Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2018, 21:38   #431
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Rany Kirilla, troski Alice

Kirill milczał. Uciekł wzrokiem gdzieś w bok, zastanawiając się. Otworzył w pewnym momencie usta, jak gdyby miał już coś powiedzieć, ale znowu je zamknął. Chyba te istotne tematy nie chciały pojawić się w jego głowie.
- Przepraszam - rzekł tym samym tonem zombie. - Jestem zdenerwowany.
Te słowa wydawały się brzmieć kompletnie dziwnie, wymawiane z takim spokojem i brakiem mimiki. Jednak to nie pierwszy raz, kiedy afekt Kaverina pozostawał blady. Taka była jego uroda.
Alice kiwnęła lekko głową
- Nie szkodzi - otworzyła usta jakby chciała coś dalej powiedzieć, ale je zamknęła i wolała milczeć. Nie. Nie będzie dolewała oliwy do ognia. Już i tak wyglądało na to, że ta cała sprawa wstrząsnęła nim. Harper spuściła wzrok na ziemię i potarła nerwowo kark ponownie. Oparła się plecami o białą ścianę pomieszczenia i myślała. Czy zraniła go? Czy zrobiła dobrze, czy źle? Czy nie było innej opcji? Czy była samolubna? Czy cokolwiek miało sens? Czemu w ogóle zastanawiała się nad tym wszystkim i czuła się tak, jakby zrobiła komuś znowu krzywdę? Zachciało jej się płakać, ale wstrzymała się, póki co
- Za ile… Znaczy… Ile czasu zajęłoby ci dostanie się do Helsinek? - zapytała trochę ciszej.
Mężczyzna przez chwilę siedział nieruchomo, wpatrzony w jakiś punkt znajdujący się gdzieś z boku. Alice nie była pewna, czy zastanawiał się nad jej pytaniem, czy też wyłączył się. Dopiero po kilku kolejnych sekundach drgnął nieznacznie.
- Przepraszam, czy mogłabyś powtórzyć? - zapytał, w dalszym ciągu nie patrząc na nią.
Harper nie powtórzyła jednak, tylko przyglądała mu się i piszczało jej w uszach z nerwów i poczucia winy. Była gdzieś na skraju wytrzymałości swojego spokoju.
Kirill zrozumiał to trochę opacznie.
- To nie tak, że cię nie słuchałem - rzekł powoli i łagodnie, jakby Alice gniewała się na niego z powodu nieuwagi. - Powtórz, proszę. Zawiesiłem się, ale to się już nie powtórzy. Obiecuję.
Alice dalej patrzyła na niego zaszklonymi oczami i objęła się mocniej rękami.
- Czas… - głos jej się załamał, ale odchrząknęła
- Pytałam ile zajmie ci dotarcie… - powiedziała nieco spokojniej, ale głupi by zrozumiał, że jest smutna, nie wściekła.
- Sprawdzałem to - Kirill powiedział od razu. - Około siedem i pół godziny z przesiadką, korzystając ze standardowych linii lotniczych. Jako że nie posiadam prywatnego odrzutowca, a z teleportacją też u mnie średnio… chyba właśnie tyle czasu zajmie mi przybycie. Choć nie wiem, o której są godziny odlotów - rzekł.
Spoglądał na Alice, która wydawała się być na granicy płaczu. Nic nie powiedział w związku z tym, nie ustosunkował się. Kirill nie do końca sprawnie poruszał się w sferze emocji.
- Może Bóg istnieje - rzekł po chwili, zmieniając temat. - To by tłumaczyło tę ironię. Chciałem odegrać się na moim wrogu, sypiając z bliską dla niego osobą. W rezultacie przyzwyczaiłem się do myśli o tej osobie i stała się również dla mnie… być może, bliska. I następnego dnia trafia ona w ramiona jeszcze innego, uderzając we mnie. Kto od miecza wojuje, ten od miecza ginie. Czyż nie? - zawiesił głos pytająco. - Może Bóg istnieje i chciał tym mnie ukarać za to, że nie potrafiłem po prostu wybaczyć temu, kto mi zawinił.
Harper milczała chwilę, po czym wystraszyła się
- Tylko jak stąd wyjdziemy… Nie udręczaj się, proszę - powiedziała napiętym tonem, przypominając sobie łazienkę w Petersburgu.
- Nie chciałam cię zranić… Po prostu dla mnie, moje ciało stało się mało ważne w tym wszystkim - powiedziała to na głos, a dopiero po chwili dotarło do niej jak diabelnie źle to brzmiało. Jakby walczyła o coś, nie mając nadziei dla samej siebie. Najgorzej, że w duchu miała ziarno takiej myśli i nie była to wymówka, by się wybielić przed Rosjaninem.
- A czy nie o nie właśnie walczysz? - Kirill podniósł brwi do góry. - Aby nie oddać go Tuonetar? Uznałaś, że wolisz oddać je de Traffordowi, najlepszemu przyjacielowi Joakima? - zawiesił głos. Następnie otworzył szeroko usta, uświadamiając sobie coś. - Mój Boże… ale to go zaboli… - pokręcił głową. Nie uśmiechnął się, chyba sam zbyt przytłoczony ciężarem wyznań Alice.
Śpiewaczka przyglądała mu się chwilę, po czym odwróciła się, zapominając o tym, czemu wcześniej tak tego unikała
- Ja się pogubiłam. Nie wiem o co w tej chwili walczę Kirill. Chciałabym o siebie, ale jeśli się nie uda, to chociaż o innych - powiedziała trochę przygaszonym tonem.
Kirill nic na to nie odpowiedział.

