Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2018, 07:40   #6
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Tymczasem w Byrny...



Grobowiec Byrnego, czempiona Prawa

Obudziłaś się tak gwałtownie, jakby wylano na ciebie kubeł zimnej wody. Wokół panowała absolutna ciemność. Przez dotyk czułaś, że leżysz na suchej, kamiennej posadzce. Leżałaś tu nie wiadomo jak długo ani dlaczego, zupełnie naga, rzucona na chłodne kamienie. Jednak byłaś cała i zdrowa... I nagle uświadomiłaś sobie, że byłaś już kiedyś w podobnym położeniu. Wszystkie wspomnienia wydawały się odległe i rozmyte. Pamiętałaś jak twoje ciało było zgniatane przez coś podobnego do wielkich szczypiec i towarzyszącą coraz większemu ściskowi senność. Pamiętałaś długą i chudą twarz tajemniczego nieznajomego, który okazał się zajadłym wrogiem. Pamiętałaś usta rozwarte w śmiertelnym grymasie, ukazujące odbarwione i o wiele za ostre zęby.

“Ptaszynko, nabierzesz manier, kiedy staniecie się jednymi z nas, kiedy cykl życia i nieśmiertelności zastąpi cykl życia i śmierci.”, słowa Jitki wciąż wibrowały w twojej głowie.

Obolała od leżenia na twardym podłożu, zebrałaś się i rozświetliłaś prostą, magiczną sztuczką mrok, spodziewając się, że ciemność kryje niewielki grobowiec z pomnikiem. Rzeźba idealnego ludzkiego wojownika, tak bliska doskonałości, jak tylko można sobie wyobrazić, stała tam, gdzie ostatnio. Jej widok wypełnił twoje serce niewysłowionym porządkiem, harmonią, poczuciem wspólnoty. Nie musiałaś spoglądać na grawer “Byrny, 2881 BCCC” by wiedzieć, gdzie jesteś. Było jednak coś, czego się nie spodziewałaś. A raczej ktoś.

- Okryj się, Ernui - odezwał się barytonowy, męski głos. Szorstkie dłonie podały ci skromną szatę, choć dobrze skrojoną i z kosztownego materiału. Ze zdumieniem spostrzegłaś, że tajemniczy mąż i grobowy posąg były niemal jak dwie krople wody. Jednak na twarzy pomnika malowała się zwycięska duma, podczas gdy twój rozmówca był co najwyżej ponuro zadumany. Potężny tors wojownika uniósł się, kiedy wziął głęboki oddech przed kolejnym zdaniem.

- Poniosłaś kolejną porażkę i może nie ostatnią - stwierdził bez cienia szyderstwa, stąpając po grobowcu wolnym krokiem - gdyż to niestety nie koniec twojej tułaczki. Twoi... - zamyślił się nad doborem odpowiedniego słowa - odpowiednicy - wreszcie je wypowiedział - mogą potrzebować cię bardziej niż dotychczas. A także tego, co mam do powiedzenia. Zbyt długo byliście pozostawieni o waszych własnych siłach.

Spojrzał na ciebie niebieskimi, tharbriańskimi oczami. Szczupła, poznaczona bliznami twarz wskazywała na skłonności do melancholii i choć nie było na niej śladów występku czy zła, to jego gorejące, niebieskie oczy nadawały jej posępny wyraz. Niskie, szerokie czoło otaczała kruczoczarna, gęsta grzywa prosto ściętych włosów.

- Wskaż proszę, co cię najbardziej zastanawia w całej historii, którą przeżyłaś - poprosił. - Tak będzie nam łatwiej zacząć całą tę przedziwną opowieść.

Spojrzała na mu w oczy bez wstydu czy zażenowania. Cała ta sytuacja wydawała się jej zupełnie naturalna tak jakby wszystko znajdowało się dokładnie na swoim miejscu. W zasadzie nie czuła potrzeby pytać, bo przecież wydarzyło się to co stać się miało. Zmarła a żyje, jej ciało zranione teraz jest nietknięte. Wstyd było przyznać, że czerpała przyjemność już z samego dotyku szlachetnego materiału na swym ciele, w podmroku zdążyła się od tego odzwyczaić. Ubierając się zauważyła, że jej włosy były jakby dłuższe, cięższe i w lepszej kondycji niż pamiętała z podmroku. Były dokładnie takie jak w dniu swej pierwszej śmierci w haremie… Nawet nie wiedziała kiedy jej palce automatycznie zaczęły zaplatać warkocz dookoła jej głowy

- Czemu akurat Byrny? - zapytała, bo tak naprawdę nie wiedziała o co zapytać a to pytanie wydawało jej się jak najbardziej na miejscu i zaraz nasunęło za sobą kolejne - i kim tak naprawdę jesteś? I czemu kolejny raz otwieram oczy?

- Nie pytałabyś się, dlaczego Byrny, gdybyście byli w stanie spamiętać wasze wszystkie... wcielenia - odparł. - Lepiej byłoby zapytać, czemu akurat t e r a z Byrny, ale żeby rozwiązać tę zagadkę, musiałem odbyć ciężką wyprawę i długie poszukiwania. Wcześniej mogłem zgadywać tylko prawdę, teraz jednak już ją znam. A chociaż cień prawdy... Od dawna starałem się odnaleźć leże ginosfinksa, Ontussy. Widziałem ją.

Mąż chodził wokół pomnika, uważnie dobierając słowa. Kiedy po raz kolejny stanął naprzeciw ciebie, pochylił delikatnie głowę. Skóra pokrywająca jego muskularne ciało stała się hebanowa, oczy białe. Burza kruczoczarnych włosów schowała się pod kapelusz o szerokim rondzie. Poczekał cierpliwie, aż się oswoisz z jego przemianą. Nie bałaś się, rozumiejąc, że wynika ona z twego drugiego pytania i jest częścią odpowiedzi.

- Na Pierwszym Dziele - powiedział, mając na myśli Plan Materialny - nazywają mnie Arquestanem, a moje plemię Wietrznymi książętami z Aaqa. Od czasu legendarnej bitwy o Pesh podobni mnie, zwani wendeamami, stoją na straży tych wartości, które nazywamy Bielą, a które mają siedem filarów. Siedem miast-państw: Rhamsandron zwany miastem Niezwyciężonego Suwerena, Warwik, Tula, Rallu, Tarantis, Tarsh i Ossary, którym odpowiada siedem części Berła Prawa.

- Tak jak Berło zostało podzielone na siedem części, tak też stało się z jego Dzierżycielem. Wiecznym Wojownikiem, tym, który wykuł Berło. Otwierasz po raz kolejny oczy, bo Berło wciąż istnieje, choć grozi mu wiele niebezpieczeństw, z czego wciąż nic nie wiemy o najistotniejszym z nich... Nazywasz się Ernui, to znaczy Pierwsza z siedmiu części. Ta, na której opiera się cywilizacja za murami Rhamsandronu.



Dzierżyciel Berła, wizja artystyczna

Przypomniałaś sobie jak przez mgłę element Berła. Ściskany w rękach anielskiej Elcadii jak najcenniejszy skarb. Pokryty tajemniczymi znakami, po których aasimarka przebiegała palcami, wspominając poległych w boju towarzyszy.

Nie rozumiała zbyt wiele z tego o czym mówił gospodarz, intuicyjne jednak wyczuwała, że za jego słowami stoi prawda. Nie za bardzo ją to jednak obchodziło w tej chwili. Jasne, Berło wielka sprawa, ważny artefakt i tak dalej, ale tam w Podmroku został jej krewniak.

- Mówisz że było nas więcej? - zapytała drżącym głosem, pragnąc wyciągnąć jak najwięcej informacji z tego człowieka. - Siedmioro strażników czy raczej niewolników Berła?

W hebanowych ustach błysnęły białe zęby.

- Zawsze zadajecie te same pytania i zawsze zastanawiacie się nad swą wolną wolą. Żałuję... - nagle spoważniał - żałuję, że na ciebie, to znaczy was siedmioro spadło to brzemię - powiedział szczerze. - Kiedy ty, to znaczy ten, którym byliście... i dalej jesteście, przebił Berłem Mishkę, generała demonów, nikt się nie spodziewał podzielenia artefaktu na siedem części. Ani tym bardziej podzielenia twojej tożsamości, Dzierżycielu, na siedem bytów... zupełnie różnych, wolnych, nierzadko ze sobą skłóconych - uśmiechnął się lekko. - Prawdziwa wolność czeka na końcu tej przygody, choć może smakować zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażasz.

Arquestan podniósł z podestu pomnika kolejną szatę, bliźniaczo podobną do tej danej Amirze i popatrzył przed siebie z wyczekiwaniem.

Amira gwałtownie zamrugała powiekami, nie wiele z tego wszystkiego rozumiała.

- Kim są zatem inni jak i gdzie mogę ich poznać - zapytała, zastanawiając się na kogo jeszcze czekają. Jak się odradzamy, przecież pamiętam swoje dzieciństwo?

- Czy wiesz gdzie są pozostałe kawałki Berła? Na jednym z nich położył łapę Herazibrax.

- Pozostali obecnie przyjęli imiona Anlaf, Eoldriereit, Katon, Oscar, Rashad i Shillen - imiona wybrzmiały jak sześć uderzeń w dzwon. - Mroczna elfka, smokorodny... - zastanowił się. - Dawniej wasze wcielenia były mniej... zróżnicowane - uśmiechnął się - i zazwyczaj wywodziły się z siedmiu miast. Niestety siły, których bronimy, słabną, co się odbija również na kondycji Dzierżyciela. Biel pokrywa się plamami...

- Dzieciństwo? To pytanie też zawsze pada - uśmiechnął się. - Cokolwiek pamiętasz jako Amira zostało ukute tylko twoją wolą. Wolą Dzierżyciela. Z jakiegoś powodu chciałaś wcielić się w to, czym jesteś. To tak jakby pisarz, siedzący wygodnie na werandzie i obserwujący leniwą codzienność, postanowił chwycić za pióro i dopisać do rzeczywistości jedną postać. Szczęście albo pech sprawił, że pióro okazało się magiczne, gdyż wszystkie dobre uczynki i krzywdy czynione przez jego kreację okazały się prawdziwe.

- Wracając do sedna sprawy... Wyzwałem Ontussę na turniej zagadek. Oznajmiła mi, że mnie zabije i zje, jeśli nie odpowiem na któreś z jej pytań, jeśli natomiast wygram - spełni moje życzenie i opowie mi o waszym spotkaniu. Zadawaliśmy sobie nawzajem mnóstwo zagadek. W końcu, po wielu dniach, zwyciężyłem, co zresztą zawdzięczam bardziej szczęściu niż rozumowi.

- Jeśli dobrze zrozumiałem wszystko, co od niej słyszałem... w ręce demonów wpadła pierwsza część Berła. Ernui, Berło Rhamsandronu, Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena. Dlatego zło skupiło się właśnie tutaj, w jego okolicy. I dlatego walczycie z tym, którego zwą Nienasyconą Trójcą. Mechuitim-Doresainem-Juiblexem - wyszeptał. Przynajmniej jedno z tych imion nie jest ci obce, jak mniemam. Tylko ich nie powtarzaj! Złe siły nie mają wstępu do tego grobowca, mimo to nie należy ich wywoływać po imieniu...

- Czyli mówisz, że ten problem w Podmroku to tak naprawdę skutkiem a nie przyczyną, więc czego byśmy nie zrobili nie uda nam się przeciąć tego wrzodu żelazem ani wypalić go ogniem bo odrodzi się w nowym miejscu tuż obok, jeszcze większy bardziej nabrzmiały i jeszcze bardziej śmierdzący - wzdrygnęła się. - W zasadzie nie pozostaje nam nic innego jak przejąć ten fragment Berła i jakoś je zabezpieczyć, w sumie czemu nie ukryć go w tym grobowcu miejscu jak mówisz zabezpieczonym przed złem?

- Zdaje się, że twoi odpowiednicy są na dobrej drodze ku wypaleniu tego wrzodu. Pierwotne przyczyny musicie zostawić mojemu plemieniu, gdyż ten "skutek" może być z kolei przyczyną waszej klęski. Twoje ciało zostało pożarte przez tych, których darakhule nazywają Virtutim Carnis. Z każdym kęsem pochłaniają wiedzę i wspomnienia swoich ofiar. Mogą dowiedzieć się o was wszystkiego, a wtedy znajdziecie się w śmiertelnym zagrożeniu. I to miejsce również. A w piersi jednego z was, tego najbliższego tobie, bije serce demona.

Przed pomnikiem, bez żadnego ostrzeżenia, zmaterializowało się nagie, hebanowe ciało kobiety. Zwinięta w kłębek elfka zaczęła drżeć. Amira poznała w niej Shillen.

- Okryj się, Odothui. Chyba macie sobie wiele do powiedzenia - błysnął białymi zębami.

