Na dźwięk zbliżających się kroków, Dai poderwała się na równe nogi.
Wciąż przepełniona była emocjami i zafiksowana na takiej bezdusznej zbrodni. Zacietrzewiona zacisnęłą piąstki. Pewna była, że to truciciel wraca na miejsce przestępstwa. Złapała co miała pod ręką czyli cebrzyk na wodę i wypruła z boksu Wiesiołka z krzykiem.
- Wynocha stąd bo Ci kości porachuje, Ty podelcu! - Gotowa była bronić cudem ocalałego kuca za wszelką cenę. Czupurna mina i błyskające gniewnie oczy miały w jej przekonaniu przerazić potencjalnego napastnika. To i wymachy drewnianym wiaderkiem.
- O! - gdy zobaczyła Dietricha wyhamowała. Cała wściekłość ją opuściła. Puściła wiaderko i rzuciła się z rozbiegu w ramiona przepatrywacza - Dietrich! - chlipnęła na nowo zadzierając głowę do góry - Co za drań to zrobił? Co za gnida?! Tu zobacz, może to on? - pociągnęła mężczyznę za dłoń, nie dając mu dojść do słowa - O tu. Ślady. To on? Dasz rady wytropić? Nie można tak tego puścić płazem.
Otarła rękawem twarz i spojrzała ufnie na Dietricha jakby spodziewała się po nim cudu.