Vince obrócił konia w miejscu i spojrzał na Berdycha, jakby istniał tylko on jeden na całym świecie. W świecie równoległym z jego ust padłoby zapewne ciche „kocham cię”.
- Załatwione szmato. Pilnuj pleców - odparł z zaciętą twarzą i zmilczał dalsze utarczki słowne.