Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2018, 21:06   #147
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Tymczasem mężczyzna trzymał dłoń milczącej Chaai, próbując przelać swoją odwagę i determinację w jej kruche ciało i psychikę. Dzieciństwo nauczyło go, że nie można poddawać się strachowi i lękowi. Jednak to samo dzieciństwo nauczyło kobietę, że im mniej będzie się szamotać w pułapce, tym… mniej będzie ją boleć. Poddawała się więc zawsze i wszędzie. Przy klientach których nie chciała, przy zawistnej rodzinie, przy „naprawiającym” ją Janusie i kochającym Ranveerze… Wyjątkiem nie był nawet Jarvis…
Poddała się przy nim tam wtedy na plaży, choć bardzo się bała skrzywdzenia i chciała uciekać… i kiedy w nocy wyznał jej miłość… lub z przerażeniem stwierdziła, że przespała się z nim jako kobietą.
Zamierała, truchlała… i płynęła dalej.
To był jej sposób obronny. Na wszystko co złe… i na wszystko co dobre. Unosić się na powierzchni nurtu, nie walczyć z prądem, by przypadkiem nie zejść na dno…
Choć na brzegu widziała skarby po które chciała sięgnąć, sunęła dalej… w dół rzeki życia, mijając marzenia, plany i pragnienia, bojąc się, że lada chwila nieprzychylna fala ją przykryje.
Ten strach… strach rychłej i nieugiętej klęski paraliżował, więc nawet jeśli… kurtyzana chciała „coś” zmienić, jeśli chciała zmierzyć się ze swoim lękiem wobec Nervisi, lub zaspokoić swoją ciekawość wobec niej… nie umiała sprzeciwić się sile… która gnała ją jak wiatr nasiona samosiejki.

„BUU!”
Deewani wparowała do pomieszczenia, które było piętrem przeznaczonym dla kobiet nie uczestniczących na przyjęciach na dole.
Przez specjalne przepierzenia i okienka, mogły one wyglądać na salę lub dziedziniec, obserwując bawiących się tam ludzi.
To było ulubione miejsce Laboni… tej prawdziwej. To stąd dyrygowała swoimi pannami. Nie zawsze tak było oczywiście… ale odkąd jej najpiękniejsza wnuczka stała się dorosłą, potrzeba było nie lada wysiłku i pieniędzy, by przekonać dostojną i olśniewającą babkę do zejścia na biesiadę. Nawet sułtan miewał z tym problemy.
„Nareszcie… gdzieś ty się podziewała przez cały ten czas?” Opiekunka oderwała spojrzenie od pustego teraz placu i spojrzała na chłopczycę.
„Na dole…” żachnęła się dziewuszka, bujając na piętach.
„Nie widziałam cię…”
„Bo jesteś stara i ślepa…”
Na chwilę zapanowała cisza, po czym obie wybuchły śmiechem.

„Musisz wrócić na górę…” odparła w końcu starsza tawaif.
„Nie wrócę tam” stwierdziła butnie tancereczka.
„Ale jesteś tam potrzebna..”
„A co mnie to… nie wrócę tam i już!” Młodziutka maska zaczęła się pieklić. „Nie lubię go… jest głupi i nudny i… i… nie obchodzi mnie czy ma fiuta czy cycki…”
„Dlaczego?” Matrona usiadła na podłodze w siadzie skrzyżnym. Szerokie sari napięło się na jej kolanach, grożąc rozwiązaniem w pasie.
„D-dlaczego?” Zdziwiła się bardka, zupełnie nieprzygotowana na takie pytanie. Na kłótnię to i owszem… ale na spokojną rozmowę?
„Bo nie jest tak jak kiedyś… chce by było tak jak kiedyś!” wyjaśniła z pretensją.
„Nie da się…” stwierdziła krótko Laboni.
„Dlaczego?!”
„Na tym polega życie… czas płynie, świat i ludzie się zmieniają.”
„Nie wierze ci!” burknęła dziewczynka, krzyżując ręce jakby broniła się przed każdym słowem.
„Urodziłaś się malutka… bezwłosa i bezzębna. Nie umiałaś mówić, jeść, ani chodzić… teraz masz piękny długi warkocz, wspaniale tańczysz, śpiewasz, czytasz, piszesz, mówisz… myślisz…”
„Nie, nie i nie! Ma być tak jak kiedyś. Kiedyś było inaczej… była Chandramukhi, było lepiej i ciekawiej.” Zaperzyła się emanacja.
„Wiesz, że Ranveer nie żyje…”
„WIEM O TYM!”
„I Chandramukhi także…”
Deewani uparcie milczała nadymając policzki i czerwieniąc się na czole, to jednak nie wywołało żadnego wrażenia na wspomnieniu babki, które kontynuowało dalej.
„Nie jesteś już dzieckiem i nie mieszkasz na pustyni… Twoje ‚kiedyś’ dawno odeszło. Możesz sobie chcieć, by wróciło, ale dobrze wiemy, że to nie nastąpi… więc nie uciekaj…”
„Nie uciekam!” zaprotestowała chmurnie chłopczyca. „A Jarvis to kretyn, to wszystko jego wina, że ta się znowu wyłączyła!”
„To prawda… Jarvis to skończony idiota… ale kochany… i nasz. Janus też nie był ideałem… i Ranveer również…”
„Wal się! Idę stąd bo śmierdzi.” Maska straciła cierpliwość lub zainteresowanie dalszą dyskusją. Przecisnęła się przez lufcik i spadła na dziedziniec, który okazał się przejściem do kolejnego wspomnienia.

Kamalasundari leżała w swojej altanie. Złota księga dawno została otwarta. Miękki papier szeleścił w jej posklejanych palcach, gdy czytała swój pamiętnik z poprzedniego życia.
„Głupia dzida…”
Deewani zjawiła się niespodziewanie… a może, stała tam od dawna?
„Leżysz tylko i wzdychasz, zerzygać się można! Nawet Starzec nie jest tak żałosny! Raz zamienił mnie w mysz… a raz w smoka!”
~ Smoka? ~ zdziwiła się Dholianka, siadając z ogromnym wysiłkiem. Popatrzyła zaskoczona na swoje dawne odbicie. Młode i rześkie jak sok z limonki.
„A co zazdrościsz?” spytała dziewuszka wystawiając język.
~ T-trochę… myślałam, że on nic nie umie i ciągle śpi… ~ przyznała jego nosicielka bez skrupułów.
„YYYYEEEE….” Maska rozdziawiła usta, po czym wybuchła gromkim i nieprzystojnym jej fizjonomii śmiechem. „Czasem ma przebłyski, ale tylko czasem…” przyznała radośnie, po czym od razu się nabzdyczyła i nastroszyła jak przepiórka. „Znowu leżysz i udajesz, że cię nie ma…”
~ Cóż… nie da się ukryć ~ stwierdziła beznamiętnie bardka. Jej pozszywana twarz, nie wyglądała już tak makabrycznie… szwy zabliźniły się białą skórą, przez co dziewczyna wyglądała jakby pokrywała ją pajęczyna.
„Jesteś żałosna…” zakipiała chłopczyca, a jej tworzycielka skuliła się jak pod ciosem.
„Mdła… głupia… słaba… nędzna… beznadziejna i nie wiem co jeszcze!”
~ To… pewnie prawda… ~ Tancerka nawet się nie broniła.
„Rany jak ty mnie wkurzasz!!! Mogłabyś się choć raz sprzeciwić!” Wydzierała się na całego małolata, skacząc gniewnie i szarpiąc się za warkocz.
~ To nie prawda ~ odrzekła kobieta.
„CO?!”
~ Wyrażam sprzeciw…
„HAHA idiotka, o nie mogę HAHA patrzcie na nią! … Weź się w garść.” Zagroziła władczo dziewczynka.
~ Nie potrafię… utonę… boje się, nie umiem pływać…
„Ja też nie umiem!” wtrąciła się w jej słowo zniecierpliwiona ciągłą mimozją emanacja. „Ale nie pozwolę ci utonąć… bo ja jestem bardzo silna. JAK SMOK! Będę twoim liściem! Liście unoszą się na powierzchni, nawet jak je fala nakryje!”
~ Nic z tego nie rozumiem…
„To akurat nie nowość! Wstań albo kopnę cię w tę chudą dupę! Już!”

Chaaya zsunęła ostrożnie rąbek spódnicy z głowy, zamrugała powiekami o lekko przekrwionych oczach i rozejrzała się niepewnie szukając znajomej twarzy kochanka.
Uśmiechnęła się blado, przykładając ściskaną dłoń do ust, by delikatnie ją pocałować.
- Wracajmy do domu… proszę - oparła.
- Co tylko zechcesz. - Uśmiechnął się czule czarownik. - I kiedy zechcesz.
Zadumał się nagle i przyglądając ze współczuciem kurtyzanie.
- Mam cię wziąć w ramiona? Albo na barana? Nie wiem czy doniosę do naszej kwatery, ale kawałek… mogę.
- Dam sobie radę, nie martw się. - Tawaif usiadła nieznacznie krzywiąc się z wysiłku, po czym zaczęła nasuwać przez głowę sukienkę. Na chwile utknęła przy staniku, ale w końcu przepchnęła ręce i głowę przez otwór, tylko strasznie się rozczochrała.
- Nie wiem gdzie jesteśmy… czy to daleko? - spytała wstając z ziemi, by zapiąć z tyłu szatę.
- Raczej spory kawałek. Dopłyniemy do domu gondolą - odparł ciepło magik pomagając jej w tym zadaniu, a potem nagle przyciągnął ją w pasie tuląc do siebie w milczeniu.
Kamala przez chwilę stała zaskoczona, po czym przyłożyła dłoń do twarzy mężczyzny i przytuliła się policzkiem o jego policzek.
- Gdy będziemy na miejscu… założysz pierścień… - powiedziała bardzo cicho, nieświadomie drżąc na same słowa. - Mogę… uciec z krzykiem… ale spróbuję tego nie robić…
- Dobrze. - Przywoływacz cmoknął delikatnie policzek dziewczyny. - Jestem z ciebie dumny. Wiem ile to cię kosztuje. Jestem dumny z tego, że walczysz ze swymi lękami.
Bardka nie umiała odpowiedzieć na te słowa. Pokiwała tylko głową i tym razem to ona pomogła ubrać się ukochanemu.


Dotarli do pokoiku. W powietrzu czuć było napięcie. Nie tylko bardka była zdenerwowana sytuacją. Jarvis wpierw przygotował na stoliku zwój z odczynieniem klątwy, zapewne, by zdjąć pierścień w każdej chwili. Odetchnął głęboko i zaczął zakładać go na palec.
Kobieta przywarła do ściany, niebezpiecznie blisko drzwi, ale nie pisnęła nawet słowem, ani też nie drgnęła.
Przywoływacz zmieniał się na jej oczach. Wcześniej nie miała okazji tego procesu zaobserwować. Wyglądało to dość… makabrycznie, ale na szczęście trwało bardzo krótko i po chwili Chaaya stała twarzą w twarz z legendarną Nervisią - czarodziejką z pijackich snów.

“No i tyle by było z jego członka… ech…” Umrao była wyjątkowo zdegustowana. Żeńska forma kochanka, ani trochę się jej nie podobała, co nie zmieniało faktu, że i tak mogła się z nią przespać.
Kismis dawno spała, mając w głębokim poważaniu całe otoczenie. Jednak kilka masek zawtórowało przedmówczyni cichym pomrukiem, również nie czując się komfortowo z ową zmianą.
“Taka niespotykana forma…” zaczęła pogrążona w fascynaci Ada. “Ciekawe jak oddziałuje na percepcję naszego czarusia…”
“Jaką znowu percepcję?” Deewani, która całkowicie była uwolniona spod uroku maga, zupełnie nie rozumiała wszystkich dziwnych uczuć kumulujących się w jej siostrach. “Co to jest percepcja?!”
“To jakieś bzdury naszej intelektualistki… olej to” odparła zmysłowa emanacja. “Bogowie w życiu nie byłam tak sucha jak teraz…”
““FUUU!!!”” Chłopczyca wraz z Nimfetką zawołały gromko obrzydzone wyznaniem towarzyszki.

