Chwila łażenia między popalonymi zabudowaniami i wszystko stało się jasne. Nie dość, że udało odnaleźć się ślady małych, koślawych stóp i równie licznie występujące wilcze tropy, to dodatkowo w nadpalonej szopie odnalazł się kolejny trup napastnika. Przyszpilone do ściany budynku za pomocą wideł ciało należało do zielonoskórego, pokracznego osobnika, ze szpiczastymi uszami, długim nochalem i wydatną szczęką, z której ponad wargi wystawały pokruszone, żółte zębiska. Jednym słowem, udało znaleźć się sprawców napadu - gobliny. Nie udało się natomiast odnaleźć piwnicy, gdyż budynki były na wpół zawalone, a do tego w ich pobliżu było nadal zbyt ciepło, aby metodycznie szukać. Przyprowadzone przez Lothara krasnoludy, które zdążyły już wejść na następny stopień alkoholowego upojenia oświadczyły, że nie mają zamiaru zamienić się w przyrumienione skwarki. A jak zobaczyły goblinie truchło, to wpadły w taką wściekłość, że po chwili zamiast dowodu świadczącego o sprawcach napadu, w szopie leżał nierozpoznawalny kawał mielonki...
Udanie się w drogę wprost na wzgórza, w kierunku kopalni okazało się nad wyraz słusznym wyborem. Ślady co prawda nie były nazbyt widoczne, ale co jakiś czas można je było wypatrzyć i znaleźć potwierdzenie, że wataha goblinów jechała ku Czarnym Szczytom.
Jednak ostateczne potwierdzenie leżało około mili za rozstajami. Pod drzewem, na skraju lasu spoczywał krasnolud. Z jego ciała sterczało kilka goblinich strzał, przy boku leżał okrwawiony topór, a wokoło spoczywały cztery poharatane goblińskie ścierwa. Czterech górników natychmiast podbiegło do ziomka, krzycząc coś w swoim języku. Po chwili Fungnir zawołał do ludzi, aby podeszli.
Widać było, że krasnolud pod drzewem był bliski śmierci. Bladość na twarzy i zalany krwią kubrak świadczyły, że nie pozostało w nim wiele życia. Gdy zobaczył przedstawicieli wysokiej rasy przed sobą, znów zaczął mówić, tym razem w reikspielu.
-
Gobliny... Gobliny są w naszej kopalni... One... One zabierają nasze złoto... - po tych słowach zemdlał. Khazadzi znów zaczęli wykrzykiwać i miotać się, czyniąc więcej złego niż dobrego.