Ulliemu odpowiedziała ta sama rudowłosa młódka, która chwilę wcześniej tak nieelegancko go powitała.
- Dużo pysznych rzeczy dziś mamy, bowiem zaraz święto! Przebieramy się i idziemy na główną ulicę by dziękować bogom i tańczyć do rana - odbiegła od tematu rozmarzona. Faktycznie, wokół rozchodziły się kuszące zapachy jadła i napitków.
W drzwiach gospody pojawiła się natomiast kolejna osoba. Był to Otto Kruft. Zdenerwowany miął w dłoniach czapkę i z determinacją wymalowaną na pozbawionej umiejętności oszukiwania twarzy podszedł do
Emmericha.
- Mój pachołek widział was po powrocie. Mówił, że czterech miast sześciu przyszło i kogo nowego przyprowadzili. To on - wskazał na
Ulliego a twarz mu stężała w morderczym zamiarze.
- I że psa ani śladu. Co się stało?
Wobec takiego słownego natarcia podniecona samym pomysłem pojedynku z demonem dziewka zeszła na drugi plan. Tak samo jej piskliwe pytanie „jak wyglądał”. Strach zapytać kogo miała na myśli.
* * *
Do Gladisch od południa krasnoludowie przybyli jeszcze przed zmrokiem.
Bardag doznał silnego deja vu bowiem podobnie jak wtedy, gdy przybył do Naffdorfu tak i w Gladisch rozstawione stoły, zaimprowizowana scena, ławy i beczki sugerowały przygotowania do nocnych hulanek. Ciekawe, czy
Bardag był przesądny?
Dla
Aslaaka okolica była już znajoma, zupełnie swobodnie więc pozdrawiał mijanych ludzi a ci, tym razem już z uśmiechami na twarzach odmachiwali mu. Przyzwyczaili się do widoku dziwacznego krasnoluda czy faktycznie byli serdeczni mając w głowach i sercach świąteczną radość rozumianą jako widmo pierwszej imprezy od kilku tygodni?