Magik na scenie kapelusz ściągnął
Już na taboret wskoczył, osiągnął
Cud estetyki, wyjątkowości
Sztuczkę magiczną wielkiej jakości
Bo z kapelusza królik wyskoczył
Jednak bynajmniej na tym nie skończył
Zalśniły błyski, jasne promyki
Gromkie wybuchy, żółte ogniki
I z kapelusza budyń popłynął
Gęsty, złocisty, ze smaku słynął
Magik miał skończyć, kurtynę spuścić
A potem teatr prędko opuścić
Lecz coś nie poszło, się nie udało
Budyń wciąż płynął, ile się dało
I tak powstała deseru rzeka
Choć tak właściwie nikt nie narzeka
Przez kartografa w mapę wpisana
Płynie do dzisiaj tak ukochana |