Otto patrzył na odchodzącego Kapitana i kręcił głową.
- Człowiek chce dobrze a tak kończy. Dziw, że go nie roznieśli na miejscu. Zastanawiam się też jakim cudem jeszcze Kapitan zdrowie zachował. Jego praca raczej wystawia go na kontakt z zarażonymi.- Zastanawiał się na głos.
Kiedy zebrani na placu zaczęli odmawiać modlitwę mag pobladł i skulił się. W oczach było widać przerażenie a jego wzrok krążył na wszystkie strony. Tylko Wieddenstein widział krążący eter i to co się z nim działo i był przerażony.
- Na rany Sigmara! Z taką mocą, którą gromadzą mogli by i Altdorf zniszczyć.- Jęknął łapiąc za rękę Lennarta.
- Musimy położyć temu kres. To nie tylko zagrożenie dla tych w mieście, ale dla całego Imperium.- Dodał.
Gdy modlitwa się zakończyła Otto odetchnął. Nie było wcale lepiej z eterem, ale przynajmniej się nie pogarszało.
- Musimy dorwać tego przywódcę. Niech się rozdzielą na mniejsze grupy i uderzmy. To ostatnia szansa. Trzeba zebrać resztę i Kapitana ze strażnikami prosić o pomoc.- Oznajmił mag cały czas patrząc na cel. Widział w którą stronę odszedł.
- To jak śledzimy ich czy tylko jeden z nas a drugi po resztę idzie?- Zapytał.