Drowka podniosła się z zimnej posadzki, była zdezorientowana. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętała był krzyk Oscara wołający jej imię i potężny ból po którym zapadła ciemność. “Czy ja nie żyję?” pomyślała po czym zwróciła wzrok w kierunku głosu, który się do niej zwrócił. Wzięła podawaną jej przez niego szatę i nakryła się. - Dziękuję - zwróciła się do mężczyzny po czym spojrzała na drugą postać znajdującą się w pomieszczeniu. - Amira! - krzyknęła radośnie na widok zaginionej towarzyszki. - Ty żyjesz! I… ja też… chyba… W każdym razie brakowało mi cię - rozejrzała się dookoła i zrozumiała, że znów znajduje się w grobowcu, w którym odrodziła się już wcześniej z resztą towarzyszy. - Ale jak to możliwe? - Spojrzała na mężczyznę pytająco, poprzednim razem nie było tu nikogo, kto wyjaśniłby im jak i w jakim celu wrócili do życia. - I dlaczego nazywasz mnie Odothui?

- Może dam wam chwilę na wyjaśnienie sobie wszystkiego - zaproponował Arquestan. Zauważyłyście, że nie miał więcej kompletów szat.

- Rozumiesz o co tu chodzi, Amiro? Dlaczego on nazywa mnie Siódmą? I kim on właściwie jest? - na usta drowki cisło się tysiące pytań.

Amira w pierwszym odruchu chciała podbiec i objąć Shillen, jednak godność jej na to nie pozwalała zamiast za to odpowiedziała spokojnym głosem.

- Ponoć jesteśmy jedną duszą rozbitą na siedem części - ze słów ani tonu zaklinaczki nie dało się wyczytać co naprawdę myśli na ten temat, jednak była przerażona słowami gospodarza. Gdy wspomniał o sercu demona, przeszył ją dreszcz obawiała się bowiem, że słowa te mogą dotyczyć jej krewniaka. - Ale to nieważne główny problem polega na tym, że musimy wrócić do Podmroku i dokonać zemsty, a tym samym zrobić to co słuszne i właściwe.

Elfka słuchała słów swojej przyjaciółki z zaskoczeniem i niedowierzaniem. - Siedem dusz w jednej…

- Raczej jedna w siedmiu kawałkach - przerwała jej Amira. - Strażnik rozprysł się tak jak rozprysło się Berło, to właśnie utrata skarbu Elcadii przyniosła kłopoty do Podmroku, kto by przypuszczał…

- Nie miałam okazji, jej poznać, ale po naszym pierwszym przebudzeniu się tutaj, odczuwałam jakby wspomnienia kogoś innego. - Zastanawiała się elfka. - I takie dziwne poczucie obowiązku, że powinnam czegoś strzec. Ale te uczucia wydawały mi się jakieś dziwne, więc starałam się o nich nie myśleć, odrzucać je… A co masz na myśli, mówiąc o zrobieniu tego co słuszne? Jeszcze nie wszystko do mnie dociera - uśmiechnęła się ponuro.

- Musimy wrócić do podziemi i pomóc naszym w opanowaniu - w jej głosie słychać było zawahanie tak jakby szukała właściwego słowa - problemu…

- Podmrok… - Shillen nagle sobie coś uświadomiła - Na wszystkich bogów! Przecież zanim zginęłam, próbowałam leczyć umierającego Rashada! Pytanie czy mój zwierzęcy duch zdążył… - Elfka chwilę spanikowała, jednak przypomniała sobie co przed chwilą opowiedziała jej Amira - … ale nie ma go tu z nami… To znaczy, że żyje. Bo Rashad też jest jedną z tych części tak? Ostatnio też odrodził się tutaj… - spojrzała na towarzyszkę - Tak… musimy im pomóc. Tylko jak my się tam dostaniemy? Przecież podróż tam zajmie ogrom czasu!

- Jeśli raz się tam dostaliśmy to damy raz i drugi raz, większy problem polega na tym jak nam uda się pokonać władcę ghuli...

- Nad tym trzeba będzie pomyśleć już kiedy spotkamy się z resztą. Chcę zobaczyć ich miny, kiedy nas ujrzą. Widzieli jak obie giniemy. - Shillen próbowała się trochę rozchmurzyć - Problem też taki, że nie mamy broni, a te szaty - wskazała na odzienie, które podarował im Arquestan - choć wygodne i piękne, nie nadają się do walki.

- Cieszmy się więc ciszą przed bitwą póki jest nam to dane - uśmiechnęła się Amira, delikatnie gładząc rękaw sukni, tak dawno nie miała na sobe nic tak pięknego - powiedz mi proszę, co się dzieje w Podmroku? Wymyśliliśmy już sposób jak pokonać ghule?

- Póki co odbiliśmy Glimmerfell, a potem odnaleźliśmy syna króla Ardina… Który ku naszemu zdziwieniu okazał się być zarażony szczurołactwem… On i jego poddani - opowiadała drowka. - Z czego wyobraź sobie byli niesamowicie dumni i uważali za wielki dar. Wyobrażasz to sobie? W każdym bądź razie dogadaliśmy się z księciem. Mieliśmy znaleźć jego kapłana. Wysłał więc z nami trzech ludzi… szczurów… No jak tam zwał.

No i niestety po drodze natknęliśmy się na drowy, ale nie takie jak ja czy drowy z Ylesh. Były to drowy z Llurth-Dreier, to takie miejsce, gdzie podrzucane są drowie dzieci “śluzowatej krwi”. Chciały one żebyśmy oddali im naszego nowego towarzysza Glabbagoola. - Shillen ciągnęła dalej. - A właśnie nie powiedziałam ci o Glabbagoolu, no więc Glabbagool to trzytygodniowy, inteligentny galaretowaty sześcian, potrafi rozmawiać z nami telepatycznie. Jego marzeniem jest zostać czarodziejem i Katon wziął go za ucznia. Ale wracając, te drowy z Llurth dały nam nieźle popalić, Anlaf, Katon i Rashad o mało nie przypłacili tej walki życiem, mnie jak widzisz się nie udało. Choć tak naprawdę przez własną głupotę - machnęła ręką. - Wszyscy poplecznicy tych drowów już byli martwi, a same drowy zaczęły uciekać. A ja głupia zamiast cieszyć się, że z wyjątkiem gnomów wszyscy żyjemy, chciałam robić z siebie bohaterkę i pobiegłam za jednym z nim. Co do pokonania ghuli to pamiętasz Kulę Cienia? - spojrzała na Amirę pytającą i gładziła fałdy sukni, zazwyczaj nosiła skórzaną zbroję, jednak jak każdy elf potrafiła docenić piękno dobrze uszytej szaty.

Skinęła głową w milczeniu, ta ilość informacji odrobinę ją przytłaczała.

- Znaleźliście już ją? - zapytała z nadzieją w głosie.

Shillen pokręciła przecząco głową. - Niestety nie, wiemy, że trzeba ją zniszczyć, ale to już wiesz. Wiemy także, że zniszczenie jej jest trudne. Musi być zniszczona w jeden z konkretnych sposobów.

- Najważniejsze jest to że jest to w ogóle możliwe… prawdę mówiąc aktualnie mam spory uraz do ghuli, rozumiesz...

Drowka skinęła głową twierdząco. - Rozumiem… Ja chyba jest pierwszą drowką mającą uraz do Podmroku. - Zachichotała. - Tak tęskniłam za “domem”, a teraz nie chcę do niego wracać. Jednakowo dusza czy nie, po całej tej misji ratowania świata wracam z wami na górę - uśmiechnęła się serdecznie. - Swoją drogą, nie uważasz, że powinnyśmy wrócić do naszych “chłopców”, zostawianie ich samych jest niebezpieczne - zaśmiała się, cieszyła ją obecność Amiry. - Może nasz gospodarz, będzie potrafił nam w tym pomóc?

- Prawdę mówiąc też mam taką nadzieję - szepnęła.

- Gospodarz to akurat trafne słowo - przemówił wreszcie Arquestan. Jego ciemne czoło spochmurniało. Gdyby nie mocarna sylwetka, hebanowy mąż przypominałby jednego z plemienia Shillen. - Nie ja jestem gospodarzem Byrny. Nie jest nim już również ten, którego być może spotkaliście poprzednim razem, świętej pamięci Hetalan.

- Twój lud - vaati zwrócił się do Shillen - uciekł na Powierzchnię i popadł w krwawy konflikt z tutejszym grododzierżcą. Okrutna śmierć spotkała władcę i jego najbliższych. Dopiero krasnoludowie z Warowni Grzmotów, których Hetalan był wasalem, przegnali stąd drowy. Gdzie się obecnie podziewają, tego mi nie wiadomo. Dobrą nowiną jest fakt, że jeden z potomków królewskiego krasnoludzkiego rodu objął Byrny we władanie. Znam go i jest moim jak i Waszym przyjacielem. Zna naszą sprawę i pomoże wam się przygotować.