Tymczasem Sundari była biała jak wapienna ściana, a złoty odcień jej skóry całkowicie zmatowiał. Jej twarz zastygła była w przerażeniu, choć wzrok pożądliwie przesuwał się po nowym ciele czarownika, płonąc dziwnymi iskierkami zainteresowania.
Nervisia tymczasem nieświadoma swego imienia i kłębiących się w głowie Chaai opinii, usiadła grzecznie przy stoliku niczym pensjonarka i zerknęła w jej kierunku, uśmiechając się ciepło.
- Nie uciekłaś - zauważyła dziewczęcym głosikiem tak pasującym do jej ciała, choć intonacja głosek z pewnością należała do Jarvisa.

“Taka słodziutka…” stwierdziła rozmarzona Seesha, a eteryczna dziewczynka zaraz zapaliła się do jej słów.
“Prawda, prawda? Jest taka urocza…”
“Ciekawe jak kobiecy orgazm wpływa na jego postrzeganie przyjemności…” ciągnęła swoje myśli Ada, coraz bardziej chętna, by to sprawdzić.
“COOO??!!” Piała skołowana Deewani. “Co tu się wyprawia?”
“Gdzie mój PEEENIIIS??!!” zawyła Umrao.
“Przymknij się... ja tu drzemię…” Kismis w końcu zaszczyciła wianuszek reszty masek, ale nie miała żadnego zdania na temat widoku, nie chciało jej się “otwierać” oczu.

- T-tak... - zgodziła się tancerka, mocniej wciskając palce dłoni w drewno za sobą. Miała wrażenie, że jeszcze chwila, a przewierci się nimi na wylot. - Ale nie podchodź… proszę.
- Dobrze. - Skinęła głową czarodziejka i pochyliła ją zerkając na swe ciało. Chwyciła dłońmi za biust oceniając jego sprężystość i ciężar. - Nie dorównuję ci urodą, ale nie wydawało mi się bym był taką przerażającą kobietą. - Nie ruszała się z miejsca, nie mając chyba zamiaru spłoszyć kurtyzany.
- Kiedy poczujesz się lepiej, usiądziesz naprzeciw mnie? - zapytała ugodowym tonem. - Nie martw się, nie będę próbował… niczego nieprzyzwoitego. Widzę, że to bardzo niewygodna sytuacja dla ciebie, a i dla mnie… krępująca nieco.
- Wiesz, że nigdy… jakoś… nie oglądałam się za dziewczynami w ten sposób… czasem się z nimi kochałam… ale no cóż… to trochę jak z klientem, ni ziębi mnie, ni grzeje… ale jest coś w tej przemianie… coś czego się boję, nie umiem powiedzieć co to… czuję, że to co widzę jest nie w porządku… patrzę na ciebie, ale nie widzę… no… ciebie… a jednak ty to ty… więc czuję, że cię kocham… - Chaaya dukała cicho słówka, nie ruszając się spod swojego bezpiecznego miejsca.
- To ciekawe podejście. Pewnie ja też czułbym się głupio widząc cię jako mężczyznę - zgodziła się z nią kobieta przyglądając czule kochance. - Ale w tej sytuacji nie chodzi o sprawy łóżkowe. Po prostu… pomyślałem, że tak mogę tobie towarzyszyć jutro. Bo Gamnira raczej nie byłaby zadowolona, gdyby jej nauczycielka przyprowadziła kochanka na jej nauki.

Niezależnie od tego jakie były to sprawy, pamięć tawaif nie pokrywała się z odbiorem rzeczywistości. Nie umiała przestać doszukiwać się w Nervisi Jarvisa, tak jak czasami Nervisi w Jarvisie. Ów dysonans poznawczy wprawiał ją w uczucie zakłopotania i niestabilności, co doprowadziło ją do uczucia strachu.
Czy nienawidziła przywoływaczki? Ależ skąd, wręcz przeciwnie… po prostu nie umiała pogodzić… rzeczy w swojej głowie.
Dholianka nie wiedziała jednak jak wytłumaczyć swój stan, więc po prostu milczała, obserwując ukochanego jakby był egzotycznym zwierzątkiem w klatce na wystawie dziwowisk.
- Scarlet… gdy żyła. Ona lubiła takie… spektakle. Odgrywała z kochankiem różne… role. Przebierali się w różne szatki, czasem używali magii. Urozmaicali tak sobie zabawy na statku. - Wspomniała dziewczyna z nostalgicznym uśmiechem. - Było zabawnym podglądać to, acz domyślam się powodów. Pewnie nie lubiła rutyny.
- M-może… - przyznała cicho bardka. - ...albo była zagubiona… i uciekała. - Wzruszyła ramionami, ale był to jedyny ruch jaki wykonała od dłuższego czasu.
- Nie… Scarlet nie była zagubiona. Tego jednego możesz być pewna. - Zachichotała bardziej dziewczęco, niż męsko magiczka i uśmiechając się delikatnie, spytała - Wolisz bym przyniosła wino albo inny alkohol na złagodzenie nerwów, czy… mam użyć zwoju?
Kamala wiedziała, że najbardziej zagubieni ludzie to ci… po których nie da się tego poznać. Nie wnikała jednak dalej w ten temat, bo szczerze mówiąc nie obchodziła ją żadna Scarlet.
- Nie chce mi się pić… - odparła nieco odpychającym tonem, który ją samą zawstydził.
- Nie… dziękuję.
- A zwój? - spytała, sięgając po niego długimi, zgrabnymi paluszkami, o wiele bardziej delikatnymi, niż smukłe palce kochanka tancerki.
- Chyba… nie mam jeszcze tylu sił, by usiąść naprzeciwko ciebie… - odparła przepraszająco Sundari, czując jak zalewa ją na przemian raz gorąca, a raz lodowata fala.
- Nie szkodzi. Podjęłaś się wyzwania i trzymasz się dzielnie. Dałbym ci buziaka w policzek w nagrodę, ale… teraz nie bardzo mogę. - Wzruszyła ramionami Nervisia, przyglądając się zestresowanej dziewczynie, po czym westchnęła smutno. - Chyba rzeczywiście będzie lepiej jak spotkasz się z Gamnirą sam na sam. Szkoda… ale jakoś to przeboleję.

Dholianka czuła, że w pewien sposób zawiodła oczekiwania czarownika. Natychmiast ogarnął ją wstyd i złość na samą siebie, a do oczu napłynęły łzy.
By uniknąć jeszcze większej kompromitacji, szepnęła tylko ciche ‘przepraszam’ i niczym błysk, wypadła przez drzwi na korytarz.
Wpadła prosto w objęcia zaskoczonej Godivy, która odruchowo pochwyciła bardkę.
- Co się stało? - zapytała zaskoczona i nieco zmartwiona smoczyca, widząc wyraźnie zapłakaną Chaayę.
- Nie dotykaj mnie! - Ta wybuchła agresywnie, podświadomie obawiając się kolejnego “nacisku” na jej osobę. Jak oparzona wydobyła się z objęć i przywierając do ściany, wyminęła natychmiast przyjaciółkę.

“Niezłe jaja… nie to co na dole…” stwierdziła Deewani, jako jedyna pozostając pogodną w całej tej sytuacji.

Skrzydlata stała zaskoczona, niczym posąg, obserwując uciekającą dziewczynę. Po czym… nagle ruszyła za nią wyraźnie zamierzając ją ścigać.
Tawaif przedostała się przez hol i wypadła przez drzwi na zewnątrz, dysząc od emocji, jakby conajmniej biegła przez cały dzień, a nie niecałą minutę.
Miasto pogrążone było w mroku… pozornym rzecz jasna, bo każde okno oświetlało cienie na uliczkach i kanałach. Nie było też dostatecznie późno, by lepkie macki mgły spowiły budynki w mlecznobiałym dymie, który przelewał się aktualnie kilka centymetrów nad podłożem, dopiero zwiastując nie tak rychłe omglenie.
Powietrze było o kilka stopni chłodniejsze, niż te panujące w środku karczmy. Złotoskóra od razu poczuła się lepiej, lecz nie tyle dostatecznie, by się zatrzymać. Gwar ze stołówki przebijał się przez wielkie okna i z jakiegoś powodu śmiech innych ludzi doprowadzał ją do złości.
Jeźdźczyni pragnęła być w tej chwili sama. Sama jak palec, choć wiedziała, że to nie było, ani możliwe, ani bezpieczne.
Odpychając się od gzymsu, ruszyła chwiejnym krokiem ku przystani gondol, przy której cumowało kilku mężczyzn, w tym dwóch dobrze jej znanych. Nie chciała z nimi oczywiście rozmawiać, ale wiedziała, że w ich niedalekim towarzystwie nie powinno jej nic grozić.
Nad samą wodą było jeszcze chłodniej. Nadal ciepło i tropikalnie, ale w dziwny sposób orzeźwiająco.
Woda dawno zniknęła pod przelewającą się złowieszczo pierzyną oparu, ale nie było to teraz takie ważne.
Przystając przy jednym ze słupków, aktualnie pustym, kobieta zapatrzyła się w panoramę miasta, cicho pociągając nosem i dusząc w sobie chęć głośnego rozpłakania się.

~ Kamalo? ~ W swoich myślach usłyszała przywoływacza, ale go nie dostrzegła. Pewnie jej szukał podobnie jak Godiva, którą niedawno zgubiła w morku.
~ Kamalo?~ Jego myśli były pełne tęsknoty i smutku. Musiał się o nią martwić, albo bać. W każdym razie był gdzieś w pobliżu i próbował znaleźć ją poprzez telepatyczną więź.

“Mógłby się odczepić…” sarknęła rozeźlona chłopczyca.
“Jak ma penisa to może nas szukać…” wtrąciła Umrao.
“Oj przymknij się jedna z drugą! Loża szyderców znowu w komplecie i nawet pięciu minut nie możecie wytrzymać by nie komentować?!” Wybuchła gniewnie Nimfetka, chlipiąc nad dolą swojej ukochanej twórczyni. “Jesteście podłe i samolubne… jesteście okropne!”

~ Przy łodziach… ~ odpowiedziała kurtyzana, starając się wyzbyć wszelkich emocji w przekazie.
~ Nic mi nie jest… ~ dodała szybko, ale już ją ktoś zagadywał więc przerwała.
- A panienka to na brata czeka? Ja żem go przywiózł jakieś bo ja wiem… ile to było Marcusie? - zachrypiał przygarbiony mężczyzna, ale jego kompan aktualnie pochrapywał.
- Nie Marcello… nie czekam… - odparła grzecznie bardka, ocierając ostatnie łezki zagięciem palca wskazującego.
- Panienka chce gdzieś popłynąć? Bo jak tak to ja żem zwarty i gotowy! - zaoferował się ochoczo zarośnięty żigolo, poprawiając chustkę zawadiacko przewiązaną na chudej szyi.
- Nie… wyszłam pooddychać chłodnym powietrzem… - wyjaśniła smętnie i gondolier nie miał już tematów do dalszej rozmowy, więc wrócił do swojej roboty obserwowania przepływających łodzi.

