Niebezpieczne, różowe serducha i uśmiechnięta rakieta. Zmierzył je groźnym wzrokiem powtarzając przezornie gest z uciszającym palcem.
- No, cicho ma być – wyszeptał ostrzegawczo do baloników. Przywiązał ostrożnie pęk sznurków do ramy łóżka u stóp Isabell. Kosz z owocami umieścił na blacie szafki stojącej przy zagłówku. Uśmiechnął się do dziewczyny. Przyjemnie było móc widzieć jej coraz bardziej rumiane policzki. Jeszcze trochę, a znów zacznie biegać, skakać, szaleć i rozbijać wszelkie możliwe pojazdy siedząc za ich sterami. Cała niesamowita Iss.
- Heej, Aniele, śpij sobie, śpij. A ja przygotuję ci coś dobrego do jedzenia – pirat mówił ściszonym głosem. – Owoce padanus – wyciągnął z kosza pomarańczowe kulki. – Jak kokosy z cytryną, lekkie i pyszne. Zapomniałem zapytać, jak je się obiera, czy coś – zdradził zatroskany. – Zaraz umyję, pokroję i będę wiedział.

Jakiś kwadrans później, gdy Night w końcu sobie poradził z owocami, i nadal czuwał przy Isabell…
- Uch - Rozległo się ciche jęknięcie z łóżka, a dziewczyna otworzyła w końcu oczy.

Najemnik uśmiechnął się szeroko, aż część soku z testowanego panadusa spłynęła mu po brodzie. Odstawił na bok talerzyk i nóż. Przyklęknął przy łóżku Isabell, dotykając jej twarzy lekko lepkimi palcami o wciąż cytrusowym zapachu.
- Jak się czujesz? Zawołać lekarza? – zasypał dziewczynę serią pytań. – …nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz? Powinienem wysłać Paddoców do piekła za durny pomysł z wentylacją - mówił rozemocjonowany. - Myślałem, że cię straciłem, wiesz? Świat bez ciebie był taki czarny. Chciałem go zniszczyć. Na nic innego nie zasługiwał – zamarł w pocałunku złożonym na jej dłoni.

- Czuję się jak przeżuta i wypluta... - Odpowiedziała słabym głosem dziewczyna, wpatrując się w Nighta - Wszystko już dobrze? I wszyscy przeżyli?

- Wcale się nie dziwię, sytuacja była poważna. Jesteś teraz cyborgiem – Night wyjaśnił. – Chociaż wciąż brakuje mi laserów z oczu – droczył się. – Taak, załoga w komplecie, nawet trochę się rozrosła, a teraz uważaj – podkreślił. – Jesteśmy statkiem handlowym Cucumaria, rany odniosłaś w ataku piratów, co po części się zgadza. Taka konspiracja, do odwołania – spojrzał nieco smutno, zdradzając, że jeszcze nie nadszedł koniec przygód i turbulencji.

- Co znaczy “cyborgiem”?? - Oczy Isabell zrobiły się dwa razy większe, niż przed chwilą. Jej nowe serce z kolei zaczęło najwyraźniej bić o wiele szybciej niż parę sekund temu, co oznajmiła popiskiwaniem aparatura monitorująca zdrowie dziewczyny. Oj, Night chyba nie przemyślał swoich słów…

- Bo widzisz… – pirat zmrużył wesoło powieki, nie mogąc się powstrzymać. – Potrzebowaliśmy na szybko czegoś, by cię poskładać, a jedyne co stało w pobliżu to automat vendingowy. Oj, tam nie przejmuj się – poczochrał dziewczynę po głowie. – Taki tam mały otwór na żetony i od czasu do czasu wypadają z ciebie batoniki – pękł i chichrał już w najlepsze.

- Skopię Ci dupę... - Powiedziała dziewczyna, po czym po chwili się uśmiechnęła. Kilka razy poruszyła swoją dłonią na łóżku, tak nieco jakby w kierunku mężczyzny.

~*~*~

Po dopełnieniu formalności Night jeszcze raz podziękował i pożegnał się z załogą szpitala. Nie znał zwyczajów Chulonów, ale z tego co zdążył zaobserwować istniało wiele podobieństw między różnymi gatunkami kosmitów. Mając nadzieję, że i w tym aspekcie może być tak samo w ramach upominku podarował lekarce prowadzącej butelkę drogiego trunku w zdobionej butelce i pudełko czekoladek, wyglądających na całkiem ekskluzywne. Teraz spacerował powoli, pchając przed sobą hoover-wózek dla pacjentów, ciesząc się pogodą, spokojem popołudnia i apetytem Isabell, która z ciekawością przeglądała i opróżniała zawartość owocowego koszyka. Zatrzymał się i pchnął jeden z manipulatorów, obracając pojazd wokół osi, aż ujrzał oczy w kolorze letniego nieba, których ciekawość po chwili przeniosła się na niego.
- Cieszę się, że jesteś - pochylił się bliżej i lekko ujmując za podbródek pocałował dziewczynę w usta o delikatnym cytrusowym smaku. Tym razem panadus był już tylko niknącym tłem, nic nie mogło się równać z delikatnym, ciepłym dotykiem jej warg.
 
Cai jest offline  
Stary 17-02-2018, 15:15   #262
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Fenn był zawiedziony, i to mocno, mózgowce mózgowcami, ale jakieś rozrywki chyba też lubią? A tu pustka. Odwrócił się znudzony w stronę głosu, z miną “He?” na twarzy.
- Prosz. - od niechcenia wyciągnął z kieszeni spodni przepustkę którą dostał na wypady do “miasta” i skierował ją w stronę mundurowego. Nie trudził się nawet w dokładnym przyglądnięciu się mu, rzucił ledwie okiem nawet nie zwracając zbytniej uwagi na rasę.
- Coś nie tak? - zadał pytanie, też od niechcenia. Pewnie szedł po złej stronie korytarza, czy coś podobnego, stwierdził widząc te wszystkie sztywniackie zasady. Owszem, zanim go przenieśli do oddziałów był nauczony przestrzegania podobnych, ale w wojsku już nie był, a oddziały takie jak jego miały i tak sporo luzu w tych kwestiach, więc się zwyczajnie odzwyczaił.
Od tego całego łażenia i nudzenia się zgłodniał, szczególnie że już od kilku godzin nic nie jadł. Szkoda że musi się jeszcze użerać z tym sztywniakiem. Chociaż może przynajmniej uda mu się wyciągnąć info o jakiejś knajpce z dobrym żarełkiem.

- Wszystko w porządku, dziękuję - Chulon oddał Fennowi identyfikator - Może pan kontynuować, co robił...
- Apropo tego “co robił”. Gdzie tu można by dostać jakąś porządną szamę? - zaszczycił nawet Chulona lekko zaciekawionym spojrzeniem.
- Jest kilka stołówek w kolonii, wybór potraw również dostępny dla nie gustujących w miejscowym jadle - Odparł mundurowy.
- Mnie to by interesowało miejscowe, szczególnie mięsko. O ile miejscowe obejmuje to co poza tą szklarnią. - tutaj kiwnął głową w bliżej nie określonym kierunku.
- Nie wiem czy podawane mięso jest z miejscowych zwierząt. Nie jadam tego, więc się nie informowałem - Powiedział sucho Chulon.
- Się spytam na miejscu. - cierpliwie powiedział Fenn - Kwestia tylko tego gdzie jest to “miejsce”. - czekał na jakąś wskazówkę od miejscowego.
- A czy ja wyglądam na informację? - Obruszył się typek - Panele informacyjne są w wielu miejscach na ścianach… - Machnął dłonią wskazując chyba kierunek - Miłego dnia - Mundurowy odwrócił się na pięcie, po czym poszedł w cholerę.
- I na co się złościć? O zwykłą radę prosiłem. - Fenn zadał pytanie powietrzu wzruszając przy tym ramionami.
Ruszył w poszukiwaniu terminalu informacyjnego, co podobno nie powinno mu zająć dużo czasu. I po kilku minutach nawet znalazł jakiś…. z ustawieniem języka na, chyba, chuloński, na szczęście opcja wyboru napisów była we wspólnym. Gdy już się uporał z topornym oprogramowaniem (widać dostosowanym do Chulonów) wyszukał jakieś bary czy inne jadłodajnie. I znalazł trzy, a jako że i tak nic mu one nie mówiły wybrał najbliższą.
Po dotarciu na miejsce i chwili namysłu zamówił jakieś mięsko, tak zwaną “Mięsną Niespodziankę”.
 
Raist2 jest offline  
Stary 18-02-2018, 14:53   #263
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Słuchaj, ja chciałam o czymś porozmawiać... -

- Eeee…. ooook? - zapytał Doc ostrożnie nie bardzo wiedząc, co też Darakanka wymyśliła.Jej zachowanie wróżyło kłopoty.
- Denerwujesz się? - Spytała z bezczelnym uśmieszkiem, spoglądając mężczyźnie prosto w oczy.
- Jaaaa?…. Nieeeee….- skłamał szybko Bullit.
- No bo nie masz w sumie powodu… chyba... - Vis pokręciła się na Bullicie przez chwilę, co wcale nie pomagało w trakcie tej rozmowy.
- Achaaa… To miło. To o czym chcesz… pogadać?- zapytał Doc bynajmniej nie uspokojony jej słowami.

Zanim jednak dziewczyna coś powiedziała, pocałowała Doca w usta. Tak zwyczajowo, nie za krótko i nie za długo, ot solidny buziak.
- Oj, nie kuś… bo cię złapię.- pogroził żartobliwie Bullit i dla żartu próbował rzeczywiście ją złapać. Ale tak jakoś… niemrawo..
- Złapałeś już dawno - Uśmiechnęła się - Tylko... - Jakoś tak nie chciała dokończyć, lekko przygryzając wargę.
- Taaak?- zadumał się Dave drapiąc po czuprynie i nie mając pojęcia o co chodzi Darakance.
- Chyba się robię… no tego, gruba - Palnęła nagle dziewczyna, i poprowadziła dłoń Bullita na swój brzuszek.
-Acha… ooochooo…- Docowi coś zaświtało i odsunął dłoń jak oparzony. Uniósł ją do czoła dodając. -No to pięknie.
Przecież oboje byli marnym materiałem na rodziców.

- Czyli też uważasz, że jem za dużo słodyczy? - Vis zrobiła przesadnie smutną minkę.
- No… niee… Raczej ostatnio nie było okazji, do spalenia przez ciebie kalorii.- rzekł z uśmiechem Dave.
- Więc trzeba to nadrobić - Przejechała pacem kokieteryjnie po torsie Dave’a, tylko odrobinę przesuwając go po jego ciele w dół. Z uśmiechem, ponownie go pocałowała, tym razem jednak już dłużej i namiętniej.
- Mmmm…- ciężko było coś mówić z ustami zaciśniętymi do jej ust. Więc mężczyzna szybko się poddał pocałunkowi, całkowicie zapominając swoich niepokojach.
- To chodźmy pod prysznic - Mruknęła w końcu Vis.
- Chodźmy.- stwierdził Doc, bo czyż mógł jej odmówić?

***

Potem przyszedł czas na obowiązki. Trzeba było ogarnąć laboratorium. Od czasu do czasu wypadało w nim posprzątać. Następnie było zagłębianie się w “lekturę” zapisaną w plikach komputera, a dotyczących klonowania tkanek. Wyglądało to skomplikowanie… a przecież przy tak zaawansowanej technologii te sprawy powinny być zepchnięte na komputery, a nie na troglodytów obsługujących je.
Przeglądając kolejne bloki “mundrego” tekstu przemądrzałych profesorów Bulli ćmił skręta własnej roboty. Potem znowu był powrót do inwentaryzacji leków i sprzętu. Nudna rutyna, ale konieczna do odfajkowania. Następnie zaś wycieczka w poszukiwaniu miejscowych okazji, by ocenić zawartość aptek okiem “fachowca”.

Na miejscu okazało się, że nie jest tak źle. Były lecznicze nanity po cenie o pięćdziesiąt kredytów niższej od tej rynkowej. I miejscowe ziołowe leki na kaca, wzmocnienie potencji i zapobiegające ciąży, choć ich skuteczność… była dyskusyjna. Doc wszak nie wiedział na jakich rasach stosowano te leki.

***

Następnie “ochroniarz” skierował swe kroki w kierunku zachodniego magazynu. Zamierzał odnaleźć Gootaga’a i poznać jego ofertę towarowo informacyjną.
Dotarł szerokim korytarzem do olbrzymiej bramy, a potem skierował się do śluzy personalnej uśmiechając szeroko. Tak bardzo że jego uśmiech przypominał banana.
- Hej… jak leci?- zapytał magazyniera przez okienko.
- No… jak co dzień, a co? - Odpowiedział zagadnięty mężczyzna.
- Szukam znajomego mojego znajomego. Gootag… Pracuje tu może, czy też pomyliłem magazyny? - zapytał Bullit sięgając do kieszeni i wyjmując skręta domowej roboty. Spojrzał na magazyniera i po chwili namysłu wyjął kolejnego w niemej propozycji podarku.
- To ja… ale Ciebie to nie kojarzę - Magazynier potarł podbródek w zamyśleniu.
- Znajomy mi polecił ciebie. Kojarzysz może…- Bullit przerwał by zapalić swojego papieroska i schować tego, którym wzgardzono.- ... Tyberiusa Agudę. Bo on kojarzy ciebie.
- Normalnie to tu nie wolno palić… jeszcze zaraz włączą się alarmy. A tak, Tyberiusa kojarzę. Chcesz coś kupić? - Mężczyzna potarł wymownie nos.
- To zależy… co możesz sprzedać.- mruknął cicho Bullit niechętnie gasząc swojego skręta. -Na razie interesują mnie ogólnie informacje na temat tego co się tu dzieje. Chuloni bardzo rozbudowali to miejsce… i zrobiło się… sztywniejsze.
- Wraz z rozwojem kolonii wymienili Administratorów, no i się zrobiło sztywniej - Magazynier położył obie dłonie na blacie okienka i wzrokiem wskazał własny nadgarstek. Na nim, na mini-compie, trwało jakieś odliczanie… 3, 2, 1…
- Teraz możemy rozmawiać, choć jedynie na chwilę. Jesteśmy nagrywani i podsłuchiwani, uruchomiłem zakłócanie, ale potrwa ledwie 20 sekund, inaczej mogą zacząć coś podejrzewać.
- Więc… chciałem się dowiedzieć, jakie usługi i jakie towary możesz zapewnić. I za jaką cenę. Ewentualnie, co ty byś chciał kupić.- Doc co prawda nie planował jakichś interesów, ale warto było się rozeznać w miejscowym rynku.
- A co to, badanie rynku? Nie byłoby prościej, jakbyś powiedział, czego szukasz? A co do handlu wymiennego, nie wiem, chyba tak… zależy oczywiście co za co.
-Medkity by się przydały, nany… chemikalia grzybobójcze, biocort.- zamyślił się Bullit drapiąc się po brodzie. Amunicja do Rail Gun też by się przydała. I granaty.[/i]
- No spoko, spoko, dałoby się to i owo skołować, a co w zamian? - Gootag spojrzał na swój nadgarstek, chyba powoli kończył się czas.
- A co by cię interesowało. I ile?- zapytał Bullit.
- Wszystkiego na łajbie, co to nią przylecieliście, pewnie nie masz… a masz może jakąś listę, to bym zerknął i może co wybrał? - Powiedział Magazynier, po czym znowu spojrzał na nadgarstek - Zostało nam pięć sekund - Poinformował Bullita.
Bullit podał magazynierowi chip z zapisanym stanem ładowni.
- Do przejrzenia w wolnej chwili. Nie wiem ile kapitan wyda na nasze oficjalne sprawunki w tej placówce, ale pewnie chętnie pozbędzie się i reszty zbędnego sprzętu.- stwierdził doktorek po chwili.
- Dobra, to przejrzę i możesz przyjść tak za 2 godziny - Gootag wziął chip i schował do kieszeni, po czym zerknął na- i postukał palcem w mini-comp wykonując dłonią płaski ruch, coś jakby zaprzeczenie. Najwyraźniej skończył się czas…
- ... i ja wtedy do niej mówię, nie ze mną te numery mała! - Wypalił nagle nie w temacie, po czym zaśmiał się głośno, choć był to wyjątkowo sztuczny śmiech.
- Dobra, dobra… już się stąd zabieram. Nie trzeba mnie poganiać.- odparł na pożegnanie “nadąsanym” tonem Bullit i zaczął się oddalać.
Bullit planował pogadać z jeszcze z Leeną zarówno na temat medycyny, zarówno w kwestii oferty tutejszych, jak i Gootaga. Może warto z którejś z nich skorzystać?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 19-02-2018, 11:08   #264
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
W obszernej kajucie pani kapitan (w końcu to kajuta kapitańska, więc była duża, z własną nawet łazienką), panował spory bałagan… widać było, iż mieszkała tu kobieta, i to taka, która zbytnio sprzątaniem się nie przejmowała. Sama właścicielka owego przybytku rozbrajająco odrobinkę wyszczerzyła ząbki i wzruszyła ramionami na wystrój, po czym to tu, to tam, kopnęła coś pod jeden czy inny mebel, albo i strąciła z nich, by wylądowały za, i zniknęły z pola widzenia.

- No co? - Powiedziała żartem kobieta, ściągając swoją kurtkę, którą przerzuciła przez jakieś krzesło - Rozgośćcie się... - Wskazała dłonią kanapę ze stojącym przy niej niewielkim stolikiem, sama wyciągając procenty z jednej z licznych szafek i szafeczek.

Poczęstowała ich fioletowym drinkiem, mającym w sobie odrobinę bąbelków. Pachniało to… mokrą ziemią(!), ale smakowało dobrze na wiśnie.


- To teraz możemy sobie porozmawiać na luzie… zdrówko! - Ethelene(Leena) golnęła sobie zdrowo, uśmiechnęła się przesłodko, po czym zaczęła wpatrywać w Jimmiego jak w obrazek.
- No dobra co jest grane? - Jimmi zapytał bez ogródek. Werbunek przez sex już jeden przeżył więc działania pani kapitan przywołały wspomnienia. Łatwo nie było, ale przeżył. - Macie dziurawą balię, ale ktoś to łata co widać. Ciężko uwierzyć, że moja autopromocja osiągnęła tak zajebisty skutek. Co można zyskać, co można stracić moje panie? - laski mu się podobały, ale jakoś tak ciężko mu było uwierzyć, że lecą na niego.

Pilotka usiadła wygodnie na jednym z krańców kanapy, zostawiając dużo miejsca zarówno z drugiej strony jak i po środku… a Jimmi usiadł całkiem po prawej stronie kanapy.
- Zdrowie - przyłączyła się do toastu i upiwszy nieco trunku, zamyśliła przez chwilę. Sama całkiem niedawno wpadła w alkoholową pułapkę i gdyby nie ratunek z rąk Ziddiana, mogłoby się to koszmarnie skończyć. Domyślała się więc co mogło chodzić mu po głowie, gdyż choć jako mężczyzna miał oczywiście mniej powodów do obaw, to jednak dużo łatwiej go było zwabić w sidła.
- Nie przejmuj się Tommi, sami swoi - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Jedno “m” za dużo mała - zwrócił uwagę pilotce - Co to? - zapytał wąchając, smakując trunek niczym wytrawny sommelier.
Becky sama nie wiedziała co piją i posyłając Leenie odpowiednie spojrzenie przyłączyła się do zadanego pytania.
- Płyn do chłodnic z dodatkiem likieru. Jak nie wypijesz więcej niż 2 szklanice dziennie to powinieneś nie oślepnąć - Wyjaśniła kapitan, po czym wypiła swoją porcję do końca, a następnie wielce niewinnie i teatralnie zamrugała ślipkami.
Blondynka okazała swoje rozbawienie delikatnie się uśmiechając.
- Ja bym to jeszcze przez chleb przefiltrował, było by bardziej przezroczyste. Płyn chłodniczy nawet niezły, choć chyba lekko przechodzony - rzucił z uśmiechem Tomi.
- Chleb się skończył na rozpuszczalniku - Leena(Ethelene) dolała sobie ponownie procentów, po czym zwróciła do Celeste(Becky) - Wyjaśnij proszę naszemu słodkiemu gościowi, co miałaś na myśli mówiąc iż sami swoi - Kobieta uśmiechnęła się na końcu odrobinkę tajemniczo. A pilotka kiwnęła jej głową.
- Widzisz, ja tak z przyzwyczajenia nazywam cię Tommi, bo tak cię nazywaliśmy te pięć lat temu, gdy razem lataliśmy z flotą Chrome Werewolf - powiedziała z uśmiechem Becky i zastanowiła się przez chwilę, marszcząc delikatnie brwii. - Tak pięć lat temu - zreflektowała się. - Czas leci, ale poznałam cię. Byłeś inżynierem na Hyperionie... A co potem robiłeś, że wylądowałeś na tym zadupiu?

- Nie byłem inżynierem, ale byłam tam. Miałem wtedy szkolenie na głowie u McBrida - odparł Tomi - A potem szukałem wrażeń. A ty co tu robisz?
- McBrid to ten z blizną nad prawym okiem. Jego też pamiętam - powiedziała spokojnie Celeste/Becky. Ukryła swoje zaskoczenie, spowodowane tym że rozmówca nie dociekał z kim tak naprawdę rozmawia.
- A ja jestem tu pilotem tego statku... I szukam anteny do komunikacji międzygwiezdnej - blondynka odpowiedziała z uśmiechem.
- Antenę znalazłyście, a co więcej potrzebujecie? Pani kapitan coś o hucznej imprezie wspominała.
- Czyli antenę zamówiłeś i za chwilę powinna być dostarczona na Fenixa? - Powiedziała wywołana w rozmowie, a nie czekając na odpowiedź…
- Huczna impreza? - Zdziwiła się kapitan, po czym przesiadła z fotela na boczne oparcie kanapy, lokując się blisko Tomiego - A co, chciałbyś poimprezować? - Uśmiechnęła się wyjątkowo słodko, odrobinę pochylając w kierunku mężczyzny.
- Zamówienie jest w systemie i zostanie zrealizowane… jak tylko ktoś z góry zatwierdzi - powiedział Tomi patrząc jednocześnie w twarz pani kapitan jak i na piersi widniejące na wysokości jego twarzy. Takie cuda tylko z Black EyeTM. Kolejny print screen powędrował do katalogu. - To dobra taktyka by zmienić temat. Gdybym nie miał przed oczami notatek to by zadziałała. Impreza, chętnie ale teraz nawiązuję do szybkiego wyjazdu.
- Szybki odlot, owszem, ale jest on właśnie związany z anteną...nie mógłbyś jakoś przyspieszyć jej opuszczenia magazynu i dotarcia tu na statek? - Kapitan znów uśmiechnęła się zajebiście słodziutko, zakładając przy tym kosmyk włosów za ucho… a po chwili zsunęła się z bocznego oparcia kanapy, lądując tyłkiem na prawym biodrze Tomiego.
 
Mike jest offline  
Stary 21-02-2018, 09:12   #265
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becky wsparła Leenę, posyłając jej przyjazny uśmiech. Obie dobrze wiedziały, że antena stanowiła dla pilotki priorytet.
-Nic legalnego nie da się zrobić - odparł Tomi - Jedyne co mogę zrobić to sprawdzić gdzie to leży w magazynie… - powiedział, a uśmiech blondynki zastąpił wyraz zawodu i zdegustowania.
A oczywiście Tomi nie kłamał, to były jedyne legalne rzeczy jakie mógł w tej sprawie zrobić. Oczywiście była jeszcze szara strefa oraz mroczna strefa... Jednocześnie był ciekawy jak daleko posunie się pani kapitan. Świadom siły rażenia swego uroku osobistego lekko powątpiewał był nagle nakręciła się na kolesia z magazynu.
Oczywiście oglądał filmy, w których takie wydarzenia były nagminne i technicy oprócz standardowej naprawy świadczyli także inne usługi… ale był już na tyle duży by odróżniać filmy od rzeczywistości.
- No wieeeeeeeeesz... - Powiedziała Ethelene(Leena), jednocześnie okręcając się prawie już na samym Jimmi’m, w efekcie czego, w końcu zarzuciła swoje nogi na jego kolana - To zróbmy nielegalnie - Uśmiechnęła się na moment - Zrobisz czary mary w ich systemie, antena siup na statek, a my w długą, razem z Tobą... - Kapitan napiła się ponownie alkoholu z lampki trzymanej w prawej dłoni, a lewa dłoń znalazła się na ramieniu Tomiego, po którym zaczęły wolno wodzić paluszki.
- Celeste... - Kobieta zwróciła się jeszcze do swej przyjaciółki - Czy będziemy za taką pomoc bardzo, bardzo wdzięczne? - Spytała z wymownym uśmieszkiem.
- Oczywiście - odpowiedziała blondynka, dolewając wszystkim napoju i upewniając się aby kieliszek mężczyzny był pełny nieomal po brzegi.
- Nie wątpię, że będziecie - powiedział Tomi obejmując w talii panią kapitan. - Pytanie, po co przyspieszać coś co i tak dostaniecie. Ludzie gadali, że rannych zabrali medycy, niech dojdą do siebie. Nie widziałem tutejszego ambulatorium, ale na pewno nie jest lepsze niż to co tu mają w szpitalu. Po co te komplikacje?
Zaskoczona Becky otworzyła szeroko oczy.
- Bo chodzi o to, abyśmy zabrali się stąd wszyscy cali i zdrowi, i z anteną, i zostawili ich z wystawionym nam rachunkiem w dłoni - rzuciła prosto z mostu pilotka, podsuwając mu jego kieliszek pod nos.
Dopił co miał w kieliszku i rzekł:
- Widzę pewną lukę w tym planie. Zakładacie, że wypuszczą rannych bez pobrania opłaty. Do tego trzeba będzie tą antenę montować potem, bo raz dwa jorgną się, że coś nie gra z kasą jak zacznie się ją tu montować. Trzeba też będzie stąd odlecieć. Widzieliście obronę? Trzeba dać jej coś do roboty w tym czasie. Jakie talenty wozisz na tej balii, pani kapitan?
- No więc... - Zaczęła kobieta, jednak zmieniła pozycję, i ledwie w ciągu 2 sekund siedziała już na mężczyźnie okrakiem, uśmiechając się wyjątkowo szelmowsko - Ja bym to widziała tak... - Założyła Tomiemu ręce na kark - ... Zhakujesz zamówienie i dostaniemy antenę, którą zamontujemy po ucieczce z tego miejsca. Najpierw ranni wrócą spokojnie z Ambulatorium, no i chyba przecież ich nie będą tam trzymać domagając się zapłaty? Mógłbyś też namieszać im w systemach obronnych, dzięki czemu zwiejemy bez ostrzału, może i sobie konto podładujesz kredytami za pracę jaką tu wykonywałeś… jakoś mam przeczucie, że potrafiłbyś to wszystko zrobić, prawda? Co masz do stracenia, poza kolejnymi jełopami, którzy będą Cię szukać? A tak przy okazji, jestem Leena Hezal, statek zwie się “Fenix”, moja przyjaciółka to Becky Ryder, pewnie jej imię Ci już dzwoniło po głowie. No i tymi piratami, to tak jakby jesteśmy my... - Kapitan z każdym wypowiadanym słowem była swoimi ustami coraz bliżej ust “Magazyniera”.
Becky uśmiechnęła się dumnie, po tym jak Leena zdradziła jej prawdziwe imię, zastanawiając się przez chwilę, czy Tomi ją rozpozna. Ale oczywiście nie spodziewała się, aby w swojej sytuacji ich rozmówca zwrócił na nią uwagę - w końcu był mężczyzną i był teraz z Leeną...
Pilotce zdawało się nawet, że facet łapał panią kapitan za tyłek.


