Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2018, 21:16   #201
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Stodoła Przebijki
wieczór




Gdy Shavri spakowany i po zakupach pojawił się w końcu w stodole Przebijki, byli już tam wszyscy poza Toriką. Zmęczony całym dniem tropiciel, usiadł w końcu i przebiegł po zebranych wzrokiem. Poczuł się bezpieczniej.
- Chciałbym żebyście przyglądnęli się szkicom skradzionych rzeczy. Trzewiczku, Zenobio, Turmalino. Może macie jakąś wiedzę na temat tego typu… rzeczy… - Shavri miał drobny problem z nazwaniem magicznych straszydeł, których rysunki wyciągnął zza pazuchy.
Stimy przejął od Shavriego szkice i krzywiąc się do narysowanych paskudnych gąb i wytykając im język powiedział, co wiedział.
- Nie wiem, ale ja bym się nie chwalił, że mam coś takiego… Wygląda na księgi zakazane.
- Bo ja wiem... ten wygląda trochę jak Pirytek…
- zadumała się Turmalina wskazując na rycinę z wyjątkowo paskudnym monstrum i przyjmując poważną minę - Właśnie, Piryt! Co z tym dworem? Elfisz?
Joris parsknął choć bynajmniej rozbawiony.
- Ja? Ja nie elfie, a… karkuluję. I karkuluję, że jak przez ten wypad czas stracimy to albo druid zemrze, albo nasz sokolnik głowę da.
- Jastrzębiarz
- wtrącił Shavri jakoś tak bez typowej werwy. Ziewnął w nadgarstek.
- Poza tym - ciągnął Joris. - Przeborka już tam była i powie co widziała. Po prawdzie to już by mogła nam powiedzieć…
- Zdajesz sobie sprawę że wybieraliśmy się tam po to, co chowają, a nie po to co pokazują gościom? Chyba jednak elfisz. Ale niech będzie, co ma runąć to nie spłonie, załatwimy ich po powrocie
- Jak już uratujemy Reidotha i Shavriego to cię tam nawet na barana zaniosę - myśliwy wyszczerzył się - Swoją drogą - spoważniał drapiąc się po czuprynie - Rozmawiałem dziś z Dawdem. I sobie myślę, że jakbyśmy nie odzyskali tych przedmiotów, to byłby inszy sposób co by ten bałagan naprawić… Dawd wyznał, że Omarowi te skradzione badziewie to po prawdzie zwisa trochę kalafiorem. I bardziej go boli, że twarz przed kumplami stracił… Jakby dać mu sposobność jakoś błysnąć to by odpuścił myślę…
- Zdajecie sobie sprawę, że jeżeli Omar puści choć iskierkę z paznokcia w najlichszą phandalińską szopę to przeoram jego thayańskim tyłkiem bruk przez całą długość osady? Niech da mi pretekst - złowieszczo uśmiechnęła się Turmalina. A Shavri uśmiechnął się nieco smutno pod nosem. Stanowczo ostatnie sukcesy uderzyły jej do głowy i nawet wizja bliskiej śmierci tego nie stępiła.
- A ja myślałam, że to u nas, na Północy, awantury wybuchają o byle co. - Przeborka uśmiechnęła się do krasnoludki, wyciągając się wygodniej na sianie - W górach czułabyś się jak u siebie, nawet by cię pewnie niektórzy klanbracia powstrzymywali, bo nawet jak na berserkera masz za ostry temperament! - wyszczerzyła zęby i wskazała palcem na Jorisa. - I temu powiem, co ze dworem dopiero na trakcie. Bo mamy tu gorące głowy, co by słowa nie dotrzymały, żeby nic nie robić... a ja tą noc chcę się wyspać spokojnie. Bez budzenia na pożar na przykład, albo inną bitkę z południowcami.
- Wkurzył mnie - skwitowała krótko Turmi.
- Oj wierzaj Przeborko, ale jeśli te rewelacje taką bitką grożą, to zwyczajnie zawrócimy z traktu - Joris wyraźnie ożywił się po słowach barbarzynki. - Nie taj więc i mów prędko.
Kobieta pokręciła głową z udawaną rezygnacją.
- niech wam będzie. Ale wpierw... Macie coś może na rozwiązanie języka? - zapytała ze śmiechem w głosie - Co wy tacy uparci zawsze? Postarzejecie się, namachacie mieczem dłużej, to zrozumiecie, że najlepsze co najmitę może w robocie spotkać, to nuda. I guza nie ma co szukać samemu, kiedy za niego nie płacą…
- A jest tu jeszcze co w tej butelczynie - przyznał Shavri, wyciągając się do pożyczonego z karczmy kosza. - Łapaj! - zawołał, rzucając jej wspomniane piwsko.
- Będę łaskawa i nie wyprowadzę Cię z błędu opowiadając o łupach z takiego ochotniczego szukania guza które nam w ręce wpadły - Turmi na wzmiankę o trunku odruchowo rozejrzała się za swoim bagażem, ale oczywiście już go nie miała.

Starszy myśliwy zaś pacnął się w głowę jakby o najważniejszym zapomniał i począł gmerać w sakwie podróżnej. Kolejno wyciągając je pożyczone z karczmy kubki i nabyty drogą kupna antałek.
- Nie wiem co to, ale Toblen chwalił. Zobaczymy.
- Wyciągaj mój kufelek z elektrum, spryciarzu - pogoniła go Turmi - z byle czego pite gorzej smakuje.
- Nie bojasz się, że to do jakiś obrządków, czy coś? - zaśmiał się wyciągając ten rzeczony - Proszę cię bardzo. Chętnie zobaczę jak się w słup soli obracasz.
- Krasnoludzka robota, będzie dobrze. Słup soli powiadasz… - Turmi spojrzała się złowieszczo na Jorisa - Mogę spróbować. Albo nie, Tori by mnie udusiła.
- Ten stary weteran... Sidar? Stilgar? Sildar? - wojowniczka wychyliła się, sięgając po kubek z gorzałą - Co o nim myślicie? Prawy człowiek? - spytała, spoglądając na Jorisa - Bo nie jesteśmy już jedynymi, co dla Tessendarów robią. Też się najął... albo zaraz najmie. Złoto widać bardziej do ludzi mówi, niż jakieś tam “honorowe” sprawy... - uniosła kubek, złośliwe wznosząc toast do Turmaliny.
- Pracował dla wujka, ale się nie popisał - wzruszyła ramionami geomantka, najwyraźniej wyczerpując temat ze swojej strony, po czym upiła trunku jak zwykle nie wiedząc czego się spodziewać po ludzkich wynalazkach.
- Pomaga też szkolić tutejszych ochotników w fechtunku - dodał Joris, który nieco spochmurniał - To o niego ci idzie? Z nim się zmawiają?
- Mhm. - kobieta kiwnęła głową - Czyli Omar jeszcze milicję dostanie w wianie, to wykurzenie go stąd będzie już nie takie łatwe... - zaśmiała się - Ale do rzeczy. Sildar ma ściągnąć z miasta różnych ludzi. Kamieniarzy, cieśli, zwykłych partaczy... sporo chłopa. I też jakiś mistrzów, dziwne nazwy mówili... magiczne chyba sprawy. I wszystko, co do życia i budowy potrzebne - jedzenie, kamień, takie tam. Będa dwór odnawiać, i to na bogato. - uśmiechnęła się - Tedy macie rozwiązanie zagadki, po co tam grzebią. Szykują sobie dom, po prostu; przed zimą chcą skończyć. Miejsce w karczmie się więc samo zwolni niedługo i obejdzie się bez wyrzucania kogokolwiek siłą.

Joris w odpowiedzi wychylił swój kubek duszkiem i otarł usta.
- Kurwa mać - skomentował. Shavri nawet nie skomentował, ale pomyślał dokłądnie to samo. Nie takiego sąsiada chciał w Phan.
- Rozczarowany? - Przeborka wyciągnęła kubek po kolejną dolewkę - Większość spraw na tym padole jest prosta i zwyczajna. Wszyscy chcą mieć dach nad głową, pełen brzuch i kogoś, kto w łożu ogrzeje. Ci tam… - zrobiła głową gest w kierunku dworku - Mają pomysł odnowić rodowe dziedzictwo i wygodnie żyć, bo kopalnia blisko, a więc i interes jakiś do zrobienia. Ja tak samo zamiaruję... Nie wszędzie są spiski, kłamstwa i insze mroczne gmatwania…
Joris pokręcił głową dolewając waligórzance, sobie i łypiąc kto tam jeszcze musiał nowinkę przepłukać. Shavri machnął ręką i pociągnął z drugiego przyniesionego przez siebie bukłaka.
-Kopalnie oczyściliśmy miesiąc temu. A Phandalin to zapadła dziura była wtedy. Nikt tu nie zaglądał. Z samego południa, z którego oni udają, że przyleźli karawana pewnie jedzie miesiącami… To żadne dziedzictwo Przeborko. Ktoś ich tu ściągnął. I tylko czekał na to…
Joris zagryzł mocniej szczękę aż mu policzki zagrały. No po prostu wiedział, że miał wtedy rację! Ale Sildar?
- Slidar dużo wie o kopalni. Całe Phan z przyległościami to furda przy tym co ona oferuje. Może od początku działał na dwa fronty lub pracował dla nich? Bo za chętny do ratowania wuja nie był. Pewnie chcieli zgarnąć całość z kopalnią włącznie, a my im szyki pokrzyżowalim!
- Całe szczęście, że kopalnia jest własnością twojej rodziny - westchnął Shavri, wynurzając się na moment z odmętów własnych przemyśleń. - Choć jak znam życie i do tego się mogą przypieprzyć. Ale niech spróbują.
- No to ktoś ściągnął. Może ten nekromanta, co go tak szukalim. - barbarzynka wzruszyła ramionami - I co z tego? Do takich osad, gdzie interes się kręci, zawsze spływają różne ludzie, szukając łatwego zysku. Ci płacą po królewsku, prócz nadętego sposobu bycia złego nic nie zrobili, a jeszcze niemało osób z Phandalin na nich się obłowi. - pokręciła głową - Co im macie do zarzucenia właściwie? Prócz osobistych uraz o jakieś drobnostki, rzecz jasna... - kiwnęła kubkiem na Turmalinę.
- Nic nikomu nie zarzucamy. - ozwał się Joris - Ale przeca nie osiedlają się tu dla czystego wiejskiego powietrza. Tak ja Tori mówiła. O kopalnie im idzie. A pan Hallwinter... Może być przecież, że go sam Gundren do pomocy Tressendarom najął. To jednak łatwo Turmalina ustali, prawda? Aleć już na początku znać było, że ktoś tu się wzbogacić chce. Jeszcze w czasie kiedy dosłownie nikt tu się nie kręcił. Trzy osoby tedy mi krzywo wyglądały. Grista co to tę drugą karczmę prowadzi i wierzajcie mi to przykład na to jak się krasnolud skurwić potrafi. Panią Halię Thornton z cechu górniczego, co to ją poprzedni włodarze dworku Tressendarów, szuje jakich mało, nie tykali, a co to o kopalni pewno też wszystko od początku wiedziała. I… pana Hallwintera. Sildar o wszystkim z pierwszej ręki przeca wiedział. Od Gundrena. Bo to druhowie. Karku co prawda nadstawiał i ledwieśmy go z gobliniego garnka wyciągli, ale… może być, że zdradził Gundrena i tak mu się wonczas za tę zdradę odpłacili.
Wzruszył ramionami i przepił jakby zmęczony tą gdybaniną.
- Możemy zapytać. Znam świetne zaklęcie prawdomówności - To mówiąc Turmi podniosła dwa kamyczki wielkości orzechów z ziemi, jej rączka zmieniła się w gładki marmur i ta kamienna rąsia zgniotła oba "orzeszki" na miazgę.
 
Drahini jest offline