-
Pięć… Sześć… - najemnik odliczył monety w dłoni. -
A, kurwa, niech ma siedem. Na łez otarcie. Atanaj chyba już się nie znajdzie. A mówiłem, kurwa, z magią nie ma żartów.
Najemnik przystanął, zastanawiając się. Ungoł zapewne leżał zamordowany gdzieś w borze, czy to z ręki ludzkiej czy też zwierzęcej. Lub też zabłądził i umarł z głodu. Albo też po prostu znudził się wariackimi wypadami i postanowił udać się na wschód, do ojcowizny. Albo po prostu powędrował do guślarki, by uczyć się arkan i dupczyć nalaną babę, myślał Schierke. We wszystkich tych przypadkach, Atanaj zapewne był efektywnie martwy dla Franza. Znaczyło to, że Franz wyszedł na plus. Nie musiał udawać się na zachód z Ungołem. A i też był taki czas, że wolałby tego nie robić.
- Spytaj się wiedźmy, gdzie podziewa się jej kochaś. Ale nie daj się zabić. Stara baba może być wściekła, wszakże paru z nich usiekliśmy. A gadałem przecież, że pod topór mi najść kto może. No. Bywaj.
Franz patrzył, jak zakapturzona postać oddala się w mrok.
* * *
Franz zjadł śniadanie, podziękował Gerdzie i wytrzeszczył oczy. Czy w istocie była to elfka, którą spotkał na drodze? Zamrugał i skrzywił się. Nie podobało mu się to. Kim rzeczywiście była i o czym rozmawiała, niewiele go to obchodziło. Jednak wolał nie zdradzać samego siebie, toteż postanowił słuchać, sam pozostając w cieniu.
Słuchał przez pewien czas Brentona i Ragnara, którzy deliberowali na tematy łodzi, jednak nie włączał się w te rozmowy zbyt żywo. Co do gorącej atmosfery w głuszy poza Salkalten, wątpił. Nie był to pierwszy raz, kiedy w okolicach grasowali rozbójnicy lub zwierzoludzie, napadając na karawany i mordując, kogo się da. Wiedział, że prędzej czy później imperialni ukrócą tą samowolę, do kogokolwiek ona naprawdę należała. Jeśli miasto rzeczywiście jakimś cudem zostałoby oblężone, Schierke zamierzał o nie walczyć.
W tych burdelach nogi rozkładały zbyt piękne kurwy, by po prostu dać temu wszystkiemu spłonąć, pomyślał żywo Franz.
Gdzieś w połowie rozmów rzekł:
- Idę się odlać, wrócę zaraz.
Po czym wstał od stołu i wyszedł, najpierw rzeczywiście do wychodka, później tylnym wyjściem karczmy na ulice miasta. Zamierzał tego dnia załatwić jeszcze parę spraw, niekoniecznie związanych z wesołym towarzystwem pokancerowanego przez płomienie krasnoluda i kandydata na rycerza.
* * *
Zebrane przez najemnika wieści zaniepokoiły go. Co prawda najpierw sądził, że banda, która morduje mieszkańców Ostlandu była rzeczą normalną - trupy na trakcie to rzecz nie nowa, wiadomo było, że kto się zbyt głęboko w bór zapuści, ten musiał ponieść tego konsekwencje. Skoro jednak miara ściętych głów przekroczyła swoją zwyczajną normę, rzecz trzeba było zbadać, i to jak najszybciej. Naprawienie obrazu i zainkasowanie za niego nagrody będą musiały poczekać. Jeśli grasująca banda była tak dużym problemem, że mogłaby napaść na Salkalten, to mogłoby być i tak, że w mieście nie zostaną ściany, na których by można zdezelowany obraz powiesić. Przetasowawszy priorytety w głowie, reketer zaczął układać plan.
Pierwszą rzeczą, którą musieli zrobić, to wywiedzieć się, gdzie jest owa armia, co wsie wyżyna w pień, kto jej przewodził, jak daleko byli od Salkalten, czy i kiedy zamierzali uderzyć, a wreszcie - jaką drogą będą iść. Drużyna zatem potrzebowała przepatrywacza. Potrzebowali znaleźć bandę, a później przyczynić się do jej upadku. Przynajmniej z tą rzeczą Brenton i Ragnar mogli mu pomóc. Być może młodzik wreszcie będzie mógł zostać pasowany na rycerza w szykującej się rejzie, a krasnolud, zgodnie ze swoim dotychczasowym życzeniem śmierci, znajdzie ją. Schierke jednak nie zamierzał atakować przeciwnika bez solidnego planu. Który zamierzał im wyłuszczyć wkrótce, a którego zalążki pączkowały obok wspomnień o zamordowanej dziewczynce i pośladkach legendarnej Rity ze znajomego burdelu.
Postanowiwszy zorganizować wyprawę i wynaleźć sposób, jak na niej skorzystać, skierował kroki z powrotem do Rudej Owcy.