Ale on tego nie zrobił! Nie objął jej nawet.
- Ja wiem co mam robić - odparł Tomi - pytałem jak załoga może wspomóc działania. Sam wszystkiego nie zrobię. Trzeba załatać balię, ktoś musi zmajstrować ze dwie sondy i zaprogramować, przeprogramować transponder statku. Jestem z natury pesymistą. Zakładam że połowa rzeczy się spierdoli. Więc trzeba mieć alternatywę na każdy ważny punkt programu. Jakie ma osiagi statek? Prawdzie, bo katalogowe znam. - mówił usta w usta, czasem muskając wargi pani kapitan.

Po słowach wypowiedzianych przez Jimmiego, Leena wydęła usta, po czym odsunęła swoją twarz od twarzy mężczyzny.
- ”Balia” jest załatana, jedynie trzeba wymienić antenę - Powiedziała kapitan poważnym głosem - Nie wiem po co jakieś sondy… a osiągi statku nie Twój interes kochanieńki. Jeśli z kolei sam nie potrafisz zhakować zamówienia, czy wpuścić do systemu wirusa, który unieruchomi systemy obronne, to no cóż… chyba sobie niestety wyszukałyśmy niewłaściwą osobę - Kobieta zrobiła markotną minę.
- Sondy odciągną ewentualny ostrzał, gdyby systemy obronne zachowały sprawność, lub szybciej wróciły do sprawności. Osiągi statku przydadzą się do oszacowania ile potrzeba czasu by wyjść z zasięgu obrony. Myślałem też o drobnych odwracaczach uwagi niezwiązanych z komputerami, na czas gdy będziemy wylatywać z hangaru. Wszystko zgrane co do sekundy i uruchamiane na jeden przycisk.
- Cały plan pozostaw nam. Grunt abyś ty wykonał swoją część - wtrąciła się pilotka, nie mogąc już wytrzymać i dopiła zawartość swojego kieliszka.
- Nie mamy na statku żadnych sond - Powiedziała Leena i wstała z Jimmiego. Pochwyciła swój kieliszek, po czym wypiła resztę jego zawartości, a następnie zapaliła papierosa i usiadła ponownie na fotelu. Było widać, że jest lekko rozdrażniona…
- Dlatego sondy trzeba zbudować, mogę to zrobić, ale potrzebuję miejsca. Najlepiej tutaj, nie trzeba będzie ich potem przenosić. - odparł Tomi - Co do planu, to brakuje wam wiedzy o tutejszych detalach. Dłużej pożyjemy układając plan wspólnie.
Tomi wydawał się zdziwiony zmianą reakcji kobiet. Z marszu rozpoczął kreślenie planu, a tu takie coś. Kto zrozumie kobiety?

Pilotka złapała butelkę i kiwając lekko głową z rezygnacją, polała sobie i Leenie. Sądząc po dotychczasowym przebiegu dyskusji, miała wrażenie, że nie da się jej poprowadzić na trzeźwo.
Posłała kapitan pokorne spojrzenie, świadoma tego że sama polecała Tomiego. Ale jednocześnie zdając sobie sprawę że zaznaczyła iż znała go tylko z widzenia, przez co nie ręczyła za niego własną głową.

- Na pokładzie i tak nie mamy części, żeby jakieś sondy zbudować... - Kapitan wzruszyła ramionami - A zresztą, ile czasu zajmie Ci ich zbudowanie? 5 godzin, 10? Nie znam się na tym, więc pytam, ale od razu powiem, że nie mamy zamiaru tu siedzieć tak długo, a wątpię byś coś takiego w magiczny sposób skręcił w godzinkę.
 
Mekow jest offline  
Stary 22-02-2018, 21:38   #266
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Fenix

Na pokładzie statku zjawił się w końcu Nightfall. Nie był jednak sam, na medycznym hooverwózku siedziała Isabell. Dziewczyna była jeszcze odrobinkę blada, jednak zdecydowanie na drodze powrotu do zdrowia. Operacja zakończyła się więc sukcesem, a cyber-serce biło w Macolitce w najlepsze. Leena i Becky ucieszyły się na jej widok, było nawet lekkie obściskiwanie, Isabell jednak potrzebowała czasu i spokoju, by wrócić do pełni sił. Dziewczyna napomknęła, iż chętnie by się w końcu wykąpała, na co Kapitan zaproponowała jej swoją kajutę. W niej w końcu znajdowała się jedyna na “Fenixie” wanna, a tak byłoby wygodniej i bezpieczniej. Do pomocy Macolitce przydzielono więc Lolę...

Leena wezwała również na pokład Bullita, który zjawił się w ciągu 10 minut. Bix z kolei po opuszczeniu Ambulatorium szlajał się po kolonii, podobnie jak i Fenn. Ich także należało ściągnąć na statek…

~

W kantynie odbyło się kolejne zebranie załogi (bez Isabell, spóźniającego się Bixa, czy tam i Rose, oddelegowanej do siedzenia na mostku). Kapitan w sporym skrócie wyjaśniła dalszy plan działania, pomijając kwestię, iż nie tak całkiem się dogadała - czy tam dogadały z Becky - z niejakim Jimmi’m, miejscowym technikiem... inżynierem… whatever.

Plan polegał na sfałszowaniu zamówienia na antenę, potrzebną dla statku. Następnie ich “wtyka” miała zamiar namieszać w systemach kolonii, umożliwiając im ucieczkę, przy rozłożonych na łopatki systemach obronnych. W zamian za wszystko, młody mężczyzna chciał się z nimi zabrać. Czy można było jemu ufać? Pilotka twierdziła, że raczej tak, znała go z widzenia z przeszłości, inny statek, inna załoga, ale z tego co pamiętała wszystko było w porządku.


Wszelkie dyskusje, dotyczące całego tego planu, jakie rozpoczęto przy poobiednim piwku, przerwał komunikat Chulonów. Wywoływali kapitan, i prosili o spotkanie. Jak sami w owym komunikacie określili, “...jest pewna kwestia, z którą być może będzie mogła kolonii pomóc”.

Już złapali owego Jimmiego? Szykowali pułapkę? Czy może chodziło o całkiem co innego?






