Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2018, 20:37   #42
Taive
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
Alexis grzała dłonie blisko ognia. Wzięła ze sobą dokładnie jeden komplet ubrania na specjalną okazję i uznała, że lepszej nie będzie. Nie przemyślała tylko tego, że bez kurtki, czy choćby swetra pod wieczór może być chłodno. Rozglądała się uważnie po ludziach, próbując zapamiętać nowe twarze, które ją otaczały. Dłuższą chwilę zatrzymała wzrok na Ericku, który stał w pobliżu innych legionistów, próbowała też odnaleźć wzrokiem tego, u którego ponoć można było nabyć porządny, tutejszy bimber - jednak nie wiedziała jak wyglądał ten mężczyzna, będzie musiała kogoś podpytać. Uwagę zwróciła również na psychologa, którego poznała wcześniej tego dnia, jednak od niego szybko uciekła wzrokiem, zanim ich spojrzenia mogły by się, o zgrozo, spotkać. Przez kilka chwil próbowała odszukać w wieczornym półmroku także swój ulubiony duet, Claude i Leokadię… Ze zdumieniem odkrywając w końcu, że mężczyzna jakimś cudem znalazł się bez swojej nowej drugiej połowy. Nie musiała się nawet starać, żeby ich spotkanie wyglądało neutralnie, bo ten właśnie stał przy stole z jedzeniem. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech i chwilę później znalazła się obok niego.
- Cześć. - Uśmiechnęła się lekko, stając obok niego. - Sporo nowych twarzy. Jakieś przemyślenia po kilku pierwszych godzinach w obozie?
- Do kilku godzin to jeszcze trochę brakuje. - Claude-Henri skinął głową na powitanie. - Ogólnie biorąc trudno narzekać. Chociaż, nie ukrywam, wolałbym teraz być tam. - Machnął ręką, wskazując tereny poza bazą. - I nie, nie chodzi mi o to, żeby mi przeszkadzało twoje towarzystwo. Czym się poczęstujesz? - Zmienił temat. - Warto spróbować, bo ponoć zazwyczaj na śniadanie, obiad i kolację są nieśmiertelne żelazne racje.
Dziewczyna uśmiechnęła się, nieco rozbawiona.
- Cieszę się, że to wyjaśniłeś. Inaczej byłoby to już drugie spławienie mnie, a po trzecim zaczynam się mścić - zażartowała - Zabawne jest to, że kiedy byliśmy tam… - ruchem głowy wskazała na palisady - to większość chciała być już tu. Ja najchętniej byłabym po drugiej stronie dopiero jutro. Dzisiaj jest dobry czas na to, żeby coś zjeść i porządnie się wyspać. - W odpowiedzi na pytanie mężczyzny rozejrzała się po stole, w poszukiwaniu czegoś smakowitego. - Próbowałeś już coś z tych rzeczy?
- Polecam to coś. - Wskazał na garnek, zawierający przedziwną, acz smaczną, mieszaninę różnych różności. - Bez nazwy, ale smaczne.
Alex nałożyła sobie nieco potrawy i najpierw obwąchała ją, a dopiero później wzięła do ust, kiwnęła głową z uznaniem.
- Nie mam bladego pojęcia co to. Nie smakuje jak absolutnie nic, co bym znała. Dobrze, że chociaż mięso nie smakuje jak dziwne, magiczne stworzenia, tylko jak… Mięso. Masz jakiś pomysł na to, dlaczego nie ruszamy poza bazę już jutro? To brzmi całkiem jak dzień stracony.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać Xaviera na zgodę na wyjście poza palisadę - odparł Claude-Henri. - Legia ma ponoć łuki. Chętnie bym odświeżył umiejętności gdzieś z dala od ciekawskich oczu.
- Jutro? - Dziewczyna wyraźnie się zainteresowała. - To byłoby coś. Dałbyś mi znać, gdyby się udało? Rozumiem, że niektórzy potrzebują odpocząć po potwornie męczącej wędrówce, ale ja do nich nie należę. Nie wiem, co miałabym tu robić cały dzień. - Spojrzała w stronę palisady, a na jej twarzy pojawił się delikatny, może wręcz nieco tęskny uśmiech. - Mam wrażenie, jakby ten świat mnie wołał - dorzuciła, trochę jakby do siebie.
- Może Xavier jest tak zmęczony, że nie ma sił ruszyć ręką ni nogą i innych sądzi według siebie - wysunął przypuszczenie Claude-Henri. - A może dojdzie do wniosku, że ci, co przebywają w tym świecie już jakiś czas, wyruszą w teren, a pozostali będą siedzieć w bazie i oswajać się z klimatem. Trzymaj więc kciuki, żeby się udało. Jeśli wypuści parę osób, to pewnie i innym się uda. W razie czego od razu dam ci znać. W którym jesteś namiocie? I z kim?
- Będę trzymać. Idąc od strony wejścia to drugi namiot od końca, po lewej stronie. Ze mną mieszka Luke, ten który szedł z nami, dziewczyna orientalnej urody… - Delikatnie zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć jej imię - Mar, Mar, zapamiętałam. Marie… Chyba Marie. I jej ojciec. Mogę zostawić jakieś znaki w okolicy namiotu, ale powinieneś trafić. Byłabym naprawdę wdzięczna za dobrą nowinę.
- Trafię na pewno. Jeśli nie pozwolą nam wyjść, też przyjdę ci powiedzieć - zapewnił. - I zaproszę do naszego namiotu. Czwarty od końca. Może razem wymyślimy sposób, jak się wyrwać z tej klatki na swobodę. Na przykład pożyczymy od Legii łopaty i zrobimy podkop. No a Lela może ci udzielić pierwszej lekcji strzelania. Odpowiednia postawa i tak dalej. Lepiej tego nie robić przy zbyt wielu świadkach.
- Zawsze dobrze mieć plan na każdą ewentualność. Łopaty to może przesada, raczej ktoś zobaczy zamieszanie, ale jakby się znalazły drabiny… To już można myśleć. A z lekcji strzelania chętnie skorzystam. Aż żałuję, że nie zabrałam się za takie przed tą podróżą.
- Drabiny to pewnie strażnicy by zauważyli. - Claude-Henri udał, że się głęboko zastanawia. - Ciekawe, jaka głęboka jest ta przepaść. Może by tamtędy? Tam z pewnością nikt nie pilnuje - dodał zdecydowanie żartobliwym tonem. - Naukę strzelania naprawdę polecam, a Lela, tak mi się przynajmniej zdaje, ostatnimi czasy miała z łukiem więcej do czynienia, niż ja.
- Nie, tam nie ma wart. Sprawdzałam, a i mam potwierdzenie z dobrego źródła. Można próbować, chociaż stamtąd daleko nie uciekniemy. Chyba, że w dół. Aczkolwiek sam widok takiej przepaści może być wart zachodu. - Dziewczyna spojrzała w stronę niestrzeżonej części palisady, zasłoniętej przez budynki.
- Pożyczymy od Legii liny i w drogę - zażartował Claude-Henri.
- Myślisz, że wpuszczą nas, jak zapukamy do bram w drodze powrotnej? - Dziewczyna zdawała się całkiem poważnie rozważać opcję ucieczki.
- Oczywiście. Wszak musi się im zgadzać ilość głów. Wezmą nas najwyżej na dywanik. I powiemy, że przeskoczyliśmy palisadę o tyczce.
- Że zostaliśmy zmuszeni przez niewidzialnych wrogów. Albo porwani, przez latających. Coś się wymyśli - dorzuciła Alex, rozbawiona. - Gorzej, jak jednak już nie wrócimy.
- Gorzej dla nas, czy dla nich?
Alexis zastanowiła się przez chwilę.
- Dla nich z całą pewnością. Dla nas tylko w połowie przypadków. Czyli jeśli nie wrócimy z innego powodu, niż własny wybór.