Wstał i podszedł bliżej śpiewaczki. Dotknął skóry jej pleców w tym miejscu, które nie było osłonięte przez tkaninę. Choć jego dłoń była delikatna, to obolała powierzchnia i tak dała o sobie znać.
- Rozbierz się - mężczyzna rzucił krótko. Nie było w tym poleceniu nic erotycznego. Nie o to chodziło Kaverinowi.
Alice wzdrygnęła się, pod dotykiem Kirilla. Dlatego, że zabolało, ale i dlatego, że przypomniała sobie czemu mu tego nie pokazywała. Błyskawicznie odwróciła się do niego przodem i zacisnęła mocniej ręce na przedramionach
- Co? - zapytała speszona jego poleceniem.
Kirill wydawał się niezrażony.
- Rozbierz się - rzekł bez śladu emocji na twarzy. - Chcę zobaczyć cię nagą.
Nie rozwijał wypowiedzi. Słowa, które wypowiedział, w jego mniemaniu kompletnie wystarczały.
Harper przyglądała mu się, szukając śladu jakiejkolwiek emocji. Poddała się w końcu i westchnęła ciężko. Opuściła ręce i zsunęła z siebie sukienkę, trzymając ją w dłoniach, stała teraz przed nim nago. Nie spoglądała sama na siebie, nie widziała jeszcze dokładnie szkód jakie uczynił jej Terry.