Jimmi

Inżynier w tym czasie udał się do swojej siedziby, by spakować wszelkie manele, oraz aby zabrać potrzebny sprzęt do realizacji planu, jaki przedstawił na łajbie piratkom. Swoją drogą… ciekawe jak sama kapitan daleko by się posunęła względem zapędów ku jego osobie. No cóż, nie sprawdził tego, czego trochę żałował, ale w dużym stopniu (chyba) nie rozumiał dokładniej wielu rzeczy, które tam miały miejsce. Nie no, ale nie w tym sensie oczywiście, w końcu w “tych” sprawach nie był zielony… ech te baby, kto je zrozumie.


Panel komunikacyjny przy drzwiach wydał z siebie ten wredny dźwięk, oznajmiający próbę połączenia. Tomi głośno westchnął, po czym przyjął połączenie.
- Hej, cześć! Fajnie, że jesteś! - Zobaczył na niewielkim monitorze nieco pobladłą gębę Paula, jednego z Magazynierów...
- Słuchaj, jest problem. Lian ten kretyn spadł z podnośnika. Podnośnik się zaciął na 3 poziomie regałów, ten baran tam wlazł, no i spadł. Jest połamany, dym jak cholera, i pewnie go za to wywalą! A ja chciałem spytać, czy ten… nie mógłbyś go zastąpić? Wiem, że już miałeś dzisiaj zmianę…

Jimmi spojrzał na czas. Skończył o 14, minęły ledwie 3 godziny, a teraz zaś ma iść do roboty i to do 22? A potem co, następnego dnia zaś od 6? O ile oczywiście będzie ten następny dzień w kolonii. Chociaż, z drugiej strony, byłby znowu w magazynie, i to oficjalnie, a to przydałoby się do dalszego działania.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 06-03-2018, 22:16   #267
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Doc spotkał się z Leeną w jej biurze. Uśmiechnął się na jej widok i spytał na powitanie.
- Jak ci się flirtowało z miejscowymi władzami? Coś jeszcze osiągnęłaś?
- Hm, co? - Zdziwiła się nieco kobieta - A nie… ja już z nimi więcej nie gadałam. Trochę się z Becky poszlajałyśmy po kolonii, no i spotkałyśmy tego całego Jimmiego...
- A ja też się poszlajałem i spotkałem pewnego typka, który może opylić nam trochę sprzętu w zamian za to co zostało nam po handlu z Chulonami.- stwierdził Doc skręcając sobie kolejnego papierosa.
- Jak na razie żadnego handlu nie było - Leena uśmiechnęła się przelotnie, wzruszając ramionami - Listę dostali, ale nic w tym kierunku jeszcze nie zostało z ich strony zadeklarowane.
- Nie podoba mi się to.- ocenił sytuację Doc przyglądając się kobiecie. -Zmuszają nas do czekania. Pytanie tylko na co.. lub na kogo. Osobiście wolałbym, żebyśmy jak najszybciej zapłacili rachunki. I mieli wolną rękę w kwestii odlotu.
- Może mają taki sposób myślenia? Albo się naradzają wśród owych Administratorów… możliwości jest wiele, ale fakt, powinniśmy uważać - Odpowiedziała Leena, szukając czegoś w swoim biurku.
- Może… to kiedy chcesz skontaktować z Rycerzami?- Bullit zmienił temat choć widać było, że porusza go niechętnie.
- Eeee… ja, czy Ty? - Głowa wciąż za czymś grzebiącej Leeny była niemal już wewnątrz jednej z szafek biurka - No ale do tego potrzebujemy tej cholernej anteny, nie?
- Niekoniecznie. Możemy skorzystać z połączenia tej bazy. I tak… ty… To ty chcesz się z nimi skontaktować.- wzruszył ramionami Doc.-To ty masz powód i argumenty mające zyskać ich poparcie dla twojego planu. Ja… nie mam nic. Ja jestem tylko twoim kontaktem. Postaram się skontaktować z jak najwyższymi szychami, ale potem… musisz sobie radzić sama.
- No ale Ty ich znasz… to może razem? - Zamarudziła Leena, w końcu wygrzebując z biurka maciupkie pudełeczko.
- Co... może razem?- Doc podrapał się po czuprynie. -Nie mam pojęcia dlaczego mieliby się zgodzić. Nie mam pojęcia jak ich przekonać. Nie mam pojęcia, dlaczego mieliby się w to mieszać. Może i na to pójdą, ale za cholerę nie wiem czemu.
- Rycerze Ciebie znają, to pogadają, a ja jako Kapitan też ponegocjuję. Można ich skusić chociażby nagrodą za łeb Rhieffa? Skoro z niego wredny sukinkot, to pewnie ma z wieloma na pieńku, a kryje się pod skrzydełkami Unii, więc byłoby wielu chętnych do odstrzelenia jemu pieprzonego łba?
- Taaa… może… - wzruszył ramionami Doc siadając na biurku.- Rycerze nie są łowcami nagród. Mają ten swój kodeks postępowania, ale ja go nie znam. Robią co robią… wedle własnych zasad i własnych powodów. Na pewno nie dla kasy, gdyż mają ponoć wielu bogatych sponsorów… czy donatorów, bo tak ich rycerze nazywają. Dlatego właśnie nie pokładam w nich nadziei. Z tego co wiem są dziwni. Po prostu.
- Ok, przyjęte do wiadomości - Leena sparodiowała dłonią zasalutowanie, po czym otworzyła naprawdę malutkie pudełeczko. Następnie ostrożnie wzięła coś na palec, po czym pokazała Bullitowi.


- Chciałabym, żebyś ten mikroczip wziął i dobrze schował. Tak na wszelki wypadek... - Schowała ponownie maciupki nośnik danych do opakowania.
-Schował gdzie? Na statku, przy sobie?- zapytał Dave sięgając po drobiażdżek.
- Chyba lepiej na statku? - Kobieta zamyśliła się na małą chwilę.
- Może w tym twoim małym sadzonkowie? - zaproponował Bullit. Po czym zamyślił się i spytał ponuro. - Chyba że… mam ukryć przed tobą?
- A widzisz taką potrzebę? - Leena uśmiechnęła się przelotnie, po czym wyciągnęła dla odmiany z biurka 2 szklanki i whisky. Nalała do obu…
- Nie wiem. Może.- zadumał się Bullit chowając przenośny chip z danymi.
- Ocho - Kapitan parsknęła śmiechem - Co Ty masz za myśli? - Przesunęła w jego stronę szklankę z alkoholem, po czym uniosła swoją, wykonała gest toastu, i łyknęła procenty.
- Twój stan medyczny, twoje zachowanie czasem.- ocenił Bullit również biorąc się za trunek. -To jest równie niepokojące, jak rosnąca niestabilność Nighta. Choć on zawsze miał dość drastyczne pomysły.
- A co z moim zachowaniem nie tak? - Zaciekawiła się Leena.
- Jeśli nie wiesz, to ja ci nie powiem.- odparł Doc z drapieżnym uśmiechem. A po chwili z poważną miną.
- Co jest na tym chipie?
- Wszystko - Kapitan nalała sobie więcej alkoholu niż wypadało do szklanki, po czym spojrzała na Bullita, przesuwając butelkę po blacie w jego stronę - O mnie, o statku, o nas, i wiele rzeczy, o których nikt z was nie wie - Tym razem ona spojrzała na niego poważnie.
- Dobra. Ukryję to gdzieś… w ambulatorium.- Doc jeszcze nie wiedział gdzie, ale przypuszczał, że da się chip doczepić gdzieś do którejś płytek w urządzeniach medycznych. By mógł udawać jego część.

W tym czasie Leena golnęła sobie porządnie Whisky, po czym wyciągnęła jakiegoś wymiętolonego papierosa i zapaliła.
- Hmm… to co jeszcze? - Spytała.
- Ty mi powiedz. Jak ci się podoba baza? Lepsze to chyba od kolejnej podejrzanej nory, w której to każdy będzie chciał nam poderżnąć gardziołka.- uśmiechnął się w odpowiedzi Doc nalewając sobie trunku.
- Nudno w cholerę, a są i ciekawsze miejsca, gdzie nie od razu każdy chce poderżnąć komuś gardło... - Kapitan zmrużyła na moment oczy.
-Taaa… ale alternatywa dla tej planetki, do nich się nie zaliczała. - przygadał jej doktorek.
- Geeez, Doc. Przed chwilą gadałeś, że się zmieniłam i to i tamto… sam się zmieniłeś, normalnie taki zdziadziały się zrobiłeś, że szkoda gadać - Kobieta pokazała na moment Bullitowi język.
- Po prostu wystarczy mi, że jedna cała galaktyka dyszy mi na kark. Nie potrzebuję jeszcze dyszenia jakichś miejscowych bandziorów.- wzruszył ramionami Dave. - Ja zdziadziałem? Cholera… nie wygrzebaliśmy się jeszcze z gówna w które to ostatnio wdepnęliśmy, więc jaki sens… miałoby szukanie wanienki z kolejnymi ekskrementami ?

Leena dmuchnęła dymka, po czym pokręciła głową.
- Teraz nie bardzo wiem o czym mówisz… może za mało wyjaśniłam? Tam gdzie moglibyśmy się wybrać, tam są tacy jak my, tam jest bezpieczna ostoja dla unikających prawa, to miejsce nazywałam kiedyś... domem - Uśmiechnęła się jakoś tak smutnie.
- Po dwóch poprzednich ostojach wysadzonych w powietrze, jakoś nie mam zaufania do trzeciej. - odparł zgryźliwie Bullit nie mając sentymentu do własnego domu i nie dbając o sentymenty innych.- Wiesz jak się nazywa człowiek powtarzający ten sam błąd licząc ciągle na nowy wynik? Idiota.
Wypił nieco trunku dodając. - Nie należy... powtarzam... Nie należy działać tak jak się oczekuje tropiący cię myśliwy. To podstawa ucieczki przed sługami prawa. Schowanie się pod latarnią, mylenie tropów, takie rzeczy… a nie pchanie się tam, gdzie spodziewają się nas znaleźć.
- Czyli fakt, że Rhieff napadł na ślimaka akurat jak u niego byliśmy, a później znalazła nas Unia u kochasia Becky to moja wina, i jestem idiotką tak? - Leena wypiła wszystko co miała w szklance na raz, a następnie energicznie zgasiła peta w popielniczce.
- Że byliśmy idiotami… tak. To nasza wina. Że daliśmy sobie podpiąć nadajnik. Że lecieliśmy do kolejnych miejsc, które nie uchroniły nas w ogóle.- zgodził się z nią Doc upijając alkohol.- Nory bezprawia mają swój urok… ale nie oczekiwałbym, że ktoś się za nami wstawi jak kolejny wojskowy kosmiczny krążownik przyleci z wizytą. A po dwóch norach bezprawia odwiedzonych pod rząd, gdzie byś nas szukała?
- Coś się nie możemy chyba dogadać odnośnie najprostszych spraw - Leena wzruszyła ramionami.
- Ano… więc dobrze, że nie jesteśmy starym małżeństwem. Bo byśmy musieli powrzeszczeć i trzaskać drzwiami.- zażartował Bullit.- A na końcu posłać na siebie rewolwerowców.
- Więc co Ty proponujesz po opuszczeniu tego nudnego miejsca? - Spytała.
- Nie wiem. Na razie chcesz się skontaktować z rycerzami. Pomogę ci z tym. Potem zobaczymy.- zamyślił się Doc.-Rhieffa dopadniemy, tylko z głową i planem. A nie huzia na Józia. Żadnego banku nie obrabia się wpadając do miasta na grzmotorożcach strzelając na prawo i lewo. Trzeba zaplanować.
- Nie mam zamiaru iść na żywioł, więc w sumie przykro mi, że tak durnowato o mnie myślisz... - Leena zapaliła kolejnego papierosa - Myślałam, że takie sprawy są już daleko za nami, jednak się chyba myliłam...
- Powiedzmy że od czasu tej podwózki materiału biologicznego na stację zombie raczej ciężko mi być optymistą.- wzruszył ramionami Doc nic sobie nie robiąc z przytyku Leeny.- Co chwila pół załogi bywa hospitalizowana, co chwila musimy uciekać na łeb na szyję. Kiedy ostatnio cokolwiek żeśmy planowali? Chyba podczas tej śnieżnej bitwy, gdzie blaszaka rozerwało i moją naprowadzaczkę na cele też. Potem było tylko gorzej, z kilkoma chwilami na złapanie oddechu. Tak jak teraz.
Spojrzał jej w oczy dodając.
- Jestem lekarzem… ale nie psychiatrą. Mówię jak jest bez lukru i owijania w bawełnę. Chcesz miłej i pocieszającej gadki, jak to jest wspaniale i cudownie, to cóż… masz Becky od tego. Jestem pewien, że pilotka poprawi ci humor. Na mnie nie licz. Nie jestem przytulaśny.

Tym razem Leena już nic nie powiedziała, jedynie głośno westchnęła, po czym ćmiła dalej. Raz spojrzała na Bullita, raz gdzieś na sufit…
- No no no… tylko mi się tu nie załamuj. Nie jestem na ciebie zły, czy wkurzony. Sytuacja jest jaka jest.- stwierdził pojednawczo Bullit.- Jesteśmy w ciemnej dupie i nie ma się tu co nawzajem obwiniać. Ale też…- wzruszył ramionami dopijając drinka.-... nie ma co szczerzyć zęby w naiwnym optymiźmie.
Spojrzał na panią kapitan i wzruszył ramionami dodając ugodowo.
- Jak ubijemy Rhieffa, to pewnie zostanie sporo łupów do wydania… może w tym twoim mieście rodzinnym? Przy czym głowę Rhieffa chcę dla siebie.
- Jak jeszcze będzie miał głowę - Wtrąciła kobieta - A dzielna załoga Fenixa nie wysadzi przypadkiem fantów.
- Wtedy dasz mi głowę Night’a albo Fenna, w zależności od tego który zawini.- zaśmiał się Bullit i dodał poważniej.-Chyba nie zamierzasz walczyć na statki z Rhieffem? My nie mamy przecież kompletnej załogi? To raczej walka w ich bazie. Oko w oko. Po tym zostają szczątki.
- Taki jest odgórny plan… załatwić go tak samo, jak on ślimaka. Ale właśnie nas za mało, dlatego potrzebujemy czyjejś pomocy - Leena zgasiła kolejnego peta w popielniczce, po czym wstała od biurka i kilka razy zamknęła oczy, mocniej niż normalnie je zaciskając.
- Chyba bóle głowy wracają… gdzie ja mam te Twoje prochy...
- Zawsze możemy chirurgicznie się przekraść i umieścić, parę taktycznych głowic nuklearnych po skrytobójczym zabiciu Rhieffa.- zaproponował Doc.- Pozostawione w odpowiednim miejscu na ich statku będą odpowiednią pamiątką… na krótko, bo zdetonowane zmiotą stateczek z kart historii, ale to tylko dywagacje.- machnął ręką i dodał.- Masz rację… potrzebujemy pomocy. Nie wiem tylko czy rycerze jej udzielą.
- Dobra, ale w tej chwili mamy inne sprawy na głowie, najpierw kolonia, potem Rhieff i związane z nim sprawy… to co, idziemy do pozostałych i czas na naradę?
- Ok. Chodźmy.- zgodził się z nią Bullit.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 06-03-2018, 23:49   #268
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Chwilę pomyślał i powoli skinął głową:
- Oook, ale przesuniesz mi zmianę z jutra o 6 na później. Bo w ja zlecę na łeb. Umowa stoi? - w końcu musiał kiedyś wszystko zmontować.
- No… myślę, że da się zrobić - Paul spojrzał na chwilę gdzieś w bok - Dobra, to za ile byś był? - Uśmiechnął się krzywo.
- Daj mi godzinę, muszę się ogarnąć - odpał Tomi.
- No… ok - Paul już się nie uśmiechał - Dobra, to na razie.
- Na razie - rozłączył się i zajął programowaniem. Nie wyglądało to na ciężką pracę, siedział na łóżku z przymkniętymi oczami, a praca trwała w jego zmodyikowanym cybernetycznie mózgu. Po jakiejś godzinie otworzył oczy i szybko zrzucił wyjściowe ciuchy. Wskoczył w służbowy kombinezon i ruszył na służbę. Po drodze zrzucając owoce swojej pracy na pendriva.

Gdy wkroczył do magazynu Paul od razu go znalazł i powiedział, że wszytko ma w kompie, Więc Tomi od razu zalogował się i przejrzał listę prac. Główny terminal był najbardziej na widoku, więc tylko przeczytał co potrzeba i ruszył w regały. Tam wybierając części do legalnych zleceń podpiął pendriva z wirusem. Ten po kilkunastu sekundach już zadomowił się w systemie i zaczął leniwą pracę. Tymczasem Tomi szybko prześlizgnął się przez zabezpieczenia i skorygował zamówienia, po pierwsze antena i części do złożenia sond. Zlecił wydanie z magazynu i wysyłkę na łajbę.
Złożył też zlecenie wymiany czujnika w hangarze, dziwnym trafem wpłynęło ono na jego konto.

