Niestanka na pytanie Ratomira nie odrzekła. Pasem lnu ze swego giezła udartym mocno rączkę dzieciącą powyżej nadgarstka pierw obwiązała, by krwotok powstrzymać, potem ranę obandażowała grubo i podniosła się, ubłocona i juchą pokryta. Dopiero wtedy odrzekła.
- Do osady wracam. Wypytajcie się, panie, skąd dziecko ukradli. Najlepiej, by do mateczki wróciło własnej.
Ruszyła szparko. Na świński łeb w kapliczce ledwo okiem w przelocie rzuciła.