Ze wstrętem wyciszył dwa odpowiednie tunele komunikacyjne, przełknął ciężką ślinę i odchylił się na ruchomym krześle, wzrok wbijając w pstrokaty od różnorakich diod i lampeczek sufit. - KURWA JEBANA MAĆ! - krzyknął, rozładowując powstałe od agonalnych krzyków napięcie. Czyli to coś naprawdę jest wśród nich? Cały misterny plan w pizdu, nie ma już informatyka! Rozpiął pasy bezpieczeństwa, wydostał się na środek pokoju dowodzenia i zawisł tak, wbijając ciężki wzrok w śliczną nawigator. - Wiesz kochana - odezwał się zbyt spokojnym głosem - wolałbym rozbić się w twoich nieudanych manewrach, niż szczeznąć od penetracji jakiegoś robaczywego skurwysyna. Mówiąc to, poprawił pas sajgi i popłynął w kierunku drzwi automatycznych. Sprawdził, czy zatrzask tychże wrót działa bez głównego zasilania, a w razie pozytywnego rozpatrzenia sprawy zarygluje jedyne drzwi. - Załoga, tu stary - opanowany i spokojny głos kapitana rozpoczął swoją transmisję do tych, których jego zasięg obejmował - sytuacja stabilna, powtarzam, sytuacja stabilna. Kto mnie słyszy niech pozostanie na swoim miejscu, zablokuje wejście i czeka na uruchomienie głównego zasilania. Nasi wspaniali mechanicy radzą sobie, jak widać, wyśmienicie, Awaryjne oświetlenie potrwa następne kilka minut, kolejnym krokiem jest prawdopodobne odzyskanie sił witalnych w naszym kochanym okręcie. W razie kłopotów, nerwów i rozpaczy egzystencjalnych telefon zaufania Tichego czynny w pełnym wymiarze czasu. Cóż innego mógł, jak nie powrócić na swoje miejsce? Przecież żadne z nich nie pójdzie w czarną otchłań Archeona ratować zimne trupy. Przynajmniej nie bez głównego zasilania i rynsztunku na miarę antycznego Rambo. |