Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2018, 15:37   #149
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Jarvis tańczył… nagi i machający “rapierem” odzianym w specjalnych, kolorowych gatkach. Wił się i ocierał o Nervisię, prężącą się w tańcu i ubraną tylko w koronkową bieliźnę. Obydwoje “walczyli” o jej względy, siedzącej na tronie Kamali, która czuła, że coś jest nie tak.
Coś ją uwierało. Coś... zaciskało się na jej stopach jak kajdany, nie pozwalając w pełni delektować się konkurowaniem o jej uwagę obu “twarzy” ukochanej osoby.
Żelazne obręcze, żelazne buty, zamykały się na jej stopach nie pozwalając jej wstać, ni się ruszyć.
Otworzyła oczy, budząc się w pokoju i… no tak, nie zdjęła elfich pantofelków na obcasie. Zupełnie o nich zapomniała w tej całej gorączce namiętności jaka ich trawiła poprzedniej nocy.
Zaspana, zmęczona i obolała, niewiele myśląc zrzuciła sandałki, zsuwając je palcami z pięt i wydobywając z nich udręczone stopy. Dobrą chwilę leżała, prosząc w duchu bogów, by ją dobili. Abstrakcyjny sen był równie wyczerpujący, co sprawiający jej wyrzuty Ranveer i ani przez chwilę nie chciało jej się śmiać z głupot jakie wytworzył jej nocą umysł… choć przyjemnie było popatrzeć na zgrabne bioderka kobiety, bo jej mężczyzna niestety nie miał szans z urokiem feminijnego ciała.
Ach… tak czy siak, jakże przyjemnie by było śnić na przykład… o niczym! O czarnej pustce. Nicości. Otchłani!
Może wtedy by się w końcu porządnie wyspała.
Bardka podniosła kontrolnie rozczochraną głowę, by sprawdzić w której części łóżka leżała.
Czarownik był tuż obok niej. Spał z równą gracją co ona. Leżał na brzuchu z pośladkami dumnie sterczącymi pod sufit. Obejmował ją ręką wokół którego nadgarstka owinięte miał damskie majtki.
Jej majtki.
- Mmmm… - zamruczała Dholianka, niczym przebudzony ze snu jeleń… a może łoś… po czym opadła głową w pielesze, wpatrując się w ten sam sufit, do którego świecił blady tyłeczek kochanka.
Gamnira na nią czekała. A żeby tę babę jaka franca zeżarła…
Chaaya zdecydowała się na lenistwo przez jakieś następne pięć minutek. Przekręciła się pod ciężkim ramieniem magika, oglądając jego tył głowy i zmierzwione półdługie włosy.

- Jeszcze tu jesteś… nie boisz się? - Posłyszała pomruk przywoływacza połączony z ziewnięciem.
- Ciiichaj… zaraz wstanę. - Dziewczyna zajęczała cicho, wyraźnie zbierając się w sobie.
- O ile ci dam wyjść z łóżka - odparł mężczyzna obracając się na plecy i zerkając na ozdobę na swoim nadgarstku. - Jesteś jak afrodyzjak. Odrobinę cię spróbować i człowiek nie pragnie nic innego, poza twoim gibkim ciałkiem w swoich ramionach.
- Proszę… pozwól mi wyjść z łóżka. - Tawaif grała na zwłokę, samej nie za bardzo paląc się do wyjścia. - Jestem dziś umówiona… - wytłumaczyła się i zaraz jakoś tak zmarkotniała, gdy przypomniała sobie, że Jeździec nie miał żadnych planów. - ...ale wrócę i będę piękna jak nigdy wcześniej.
- I będziemy się znów kochać? - zapytał lubieżnym tonem chłopak, chwytając tancerkę za dłoń i przyciągając do siebie. Legła na jego torsie.
- Czy może ci się znudziłem po całej nocy figlowania? - droczył się z nią, czując przyjemny ciężar jej ciała na swoim.
- Tego się dowiesz przy następnym naszym spotkaniu - odparła tajemniczo, na chwilę wtulając się w znajome ramiona. Obowiązki nie dawały o sobie jednak zapomnieć i kurtyzana zesztywniała, mrucząc gniewnie.
- Muszę iść… Nie chce. - Westchnęła cicho.
- Wiem… ja też nie chcę byś szła tam… sama - mruknął czule Jarvis, głaszcząc dziewczynę po włosach. - Ale mój pomysł na rozwiązanie sytuacji… cóż… nie zadziałał tak jak się spodziewałem.
- Hmmm? Dlaczego nie chcesz bym szła tam… sama. Przecież będzie ze mną Gamnira, nic mi się nie stanie - zdziwiła się Dholianka podnosząc nieznacznie i siadając na łóżku. - Nie rób mi wyrzutów… oszalałabym widząc cię nago…
- Nie robię. Będę jednak zazdrościł Gamnirze widoku ciebie w ręczniczku - odparł czarownik wodząc opuszkami palców po pupie kochanki. - Tego że ma cię tak długo dla siebie.
- Postaram się streszczać… wiesz, że nie robię tego dla przyjemności… - Kobieta wstała i udała się do przepierzenia z szafą, po czym zaczęła się ubierać.
- Wiem. Ale mimo wszystko baw się dobrze. I nie martw się o mnie. Będę planował wyuzdane zabawy z tobą. - Spojrzenie maga wędrowało po pośladkach odchodzącej bardki, która znała poranny apetyt kochanka.

