Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2018, 16:30   #471
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Majordomus okazał się być pijawką w dobrze skrojonym ubraniu. Ciekawe, czy nadziany na miecz któregoś z najeźdźców wołałby, żeby najpierw zapłacili, bo go nie stać i wojna jest. Thorvaldsson zastanawiał się również, dlaczego sprawami organizacyjnymi nie zajmuje się komendant - w końcu dowódca obrony dowodzi obroną, szykuje żołnierzy lub choćby ochotników do walki, układa plany reakcji na wypadek różnych scenariuszy, buduje umocnienia i ostrzy broń a nie zarządza całym pieprzonym miastem. Czy zadaniem dowódcy obrony jest zapewnianie żywności dla mieszkańców i uchodźców - przecież to i wiele innych to sprawy dla cywilów, a nie dla żołnierzy.

Zdecydowanie Detlef miał dość zrzucania wszystkiego na jego głowę.

Dość miał też braku ducha współpracy i wspólnego działania dla obrony przed wrogiem. Każdy kombinował jak zarobić lub najmniej stracić na tym tak mało znaczącym wydarzeniu jak oblężenie miasta. Przecież jeśli wróg wedrze się za mury to nikt nie ujdzie z tego żywy, a już na pewno nie z trzosem pełnym złota.
- Jako dowódca obrony zajmuję ten budynek na potrzeby połączonych sił armii Wissenlandu i garnizonu Meissen. Zorganizuję tutaj sztab dowództwa, aby móc skuteczniej wypełniać zadania, jakie przede mną postawiono - czyli obronę waszych żywotów i majątków. - Rzekł służbiście. - W czasie kryzysu jakim jest wojna i oblężenie od nas wszystkich wymagane jest poświęcenie. Ja, wszyscy żołnierze i ochotnicy ryzykujemy życie w starciu twarzą w twarz z wrogiem. Wy, mieszkańcy nie biorący udziału w walkach, pomagacie udzielając nam schronienia, żywiąc i opatrując rany. Bez takiej współpracy wszyscy zginiemy z rąk wroga z Południa. - Spojrzał surowo na majordomusa.

- Oczywiście ani armii ani garnizonowi miasta nie zależy na tym, abyście krzywdy doznali, stąd postaramy się jak najmniej szkód wyrządzić i opuścić dom jak tylko oblężenie się zakończy. Choć wasi pracodawcy wyjechali w bezpieczne miejsce, wam też nie stanie się krzywda. - Ton krasnoluda złagodniał. - Właściciele mogą zgłaszać roszczenia co do poniesionych strat zaraz po tym, jak wrócą do miasta i przedłożą sprawę osobiście komendantowi. Roszczenia zostaną sprawiedliwie rozpatrzone. Wam natomiast oferuję pięć koron za każdy tydzień za czas poświęcony organizacji sztabu i zapewnienie skromnego wyżywienia dla dwóch dziesiątek wojowników. Wasi pracodawcy otrzymają swoje od miasta jak już wojna się skończy, a wam za fatygę też coś w sakiewce przybędzie oprócz pensji, którą i tak otrzymujecie od Rottenbergów. O satysfakcji ze spełnionego obywatelskiego obowiązku nie wspomnę... - spojrzał na rozmówcę spod brwi. - Zgoda? - zapytał.

Gdyby majordomus pozostał uparty miał zamiar bez ceregieli choćby i siłą wcielić go do sił broniących Meissen w pierwszej linii - na przykład przydzielić Dużemu Karlowi do obrony murów. W końcu czym miałby zajmować się dowódca obrony, jak nie pozyskiwaniem nowych ochotników? Jeśli się zgodzi, to dostanie pięć karli z góry.

Chwilę później Detlef przypomniał sobie o utyskiwaniu Ferreta, które słyszał będąc ostatnio na wieży. Najwyraźniej von Grunenberg postanowił zmienić nastawy balisty niwecząc w ten sposób cały misterny plan w pocie czoła realizowany wcześniej przez Detlefa.
- A to gamoń... - brodacz zżymał się na sierżanta.
Chwilę później ulicą gnał chłopak z rozkazem od dowódcy obrony Thorvaldssona, aby balistę wycelować w pierwotne miejsce, jednak pod żadnym pozorem nie otwierać ognia bez wyraźnego rozkazu Detlefa. Chłopak w zawiniątku niósł także butelkę winą z piwniczki Rottenbergów w ramach przeprosin za wcześniejsze nieprzemyślane polecenia poprzednika. Jedna butelka na dwóch nie stanowiła zagrożenia dla utrzymania zdolności bojowej obsady balisty.

Następnie wezwał wybranego wcześniej (a właściwie wybranego przez Barrudina) khazada dowodzącego dwudziestką wojowników stacjonujących tymczasowo w Domu Rottenbergów. Polecił podzielić skład na dwie dziesiątki i ustalić odpowiedzialnego za tę drugą, która miała pozostać w sztabie. Następnie sam, w pełnym uzbrojeniu i opancerzeniu na czele dziesiątki podobnie opancerzonych krasnoludzkich wojowników ruszył ulicą w kierunku barykady, z której wcześniej kazał odesłać ludzi do pomocy w garnizonie. Towarzyszył im krasnoludzki goniec i jeden z wyrostków wybranych przez adiutanta.

Przemarsz miał być pokazem siły i uspokoić mieszkańców - wojsko czuwało i zrobi co trzeba, żeby wróg nie wdarł się do miasta.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline