| Czas uciekał z prędkością wystrzeliwanych przez działko Hektora naboi. Ciągle było go za mało, a za dużo do zrobienia, załatwienia i porozmawiania. Za dużo kłopotów i problemów na ozdobionej Obrożą głowie Rosjanki z brązowym numerem 0 wypalonym na pancerzu.
Nie miała pojęcia co robi, czy ma to w ogóle jakikolwiek sens. Działała… na ślepo, po omacku i miała paskudne przeczucie gdzieś z tyłu karku, że zaraz coś zepsuje jak to miała w zwyczaju. Tym bardziej spinała się zbiegając po schodach aż stanęła na twardej, oświetlonej słonecznym blaskiem płycie lotniska. W klimatyzowanej wieży upał nie doskwierał tak mocno, jak gdy wyszło się w tej blaszanej puszce na żywy, lejący się z nieba żar. Do tego ta duchota, wpychająca w nozdrza mokre, stęchłe kawałki waty. Vinogradova w jednej sekundzie straciła ochotę aby iść gdziekolwiek dalej, tym bardziej pchać się po odsłoniętym terenie, gdzie słońce nie miało żadnej przeszkody w przypalaniu parchatego worka z mięsem… ale musiała.
Musiała się ruszyć i spróbować załatwić dodatkowe ręce do pomocy. Wsparcie kogokolwiek z jednostek cywilnych byłoby teraz dla obsady lotniska jak zbawienie. Zrobiła pierwszy krok, a jasne i ostre promienie momentalnie szczypnęły odsłoniętą skórę karku, twarzy i dłoni. Informatyczna nie miała pojęcia jak Zoe, Chelsey i pozostali wytrzymują w pancerzach, do tego obciążeni sprzętem i są jeszcze w stanie efektywnie walczyć… albo myśleć. Ona miała wrażenie że upał razem z potem i siłami, pozbawia jej też szarych komórek.
Dotoczyła się jednak do terenówki zajmowanej przez biznesmena w bieli. Mimo całego wachlarza negatywów wciąż wolała rozmawiać właśnie z nim, nie z najemnikiem bez twarzy. Anatolija przynajmniej rozumiała… i lubiła. Skrycie, żeby Johan nie widział.
Obydwa pojazdy z klubu stały dość blisko siebie. I terenówka i furgonetka. “Gospodin” jednak był widoczny właśnie w terenówce. Gdy Brown 0 zbliżała się do niej widziała przez wciąż zachlapane gliniastym, zaschniętym już błotem i przysypane pudrem pyłu szyby sylwetkę Rosjanina. No jego ochroniarzy naturalnie. Właściwie to przy mijanej pancerce też kręcili się ci tajemniczy komandosi Aki. Ochroniarze w garniakach musieli dać znać szefowi o nadchodzącym gościu bo ten podniósł głowę w jego stronę. Coś chyba powiedział ale co to Vinogradova nie słyszała. W każdym razie gdy podchodziła do pierwszego “garniaka” ten lekko skinął głową w stronę terenówki dając znak, że może przejść dalej. Więc przeszła. Stanęła przed drzwiami pojazdu które znowu otworzył jakiś kolejny ochroniarz. Z wnętrza buchnęło przyjemnym chłodem klimatyzowanego powietrza i równie przyjemnym zapraszającym gestem “gospodina”.
- Cóż cię sprowadza Słowiańską Różyczkę w progi skromnego biznesmena? - zapytał jowialnie wskazując na miejsce po drugiej stronie pojazdu naprzeciw siebie. Sam siedział na tylnej ławie rozłożonej wzdłuż kufra terenówki. Z bliska widać było jak ostatnie godziny i kilometry odcisnęły na nim swoje piętno. Nie tak dawno, biały, elegancki garnitur teraz był zakurzony, poplamiony błotem i posoką tak ludzi jak i stworów. Zwłaszcza rzucało się to kontrastem w oczy gdy pamiętało się jak wyglądał w swoim bunkrze przecież nie tak dawno temu. No i w bunkrze nie chodził z tym wielkim rewolwerem w kaburze na biodrze. Tylko ciemne okulary, złoty zegarek i uśmiech zdawały mu się błyszczeć tak samo jak tam, w trzewiach jego podziemnej posiadłości.
