Ze zwierciadłem w dłoni (i duszą na ramieniu) Madoc wkroczył w głąb korytarza. Oczywiście tak jak każdy bawił się kiedyś w puszczanie słonecznych zajączków, ale co innego świecić po oczach kolegom, a co innego brać udział w polowaniu na trolle... Na dodatek przy braku wiary w zastosowaną metodę.
Jedyną (niewielką zresztą) pociechą było to, że w razie niepowodzenia pomysłodawca jako pierwszy trafi w łapska, a potem do kociołka trolli.
Złapał przesłany promień, posłał go dalej, w stronę krasnoluda. Teraz pozostawało czekać.
Dobiegające z jaskini wrzaski świadczyły o tym, że eksperymentalna metoda przyniosła pozytywny efekt. Przynajmniej częściowo. Zamienione w kamień trolle nie krzyczałyby...
Ale nie tylko one się wydzierały. Dziewczęcego pisku nie dałoby się pomylić z niczym innym. Ale to nie znaczyło, że należało dać się ponieść emocjom...
- Jon, tu głupcze! - wrzasnął Madoc. Przez głupi postępek chłopaka stracili jedyną skuteczną broń przeciwko trollom. - Zabieraj ją i uciekamy!
Nie czekając na efekt swego wezwania ruszył w stronę wyjścia z jaskini. Gdyby
stanął na miejscu Jona, dałoby się odtworzyć, częściowo, antytrollowy oręż i można by powstrzymać potwory przed wejściem w korytarz.