Najlepsze zostawił na koniec. Zmienił datę serwisowania zapasowego systemu zasilania na północ. Zlecenie wrzucił dla najdokładniejszych i najwolniejszych dwóch mechaników w całej sekcji. Nie chciał zagłady całego osiedla, więc wybrał takich co powinni umieć to poskładać w razie alarmu.
Potem zabrawszy pendriva zajął się normalną robotą. Gdy dotrwał do przerwy “obiadowej” urwał się i szybko wrócił do kabiny. W martwym polu kamer w kabinie założył morficzny zestaw do kamuflażu. Na razie udawał swój wygląd, a w razie czego będzie gotowy na niespodzianki. Założył szelki ze sprzętem, w kaburę pod pachą wsadził gwoździownicę, a w uchwyt przy pasie wsunął mechaniczno-kinetyczny generator momentu obrotowego. Niby nic, a impulsacyjno -punktowe działanie mogło załatwić wiele spraw. Zamknął skrzynki z narzędziami. Wszytko zmieściło się w 3 skrzynki. Załadował to na wózek antygrawitacyjny i ruszył w kierunku hangaru.
 
Mike jest offline  
Stary 07-03-2018, 16:51   #269
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nightfall korzystając z chwilowej nieobecności Isabell i przypływu pozytywnej energii po jej powrocie do zdrowia, zabrał się za porządki w kajucie. Wgrał kilka solidnych tracków w system audio. W rytm bitów wstrząsających głośnikami przerzucał butelki i zgniecione puszki z podłogi do wielkiego wora.
- Pierdolę, aż tak się zapuściłem? - zarośnięte odbicie w hololustrze unosiło z niedowierzaniem brwi, nie mogąc uwierzyć w wygląd pomieszczenia i swojej zapuszczonej twarzy. Pirat pociągnął palcami brodę mierząc długość ciemnych włosów.
- Maszynka nie da rady, potrzebna ostra kosa - ocenił fachowo, rozglądając się za nożem. Wśród tych poszukiwań zarejestrował na półce rządek świeżo oczyszczonych, spreparowanych czaszek. Ostrze tkwiło w kości czołowej jednej z nich, wesoły, wyszczerzony stojak. Mężczyzna podrapał się po skroni z kłującą świadomością, że chyba nie jest do końca normalny.

~*~*~

Wszedł do kantyny w odświeżonym wydaniu, ogolony, z podciętymi włosami, mniej znoszonym, czystym ubraniu i nawet pachniał dobrą wodą kolońską.
- Dużo zależy od naszej wtyki. Nawet nie kwestia zaufania, czy umiejętności. Zwykły niefart może położyć plan - Night wtrącił się do narady, wyciągając z chłodziarki pokrytą lekkim szronem puszkę napoju orzeźwiającego. - Możemy go jakoś wesprzeć? Zwiększyć powodzenie operacji? - z sykiem odciągnął zawleczkę i pociągnął łyk.

- Jakąś bombę dywersyjną? Nie sądzę - odezwała się siedząca na kanapie Becky, między jednym kęsem kanapki a drugim. - Koleś się dobrze postara, bo to i o jego skórę tu chodzi. - zauważyła.

- Napiłbyś się ze szklanki wieśniaku... - Leena zwróciła się do Nighta - Co do zwiększenia powodzenia, możemy jakoś w całej sprawie skorzystać z talentów Vis, ona w końcu również się zna na hakowaniu i tym podobnych sprawach... - Kapitan spojrzała na Darakankę pogrążoną we własnych myślach.

- Bombę? Becky, nie poznaję cię - pirat odparł wesoło puszczając koleżance oko. - Nie podkradaj mi tekstów, możecie się śmiać, ale Chuloni uratowali Isabell, to czyni z nich spoko ufoli. Leena jak zwykle czyta mi w myślach. Właśnie o to chodzi, pomóc w mieszaniu w systemie, targaniu żelastwa na statek, może odciągnięciu uwagi tych którzy mogą się biednym Jimmim niezdrowo zainteresować...
Uniósł głowę przysłuchując się nadchodzącej wiadomości.
- Brzmi jak okazja spłaty długu w innej formie niż kredyty, choć jeśli zasoby kolonii nie wystarczą do uporania się z *problemem* musi być on bardzo nieciekawej natury - rozważał, czy warto przelewać zawartość do szklanki. - To się nazywa ekologia, nie trzeba marnować wody na mycie kufla - obrócił wieśniactwo w cnotę.

Fenn wyglądał na zmęczonego, wręcz padniętego, siedział na krześle w rozkroku z brodą na rękach zarzuconych na oparcie. Leniwie popijał piwo które kładł na podłodzę obok.
- Zawsze możemy pogrozić atomówką. - Valarianin odezwał się od niechcenia, co było słychać - Nie odważą się strzelić bo nie będą pewni czy blefujemy czy nie, a wtargnięcie na statek odpada z tego samego powodu. - pociągnął łyk trunku.

- Hm? Co? - Darakanka się “obudziła” - A tak, mogę pomóc, namieszać im w systemach, może jakieś… fałszywe alarmy przeciwpożarowe? Ale sama nie pójdę - Vis zerknęła w stronę Doca.

- Jasne… ale przede wszystkim, trzeba to zaplanować i uzgodnić z tym nowym. - wzruszył ramionami Bullit spoglądając po wszystkich.- To już bowiem jest sabotaż. Przestępstwo. A tutejsi są dość chyba surowi w kwestii łamania prawa.
Podrapał się po brodzie dodając.- Nie mówię, że pomysł jest zły, ale działanie tak na oślep, na hurra… to się może skończyć kłopotami. Chcecie próbować namieszać Chulonom? To należy to zrobić z namysłem i z planem.

- Właśnie go tworzymy - Leena wyjaśniła Bullitowi.

- To zacznijcie od zdobycia planów bazy.- zaczął rozważać głośno doktorek.-Da się niezauważalnie dostać poprzez komputery statku do ich bazy danych? Jeśli nie… nie mamy map technicznych. Nie wiemy gdzie można się bezpiecznie włamać. A zważywszy że na dość spory monitoring… spontaniczne włamanie zmieni się w spontaniczną wpadkę. Tym bardziej, że jeśli Vis ma być chroniona, to ja muszę być uzbrojony. A przecież… tu akurat pilnują by goście spluw przy sobie nie mieli.
Podrapał się po brodzie dodając.
- Więc… zacznijmy od zdobycia informacji i map. A potem można pomyśleć o bombach.

- Co do bomb to powiem raz jeszcze: Nie sądzę, aby to był dobry pomysł - powtórzyła pilotka, spoglądając zasadniczo na Doca, ale łapiąc też Nighta kątem oka.
- Zorganizowanie im ćwiczeń przeciwpożarowych to już prędzej, ale na pewno da się opóźnić alarm - mówiła dalej, spoglądając na Vis. - Tak abyśmy w momencie jego uruchomienia wszyscy byli na pokładzie... No da się chyba to tak zorganizować, aby nikt z nas tu obecnych nie ryzykował aż tak - zastanowiła się na głos. Tak jej zdaniem byłoby najlepiej.

- To nie skok na skarbiec międzygwiezdnego banku, ledwo wywołanie chaosu, by mysz mogła się przemknąć – Night wtrącił. – Nie trzeba wielkich planów. Wybrać rewir oddalony od miejsca zainteresowania i ściągnąć uwagę służb, a procedury same ich położą. Ewakuacja, śmacja, przyczyn doszukiwać się będą później. Życie najważniejsze. Albo przeciwnie, w miejscu zainteresowania, by Jimmi mógł umknąć w zamieszaniu, gdyby ktoś go przycisnął. Moja zdolność hakowania kończy się na przyłożeniu ognia pod czujnik, Doc pewnie wciąż przykłada ucho do torów, hakując pociągi, czy jadą, ale Vis na pewno ma swoje sposoby. Czego ci trzeba do operacji Mayhem? – zwrócił się do Darakanki. – Może być alarm pożarowy, równie dobrze skażenia powietrza, albo otwarcie cel w sekcji więziennej lub klatek w labach, użyjcie wyobraźni.

- Wpuśćcie im robaka zapętlającego nagrania z kamer, albo jakąś zbiórkę służb porządkowych, niech wykrywacze niepożądanego ruchu zwariują. Albo zwyczajnie w świecie zaspamujcie im system. - znowu zmęczonym głosem wtrącił się Fenn.
 
Cai jest offline  
Stary 08-03-2018, 13:04   #270
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Nie wyspałeś się? Masz to wszystko w dupie? Bo nie bardzo rozumiem, coś taki zaślimaczony i z takim obojętnym tonem? - Leena zwróciła się do Fenna, nie czekając jednak na odpowiedź mężczyzny, omiatając wzrokiem wszystkich zebranych, mówiła dalej:
- Bomb nie będziemy żadnych podkładać, których i tak zresztą nie mamy. Tu są cywile, może i dzieci, to nie w naszym stylu. Co do broni, owszem, mamy 2 pistolety, które już raz przeszły przez kontrolę i nic nie wydarło japy - Kapitan przelotnie się uśmiechnęła - Może mało, ale powinno wystarczyć, chociażby do ochrony Vis. Doc, żadnych włamów robić nie będziemy, nie rzeczywistych, ale wirtualnych. A do tego chyba wystarczy usiąść sobie niby nic w jednym z tych ich barów i podpiąć się w ich sieć, a następnie tam namieszać. Plany samej kolonii… nie wiem… może się do czegoś przydadzą. No i jak już proponowaliście, wszystko zgramy z tym Jimmim czasowo, i może ktoś się jemu przydać na miejscu, żeby coś faktycznie, przytachać na Fenixa, lub coś podobnego… gdzie jest do cholery Bix?

- “Zwiedzanie” - tu Fenn zrobił cudzysłów palcami - mnie zmęczyło. Nuuudy takie, nic ciekawego, a przepisów więcej niż w międzygwiezdnej książce kucharskiej.

- No właśnie, właśnie – Nightfall przytaknął z entuzjazmem. – Wykonać żołnierze, a ja ten, pomógłbym chętnie, ale mam już niezwykle ważne zadanie dbania o dobrą kondycję psychiczną pewnej uroczej blondynki i nie mogę – wysączał ostatnie krople z postawionej do pionu puszki zadzierając wysoko głowę i stukając w denko.
- Jak wspomniałem… strasznie tu ochronę mają podkręconą. Chyba nie ufają podwładnym z innych ras, a ci tu chyba stanowią większość personelu. Więc trzeba uważać, gdzie się podpina.- stwierdził Bullit krótko.
- Więc będziecie uważać - Powiedziała Leena równie krótko co on. Następnie spojrzała na Nighta - Ty sobie nie myśl, że będziesz jajami huśtał na pokładzie. Isabell ma odpoczywać, a zresztą dla Ciebie też mam zajęcie...

- Czegóż to wielcy gracze mogliby chcieć od nic nieznaczącego pionka, jakim jest Night? – pirat wielce umniejszał swoje znaczenie, uśmiechając się pod nosem. – Wiecie, że ja tylko strzelać umiem i wkurwiać ludzi, hobbystycznie.
- Wkurwiasz innych? Nie zauważyłem. - Fenn uśmiechnął się pod nosem - Bixu ostatnio miał być w ambu dupe curować.
Becky zamrugała oczami dla otrzeźwienia. Zaskoczyła ją świadomość Nighta - skoro wiedział że jest wkurzający, to dlaczego nic z tym nie robił? Chciał taki być?
- Ostatnio, ale... to on nadal tam jest? Aż tak z nim źle? - spytała, spoglądając na ich doktora. Nie sądziła, że małpiszony mogły aż tak poturbować ich olbrzyma.

- Bix cholero jasna, gdzie się szlajasz?? - Leena użyła Unicomu, by skontaktować się z mięśniakiem. Po chwili otrzymała w końcu odpowiedź… kilka razy powtórzyła “aha, aha, ok” , po czym się z “Młotkiem” rozłączyła.
- Bix się zgubił w kolonii, już tu pędzi - Poinformowała wszystkich z drwiącym uśmieszkiem.
- Dobra, to zrobimy tak - Leena wstała od stołu - Vis i Doc idą się gdzieś w kolonii podpiąć pod system, Doc dostaje spluwę niewidzialną dla czujników Chulonów. Nightfall z drugim pistoletem, i z Bixem idą do Jimmiego, żeby go pilnować i w razie czego pomóc w czym on tam pomocy będzie potrzebował. Becky siedzi na mostku, w każdej chwili gotowa do odlotu, Fenn w pełnym wdzianku siedzi w ładowni i w razie czego osłania pędzących do statku, ja idę na te pierniczone spotkanie z miejscowymi… aha, Isabell sobie odpoczywa, a Rose… niech też siedzi na mostku. Wszystko jasne? No to macie chwilę na zebranie gratów, a potem każdy do roboty, ale ogólnie czekamy wszyscy na sygnał do działania od Jimmiego, jasne? - Kapitan omiotła spojrzeniem załogę.

- Jasne - odpowiedziała Becky, której zadanie należało do tych z łatwiejszych - przynajmniej w pierwszych fazach całej roboty. - Miejsca w ładowni jest sporo, więc będzie dobrze, bez względu na to jakim pojazdem przywieziecie antenę - zwróciła się do Nighta.
Fenn leniwie pociągnął kolejny łyk piwa, na dyspozycje tylko zwrócił uwagę przeniesieniem wzroku z “dali” na kapitan. Spostrzegawczy mogli by zauważyć błysk nadziei w oczach Valariana.
- Haaai. - odpowiedział jedynie.
- No problem.- stwierdził Doc, choć było wiele problemów. Ale niestety tylko takich z które musieli przyjąć na klatę.
- Tak zajebisty, że przeciwnicy muszą łapać się handicapów - Night westchnął. - Tylko pistolet i bez pancerza, co? Niech was. No dobra, Chuloni spoko ufole, i tak nie chciałem ich za mocno przetrzebić, ale nie sądzicie, że z Bixem będziemy ściągać niepotrzebną uwagę na tajną operację pana J?
Odwrócił się, by odpowiedzieć Becky.
-Może nie będzie potrzebny, Młotek to jednoosobowa ciężarówka. Poza tym, nie chciałbym dostać mandatu za złe parkowanie.
Pilotka w odpowiedzi zwiesiła tylko głowę z rezygnacją.
- Masz jakiś sprzeciw? - Leena wbiła wzrok w Nighta. I nie było to spojrzenie zachęcające do dalszych dyskusji. Rysy twarzy kobiety stężały, a ona sama stała się nagle wyjątkowo poważna.

Drzwi się rozsunęły i do mesy wcisnął się Młotek
- Jestem Pani Kapitan, przepraszam Pani Kapitan, kolonia pierdolona nic tu nie ma tylko przepisy i zakazy. Kurwa całą obeszłem i monopola całodobowego nigdzie - byczek wyglądał jak zwykle komicznie gdy w obecności Kapitan starał się być jak najmniejszy i jak najbardziej skruszony. Rozejrzał się wokół niezorientowanym wzrokiem nie wiedząc o co chodzi i już nic nie zdając sobie sobie sprawy z rozgrywającego się konfliktu na linii Night-Leena.
Zaskoczona nagłym wejściem olbrzyma, ale jednocześnie rozbawiona jego przemową powitalną, Becky zachichotała rozbawiona.
- Spokojnie, nie przejmuj się - powiedziała beztrosko, - A pro po. Pod swoją nieobecność zgłosiłeś się na ochotnika, do pójścia z Nightem “na zakupy”. Po antenę międzygwiezdną i co wam tam w ręce wpadnie, i zabierzecie jednego takiego kolesia - powiedziała ze szczerym uśmiechem, - tylko te zakupy zabieramy bez płacenia, więc wiesz... - dodała.
- Na krechę? Dadzą nam ... aaaAAAAA!!! - zajarzył nagle i uśmiechnął się Bix - Zamawiam klepanie ochrony! Nareszcie jakaś akcja!

Night omiótł spojrzeniem Leene, Becky, na końcu Bix’a. Założył ręce za głowę i wyszedł se powoli, kołysząc się na boki bardziej niż zwykle, nie udzielając żadnych odpowiedzi ponad pełne satysfakcji.
- Hehehe
Fenn uśmiechnął się. Nadzieja zamieniła się w pewność po wypowiedzi Bixa. Koniec nudy i zabawa będzie murowana. Jeśli tylko nikt nie zdusi Młota i jego zapędów. Dokończył piwo po czym wstał i gwiżdżąc poszedł się przygotować.

- Z tym klepaniem to spokojnie. Postaramy się bez wzbudzania alarmu w całej koloni - odparła Becky, choć entuzjazm Bixa bardzo jej się podobał.
Potem spokojnie jeszcze raz obgadali cały plan - głównie tłumacząc Bixowi jego rolę, a ten kiwał głową, co niekoniecznie oznaczało że rozumie.
- Jak myślicie, moja pieszczocha przejdzie przez kontrolę? Przyda się, jak gówno walnie w wentylator?
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 08-03-2018 o 15:03.
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172