Hrabia zlustrował uważnie dojeżdżających towarzyszy Berdycha. Zdawało się im, że tym spojrzeniem dusze im na wylot przewierca. - Zaiste - powiedział powoli - zacna trafiła się jak widzę kompania i do pomocy chętna. I tak się składa, że coś moglibyście dla mnie zrobić. Jak widzicie moje zasoby ludzkie zostały uszczuplone. Dlatego też z chęcią najmę pracowników sezonowych. Otóż jeden z natrętów okazał się być na tyle miły, iż zdradził gdzież to dostali zlecenie. - wskazał leżącego na poboczu osobnika. Lekko rannego, ale minę miał jak wioskowy głupek. Z rozchylonych ust ciekła ślina na brudna kapotę. Pierś rannego unosiła się regularnie, ale po za tym nie było innych oznak życia. Nawet spojrzenie miał puste. - Wiecie gdzie jest miasto Taven - stwierdził hrabia, faktycznie wiedzieli. Było to najbliższe miasto na wschód stąd, trzy godziny jazdy konno. Spore i z dostępem do morza. - W pewnym magazynie portowym, numer 23 jest ktoś kto powinien wiedzieć, że podnoszenie na mnie ręki jest bezprawiem, na które nie mogę pozwolić. Dziesięć tysięcy za żywego, a jeśli i on przyjął tylko zlecenie to kolejne dziesięć za jego zleceniodawcę. Pan Captiva pojedzie z wami by mieć baczenie, że nie poniesie was entuzjazm i będę miał z kim porozmawiać. On też wskaże wam drogę po odbiór zapłaty. Nie daję mu komendy nad wami. Jak załatwić sprawę, wasza wola. - zawiesił głos i podniósł palec do góry - Może się też zdarzyć tak, że osoba na końcu łańcucha może wydać się wam zbyt wysoko postawiona… wtedy wrócicie do mnie z tą informacją. Mogę liczyć na waszą pomoc? |