Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2018, 23:30   #43
Taive
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
Pierwsza noc w nowym miejscu… Cóż, niby to żadna nowość, a jednak za każdym razem jest to dla Alexis noc niezwykła. Tym razem “niezwykła” było dużym niedopowiedzeniem. Niebo tutaj było jaśniejsze, zdecydowanie mocniej naznaczone gwiazdami, a namiot nie był w stanie całkiem zasłonić światła ciał niebieskich. Sorel z kolei zawsze była cholernie wrażliwa na tym punkcie… Ale tak wielu, tak realistycznych i tak kolorowych snów jak tej nocy nie miała nigdy. To, co zapamiętała najlepiej, to bieg wzdłuż jakiejś rzeki. Biegła z nurtem, na sobie miała jakieś skóry, a woda pięknie błyszczała odbijając promienie słoneczne. Lekki wiatr był przyjemny i kojący, choć ona sama była zdenerwowana. Biegła ile sił w nogach, jakby od tego zależało jej życie… Ale przecież to nie jej życie od tego zależało. Biegła, żeby kogoś uratować. Rzeka wpływała do dużego jeziora, a Alexis aż zatrzymała się na moment, widząc to jezioro. Na nim wznosiło się miasto, drewniane domy pływały na czymś w rodzaju wielkich tratw.
Zanim zdążyła zrozumieć z czym ma do czynienia, obudziły ją ostre hałasy. Otworzyła oczy, nie mogąc połapać się, który z obrazów jest rzeczywistością. Mózg odmawiał posłuszeństwa, chcąc wrócić do widoku miasta. Czy w ostatniej chwili przed obudzeniem się, zobaczyła unoszący się nad drewnianym miastem dym?
- Ruszaj się, ile mam czekać? - syknęła kobieta w okularach, stojąca u wejścia. Poznała ją, była to Nicole de Foix.
- Już, już... Tylko znajdę... - Łukasz zapamiętale grzebał w swojej skrzyni, robiąc przy tym sporo hałasu, choć po jego minie było widać, że starał się robić to jak najciszej.
Po rozeznaniu się w sytuacji, Alexis zauważyła, że pana Tanaki już nie było, a Marie smacznie spała z zatyczkami w uszach. Odczekała w łóżku, zanim Łukasz nie opuścił namiotu, po czym sama wyskoczyła z łóżka. Pospiesznie się zebrała, w końcu nie chciała, żeby gość zastał ją w łóżku, mimo wszystko nie mogąc zapomnieć o swoim śnie. Zaczęła chodzić przed namiotem tam i z powrotem, próbując się upewnić, że Claude nie pomyli namiotów. Po kilku minutach oczekiwania znudzona usiadła przy namiocie i wyjęła z kieszonki w bucie sztylet, zaczęła raz po raz niecierpliwie rzucać nim w ziemię przed sobą, by ostrze wbiło się w miękką glebę.
Jej gość pojawił się, gdy Alexis powoli zaczęła umierać z głodu. Już po minie Claude-Henriego domyśliła się, że jego rozmowa z Xavierem nie była zbyt owocna.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się na powitanie. - Niestety, wieści nie są najlepsze - dodał.
Spojrzała w górę, na mężczyznę, który nad nią stanął. Na jej twarzy nie zdążył pojawić się uśmiech, zamiast niego skrzywiła się lekko.
- Czyli jesteśmy uziemieni? Słabo.
- Próbowałem dotrzeć do Arthura. Niestety, tak jakoś dziwnie jest niedostępny. - Claude-Henri odrobinę się skrzywił. - No ale cóż... - Wyciągnął rękę. - Chyba nie będziesz tu siedzieć i czekać, aż nadejdzie jutro?
Wspięła się na jego dłoni i wstała na obie nogi, otrzepała pośladki.
- Nie zamierzam. Jeśli dobrze pamiętam, to mieliśmy jakiś plan “B”, na taką ewentualność…? Udało wam się zdobyć łuk?
- I siekierę, na wypadek, gdybyś wpadła na pomysł zrównania palisady z ziemią - zażartował. - W każdym razie zapraszam do nas. Jeśli jeszcze nie jadłaś śniadania, to coś tam też się znajdzie. Co prawda nie jest to dziczyzna, ale i tak jest to smaczniejsze i pożywniejsze niż korzonki.
Zaśmiała się lekko, szczerze rozbawiona.
- O to chyba akurat nie trudno. Chociaż zupełnie nie znam się na korzonkach. Tak, czy siak, każde śniadanie będzie wybawieniem. Prowadź, najlepiej szybko.
- Zanim zemdlejesz i trzeba będzie cię zanieść - odparł z uśmiechem. - Na szczęście to blisko. Zapraszam. - Uprzejmym gestem wskazał kierunek.
- Tak źle chyba jeszcze nie jest, zwykle jednak… - Przerwało jej uporczywe burczenie w brzuchu - Już, już. - Dodała szybko, bardziej do swojego brzucha, niż do Claude. Ruszyła we wskazanym kierunku, całkiem naturalnie poruszając lekko biodrami na boki.
Claude-Henri przez moment zastanawiał się, czy Alex zawsze tak się porusza, czy też to taki pokaz specjalnie dla niego, jednak nie zadał tego pytania.
- Jeszcze dwa namioty i jesteśmy na miejscu.
Po parunastu krokach uchylił płachtę namiotu.
- Zapraszam - powiedział.
Weszła do namiotu i rozejrzała się po jego wnętrzu.
- O, macie wolne łóżko - zauważyła, przenosząc wzrok na kolejne - I cześć. - Lekko uśmiechnęła się do Leokadii. Rany, ta dziewczyna ją znienawidzi.
- O, witaj. - Lela z pewnym zaskoczeniem powitała gościa. Wnet przeniosła wzrok z Alex na Claude-Henriego. Z wyraźnym pytaniem w oczach.
- Arthura gdzieś wcięło - odparł na niezadane pytanie. - Poleciłem cię jako nauczycielkę strzelania z łuku.
- Dokładnie. Ja właśnie do ciebie. Mówiłaś, że strzelasz z łuku. A skoro nie możemy się nigdzie ruszyć poza bazę, to może chociaż możemy wykorzystać ten czas jakoś inaczej. Jeśli to nie problem. Pokażesz mi z czym to się je? - Jak na zawołanie jej brzuch znów burknął niemal błagalnie, podobnie też spojrzała na Claude-Henriego. - Ale najpierw obiecane śniadanie.
- Siadaj, siadaj. - Słowom Leli towarzyszył odpowiedni gest. - Wszak nie pozwolimy ci umrzeć z głodu. Wszak musisz mieć siły, by naciągnąć cięciwę. - Obejrzała Alex od stóp do głów, jakby chciała ją zmierzyć i zważyć. - Oceniłabym cię na jakieś czterdzieści pięć, pięćdziesiąt funtów... No ale to się okaże w praktyce...
- Proszę. - W tej samej chwili Claude-Henri postawił przed Alex tradycyjną puszkę z legionowym prowiantem. Nieco już uszczuploną. - Smacznego - powiedział.
Lela dorzuciła skinienie głowy i uśmiech - może nie do końca szczery. Może coś prawdy tkwiło w przypuszczeniach Alex...
Nie czekając dłużej zabrała się za zajadanie zawartości puszki. Wydawała się być wyjątkowo smaczną puszką z legionowym prowiantem. Alexis przez chwilę zastanowiła się, czy to dlatego, że cudza, czy też dlatego, że zdążyła porządnie zgłodnieć. Mniejsza, potem najwyżej sama ich poczęstuje. Po chwili, kiedy zdążyła zaspokoić pierwszy głód spojrzała na nich oboje.
- Wy już jedliście i wychodzę na dzikusa? - Spojrzała jeszcze na zawartość puszki, jednak zrezygnowała z dalszego jedzenia w samotności. - Dobra, już was objadłam, możemy iść na naukę.
- Na początek lepiej zacząć tutaj - zaproponowała Lela. - Im mniej osób, kibiców, jest świadkiem pierwszych kroków, tym lepiej.
Axis Leli był łukiem robionym na zamówienie i dziewczyna nie pałała entuzjazmem na samą myśl, że miałaby swą ukochaną zabawkę powierzyć w obce ręce. Na szczęście 'legionowy' Exterminator miał regulowaną siłę naciągu i niemal każdy mógł z niego strzelać. Claude-Henri nastawił go na 30 funtów.
Alex kiwnęła głową, przyjrzała się łukowi, który dostała do rąk.
- Czyli co, mam go po prostu złapać? - dość ostrożnie chwyciła łuk, przyłożyła cięciwę do piersi, w ręce trzymając uchwyt - W ten sposób? Chyba potrzebuję strzały. I celu.
- Jeszcze tylko dwa drobiazgi - powiedział Claude-Henri, podając dziewczynie ochraniacz na przedramię i drugi, na palce. - Można się troszkę pokaleczyć, gdy się stawia pierwsze kroki.
Lela skinęła głową.
- Załóż. - Było to raczej polecenie niż prośba.
Sorel z wręcz niespodziewaną pokornością pokiwała głową, najwyraźniej mocno zaintrygowana całym przedsięwzięciem.
- A drugi drobiazg?
- Chroni palce - wyjaśnił Claude-Henri, demonstrując sposób jego założenia. Zaraz potem podał ochraniacz dziewczynie. - Trzeba oszczędzać ręce - dodał. - Jeśli cię to pocieszy... Też tak zaczynałem.
- Sprawdzimy teraz, jak ci idzie naciąganie cięciwy - powiedziała Lela, gdy omawiany przedmiot znalazł się na swoim miejscu. - Zobaczymy, ile funtów najbardziej ci odpowiada. Chwytaj i ciagnij... A potem, chociaż strzały jeszcze nie ma, strzel. Powietrze będziemy dziurawić gdy wyjdziemy na zewnątrz - dodała.
- Przeżyję to jakoś. - Uśmiechnęła się delikatnie, zaintrygowana nową zabawką i zgodnie z instrukcją dziewczyna założyła ochraniacz na dłoń i naciągnęła cięciwę, najpierw lekko, potem coraz mocniej, próbując wyczuć łuk, ale też jak gdyby nie chciała przegiąć z siłą.
- Nie złamie się? Ciągnąć najmocniej jak potrafię?
Lela ponownie skinęła głową.
Naciągnęła więc łuk z całej siły i wypuściła cięciwę, która puszczona zadrżała mocno, niemal wydając z siebie dźwięk.
- To idziemy ćwiczyć?
- Zaraz, zaraz - powiedziała Lela. - Jeszcze raz naciągnij...
Gdy Alex wykonała polecenie, Lela zaczęła korygować wady postawy swej 'uczennicy', za każdym razem tłumacząc, dlaczego warto to robić tak, a nie inaczej. Po paru poprawkach powiedziała:
- No, teraz wyglądasz jak prawdziwa Amazonka.
- Amazonki ponoć obcinały sobie piersi, by im nie przeszkadzały w strzelaniu - zażartował Claude-Henri. Lela, w ramach komentarza, kopnęła go w kostkę.
- Nie słuchaj tych bzdur - powiedziała.
Alexis okazała się być stosunkowo dobrą uczennicą, posłusznie wypełniając polecenia własnej nauczycielki, choć nie o każdym potrafiła ciągle pamiętać. Pozycja wydawała jej się niezbyt naturalna, jednak starała się ją dokładnie odwzorować. W końcu zaśmiała się słysząc ich wymianę słów.
- I tak bym nie zamierzała. W końcu chcę umieć się bronić, a nie zostać Amazonką. Długo uczysz się strzelać? Jak długo ja będę musiała, żeby umieć trafić w cel? I czy możemy już spróbować faktycznie s t r z e l a ć?
- Kilka dobrych lat, dłużej, niż byś chciała, możemy. - Za jednym zamachem Lela odpowiedziała na wszystkie pytania.
- Chodźmy. - Claude-Henri wziął do ręki kołczan i wręczył go Alex. - A raczej wy idźcie na pole treningowe, a ja załatwię jakąś tarczę.
Alex ścisnęła w jednej ręce kołczan, a w drugiej łuk i zapałem ruszyła na pole treningowe.

Jej zapał skończył się niedługo później. Po kilku godzinach nauki, które nie dały absolutnie żadnych efektów, zaczęła się natarczywie zastanawiać, czy lepiej wbić strzałę we własne oko, czy w oko Leli, ostatecznie niemal rzuciła jej jedno i drugie, po czym wściekła poszła szukać czegoś, co nada się na worek treningowy. Miała paskudną ochotę przywalić komuś w twarz. Może akurat napatoczy się Mikail…?
 
Taive jest offline