-
Przysługa za przysługę - odparł Cymmeryjczykowi Kanclerz Publius. -
Nie mogę obiecać, że ów człowiek zostanie odnaleziony. W końcu w Tarantii żyje, wedle dosyć pewnych szacunków ponad osiemdziesiąt tysięcy osób, ale przekażę komu trzeba ów opis. Podczas naszego kolejnego spotkania poinformuję Cię, Cymmeryjczyku o postępach.
- Już od jakiegoś czasu narastają niesnaski między wyznawcami Mitry, do których i ja się zaliczam, a czcicielami Asury. Czy jednak są one naturalne, czy kierowane przez jakąś nieznaną organizację, tego nie wiem. Właśnie tego powinniście się dowiedzieć - zwrócił się do Makhara. -
Nie wiem kim jest Essenic. Znam tylko imię tego człowieka, który wystrzelił strzałę, jaka utkwiła w plecach Urestesa...
-
Co do tego fałszywego kapłana - Publius w końcu odpowiedział na pytanie Bossończyka. -
Straż ujęła go na cmentarzu. Dziewka, która miała zostać zabita zaświadczyła, że została porwana przez niego i jego towarzyszy w Delvyn. Ów mężczyzna na pewno nie jest kapłanem, a raczej najemnikiem, mieczem do wynajęcia. Teraz moi ludzie pracują nad wydobyciem z niego szczegółów, ale nie jest to łatwe zadanie.
Publius miał rację. Przemierzając ulice miasta, czuło się narastające napięcie. Plotki o tym, co wydarzyło się poprzedniej nocy - morderstwie kapłana Mitry i heretyckich rytuałach na cmentarzu w Devlyn obiegały miasto. U jednych wywoływały szok, u drugich gniew, a u innych niedowierzanie. Słychać było głosy, że sprawę należy zbadać, ale te były w mniejszości. Większość mieszkańców stawała przeciwko wyznawcom Asury.
Aleja Róż, do której zmierzali w poszukiwaniu tajemniczego Essenica, była przystanią tarantyjskich prostytutek, niemal trzyakrową dzielnicą miasta, gdzie mieściło się czterdzieści dziewięć z pięćdziesięciu trzech miejskich burdeli. Większość co najmniej trzypiętrowych budynków w tej części miasta było ze sobą połączonych w ten lub inny sposób, tworząc labirynt przejść, tuneli bądź napowietrznych mostków. Ulice i zaułki wijące się między domami pełne były alfonsów i prostytutek, zachęcających przechodniów do skorzystania z cielesnych rozkoszy. Niemal każda brama i każde okno miały swoją mniej lub bardziej roznegliżowaną, wywodzącą się z niemal każdej nacji znanego świata lokatorkę.