Koniecpolski siedział sobie na ławie w karczmie...
Powoli wszystko układało mu się w głowie...
Był wampirem – to fakt bezsporny... i trzeba było się z tym pogodzić... miało to swoje pewne dobre strony, jakie jeszcze nie wiedział... ale chyba Kurwa jakieś są!
Sprawa z młodym Ventrue... który zachowywał się jak dziki zwierz nieco rozjaśniła mu sytuację...
Marcel przestał być już tajemnica... a Milla... musiał jakoś to przełknąć...
Taak... jak mógł się tak pomylić? gdzie się podziały jego chłodne kalkulacje, które doprowadzały go do łóżek szlacheckich dam?
Sam lekko zdziwiony swoim spokojem... „spokojem wampira “ – przeszło mu przez myśl...
Jego myśli krążyły daleko od zdarzeń w karczmie... jakoś przestały go obchodzić...
Niezbyt skupiając się na zdarzeniach spoglądał na Millę...
Cos ukłuło pod żebrami... znana dobrze “z poprzedniego życia “ szpila przebiła mu serce...
Wiedział ze się pozbiera... nie jedna kobieta w jego życiu chciała się nim posłużyć...
Widać tak pośród tych bestii jest...
Sam zdziwił się sposobem swojego myślenia... jedno było pewne – człowiekiem to on już nie był
Gwałtowna szamotanina w pomieszczeniu oderwała go od kontemplowania własnego jestestwa...
Uśmiechnął się złośliwie... zachowanie wampirów wydawało się potwierdzać to, co podsunął umysł...
“Zwierzęta...nie więcej ” pomyślał... gdy malec ugryzł Thomasa w rękę...
“Ten powinien mu się tez odgryźć “ – złośliwa żółć zalewała jego umysł...
Thomas rzucił Renualdem o ścianę a potem wbił mu szczotkę w pierś...
“ Taaaa “ rozprostował nogi pod stołem...
Teraz zobaczył ich... dzikie bestie opakowane w ładny papierek...
Czuł się wolny, jakby odkrył jakąś wielka tajemnice... Jak widz w teatrze czekał na dalszy rozwój wypadków...
Ba... akcja zaczynał go wciągać...
Ostatnio edytowane przez denis : 28-06-2007 o 12:03.
|