Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2018, 02:02   #193
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Tak aniołku… Jane nie powinna widzieć mamy w takim stanie - lekarkę ścisnęło w dołku. Odkaszlnęła żeby pozbyć się gorzkiego posmaku z ust i gardła. Wodziła wzrokiem po sypiących się ścianach pobliskiego budynku, mrużąc oczy w skupionej minie.
- Zajmiemy się z Robem tą kobietą z piętra, potem… - zawahała się, aż warknęła krótko coś pod nosem - Zróbmy jeszcze inaczej. Angie weź wujka i Maggie, idźcie tam gdzie nocowaliście i zorientujcie jak to wygląda. Spytajcie się czy moja córka może tu poczekać chwilę… ma być bezpiecznie - skupiła uwagę na najemniku - Ja z Robem zajmiemy się sprzątaniem na piętrze i tym na krześle. Potem razem pojedziemy. Wyrzucicie nas przy lokalu, będzie szybciej i bliżej dość do kościoła. Wy załatwcie Rice, potem znajdźcie Marię i powiedzcie jej co tu się stało. Albo znajdźcie kogoś, kto po nią pośle i przekaże informacje… Rob powiedz coś, bo na razie mam wrażenie, że na darmo robię z siebie idiotkę - rzuciła w męża kwaśną miną, a na koniec wyciągnęła rękę do Pazura, nadstawiając ją wierzchem do dołu jakby czekała aż coś tam położy - Cena za wynajem mikroskopu. My płaciliśmy wczoraj.

- Zostawiliśmy nasze rzeczy u Westów i u Gammana. Nie mam przy sobie karabinu ani ammo. Załóżcie za nas albo poczekajcie aż wrócimy. Jak się spotkamy ponownie to wam zwrócę.
- odpowiedział spokojnie najemnik przyglądając się wystawionej w jego stronę dłoni lekarki. - A nocowaliśmy tutaj, nie trzeba nigdzie jeździć. - Pazur wskazał na sąsiedni dom w którym razem ze swoją podopieczną spędzili ostatnią noc. - Jest bezpiecznie na tyle na ile samotna matka z dwójką chłopców może być i zapewnić bezpieczeństwo. Są bardzo mili i gościnni. Myślę, że to dobry klimat domu dla dziecka. - ciemny blondyn pokiwał krótkoostrzyżoną głową. - I ja też wobec tego proponuję coś jeszcze innego. Sami idźcie z Maggie do Westów sprawdźcie czy wam odpowiada by zostawić tam córkę i się dogadajcie jeśli trzeba. A jak sie uwiniecie możecie zabrać się z nami. U Gammana ja i Angie zajmiemy się Rice a wy tym mikroskopem i karabinem. Kto wróci pierwszy zajmie się tym domem tutaj. Chyba w godzinę powinniśmy się wyrobić a można chyba zostawić pana Brandona tutaj przez ten czas. A potem jak się znowu zbierzemy razem pojedziemy nad tą rzekę a kto zostanie ten dokończy to co będzie do dokończenia. - najemnik przedstawił swoją wersję planu na nadchodzące kwadranse.

- Nie - odpowiedź O’Neal była krótka i oschła. Ręka wróciła jej do ciała i krzyżowania na piersi - Do Westów idziesz z nami. Ze mną - dokończyła równie pogodnie - Nie będę po raz kolejny tłumaczyć się sama i sama wysłuchiwać jakim to potworem bez serca i sumienia jestem, bo pozwoliłam na to czy tamto. Mam dość obrywania za cudze wyskoki, wystarczy mi ta prostytutka rano i jej fochy. I fochy twojej-byłej gangerki teraz. - uśmiechnęła się raczej mało miłym uśmiechem - No ale to ja robię sceny, nie? Więc ty i ja idziemy do Westów. Angie z Robem przeniosą krzesło i ogarną trupa. Chciałbyś żeby Angie natknęła się na twoje ciało z dziurą po kuli we łbie? - prychnęła, ale powietrze szybko z niej zeszło. Zamiast złości pojawiło się zmęczenie - Ty ich znasz, tych Westów. Łatwiej będzie się dogadać. Niestety co do bezpieczeństwa tego miejsca mam spore wątpliwości. Może do tej pory ta kobieta radziła sobie sama, ale do tej pory nie było zarazy. Teraz się popieprzyło - pokręciła głową, uciekając spojrzeniem na dom owej samotnej matki.

- Mogę posprzątać z panem Robem - nastolatka wzruszyła ramionami. Dla niej było nawet lepiej jakby posprzątali przed wyjazdem. Małe ludzie nie powinny widzieć trupów, zwłaszcza tych z rodziny.

- Dobra pójdę z tobą do Westów. Chodziło mi o to by ktoś z was albo oboje też tam poszli by to zobaczyć na własne oczy i samemu się umówić. - wyjaśnił Pazur z zauważalnym odcieniem irytacji w tym swoim spokojnym głosie. - Jane jest u nich więc jak zostanie u nich nie będzie wędrować po tym domu. - wskazał na budynek Brandonów przy jakim nadal stali. - Z tym krzesłem niech będzie, Angie pomóż Robertowi co dacie radę zanim wrócimy. - Pazur wyglądał jakby nie chciał dłużej ciągnąć tej dyskusji. - A kwestia bezpieczeństwa tego domu jest pewnie podobna jak każdego innego. Ale tutaj chociaż wiemy na czym stoimy a nie wiadomo ile czasu zeszło by na znalezienie sensownej alternatywy. A nie mamy czasu jej szukać. Zresztą jak na miejscu ktoś z nas zostanie powinno to robić różnicę. - dodał szybkim tonem najemnik.

- Dobra, mnie to pasuje. Inaczej będziemy tu stać i gadać aż nas noc zastanie. Chodź Angie. A ty Maggie idź z mamą. - Robert tym razem się odezwał i po kolei wskazał na blondynkę a potem na małą brunetkę. Sam ruszył z powrotem w stronę domu Brandonów.

- Byłoby szybciej gdybyś zamiast potaknięcia na koniec, dał coś wcześniej do siebie - lekarka popatrzyła na męża i skrzywiła się. Przełknęła przekleństwo i dodała z ironią - Dzięki za pomoc, dobrze na ciebie liczyć w każdej sytuacji Rob - odwróciła się do córki, biorąc na plecy torbę z jej rzeczami. - Chodź myszko - miała dodać coś jeszcze, ale zabrakło siły.

- A nie możemy go… no utrup… znaczy się zrobić wypadka? - blondynka szepnęła w napięciu do pana z blizną, zezując na jego buzię do góry - To... no byłby spokój. - dodała cicho. - Ale zanieść też go możemy.

- Ja też cię kocham kochanie ty moje.
- Robert zareagował pogodnie odwracając się jeszcze w przejściu do swojej małżonki. Wewnątrz gdy usłyszał co proponuje blondynka skrzywił się. Albo na to co powiedziała albo widząc tego zapłakanego mężczyznę z kneblem i wciąż przywiązanego do krzesła. Wyglądał bardzo żałośnie jak żywy wyrzut sumienia. - Nie. Może tylko jest podrapany jak w zwykłej bijatyce i nic mu w sumie nie jest. - odpowiedział po zastanowieniu. Westchnął i dorzucił podchodząc do krzesła. - Chodź, zaniesiemy go do kuchni. Potem pójdziemy na górę i zobaczymy co da się wymyślić z tą jego żoną. - traper znowu odchylił krzesło tak jak wcześniej gdy schodzili na dół by nastolatka miała za co chwycić.

- No to chodźmy. Zanieść ją? - Pazur w milczeniu obserwował jak jego podopieczna i pan O’Neal znają w domu Brandonów, zerknął czy jego żona i córka są gotowe i tak ruszyli grupką w stronę. Zapytał lekarki czy zanieść przez ten kawałek jej córkę do domu Westów.

W domu Westów przywitały ich zaniepokojone buzie dzieciarni. Dwaj chłopcy i dziewczynka. Chłopcy może w podobnym wieku do Maggie a dziewczynka wyraźnie była od niej i młodsza i mniejsza. Trudności też zaczęły się już od progu.
- Cześć chłopaki. Mama jest? - Pazur przywitał się krótko i przyjaźnie a dzieciarnia widać wcale się nie niepokoiła jego przybyciem. Wodziła ciekawskimi spojrzeniami na kobietę i dziewczynkę z jakimi przyszedł ale na niego patrzyli bez obaw. - Nie, już poszła. Jakąś sprawę miała na mieście to poszła. Kto to jest? - trochę większy z chłopców opowiedział i zapytał prawie od razu wskazując na nowych gości.

- To jest Izzy. I Maggie. - Pazur przedstawił obydwie osoby i podrapał się z zastanowieniem po brodzie.

Lekarka postawiła córkę na podłodze, prostując z ulgą plecy. Robiła się coraz cięższa i nawet na krótki dystans noszenie jej było już męczące.
- Miło was poznać - uśmiechnęła się do dzieciarni, a potem popatrzyła na Pazura, bardzo powoli nabierając i wypuszczając powietrze - I tyle jeśli chodzi o rozeznanie, opiekę dorosłych i ochronę. Jakieś dalsze pomysły?

- No cześć. Ja jestem James a to Jack i Jane.
- najstarszy z chłopców bardziej niż stojącymi w progu dorosłymi zainteresował się swoją rówieśniczką. Maggie pomachała jemu i reszcie rączką na przywitanie i uśmiechnęła się sympatycznie. Młodsze pokolenie wydawało się być minimalnie zainteresowane problemami i rozterkami starszego.

- Chłopaki, czy Maggie mogłaby zostać z wami? - wujek Angie przykuł znowu uwagę dzieciarni wskazując bokiem głowy na stojącą w progu pannę O’Neal.

- No pewnie! Chodź! - Jack zawołał wesoło i zachęcająco machnął dłonią zapraszając w głąb domu. Córka spojrzała pytająco w górę na matkę niepewna co w tej sytuacji powinna zrobić.

- No więc widzisz, Maggie może tu zostać. Może też zostać z Angie. U Gammana. Albo pojechać z nami. Wedle mojego wyczucia sytuacji sytuacja może zmienić scenerię ale nie rodzaj. Myślę, że wszędzie w tej okolicy będzie to wyglądać podobnie. - Pazur spojrzał na w dół w stronę stojącej w progu kobiety czekając na jej decyzję. Obecnie i powódź z jej stojącą wodą i ci zarażeni dziwnym wirusem wydawali się wspólnym mianownikiem całej okolicy. Jedyną niewiadomą była sytuacja nad rzeką bo nikt z nich tam jeszcze nie był. Każda opcja miała swoje plusy i minusy.

- Dasz radę pojechać do kościoła? - spytała zmęczona, rozmasowując pulsujące skronie - Byłeś tam wczoraj, zresztą… - zawiesiła się, a potem pokręciła głową - Ktoś musi z nimi zostać, nie tylko z Maggie. Ktoś dorosły, na wszelki wypadek. Ja albo Robert. W pierwszej opcji na ciebie spadnie kwestia opłaty za mikroskop. Przy drugiej… mam rewolwer, poradzę sobie. Wy załatwicie co trzeba załatwić.

Pazur popatrzył na stojącą w progu kobietę szacując coś w głowie. W końcu skinął głową.
- Zobaczę co da się zrobić. - powiedział w końcu i ruszył z powrotem przez ogród Westów ku zaparkowanej furgonetce.
Izzy po chwili wyszyła za nim, tylko pożegnała się z córką.
 
Driada jest offline