Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2018, 19:56   #145
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kamalasundari została przyłapana na łakomstwie przez swojego ukochanego. Od godziny, może dłużej, siedziała na poduszkowym tronie w łóżku, zaczytana w jednej z książek, którą przyniósł od niejakiego Grande Jarvis. Obok niej leżał pusty papier po tabliczce czekolady, po której zostały tylko okruszki, oraz sakiewka z mlecznymi cukierkami z palonego cukru, anyżu i miodu.
Kobieta usłyszała jak otwierają się drzwi, jak skrzypią. Wiedziała, że to czarownik wchodzi, ale rozpracowywanie tabelki z tajemniczymi liczbami, oraz sięganie po kolejny rarytasik, było zbyt absorbujące, by podnosić wzrok znad zapisanego tekstu.
Wciąż jeszcze... tawaif czuła zmęczenie po nocy, jak i po samym poranku. Wbrew pozorom nie była tą na jaką się kreowała. Bardka była dosyć… cicha i zamknięta w swoim małym świecie.
Chwila samotności… chwila dla siebie… chwila, która trzymała ją oderwaną od rzeczywistości, zamkniętą w przysłowiowej nudzie, miała na nią kojący wpływ, co było widać na jej rozluźnionym i spokojnym złotym liczku.

- Jadłeś obiad? - spytała cicho, przewracając kartkę na drugą stronę.
Ni w ząb nie rozumiała na co patrzy… przez chwilę zdawało jej się, że dostrzegła jakiś wzór… pewną powtarzalość, ale szybko owe przeczucie znikło.
Ot… prawdopodobnie kolejna, zwykła księga rachunkowa… nic ciekawego i przydatnego, choć przyjemnie było pomarzyć, że może oto trzymało się w rękach jakąś tajną wiadomość… prawdziwy, szpiegowski szyfr.
- Jeszcze nie… - odparł mężczyzna i spojrzał na leżącą Dholiankę w nowej sukni, niczym jakaś leśna nimfa. Skomentował więc widok.
- Wyglądasz zjawiskowo.
- Wiem. - Chaaya zamknęła wolumin i popatrzyła krytycznie na swojego kochanka. - Skoro nic nie jadłeś to nie zdejmuj butów. - Uśmiechnęła się zuchwale i zsunęła na brzeg łóżka. - Tylko majtki założę i jestem gotowa.

Wstając, dziewczyna przedreptała do przepierzenia ukrywającego wnętrzności otwartej szafy i zaczęła grzebać w swoich szpargałach.
- Jak ci się udał poranek? Jak się czujesz w nowej roli? - zapytał z uśmiechem magik, po czym się zamyślił, by w końcu rzec zaskoczony
- Jak to… założę majtki?
- Kiedy ciebie nie było, ja tu bezwstydnie zabawiałam każdego kto tu zajrzał - odparła zawadiacko tancerka, chcąc uniknąć przyznania się do kupna bielizny… którą przymierzała, ale bynajmniej nie nadawała się ona do noszenia… ot tak.
Wymieniwszy odzienie, szybko schowała “niespodziankę” pod toną dupereli, którą przykryła drugą taką.
Tak! Jarvis na pewno nie wypatrzy w tej kupie niczego nowego.
- Każdego? To niedobrze, bo będę musiał porywać cię co dzień i zamykać w wieży. Może nawet zatrudnić jakiegoś smoka, by bronił dostępu do ciebie - rzekł przywoływacz, pół żartem, pół serio, przyglądając się dziewczynie, gdy wyglądała zza zasłony.

- Myślisz żebym smoka nie zabawiła? - odgryzła się kurtyzana i wychodząc w końcu z ukrycia, przyszła przywitać się z Jeźdźcem, całując go w brodę… choć na obcasie spokojnie dosięgała do jego ust.
- Godivę okręciłaś sobie wokół paluszka bez większego wysiłku - stwierdził chłopak, kładąc dłonie na biodrach tawaif. - Choć trochę nadąsana dziś była. Jak ci poszedł pierwszy dzień nauczania, dobrze się bawiłaś?
- Mogło być lepiej… - odparła oględnie Dholianka, poprawiając poły marynarki partnera. - Zmęczyłam się, a to dopiero pierwszy dzień… Ta Gamnira jest trochę dziwna… wydaje mi się, że nie mówi mi całej prawdy, albo sama nie wie czego chce i tylko zawraca głowę. Nieważne. A jak tobie poszło?
- Możliwe, że i jedno i drugie. Ja zaś nic nie osiągnąłem… mogę ci za to opowiedzieć bajkę. Jak już się wygodnie położysz, pozwalając karmić winogronami lub słodki jagodami. - Westchnął smętnie czarownik. - Zadziwiająco dużo można się dowiedzieć o tych odłamkach… z których to jeden jest w naszym posiadaniu. Dużo teorii i gdybań. Ale nie faktów.
- A co… z naszą wyprawą? Mówiłeś, że chcesz coś zaplanować. - Bardka jeszcze raz ucałowała Jarvisa w brodę, po czym podeszła do biureczka, by przytroczyć sobie do uda podwiązkę na bojowy wachlarz.
Wiedziała, że on patrzy… że jego wzrok wodzi za jej palcami, pieszcząc jej ciało pożądliwym spojrzeniem.
- Myślę, że jutro wpadniemy do tego naszego planu we czwórkę. Rozejrzymy się po nim, może udamy do podziemi jak będziemy mieli ochotę. - Uśmiechnął się mag. - Wszystko zależy od tego jak bardzo cię wykończy nauczanie Gamniry.
- Może nie będzie tak źle… - odpowiedziała zamyślona kurtyzana, przeglądając się w lustrze i poprawiając włosy, tak, by zasłoniły jak najwięcej ukąszeń na szyi. Następnie założyła tiarę, która wszystko przytrzymała na miejscu, oraz poprawiła stanik sukni.
- Dobra… wyjdźmy, bo się nigdy nie zbiorę. - Kobieta fuknęła na samą siebie, wracając spojrzeniem do towarzysza.
- Na co masz ochotę? - zapytał przywoływacz, choć jego wzrok wodzący po kochance mówił jej dobrze na co on ma apetyt.
- To ty tu nie jadłeś. - Kamala zaśmiała się pogodnie i podchodząc do mężczyzny wzięła go pod rękę. - W między czasie gdy jeden z drugim tu zaglądali, zjadłam z Nveryiothem tą… pizzasaharę… czy jak to się wymawia.
- Wiesz dobrze, że ja nauczyłem się jeść wszystko. - Ten uśmiechnął się, prowadząc dziewczynę do drzwi, a gdy przez nie przeszli zapytał ciepło
- Godiva dała ci w kość dzisiaj?
- Nie rozmawiajmy na ten temat… - mruknęła cicho złotoskóra, gasnąc nieco i złoszcząc jednocześnie. Odetchnęła z jakąś taką butą, ściągając delikatne brwi w lekkim grymasie niezadowolenia. Wzrok miała jednak pogodny, nie dający się przyćmić negatywną emocją, co znaczyło, że choć problemy jakieś były… to mało istotne i niewarte dyskusji.

- Więc wolisz bajeczki? - zapytał lekko Jarvis po kilku minutach milczenia. Odezwał się dopiero, gdy już wyszli na zewnątrz i ruszyli do gondoli.
- Mam więc dla ciebie bajeczkę. Bez księżniczek i smoków niestety, za to z dużą ilością ględzących magów - dodał żartobliwie.
- Może przejdź od razu do morału… - Zachichotała tancerka, nie będąc pewną, czy nie powinna “obawiać się” tej opowiastki.
- Morał jest taki, że wszyscy ślinią się na myśl o wielkiej nagrodzie, wielkim skarbie, który dostanie się w łapki tego kto zbierze wszystkie kawałki. Tyle, że owa nagroda może nie istnieć. - Wzruszył ramionami Smoczy Jeździec spełniając kaprys Dholianki i zaczynając od zakończenia.

W między czasie weszli na pokład łódeczki i ruszyli spływem w dół kanału.
Tawaif zapatrzyła się w spokojnie przepływającą linię brzegu z różnorakimi kamienicami. Architektura nigdy nie była jej konikiem, toteż zamiast podziwiać budowle, skupiała się na oknach i balkonach, udekorowanych różnokolorowym kiweciem.
- Czyli chcesz powiedzieć, że ten odłamek to tylko kawałek jakiejś większej całości? - spytała, po chwili, zdradzając, że pod tą maską beztroski jej umysł całkiem sprawnie wszystko kalkulował.
- Gwiazdy siedmiu grzechów, albo siedmiu szkół magii. Każdy odłamek odpowiada jednej szkole tradycyjnej magii wtajemniczeń. Tak przynajmniej wierzą badacze. Ponoć połączone razem posłużyły do odparcia qlippothów. Tyle, że nie ma na to żadnych dowodów. Żadnych poza pobożnymi życzeniami samych magów - wyjaśnił z uśmiechem magik, ostrożnie obejmując partnerkę ramieniem, jakby była rzeźbą z delikatnego szkła.
- Jeśli chcesz, poproszę Nverego by porozmawiał ze swoim kolegą na ten temat… wprawdzie pochodził z kasty Kowali Magii czy jakoś tak i głównie tworzył… chyba… przedmioty, ale żyje… nie żyje na tyle długo, że mógł się uczyć o tym w szkole… - Chaaya potrząsnęła głową, gdy zagmatwała się we własnych zeznaniach. Tylko na chwilę oderwała spojrzenie od donic pełnych różanych krzaków i uśmiechnęła się łagodnie do ukochanego, kładąc mu niepewnie dłoń na kościstym kolanie.
- Nie wiem czy chcę szukać owych odłamków. Część z nich jest z pewnością w dłoniach potężnych istot, a my i bez tego mamy dość problemów - dodał zamyślony. Następnie przez chwilę milczał coś rozważając.
- Pewnie słyszałaś o barbarzyńcach na bagnach? - zapytał ostrożnie.
- A tam… od razu szukać. Spytałby się czy to prawda, czy może banda starych zgredów struga sobie różdżki do utopii. - Zaśmiała się Chaaya, by po chwili ciężko westchnąć.
- Pocieszam się tym, że podobno łatwo o śmierć w tamtych rejonach… ale tak… słyszałam o tym, wczoraj? Chyba?
- Ja słyszałem dzisiaj. I masz rację. Niełatwo dotrzeć do La Rasquelle. Sama wiesz ile nam to zachodu zajęło. - Rozpogodził się przywoływacz i dodał - Mógłbym ci pokazać taką armię do dziś wędrującą wśród mgieł i błota, armię, których kości pcha do przodu jedynie obłęd i nadnaturalny upór. Ale ty nie lubisz takich widoków, a Nveryioth… aż za bardzo.
- Widziałam taką armię… to niesamowity widok, ale i napawający pierwotnym przerażeniem… - stwierdziła dziewczyna, a kąciki jej ust zadrgały lekko w smutnym uśmiechu, na wspomnienie dni minionych.
- A on pewnie sam w końcu którąś znajdzie… i może do nich dołączy i przestanie mi jęczeć, że się nudzi - zripostowała wartko.
- No nie wiem… takie truposze nie są zbyt rozmowne. I wędrują w kółko. - Czarownik pogłaskał swoją towarzyszkę czule po włosach.
- Znudziłby się po roku, albo dwóch.
- Mmmm dwa lata ciszy i spokoju… - Rozmarzyła się na pokaz Dholianka, pesząc się tylko nieznacznie, gdy mężczyzna okazał jej czułość.

- Masz jakieś kontakty w zakonach? - spytała nagle.
- Niezupełnie. Znam kogoś, kto zna kogoś… - wyjaśnił chłopak i westchnął cicho. - Czy to z powodu Nveryiotha pytasz?
- Nie… zastanawiam się, czy dobrze zrobiliśmy sprzedając te kajdany… mogłyby nas naprowadzić na Vantu… lub przynajmniej ułatwić dostęp do informacji na jego temat… - Zafrasowała się bardka i ostatecznie porzuciła przyglądanie się kolorowym wysepkom na fasadach domów, na rzecz zmarszczek na wodzie.
- Rzeczywiście… pospieszyliśmy się z ich sprzedażą. - Po namyśle zgodził się z nią Jarvis i zastanowił dodając. - Ale jakoś sobie poradzimy. A jak Nveryioth przyjął wieść, że wysyłasz go na tydzień łażenia po moczarach z inną kobietą?
- Ucieszył się. Powiedział, że może wreszcie się porządnie wyśpi. Wiesz, że nie za bardzo lubi ludzi… żywych. Kilka dni w głuszy, jest dla niego jak krwawa walka dla Godivy… Codziennie nowe zapachy, nowe widoki, nowe smaki… no i w końcu czegoś się nauczy, zależy mu na strzelaniu z łuku. - Orzechowe tęczówki oczu kurtyzany, wpatrzyły się w profil kochanka.
- Wiem, że sobie poradzimy, nie martwię się tym - dodała.
- To prawda - szepnął mag i wskazał na nieduży budynek pokryty bluszczem.
- Szyld jest zapisany pismem twego ludu. Co tam pisze?
Zaintrygowana tancerka odwróciła się prędko, a oddech jej lekko przyspieszył co mogło oznaczać zdenerwowanie, jak i fascynację.

“Uroki trzech zmysłów” głosił napis. Kamala od razu domyśliła się o jakie chodzi. Wzrok, by podziwiać potrawy, węch, by delektować się ich zapachem, a smak, by rozkoszować się samą potrawą.
- Teen jaayake kee kushee - przeczytała na głos kobieta, pokazując czarownikowi język, po czym zachichotała psotliwie.
- Achaaa… Nie mam pojęcia co to znaczy. Jemy tam? To mi wygląda na jakąś egzotyczną jadłodajnię - zaproponował po chwili rozważań.
- Uroki trzech zmysłów… tak to tawerna, ale wątpie by była egzotyczna… - odparła dumnie Sundari, zadzierając nos w górę. W końcu sama siebie nie uważała za egzotyczną, tak samo jak swoją kulturę.
- Polecasz? - zapytał z podstępnym uśmieszkiem chłopak.
- Oczywiście! - zaperzyła się tawaif, rumieniąc z oburzenia na policzkach. - Nasza kuchnia jest najlepsza pod słońcem! - Po czym sama uśmiechnęła się jak łotrzyk. - Tylko… najpierw trzeba wydukać skomplikowane nazwy potraw…
- Więc dobrze, że ty sobie potrafisz poradzić, bo będziesz zamawiała w imieniu nas obojga - zadecydował wesoło przywoływacz i wskazał gondolierowi miejsce w którym miał się zatrzymać.
- Podstępny! Zamówię ci śmierć w najsmaczniejszej postaci - zawyrokowała butnie Kamala, a po tym jakiś błysk odbił się w jej spojrzeniu i dziwny cień uśmiechu wykwitł jej na ustach. Jak u podstępnego impa, który nagle doznał olśnienia.
- Wiesz dobrze, że odwdzięczę ci się figielkiem podobnej postaci… - zaczął Jeździec, gdy schodzili z łodzi, a potem dodał, gdy już byli poza zasięgiem uszu odpływającego przewoźnika. - ...lub zaciągnę cię do najbliższej uliczki, byś swym ciałem zapłaciła mi za wszelkie upokorzenia.
- Nie myśl sobie, że się ciebie zlęknę! Jestem Dholianką, to ty mnie się powinieneś obawiać. - Dziewczyna odrzuciła włosy za ramię, po czym nagle sobie przypomniała, że specjalnie je tak ułożyła i speszona zaczęła je na powrót ugładzać.
- Ale mam dla ciebie propozycję… przysługa za przysługę… ja będę uczciwą tłumaczką, a ty… w zamian… - Uśmiechnęła się perfidnie, niczym diablątko i na próżno jej było chować się za rączką. - Przyyyyjmiesz ode mnie prezent… - dokończyła tajemniczo.
- Mam złe przeczucia - stwierdził ponuro magik i wzruszył ramionami. - Ale mam też słabość do twego uśmiechu. Niech będzie.
- To uczciwa wymiana u...uprzejmości, o! - wyjaśniła rezolutnie. Jarvis jednak wiedział, że waga “uprzejmości” jego kochanki zdecydowanie nie będzie proporcjonalna do jego…
- To prowadź… Idź pierwszy znaczy się. Ja za tobą i na razie mnie nie dotykaj… nie wiadomo, czy właściciele nie są konserwatystami.
- Jesteś straszna - westchnął cichutko “pokonany” kompan, postępując wedle jej zaleceń.