- Ja… cieszę się, że nic wam nie jest Anatoliju Morvinoviczu - Parch zaczęła schrypniętym głosem, wbijając wzrok we własne dłonie. Mówili w ojczystej mowie, ale i tak brakowało jej słów - Chciałam też… “przepraszam” nie cofnie czasu, ani nie przywróci waszemu człowiekowi życia. Jest… jest mi niezmiernie przykro i… gdybym mogła, bez wahania zamieniłabym się z nim miejscami… tam, na dole - przełknęła nerwowo ślinę, splatając ręce żeby nie trzęsły się jak wyciągnięte z chłodni - Proszę… to moja wina, nie powinnam… nalegać na oddelegowanie… kogoś od was.
- Tak, to przykre. - Anatolij pokiwał głową w zadumie chociaż bez zbytniego zaangażowania. - Ale taka praca i okoliczności. Zdarza się. Po prostu się zdarza. Wiedział na co się pisze. Jak my wszyscy tutaj. Ale oczywiście jego bliscy dostaną odszkodowanie. - biznesmen wydawał się dość biznesowo podchodzić do tematu. A może nie chciał by rozmówczyni podchodziła do tego tak poważnie i drastycznie jak to zarysowała w swojej rozmowie. - No i nie mów takich rzeczy z tą zamianą, drugiej takiej Różyczki to by ciężko było znaleźć na zastępstwo. No i jesteś o wiele przyjemniejsza dla oka niż on. - Anatolij uśmiechnął się lekko kończąc nieco bardziej optymistycznym akcentem.
- Dz… dziękuję wam za dobre słowo - informatyczka poczerwieniała, spuszczając speszony wzrok na ziemię. Nosiła Obrożę, z nią nie czuła się ani ładna ani użyteczna. Czasem coś jej wyszło, ale ile popsuła po drodze to już inna sprawa.
- Wy również jesteście… bardzo dobrym człowiekiem. Cieszę się, że m-mogłam was poznać - w porę ugryzła się w język, zanim palnęła coś niestosownego. - Proszę wybaczyć że zawracam wam głowę i znowu… odciągam od obowiązków. Przyszłam… spytać czy wy i wasi ludzie nie pomoglibyście przenieść sprzętu z kapsuł do terminala? Żołnierzy jest mało, już zostali… rozdysponowani po obiekcie, a ciągle… brakuje rąk do… pomocy. Wszyscy jesteśmy tu uwięzieni, pomyślałam… że może zgodzilibyście się… choć trochę… nie tylko Olimpia ma przy sobie sprzęt nagrywający - odważyła się podnieść wzrok na twarz rozmówcy - Nasze Obroże też posiadają opcję utrwalania części nagrań i przekazywania ich w miejsce inne niż sensory Centrali na orbicie. Na przykład jako załącznik do reportażu IGN. Kwestia… odpowiedniego przedstawienia uwiecznionych na nim ludzi.
- Ciekawe rzeczy opowiadasz Różyczko. - Rosjanin zmrużył oczy i zastanawiał się chwilę. - No tak, na pewno by to dobrze wyglądało ale sama widzisz jak niewielu pracowników i sprzętu mi pozostało. - ciemnowłosy biznesmen w poplamionym garniturze rozłożył ramiona jakby chciał objąć gestem i obydwa pojazdy w podobnym stanie jak i on jak i tych paru ochroniarzy jacy przy nim zostali. - A gdzie jest ta kapsuła? - zapytał gdy dłonie wróciły mu z tego rozłożystego gestu i złożyły mu się w piramidkę.
Rosjanka odpaliła holo Obroży i ustawiła je tak, aby gospodin mógł zobaczyć wyświetlaną przez system mapę.
- Są trzy. Black, Green i Brown. Chodzi o tę ostatnią… na razie. - pokazała palcem na migający punkt - Pierwszą da się przenieść, gdy… pozostali z grupy Black wrócą z kościoła. Widzicie Anatoliju Morvinoviczu, to niedaleko, a sami widzieliście tam na górze, na dachu, ile dobra potrafi zmieścić jedna taka kapsuła.
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead. |