Spod łóżka wolno wychyliła się głowa przyozdobiona upiętymi w ścisły kok rudymi włosami. Axel spojrzał na piegowatą twarz i już wiedział, że nie ma do czynienia ani z goblinem ani z dzieckiem. Spod łóżka wygramoliła się odziana w kwiecistą sukienkę niziołcza dziewczyna. Spojrzała na Axela szmaragdowo zielonymi oczami i zaśmiała się.
-
A jużem myślała, że to goblinie bastardy będą się znów czaić na moją cnotkę - zachichotała. -
Ostatnim razem jednego chybam ubiła, a drugi tam pryskał juchą, jakby był jakąś fontanną. Ale gdzie moje maniery? Jestem Dorotka Knedlikova - dygnęła wdzięcznie. -
A cóż szanownego Pana sprowadza? Bo Pani Etelki nie ma w domu. Wyjechała. Zostawiła te pokraczne gobliny, a one zupełnie nie umieją się zachować!
Na te słowa, do pokoju wszedł Bernhardt przynosząc niepokojące wieści o znajdujących się przy wejściu do kopalni goblinach i krasnoludach, które nie zdzierżyły i postanowiły samoczwart odbić kopalnie z rąk zielonoskórych.
-
Gdzie ćwoku uciekną? - zapytał Drekk. -
Do kopalni się skryją, a stamtąd ucieczki nie ma. Jedno tylko wyjście. Wystarczy je tam zagnać i wyrżnąć, albo co innego im zgotować. Może dym albo ogień? Zdzierżymy! - jako, że zamarudził nieco z tyłu, przyspieszył kroku, żeby dogonić pozostałych trzech khazadów, którzy w ciszy pięli się drogą do kopalni.
Tymczasem gobliny skończyły szczać i zamiast karnie wrócić do kopalni, tam gdzie odpoczywały po nocnych rajdach, postanowiły się zabawić. Jak na komendę schyliły się i podniosły po kamieniu. Odwróciły się w kierunku drogi i lasu, wzięły zamach i cisnęły kamieniami. Jeden z pocisków poleciał tak daleko, że upadł tuż przed maszerującymi krasnoludami. Okrzyk radości ze zwycięstwa w rywalizacji zamarł na ustach goblina, który dopiero teraz zobaczył zbliżających się krasnoludów. Brodacze w tym momencie zerwali się do ciężkiego biegu, wykrzykując w swojej mowie najgorsze klątwy na gobliny, ich przodków i potomków.