Za niedużym kontuarem stał brodacz w turbanie. Jego skóra dość już zbladła. Mieszkał zapewnie w tym mieście od lat nie widząc słońca w pełnej krasie. Jego broda posiwiała tu i tam, a jego spojrzenie wędrowało po stolikach przy których siedzieli jedzący już swe posiłki klienci.
- Witam w moim przybytku. Zaraz podam spis potraw jakie dziś przygotowano w mej kuchni dla szlachetnych gości - zaczął śpiewnie w dialekcie kupieckim… zrozumiałym powszechnie w La Rasquelle.
Bardka stała grzecznie po lewej stronie przywoływacza. Uśmiechała się niewinnie i delikatnie, choć na pewno nie oszuka tym swojego wybranka. Nie odezwała się i nie trzymała spuszczonego wzroku, ale w jej postawie nie było nic wyzywającego.
Chyba.
~ Pozdrów go “Pokój z tobą” ~ poleciła telepatycznie, po czym rozejrzała się po przytulnym pomieszczeniu z draperiami i poduszkami w ulubionych kolorach pustynnych przybytków.
- Pokój z tobą - rzekł pospiesznie czarownik, a gospodarz odpowiedział tym samym. Spojrzał badawczo na Chaayę rozpoznając w niej krajankę, ale… z pewnością był z bardzo niskiej kasty skoro nie wiedział kim naprawdę jest tancerka. Za to wskazał dłonią jeden ze stolików sugerując, by tam usiedli.
Kurtyzana udała się za partnerem i usiadła obok niego, znów po lewej stronie, która świadczyła o tym, że nie byli ze sobą spokrewnieni, ani połączeni węzłem małżeńskim.
Uśmiechnęła się zawadiacko i spytała - Pamiętasz jak się odrywa pieczywo palcami jednej ręki?
- Strasznie dużo reguł jak na zwykły posiłek - stwierdził “cierpiętniczo” mężczyzna.
Tymczasem zjawił się karczmarz podając magowi tabliczkę pokrytą woskiem, na który ktoś naniósł nazwy w rodzimym języku, a potem dopisał ich znaczenie w kupieckim dialekcie.

Dziewczyna rozsiadła się wygodnie na podbitej poduszkami ławie, obserwując płomień lampki oliwnej, przykryty kolorowym, szkiełkowym abażurem.
Właściciel postarał się o jako taki wystrój lokalu, chcąc choć trochę przybliżyć oddalony od tego podmokłego miejsca dom. Tu draperia, tu narzutka, światła, kwiaty i malunki. Wszystko było takie… naćkane, ale… w dziwny sposób przytulne.
~ To powiedz co tam ciekawego zaproponowali… ~ zagaiła wesoło w myślach, nie próbując nawet zaglądać kochankowi przez ramię. Mogłaby tylko speszyć tym nieznajomego, bo przecież na pustyni… płeć piękna, choć solennie wykształcona, nie czytała… przynajmniej oficjalnie.
Jarvis przyglądał się tabliczce, dukając w myślach nazwy potraw, które zostały tam zapisane. Tawaif rozumiała nazwy mimo tego, że jej towarzysz niektóre z nich boleśnie kaleczył.
Zaś Dholianczyk czekał, aż się przywoływacz zastanowi, od czas do czasu badawczo zerkając na kobietę… i starając się niezauważonym.

~ Pieczeń z tandori jest łagodna… no… trochę, ale skoro podają ją z basmati i naan oraz surówką z kiszonej kapusty i piklami z czerwonej cebuli, to łatwo będzie ci wytrzymać przyprawiony wierzch mięsa… bo w środku nie jest taki ostry. ~ Kamala wyjaśniła po krótkim zastanowieniu się.
~ Lubisz słodycze? ~ spytała ciekawsko.
~ Lubię… ~ potwierdził mężczyzna, dodając do tego wizję zlizywania owych słodyczy z jej szyi i piersi.
~ Czyli… bierzemy pieczeń? ~ upewnił się po chwili.
~ Widzę, że mają gulab jamun… osobiście za tym nie przepadam… jest zbyt słodkie, ale… podawane w wodzie różanej… nie wiem czy kiedyś taką próbowałeś… ~ Sundari zadarła głowę, by popatrzeć na karczmarza. Uśmiechnęła się przelotnie, gdy ten przyłapał ją na obserwowaniu, po czym spuściła wzrok na płomień tańczący na knocie lampy.
~ Pieczeń dla nas obojga. Gulab jamun dla mnie. Najwyżej się podzielę z tobą ~ zadecydował magik, gdy brodacz udawał, że nie zauważył ich skrzyżowania spojrzeń.
~ Spytaj się czy ptak jest cały czy w kawałkach… bo jak zamówisz podwójnie, a dadzą nam caluśkie dwa koguty… to i za tydzień ich nie skończymy. ~ Zaśmiała się telepatycznie. ~ Ja do picia chce arak z wodą.
Czarownik spojrzał na obsługującego ich i wyłuszczył mu swoje zamówienie. Także wspomniał o wielkości strawy.
- To nie są całe koguty… porcje dostosowane są do możliwości miejscowych. - Ten skwapliwie wyjaśnił i ruszył zrealizować zamówienie obojga.