Jarvis pojawił się po kilku minutach, w męskiej wersji. Podszedł cicho do dziewczyny i odezwał się spokojnie - Przepraszam… to był kiepski pomysł z mej strony.
- W porządku… to moja wina, może niedostatecznie się postarałam… następnym razem pójdzie mi lepiej. - Tawaif nie popatrzyła na przybyłego, uparcie podziwiając mgłę przed sobą. Zdawała się być przybita, ale czarownik był pewien, że nie płakała… już.
- Ty zdecydujesz kiedy i czy będzie następny raz - stwierdził czule Smoczy Jeździec, obejmując ją ramieniem i prowadząc do karczmy w której mieszkali.
- A ja będę musiał znaleźć sobie rano zajęcia… lub czytać książki - ostatnie słowa wypowiedział tonem skazańca idącego na ścięcie, acz łobuzerski uśmiech sugerował, iż był to żarcik.
- Nie mów tak, odwołam jutrzejsze spotkanie… nie chcę zostawiać cię samego… - Chaaya stanęła przodem do rozmówcy, lecz w tutejszym mroku, jego twarz była tylko szarą plamą.
Wtedy kurtyzana poczuła palce na swoim podbródku. Mężczyzna nachylił się i pocałował ją delikatnie.
- A ja nie chcę psuć ci planów. Poza tym… masz całą noc przed sobą. Całą noc ze mną i... przecież wrócisz do mnie, po tych zabiegach. Jeszcze śliczniejsza, jeszcze bardziej kusząca… prawda?
Kobieta westchnęła cicho, zauroczona tym drobnym gestem. Nawet nie obchodziło jej otoczenie, tak mocno urzekł ją ten pocałunek.
- Prawda… dla ciebie zrobię się na bóstwo… tylko, że mieliśmy wyruszyć na misje…
- No tak. Wyruszymy… przejdziemy przez portal. Smoki poślemy do lochów na przygody, a sami zaszyjemy się w jakimś pokoiku w mieście. Z dala od ciekawskich oczu - szeptał cicho mag. - I będziemy kosztować miejscowe smakołyki i kochać się tak jak lubisz.
- A kiedy będziemy się kochać tak jak ty lubisz? - spytała niepewnie, gdy szanowny pan Marcello postanowił spróbować swojego szczęścia po raz drugi.
- Aaa teraz może panienka się gdzieś wybiera? - zagaił głośno skrzekliwym głosem z samego końca pomostu, wyraźnie nudząc się przy chrapiącym koledze.
- Nie, nie… dziś już nigdzie nie płynę - odparła tancerka, odwracając się do gondoliera. - Jutro, jutro rano zabierzesz mnie w kilka miejsc.
Przewoźnik zdawał się być z tego powodu wielce kontent, bo zaśmiał się pod nosem i poklepał w ramię, jakby gratulował sobie udanej transakcji handlowej.
Dholianka złapała kochanka za rękę i pociągnęła za sobą czym prędzej, by nie wdawać się w kolejną rozmowę z przewoźnikiem.

- My się często kochamy tak jak lubię - odparł przywoływacz, potulnie dając się ciągnąć przez kochankę. Odezwał się jednak, dopiero gdy się oddalili i już nie tak potulnie pociągnął kurtyzanę do tyłu, aż ta wpadła w jego ramiona, ku zadowoleniu Umrao. Bowiem i tworzycielka i jej maski przekonały się, że Jeździec nie tylko odzyskał ulubiony organ najbardziej lubieżnej z nich, ale także, że owa część chłopaka jest chętna do kolejnych figli.
- Ludzie patrzą… - zasyczała zawstydzona Chaaya, delikatnie opierając dłonie na torsie wybranka. Głowę miała nieznacznie pochyloną w przód i skierowaną nieco w bok. Smutne spojrzenie uparcie szukało jakiegoś punktu zaczepienia wśród przelewającej się chodnikiem mgły, gdy stres podświadomie wyładowywała na skórce dolnej wargi.
- Wracajmy do domu. Kąpiel relaksująca… z pachnidłami i bez moich dłoni macających cię wszędzie, będzie idealna w tej sytuacji - mruknął czule czarownik.
- Jakiej sytuacji? - zdziwiła się kurtyzana, podnosząc ciekawsko wzrok ku męskiej twarzy. Zdobyła się na cień uśmiechu. - Bo chyba nie mówisz o tej którą masz w spodniach… - stwierdziła wesolutko, ponownie zniżając spojrzenie jakby w dziewiczym zawstydzeniu, choć usta wciąż przyjemnie się śmiały.
- Mówię o twojej sytuacji. Moją zniosę mężnie - odparł z przesadną dumą magik. - Odrobina relaksu bez mojego obmacywania dobrze ci zrobi.
Bo też i jego ręce spoczywały grzecznie na jej bioderkach, zamiast objąć poduszeczki poniżej specjalnie na nie przeznaczone.
- Powiedz mi… jak chciałbyś to zrobić - odezwała się bardzo cicho Chaaya, przyglądając się uważnie obliczu partnera. Nadal widziała słabo. Rozpoznała wąskie usta… nos, a raczej cień jaki rzucał na pół twarzy. Oczy za okularami i jedno ucho, za które zatknął sobie kosmyki włosów.
- Kamalo… moja sytuacja… wzrośnie… - pisnął cicho kompan w ostatniej próbie zachowania się szlachetnie przy dziewczynie. - Nie powinienem… mówić… teraz… tu… bo… to tylko wzmoże… pragnienie.
Naprawdę desperackiej próbie, bo mocniej docisnął Sundari do siebie.
Bardka uśmiechnęła się lisio… a może tylko wydawało się tak Jarvisowi, gra światłocieni pobudzała wyobraźnie… tak, lepiej tak to przywidzenie było sobie tłumaczyć.
- Przepraszam… to było niemądre z mojej strony - odparła potulnie, oglądając się na obejmujące ją ramiona. - Gdy mnie puścisz, pójdę się wykąpać…
Kluczowe było… “gdy mnie puścisz”. Bo mężczyzna puścić nie miał ochoty. Jego dłonie powoli przesuwały się z bioder na pośladki, zaciskając się na nich i masując pupę schwytanej, leniwie acz stanowczo.
Był zahipnotyzowany, szeptał coś cicho. Dopiero po chwili do uszu kobiety doszły strzępki słów zmieniające się w zdania.
- ...zsunąłbym twe majteczki, usadził na stoliku lub murku. Uwolnione piersi całowałbym i lizał. - Nie mówił zbyt głośno, trochę zawstydzony swą śmiałością, a może jej uległością?
Złotoskóra trwała dzielnie w ciszy, słuchając każdego słowa, jakby to była objawiona mądrość. Dwie ciemne źrenice jej oczu krążyły po linii poły palta Smoczego Jeźdźca, tylko od czasu do czasu spoglądając spod rzęs wyżej. Może chciała się upewnić, że wciąż do niej mówił?
Kąciki ust drgały czasami mocniej w górę, unosząc jej rumiane policzki raz za razem. Bliskość między nimi była dla niej krępująca, tym bardziej, że kochanek zupełnie się zapomniał w tym co robił.
Nie chciała mu jednak przerwać… a może i była zbyt zawstydzona tym co słyszała, tym co widziała… i tym co czuła nie tylko z tyłu, ale i z przodu, gdy dociskał ją do siebie jak szmacianą laleczkę.
- …rozchylisz uda zapraszając mnie i połączymy się. Będę całował twoją szyję, usta, piersi, poruszając biodrami. Zrazu powoli, potem coraz szybciej i szybciej i szybciej… - I mocniej zapewne. Jak teraz mocno napierał ciałem na uwięzioną Dholiankę. Nachylił się lekko, by szeptać owe lubieżne ‘zaklęcia’ wprost do jej ucha, owiewając je ciepłym oddechem i całując co chwila. - ...bez wytchnienia, bez przerwy, aż usłyszę twoje spełnienie, a potem... nie dam ci odpocząć.
Tancerka przymknęła oczy zasłuchana opowieścią, która grzała ją od środka. Wpierw delikatnie, niczym rozkwitający rankiem kwiat, by coraz bardziej rozniecać i rozpalać się w płomyczek usadowiony głęboko w jej łonie.
Ten jeden mały ognik wystarczył, by krew w jej żyłach popłynęła szybciej, sukcesywnie docierając ciepłem do najdalszych zakątków jej ciała.
Dziewczyna przyłożyła drobną dłoń do policzka przywoływacza, gorącą, lekko mokrą i aksamitnie gładką, zupełnie jak jej sukienka.
- Chodź na górę mój jamun… - poprosiła tęsknie, masując opuszkami linię szorstkiego zarostu na jego twarzy.

To wyrwało go ze snucia swojej wizji, którą pieścił jej ucho i wyobraźnię. Historii o ciepłym, wilgotnym “wężyku” milutko wijącym się w jej kwiatuszku, gdy leżała na stoliku, bezwstydnie opierając nogi o ramiona klęczącego Jeźdźca.
- Dobrze… Kamalo? Jamun… jak winien w twoim języku cię nazywać. Jak mówi się do ukochanej? - zapytał cicho czarownik rozluźniając lekko objęcia.
- Jamen, przez en. - Ta odparła ciepło, wyswodzając się z długich ramion, które zaraz wzięła w swoje dłonie.
Uśmiechnąwszy się czule, poprowadziła mężczyznę z powrotem do tawerny, schodami do góry do drzwi prowadzących ich do pokoju. Weszła do środka i odwórciwszy się twarzą do ukochanego przywiodła go do biureczka, lecz na nim nie usiadła, przystając z przyzwyczajenia na palcach, by pocałować wąskie wargi, które tak kochała.
Ten odpowiedział czułym pocałunkiem i delikatną pieszczotą jej szyi, gdy musnął ją opuszkami palców. Jego rozpalone spojrzenie wodziło po kobiecie, ale… ograniczył się tylko do spoglądania na nią. Przynajmniej na razie.
Tawaif nie wiedziała od czego zaczynała się historia maga, więc odniosła się więc do tego, co zdążyła wychwycić. Gdy oboje rozłączyli swe usta z cichym cmoknięciem, by zaczerpnąć kilka nerwowych wdechów powietrza, odsunęła się nieznacznie, na ile pozwalała jej bliskość blatu i położywszy dłonie na udach spozierających spod długich rozcięć spódnicy, podwinęła jej tył odsłaniając kształtne biodra, na których opinała się fioletowa bielizna.
- Niczym… nieświadoma niczego łania… odsłaniasz więcej i więcej. Niby wstydliwie, ale prowokująco… - szepnął zafascynowany Jarvis, nie potrafiąc oderwać oczu od kurtyzany i zdecydowanie nie mając na to ochoty. Pragnął jej niczym karawaniarz wody na pustyni, czego miała przyjemną świadomość.
- Jestem w pełni świadoma swych czynów, lecz jeszcze chwila… i zabraknie mi dalej odwagi, więc zróbmy to… teraz - odpowiedziała złotoskóra, uśmiechając się łagodnie.
- Dobrze… - stwierdził cichutko, dławiony szczęściem przywoływacz podchodząc powoli do Dholianki. - …jesteś piękna jak rozgwieżdżona noc moja jamen.
- Lecz nie tak odległa… tak myślę. - Ta zreflektowała się, spoglądając ufnie w oczy kochanka.
- Nie… - Czarownik kucnął, a jego dłonie pochwyciły fioletowe majtki swojej jamen, energicznie zsuwając je aż do kostek. Teraz obnażona kobiecość tancerki, wystawiona była na pożądliwy wzrok mężczyzny i jego czułą pieszczotę pocałunków, na udach i podbrzuszu. Na delikatne muśnięcia jego języka na jej wrażliwym punkciku.
- Zdejmij całkiem sukienkę… usiądź… wygodnie - poprosił ją cicho z dołu.

Chaaya zabrała ręce i spódnica opadła z łopotem na miejsce. Rozpinała z tyłu zapięcie, przymykając oczy i znów wyżywając się na swojej, dolnej wardze. W końcu chwyciła za poły zielonego materiału i jednym ruchem ściągnęła szatę przez głowę.
Srebrna tiara spadła z głośnym brzękiem z głowy na podłogę, by zaraz zostać przykrytą zbędnym kawałkiem odzienia.
Orzechowooka spojrzała ponownie w oczy klęczącego, jakby szukała w nich poparcia i wsparłszy się na jego ramieniu, usiadła na mebelku z wdzięcznym podskokiem, od których jej jędrne piersi zafalowały gwałtownie, uderzając o siebie nawzajem, a potem lekko rozlewając na boki. Ich szczyty były ciemne jak czekolada i twarde, niemal ostre jak groty strzał… a może gór?
- Spodobało mi się… jak mnie wtedy pocałowałeś - wyznała speszona, drapiąc się po udzie. - Przy gondolach… tak delikatnie.
- W takim razie… powinienem częściej tak całować. - Uśmiechnął się czule Smoczy Jeździec i podnosząc się do dziewczyny, pogłaskał ją po policzku.
- I zamierzam.

Znów jego usta delikatnie przylgnęły do jej ust. Ostrożnie i czule, jakby była sarną, którą łatwo było spłoszyć. Kolejne pocałunki zaczęły znaczyć jej szyję i obojczyki. Również ostrożne, niczym muśnięcia motylich skrzydeł. Palcami z podobną delikatnością mężczyzna muskał muszelkę i perłę partnerki… niczym złodziej próbujący ją skraść z dłoni śpiącego strażnika.
Tawaif oddychała ciężko i płytko, odchylając nieznacznie głowę do tyłu. Jej sutki dzióbały przywoływacza, niczym dwa lodowe sztyleciki, za nic sobie mając gruby materiał jego kamizelki i koszuli.
- Zachowaj… na specjalną okazję… rozdawaj po drobinie… bym wyczekiwała ich z nieznośną tęsknotą każdego dnia. - Westchnęła głośniej, gdy mocniejsza fala przyjemności rozlała się z drżeniem po jej napiętym ciele. Ostrożnie objęła ramieniem czarownika, przytulając go trochę niezdarnie i niepewnie, jakby nie wiedząc do końca… jak chciałaby to zrobić.
Jarvis wydawał się bardziej pewny swych działań, jego dłoń wsunęła się w pukle bardki, by ostrożnie odchylić jej głowę jeszcze bardziej do tyłu, a usta sięgnęły do tych karmelków. Twardych i wrażliwych na dotyk. Jego usta i język zajęły się pieszczotą owych smakołyków, gdy palce grały na strunach jej zmysłów między udami. A Chaaya wiedziała przecież, że to był dopiero początek, że jej kochanek ma konkretny plan względem niej… plan obejmujący kilka głośnych ekstaz z jej strony.

Kurtyzana znosiła każdą pieszczotę z oazą spokojności… a przynajmniej bardzo by tego chciała. Wczepiwszy palce w rękawy płaszcza, starała się zwalczyć chęć poddania się przyjemności. Ten upór, był słodki, bo kobieta pragnęła wytrzymać jak najwięcej czułości z rąk swojego wybranka. Nie chciała się roztopić jak śnieg na wiosnę, a pewnikiem… nie tak szybko.
Jej jęki z początku ciche i łatwe do pomylenia z westchnieniem, coraz bardziej charakterystycznie odbijały się w ciszy pokoju. Jej ciało… napięte jak struna w harfie, miękło jednak i falowało… jak ogień na knocie świecy. Drżenie mieszało się ze spazmatycznymi spięciami, gdy powstrzymywała to co było przecież nieuniknione.
Magik był uparty… ona też taka była, lecz to on wygrał swoją konsekwencją, przyjmując jej kapitulację, wstydliwą, nieco smutną, wprost do swego ucha.
Lecz nie zmieniło to nic... bo jej towarzysz nie zaprzestał swych dalszych “tortur”, nie dając tancerce ostygnąć. Co prawda jego dłoń wysunęła się z pomiędzy jej pukli, ale tylko po to, by uwolnić właściciela od ciężaru spodni i bielizny. Nie przerwał przy tym ani wodzenia ustami po jej piersiach, ani pieszczoty palców na jej wilgotnym kwiecie. Czerpał bowiem satysfakcję z tych działań i choć nie mogły mu sprawić tak silnych doznań jakie dawał kochance, to odczuwał on przyjemność z dotykania Sundari, która po pierwszej fali ekstazy, nie miała ni sił, ni woli walki, by powstrzymywać następne.
Rozchyliwszy podświadomie szerzej uda, bujała się nieznacznie w przód i w tył, kwiląc niczym w skardze.
Przyjemnie było słuchać jak tonęła we własnym pożądaniu i sokach, czepiając się rączkami barków i głowy chłopaka, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc.
Wygięła się w łuk, oszołomiona kolejnym spełnieniem, uderzając swego ‘oprawcę’ drżącą piąstką w obojczyk.
“Zły, podstępny…” Zdawała się mówić.
Odpowiedź przyszła do jej głowy. Mantra, którą znała i słyszała już często.
~ Moja, Moja. Moja. Moja… ~ Zaborczy wierszyk czarownika, obecnie całującego jej piersi bez opamiętania, choć z delikatnością i czułością. Jego żądło zaczęło zagłębiać się ów kielich rozkoszy. Powoli i ostrożnie. Zapewne zamierzając w podobny sposób rozbujać jej zmysły.
Dziś Jarvis był czułym kochankiem… No chyba, że Dholiance będzie chciało się go sprowokować, do większej stanowczości w podbojach.

Wygrana zadawała się leżeć po stronie mężczyzny. Kamala gibnęła się niebezpiecznie do tyłu, podpierając się niezdarnie jedną ręką za sobą, a drugą chwytając za kołnierzyk koszuli przywoływacza. Coś cicho strzeliło, jakby jakaś nitka nie wytrzymała naporu siły. Nie miało to jednak znaczenia dla dziewczyny, która znowu doszła.
Rozpierające uczucie w swoim środku, oraz drżenie opuszki na nabrzmiałej od uciech perełce, oszołomił ją nagłym wstrząsem, jakby potężna, morska fala zmiotła ją z pomostu.
Roziskrzone spojrzenie migdałowych tęczówek o rozszerzonych w upojeniu źrenicach, wpatrywały się w Smoczego Jeźdźca z bezgranicznym oddaniem i... pożądaniem.
Obudził ją… teraz wiedział, że była naprawdę jego, że teraz chciała się z nim kochać bez ustanku.
Jeszcze, jeszcze… jeszcze więcej i dłużej.
Chaaya opadła bezsilnie plecami na blat stoliczka, wijąc się jak złota wstęga rozpusty. Dłońmi masowała się po brzuchu, a ramionami ściskała uwięzione jak w imadle piersi, które lubieżnie wypięła do swojego adoratora. Jej uda oparły się na chudych biodrach, leniwie zdobywającego ją maga, zamykając go w pewnym uścisku.
W pełnym lepkiego od erotyzmu umyśle, nie pozostała żadna skaza, ni cień problemów ją gnębiących. Była pewna w tym czego chciała i w tym co robiła… co robili tu i teraz razem. Ta świadomość przyozdabiała jej twarz w jasny, triumfalny uśmiech.
Mężczyzna zaś uległ pokusie i ustami sięgnął do rozkosznie prezentowanych owoców jej piersi, liżąc je i całując. Nachylając się ku nim, mocniej naparł biodrami na kobiecość kurtyzany, zdobywając ją silniejszymi ruchami, ale nie szybszymi. Nadal tempo było powolne, a jego wykonawca sam delektował się tym, co widział przed sobą i tym, co czuł. Jego nienasycone spojrzenie wędrowało po twarzy leżącej partnerki, wyraźnie ciesząc się widokiem jej uśmiechu.

- Pozbyłbyś się chociaż części ubrań - poskarżyła się kobieta, zmysłowo niskim tonem głosu. - Choćby zrzucił płaszcz… kamizelkę. - Przygryzła wargę w przyjemności, gdy zęby czarownika drażniły jej sutek. Złotoskóre nogi rozsunęły się bardziej na boki, by pochylony Jarvis nie miał problemu ze zdobywaniem jej w takiej pozycji.
- Powiedz to… zażądaj bym się przed tobą rozebrał do naga - prowokował ją przywoływacz, rozkoszując się jędrnym biustem kochanki.
Sundari zaśmiała się dźwięcznie, aż całe jej ciało zawibrowało. Jej kompan poczuł jak słodkie wzgórza rozsuwając się na boki, wymykając mu się spod ust.
Tawaif objęła go. Wpierw niepewnie i delikatnie, trzymając magika pod bokami, później jednak ośmieliła się złączyć swoje dłonie za jego plecami. Ciężar na jego biodrach oznaczał, że i nogi na powrót go przytuliły ciaśniej do siebie, przeszkadzając w dalszych sztychach.
Tej jednak to nie przeszkadzało, zaczęła zdobić czoło schwytanego drobnymi całuskami, za nic sobie mając prowokację i całą sytuację.

- To mi nie ułatwia rozbierania. - Zaśmiał się cicho kochanek i uniósł nieco twarz, by pochwycić wargi Dholianki własnymi ustami i pocałować ją zachłannie.
Musiała na to czekać, bo w mig odwzajemniła pieszczotę, dzielnie odpierając każdy “atak” męskiego języka. Na każdy jeden ruch odpowiadała jednym swoim, współgrając i zachęcając do więcej.
Chłopak poprzez pieszczotę, czuł jak bardka mimowolnie się uśmiecha, coraz szerzej… i szerzej… i... ostre ząbki zacisnęły się na jego górnej wardze.

Zaskoczony jej drapieżnością mimowolnie syknął z bólu, ale uśmiechnął łobuzersko.
- Ktoś tu jest… niegrzeczny - rzekł… próbował brzmieć ponuro, acz nie wychodziło mu w ogóle, po czym spoglądając w oczy tancerki dodał cicho
- Więc złapałaś mnie. Co z tym… zrobisz?
- To twoja kara za słabą próbę podjudzania mnie - odparła wyniośle Kamala, uśmiechając się jak diablik i prezentując równe rządki swoich “kiełków” gotowych do dalszego kąsania. Jednocześnie Jeździec poczuł, jak uścisk na jego biodrach ponownie się wzmaga, jak uda dziewczyny więżą go i dociskają do jej łona i... ten już wiedział, że jego pokuta… zamieni się w prawdziwą torturę, gdy będąc w jej wnętrzu, nie będzie mógł się poruszyć.
Złotoskóra zachichotała psotliwie ukontentowana z tego psikusa, oddychała jednak ciężko, osłabiona przebytymi orgazmami.
- Kocham cię… - zamruczał potulnie mężczyzna i wrócił do wodzenia językiem po jej piersiach. Starał się wyswobodzić, poruszając energicznie biodrami, na tyle… na ile mógł.
- ...ale się zemszczę jak się wyrwę… - zagroził lubieżnym tonem, toteż tawaif łatwo było się domyśleć natury tej zemsty.

Ciało Dholianki zafalowało pod szarpnięciem czarownika, wyrywając z jej ust westchnienie przyjemności. Dłonie z pleców powędrowały na policzki ukochanego, przytrzymując mu twarz, by nie uniknął czułych i namiętnych muśnięć języka na swoich ustach.
- Jeszcze raz… spróbuj jeszcze raz - zachęciła maga do dalszych zmagań, uśmiechając się troszkę jak lisiątko - takie młodziutkie i bawiące się z motylkiem w berka.
Ten więc szarpnął się jeszcze raz. Każdy kolejny ruch, każde kolejne pchnięcie było mocniejsze, gwałtowniejsze… i w końcu za trzecim razem przywoływacz wyrwał się z objęć kochanki i cofnął.
- Teraz odwróć się na brzuszek Kamalo… za karę - rzekł władczo podniecony.

Kobieta ściągnęła usta w pofalowaną linijkę niepewności. Opuściła ostrożnie stopy na podłogę i usiadła, spoglądając wymownie i z pokusą na męskość kochanka.
Wstała z teatralnym ociąganiem się, jakby chcąc pokazać, że to nie Jarvis tu rządzi, a ona, i tylko łaskawie zgadza się na jego pokorne prośby.
Odwróciła się plecami do obserwatora, sycząc cicho pod nosem. Może ze wstydu? Może ze złości? A może z podniecienia?
Ciemnooki dostrzegł, że jej ruchy nie są takie płynne jak normalnie, była nieco niepewna i ociężała… nie… bardziej miękka w stawach, gotowa upaść przy pierwszym powiewie wiatru.
Szczęściem… okno było zamknięte, a ona położyła się na brzuchu, wypinając bezwstydnie jędrne i pełne pośladki zwieńczające jej zaróżowioną kobiecość, przyjemnie połyskującą od wilgoci w świetle kaganków.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 19-05-2018 o 20:23.
sunellica jest offline