- Czyżbyś się zastanawiała nad pozostaniem tu na dłużej? - zainteresował się Claude-Henri. - W takim razie posługiwanie się bronią zdecydowanie ci się przyda. Albo musisz poczekać, aż spotkamy przedstawicieli tutejszych cywilizacji i się z nimi zakolegować. Życie na samych korzonkach dobrze robi na linię, ale dla zdrowia ma fatalne skutki. A co do linii... - Obejrzał Alex od stóp do głów, jakby ją oceniał, co w świetle ogniska zdecydowanie nie było obiektywne. - W tej materii chyba nie narzekasz?
Spostrzeżenie mężczyzny dotyczące jej planów, wyraźnie zmieszało dziewczynę, jednak po tej pochwale odzyskała ona pewność siebie.
- Oj, nie, zdecydowanie nie narzekam. Chociaż nie powiem, nie ma nic za darmo. Ale słuszna uwaga, korzonki nie są mi potrzebne. Z resztą… Już ustaliliśmy, nie mam zielonego pojęcia które będą jadalne, a które z nich tylko raz.
- Czyli potrzebni będą tubylcy. Albo króliki doświadczalne - stwierdził Claude-Henri. - Ale skoro masz króliki, to korzonki ci nie są potrzebne... Z owocami jest dużo łatwiej. Ptaki zazwyczaj jadają tylko te, które i ludzie mogą jeść. Łowiłaś kiedyś ryby?
Alexis tylko pokręciła głową.
- Niestety, wychowałam się w mieście. Szukanie sobie jedzenia oznaczało dla mnie trochę co innego, niż dla kogoś mieszkającego w dziczy. Porażka, nie? Wybrałam się na wyprawę w dziki świat, a nie mam podstawowych umiejętności. Cóż, lepiej naprawiać błędy późno, niż wcale.
- Zdecydowanie nie jesteś przygotowana do życia osadniczki, pionierki. - Claude-Henri pokiwał głową. - Masz trochę do nadrobienia, ale, jak mówią, odpowiednie okoliczności sprzyjają rozwojowi odpowiednich umiejętności. Poza tym zdajesz sobie sprawę ze swoich braków, a to poważna zaleta. Nie rzucisz się, jak głupia, na głęboką wodę w nadziei, że się nagle nauczysz pływać, dzięki cudownemu zrządzeniu losu.
- Jeszcze trochę dziczyzny z... z nie wiadomo dokładnie czym? - zaproponował.
- Fakt, nie mam doświadczenia w życiu poza cywilizacją. Ale w życiu w niesprzyjających warunkach? Tu doświadczenie mam spore. I na całe szczęście, potrafię uczyć się na cudzych błędach, nie tylko na własnych. Trochę nauki i jakoś to będzie. - Za propozycją spojrzała na stół, dołożyła sobie nieco dania. - Czyli jesteśmy umówieni. - Uśmiechnęła się lekko.
- Na każdą okoliczność - odparł, dołączając lekkie, potwierdzające skinienie głowy. - A jutro zobaczymy, jak kij popłynie. - Również się uśmiechnął.
Delikatny cień uśmiechu pozostał na jej ustach, kiedy odchodziła. Tym razem instruktor zdawał się być znacznie bardziej chętny do udzielenia jej pomocy w nauce, czy choćby wskazówek. Trochę głupio, że domyślił się planów dziewczyny, ale nic nie mogła na to poradzić. Zresztą, nie potwierdziła, więc nie miał faktycznych informacji na ten temat, a jedynie swoje domysły. Owszem, miała sporo nauki przed sobą, ale też nigdzie jej się nie spieszyło. Póki co, nie było zresztą dokąd iść. Baza pierwsza była dobrym miejscem, z dachem nad głową i wygodami możliwie najbardziej w takich warunkach zbliżonymi do tych, do których przywykła. W tej sytuacji próby działania na własną rękę nie miały sensu. Wszystko w swoim czasie…
 
Taive jest offline