Bardka szturnęła pod stołem ukochanego chichocząc wrednie.
- Czyli pewnie porcje są malutkie, bo i konsumenci cherlawi jak perliczki - wytknęła słabość Jeźdźca do ostrych przypraw, opierając się wygodnie o oparcie.
- Chcesz się przekonać o mojej wytrzymałości? - zagroził żartobliwym tonem Jarvis, wodząc spojrzeniem po stroju kompanki. - Chcesz..?
- Mam ci przypomnieć jak dyszałeś po jednym pierożku? Wypiłeś całe wino… niemal na raz. - Machnęła na niego rączką, zamiatając jego groźby pod blat stołu.
- Nie o takiej wytrzymałości chciałem cię przekonać - odparł rozbawiony chłopak, a potem zmienił temat pytając.
- Co zobaczymy po posiłku? Gdzie się udamy?
- Nie o takiej rozmawiamy… zresztą nie musisz mnie do tej drugiej przekonywać - odparła polubownie Chaaya, kładąc swoją dłoń na udzie mężczyzny, niebezpiecznie blisko zapięć spodni.
- Nie wiem… musimy się gdzieś udawać? - spytała zastanawiając się, czy miała w ogóle ochotę na włóczenie się po mieście.
- Nie musimy. Równie dobrze… możemy się zamknąć w naszym lokum. Ty będziesz leżała na łóżku, a ja będę ci podawał winogrona do usteczek. Suknię masz odpowiednią na tą okazję - rzekł czule i żartobliwie zarazem przywoływacz, udając obojętność na jej dotyk. Tyle, że nie był za dobrym aktorem.
- Prawda, że jest śliczna? - Dziewczyna zarumieniła się, wypowiadając te słowa.
- Gdy ją zobaczyłam, nie mogłam przestać o niej myśleć… - Zapatrując się w płomień, gładziła ukochanego po nodze delikatnym dotykiem. - Taka mięciutka… to przez aksamit… nigdy nie nosiłam na sobie aksamitu, na pustyni za gorąco…
- Jest śliczna, a ty w niej wyglądasz olśniewająco… jak leśna boginka - zgodził się z nią mag, przyglądając się jej z czułym uśmiechem.
- Och… - stwierdziła lekko rozczarowana tawaif, kręcąc charakterystycznie głową, ale jakoś tak bez entuzjazmu.
- Nie chciałam być leśna… chciałam wyglądać na miejską… - Wygięła ustka w podkówkę i westchnęła cicho.
Ach.. Chyba nigdy nie zrozumie tutejszej mody…
- I pewnie tak wyglądasz. Na modzie znam się równie dobrze co na pustyni i potrawach twego ludu - usprawiedliwiał się czarownik wzruszając ramionami. - Przyjmuj moje nieporadne komplementy z wyrozumieniem Kamalo. Nie jestem znawcą strojów… mogę jedynie powiedzieć ci, że jesteś piękna.
- Ciii… nie mów tak do mnie przy ludziach… a jak ktoś usłyszy? - spłoszyła się kurtyzana, rozglądając nerwowo po tawernie.
- To co? Są nam obcy. - Jarvis ocenił sytuację rozglądając się dookoła. I zauważając, że Chaaya przyciąga spojrzenia niektórych bywalców. Westchnął więc cicho dodając
- Dobrze. Postaram się.
Dholianka spuściła głowę, wpatrując się w podłogę jak uparte dziewczątko, które musiało zachowywać się odpowiednio.
Jej palce nadal muskały udo kochanka, ale coraz niepewniej i delikatniej… jakby powoli zapominała, że chciała tak robić. Po chwili jej dłoń została delikatnie ujęta przez palce jej partnera, teraz to on muskał delikatnie złotą skórę drobnej ręki, jakby chciał tancerkę pocieszyć.
Tymczasem gospodarz przyniósł zamówiony posiłek, wraz z napojami, na dużej szerokiej tacy. Po czym z góry odebrał zapłatę od Smoczego Jeźdźca.

Bardka uśmiechnęła się przepraszająco, starając się rozpogodzić na twarzy. Nie mogła zacząć jeść, bo przywoływacz trzymał ją za prawą rękę, a lewą nie wypadało tego robić. Nie ponaglała go jednak, ściskając mocniej dłoń w odwzajemnieniu, choć gdy karczmarz do nich podszedł, magik widział na jej twarzy zawstydzenie i zdenerwowanie zaistniałą sytuacją. Nie cofnęła się jednak, dzielnie trwając u jego boku.
Zajęty rozkładaniem potraw, a potem zabieraniem zapłaty, brodacz wydawał się nie zauważać tego uścisku, albo go zignorował. Natomiast Jarvis wpierw podejrzliwie przyglądał się potrawie, która nie wyglądała zbyt “łagodnie”. Dobrze chociaż, że deser wyglądał apetycznie.
~ Smacznego. ~ Uśmiechnął się dodając sobie otuchy.
~ To tylko barwnik… by ładnie wyglądało. ~ Kurtyzana nachyliła się nad stołem i zebrawszy metalową miseczkę z dwoma uszkami, przesypała sobie trochę ryżu na talerz i trochę czerwonej cebuli pokrojonej w cieniutkie piórka. Następnie oderwała kawałek placuszka i wzięła sobie pucko kurczaka… lub innego ptaka, i ochoczo wzięła pierwszy kęs, nie czekając na męskiego towarzysza, który to w teorii powinien inicjować posiłek… tylko, że akurat nie wiedział jak to robić.

Widziała kątem oka jak czarownik trochę niepewnie i nieporadnie małpuje jej zachowanie, zabierając się za posiłek. Jadł powoli i ostrożnie, choć kęsy z czasem brał większe… gdy już się przekonał, że potrawa nie wypali mu gardła ogniem.
Była nawet przyjemna. Spieczony wierzch faktycznie był ostry, trochę kwaśny i strasznie słony, ale mięso w środku kruche i łagodne. Ciepły ryż balansował ból piekącego języka, a warzywa odświeżały kubki smakowe, przez co nie tracił smaku podczas konsumpcji.
~ Suszone chilli nie barwi mięsa na wspaniały, głęboki, rubinowy kolor jaki sam posiada… niektórzy kucharze używają więc barwników, by nadać mu “pikantny” wygląd, ale w rzeczywistości to danie jest serwowane w łagodnej formie… w końcu dzieci i chorzy starcy też muszą coś jeść, prawda? ~ Zażartowała psotliwie Chaaya, choć wcale nie nabijała się z towarzysza. Sama jadła z wielkim zapałem, zdradzając, że danie to nie tylko nie było jej obce, ale, że smakowało jej takie jakie jest.
~ Jest smaczne ~ ocenił po chwili przywoływacz coraz śmielej biorąc się za posiłek i zerkając co chwilę na dziewczynę. Nie spieszył się z posiłkiem, czerpiąc dziwną przyjemność z oglądania jej, gdy entuzjazm lub radość kwitły na jej obliczu.

Ze zdziwieniem mógł stwierdzić, że kobieta bardziej niż “kiszoną” kapustę, która tak naprawdę była świeżą, słodką i lekko zamarynowaną w winnomiodowej zalewie, wolała cebulę, która również nie była “piklowana”, bo jedynie obficie skropiona sokiem z cytryny i posypana czarnym pieprzem.
Jak na łakociowego łasucha, Sundari więc powinna wybrać pierwszą z surówek, a jednak co i rusz kradła kolejne piórko, marszcząc nosek za każdym razem, kiedy kwaśno ostry smak zaszczypał ją w język.
Natomiast popijała rzadko, bo i… płyn, który dostali był bardzo specyficzny… mężczyźnie kojarzył się z rozwodnionym bimbrem o anyżkowym smaku.
Był to wytrawny napitek o niezdecydowanej mocy, który chyba był traktowany jak lemoniada dla dorosłych.

Trudno było powiedzieć czy ten napitek mu smakował, czy też potrawa… Jarvis jadł coraz bardziej zachłannie powoli doganiając ukochaną w kwestii posiłku.
Tancerka i tak skończyła swoją potrawę wcześniej niż on, a jemu został przecież jeszcze deser. Jeździec spróbował przesłać dziewczynie jakieś wrażenia z odbytej uczty… ale nie potrafił. Choć ostatnio coraz bardziej otwierał swój umysł na tawaif, to jednak nadal miał spore ograniczenia w tym temacie.
Dholianka uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się nawet z tych drobnych i ciężkich do zinterpretowania wizji. Nie naciskała na więcej, nie wymagała precyzji, ani nie czepiała się elokwencji. Zadowalała ją sama myśl, że zjedli razem i, że magowi, smakowało danie.

- Następnym razem… jak będe mówić do ciebie “jamun” to wiedz, że jesteś smaczniejszy niż te pączki… - Złotoskóra spojrzała wymownie na pucharek i aż się wzdrygnęła. Czy faktycznie było się bać tych niepozornych kuleczek pachnących różami i migdałami?
Czarownik uśmiechnął się i nie powiedział nic. Spoglądał na bardkę i przesyłał jednoznaczne pragnienia. Proste w rozszyfrowaniu pożądanie. Namiętne przyciśnięcie jej do łóżka i obsypywanie pocałunkami bez pamięci. Co by wiedziała, że on myślał o niej od rana.
Kurtyzana spłonęła rumieńcem, ale wargi wygięły się w łódeczkę satysfakcji, że pomimo tak ciężkiej nocy, nadal miał chęci i siły na kolejne porcje cielesnych doznań.
Otrzepawszy palce z okruszków, dłoń ponownie spoczęła na udzie chłopaka, gładząc go jak futerkowe zwierzątko na kolanach.
Następnie oparła się wygodniej i zapatrzyła nieco przed siebie, ciesząc się chwilą.

Przywoływacz nie przeszkadzał w tym, skupiając się z pozoru na posiłku, choć jego myśli wydawały się krążyć wokół jej ręki na swojej nodze. I jego oddech też wyraźnie przyspieszył.
Chaaya znała jego pragnienia i myśli. I mogła się delektować faktem, że krążą wokół niej… nawet jeśli dla Umrao i niektórych masek obecna sytuacja była zbyt grzeczna i spokojna.

- Nie śpiesz się… - odezwała się cicho bardka, wodząc opuszkami po materiale spodni. - Rozkoszuj się. Delektuj… - Jej palce wciąż delikatne i nienachalne, stawały się jednak zuchwalsze i wsuwały się w pachwinę mężczyzny, zakradały się coraz bliżej zapięcia pasa, by zaraz uciec na kolano.
Sundari nie chciała go zbyt mocno pobudzać, co by mag, mógł wyjść z twarzą z karczmy, co zrobią później to już inna bajka. Teraz jednak liczyła się słodka pieszczota i igranie ze zmysłami oraz otoczeniem ich okalającym.
~ Delektuję się… ~ stwierdził telepatycznie czarownik, a same figle Kamali nie były zauważane przez otoczenie. Suknia, którą nosiła, skutecznie przyciągała wzrok zerkających w rejony inne niż dłonie tancerki, niczym iluzjonista na pokazie. Powoli jednak deser się kończył, a wraz z nim powody dla których tu przebywali.
~ Jaki kaprys mej bogini może spełnić jej oddany sługa? ~ zapytał tuż przed zakończeniem posiłku.

Kobieta popatrzyła na kochanka lekko zdziwionym spojrzeniem. Pucharek pełen pączków był niemal pusty. Jarvis zjadł wszystko.
“Potwór…” stwierdziła ze zgrozą Laboni, trzęsąc się na samą myśl o tej cukrowej bombie jaką pochłonął Jeździec.
- Smakowało ci? - spytała z troską w głosie Chaaya, odpowiadając pytaniem na pytanie.
- Tak. To było smaczne. - Uśmiechnął się przywoływacz nie zdając sobie sprawy, co osiągnął.
“Chyba doznał udaru od chilli i nie wie co mówi…” zawyrokowała babka.
- To… ciesze się - odparła zbita z tropu tawaif.

Teraz mogli w każdej chwili wstać i wyjść. Dholianka jednak się nie spieszyła, a może heroiczne pożarcie przez partnera lepkiego gulab jamun wybiło ją na tyle z równowagi, że po prostu o tym fakcie zapomniała.
Wspierając się na poduszkach, dziewczyna wyjrzała przez okno, za którym rósł blusz i nic prócz jego ciemno zielonych liści nie było widać.
- Czy wszystko w porządku? Wydajesz się taka... rozkojarzona - zaniepokoił się mag, choć w tonie jego głosu słychać było i podejrzliwość.
Złotoskóra uśmiechnęła się i charakterystycznie pokiwała głową. Mężczyzna musiał się sam domyślić odpowiedzi, lub po prostu się poddać.
- W sumie… poszłabym na jakiś spacer, jeśli to nie problem - odparła cicho.
~ Mam cię objąć? Podać ci dłoń? Czy dopiero jak już wyjdziemy? ~ zapytał czarownik wstając powoli.
~ Lepiej mnie zignoruj… karczmarz i tak pewnie się zastanawia kim dla ciebie jestem i dlaczego tak się ubieram… wystarczy mu tematów do rozmyślań na dziś ~ stwierdziła rozbawiona Chaaya, wstając dopiero po chwili, jak Jarvis odszedł od stolika.

Towarzysz ruszył do wyjścia bez zwracania uwagi na kurtyzanę, choć sama tancerka wiedziała, że jego myśli krążą wokół niej. Po tej cukrowej bombie, którą pochłonął, chłopaka z pewnością będzie rozpierała energia.
Kamala szła tuż za nim, jak cichy cień. Nawet obcasy nie stukały o podłogę, by nie “kusić” swym dźwiękiem potencjalnych obserwatorów… którzy i tak śledzili każdy jej krok. Bo kto by widział pustynną kobietę, ubierającą się jak “biali barbarzyńcy”?!
Do kogo należała i dlaczego nie słuchała się swojego protektora?!
Ah… nikt nie uwierzy, jak będą o tym opowiadać!

Dopiero na zewnątrz do uszu Smoczego Jeźdźca doszedł znajomy stukot i po chwili dziewczyna złapała go za rękę, tuląc się do niej czule i pewnie… choć wciąż w zawstydzeniu.
- Lubisz… gdy czujesz moją dłoń podczas przechadzki? - zapytał ciepłym tonem magik, gdy przemierzali brzeg kanału. Tu… takie zachowanie nie bulwersowało. Jeśli mężczyźni oglądali się za bardką, to raczej z powodu jej urody, jeśli kobiety… to tylko z zazdrości.
- To takie ekssscytujące. Móc chodzić z tobą ramię w ramię i czuć ciepło bijące od twego ciała… czuję się wtedy tak dziwnie… - stwierdziła, wpatrując się w przemierzany bruk alejki. Bała się potknięcia, czy wstyd nie pozwalał jej unieś go wyżej?
- To taka mieszanka dumy, fascynacji i trwogi… boje się, ale chcę więcej, bo sprawia mi ten strach przyjemność.
- Możesz mnie objąć w pasie i przytulić się do mego boku. To jest akceptowalne zachowanie - zasugerował Jarvis nie wymuszając jednak na kochance takiego zachowania.
- M-mogę? - spytała niepewnie, wyraźnie się przymierzając. - Ale czy to nie jest zachowanie typowo męskie?
- W La Rasquelle jest to typowe zachowanie obu płci. Jeśli ty opleciesz mnie ręką w pasie. Ja otulę cię ramieniem - stwierdził czule przywoływacz i dodał telepatycznie
~ A potem zjem na deser… przy najbliższej okazji. Skonsumuję każdy twój jęk rozkoszy jaki zdołam wyrwać z twoich usteczek.

Sundari puściła w końcu męską rękę i powoli, bardzo nieśmiało, przesunęła dłonią po lędźwiach, obejmując czarownika ostrożnie, niemal z namaszczeniem.
Była tym tak zaaferowana, że musiała aż przystanąć na chwilę, by móc kontemplować ten moment w płochliwej ciszy. A mag trwał również przez chwilę niczym posąg, po czym jego ramię otuliło ostrożnie Chaayę, by docisnąć ją zaborczo do siebie.
~ Widzisz? To nie było nic trudnego ~ ocenił sytuację z czułością.
Tawaif zadrżała oglądając się na palce na swoim barku. Zacisnęła mocno powieki i skuliła się jakby w oczekiwaniu końca świata lub przynajmniej wyzwisk i wołania Straży Miejskiej.
Nic się jednak takiego nie zdarzyło i po chwili dwie orzechowe tęczówki skierowały swe spojrzenie w oczy ukochanego, a sama Kamala uśmiechnęła się szeroko.

- Jesteś ze mną bezpieczna. Gdyby ktoś spróbował pyskować w naszym kierunku… cóż… lepiej żeby umiał pływać. I żeby woda w kanale nie była za brudna - rzekł żartobliwie Jarvis, ruszając z kobietą w kierunku… najbliższego mostka.
- To niesamowite… jak ludzie mogą się od siebie różnić, a niby wszyscy jesteśmy tacy sami… w środku… - Zamyśliła się Dholianka. Zdawała się nieco pewniejsza siebie, bo ju nie uciekała tak wzrokiem ku podłożu.
- Nie tylko różnimy się… tradycjami ludów. Także i zmieniamy się. La Rasquelle nie jest tym czym było, gdy byłem mały. Jest inne. Obce czasami - wyjaśnił cicho chłopak rozglądając się. - Zmieniło się miasto i ludzie.
- Wolisz miasto swojego dzieciństwa, czy te teraz? - zapytała ciekawsko bardka, oglądając się niewinnie na partnera.
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. La Rasquelle nie było troskliwym rodzicem dla mnie. Teraz wydaje się milsze, choć nie tak interesujące. Za bardzo polubiłem sypialnię. - Próbował wyjaśnić przywoływacz z delikatnym uśmiechem na obliczu, pojawiającym się, gdy patrzył na dziewczynę u boku.
- Tak… jest bardzo przyjemna - zgodziła się z pogodnym śmiechem Chaaya. - Ale miasto też jest niczego sobie… można tu znaleźć każdy zakątek świata. U nas… my jesteśmy zamknięci. Wszystko jest takie same.
- Tu… tak nie jest. Najpierw były elfy, potem bagna, potem ludzie, teraz wampiry. Tu nic nie zaginęło. Wszystko raczej kumulowało się w kupie jak… hmmm… jak kolejne składniki wrzucane do garnka z cud zupką. - Magik roześmiał się zadowolony z tego, że znalazł odpowiednie porównanie.
Tancerka wpatrzyła się z fascynacją w roześmianą twarz kochanka. Nie do końca zrozumiała, czym owa “cud zupa” była, więc tylko uśmiechnęła się w ciszy i wróciła myślami na chwilę do swojego kraju o wspaniałym zamku sułtańkim ze szczerozłotą kopułą, która miała wyzwać słońce w pojedynku na oślepianie światłem swoich obserwatorów.
Nie wiedziała jak długo była zanurzona w swych myślach nim wyrwały ją z nich słowa czarownika.
- Toooo.. gdzie teraz?

Doszli bowiem do jakichś wrót, prowadzących do ruin budynku, który pochłonęła natura, a mieszkańcy metropolii przerobili na park dla artystów. W tym przypadku rzeźbiarzy.
- W prawo czy w lewo? - zapytał mężczyzna.
- Och… - Kurtyzana rozejrzała się, mrugając zawzięcie powiekami i w końcu westchnęła odpowiadając, że nie wie.
Czy było to takie ważne, by wybrać stronę, kierunek w którym chcieli się udać? Kiedyś faktycznie kobieta przykładała do tych kwestii większą wagę… teraz jednak, dawała się nieść powiewowi wiatru, nie przejmując się dokąd ją zabierze.
- Chodźmy więc tam - stwierdził przywoływacz, wybierając ścieżkę, gdzie było rzeźb więcej niż ludzi je podziwiających. Na każdym kamiennym postumencie, autor napisał swoje imię oraz… miejsce zamieszkania. Jakby każda rzeźba, miała sławić nie tylko postacie na nim przedstawione, ale też samego twórcę dzieła. Tancerka mogła się łatwo domyśleć, że wybór drogi przez Jeźdźca świadczył o jego niecnych zamiarach.
- “Chodźmy tam” powiedział i zaciągnął mnie w krzaki, by haniebnie wykorzystać - odparła zgryźliwie Dholianka, dziarsko idąc przed siebie. - Chwila nieuwagi i proszę jaki los został mi zgotowany! - Westchnęła cierpiętniczo składając skroń na piersi kompana. Uśmiechała się łobuzersko, wcale nie czując się skrzywdzona. Mag postarał się o ładne otoczenie… lepsze niż poprzednim razem, gdy to ona uciekła do beczkowego zaułka.
- Nie przesadzałbym z tym strasznym losem. To ja padnę na kolana, by językiem przekonać cię do ustępstw w kwestii garderoby - odparł z uśmiechem ciemnowłosy, rzeczywiście podążając bardziej zapomnianymi dróżkami, by mieć pewność, że nikt im przeszkadzać nie będzie.
- Nieee… tylko nie językiem, nie mam wtedy żadnych szans - poskarżyła się dziewczyna i zaraz szybko dodała - Chodźmy pooglądać rzeźby… są takie ładne, może gdzieś znajdziemy jakiś męski akt, co bym mogła sobie popatrzeć…
- Męski akt? Hmm.. - Zadumał się czarownik trochę zaskoczony jej wyborem. Wystarczyło jednak, by spojrzał w orzechowe studnie jej oczu, by zatonąć w nich całkowicie i ulec jej kaprysom. Toteż ruszyli razem przez park w poszukiwaniu takiej właśnie rzeźby.
- Nooo przecież, że nie damski… mam lustro w pokoju, jak chcę sobie popatrzeć na zgrabny tyłek, to mogę w każdej chwili - odparła trzpiotnie Kamala i nieco zdziwiona dała się przez chwilę prowadzić, aż nie zorientowała się co Jarvis czynił.
- Ja żartowałam głuptasie..! Po co mam się gapić na… o bogowie trzymajcie mnie… - Natychmiast zaczęła śmiać się głupkowato, a gdy próbowała opanować, wybuchała śmiechem jeszcze głośniejszym.
- W takim razie… - Chłopak przyciągnął do siebie kompankę i wziąwszy ją w ramiona, zanurkował w pobliskie chaszcze, zabierając z utartych ścieżek do tej części parku, gdzie natura rządziła bezspornie. I gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał w “napaści”.
Tawaif nie oponowała, wciąż walcząc z wesołością od których zaszkliły jej się łzy w kącikach oczu. Obejmowała swojego “porywacza” za szyją, muskając wargami jego policzek i szyję, chichocząc przy tym jak pijany chochlik.

Gdy znaleźli się na brzegu porośniętym od strony kanału ścianą trzciny, łowca postawił swą zwierzynę na miękkiej trawie, a potem jego dłonie zawędrowały pod suknię bardki.
Bo choć zielona szata była śliczna, jako twierdza sprawiała się kiepsko. Niczym wrogie wojska, dłonie mężczyzny wsunęły się przez szczeliny w murach. Jedna po udzie do bielizny otulającej jej łono. Druga przez dekolt stroju dotarła do lewej piersi i zacisnęła na niej. Chaaya czuła oddech stojącego za nią kochanka, pieszczącego namiętnie i nieco brutalnie jej ciało. Jego usta wodziły po jej szyi równie dziko. Był chyba bardzo… wygłodzony. Biedaczek.

Dziewczęcy śmiech w końcu przycichł i przeszedł w coraz bardziej rozpalone westchnienia. Tancerka odchyliła głowę do tyłu rozkoszując się chwilą, zanim cicho się nie odezwała.
- Jak mogłeś choć przez moment… pomyśleć, że chcę patrzeć na czyjeś kamienne ptaki… - Kaszlnęła, starając się nie poddać kolejnej fali głupawki.
- Jeden męski akt mnie interesuje… jeden… którego potem mogę wykorzystać do swoich celów… - Skończywszy tymi słowy, sięgnęła ostrożnie palcami do głowy czarownika, by zrzucić mu cylinder i zatopić rękę w jego bujnych włosach.
- Sztuka… a może… chciałaś… porównać? - zapytał przywoływacz, wodząc ustami po szyi, a potem po barku w niecnym celu zrzucenia ramiączka sukni z jej ramienia.
Smukłe palce kochanka sięgnęły głębiej pod bieliznę, wodząc po bramie kobiecości Kamali.
Ona sama zresztą czuła jak bardzo jej adorator jest napięty… poniżej pasa.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline