Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2018, 23:30   #259
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Czas uciekał z prędkością wystrzeliwanych przez działko Hektora naboi. Ciągle było go za mało, a za dużo do zrobienia, załatwienia i porozmawiania. Za dużo kłopotów i problemów na ozdobionej Obrożą głowie Rosjanki z brązowym numerem 0 wypalonym na pancerzu.
Nie miała pojęcia co robi, czy ma to w ogóle jakikolwiek sens. Działała… na ślepo, po omacku i miała paskudne przeczucie gdzieś z tyłu karku, że zaraz coś zepsuje jak to miała w zwyczaju. Tym bardziej spinała się zbiegając po schodach aż stanęła na twardej, oświetlonej słonecznym blaskiem płycie lotniska. W klimatyzowanej wieży upał nie doskwierał tak mocno, jak gdy wyszło się w tej blaszanej puszce na żywy, lejący się z nieba żar. Do tego ta duchota, wpychająca w nozdrza mokre, stęchłe kawałki waty. Vinogradova w jednej sekundzie straciła ochotę aby iść gdziekolwiek dalej, tym bardziej pchać się po odsłoniętym terenie, gdzie słońce nie miało żadnej przeszkody w przypalaniu parchatego worka z mięsem… ale musiała.
Musiała się ruszyć i spróbować załatwić dodatkowe ręce do pomocy. Wsparcie kogokolwiek z jednostek cywilnych byłoby teraz dla obsady lotniska jak zbawienie. Zrobiła pierwszy krok, a jasne i ostre promienie momentalnie szczypnęły odsłoniętą skórę karku, twarzy i dłoni. Informatyczna nie miała pojęcia jak Zoe, Chelsey i pozostali wytrzymują w pancerzach, do tego obciążeni sprzętem i są jeszcze w stanie efektywnie walczyć… albo myśleć. Ona miała wrażenie że upał razem z potem i siłami, pozbawia jej też szarych komórek.
Dotoczyła się jednak do terenówki zajmowanej przez biznesmena w bieli. Mimo całego wachlarza negatywów wciąż wolała rozmawiać właśnie z nim, nie z najemnikiem bez twarzy. Anatolija przynajmniej rozumiała… i lubiła. Skrycie, żeby Johan nie widział.

Obydwa pojazdy z klubu stały dość blisko siebie. I terenówka i furgonetka. “Gospodin” jednak był widoczny właśnie w terenówce. Gdy Brown 0 zbliżała się do niej widziała przez wciąż zachlapane gliniastym, zaschniętym już błotem i przysypane pudrem pyłu szyby sylwetkę Rosjanina. No jego ochroniarzy naturalnie. Właściwie to przy mijanej pancerce też kręcili się ci tajemniczy komandosi Aki. Ochroniarze w garniakach musieli dać znać szefowi o nadchodzącym gościu bo ten podniósł głowę w jego stronę. Coś chyba powiedział ale co to Vinogradova nie słyszała. W każdym razie gdy podchodziła do pierwszego “garniaka” ten lekko skinął głową w stronę terenówki dając znak, że może przejść dalej. Więc przeszła. Stanęła przed drzwiami pojazdu które znowu otworzył jakiś kolejny ochroniarz. Z wnętrza buchnęło przyjemnym chłodem klimatyzowanego powietrza i równie przyjemnym zapraszającym gestem “gospodina”.

- Cóż cię sprowadza Słowiańską Różyczkę w progi skromnego biznesmena? - zapytał jowialnie wskazując na miejsce po drugiej stronie pojazdu naprzeciw siebie. Sam siedział na tylnej ławie rozłożonej wzdłuż kufra terenówki. Z bliska widać było jak ostatnie godziny i kilometry odcisnęły na nim swoje piętno. Nie tak dawno, biały, elegancki garnitur teraz był zakurzony, poplamiony błotem i posoką tak ludzi jak i stworów. Zwłaszcza rzucało się to kontrastem w oczy gdy pamiętało się jak wyglądał w swoim bunkrze przecież nie tak dawno temu. No i w bunkrze nie chodził z tym wielkim rewolwerem w kaburze na biodrze. Tylko ciemne okulary, złoty zegarek i uśmiech zdawały mu się błyszczeć tak samo jak tam, w trzewiach jego podziemnej posiadłości.

- Ja… cieszę się, że nic wam nie jest Anatoliju Morvinoviczu - Parch zaczęła schrypniętym głosem, wbijając wzrok we własne dłonie. Mówili w ojczystej mowie, ale i tak brakowało jej słów - Chciałam też… “przepraszam” nie cofnie czasu, ani nie przywróci waszemu człowiekowi życia. Jest… jest mi niezmiernie przykro i… gdybym mogła, bez wahania zamieniłabym się z nim miejscami… tam, na dole - przełknęła nerwowo ślinę, splatając ręce żeby nie trzęsły się jak wyciągnięte z chłodni - Proszę… to moja wina, nie powinnam… nalegać na oddelegowanie… kogoś od was.

- Tak, to przykre. - Anatolij pokiwał głową w zadumie chociaż bez zbytniego zaangażowania. - Ale taka praca i okoliczności. Zdarza się. Po prostu się zdarza. Wiedział na co się pisze. Jak my wszyscy tutaj. Ale oczywiście jego bliscy dostaną odszkodowanie. - biznesmen wydawał się dość biznesowo podchodzić do tematu. A może nie chciał by rozmówczyni podchodziła do tego tak poważnie i drastycznie jak to zarysowała w swojej rozmowie. - No i nie mów takich rzeczy z tą zamianą, drugiej takiej Różyczki to by ciężko było znaleźć na zastępstwo. No i jesteś o wiele przyjemniejsza dla oka niż on. - Anatolij uśmiechnął się lekko kończąc nieco bardziej optymistycznym akcentem.

- Dz… dziękuję wam za dobre słowo - informatyczka poczerwieniała, spuszczając speszony wzrok na ziemię. Nosiła Obrożę, z nią nie czuła się ani ładna ani użyteczna. Czasem coś jej wyszło, ale ile popsuła po drodze to już inna sprawa.
- Wy również jesteście… bardzo dobrym człowiekiem. Cieszę się, że m-mogłam was poznać - w porę ugryzła się w język, zanim palnęła coś niestosownego. - Proszę wybaczyć że zawracam wam głowę i znowu… odciągam od obowiązków. Przyszłam… spytać czy wy i wasi ludzie nie pomoglibyście przenieść sprzętu z kapsuł do terminala? Żołnierzy jest mało, już zostali… rozdysponowani po obiekcie, a ciągle… brakuje rąk do… pomocy. Wszyscy jesteśmy tu uwięzieni, pomyślałam… że może zgodzilibyście się… choć trochę… nie tylko Olimpia ma przy sobie sprzęt nagrywający - odważyła się podnieść wzrok na twarz rozmówcy - Nasze Obroże też posiadają opcję utrwalania części nagrań i przekazywania ich w miejsce inne niż sensory Centrali na orbicie. Na przykład jako załącznik do reportażu IGN. Kwestia… odpowiedniego przedstawienia uwiecznionych na nim ludzi.

- Ciekawe rzeczy opowiadasz Różyczko. - Rosjanin zmrużył oczy i zastanawiał się chwilę. - No tak, na pewno by to dobrze wyglądało ale sama widzisz jak niewielu pracowników i sprzętu mi pozostało. - ciemnowłosy biznesmen w poplamionym garniturze rozłożył ramiona jakby chciał objąć gestem i obydwa pojazdy w podobnym stanie jak i on jak i tych paru ochroniarzy jacy przy nim zostali. - A gdzie jest ta kapsuła? - zapytał gdy dłonie wróciły mu z tego rozłożystego gestu i złożyły mu się w piramidkę.

Rosjanka odpaliła holo Obroży i ustawiła je tak, aby gospodin mógł zobaczyć wyświetlaną przez system mapę.
- Są trzy. Black, Green i Brown. Chodzi o tę ostatnią… na razie. - pokazała palcem na migający punkt - Pierwszą da się przenieść, gdy… pozostali z grupy Black wrócą z kościoła. Widzicie Anatoliju Morvinoviczu, to niedaleko, a sami widzieliście tam na górze, na dachu, ile dobra potrafi zmieścić jedna taka kapsuła.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline