Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2018, 21:16   #201
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Stodoła Przebijki
wieczór




Gdy Shavri spakowany i po zakupach pojawił się w końcu w stodole Przebijki, byli już tam wszyscy poza Toriką. Zmęczony całym dniem tropiciel, usiadł w końcu i przebiegł po zebranych wzrokiem. Poczuł się bezpieczniej.
- Chciałbym żebyście przyglądnęli się szkicom skradzionych rzeczy. Trzewiczku, Zenobio, Turmalino. Może macie jakąś wiedzę na temat tego typu… rzeczy… - Shavri miał drobny problem z nazwaniem magicznych straszydeł, których rysunki wyciągnął zza pazuchy.
Stimy przejął od Shavriego szkice i krzywiąc się do narysowanych paskudnych gąb i wytykając im język powiedział, co wiedział.
- Nie wiem, ale ja bym się nie chwalił, że mam coś takiego… Wygląda na księgi zakazane.
- Bo ja wiem... ten wygląda trochę jak Pirytek…
- zadumała się Turmalina wskazując na rycinę z wyjątkowo paskudnym monstrum i przyjmując poważną minę - Właśnie, Piryt! Co z tym dworem? Elfisz?
Joris parsknął choć bynajmniej rozbawiony.
- Ja? Ja nie elfie, a… karkuluję. I karkuluję, że jak przez ten wypad czas stracimy to albo druid zemrze, albo nasz sokolnik głowę da.
- Jastrzębiarz
- wtrącił Shavri jakoś tak bez typowej werwy. Ziewnął w nadgarstek.
- Poza tym - ciągnął Joris. - Przeborka już tam była i powie co widziała. Po prawdzie to już by mogła nam powiedzieć…
- Zdajesz sobie sprawę że wybieraliśmy się tam po to, co chowają, a nie po to co pokazują gościom? Chyba jednak elfisz. Ale niech będzie, co ma runąć to nie spłonie, załatwimy ich po powrocie
- Jak już uratujemy Reidotha i Shavriego to cię tam nawet na barana zaniosę - myśliwy wyszczerzył się - Swoją drogą - spoważniał drapiąc się po czuprynie - Rozmawiałem dziś z Dawdem. I sobie myślę, że jakbyśmy nie odzyskali tych przedmiotów, to byłby inszy sposób co by ten bałagan naprawić… Dawd wyznał, że Omarowi te skradzione badziewie to po prawdzie zwisa trochę kalafiorem. I bardziej go boli, że twarz przed kumplami stracił… Jakby dać mu sposobność jakoś błysnąć to by odpuścił myślę…
- Zdajecie sobie sprawę, że jeżeli Omar puści choć iskierkę z paznokcia w najlichszą phandalińską szopę to przeoram jego thayańskim tyłkiem bruk przez całą długość osady? Niech da mi pretekst - złowieszczo uśmiechnęła się Turmalina. A Shavri uśmiechnął się nieco smutno pod nosem. Stanowczo ostatnie sukcesy uderzyły jej do głowy i nawet wizja bliskiej śmierci tego nie stępiła.
- A ja myślałam, że to u nas, na Północy, awantury wybuchają o byle co. - Przeborka uśmiechnęła się do krasnoludki, wyciągając się wygodniej na sianie - W górach czułabyś się jak u siebie, nawet by cię pewnie niektórzy klanbracia powstrzymywali, bo nawet jak na berserkera masz za ostry temperament! - wyszczerzyła zęby i wskazała palcem na Jorisa. - I temu powiem, co ze dworem dopiero na trakcie. Bo mamy tu gorące głowy, co by słowa nie dotrzymały, żeby nic nie robić... a ja tą noc chcę się wyspać spokojnie. Bez budzenia na pożar na przykład, albo inną bitkę z południowcami.
- Wkurzył mnie - skwitowała krótko Turmi.
- Oj wierzaj Przeborko, ale jeśli te rewelacje taką bitką grożą, to zwyczajnie zawrócimy z traktu - Joris wyraźnie ożywił się po słowach barbarzynki. - Nie taj więc i mów prędko.
Kobieta pokręciła głową z udawaną rezygnacją.
- niech wam będzie. Ale wpierw... Macie coś może na rozwiązanie języka? - zapytała ze śmiechem w głosie - Co wy tacy uparci zawsze? Postarzejecie się, namachacie mieczem dłużej, to zrozumiecie, że najlepsze co najmitę może w robocie spotkać, to nuda. I guza nie ma co szukać samemu, kiedy za niego nie płacą…
- A jest tu jeszcze co w tej butelczynie - przyznał Shavri, wyciągając się do pożyczonego z karczmy kosza. - Łapaj! - zawołał, rzucając jej wspomniane piwsko.
- Będę łaskawa i nie wyprowadzę Cię z błędu opowiadając o łupach z takiego ochotniczego szukania guza które nam w ręce wpadły - Turmi na wzmiankę o trunku odruchowo rozejrzała się za swoim bagażem, ale oczywiście już go nie miała.

Starszy myśliwy zaś pacnął się w głowę jakby o najważniejszym zapomniał i począł gmerać w sakwie podróżnej. Kolejno wyciągając je pożyczone z karczmy kubki i nabyty drogą kupna antałek.
- Nie wiem co to, ale Toblen chwalił. Zobaczymy.
- Wyciągaj mój kufelek z elektrum, spryciarzu - pogoniła go Turmi - z byle czego pite gorzej smakuje.
- Nie bojasz się, że to do jakiś obrządków, czy coś? - zaśmiał się wyciągając ten rzeczony - Proszę cię bardzo. Chętnie zobaczę jak się w słup soli obracasz.
- Krasnoludzka robota, będzie dobrze. Słup soli powiadasz… - Turmi spojrzała się złowieszczo na Jorisa - Mogę spróbować. Albo nie, Tori by mnie udusiła.
- Ten stary weteran... Sidar? Stilgar? Sildar? - wojowniczka wychyliła się, sięgając po kubek z gorzałą - Co o nim myślicie? Prawy człowiek? - spytała, spoglądając na Jorisa - Bo nie jesteśmy już jedynymi, co dla Tessendarów robią. Też się najął... albo zaraz najmie. Złoto widać bardziej do ludzi mówi, niż jakieś tam “honorowe” sprawy... - uniosła kubek, złośliwe wznosząc toast do Turmaliny.
- Pracował dla wujka, ale się nie popisał - wzruszyła ramionami geomantka, najwyraźniej wyczerpując temat ze swojej strony, po czym upiła trunku jak zwykle nie wiedząc czego się spodziewać po ludzkich wynalazkach.
- Pomaga też szkolić tutejszych ochotników w fechtunku - dodał Joris, który nieco spochmurniał - To o niego ci idzie? Z nim się zmawiają?
- Mhm. - kobieta kiwnęła głową - Czyli Omar jeszcze milicję dostanie w wianie, to wykurzenie go stąd będzie już nie takie łatwe... - zaśmiała się - Ale do rzeczy. Sildar ma ściągnąć z miasta różnych ludzi. Kamieniarzy, cieśli, zwykłych partaczy... sporo chłopa. I też jakiś mistrzów, dziwne nazwy mówili... magiczne chyba sprawy. I wszystko, co do życia i budowy potrzebne - jedzenie, kamień, takie tam. Będa dwór odnawiać, i to na bogato. - uśmiechnęła się - Tedy macie rozwiązanie zagadki, po co tam grzebią. Szykują sobie dom, po prostu; przed zimą chcą skończyć. Miejsce w karczmie się więc samo zwolni niedługo i obejdzie się bez wyrzucania kogokolwiek siłą.

Joris w odpowiedzi wychylił swój kubek duszkiem i otarł usta.
- Kurwa mać - skomentował. Shavri nawet nie skomentował, ale pomyślał dokłądnie to samo. Nie takiego sąsiada chciał w Phan.
- Rozczarowany? - Przeborka wyciągnęła kubek po kolejną dolewkę - Większość spraw na tym padole jest prosta i zwyczajna. Wszyscy chcą mieć dach nad głową, pełen brzuch i kogoś, kto w łożu ogrzeje. Ci tam… - zrobiła głową gest w kierunku dworku - Mają pomysł odnowić rodowe dziedzictwo i wygodnie żyć, bo kopalnia blisko, a więc i interes jakiś do zrobienia. Ja tak samo zamiaruję... Nie wszędzie są spiski, kłamstwa i insze mroczne gmatwania…
Joris pokręcił głową dolewając waligórzance, sobie i łypiąc kto tam jeszcze musiał nowinkę przepłukać. Shavri machnął ręką i pociągnął z drugiego przyniesionego przez siebie bukłaka.
-Kopalnie oczyściliśmy miesiąc temu. A Phandalin to zapadła dziura była wtedy. Nikt tu nie zaglądał. Z samego południa, z którego oni udają, że przyleźli karawana pewnie jedzie miesiącami… To żadne dziedzictwo Przeborko. Ktoś ich tu ściągnął. I tylko czekał na to…
Joris zagryzł mocniej szczękę aż mu policzki zagrały. No po prostu wiedział, że miał wtedy rację! Ale Sildar?
- Slidar dużo wie o kopalni. Całe Phan z przyległościami to furda przy tym co ona oferuje. Może od początku działał na dwa fronty lub pracował dla nich? Bo za chętny do ratowania wuja nie był. Pewnie chcieli zgarnąć całość z kopalnią włącznie, a my im szyki pokrzyżowalim!
- Całe szczęście, że kopalnia jest własnością twojej rodziny - westchnął Shavri, wynurzając się na moment z odmętów własnych przemyśleń. - Choć jak znam życie i do tego się mogą przypieprzyć. Ale niech spróbują.
- No to ktoś ściągnął. Może ten nekromanta, co go tak szukalim. - barbarzynka wzruszyła ramionami - I co z tego? Do takich osad, gdzie interes się kręci, zawsze spływają różne ludzie, szukając łatwego zysku. Ci płacą po królewsku, prócz nadętego sposobu bycia złego nic nie zrobili, a jeszcze niemało osób z Phandalin na nich się obłowi. - pokręciła głową - Co im macie do zarzucenia właściwie? Prócz osobistych uraz o jakieś drobnostki, rzecz jasna... - kiwnęła kubkiem na Turmalinę.
- Nic nikomu nie zarzucamy. - ozwał się Joris - Ale przeca nie osiedlają się tu dla czystego wiejskiego powietrza. Tak ja Tori mówiła. O kopalnie im idzie. A pan Hallwinter... Może być przecież, że go sam Gundren do pomocy Tressendarom najął. To jednak łatwo Turmalina ustali, prawda? Aleć już na początku znać było, że ktoś tu się wzbogacić chce. Jeszcze w czasie kiedy dosłownie nikt tu się nie kręcił. Trzy osoby tedy mi krzywo wyglądały. Grista co to tę drugą karczmę prowadzi i wierzajcie mi to przykład na to jak się krasnolud skurwić potrafi. Panią Halię Thornton z cechu górniczego, co to ją poprzedni włodarze dworku Tressendarów, szuje jakich mało, nie tykali, a co to o kopalni pewno też wszystko od początku wiedziała. I… pana Hallwintera. Sildar o wszystkim z pierwszej ręki przeca wiedział. Od Gundrena. Bo to druhowie. Karku co prawda nadstawiał i ledwieśmy go z gobliniego garnka wyciągli, ale… może być, że zdradził Gundrena i tak mu się wonczas za tę zdradę odpłacili.
Wzruszył ramionami i przepił jakby zmęczony tą gdybaniną.
- Możemy zapytać. Znam świetne zaklęcie prawdomówności - To mówiąc Turmi podniosła dwa kamyczki wielkości orzechów z ziemi, jej rączka zmieniła się w gładki marmur i ta kamienna rąsia zgniotła oba "orzeszki" na miazgę.
 
Drahini jest offline  
Stary 21-03-2018, 09:10   #202
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Shavri wzdrygnął się. Pocieszała go myśl, że razem ich drużyna powaliła nawet smoka, ale trochę się martwił, że jakikolwiek otwarty konflikt mógł się jednak odbić na mieszkańcach albo ich majątku. Poza tym to, że on chce nadstawiać karku nie oznacza, że inni też będą chcieli…- “Jesteś głupi, najemniku” - usłyszał głos ojca w myślach i pociągnął z flaszki tęgi łyk.
Z drugiej strony...
- Ten nekromanta Kost. Przyjmijmy na chwilę, że jest jakoś powiązany z przybyciem naszych zleceniodawców do Phandalin, a wasz druh Marduk uznał za stosowne go ubić… Wtedy mogłoby się okazać, że siedzimy w sakiewce niewłaściwej siły. - Shavri i tak od dawna był już co do tego przekonany. Ale bardzo ugruntowało go w tym przeświadczeniu niezbyt moralne szantażowanie całej wioski pożarem dla własnego focha.
Swoje słowa zwracał się przede wszystkim do Jorisa, jakby chciał mu powiedzieć, “widzisz, co miałem na myśli? Może się okazać, że Marduk będzie przy nas całkowicie bezpieczny”.
Wobec wizji utraty życia, osiedlenia się tu podejrzanych gości i zarazy rozszerzanej być może przez kultystów Shar, utrata nawet bardzo korzystnego zlecenia jakby traciła na wadze. Shavri był nawet skłonny prędzej doszukiwać się połączenia między magami Omara i zarazą, niż myśleć o ich złocie. Marduk mógłby im pewnie wiele wyjaśnić.
- Możemy w drodze do Neverwinter zboczyć nieco do Thundertree. Zwłoka to nieduża, a może się coś wyjaśni. - dodał na końcu.
- Ale takie jest prawo tego świata. - nie ustępowała Przeborka, najwidoczniej zachęcona stale uzupełnianym płynem na rozwiązanie języka - Silni i potężni wygrywają z biednymi i słabymi, a ludzie szukają okazji, jak tu się dorobić... Chcą interes zrobić na kopalni...? Jakby kto z nas kiedyś miał tyle złota, co Tessendarowie, o tym samym by pewno myślał. - wzruszyła ramionami - No, co najgorszego się może stać poza tym, że będzie nowy zarządca wydobycia? A my jeszcze na tym wyjdziemy dobrze, bo pierwsi żeśmy wzięli od nich robotę... - uśmiechnęła się do Sharviego, najwidoczniej starając się go pocieszyć że jest po “właściwej” stronie.
- Ha! - parsknął rozgrzany przyjemnie trunkiem Joris, choć nie z pogardą, a raczej zaczepnie - To są jakieś smutne nordlińskie bajdurzenia. Biedni i słabi? A gdzież Ty masz tu takich Przeborko? Tu w Phandalin są ludzie, których głusza, zwierz dziki i potwory jeno otaczają. Conyberry opodal? Spalone przez zbójców. Thundertree? Spopielone przez klątwę! Mają tu magów, zjawy, orków, gobliny, nekromantę, nieumarłych, smoka i demony wiedzą co jeszcze o czym nie wiemy. A mimo to mają odwagę założyć tu rodzinę, dbać o nią i wywalczyć od nieprzychylnej ziemi kawałek chleba i bezpieczne ognisko domowe. Myślisz, że twój wielki i silny Omar taką odwagę by miał? Odrzyj go z tych jego przydupasów i atłasów, a otrzymasz człeka co się cienia własnego boja. Nieeee Przeborko. Ludzie tu nijakiego włodarza nie potrzebują i sami sobą świetnie władają. A jak Omar będzie nosa zadzierać to wierzaj mi. Mam ci i ja w świątecznej koszuli trochę złota i magicznego złomu i pókim tu jest to łatwo Phandalin we włodarzowanie nie weźmie. Ot co!
Shavri spojrzał na niego, zastanawiając się, co to jest ten atłas.

- Właśnie niestety nie nordlińskie... - kobieta lekko przygarbiła się po słowach Jorisa, jakby tropiciel powiedział coś, co spowodowało że uszło z niej powietrze. Spojrzała na mężczyznę ciężko, splunęła na podłogę i powiedziała powoli, cicho i dobitnie:

- Odwaga... ciężka praca... jest w tobie krew nordlingów, Jorisie - pokręciła głową - Nic dziwnego, że dobrze pod tobą walczyć. Ale to ułuda, której Północ dała się omotać... moi bracia, wierzyli w to samo. Ja też... - rzuciła na ziemię kubek i niespodziewanie zsunęła koszulę z ramienia, pokazując zabliźnione piętno, wypaloną na jasnej skórze stylizowaną na krasnoludzką literę “S”. - Miałam odwagę. Żyłam w większej dziczy niż tu, na południu nawet potraficie sobie wyobrazić. I co? - poklepała się po bliźnie - Zostałam pokonana. Zniewolona. Siła to niestety nie hart ciała, nie hart ducha. To magia. Pieniądz. Władza. - westchnęła ciężko i nasunęła materiał znów na szerokie ramiona - Dni prostych i silnych ludzi są już dawno policzone. Tych w Phandalin też; Omar może jest pierwszy, ale będą kolejni, bogatsi, z większą liczbą sług, bieglejsi w spiskach i diabelskiej magii. Nie pokonasz ich wszystkich, choćbyś chciał... - spojrzała Jorisowi głęboko w oczy i dodała - Lepiej się z tym pogodzić, przyjąć tą prawdę i zawczasu wybrać stronę. Szkoda życia marnować... nie tylko swojego. - kiwnęła głową w kierunku centrum miasteczka i zamilkła, ze wzrokiem wbitym w podłogę, jakby sama załamała się po swoich gorzkich słowach.
 
Sayane jest offline  
Stary 21-03-2018, 22:55   #203
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
- Przebijko - zaczął Shavri, nad którym przecież wisiało widmo właśnie od strony tego silnego i potężnego. - Wiesz. Nawet jeśli Przeborka o której mówisz, faktycznie została złamana, musiała włożyć dużo pracy w to, żeby siedziała tu między nami kobieta, która tłucze ogry i zrzuca smoki z nieba. Same tylko smocze kły, które nosisz więcej mogą o Tobie powiedzieć, niż twoje piętno - stwierdził tropiciel. - Uważam to za największy honor dla mnie, że mogę walczyć z tobą ramię przy ramieniu nawet za pieniądze… Mój dziadek. Miał władzę i pieniądze, a jednak wszystko to roztrwonił, żeby pomóc ludziom przetrwać wojnę. Moje nazwisko znaczy coś dzisiaj tylko dla tych, których dosięgło jego wsparcie. Nie godzę się na obraz, który nam przedstawiłeś - pokiwał smutno głową. - Wiem, że nie jestem w stanie cię przekonać. Ale miej choć baczenie na to, że zbyt mocno cię szanuję jako człowieka i jako wojownika, żeby ci na siłę wmawiać mój punkt widzenia.

Kobieta roześmiała się niespodziewanie. Twarz jej pojaśniała, ale wesołość trwała krótko; za chwilę wielka wojowniczka znów przybrała spokojny wyraz twarzy, choć już bez śladu poprzedniego smutku. Pokręciła głową, ale w tym geście więcej było rezygnacji niż niezgody.
- Oj chłopcze. Zawsze znajdziesz słowa, żeby kogo pocieszyć, jak dobra matka swoje dziatki. - wyciągnęła rękę i klepnęła Sharviego lekko w ramię. Uśmiechnął się do niej niepewnie w odpowiedzi. - Ale nie trzeba. Nic mnie nie złamało; to była lekcja, po której stałam się silniejsza. Ciężka nauka, krwią, stalą i batem wytłumaczona, ale takie się najlepiej pamięta. Przeszłam to i nikomu jej nie życzę; ale nikt nie słucha, więc i ich... was, taka sama czeka. - wzruszyła lekko ramionami. -Widziałam to już u siebie, w klanie. I będę żałować, żeście teraz mnie nie słuchali. Ale każdy sam jest kowalem swojego losu, tak tu mówicie na równinach?
Wstała i przeciągnęła się.
- Naplotłam jak jakaś przekupka. Naprawdę to rozwiązuje języki! - uśmiechnęła się do Jorisa i jego trunku - Zostańcie, jak długo chcecie. Ja idę się zdrzemnąć, bo jutro w drogę! - podniosła kubek i postawiła go na miejscu, gdzie dotychczas siedziała, a potem dźwignęła swoje graty i ruszyła w głąb stodoły, gdzie znajdowała się prowadząca na pięterko drabina.
- I jeszcze jedno, Sharvi. - rzuciła na odchodnym - Nie jestem wojownikiem. Żyję tylko z miecza, bo nic innego nie umiem robić. - kiwnęła mu ręką na pożegnanie i po chwili zniknęła na stryszku.
Joris odprowadził waligórzankę wzrokiem na szczyt drabiny po czym westchnął zasmucony jej słowami.
- Dobranoc dzielna Przeborko - rzucił za nią trochę nostalgicznie czemu sprzyjał alkohol i również wstał - Na mnie też już...
Chciał dokończyć, ale ze stryszku zaczęła ich dobiegać stukot podskoków i wcale wesoła piosenka. A za chwilę jakies stłumiona przekleństwo i stukot rzucanych o podłogę trepków.


Niziołek przez cały tok rozmowy słuchał grzecznie, a czasem coś kalkulował w myślach. Cały czas jednak pozostawał cichy, jak nie on. Jednak w końcu musiało się to zmienić. Najpierw szepnął coś na ucho Shavriemu, potem zaczął mówić głośniej i do wszystkich.
- Anthindol był liczem - powiedział, zaczynając wyliczać na palcach - Ten czarodziej, którego znaleźliście przy studni był nekromantą, choroba trawi wszystko co żywe i wydaje się wam, że jest związane z magią - stawiałbym na nekromancję właśnie. Zastanawia mnie tylko dlaczego Bowgentle, który uważany był za dobrego człowieka, według podań Volo zadawał się z Anthindolem. W dodatku oboje zniknęli, praktycznie w tym samym miejscu, choć nie wiem jak z czasem. Jest w księdze trochę nieścisłości. Bowgentle zaś był widywany wtedy ponoć w różnych miejscach, prawie że naraz. Dwa podobne znaki. Jeden w studni, drugi w kopalni… Nawet jeśli ich nie znam to logika podpowiada mi dwie możliwości. Portale teleportacyjne, albo wierzchołki trójkąta magicznego. Brakuje nam wtedy jednego wierzchołka. Dlatego stawiam na portale, ale może warto spojrzeć na mapę... może odgadniemy jakiś wzór, podobno zaraza nie wykracza poza las Neverwinter. Źródło pewnie będzie w samym środeczku tego obszaru! Aura magii najczęściej przybiera kształt kopuły!
Shavri zmarszczył czoło. Ostatnio robił to bardzo często.
- Środek tedy przypadałby w górach - stwierdził z zaskoczeniem, bo to by pasowało do magicznej kopalni. - I tak tam musimy w którymś momencie się udać, ale niestety nie teraz. Nam obu zwłaszcza pilno do Neverwinter, Trzewiczku.
- Tak, tak! Pod warunkiem, że zaraza obejmuje także obszary lasu dalej wysunięte na północ. To nawet trochę po drodze, a w Neverwinter zbierzemy więcej informacji. Jak znajdziecie mapę, chciałbym się jej przyjrzeć - ucieszył się niziołek i z zadowoleniem znów zaczął słuchać innych.

To był kolejny raz gdy Joris żałował, że Rika jednak nie przyszła. To co mówił Trzewik napewno ogarnęłaby lepiej niż myśliwy. Bardzo się jednak starał dokładnie zrozumieć powiązanie między Bowgentlem, a zarazą i chyba się z nim zgadzał. Za dużo w okolicy dziwnych przypadków, by nic ich ze sobą nie wiązało.
- Tedy… - zaczal ostrozne podsumowanie - Neverwinter, Thundertree i potem kopalnia.
Nabrał powietrza i zaśmiał się.
No nie mogę się doczekać Waszych min jak usłyszycie kopalnię.
Po czym nalał wszystkim po jeszcze jednej kolejce z rozczarowaniem osiągając dno gąsiorka.
- Thundertree, Neverwinter i potem kopalnia - sprostował Shavri, ale zaraz złowił spojrzenie Trzewiczka i szybko dodał: - A nie! Masz rację, Jorisie. Najpierw Neverwinter!
Swoim czasem mógł szafować do woli, ale tu i o zdrowie niziołka szło.

Oczywiście istniała szansa, że trzeci wierzchołek wspomnianego trójkąta będzie się znajdował nad dwoma pozostałymi, a nie pod. Ale resztki kultu, odkryte w kopalni, o których tu dziś usłyszał, kazały mu sądzić, że ma racje.
Póki byli jeszcze trzeźwi wyciągnął 200 sztuk złota od Omara by podzielić je między najemników. To, że nie miał ochoty wykonać zlecenia nie przeszkadzało mu najwyraźniej skorzystać z pobranej zaliczki. Bez Marva najęci zostali on, Przeborka i Zenobia, lecz Traffo - sobie tylko znaną logiką - zasugerował dodanie do zlecenia również Jorisa. Czemu chciał mu płacić za wytropienie i zabicie ex-towarzysza, którego Joris znajdywać i zabijać nie chciał? To wiedział tylko Shavri. Tropiciel jednak zdaje się przemyślał sprawę gruntowniej, nim podszedł do starszego kolegi.
- To już od dawna nie jest wyprawa tylko w jednym celu i już dawno nie chodzi tylko o zlecenie od Omara. Wylądowaliśmy w tej kabale razem. Zrozumiem, jeśli ich nie zechcesz, sam się zastanawiam. Ale z tych pieniędzy można zrobić coś dobrego. I masz moje słowo, że jeśli faktycznie wyżyje tę przygodę do końca, znajdzie sposób, żeby w taki, czy inny sposób podziękować wszystkim towarzyszom ich wyprawy. Mimo że pędzą nas razem nasze osobiste sprawy, to po drodze będziemy mogli sobie nawzajem pomagać.
- Zachowaj złoto Shavri - stwierdził Joris jakoś po trochu mile zaskoczony gestem, a po części zakłopotany. Niby wiedział, że go z Marvem wkręcili do współpracy w poszukiwaniu Kosta. Ale nie czuł żadnej swojej zasługi w tym o do tej pory zdziałali. A już na pewno nie był przekonany co do kontynuacji. Ale też przez to nie mógł się pozbyć wrażenia, że ktoś po prostu daje mu pieniądze za nic. A to zdarzało się niezmiernie rzadko. Zbył niechciane uczucie machnięciem ręki - A jak dług jaki czujesz, to w Neverwinter mi możesz piwo postawić. Nie obrażę się.
Shavri kiwnął głową. I schował pieniądze. Z doświadczenia wiedział, że one prędzej czy później zawsze są potrzebne, więc dobrze je mieć. Zanotował sobie w pamięci, żeby zarówno dla Jorisa, jak i Toriki zawsze mieć otwartą kieszeń, gdyby tego potrzebowali. Tymczasem dla podpiętych pod konkrakt z Omarem miał po 50 złotych monet zaliczki.



Gdy reszta towarzystwa się wykruszyła Stimy wziął Shavriego na stronę.
- Wszystko w porządku? Od południa jesteś strasznie milczący - zauważył Shavri. - Jeśli gorzej się czujesz, możemy poszukać czegoś na ból.
Trzewiczek pokręcił głową przecząco, a zrobił to na tyle energicznie, że wykluczył tym jakiekolwiek osłabienie.
- Mówiłem już, że Hin są bardziej wytrwałe na trucizny. Myślałem tylko! Raczej nic mi nie będzie, co innego z tobą, ale nie martw się. Byliście u burmistrza?
- Gadać z nim, czy w lochu? Byliśmy w lochu. Nic z tego nie będzie. Joris chce draba do Neverwinter zaciągnać pod sąd. Tylko chyba go najpierw będę musiał wyszczotkować, bo capi nieprzecietnie. To mi coś przypomina. Będziemy jutro szli po niego, to mogę zabrać z kufra twoją księgę.
Poruszało go to, jak niziołek już drugi raz mówi mu, żeby się nie martwił. To było więcej niż miłe, bo Shavri nie miała pojęcia, jakie sztuczki miał w rękawie Trzewiczek. Choć ciężko było mu uwierzyć, że może być dobrze.

Stimy drgnął na wieść o książce, ale nie tak bardzo jak powinien drgnąć złodziej na wieść, że ktoś chce jego kryjówkę nakryć. Niziołek tak sobie rozumował, że w zasadzie mało kto z ich drużyny lubił Tressendarów. Chyba tylko Przeborka. On sam ich nie lubił, bo go z dworu wykurzyli, a poza tym śmierdzieli mu złą magią. Zwłaszcza teraz, gdy wiedział, że jedna z ksiąg jest napisana w piekielnym. No… a skoro nikt ich nie lubił, to może mu ujść płazem kradzież książek, a w dodatku będzie mógł dowiedzieć się co w nich jest!
- Pójdziemy tam razem, ale tylko we dwoje, nikt więcej - szeptnął Trzewiczek i z radości klasnął w dłonie.
- Yyyy… - przepraszam cie, a co chcesz tam ze mną robić? Albo z brańcem?
- Chodzi o księgi, chcę coś ci pokazać, ale ciii… - Stimy przyłożył wskazujący palec do ust sycząc charakterystycznie. - Myślę… mam pewność że w grę wchodzą magiczne portale!
Shavri zerkał na niziołka jeszcze przez chwilę. Nie wiedział, czy ten żartuje, czy mówi poważnie, czy może ma to jakiś zwiazek z chorobą, himem, czy czymkolwiek innym. Nie znał się wprawdzie na magicznych portalach. Był tam dzisiaj i niczego niezwykłego - poza pokaźną ilością smrodu - nie zauważył. Ale skoro i tak schodzą tam rano z Jorisem, niech i Trzewiczek idzie, skoro chce i tak go to cieszy. Jedna rzecz tylko spokoju tropicielowi nie dawała.
- Dlaczego chcesz tam zejść tylko ze mną? Joris nie może z nami iść?
- Nie ufam mu, tak jak tobie.
- Stimy wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste, brakowało tylko prychnięcia. Shavri ze zdumieniem pomyślał dokładnie to samo, tylko odwrotnie. Nie ufał Trzewiczkowi tak, jak ufał Jorisowi. Dopiero po chwili w pełni zdał sobie sprawę z tego, co powiedział mu niziołek. Zrobiło mu się więc jednocześnie bardzo miło i głupio. Odchrząknął lekko speszony.
- Ja za to ufam mu całkowicie - stwierdził. - Och, no daj spokój. To Joris. Nasz Joris.
W zasadzie Stimy musiał przyznać trochę Shavriemu rację. Dopiero co miniona rozmowa z nimi wszystkimi pokazała, że Joris nie zamierza odpuścić Tressendarom, jeśli faktycznie coś knują.
- No dobra… ale nikt więcej!
- Ha!
- roześmiał się uspokojony Shavri. - Wątpię, żebyś znalazł chętnych nawet, gdybyś w złocie płacił.

Stimy pokręcił nosem na wspomnienie zapachów z loszka.
- Tak w zasadzie… nie chciałbyś może kupić u mnie jakiegoś magicznego przedmiotu na zamówienie? Zarobiliście trochę ostatnio, może mógłbym się na coś przydać?
- Potrafisz zrobić łuk, który nie chybia? - zapytał Shavri dając uciec myślom od nieciekawej przyszłości. Chociaż tak naprawdę to chciał zapytać o coś, co utrzymałoby jego łeb na karku po następnym spotkaniu z Omarem.
Trzewiczek podrapał się po głowie.
- Pomyślę, przejrzę moje notatki. O jak cennych przedmiotach mówimy?
- Niestety nie mogę wydać na to więcej póki co niż 200 sztuk złota, ale jeśli wszyscy wyżyjemy tę przygodę do końca, czuję, że stan kiesy i rodzaj zamówień znacznie się poprawią
- przyznał Shavri, życzliwie patrząc na niziołka.
Trzewiczek złapał się pod brodę trwając w zastanowieniu.
- Obawiam się, że za tyle to możemy pomyśleć co najwyżej o zwojach, olejach, miksturach lub infuzjach…

Nie było to coś, co satysfakcjonowałoby na dłuższą metę tropicela, zwłaszcza gdy Stimy wyjaśnił mu działanie i różnicę pomiędzy poszczególnymi utensyliami.
W końcu jednak Shavri wśród oferty Trzewiczka znalazł jednak coś dla siebie. Worek, który co rano sam napełniał się racjami podróżniczymi oraz wieczną pochodnię.
- Powiedz mi, czy ten worek wypełnia się jakimś konkretnym jedzeniem, czy w zależności od potrzeb? Chodzi mi o to, czy moja klacz też znalazłaby w nim coś dla siebie? No i ile to wszystko kosztuje?
- Dla klaczy mógłbym sporządzić osobny przedmiot
- Stimy pokręcił nosem - konie duuużo jedzą i nie to samo co ludzie, to będzie trochę trudniejsze.
Shavri, w którego domu za jego życia zwierzęta gospodarskie zawsze jadły lepiej od ludzi, kiwnął głową.
- Wezmę na początek ten worek z racjami i wieczną pochodnię. Na razie i tak chyba nie będzie mnie stać na nic więcej. Ale kto wie, jak się ułoży, pomyśl proszę nad tym magicznym paśnikiem dla mojej Mirry
. - Shavri sięgnął po swoją sakiewkę i skrupulatnie wyliczoną kwotę przekazał niziołkowi. - Dziś już zrobiłem zakupy na drogę, więc spokojnie możesz pracować bez pośpiechu. Mam co jeść.
Stimy z niejakim niedowierzaniem spojrzał na gotówkę Shavriego. Trochę nie rozumiał jak można tak bez pokrycia dać całą sumę i to na dwa magiczne przedmioty na raz!
- Najpierw jeden przedmiot, zachowaj to na potem - Stimy odliczył kwotę potrzebną na samouzupełniający się worek z podróżnymi racjami. Pod koniec z niejakim wahaniem odłożył jeszcze piętnaście monet i uśmiechnął się do człowieka. - To zniżka dla pierwszego klienta w Phandalin!
- Jesteś pewny? Nie chciałbym, żebyś był stratny, gdyby coś mi się stało nim skończysz.
- Jak zabiorę się za drugi przedmiot to zapłacisz za drugi
- Stimy wzruszył ramionami - ...a tak to jeszcze zgubię, albo ktoś mnie okradnie…
- No tak, złodziei nie brak w okolicy…
- westchnął tropiciel, chowając pieniądze.

Niziołka bardzo rozśmieszyły ostatnie słowa mężczyzny, ale nie chciał powiedzieć dlaczego. Śmiał się tak wesoło i zabawnie, że aż serce rosło.
Shavri, choć nie miał pojęcia z czego, zaczął się śmiać razem z nim.
Pogwarzyli jeszcze chwilę i wrócili do reszty.
Shavri rozłożył swoje posłanie na starym sianie i przez chwile nasłuchiwał cichnącej krzątaniny. Nie mieściło mu się w głowie jak długi i obfitujący w zdarzenia był to dzień. W ciemności poczuł naraz jak wraz z ciepłem od posłania wypełnia go spokój. Nie jedzie sam do Neverwinter. Jadą tam całą grupą. A Marv zabezpiecza karawanę Pani Leny. Wszystko będzie dobrze. Znajdą lekarstwo na przypadłość Trzewika i dowiedzą się czegoś o kultystach, lusterku, które muszą odnaleźć, a także o tym, jak zwalczyć zarazę i jakie ziółko z Omara i dlaczego słynny Marduk zrobił to, co zrobił. Shavri doszedł do wniosku, że chętnie go pozna. Chętnie też zobaczy, co słychać u Orlina, ale to akurat będzie musiało poczekać.
~ Wszystko w swoim czasie ~ pomyślał i ziewnął. ~ Jeden problem na raz…
Zaczął w myślach dziękować Sune za pomyślny koniec dnia, ale zdaje się, że w połowie tej dziękczynnej modlitwy spłynął na niego sen. Kojąc ostatecznie ból głowy i nerwy.
Coś jednak z nich zostało w głowie tropiciela, bo przyśniło mu się, jak staje do walki z Kurmaliną wielką jak młody smok, którego ubili, uzbrojony jedynie w swoje puste dłonie. Kura ziała ogniem i przepowiadała straszną przyszłość swoim w pełni zrozumiałym gdakaniem. Szczęśliwie jednak koszmar przeszedł w inne nocne mary i Shavri przestał się wiercić na posłaniu.
Noc wypełniła się cykaniem świerszczy i szemraniem lekkiego wiatru w czubkach koron drzew. W lesie, za wsią wilki obwieściły Nocnej Śpiewaczce tryumf swojego polowania dziękczynną pieśnią tyleż piękną, co upiorną.

 
Drahini jest offline  
Stary 22-03-2018, 09:29   #204
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
2 Marpenoth, poranek


Poranek przywitał najemników nieco lepszą pogodą niż dnia poprzedniego, choć kotłujące się na południu i zachodzie chmury niosły zapowiedź intensywnych opadów deszczu. Awanturnicy powoli zwlekali się z łóżek i legowisk, mniej lub bardziej energicznie zbierając do nadchodzącej podróży.

Najwcześniej zerwał się Joris. Jeśli chciał pogadać z mieszkańcami strzechy nad stonehillową stajnią to musiał wstać zanim na dobre zacznie się tam ruch. Mimo to minął już kilka osób, które śpieszyły do pracy. Gdy minęło święto plonów zima mogła uderzyć lada dzień; tropiciel rozumiał to aż za dobrze. Z domostwa Garaele dosłyszał gniewne gdakanie Kurmaliny - niechybny znak, że i Tori wkrótce wstanie.

Niewiele później wstał Shavri z Trzewiczkiem. Tropiciel czuł się o niebo lepiej niż wczoraj - mimo koszmarów odespał nerwy, a i trucizna ze Studni działała coraz słabiej.
Podczas gdy niziołek pobiegł ochlapać się w daranowej studni i przywitać z gospodarzem Shavri rozwinął przygotowane przez zleceniodawcę zwoje z poszukiwanymi przedmiotami. Na księgi aż strach było patrzeć i szybko odłożył ryciny na bok. Tubus ze zwojem był dość charakterystyczny, ale liczył się zwój w środku. Tubę można było wyrzucić, albo sprzedać. Najdłużej przyglądał się biżuterii. Pierścień Hamuna Kosta, nekromanty był całkiem niczego sobie, choć wyglądał na niewygodny. Grawer zapewne sugerował do czego ma służyć… Z drugiej strony magiczne przedioty nie zawsze miały oczywiste działanie. Diadem był piękny i Traffo od razu wyobraził sobie w nim Lorelai, ślepą śpiewaczkę i służkę - czy też niewolnicę - południowców. Był jednak pewien, że błyskotka nie należała do niej.
Kolejny zwój zawierał starannie wykaligrafowany opis efektów spowodowanych przez pułapki nałożone na rzeczy Omara. Klątwa powodująca osłabienie, a w efekcie zgon; częściowa lub całkowita blokada zdolności magicznych (jeśli podmiot takowe posiadał), zamiana istoty w kamień (tą można było od razy wykluczyć, jako że złodziej uciekł z dobrami) oraz klątwa przywolująca strażnika gdy ktoś spróbuje użyć skradzionych przedmiotów. Traffo przypuszczał, że zabezpieczenia odzwierciedlały charakter właściciela. Najwyraźniej Omar wolał delektować się zemstą niż zabić delikwenta od razu. I dlatego teraz musieli latać po świecie szukając skradzionych przedmiotów…
Shavri westchnął, zwinął pergaminy i poszedł szukać Trzewiczka.

Na lenistwo mogły sobie pozwolić tylko Zenobia z Przeborką - reszta musiała jeszcze uzupełnić zapasy i załatwić ostatnie sprawy z mieszkańcami Phandalin. Zakupów potrzebowała zwłaszcza Turmalina, która przecież w zasadzce straciła niemal cały majątek. Wszyscy czuli przez skórę, że gderania będzie z tego co niemiara.

A potem - co koń wyskoczy do Neverwinter!

Tylko trzeba było jeszcze namówić Torikhę na konną jazdę…




Trakt do Neverwinter
2-4 Marpenoth

Podróż do Neverwinter przebiegła zaskakująco… niespokojnie. Pomijając psującą się pogodę i spory ruch na drodze, jeszcze przed wjechaniem na trakt łączący Waterdeep i Neverwinter drużynę zaskoczył atak sowoniedźwiedzia. “Zaskoczył" to zbyt dużo powiedziane - szarżującą bestię było słychać już z daleka. Wobec połączonych sił Przeborki i strzelców nie stanowiła ona zbytniego wyzwania, a Joris cieszył się nawet,że padło na nich, a nie na phandalińskich drwali. Bo że wściekła bestia dobiegłaby aż do osady tego był pewien, zwłaszcza gdy znalazł na niej ślad tej samej choroby, która trawiła ogra.

Kolejną przykrą niespodziankę zaliczyli przy pierwszym wieczornym popasie, gdy z nadmorskich wzgórz niewprawnie podkradła się do nich banda dziewięciu goblinów. Wychudzone istoty były najwyraźniej wystarczająco zdesperowane by zaatakować dużą grupę podróżnych, ale nie dość zdeterminowane by utrzymać szturm. Po stracie trzech czy czterech kompanów (w tym jednego spektakularnie zmiażdżonego turmalinowym czarem) z wrzaskiem uciekły na zachód. Pozostawione na darni trupy nie miały przy sobie nic ciekawego; brudne i zapchlone, aż obrzydzenie brało tykać.

Te zaskakujące spotkania na spokojnym ostatnio trakcie zważyły drużynie humor. Jednak widok, jaki ukazał się im wczesnym popołudniem trzeciego dnia podróży wynagradzał trud.

Neverwinter. Klejnot Północy.

[media]http://pro.bols.netdna-cdn.com/wp-content/uploads/2017/05/Neverwinter-Cityscape.jpeg[/media]

Wciśnięte w nadmorskie klify miasto nawet z daleka przytłaczało ogromem. Liczba domów i wielkość budowli wymykały się małomiasteczkowym standardom. Jedynie Stimy na ten widok raźno przyśpieszył kroku; reszta - a zwłaszcza Przeborka - zaczęła powątpiewać, że będą tu wstanie znaleźć kogokolwiek czy cokolwiek.

Do deadline'u Shavriego pozostało 7 dni...


 
Sayane jest offline  
Stary 22-03-2018, 15:45   #205
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Jeszcze przed brzaskiem, Joris wygrzebał się ze swojego pokrytego rosą śpiwora. Wiedział, że czeka ich dziś podróż, ale miał jeszcze jedną rzecz do załatwienia. A zależało mu na tym by Phandalin było choć w dużej mierze pogrążone jeszcze we śnie. Sprawnie więc spakował swój skromny dobytek i opuścił zalążek tego co przed zimą winno zacząć stawać się domkiem Toriki.

Humor miał zupełnie niezły, a głowa mu nie ciążyła po wczorajszym wieczorze, który naprawdę tylko trochę się przeciągnął. Jak łatwo się było domyślić, nie ustalili wczoraj nic konkretnego. Wieść o porachunkach Sildara z Tressendarami, owszem była ważna, ale nie bardziej od zarazy i głowy Shavriego. Hallwinter musiał więc poczekać. A tymczasem… Tymczasem Joris przygotował się na małą pogawędkę.
- Oj to tylko mysza - mruknął rozbawiony do Rudej. Nie żeby rozumiał jej popiskiwania, ale jakoś zdawało mu się instynktownie, że wie jak interpretować dzisiejsze zachowanie wiewiórki - Nic mnie z nią nie łączy. Tak. Wiem, że jest głupia. Tak. Napewno ma wszy. Tak. Orzechy w większości są dla ciebie, a te kilka to tylko dla czaru. Choć nie rozumiem po co Ci one, skoro do zimy daleko, a i tak wszystkich nie przejesz. Nie. Nie jesteś tłusta i niezgrabna…
Zaśmiał się i kucnął zoczywszy nieopodal kępkę polnych kwiatów.

***

Znalazłszy się ponownie na poddaszu stajni, myśliwy wyciągnął z kieszeni kilka zerwanych nieopodal orzechów laskowych. Położył je na podłodze i klęknął obok. Ruda prychnęła coś pogardliwie i zbiegła na dół do Tressendarowych koni, które zapewne były bardziej zajmującym towarzystwem od jakiejś głupiej myszy. Joris zaś zamknął oczy i zaczął cicho pogwizdywać wesołą melodię. Słońce jeszcze nie wstało, choć niebo jaśniało wpuszczając przez wrota stajni swoje czerwonawe światło. Mrok jednak był na poddaszu obecny i melodia wdzięcznie się po nim rozpływała, nasycając powietrze delikatnym czarem, który wpadł w gęstą strzechę. Przez chwilę nie działo się zupełnie nic, jednak po chwili coś zaszemrzało u powały, z której zleciała odrobina kurzu. Joris zobaczył najpierw malutki nos, a potem czarne oczy. Nieświadoma dlaczego to robi, mysz podeszła do zanęty i spojrzała pytająco na człowieka.
- Działa - szepnął Joris uśmiechając się do siebie. Po czym wygwizdał kolejną melodyjkę ściskając w dłoni medialonik. Gdy skończył, mysz nadal czekała - Cześć mała. Był tu może jakiś człowiek u ciebie ostatnio?
- Nie! Cała noc nikt tylko gacek!
- A poprzedniej nocy? Ludzkie szczenięta tu przychodzą… były ostatnio?
- Nie!
- A na dachu może? Ktoś chodził po strzesze? -
dłonią wskazał słomę okrywającą powałę.
- Ludzkie szczenię na dachu! - mysz popiskując pokiwała pyszczkiem.
Joris zamyślił się. Musiał się śpieszyć. Wiedział już, że czar szybko się kończy. Tylko co takiego w człowieku może być zauważalne dla myszy??? Chłopaki biegali na bosaka...
- Bose szczenię?
Mysz spojrzała na niego bez zrozumienia na co Joris zdjął buta i pokazawszy stopę powiedział “bose”. Pokazawszy zaś drugą na której był but: “niebose”.
- Niebose - Pisnęła mysz, która najwyraźniej brała wcześniej buty za rodzaj futra. Nie dziwota… Dla zwierząt ubranie to… Zaraz! Futro!
- Jakie miało futro? - zapytał z nadzieją na opis. Nadzieja oczywiście zawiodła.
- Ludzkie! - No tak. A czego się spodziewał? O pelerynę, czy spodnie nie było szans się dopytać…
- A na głowie? Bose? Niebose?
- Niebose!

No to już było coś konkretniejszego… Może jakby tu trochę z tą myszą posiedział to by dało się dogadać. Ale czas naglił…
- A czym pachniało?
Mysz skrzywiła się w odpowiedzi.
- Niejedzeniem! I kurą!
- Kurą?!

Tym razem z mysiego pyszczka dobiegło już tylko popiskiwanie. Do licha… Drugi z czarów rozpłynął się w powietrzu i dziś już nic więcej nie będzie się w stanie dowiedzieć. Zastanowił się.
Włamywacz był więc niedużym jegomościem skoro mysz nie odróżniła go od dzieciaków Toblena.
Włamywacz był obuty. To też dziaciaki wykluczało
Włamywacz był ubrany… To akurat nie pomagało.
Włamywacz nosił nakrycie głowy. Hmmmm….
Włamywacz pachniał niejadalnie. I pachniał kurą…
Kie licho???!
Mysz przyglądając się jorisowej burzy mózgu nadal czekała. I myśliwy wiedział nawet dlaczego. Powoli zbliżył dłoń i wziął na nią ufne zwierzątko.

Na kapłankę po słabo przespanej nocy, czekała niespodzianka. Nie za duża. I bynajmniej okazała. Nawet można było rzec, że szara i drobna. Czekała na nocnym stoliku przy posłaniu kapłanki, poruszając wąsikami i wciągając bujną gamę zapachów jakie panowały w domu kapłanki. Rozeźlone gdakanie Kurmaliny potwierdzało zresztą, że do domu siostry Garaele zawitał intruz.
Mysz spojrzała na półelfkę i zbliżyła się ślepiąc oczkami wyczekująco. Obwiązana była zieloną łodyżką, za którą zaczepiono biały polny kwiatek wonnej przytulii.

***

Zakończywszy co miał do zrobienia, poszedł jeszcze do otwierającego właśnie sklep Barthena po uzupełnienie zapasów żywności i obroku na cztery dni. Sprawił też sobie nową koszulę i nowe spodnie, bo obecne mogły co najwyżej aspirować o miano podróżno-proszalnych. A także po chwili głębszego namysłu jedną elegancką przeszytą barwną krajką, w której wzorze domyślał się ręki pani Alderleaf. Po kolejnej chwili namysłu zostawił ją sobie na wejście do Neverwinter. Opuszczał je co prawda jak ostatni dziad, ale wracać mógł już jak panisko. Dokupił też strzał do pełnych dwudziestu i cztery bukłaki oliwy. Potem umył się przy studni, przyprowadził Panicza na główny plac przed stajnię Toblena i przywiązawszy go, ruszył do ratusza gdzie spotkał po drodze Shavriego i… Trzewiczka?

- Dobry dzionek panowie! - Zawołał wesoło myśliwy na widok dwójki kompanów - Jak dumasz Shavri? Powie nam Szaruś co ciekawego?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 22-03-2018, 19:53   #206
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
- Riharrrr? - zapytał młodszy tropiciel, kończąc ziewnięcie. - Sune, nie mam pojęcia, ale muszę draba umyć jakoś, coby nas kurwica od smrodu nie wzięła w drodze.
Postawił na ziemi dwa wiadra gorącej wody, które zdobył w budzącej się kuchni śpiącej jeszcze karczmy i wolnymi rękami potarł twarz, żeby się obudzić. Obok tropiciela jak zwykle dziarsko kroczył Stimy.
- Zwiążemy go jakoś, czy coś…? - zapytał Shavri, drapiąc się po łokciu. Słońce jeszcze nie wstało, choć pierwsze koguty już je zapowiadały, a mieszkańcy Phandalin zbierali się powoli do swoich obowiązków. Niebo na wschodzie było wciąż zaledwie tylko nieco bardziej fioletowe i mniej rozgwieżdżone nad horyzontem od całej reszty atramentowego firmamentu.

- O by cię chudy byk Shavri - Joris zagwizdał z podziwem patrząc na parujące wiadra - Nie pamiętam kiedy sam się w ciepłej myłem…

- Na pewno się będzie wypłosz szarpał. A ja nie mam ochoty się chlapać w lodowatej wodzie o tej porze…

Joris kiwnął głową po czym spojrzał na Stimiego trochę zdziwiony chyba obecnością niziołka, którego raczej kojarzył z późnym śniadaniem, podkurkiem i szeroko pojętym próżniactwem.
- Chyba nie ma co go wiązać - Potrząsnął ramieniem, na którym tradycyjnie zawieszony był długi łuk o pięknie wygiętym łęczysku - No ja bym na jego miejscu nawet nie próbował.

Shavri z zawodowym szacunkiem spojrzał na łęczysko: - Ja w sumie też… Mam jakieś szmaty dla niego też. - Tropiciel wskazał z kolei łach przewieszony przez jego ramie. Z początku mogło się zdawać, że tym zamierzał szorować jeńca, ale najwyraźniej nie. - Może będzie tak miły, że sam się umyje i oszczędzi mi moczenia się. Nic to, schodzimy? - zapytał, nie dodając, w jakim celu schodzi z nimi niziołek. Nie chciał wdawać się w za dużo szczegółów na wolnym powietrzu, kiedy Trzewiczkowi najwyraźniej zależało na dyskrecji.

Myśliwy przez chwilę przyglądał się niziołkowi nadal ni to zdziwiony ni to skonsternowany. Minę miał jak ktoś kto kogoś poznaje, choć nie ma pojęcia skąd go zna. Co było tym bardziej dziwne, że jeszcze wieczorem w stodole całkiem długo indagował Trzewiczka o różne przedmioty magiczne, czy byłby w stanie je zrobić i czy Joris mógłby ich używać. Pokręcił jednak głową, na znak, że nic to i ruszył za Shavrim.

Ten ostatni, korzystając z tego, że wszyscy trzej znaleźli się przed wejściem do wąskiej klatki schodowej, cicho, ale wciąż również na użytek Trzewiczka, wyjaśnił starszemu tropicielowi:
- Trzewik chce na drogę te księgę, o którą cię wczoraj pytałem, czy by nam ją burmistrz pożyczył. Ale też zdaje się, że ma nam do pokazania coś ważnego. Nie wiem, co to, ale lepiej nie okazywać zdumienia przed Riharem. No chyba, że coś wybuchnie albo ze ściany wylezie smok. Wówczas nieco trudniej będzie nam zachować pozory - dodał wesoło i zanim pchnął drzwi, Trzewiczek poprosił ich by się nachylili, rozejrzał się i wyszeptał na uszy.

- Chodzi o książki w piwnicy - potwierdził słowa człowieka, zaraz jednak doprecyzował - te dwie, których szukaliśmy. Jest tam coś o portalach… takich niezbyt dobrych. Chcę je przeczytać z czyjąś pomocą w Neverwinter. - Stimy odsunął się i kiwając wolno głową rzekł z pełną powagą - Pamiętacie co mówiłem wczoraj? To może być niezwykle, niezwykle ważne. Tressendarzy niemal na pewno coś knują.

Shavri w ogóle nie zrozumiał, o jakie księgi chodzi w pierwszej chwili. A ponieważ myśl była zbyt dzika, żeby ją wypowiedzieć, postanowił ograniczyć się do zejścia do lochu i zobaczenia na własne oczy.
Joris zaś wyraźnie chciał o coś jeszcze zapytać, ale drzwi do piwnic otworzyły się.

Mimo że więzień stracił zapewne trochę poczucie czasu po tylu dniach w ciemnicy, to widać było, że wyczekuje ich niecierpliwie. Wydawało się nawet, że próbował jakoś ogarnąć swój wygląd, co - wobec braku wody czy świeżych ubrań - dało mizerny efekt. Przesunął niechętnym spojrzeniem po Shavrim, a Trzewiczka zignorował, skupiając się na Jorisie, któremu powiedział nawet “Dzień dobry”. Zadziwiające co z człowiekiem może zrobić odrobina uprzejmości… albo jedzenia i picia.

- Mamy ciepłą wodę i jakieś rzeczy na przebranie. I trochę jedzenia na śniadanie. Będziesz grzeczny? - zapytał Traffo, schodząc ze schodów.

Jeniec zmełł w ustach jakieś przekleństwo i skinął głową. Myśliwy również odpowiedział uprzejmym “dzień dobry” i gdy więzień potwierdził kooperację, zabrał się za otwieranie krat. Szło mu to jednak powoli gdyż cały czas zerkał to na Trzewika, to znów na Shavriego. Aż w końcu zębate kółka jego umysłu zazgrzytały i wpadły na właściwe pozycje.
- Oż by cię… - szepnął i sam nie wiedział, czy poczuł ulgę, rozczarowanie, złość, czy radość. Ręką z kluczem mu jednak znieruchomiała gdy tropiciel ruszył potwierdzić to co właściwie potwierdzenia już nie wymagało.

Shavri poczekał na odpowiedź i ruszył do kufra, stojącego pod ścianą. Wyglądał niewinnie i normalnie i zwyczajnie. Kufer, nie Shavri.
- Mogę go otworzyć czy obłożyłeś go jakąś pułapką? - zapytał cicho Trzewika, kucając przy skrzyni.
Stimy pokiwał twierdząco.

- Atakuje nos.

- Jak wszystko tutaj - westchnął tropiciel, podał niziołkowi pochodnie, spojrzał na Jorisa i otworzył kufer. Przez chwilę przyglądał się jego zawartości, poruszył kilkoma rzeczami, chrząknął, znów spojrzał na Jorisa, który zamarł w wyczekiwaniu, i zamknął kufer.
- Chyba musimy pogadać. - stwierdził, gdy w końcu spojrzał na Trzewiczka. - Może jeszcze na chwilę na zewnątrz?- zaproponował dziwnie chrapliwym głosem.

- Chciałbym zabrać kilka ksiąg w drogę, żeby je przeczytać i zrozumieć. - odpowiedział przestępując z nogi na nogę. - idźcie jak już nie możecie wytrzymać. - dodał smutno.

- Nie, poczekaj. Nie o to mi chodziło. Nie chcę, żeby ten tu mnie słyszał - Shavri wskazał roztargniony nieco za siebie. - Powiedz mi, jak one się tu znalazły? Skąd o nich wiesz?

Stimy wzruszył ramionami i przysiadł na zamkniętej skrzyni.
- On? Mówiliście przecież że i tak już nie żyje, chyba że powie co wie i nam pomoże z zarazą… - Trzewiczek wypowiadając te słowa celowo nie patrzył na więźnia. -...a on nie chce pomóc. Poza tym co niby chcesz przed nim ukrywać? ...że martwi nas zaraza i że nie ufamy południowcom? Hu,hu?

Joris pokręcił głową i wyglądał jednak na bardziej rozbawionego niż rozeźlonego.
- Niezły z ciebie numer Trzewiku - zaśmiał się, ale zaraz spoważniał - Zaraz… a jakby Shavri nie podłożył wtedy głowy???

- To by elfy miały wąsy. - Stimy tak naprawdę sam nie wiedział co by zrobił. Spojrzał na kultystę, który niby obojętnie stał w drzwiach celi. - Naprawdę woli umrzeć niż powiedzieć co wie?

- Słuchajcie, porozmawiamy w drodze - zaproponował Shavi. Miał wiele pytań, ale
te musiały poczekać, jako że nie chciał ich zadawać, nawet szeptem w obecności kultysty. - Jorisie, wyprowadzisz Rihara? - zapytał i podniósł zamknięty kufer, żeby go wynieść i załadować pod ich rzeczy na wózek Zenobi. Stęknął i postawił go z powrotem. Bez względu na to, co myślał o prośbie Trzewiczka - a na razie niewiele z racji mętliku w głowie - wiedział, że nie mogą tak samopas zostawić tego kufra w Phandalin. Po prawdzie Shavri czułby się najbezpieczniej siedząc na nim okrakiem przez całą drogę do i z Neverwinter. Paranoja w jego głowie już wiedziała, że jeniec, puszczony luzem w Neverwinter od razu wróci, żeby im ten kufer ukraść. Zastanawiał się już nawet nad tym, czy jest w stanie przekonać Wampira, żeby zamiast niego leżał na tej skrzyni. Tyle że najpierw należało go wytarszczyć z piwnicy. Przekonać Zenobię… i burmistrza. A to ostatnie mogło nie być proste.

Stimy spojrzał rozbawiony na Shavriego, a potem na Jorisa.
- Nie musimy brać całego kufra Shavri! Wystarczą dwie księgi… noooo... może trzy! Tą o podróżach Volo też bym zabrał.
 
Rewik jest offline  
Stary 27-03-2018, 09:32   #207
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Turmalina była już spakowana i gotowa do wyjazdu z Phandalin. Kufelka z elektrum Jorisowi nie oddała, tylko spieniężyła go by zakupić podróżny rynsztunek, a i tak został całkiem wypełniony mieszek. Do Neverwinter bez grosza przy duszy? Jak gnomka żebraczka? Po jej skamieniałym trupie!

Został tylko wujek Gundren. A do pożegnania z nim podchodziła jak do jeża bo w pożegnaniach dobra nie była, chyba że w takich gniewnych, tu osiągała mistrzostwo Faerunu. Ale nie o takie pożegnanie chodziło.
- Na długo nie jadę, mam jeden dług do spłacenia. A tatko by padł na apopleksję jakby się dowiedział że jakiś Hammerstorm długu nie spłacił. A przynajmniej do końca życia wypominał, że Emeralda by mu takiego numeru nie wywinęła. Przy okazji zobaczymy te glify, co je w jaskini znalasłeś. Właśnie!
Geomantka z trzaskiem zamknęła plecak, upewniła się że wszystko dobrze przytroczone i dźgnęła wujka palcem w pierś.
- Wujek, zakryj te symbole, połóż warstwę kamieni. Jeżeli to portal, jak tu podejrzewamy, niech to co będzie chciało przejść łeb se rozwali. I uważaj na tych Tresadarów. Dziwnie pojawili się akurat krótko po tym jak szukanie kopalni stało się lokalnym wyścigiem. Co innego mogło ich ściągnąć do tej dziury? Drwalstwo? To magicy, pewnie o magię w kopalni im chodzi. I coś podejrzanie szybko skumali się ze Slidarem, on teraz na ich opłatach jest. Pilnuj się wujek, strzeż kopalni, bo nie po to tyle mogiłek stawialiśmy, by banda szumowin położyła na tym łapska. Obiecujesz?
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 28-03-2018, 00:17   #208
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Trzewikowa odpowiedź sprawiła, że Joris mruknął coś pod nosem, ale skinął głową i poprowadził więźnia na zewnątrz. W końcu najważniejsze było, że omarowa zguba się znalazła i Neverwinter nie jest już aż tak pilnym przystankiem na ich trasie. Bo jeśli o boleść na jaką niziołek zapadł szło, to nie wyglądał on myśliwemu na pilnie wymagającego pomocy. Tym bardziej gdy w pobliżu była Rika. Niech więc i elfy mają wąsy.

Stimy spojrzał rozbawiony na Shavriego, a potem na wychodzącego z jeńcem Jorisa.
- Nie musimy brać całego kufra Shavri! Wystarczą dwie księgi… noooo... może trzy! Tą o podróżach Volo też bym zabrał.
- Przepraszam Cię - stwierdził Shavri z westchnieniem, patrząc za wychodzącą dwójką . - Masz rację. Trochę mnie zaskoczyłeś. Oczywiście, weźmiemy co trzeba. Jest tu wszystko, co ekhm… powinno? Będzie Ci przeszkadzało, jeśli spakuje to do swoich rzeczy? A może masz jakieś zabezpieczenie magiczne - dodał już niemal szeptem, ledwie poruszając ustami.
Kąciki ust Trzewika powędrowały wysoko.
- Mam, ale tylko tubus się tam zmieści.
- Ale mamy wszystko, tak? - upewnił się Shavi jakby od niechcenia. Trzewiczek, który stał najbliżej, mógł dostrzec pewien rodzaj szoku w młodszym tropicielu. Dla postronnych mógłby wyglądać tak, jakby się nie wyspał lub jednak był idiotą. Ale Trzewik wiedział.
- Mamy - Stimy znów otworzył wieko skrzyni i schował tubus pod kapelusz, jedną księgę wręczył Shavriemu, drugą miał dla Jorisa - zaproponował to Shavriemu, który zgodził się ochoczo. Sam wziął trzecią i zamierzał pójść z nią do burmistrza prosząc o zgodę na wypożyczenie, tłumacząc mu, że to pomoże pozbyć się Tressendarów.
Shavri, słysząc to proste słowo, zaczerpnął na chwilę powietrza, ale gdy ponownie otworzył oczy, był już na powrót sobą. Zamknął kufer, wziął podane księgi, schował do torby i zamknął pochód wychodzący z lochu.


- A ty? - Joris zwrócił się do więźnia gdy szli po piwnicznych schodach ratusza - Zdecydowałeś się mówić i powiesz jaką mieliście sprawę do smoka i skąd się o nim dowiedzieliście? Czy dalej będziemy się sądami straszyć?
- A wy? -
odparował bez namysłu - skąd się dowiedzieliście, co? - Zaraz jednak spuścił z tonu i dodał już spokojniej - Latał, to się dowiedzieliśmy.
- Świetnie. Ale po jakie licho do niego szliście?
- A ty to byś nie chciał smoka mieć? -
Rihar najwyraźniej w zwyczaju miał odpowiadać pytaniem na pytanie, po czym odpowiadać na to swoje. Z tego jak i ze sposobu w jaki się wyrażał, Joris dochodził do wniosku, że to człek, który po wsiach, czy wyszynkach się raczej nie wychowywał. Szaryta tymczasem kontynuował ponuro - Nawet diament mieliśmy dla niego, ale przepadły jak naszego szefa w Thundertree ubiliście.

- W Thundertree ino nieumarłych i jakieś krzaczory zabiliśmy - odparł prędko Joris. Było to zgodne z prawdą. Choć oczywiście niepełną jeśli myśliwy się w jakiś sposób solidaryzował z Mardukiem. Szybko więc zmienił temat - A jakiego magicznego ustrojstwa tam nie wnosiliście, aby? Albo czego innego… dziwnego?
Rihar prychnął w odpowiedzi.
- Niby co? Tajemnicze księgi do czytania w samotności? Nie. Ja w każdym razie niczego. Może szef coś miał osobistego… jakąś miksturę, czy coś… Nie spowiadał się.
Joris wywrócił oczami na wzmiankę o księgach. Nie rozumiał co więzień i Shavri widzieli podejrzanego w trzymaniu ksiąg w piwnicy. A gdzie niby miałoby się trzymać niepotrzebne szpargały?
- A szefowi jakiegoś swojego szefa miał? W Neverwinter na ten przykład?
- Z Neverwinter to my wszyscy byliśmy
- odpadł dumnie Rihar - On nas tam zwerbował. Ale czy miał kogoś… - tu szaryta wyglądał jakby faktycznie się zastanawiał nad taką możliwością. Ostatecznie pokręcił głową - Nie. Długo się znaliśmy. Wiedzielibyśmy.

Tymczasem wyszli z “ratusza”, wzięli pozostawione tu przez Shavriego wiadra i ruszyli w kierunku studni. Joris musiał przyznać, że sprawa już nie wyglądała mu tak różowo jak wcześniej. Od zawiłości ludzkich wykrętów wolał zwierzęcą empatię, której fałsz był obcy i nijak nie był w stanie stwierdzić, czy Rihar coś nadal ukrywa. Torika na pewno byłaby tego zdania. Ale jeśli nie, to poza bezgraniczną głupotą nie dało się wiele Riharowi zarzucić. Pewno sobie paniczyki miejskie myślały, że jak smoka ujarzmią to ich bogini łaskami obsypie. Żal mu się ich tedy zrobiło. Nie jednak na tyle by jaki wyrzut go tknął. Głupek zawsze zostanie tylko głupkiem. Ale głupek na usługach smoka… to już co innego. Bo jakoś nie sądził by te ciamajdy z bestią sobie poradziły.
Minęli domek Garaele i zatrzymali się przy studni gdzie Rihar zaczął ściągać z siebie portki i resztki czarnego wamsu. Szybko i z jękiem ulgi skorzystał z ciepłej wody, a Joris ponownie wywrócił oczami na tę fanaberię. Kto to widział by człowiek po skończeniu dwóch miesięcy życia potrzebował ciepłej wody do mycia się??? Jego matka od maleńkości w zimną wrzucała i żył.
- A żaden z twoich znajomków nie zachorował aby na co, jakeście w Thundertree czy w Cragmaw byli? Jakiej wysypki nie dostał?
Rihar parsknął wodą, otrzepał się i spojrzał zdziwiony na Jorisa.
- A dostało. Dwóch, czy trzech… Bąble im wyskoczyły, a jak rozdrapali to się ropa sączyła. Ale to pewnie od spania na tych barłogach… Ech… Jak wrócę do miasta to się na wyrko porządne rzucę. Wyrko to podstawa.
Joris zmarszczył brwi. W tym, że pozostali szaryci byli martwi był więc niewątpliwy pozytyw, że moru nie przeniosą do miasta. Co do jednak zarazy to nadal był tu gdzie i wcześniej. Czyli w dupie.

- Musieliście się tam strasznie nudzić w tym zamku - Stimy przysłuchiwał się rozmowie i ot tak sobie uznał, że się wtrąci. - Ja byłem wtedy w Neverwinter. Teraz też idziemy do Neverwinter, czyli do twojego domu! Znasz może kogoś kto zna tam język piekielny?
- Mooooże…
- Stimy, ciekawość zabiła kota

- stwierdził Shavri, wyciągając z kosza śniadanie dla Rihara. Z początku trochę się zaniepokoił pytaniem niziołka, ale Trzewiczek z daleka wyglądał na takiego, co zna się na sztukach, więc jego pytanie chyba nie było podejrzane.
Marzył o tym, żeby porozmawiać z Trzewiczkiem na osobności, ale to będzie musiało poczekać. Nie miał bladego pojęcia, jak skradzione księgi i tubus znalazły się w tym nieszczęsnym lochu, ani jak Trzewiczek się o tym dowiedział. Ale to nie o tym przede wszystkim chciał z nim rozmawiać. Czuł tak wszechogarniającą ulgę, że jedyne, na co teraz potrafiłby się zdobyć, to podziękowania.
- Czy wasz szef nie miał czasem jakiejś swojej prawej ręki? - zapytał, nawołując się do koncentracji. Więzień zignorował pytanie i zaczął się ubierać.
- Zdaje się - odpowiedział za niego Joris - Że jego wszyscy kompanioni polegli, albo z nami w Cragmaw, albo wcześniej w Thundertree. I że nawet jeśli w wywołanie zarazy zamieszani byli, to nieświadomie, bo niektórzy z nich też się pochorowali. Tak czy siak. Thundertree nadal jest punktem wspólnym tego bałaganu. Trzewik… jeśli to jakieś obłożone klątwą miejsce. Albo przedmiot… Dałbyś radę zmajstrować coś co pomoże mi to znaleźć jak już będę w ruinach? Może być jednorazowe, bo na tę lampę to mnie na razie nie stać, a może jeszcze…
Nie dokończył dostrzegając jak od strony kapliczki zbliża się półelfka, a twarz mu natychmiast rozpromieniała.

Po niejakiej chwili, gdy miasteczko było już jedną nogą poza leżem, głośne i spóźnione KUKU-RYKU-KOOOO rozległo się po uliczkach. Znak, że mordercza Kurmalina znalazła się na wolności, a co za tym idzie… ktoś musiał otworzyć jej drzwi i tym kimś pewnikiem była Tori.
Na potwierdzenie swych przypuszczeń zbierająca się drużyna musiała jednak poczekać z jakieś pół godziny, zanim do ich uszu nie dotarł metaliczny dźwięk, uzbrojonej kapłanki, zbliżającej się miarowym krokiem.
Wyglądała na wypoczętą, a uśmiech miała wyjątkowo promienny, zaś za lekko szpiczastym uszkiem zatknięty miała drobniutki, białawy kwiatuszek.
- Nowych możliwości i spokojnej podróży! - przywitała się uroczyście, a gdzieś za jej plecami mignęła goniąca kota rudopióra. Sharvi na wszelki wypadek zupełnym przypadkiem zaszedł za Jorisa, żeby kura go nie widziała.
- Dzień dobry - przywitał się nieśmiało. - Widzę, że wszystkim nam sen dobrze zrobił.
- Czy Stimi opowiedział wam o wczorajszym odczytywaniu szkicu Gundrena? - zmieniła półelfka temat, bo nigdy nie była dobra w kurtuazyjnych pogawędkach.
- Wzięłam go ze sobą, może w Neverwinter, ktoś będzie w stanie go w pełni odczytać, bo nam się za bardzo nie udało. - Ciemnoskóra popatrzyła na więźnia i sposępniała nieco. Mężczyzna przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy… a widać było, że ktoś go niedawno umył i przebrał, jak więc musiał wyglądać przedtem?
Melune poczuła litość do człowieka udręczonego niewolą, przy jednoczesnym zrozumieniu, że kara za złe uczynki spotyka każdego. Szybko się więc “rozpogodziła” i walcząc z przeładowanym plecakiem, zaczęła czegoś szukać.

Myśliwy natychmiast tracąc zainteresowanie więźniem, podszedł do półelfki, ujął za rękę i pocałował w policzek na powitanie.
- Coś o jakimś liczu wspominał. I jakichś trójkątach. I trzecim szczycie… - wyglądał na bardzo zadowolonego wbrew kolejnym wyzwaniom jakie Phandalin im stawiało. Odprowadził spojrzeniem jej pełen współczucia wzrok by zatrzymać się na ubierającym się bez słowa więźniu - Przygarniemy go?
- Mikry jakiś i niepewny, ale wyglądało, że wie co mówi. Jestem za. Możemy ruszać, na wszelki wypadek dałam znać wujkowi, by spodziewał się kłopotów, a owe napisy ciasno zamurował do naszego powrotu. Tak by jakby to brama była, a ktoś przejść chciał, to sobie nos rozkwasił
- wyszczerzyła się Turmalina, chwilę później klnąc szpetnie jak na damę nie przystało, gdy znalazła źdźbło siana we włosach - Myślałam że wszystkie wyskubałam!
Znów inaczej ubrana, dziś miała na sobie suknię z delikatnej, tłoczonej w delikatne wzory miękkiej skórki i elegancki płaszczyk - ubranie podróżne bogatej damy. Biżuteria skromniejsza, ale tylko wielkością, gdyż kunszt wykonania zdradzał wysoką cenę. Jakim cudem jej z tego nie okradli nie wiedział nikt.
- Trójkąty? Szczyty? - Selunitka jak zwykle nic nie rozumiała, ale w końcu mówili o wywodach Trzewiczka, a tego to chyba nikt w pełni nie pojmował.
Wręczyła tropicielowi flakonik z miksturą.
- To w razie kłopotów, jeśli nie mogłabym zdążyć z pomocą. Trzymaj blisko siebie - odparła cicho, ponownie przyglądając się jeńcowi.
- W jakim sensie… przygarniemy? To człowiek… w dodatku dorosły. Na pewno ma jakieś swoje aspiracje, plany i marzenia, nie można za niego decydować… aż tak. - Wzruszyła ramionami z brzdękiem naramienników.
- Może i dorosły - przyznał skwapliwie Joris - Ale patrz. Już odchowany z pieluch i najgorszego… Zdałby się w obejściu. Bo o Riharze a nie o Trzewiku mówiłem - spojrzał na Turmalinę. - Tego franta to bym w pobliże domowych pieleszy nie brał nawet jakby mi dopłacali.
- Hej to wy chcieliście przygarnąć, dla mnie Żwirek za chudy i za gładki. A o skoro o tym mowa, przygarnęłabym jakiegoś barczystego brodacza... - rozmarzyła się Turmalina i myślami odpłynęła we własną fantazję.
- A gdzieś się tu szwendał Duran… - rzeczowo przypomniał jej myśliwy - Jak chcesz to go zawołam.
Zaśmiał się na myśl o tej parce i wspomnienie wywiniętego przez niziołka Tressendarom numeru.
- Bez urazy Trzewiku.
- Jasfne! - uspokoił go Stimy i wrócił do zjadania wyczarowanego skądś jabłka.
Trzeba będzie mieć oko na tego delikwenta, co by nie próbował nikomu poderżnąć gardła, pomyślała Tori. Czciciele Shar byli nieobliczalnymi skrytobójcami i choć ten wydawał się być tego całkowitym przeciwieństwem, to kapłanka nie chciała ryzykować.
- Ja tam trochę zrozumiałem o tych trójkątach, ale chętnie usłyszę coś, co nie jest powiedziane w trzewiczkowym - młodszy tropiciel pokiwał z uśmiechem głową.
- Czekamy zatem tylko na Przebijkę i Zenobię z jej nieocenioną dwukółką.
Uśmiechał się, ale głównie skupiony był na Riharze. Widać przyjął, że jeśli któryś z nich go nie pilnuje, musi to robić drugi.

W tym momencie, jakby na umówiony sygnał pojawiła się dwukółka ciągnięta przez Rasa. Powoził nią nikt inny, tylko Zenobia. Tuż obok biegał pies.
Tym razem była odpowiednio wyszykowana do podróży, miała zapas jedzenia i wina. Nawet była w odpowiednim nastroju. Niedługo potem trochę jej przeszło, kiedy okazało się, że ma jeszcze zabrać jakieś toboły.
-A co będzie jak mi koło odpadnie? Albo rasputinowi grzbiet pęknie?- zrzędziła -Czy wam się wydaje, że mi można wszystko eee... wetknąć?
Ostatecznie jednak, jak zwykle, choć tym razem bez wynagrodzenia zgodziła się.

Wkrótce pojawiła się również i Przeborka, która choć wstała najwcześniej, to przyszła ostatnia. Chwilę zamarudzili przy koniach, gdy Torikha ku rozczarowaniu myśliwego odmówiła jazdy na kucu i można było wreszcie wyruszać.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 28-03-2018 o 21:24.
Marrrt jest offline  
Stary 28-03-2018, 00:17   #209
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dziwne wrażenie ogarnęło Jorisa na widok majaczącego w oddali Neverwnter. Ostatni raz gdy je widział miał miejsce zaledwie dwa miesiące temu. To nie dużo. A jednak wtedy miał w kieszeni kilka zaledwie monet i parę skórek na sprzedaż. Co więcej nim cokolwiek w mieście zobaczył, zgarnięto go za kłusownictwo, a nawet nie wiedział wówczas co to znaczy i co to za prawo, które wolnemu człowiekowi zabrania polować na srebrne lisy. I to z karceru go wonczas pan Gundren Rockseeker wyciągnął wpłacając niewyobrażalną dla myśliwego grzywnę we złocie i najął do odwiezienia dóbr do kopalni… Sześcioro przypadkowych awanturników… A teraz? Teraz u boku pięknej kobiety, odziany w magiczną zbroję, szykowną koszulę, prowadził za uzdę konia i zamiast myśleć o tym czy będzie co wieczorem do gęby włożyć, koncypował co uczynić z pojmanym więźniem. Jak zatrzymać rozwój zarazy. Jak powstrzymać nikczemną szlachtę która zaciskała pętlę na szyi Phandalin. I jak pomóc ukochanej w niezbyt mądrze danym słowu pomocy znalezienia elfiego złodzieja…
Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że to wszystko sen i że powrót do Neverwinter sprawi, że się z niego wybudzi. Zatrzymał się nawet jakoś niepewnie. Zaraz jednak jego spojrzenie zatrzymało się na Torice. I wiedział, że choćby szła w najgorszy koszmar to i on za nią podąży.

***

- Jesteś wolny - powiedział do szaryty przecinając jego więzy gdy byli już niedaleko od miast. Tylko raz i szybko spojrzał na reakcję Riki. Wiedział, że półelfka mu tego tak po prostu płazem nie puści. Sam zresztą zamierzał zataić to przed nią wcześniej. Ale wówczas chodziło mu o to by śledzić Rihara. By ten doprowadził ich po nitce do sprawcy całego zamieszania. Teraz jednak instynkt podpowiadał mu, że sprawcy żadnego nie ma, a szaryta jedyne czego jest winien to głupoty. - Wiedz jednak, że jeśli jeszcze raz będziesz wspierał grasujące wokoło Phandalin bestie to nie będzie ani ciemnicy, ani straży. Sam cię obwieszę.
Kultysta uśmiechnął wrednie na te słowa, ale Joris już zdania zmieniać nie zamierzał. Los pokaże, czy zrobił słusznie.
- No dobra - Rzekł nabierając powietrza. Spodziewał się ostrych słów szczególnie od strony kapłanki i geomantki i wolał popchnąć rozmowę dalej - To w pierwszej kolejności dumam sobie, zajmijmy się tym łobuzem - wskazał na Trzewika - Co by nam nie pomarł przedwcześnie. Do medykusa jakiego by się przejść trzeba i chętnie sam też się przejdę. Może to i klątwa w lesie szaleje, a nie zaraza, ale zdałoby nam się coś co choćby odwlekało jej działanie. Potem może… do biblioteki jakiej? O tych Tressendarach czegoś się dowiedzieć. I tym herbie cośmy go ze studni wyciągli…
- Ha! - parsknął Rihar rozcierając nadgarstki - I myślisz, że cię w urzędzie, czy w świątyni do ksiąg jakich dopuszczą??? Spójrz na siebie. Na pierwszy rzut oka widać, że jesteś toporem od pługa oderwany.
Joris powoli zaczynał żałować swojej decyzji. Z drugiej strony… Rihar wyglądał z kolei na takiego co to mu drzwi przed nosem w mieście nie zamykają. Pokręcił szybko głową. To był bardzo zły pomysł.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 28-03-2018, 08:46   #210
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Trrrach!
Odgłos rozdzieranej ziemi zlał się w jedno, gdy mieszanina próchna, gleby i pyłu drogi uformowana w formę fali porwałą kultystę Riharra i grzmotnęła nim o przydrożny świerk aż się kora i igły posypały.
- Kpienie z Piryta to mój przywilej! Wara! - Turmalina wrzasnęła na uwolnionego więźnia po czym dodała do drużyny - Myślałby kto, że mieliby nas nie wpuścić. Byle kim nie jesteśmy. Mnie nie wpuścić? Mnie? A ty co tu jeszcze sterczysz? - zwróciła się do Riharra - Czekasz aż zdanie zmienimy?

* * *

Przez bramy Neverwinter przeszli bez większych problemów. Strażnicy mieli jednak nietęgie miny.
- Ja pierdolę...
- O kurwa, znowu ona...
- Cześć Hal! Cześć Genzo! Cześć chłopaki! - wesoło odpadła Turmalina machając miejskim pachołkom. Jakiś niezorientowany wybiegł z kordegardy, wybałuszył oczy i wbiegł z powrotem. Można było po chwili usłyszeć ze środka - To łona! Poturbalina wróciła!
- Kochają mnie! - Turmi powiedziała wesoło towarzyszom - Muszę tylko odświeżyć znajomości!
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172