Na szczęście dla niej, drewniana przegroda skutecznie chroniła przed palącym wzrokiem i nienagabywana Sundari mogła w spokoju się ubrać. Zajęło jej to tylko chwilę, a może sama zgubiła się w płynącym nieubłaganie czasie. W końcu jednak wyszła z cichym brzdękiem dzwoneczków na orientalnych bucikach, które zwykła nosić podczas ich misji odszukania zaginionej smoczycy. Dziwny wybór skoro byli w La Rasquelle, ale… ten pasował do szerokiego i zwiewnego płaszcza, którym osłaniała się przed rozgrzanym piaskiem pustyni. Ciemnooki chłopak miał wrażenie, że być może coś nosiła pod spodem, co miało pozostać na pewien czas ukryte dla jego oczu.
- Wątpię bym się dobrze bawiła… - skwitowała niemrawo Chaaya, czesząc włosy przed lustrem. - Nie przyciągamy się… choć również i nie odpychamy… jest jednak między nami jakaś przepaść, której nie da się przeskoczyć… ona nigdy nie zrozumie mnie, a ja nigdy nie zrozumiem jej, nawet jeślibyśmy się starały. - Przytroczyła miecz do torby i nałożyła kilka ozdób.
Jej wzrok padł na przeklęty pierścień. Wiśniowe oczko błyskało do niej, jakby naigrywało się z jej słabości. Dziewczyna mimowolnie się skuliła, zaciskając usta, choć tak naprawdę chciało jej się krzyczeć na samą siebie.
- Ale ona chyba chce zrozumieć. Gamnira chce… chyba być bardziej… jak ty. - Zadumał się czarownik przyglądając reakcjom partnerki. Nie ruszył się z łóżka, choć miał na to ochotę, ale oboje wiedzieli, że gdyby się ruszył to tancerka nie zdołałaby opuścić pokoju.
- Może… muszę już iść… przepraszam. - Tawaif zarzuciła sobie pelerynę na ramiona i zawiązała pod szyją. - Spotkamy się tu, czy pod portalem?
- Tu… zanim wyruszymy pewnie skończysz wizytę. Ja będę czekał na ciebie, może z jakimś posiłkiem i winem? - zaproponował zapominając o niechęci kochanki do wina. Niemniej przypomniał sobie o niej dodając potulnie. - Albo z jakimiś sorbetem.
- No dobrze… tooo… do widzenia - odparła mu zmieszana, naciskając na klamkę i wychodząc powoli na korytarz. Uśmiechnęła się zamykając drzwi.

Po wyjściu z karczmy Jeźdźczyni skierowała swe kroki ku przystani gondol. Stary Marcello już na nią czekał, machając żwawo ręką, by przypadkiem kobieta nie przeoczyła go wśród tłumu swoich konkurentów.
- Czołem panienko! - wychrypiał, poprawiając uplamioną jakąś cieczą, pewnikiem alkoholem, koszulę. Wyglądał przy tym jakby przed chwilą skończył się bić z własną śmiercią, a gorzelniany zapach unoszący się w rześkim powietrzu, wcale nie oznaczał, że gdzieś w pobliżu pędzono bimber. Kamala mimowolnie uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Ciężka noc? - spytała wchodząc na pokład łódeczki.
- Hah! Noc jak każda inna - odpowiedział przewoźnik odbijając od brzegu. - To gdzie płyniemy?
- Na początek… do sklepu.

Po załatwieniu wszystkich spraw Dholianka stanęła przed wejściem do karczmy w której to jak wczoraj umówiła się z łowczynią. Czuła, że była spóźniona… nie za bardzo, ale jednak. Stremowana weszła do środka uśmiechając się do zerkającego w jej kierunku Vittorio polerującego blat szynku, po czym rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu w poszukiwaniu koleżanki. Łatwo ją było zoczyć, bo Gamnira nadal była ubrana po swojemu. Mimo wczorajszych zakupów, nie zmieniła stylu swego ubioru. No chyba, że bieliznę pod ubraniem miała inną… co pewnie będzie możliwe do sprawdzenia później. Zadumana popijajała wino z kielicha.

- Znowu pijesz? - spytała ciepło bardka, gdy już podeszła do zajętego przez tropicielkę stolika.
- To dobre wino. Powinnaś spróbować. - Myśliwa zarekomendowała jej trunek, jej własny trunek.
- Może innym razem… dlaczego się nie ubrałaś w to co wczoraj kupiłyśmy? Nie podobają ci się? - Kurtyzana usiadła na krześle, zdejmując ciężką torbę i położyła ją sobie na kolanach.
- To nie jest miejsce, w którym chciałabym być widziana w sukience - odparła kobieta, konspiracyjnie nachylając się ku złotoskórej. - Źle by to wpłynęło na moją reputację i interesy. Tu nie chcę być kobieca.
- Mhm… - Tawaif potrząsnęła charakterystycznie głową ni to potakując ni zaprzeczając. - Jutro możemy umówić się gdzieś indziej jeśli chcesz… nie znam jednak zbyt wielu karczm, więc to ty musiałabyś wybrać miejsce.
- Możesz przyjść do mojego legowiska jeśli się nie boisz - zaproponowała traperka z uśmiechem na twarzy. Łyknęła znów nieco trunku.
- Tak będzie najwygodniej.
- Pfff… na razie to ty brzmisz jakbyś się bała założyć falbanki. - Zaśmiała się Sundari, zgarniając kosmyk włosów za ucho. - Nie chcę cię popędzać, ale przeze mnie i tak jesteśmy już spóźnione… - Skinęła wymownie na niedopity alkohol.
- A gdzie planujesz iść? - spytała samozwańcza uczennica Paro, po czym wlała w siebie alkohol jednym haustem.
- Jestem gotowa.
- Do łaźni… wspominałaś, że podobają ci się moje nogi… pokaże ci jak się dba o te cudeńka. - Chaaya puściła znajomej oczko, po czym wstała i zarzuciła torbę z powrotem na ramię. Coś chrupnęło i zagrzechotało, materiał zajęczał od wysiłku, zmagając się z ciężarem.
- Są ładniejsze od moich - stwierdziła z uśmiechem łowczyni i zerknęła w dół, gdy podążała za tancerką. - Ale używam swoich do innej roboty niż ty. Nie jestem damą i przez to… taka umięśniona jestem i węzłowata.
- Ja też nie jestem damą Gamniro… - Dholianka uśmiechnęła się wymownie.
- Swoich nóg używam do pracy… tak jak ty. Chodź, Marcello popytał w mieście i znalazł całkiem dobrą łaźnię. Jest chroniona… trochę droga, ale z wieloletnią renomą… podobno. - Smocza Jeźdźczyni ruszyła przodem, machając na pożegnanie karczmarzowi.
- Nooo wiem. Ale do innej pracy niż ja. - Zamyśliła się jej kompanka, drapiąc po głowie i próbując odgadnąć jaką to pracę ma jej mentorka.
- Jak tam wolisz… wcale nie używam nóg by się na nich przemieszczać… to tylko iluzja, tak naprawdę unoszę się w powietrzu - sarknęła Kamala, prowadząc je obie alejką na końcu której zacumował gondolier, który wyglądał jak pirat na emeryturze.
Myśliwa przyglądała się przez chwilę bardce, jakby uwierzyła w jej słowa i próbowała przejrzeć iluzję, ale potem wybuchnęła śmiechem.

- Czołem koleżanko panienki, rany julek… z dalekam to żem myślał, że to zbir jaki i już chciałem lecieć mordę obić, co by honoru panienki bronić! - Skacowany tyczkarz, podrapał się po szpakowatych włosach, rechocząc rubasznie i w zakłopotaniu.
- Ty zawsze szukasz pretekstu do bitki… - Chaaya usiadła na ławeczce i poklepała miejsce obok siebie.
- Tylko czasami… jak chodzi o cnotę pięknej kobiety… - wytłumaczył mężczyzna potulnie.
- Albo o przegraną w karty - stwierdziła orzechowooka.
- Też! - Zaśmiał się Marcello. - To teraz do łaźni i fajrant?
- Tak, dziękuję.

Ruszyli w dół kanału. Żylasty mężczyzna faktycznie okazał się piratem, bo manewrował łodzią lepiej, niźli własnymi nogami po chodniku.
Płynęli jednak dość długo, bo musieli przedostać się do innej dzielnicy, a aktualnie miasto dobudziło się z resztek snu i teraz wszędzie było pełno łupin do wymijania.
Stary wilk morski klął na młodszych stażem kolegów, nie oszczędzając nawet ich siódmego pokolenia wstecz. Kurtyzana jednak nie wydawała się zgorszona, uśmiechała się łagodnie, podziwiając widoki, a zwłaszcza udekorowane kwieciem okna i balkony.
Gdy dotarli na miejsce, łaźnia okazała się wielkim gmachem kamienicy. Z zewnątrz wyglądała na surowy i okazały kawałek muru.
Wejście było wykute w żelazie. Skrzydła bramy przedstawiały rusałki bawiące się przy oczku wodnym z wodospadem. Nagie panny ganiały się, rozbawione i wesołe, choć mocno zaśniedziałe i gdzieniegdzie przerdzewiałe.
Po przejściu do środka, w obie kobiety uderzył kłąb gorącej i pachnącej różami oraz mydłem pary. Włosy tancerki od razu się skręciły i napuszyły, przypominając trochę swoim wyglądem grzywę lwa.
- Wyglądasz uroczo… i zabawnie zarazem. - Zachichotała tropicielka, głaszcząc ją po włosach, jakby chciała przywrócić je do pierwotnego stanu.
- Zawsze tak masz?
- Tak… a odkąd… - Odkąd zgolili mi włosy w niewoli… chciała powiedzieć Sundari, ale ugryzła się w język. - ...odkąd je ścięłam na krócej… stały się jeszcze bardziej uciążliwe.

Idąc korytarzem weszły do okrągłego patio z “recepcją” w której siedziały trzy kobiety ubrane w luźne tuniki. Tawaif podeszła do jednej z nich i opłaciła za “średni pakiet” cokolwiek to oznaczało.
Nieznajoma odwórciła się do regału za kontuarem i wyjęła dwa zwoje materiału, po czym wręczyła oba Dholiance i wskazała jedno z przejść.
- Przebieralnia z szafkami zamykanymi na klucze jest po lewej, po prawej zaś wygódki, zachęcamy do picia wody lub herbaty jeśli chcą panie pozostać u nas na dłużej… gorąc źle czasem wpływa na co słabsze ciała i dochodzi do omdleń, w razie jakichkolwiek kłopotów proszę wołać służki. Ubrane są z błękitne tuniki, takiego kroju jak moja.
Bardka wręczyła koleżance jeden z ręczników i ruszyła we wskazane miejsce.
- Tobie się włosy nie kręcą od wilgoci? - spytała gdy znalazły się w przestronnej przebieralni z wysokimi i wąskimi szafeczkami. Niektóre miały w zamku mosiężny klucz ze sznureczkiem do zawiązania na rękę, a inne nie - co oznaczało, że są zajęte.
- Nie bardzo… poza tym są natłuszczone. Nacieram je przed wyprawą na bagna i zwykle nie do końca spłukuję po powrocie. - Gamnira powtarzała za Kamalą jej działania wybierając swój kluczyk.
- Godivę już wyszkoliłaś?
- Nie… ona mnie tylko podgląda - odparła ze śmiechem pustynna dziewczyna, zdejmując czarną szatę pod którą kryła się druga. Piękna różowa sukienka ze złotymi i różanymi motywami. Niestety jej nosicielka i tej szybko się pozbyła, ukazując sprężyste nagie ciało, naznaczone licznymi miłosnymi znamionami. Niektóre były stare… inne bardzo świeże. Nic dziwnego, że ubierała się od stóp do głowy, zasłaniając każdy centymetr swojej złotej skóry.

Tropicielka mogła teraz podziwiać nogi swojej nauczycielki. Były gładkie i przyjemnie umięśnione. Nie jak u wojownika, ale też nie jak u zwykłej damy.
- A dlaczego pytasz? - Odwracając się przodem do rozmówczyni, ukazała frywolny biust o ciemnych szczytach, bo i Chaaya z bielizny miała na sobie tylko majtki.
- Bo myślałam, że ona jest twoją uczennicą. Momencik… podgląda? Czemu miałaby cię podglądać. - Naga myśliwa przesunęła spojrzeniem po nogach Jeźdźczyni nieco pożądliwie.
Łowczyni była masywna z sylwetki. Bardziej męska, mniej zaokrąglona, ale nie brzydka. Owszem… była bardzo muskularna, ale okrągła pupa i dość duże piersi z pewnością nadawały jej dużo kobiecości.
I… nie goliła się… nawet pod pachami, a w przeciwieństwie do kurtyzany jej ślady na skórze nie były dowodami miłości, lecz bliznami po starych ranach i śladach pazurów.
- Nie może mnie mieć… to mnie podgląda… - Wzruszyła ramionami tancerka, owijając się ręcznikiem. - Chodź zobaczymy jakie mają baseny? - Na samą myśl, jej wzrok od razu się wyostrzył i roziskrzył. Wyjęła z torby jakiś tobołek i przytuliła do siebie jak drogocenną zdobycz, po czym ruszyła boso i śliską podłogą w kierunku wejścia z którego dobiegał gwar rozmów i plusku wody.
- Co to znaczy… nie może cię mieć? - spytała skołowana Gamnira, owijając się ciasno ręcznikiem, przez co lepiej podkreślając swój biust i potulnie podążyła za bardką dodając - Ty tu jesteś mentorką, więc zrobimy to co każesz. Ty uczysz, ja słucham.

[media]https://i.pinimg.com/564x/87/0a/a2/870aa20efed431d988c1fafe3a72644f.jpg[/media]

Kobiety weszły do przestronnej sali, która zajmowała znaczną część całej budowli. Pod ścianami stały balie, czerpaki, cedzaki i wiaderka. Niektóre z panien myły się siedząc na niziutkim stołeczku, twarzą do ściany i polewając się wodą z chochli, inne odpoczywały w wielkich wannach, lub na kamiennych leżankach, reszta bawiła się w basenach z parującą wodą.
Tawaif widok wyraźnie przypadł do gustu. Marcello spisał się idealnie w szukaniu odpowiedniego przybytku i choć Sundari nadal czuła dyskomfort kąpiąc się z przedstawicielkami innych i zapewne niższych kast od siebie, to ów niesmak, nie mógł stłumić uczucia respektu dla skacowanego wykidajły, który jak sobie przypomniał, to się kąpał w kanale.
- No… normalnie… Godiva chce bym się z nią przespała, tylko, że ja jestem odporna na jej toporne zaloty… zresztą nie interesuje mnie w ten sposób. Idziemy tam. - Wskazała palcem kąt pomieszczenia, gdzie stosunkowo mało kto się mył. - Najpierw się wyszorujemy do czysta, bo do basenu nie można wejść brudną, wzięłam ze sobą kilka kosmetyków to ci trochę o nich opowiem.
- Przespa… łłłaaa? To tak.. się… robi? - Oczy traperki nabrały wielkości spodków do filiżanek, a policzki zrobiły się czerwone, podobnie jak uszy. Zszokowana tą informacją, ruszyła za koleżanką na nieco miękkich nogach. Najwyraźniej ta wiedza rzucona od niechcenia przez Paro, była jak walnięcie maczugą w głowę.
- Otóż… moja droga, człowiek jest taką bestią, która potrafi przespać się ze wszystkim. ZE-WSZYSTKIM. - Powtórzyła dosadnie Dholianka, by do myśliwej dotarła ta myśl i się w jej umyśle zagnieździła. - Gdy to pojmiesz… seks dwóch kobiet, lub dwóch mężczyzn… będzie najmniej szokującą kombinacją.
Kamala rozdziała się z ręcznika i położyła go na półce ściennej, po czym usiadła na zydelku i rozpakowała tajemniczy tobołek w którym było pełno sakiewek, flakoników, puzderek i jakiś dziwnych “przyrządów”.
Jeden na przykład wyglądał jak przememłany i wypluty kawałek chleba, który po nasączeniu okazał się mięciutkim w dotyku kawałkiem… “czegoś”.
- Oczywiście wszystko zależy od twoich preferencji… chcesz spać z facetami, sypiasz z facetami… nie chcesz, to tego nie robisz i tyle. To jak z jedzeniem ulubionej i znienawidzonej potrawy.
- Powiedziałabym, że to jednak trochę bardziej skomplikowane - mruknęła cichutko Gamnira siadając naprzeciw tancerki nadal w ręczniku. - Ja… w zasadzie nie sypiam… w ogóle. Czasem się zdarza, ale… nie jestem pewna, czy bym potrafiła tak prostu sypiać z kim chcę. Bez względu na… sytuację.

Orzechowooka przez chwilę poczuła się wyjątkowo głupio i… sama nie do końca wiedziała dlaczego. Przemyślenia tropicielki były jej całkowicie obce. Nie rozumiała ich… a może nie umiała zrozumieć. Gdy się nad tym zastanowiła, zauważyła, że i Godiva mówiła jej kiedyś coś podobnego.
Wszystko było pięknie, ładnie, ale do pewnego momentu… i później. Nic.
- Och… no… cóż, myślę… że to tylko przydatna umiejętność, ale nie niezbędna do życia… To jest gąbka. Zachowuje się jak… mech. Wciąga wodę i jest miękka, więc można się tym myć… - wyjaśniła, pokazując wyblakłe “coś”, które namydliła kostką pachnącego ziołami mydełka, po czym ścisnęła kilka razy w dłoni tworząc białą pianę.
- Mhmm… - Łowczyni przyglądała się temu co bardka ściskała, starając się nie schodzić wzrokiem niżej, na nogi mówiącej. - No… często się tak trzeba myć? Po tym moja skóra zrobi się mięciutka jak twoja? A sylwetka? Jak zrobić, by… była miększa, kobieca?
- Nooo… po kolei. By skóra była miękka, musisz ją często ścierać. Na przykład piaskiem. - Kurtyzana rozsunęła jedną sakiewkę ukazując zwykłą kopę jasnego piasku. - Możesz pocierać nim swoje ciało, albo przykleić sobie do mydła. Później trzeba taką skórę natłuścić… wiem, że macie tutaj w sklepach różne balsamy, ale ja zawsze używałam olejków, tylko… że u was są one cholernie drogie. A… no i maseczki. Na dłonie, twarz, i stopy. Kupiłam takie zmiękczające… rozrabiasz je z wodą lub mlekiem, czasem dodajesz miód i nakładasz na siebie… czekasz aż wyschnie i spłukujesz… - Widząc skołowaną minę uczennicy, Chaaya westchnęła ciężej i zaczęła od początku. Najpierw wytłumaczyła cały proces dbania o włosy, później o skórę twarzy, następnie całego ciała, a później miejsc problematycznych jak dłonie, stopy, łokcie i kolana.
Przy okazji pokazywała na sobie jak się myć, jak masować, jak kremować, czesać, głaskać…
- Na koniec… pozostaje kwestia owłosienia. Włosy sprawiają, że skóra przez ich dotyk nie wydaje się taka miękka jaka jest w rzeczywistości, plus oczywiście… w niektórych regionach brak owłosienia jest wymagany. Na pustyni, nie wolno mieć włosów pod pachami i w miejscach intymnych. Dlatego gdy byłam mała pozbawiono mnie ich magiczną maścią, by nigdy nie rosły… ale ci, których na to nie stać, muszą się regularnie depilować inaczej zaraz szybko chorują.
- Acha… mój ojczulek twierdził, że czego natura nie usuwa, samemu się nie powinno. Dlatego się nie golił - stwierdziła Gamnira i ostrożnie musnęła opuszkami palców pierś tawaif. - Nooo… ale jeśli mam być taka, to się poświęcę.
- Co do sylwetki… mniejsza praca fizycznea sprawi, że twoje mięśnie zmaleją, a gdy zaczniesz jeść więcej i trochę przytyjesz… tłuszczyk osłoni twoją silną budowę. - Smocza Jeźdźczyni opłukała się ze specyfików i wstała, by otrzeć się ręcznikiem. Nie zauważyła nawet jak kobieta ją dotknęła.
- Acha… no cóż. Postaram się z tą mniejszą pracą… może. - Zadumała się traperka drapiąc po głowie. - Nie sądziłam, że będzie z tym… tyle roboty. Ale może nabiorę śmiałości… albo… sama nie wiem… Nie sądziłam, że… nieważne.
- Dokończ proszę… jestem ciekawa co o tym wszystkim myślisz. - Zaśmiała się pogodnie Dholianka.
- Nie sądziłam, że w czymś jesteś bardziej odważna ode mnie - odparła wstydliwie myśliwa. - Ja… jeśli trafiam do łóżka to tylko z mężczyzną. A i to po pijaku.

Sundari westchnęła ciężko. Odłożyła ręcznik na miejsce i usiadła na stołeczku naprzeciw koleżanki, która nawet nie wzięła jeszcze mydła do ręki.
Uśmiechnęła się ciepło do skulonej mocarki, jak do małego, zagubionego dziecka.
Uśmiechnęła się tak, jak nikt wcześniej nie uśmiechnął się do niej, gdy była młodziutką i przestraszoną dziewicą ze świadomością nieuchronnego końca spokojnych dni, kiedy to mogła się bawić, uczyć i marzyć…
- To nie odwaga… to rutyna - odparła. - Na pewno denerwowałaś się podczas swojego pierwszego polowania, na pewno bałaś się, że nie wytropisz zwierzęcia, lub, że ci ucieknie, albo cię zaatakuje i śmiertelnie zrani… ale upolowałaś jedno, potem drugie, trzecie i następne i następne… dzień w dzień, noc w noc… - Tancerka wstała z siedziska i sięgnęła po rzemyk wiążący włosy tropicielki. Ściągnęła go ostrożnie i stając za plecami Gamniry rozplatała jej ciemny warkocz.
- U mnie jest podobnie, choć na zasadzie całkowitego przeciwieństwa… to nie ja poluję, to na mnie polują. Jestem drogocennym zwierzęciem, którego ciało posiąść chce wielu. Nikt nie zważa na to, czy tego chce, czy nie… Zastawiają na mnie sidła, wynajmują ludzi, by szukali podobnych mnie wśród tłumu, rzucają pieniędzmi na stół… proszą, grożą, knują, czasem biorą siłą. Walka jest zbyteczna dla takich jak ja, dla mnie. Jestem tylko pragnieniem w czyiś oczach. Jestem trofeum na ścianie pamięci, a dobrze wiesz… że trofea zazwyczaj bywają martwe. - Chaaya uśmiechnęła się pod nosem, przeczesując gęste i natłuszczone pukle towarzyszki.
- Żeby tego uniknąć, dostosowałam się do swoich myśliwych i daje im to czego chcą… na moich warunkach, w zamian za oszczędzenie mnie. Życie na pustyni jest trudne… każdy rodzi się w kaście z której rzadko kiedy ktoś się wybija. Jeśli twój ojciec był rybakiem… jego synownie także nimi będą. Ze mną nie było wyjątku, czy chciałam, czy nie, mój status uwarunkował całe moje życie, podporządkował względem siebie. Dla mnie seks to rutyna. To nie wybór, to nie miłość, to nawet nie praca… Gdybym była odważna… rzuciłabym to wszystko w cholerę. Zdejmij ręcznik, umyję ci głowę - poleciła beztrosko.
- Noooo… ale już nie jesteś na pustyni. A tu nie ma kast. A ty… rzuciłaś to wszystko w cholerę, skoro tu jesteś. - Zamyśliła się łowczyni zrzucając ręcznik i odchyliła się, by bardce ułatwić zadanie.
- To La Rasquelle… miejsce ucieczki od zasad, które krępowały w rodzinnych stronach, od win, od błędów. Mój ojciec na przykład… był buntownikiem. Próbował podburzyć lud przeciw wielmoży, którego nienawidził. Udało mu się podburzyć plebs… nie udało z nim zwyciężyć tego lorda. Więc uciekł tutaj. A przynajmniej tak twierdził… - Zaśmiała się na koniec.
- Nie wiem… nie miało mnie tu być, nawet do niedawna nie wiedziałam, że takie miejsce istnieje… - odparła dziewczyna, czerpiąc wodę z balii, którą polała siedzącą na zydelku. - Nie da się uciec od tego jak zostałaś wychowana… to siedzi w twojej głowie, kształtuje cię i kieruje twoimi czynami, nie jestem na pustyni, ale zachowuje się ciągle tak jakbym na niej była. - Tawaif potrząsnęła charakterystycznie głową, namydlając powoli włosy myśliwej. Była przy tym delikatna, niemal czuła, starannie masując skalp i starając się, by puszysta piana nie wpadła kobiecie do oka.
- Poza tym nie masz racji. Pewnie… dla ciebie łowy wyglądają groźnie, bo nigdy nie brałaś w nich udziału. Nie jest to twój teren, nie znasz zasad. Nie wiesz jak się dostosować. Gdybyś wiedziała, to byłby twój żywioł. I to działa w obie strony - odparła traperka poddając się potulnie zabiegom Paro. - Poza tym tu jak ktoś cię nagabuje, to możesz mu dać po prostu w pysk. Działa za każdym razem. A widzę… że ktoś cię często nagabuje.
Zachichotała cicho.
- Chodziło mi o pierwsze łowy… później to już rutyna, obie w niej tkwimy i nie jest ona związana z odwagą, o to mi chodziło w całej tej opowieści. Zamknij oczy, muszę spłukać - poleciła Kamala sięgając o wiaderko, które napełniła ciepłą wodą.
- Zamknęłam - potwierdziła swe działania Gamnira, rzeczywiście zamykając oczy.
Dholianka spłukała mydliny i zabrała się do powtórnego mycia... w ciszy, może straciła ochotę do dalszej rozmowy, a może po prostu skupiła się na swojej czynności.

- Co będzie dalej? - zapytała czarnowłosa, tkwiąc nieruchomo niczym posąg.
- Kąpiel, maseczki, balsamowanie, chcesz bym ci pomogła wyskubać brwi? - Druga tura mycia, poszła o wiele szybciej, bo i włosy były bardziej miękkie i czyste, przez co mydło szybciej się pieniło. - Oczy… - ostrzegła kurtyzana, ponownie polewając znajomą wodą.
Po zmyciu piany tropicielka odezwała się ponownie.
- Czy to konieczne? To całe… wyskubywanie?
- Jeśli chcesz być taka jak ja, to tak - odpowiedziała z dosadną szczerością Sundari. - Brwi, pachy, nogi, twój kwiecisty krzaczek możemy zostawić… tam bardzo boli… podobno. - Zaśmiała się jak chochlik. - Umyj się cała i wejdziemy do basenu.
Złotoskóra nasmarowała czymś włosy łowczyni, po czym związała je w kok wysoko na głowie.
- Zostawiamy krzaczek. Zdecydowanie zostawiamy krzaczek - zadecydowała naguska z lekką paniką w głosie i zabrała się energicznie za mycie ciała.
- Delikatnie… z uczuciem, to twoje ciało, jak ma być miękkie skoro je tak traktujesz. - Zafrasowała się bardka przyglądając krytycznie poczynaniom kompanki. - Powoli, bez pośpiechu… jesteśmy damami i całe dnie przeznaczamy na rozpieszczanie samych siebie.
- Acha… dobrze. - Gamnira spowolniła ruchy dłoni podczas mycia, dostosowując się do poleceń obserwującej ją mentorki. Jej gesty zrobiły się więc nieco bardziej zmysłowe, gdyż każdy tchnął pietyzmem.
- A w zasadzie… to poczekajmy z tym basenem, najpierw zajmiemy się owłosieniem. Myj się, a ja porozmawiam z obsługą. - Chaaya owinęła się swoim ręcznikiem i ruszyła w kierunku lawirujących z koszami kobiet w błękitnych tunikach.
Wkrótce Smocza Jeźdźczyni wróciła z “eskortą” i triumfalnym uśmieszkiem na ustach.
- Mam iść z tobą potrzymać cię za rękę, czy zniesiesz te tortury mężnie? - spytała zawadiacko, pakując rozrzucone kosmetyki z powrotem do tobołka.
- Poradzę sobie sama. Odpocznij nauczycielko. - Uśmiechnęła się nerwowo myśliwa, próbując udawać odważną.
- Będę na jednej z leżanek… krzycz w razie czego. - Zaśmiała się trzpiotnie dziewczyna i porzuciła swoją “ptaszynkę” na pożarcie lwa w postaci szczupłej służki o miłym uśmiechu.
- To pani pierwszy raz będzie? Gdzie chce się pani wydepilować? - spytała grzecznie, nie popędzając klientki w myciu.
- Brwi i tu… - Wskazała pachy traperka starając się nie panikować. - I nigdzie indziej!
Dodała szybko.

Tymczasem wzrok tancerki, odpoczywającej na leżance koło basenu, nieuchronnie był przyciągany przez inne niewieście ciałko. Bardziej egzotyczne od własnego. Widziała już Axamndera, a Godiva “romansowała” z żeńskim diablęciem.
Jednak ta diabliczka, która się tu zjawiła mogła oboje zakasować urodą.

[media]http://i.pinimg.com/236x/fe/eb/93/feeb9373bdc540f24ecf2528b932061f.jpg[/media]

A co więcej… ona również się rozdziewała, zdejmując resztki delikatnego odzienia i pozwalając tawaif poznać różnice anatomiczne wynikające z rasowej odmienności. Ta tutaj miała purpurowe łuski okalające bramę jej kobiecości i podstawę ogona wyrastającego tuż nad jej pośladkami. Pomijając jednak te odmienności i elfie uszy oraz rogi, pełne kształty kobiety i delikatność jej skóry mogły sugerować, że jest jakąś czarodziejką, albo kurtyzaną.
Orzechowooka dłuższą chwilę kontemplowała długi ogon nieznajomej, zastanawiając się jak to jest… posiadać takowy i czy owe “uczucie” różniło się od tego jakie miał Nveryioth w swojej prawdziwej postaci.
Ada, aż zapłonęła pożądaniem osiągnięcia wiedzy niemal natychmiast. Swoją ciekawością zaraziła, aż Umrao, która oczywiście była ciekawa zupełnie innego uczucia. Obie panie nie były jednak na tyle silne, by przekonać stwórczynię by wstała i “socialozowała” się z… plebsem, jak ładnie nazywała wszystkie zgromadzone tu kobiety Laboni.

Dholianka zamówiła sobie zimną herbatę i gdy napatrzyła się na nowe widoki, przekręciła się na drugą stronę i przymknęła oczy, jakby chciała się zdrzemnąć.
Deewani jednak była zbyt nabuzowana, by pozwolić swojej nosicielce na sen. Trzeba było nasłuchiwać krzyku bólu Gamniry… bo… wedle rozumowania chłopczycy ta na pewno będzie i krzyczeć i wyć i uciekać z pomieszczenia kaźni.
Niestety jedyne co docierało do uszu złotoskórej to melodyjny głos leżącej niedaleko diabliczki, która pomrukiwała cicho. Potem doszedł odgłos stóp i głos kobiecy.
- Sorbet… zgodnie z zamówieniem.
- Dziękuję moja droga - odpowiedziała rogata i zabrała się za konsumpcję, zapewne z pomocą długiego jęzora, jaki charakteryzował te istoty półkrwi.
Tropicielka zaś musiała mężnie znosić tortury, ku niezadowoleniu Deewani, bo nie dało się wychwycić nawet cichego pisku wśród obecnych rozmów.
Po jakimś czasie, bardziej wygolona łowczyni w końcu zaczęła dreptać w kierunku Chaai, po drodze co chwila stając i przyglądając się to bardce, to leżącej niedaleko czerwonoskórej, jakby nie wiedząc co o tym sądzić.
- Tutaj, tutaj! - zawołała pogodnie Jeźdźczyni, machając ręką, gdy przypadkiem otworzyła oko i dostrzegła nadchodzącą koleżankę.
- Rany… już myślałam, że nie wrócisz… prawie usnęłam na tym kamieniu. Chodź do wody… i jak było?

“Do duuupy…” stwierdziła nabzdyczona chłopczyca.
“Chce zobaczyć penisa…” Umrao poskarżyła się błagalnie swojej starszej siostrze, ale nie spotkała się ze zrozumieniem z jej strony.
“Ty zawsze chcesz widzieć cholernego penisa! NUDA NUDA NUDA! Cicho siedź…”
“Kiedy ja chce… takiego z łuskami.”
“OOOooo móóój boooże!!! Przestań smęcić, nie wyczaruje ci teraz penisa.” Deewani miotała się jak płomyczek świecy targany przez przeciąg w pokoju.
“A po wyjściu? Obiecuje, że będzie fajnie… bez gadania, sam tylko…”
“Przymknąć się obie! Tu jest ważniejsza sprawa do obgadania…” wtrąciła zniecierpliwiona Ada.
““Jaka jaka?”” zaciekawiły się maski.
“Ogon…”
“NUDAAAA!!! Jedna wielka nuda, obie jesteście nudziary!” Złośnica zaczęła ciskać obelgami na lewo i prawo.
“Nadal chce penisa… chodźmy do Axamandera i ściągnijmy mu spodnie… co? no? no? Będzie fajnie.” Zmysłowa emanacja nie chciała się tak łatwo poddać, a teraz gdy “odwaga” wróciła do domu, “pasja” postanowiła to wykorzystać. “Lubisz go prawda? Jest zabawny… będziesz mogła z nim pogadać kiedy ja zajmę się penisem…”
“Niby jak chcesz to zrobić jak usta będziemy mieć zajęte?” Deewani bardzo szybko łyknęła haczyk.
“Olać jego ptaka… tu chodzi o ogon! To sprawa życia i śmierci! Umieram z braku informacji! JAK-ON-DZIAŁA!”
“Babciu… babciu… babciu ratunku!” zapiszczała Nimfetka cichutko, niczym mała mysia pod miotłą. Babka jednak miała głęboko w poważaniu eteryczną panienkę, nie mogąc się doczekać, kiedy w końcu pójdą się kąpać w basenie.
“Axamander też ma ogon… i rogi i szpiczaste uszy… i ma też penisa… możemy wszystkie się do niego udać i każda znajdzie coś ciekawego dla siebie…” Wiecznie chętna do cielesnych uciech, zaczęła urabiać kolejną z koleżanek, która… zaczęła się mocno zastanawiać nad ową propozycją. Widać… była w potrzebie i to palącej.
“A co z tą całą fantazją?” wystartowała nagle nastroszona Seesha, pamiętając jak poprzedniego dnia Umrao wraz z Kismis wszystkie wykpiła.
“No przecież… popatrzymy, potrzymamy… poliżemy lub poss…”
“PENIIS PENIIS!” zawyła Deewani niczym syrena alarmująca pożar w mieście. “Możemy iść… bylebyśmy się ruszyły bo się nudzę!”
“No to załatwione!” zawołała radośnie erotomanka.
“No… to idźże teraz pogadać z Kamalą…” burknęła rozbawiona Laboni i cały zapał maski zgasł jak kapturkiem nakrył.

- Było… było… nieprzyjemnie - stwierdziła myśliwa, podążając za kurtyzaną. - Tyle cierpienia dla kiełbaski w… eee… bułeczce. Powinni nas całować po stopach za to poświęcenie.
- A tam, da się przyzwyczaić - odparła rozbawiona dziewczyna z pustyni, choć brzmiała na trochę zmęczoną.
Weszła ostrożnie po schodkach do ciepłej wody, która pachniała solą.
- Ooo jak dobrze… mogłabym pójść spać. - Rozmarzyła się opierając przedramiona wraz z głową na brzegu i swobodnie dryfując po powierzchni.
Gamnira weszła do wody zaraz za nią i zadowoleniem stwierdziła podobnie do jej przedmówczyni.
- Lepsze to niż taplanie się w rzece. Przyznaję.
- Wieeesz… u mnie w domu też był basen z wodą… czasami były takie momenty, kiedy byłam w nim całkiem sama. Tylko ja i lazur… mmm uwielbiałam wylegiwać się nad brzegiem, w połowie zanurzona i drzemać… albo jeść ananasa i mango, stare dobre czasy - mruczała wspominając tawaif. - W ogóle to ja chyba nigdy nie kąpałam się w rzece. Nie wiem jak to jest… u nas nie ma rzek - wyjaśniła sennie, odprężając się. Jej pupa unosiła się wśród wody, jak dwie złote wysepki.

- Jest zimno, mokro, pijawki czasem są… a czasem drapieżne ryby - odparła ironicznie traperka.
- Zdradzieckie prądy i podobne im atrakcje. Niewiele straciłeś nie kąpiąc się w rzece.
- A jednak chciałabym kiedyś spróbować i zobaczyć jak to jest… tylko… czy w rzekach są sumy? - spytała zmartwiona Sundari.
- Jeśli masz szczęście i oścień pod ręką i nie przeszkadza ci posmak mułu lub potrafisz go usunąć. - Skinęła głową i oblizała usta. - Tak… są.
- Och… to może… może jednak… nie spróbuję… - Tancerka otrząsnęła się nieznacznie, jakby przebiegł ją dreszcz. - Słyszałaś o tym sumie wszystkojadzie co grasuje w La Rasquelle?
- Straszą nim naiwnych. Sumy nie polują na żywych. To padlinożercy. - Zaśmiała się łowczyni i z nów oblizała usta, lubieżne wędrując spojrzeniem po nogach i pupie Dholianki.
- Nie ma nic smaczniejszego niż taki sum, własnoręcznie upolowany po długiej batalii pod wodą.
- Och… a jak ten jest inny? Złowieszczy, magiczny? - Wyglądało na to, że jednym z tych naiwniaków była właśnie Chaaya, bo wyraźnie się frasowała i smuciła pytając o dalsze szczegóły. Jakby chciała i jednocześnie nie chciała poznać odpowiedzi na nie.
- Jest olbrzymi jak dom, a paszczę ma jak wrota pałacu. Taaa… i nikt go nie widział? - odparła ironicznie tropicielka, zaczynając pływać powoli dookoła bardki niczym drapieżnik, którego się tak obawiała. - Wciągnie pod wodę i zeżre… do kosteczki. Niezauważony? W tym mieście jest pełno oczu. Ostatnio nawet krążą plotki o smokach, które porwały jakąś niewiastę… ale kto wierzy w plotki.
Po ostatnich słowach Gamniry jej słuchaczka wybuchła perlistym śmiechem, wyraźnie czymś rozbawiona. Zanurzyła nogi pod wodą stając na chwile na dnie.
- W niektórych plotkach jest ziarnko prawdy, musisz umieć je jednak odsiewać… dlatego trzeba słuchać, pytać i patrzeć, a później wyciągać wnioski. - Bardka ruszyła dookoła basenu. Od ciepła jej twarz zaróżowiła się przyjemnie, a oczy dziwnie roziskrzyły.
- Co ty na to, żebym jutro nauczyła cię jeść i pić jak dama?
Nie otrzymała odpowiedzi, a gdy spojrzała za siebie postawnej kompanki już nie było. Znikła?
Nagle woda rozprysła się za Kamalą i dwie, silne dłonie drapieżnie zacisnęły się na jej biuście, pociągając jej całe ciało do tyłu. Kurtyzana poczuła na plecach miękkie poduszki krągłych piersi, do których była dociskana.
- Mam cię. - Usłyszała przy uchu.
- Nic nie przebije podniety polowania.
Może poza obecną sytuacją, gdy myśliwa ugniatała biust tawaif nieco zbyt entuzjastycznie.

Kobieta z pustyni zachichotała wesoło, dając się “złapać” na ten prosty psikus.
- Damie tak nie wypada nurkować i atakować zza pleców - upomniała ją dumnie, po czym obejrzała się na swoje piersi ukryte za szorstkimi dłońmi.
Uśmiechnęła się lisio i capnęła koleżankę za pośladki, wydając triumfalny pomruk.
- Opuściłaś gardę i spotkała cię za to kara!
- Nie bardzo… ty masz delikatne dłonie, a ja twardy zadek i no… twarde ręce. - Co kruczowłosa udowodniła, ściskając nieco mocniej swoje pulchne zdobycze i ocierając nimi o siebie.
- Moje nie są tak sprężyste i miękkie.
Tu Chaaya nie mogła się zgodzić, czując dotyk biustu łowczyni na swoich łopatkach.
- Wydają się w porządku - odparła tawaif nie precyzując o co dokładnie chodziło. - Ale nie wypada się tak obłapiać w miejscu publicznym… więc chodźmy zrobić sobie maseczki.
- Dooobrze… a co pytałaś? - zaciekawiła się Gamnira puszczając piersi tancerki.
- O to czy jutro chcesz się pouczyć jeść i pić jak dama - powtórzyła cierpliwie Kamala, przechodząc do wyjścia z basenu. Wspinała się ostrożnie po stopniach, nie chcąc się przewrócić, bo zbyt długie leżenie w ciepłej wodzie, wyraźnie ją osłabiło.
Usiadła na leżance, ocierając się ręcznikiem i cicho sapiąc, gdy gorąc pomieszczenia w końcu w nią uderzył.
- Możemy się uczyć, choć picie jak dama jakoś nie wywołuje mej ekscytacji - rzekła zadumana tropicielka wybierając leżaczek obok bardki.
- A co wywołuje w tobie ekscytacje? - zapytała uprzejmie złotoskóra, dopijając swój napój, przyniesiony dawno temu.
- Picie z przyjaciółmi, polowanie, dobry posiłek. - Zaczęła wyliczać myśliwa, po czym zamilkła.
- Hmm… tyle?
- Acha… - Dholianka rozrobiła w puzderku zielonkawą pastę, po czym zaczęła nakładać ją sobie na twarz omijając okolice ust i oczu, gdy skończyła podała pojemniczek towarzyszce.
- Ja nie lubię pić, nie mam przyjaciół, polować nie umiem, a dobry posiłek… u was jest z tym ciężko… wszystko jest takie łagodne, albo ja mam wypalony słońcem język.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline