Oczekiwanie na załadunek trwało długo, ale Bardagowi się nie spieszyło. Siedział i wysłuchiwał gadatliwego rodaka. Mogli mówić w ich ojczystym języku i szampierz przypominał sobie rodzinny dialekt, którego już dawno nie słyszał.
W końcu mogli ruszać. Khazadzi weszli na wóz i ruszyli. Aslaak po chwili zaczął rzucać kawałami. Bardag z dowcipów o elfach cieszył gębę i śmiał się serdecznie jak rzadko. Jednak piosenka w wykonaniu kompana miała wiele do życzenia. Jednak wojownik nie zamierzał mu przeszkadzać i zaczął rozglądać się po okolicy.
***
Noc się zbliżała i w końcu dojechali do Gladisch. Wiocha jak wiocha, jednak i w tej szykowano się do zabawy.
- Chyba tu w okolicy świętują wszystkie wsie Aslaaku. W tamtej też ucztę mieli chociaż daleko było do radości tych tu.- Przemówił po długim milczeniu.
Gdy kompan zaproponował postój i nocleg Bardag uśmiechnął się.
- Nie odmówię Panie Aslaak.- Odpowiedział lekko się śmiejąc.
- Zatem prowadź bo znasz tu chyba odpowiednie miejsce.- Zwrócił się do woźnicy i zeskoczył z wozu. Złapał swoje graty i z toporem w dłoni był gotowy udać się do karczmy.