- Musicie jednak wiedzieć, że w Byrny toczy się wojna i rośnie groza. Z niewiadomego powodu wzgórzowi giganci robią wypady na tutejsze ziemie, a nie są już tępe jak ongi, lecz stały się przebiegłe i uzbroiły się morderczym orężem. Szczęście w nieszczęściu, że przypuszcza się, ich legowiska znajdują się w innej partii gór niż ta, którą wędrowaliście do Glimmerfell.

“Mój lud” pomyślała Shillen. - Czy wiadomo konkretnie co to za drowy? To była enklawa z Ylesh? - zapytała, nie interesowała ją sama enklawa, chodziło bardziej o dowiedzenie się czegoś na temat Maharet. Co się z nią stało, czy żyje i jak tak to gdzie może być. Chciała dowiedzieć się co oznaczało ostrzeżenie, które dostała pod tą dziwną ścianą w Glimmerfell. - Czy była tam moja kuzynka? - wydusiła w końcu mając nadzieję, że skoro vaati ma tak wielką wiedzę może wiedzieć coś na temat Maharet.

Amira z uwagą przyglądała się kamiennej podłodze, tak dobrze rozumiała troskę elfki, tak dobrze rozumiała jej dumę więc robiła co w jej mocy by nie być nachalnym gapiem, zbędnym świadkiem rozmowy, a właściwie emocji które pytanie za sobą niosło. Z autopsji wiedziała że za zamkniętymi drzwiami duszy często kipi od krytych uczuć.

- Wybacz, nie mam żadnej wiedzy na temat twoich bliskich - odpowiedział Arquestan.

- Bliska jest mi tylko Maharet… reszta to zdrajcy - mruknęła pod nosem. - Rozumiem - uśmiechnęła się smutno, powoli godziła się z myślą, że być może nie będzie jej dane jej spotkać - kiedy będziemy mogły spotkać się z owym przyjacielem? Nasi towarzysze potrzebują pomocy, po ostatniej walce z ludźmi u nich krucho. No i został tam mój Rahnulf, martwię się o tego zwierzaka zresztą o całą resztę też. To dziwnie może brzmi z ust drowa, ale zdążyłam zżyć się z nimi. Szczególnie członkami załogi Hebanowej Królowej… - w myślach drowki pojawił się obraz twarzy jej towarzyszy.

- Dokładnie, już dziś musimy rozpocząć przygotowania, żeby dotrzeć tam zanim wydarzy się najgorsze, chyba że będziesz w stanie zapewnić nam mniej tradycyjny transport, do miejsca w którym jesteśmy potrzebne?


Wietrzni Książęta z Aaqa

- Z tym akurat będę w stanie wam pomóc - obiecał Arquestan. - Jesteście gotowe opuścić to miejsce? Jeśli tak, nie zwlekajmy.

- Prawdę mówiąc przydałaby nam się jeszcze jakas broń - odpowiedziała Amira, patrząc na swe dłonie. Doceniała wprawdzie kształt paznokci, zawsze lubiła gdy przypominały migdały, jednakże w tej chwili przeważał smutek, że nie ma w ich zasięgu niczego czym mogłaby pokonać wroga, albo chociaż wytoczyć kroplę jego krwi.

Shillen przytaknęła Amirze. - Racja, bez broni im nie pomożemy, no i na pewno nie w tych szatach - spojrzała na pięknie skrojony materiał. - Możemy je zatrzymać? - uśmiechnęła się, przemierzając Podmrok lepiej mieć, na sobie zbroję, ale gdy zatrzymają się na kilka dni w jakimś mieście, to czemu nie ubrać czegoś lżejszego. - Wracając… - przeniosła wzrok z sukni na Arquestana. - Przydałyby się także zbroje i jeśli obecny władca Byrny byłby łaskawy wesprzeć nas kilkoma ludźmi byłybyśmy dozgo… - drowka zatrzymała się na chwilę zastanawiając się czy słowo “dozgonnie” w ich obecnej sytuacji pasuje - wdzięczne po wsze czasy. Z wyjątkiem tego to myślę, że czujemy się na siłach, żeby ruszyć przyjaciołom na pomoc.

Amira roześmiała się w duchu:

- Prawdę powiedziawszy będziemy wdzięczni, aż do kolejnego wcielenia, ale fakt jakakolwiek pomoc zbrojna będzie dla nas dużą ulgą i może przechylić szalę tej wojny...

- Szaty zatrzymajcie. O rynsztunku, jak i zbrojnych porozmawiacie z krasnoludami, kiedy już was sobie przedstawię - powiedział Arquestan, zmierzając z wami w stronę wyjścia.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 21-03-2018 o 11:46.
Lord Cluttermonkey jest offline