Kirill spoglądał na jej ciało bez śladu skrępowania. Taksował jej szyję, klatkę piersiową, brzuch, miednicę, nogi… przeszedł dalej, spoglądając na jej plecy, pośladki i uda. Okrążył ją trzy razy, kiedy wreszcie zatrzymał się za nią. Opuszki jego palców podążyły po siniaku zaczynającym się na biodrach i kończącym na lewym pośladku.
- On ci to zrobił? - zapytał beznamiętnie.
Alice nic nie odpowiedziała, tylko spuściła lekko głowę, mimowolnie spoglądając na swój biust. Znów skrzyżowała ręce, nieco skrępowana faktem, że była najwyraźniej mocniej poturbowana niż czuła, choć w sumie nie była w stanie ustać wcześniej na nogach, a to już o czymś świadczyło.
- Siniaki zostawione przeze mnie zdołały już zżółknąć i przykryć się tymi, którymi obdarzył cię de Trafford - Kaverin mruknął jakby lekko melancholijnie. - Nie spodziewałbym się, że tkwi w nim taka energia. Z drugiej strony on pewnie nie spodziewałby się jakiejkolwiek po mnie.
Następnie odwrócił się plecami do Alice i ruszył z powrotem na środek pomieszczenia.
- Czy chcesz, żebym również na jego ciele zostawił siniaki? - zapytał. - Jednak jeżeli bił cię za twoją zgodą, to nie sądzę, bym mógł mieć do niego jakiekolwiek pretensje.
Śpiewaczka po prostu założyła z powrotem sukienkę. Odgarnęła włosy do tyłu, poprawiając ich pofalowane końce.
- Mniej więcej tak samo jak tego, by Joakim dorwał ciebie za akcję w Petersburgu - powiedziała przygaszonym tonem.
- Dość już osób cierpi. To nie tak, że on miał z tego przez cały czas znakomitą zabawę. Nie wiem czy się orientujesz, ale Terrence zdecydowanie wolałby Joakima zamiast mnie - powiedziała napiętym tonem.
- Sądzę, że istnieje Bóg. I kpi sobie z nas wszystkich - burknęła.
- To szaleniec, albo głupiec - odparł Kaverin. Nie precyzował, czy ma na myśli Terrence’a, czy Boga. Następnie zwiesił głowę i zaczął pocierać o siebie ręce. Jakby nieco nerwowo. Alice zauważyła, że Kirill stawał się coraz bardziej zestresowany, co było niezwykle alarmujące, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe wycofanie. Jego wzrok wbity w podłoże wydawał się należeć do trupa.
I mimo to, że czuła się strasznie źle z tym, że go zraniła, Harper ruszyła się w jego stronę
- Kirill… - zaczęła powoli. widziała, że jest niespokojny, tylko nie była pewna jak ma mu pomóc… Przytulić? Czy to by mu pomogło? A może tylko pogorszyło? Nie miała pojęcia. Na razie tylko powoli szła. Kirill wydawał się tego nie zauważać. Tak właściwie równie dobrze mógł w ogóle przestać dostrzegać jej obecność.
- J-jak można… - zająknął się lekko, kręcąc głową - ...chcieć go? - zapytał. - Ja miałem go i w tym nie ma żadnej radości. Jest tylko ból… cierpienie… a także blizny - zamknął oczy, kompletnie rozbity. Wyglądało na to, że niewinna wzmianka Alice, że de Trafford wolał Joakima bardziej od śpiewaczki znienacka rozbiła go. Zdołała trafić w ten jeden jedyny, szczególny, słaby punkt. Wcześniej Alice czuła się niekomfortowo z brakiem mimiki i modulacji głosu Kirilla. Pytanie brzmiało, czy Kaverin był taki zawsze. Bo wszystko wskazywało na to, że to właśnie Dahl ukształtował go w to, kim się stał.
Śpiewaczka zatrzymała się tuż przed nim i podniosła rękę, by dotknąć jego policzka ostrożnie, jakby się bała, że jest z porcelany i że się potłucze, jeśli dotknie zbyt mocno. Chciała, żeby Kaverin wrócił tu i teraz, a nie był gdzieś tam.
Kirill ani nie odsunął się, ani nie przybliżył. W żaden sposób nie zareagował na bliskość Alice. Chwilę pozostawali w milczeniu, kiedy nagle mężczyzna podniósł wzrok i spojrzał prosto w oczy Harper.
- Tuonetar może być wcieleniem zła - rzekł. - Jednak jeżeli kiedyś ją spotkam, to podziękuję jej. Za to, co robi Dahlowi. Spełnia moje najgorsze, najbardziej podłe fantazje, torturując go i niszcząc. Chcę, żebyś o tym wiedziała.
Alice nic nie odpowiedziała. Pogłaskała go po policzku i opuściła rękę. Koło nienawiści… Teraz to ona się zamyśliła, nieco nieobecnie nad tym wszystkim, ale cały czas uważnie obserwowała Kirilla.

Wyglądało na to, że wyczerpali już wszystkie tematy. Kirill wstał i spojrzał z góry na Alice. Nie licząc wciąż zaszklonych oczu, jego twarz ponownie tkwiła w zupełnej neutralności.
- Chyba czas już wracać - rzekł. - Cieszę się, że cię zobaczyłem.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Cieszę się, że do mnie przylecisz… choćby i na ostatnie kilka godzin - drugą część zdania powiedziała trochę ciszej. Stali dość blisko więc musiała zadzierać głowę, by na niego patrzeć, ale tym razem nie śmiała znowu przytulać go sama z siebie. Bała się, że mógłby ją odepchnąć po tym co mu powiedziała. Czekała po prostu jak znów odeśle ją z powrotem, by mogła się obudzić i męczyć z krzyżem swoich win.
- Nie mów tak - odpowiedział Kirill. - Wygrasz z Tuonelą. Przeżyjesz. Jestem tego pewien. A wiesz dlaczego? - zawiesił głos, spoglądając nią przeciągle. Chwila załamania zniknęła. Mężczyzna ponownie uspokajał się, a przynajmniej teraz był już w stanie ukryć swoje emocje. Co jednak zrobi po powrocie? Wizja Kirilla w wannie wypełnionej krwią ponownie wykwitła w umyśle śpiewaczki.
Alice przechyliła lekko głowę
- Dlaczego? - zapytała, zainteresowana jego odpowiedzią. Cień strachu zaigrał w jej oczach i nie szło powiedzieć po samym jej spojrzeniu co go wywołało. Na pewno jakaś myśl, ale jaka było zagadką dla Kaverina.
- Bo przeżycie to ta trudniejsza, bardziej okrutna opcja. Odejść i nie musieć zmagać się z konsekwencjami tych kilku ostatnich dni? Czyż zwykła śmierć nie brzmi zbyt wyzwalająco? Jeżeli Bóg istnieje, to jest okrutny. Już to ustaliliśmy. Obawiam się, że nie wybierze dla nas szczęśliwych zakończeń.
Kobieta uśmiechnęła się smutno
- To… To przykre… - stwierdziła prosto. I mimo, że mógł ją odepchnąć, Alice opuściła głowę i oparła czoło na jego obojczyku. Opuściła ręce wzdłuż swoich boków. Mógł ją odepchnąć, po prostu opadła by do tyłu. Wyglądała, jakby znów nie miała sił.
Jednak tego nie zrobił, choć również nie przytulił jej. Zamiast tego westchnął.
- Myślę… że nie powinno mnie dziwić, że będziesz potrzebowała i poszukiwała bliskości. Biorąc pod uwagę to wszystko, co przeżywamy - pokręcił głową. - Ja również nigdy nie byłem tak rozpaczliwie tkliwy. Nie twierdzę, że dobrze się czuję z tym, co powiedziałaś i co zobaczyłem na twoim ciele. Jednak kłamstwem byłoby, gdybym rzekł, że nie rozumiem dlaczego do tego doszło - westchnął.
Harper przytaknęła lekko głową
- Przepraszam, że cię zawiodłam i zraniłam - powiedziała cicho. Miała zamknięte oczy. Stała tak chwilę, po czym wyprostowała głowę, nie chcąc już naruszać jego przestrzeni osobistej. I tak już naważyła sobie bigosu tym wszystkim. Otworzyła powoli oczy, ale patrzyła w ziemię.
Tak jej się na początku wydawało. Jednak tak naprawdę spoglądała na sufit.

Leżała na sienniku Mielikki i Tapia. Została przykryta kilkoma kocami, jak gdyby znaleziono ją zamrożoną w jakiejś zaspie śnieżnej i rozpaczliwie próbowano rozgrzać. I choć gorąco przepełniało Alice, to nie było złe odczucie. Nie miała ochoty pozbyć się okrywających ją warstw materiału. Bardzo chciało jej się pić i była okropnie głodna, choć przecież niedawno zjadła chleb z pieczenią. Niestety wokół niej nie znajdowała się karafka z wodą i pragnienie, przynajmniej na ten moment, miało jej w dalszym ciągu doskwierać. Spostrzegła promienie słońca padające przez drobne okna. Dzięki nim mogła zorientować się w otoczeniu. Nic nie zmieniło się w chatce bogów od czasu, gdy ją opuściła. Jedynie posprzątano po jej kąpieli w ziołach. Alice spostrzegła również, że jest sama.
Śpiewaczka ucieszyła się, że nikogo nie było w pobliżu, bo nikt w takim razie nie usłyszał jej słów. A po chwili nikt nie widział, że usiadła i zaczęła płakać. Robiła to cicho i jedynie drżenie jej ramion zdradzało, że coś jest nie tak. Pociągnęła parę razy nosem, próbując się uspokoić. Ocierała oczy i policzki od łez. Denerwowała się, chcąc już uspokoić, ale najwyraźniej musiała wylać nieco bólu z siebie.

Po paru minutach odsunęła koce i spróbowała wstać, oceniając czy już może normalnie się poruszać.
Jęknęła. Jej ciało wciąż było obolałe, jednak w inny sposób, niż przed rozmową z Kirillem. Spojrzała na siebie. Siniaki, które zostawił po sobie Terry, zdążyły już zżółknąć. Jak długo była nieprzytomna? Nadszedł już dzień, patrząc na światło wylewające się przez okno, jednak… zaczęła zastanawiać się, czy był to poranek bezpośrednio po nocy rytuału. Świeże powietrze ciągnęło do środka przez rozwarte okno i delikatnie orzeźwiało. Alice ujrzała za nim poruszające się spokojnie zielone gałęzie leśnych drzew. Ten widok wydawał się zaczerpnięty wprost z jakiegoś idyllicznego obrazu.
Harper wstała i spróbowała nieco rozruszać mięśnie. Następnie ruszyła w stronę wyjścia z chatki. Gdzie byli wszyscy? Czy Terrence i Ismo już ją tu zostawili? Czuła się odrobinę zagubiona.
 
Ombrose jest offline