Już we czwórkę, mając dwóch Irunoi za plecami, zaczęli posuwać się naprzód kamiennym korytarzem. Sceny przedstawiające Mahariję z każdym metrem się zmieniały. Dowodził oddziałem jeźdźców, atakując miasto. Samotnie polował na potężnego kota o długich niczym sztylety zębach. Składał ofiarę ze stu jeńców swemu bogu. Ucztował wraz z innymi wodzami po zwycięskiej bitwie. Rozsądzał spory w obozowisku złożonym z kilkuset namiotów. I tak dalej...
Korytarz miał jakieś czterdzieści do pięćdziesięciu metrów długości. Musiał docierać aż do punktu zlokalizowanego w samym centrum kurhanu. Trzy wielkie, kamienne bloki tworzyły portal wiodący do komnaty grobowej. Światło pochodni wydobyło z mroku pomieszczenie w kształcie walca, na środku którego, na postumencie z czarnego kamienia spoczywały zwłoki w zbroi i hełmie. Wszędzie wokół katafalku poniewierały się drogocenne sprzęty i pojemniki wypełnione łupami, jakie Władca Jeźdźców zgromadził w czasie swoich łupieżczych wypraw, a które trafiły wraz z nim do grobowca.
Zanim jednak ktokolwiek z obecnych zbliżył się do wartościowego skarbu, cienie po przeciwnej stronie pomieszczenia drgnęły i w obręb światła wkroczyło kilkanaście ludzkich sylwetek. Ich oczy były puste i martwe, skóra szara, a ruchy wolne, mechaniczne. Sposób poruszania natychmiast przywodził na myśl ożywionego przez Saadiego Mumambę. Osobnicy odziani byli w ciemnozielone stroje, na których wielokrotnie powtarzał się motyw bramy i gwiazdy. A jeden z nich dokładnie odpowiadał opisowi, jaki przedstawił buńczuczny Aga Agdir ibn Hene'j. Khalill ibn Rasul, syn i następca Szejka Rasula ibn Raula al Alabema, władcy Yarakanu właśnie się odnalazł...