Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2018, 21:39   #432
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Poranek w puszczy

Przekroczyła próg chatki i wyszła na zewnątrz. Był piękny dzień. Jasne, niebieskie niebo rozciągało się wzdłuż i wszerz nad jej głową. Nie przykrywała go nawet pojedyncza chmurka. Cichy szelest traw tańczących w rytm wiatru przypominał nieco szum morza. Alice ruszyła bosymi stopami po zielonych koniczynach, rozglądając się naokoło. Wnet odkryła, że nie została pozostawiona sama, bez opieki. Tuż przy pniu do rąbania drewna ujrzała Terry’ego. Układał suche gałęzie, trzymając w jednej ręce siekierę. Zapewne mógłby zająć się tym zadaniem w znacznie szybszy sposób, korzystając z telekinezy. Jednak z jakiegoś powodu postanowił zapracować fizycznie na płomienie w kominku.
Alice stanęła jak wryta i przyglądała mu się chwile w milczeniu. Przypominała jej się żywo rozmowa z Kirillem i czuła się wyjątkowo dyskomfortowo w tym momencie. Rozejrzała się, czy był tu ktoś jeszcze, po czym ruszyła w jego stronę w milczeniu. Wiedziała, że wcześniej czy później ją usłyszy, o ile już to nie nastąpiło. Zdawało się, że byli sami.

De Trafford nie poruszył się, ani nie spojrzał na nią, choć bez wątpienia słyszał, że nadciąga. Położył gałęzie na pniu, po czym uderzył w nie ostrzem, tnąc na pół.
- Bałem się, że już nigdy nie obudzisz się - rzekł łagodnie. - Sam chciałbym mieć taki mocny sen. Ale przyznam, że nie pamiętam, kiedy ostatnio spałem tak spokojnie, jak w tej puszczy - zagaił. - Jesteś głodna? - zapytał.
Harper wzięła wdech
- Tak... Bardzo… Długo… Długo spałam? - choć starała się brzmieć spokojnie i naturalnie, dobry słuchacz i znawca teatru wychwyciłby, że tylko grała głosem. Nie czuła się dobrze. Psychicznie była wycieńczona własnym umysłem.
Terry jednak tego nie wychwycił. Wydawało się, że ostatnie godziny sprawiły, że wypoczął. Był w wyjątkowo dobrym nastroju.
- Ponad dobę - odpowiedział. - Nie mogłem wrócić, zostawiając cię w tym stanie, a wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że lepiej nie przechodzić z tobą na drugą stronę, kiedy jesteś nieprzytomna. Kto wie, jakie byłyby tego skutki - wzruszył ramionami. Dopiero teraz obrócił się i spojrzał na nią. Uśmiechnął się szeroko. - Uzbierałem dziko rosnące maliny, borówki i poziomki. Są bardzo słodkie, spróbuj - rzekł, wskazując na miskę wypełnioną apetycznymi owocami. Leżała nieopodal na trawie. - Mielikki i Tapio nie przynieśli nic konkretniejszego. Nie wiem, gdzie polują, bo w tych lasach nie ma zwierząt. Nawet ten chleb… choć ostatnio trochę wędrowałem, nie widziałem ani jednego pola pszenicy. To chyba zagadka.
Alice kiwnęła głową i podniosła miskę z leśnymi owocami, zaczynając je jeść ze smakiem. Była bardzo głodna i zdecydowanie nie można było mieć co do tego wątpliwości. Miała jednak nieco nieobecny wzrok.
- Kaverin przyleci do Helsinek - oznajmiła lekko zduszonym tonem.
- Jeżeli jest po naszej stronie, to dobra wiadomość, czyż nie? - mężczyzna zawiesił głos. Dopiero po chwili zmarszczył brwi. - Ale skąd o tym wiesz? - zapytał.
Podniósł rękę i starł mankietem koszuli strużkę potu z czoła. Robiło się coraz cieplej, a on pracował fizycznie.
Harper oblizała usta z malinowego posmaku
- Bo widziałam się z nim na planie astralnym, teraz gdy spałam - odparła. Wyglądała jakby nieco unikała patrzenia wprost na de Trafforda, albo jakby po prostu nad czymś się głęboko zastanawiała.
- Pracujesz nawet, kiedy śpisz - Terry pokręcił głową. - Powinnaś zostawiać sobie spotkania biznesowe na czas jawy - zażartował. - I co wynikło z tej rozmowy? Oprócz tego, że przybędzie do Helsinek. Jak jest w stanie nam pomóc?
Spojrzał na kupkę przygotowanych patyków. Alice spostrzegła że obok tkwiły już pocięte polana. Najwyraźniej Terry zaczął od najtrudniejszej, najcięższej roboty i na sam koniec zostawił to, co nie wymagało zbyt dużo siły.
Alice przyglądała się drewnu, a potem zjadła jeszcze kilka borówek
- Pomoc zawsze nam się przyda, a w razie czego, Kirill jest również Gwiazdą i to niezwykłą. Potrafi cofać czas. Co prawda nie o długie odstępy i nie wiem jak często, ale może - westchnęła. Myśl o tym, że Kaverin przyjedzie do Helsinek jednocześnie cieszyła ją i stresowała. Nie była pewna czemu, w końcu porozmawiała z nim o tym wszystkim.
- I nie zostanę tu chowając się pod kamieniem Terrence… - powiedziała wreszcie, nieco poważniejszym tonem.
Mężczyzna odrzucił siekierę i stanął pewniej na dwóch nogach, zwracając się w jej stronę. Oparł obie dłonie o biodra, patrząc na nią uważnie.
- Czy to twoja ostateczna decyzja? - zapytał, wzdychając. Ton jego głosu sugerował, że bardzo chciał usłyszeć w tym momencie zaprzeczenie. Alice spostrzegła w jego spojrzeniu, że martwił się o nią i w dalszym ciągu nie chciał narażać ją na niebezpieczeństwo.
Śpiewaczka przyglądała mu się chwilę, po czym odwróciła wzrok na bok i zatkała usta kolejna maliną. Jadła ją kilkanaście sekund, nim przemówiła
- Nie martw się. Nie… - zawiesiła głos na moment. Przypomniało jej się w jakim stanie zastała de Trafforda przy łóżku Joakima
- Nie pozwolę na to, bym była kolejną przyczyną twojego smutku - powiedziała i wyciągnęła w jego stronę miskę z owocami.
Mężczyzna westchnął i przyjął ją od kobiety. Spojrzał na owoce, które Alice zostawiła. Sięgnął ręką, jakby sam chciał spróbować którąś poziomkę, jednak nagle zastygł. Może stracił apetyt.
- Tu nie chodzi o mój smutek, tylko o twój dobrobyt - odpowiedział. - Jednak jeżeli chcesz wrócić… to mogę jedynie ci towarzyszyć i dbać o to, żeby okazało się to właściwą decyzją - uśmiechnął się lekko do Alice, jakby chcąc dodać jej animuszu. - Jestem przekonany, że Tuonela nie ma szans przeciwko połączonym siłom nas wszystkich - rzekł z dużą pewnością siebie.
Następnie pozbierał drewno i ruszył z nim w stronę Alice. Czy też może raczej chatki.
Alice kiwnęła głową
- Zaleźli za skórę zbyt wielu silnym osobom - zgodziła się z nim i zeszła nieco na bok. Ruszyła wraz z nim w stronę chatki.
- Gdzie jest Ismo? Nadal z sowami? - zapytała zmieniając nieco temat.
- Tak - Terry pokiwał głową. - To naprawdę szczęśliwa rzecz, że tutaj przybyliśmy - rzekł, wchodząc do środka. - Ismo nigdy nie odebrał standardowej nauki szamana. Tutaj natomiast może uczyć się, słuchając słów haltii. A nigdzie nie mógłby znaleźć odpowiedniejszych nauczycieli, niż w väki prawdy i mądrości. Między innymi dlatego aż tak bardzo nie spieszyło się nam do powrotu. Chciałem, żebyś mogła wypocząć tak długo, jak to tylko możliwe. Abyś mogła zregenerować się nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Ismo natomiast w tym czasie pobierał nauk. To tylko doba, ale z tego co się orientuję, to bardzo pojętny chłopak. Choć jego maniery w dalszym ciągu pozostawiają wiele do życzenia - rzekł bardzo oceniającym tonem.
Schylił się, układając drwa w palenisku.
Śpiewaczka mruknęła
- Jak i moje, co? - zauważyła lekko przekornie, po czym pokręciła głową. Rozejrzała się za czymś do picia.
Nie widziała niczego takiego, choć Terry zapewne schował gdzieś zapasy wody. Musiały być w którejś szafce. A może jeszcze nie zdążył napełnić dzbana rzecznym strumieniem.
- Niestety obracanie się wśród takich ludzi to mój krzyż - de Trafford uśmiechnął się żartobliwie do Alice. - Powiedz mi, jak się czujesz.
Alice milczała chwilę
- W porządku - skłamała
- Jest tu coś do picia? - zmieniła gładko temat.
- Tak, zaraz ci naleję - obiecał mężczyzna. Ruszył do komody, która była wypełniona szufladami i szafkami, po czym otworzył tę na samym dole. Wyciągnął dzban oraz drewniane kubki. - Uznałem, że będzie dłużej świeża, jeżeli nie będzie stała na widoku. Choć w sumie nie jestem pewien, czy stara szafka to tak dużo lepsze warunki. Niestety nigdy nie pokusiłem się o wakacje w jakimś ośrodku agroturystycznym. Te doświadczenia mogłyby okazać się tutaj bezcenne.
Wnet w dłoni Alice pojawił się pełen kubek wody. Smakowała dobrze, choć kompletnie inaczej, niż ta z butelki. Nie była do końca pewna, na czym polegała różnica, jednak zdawała się bardzo wyczuwalna.
- To “w porządku” to trochę za mało informacji - Terry spojrzał na nią uważnie.
Harper tymczasem zajęła się wysuszaniem kubka z wodą. Kiedy na jego dnie nie było ani odrobiny wody, odjęła go od ust i westchnęła. Była bardzo spragniona. Zerknęła na Terry’ego
- Chodzę. Nie boli mnie jak się pochylam. Jest w porządku - powiedziała spokojnie, mając nadzieję, że nie będzie drążył dalej. Czuła się i tak wewnętrznie wystarczająco napięta. Szczerze, to najchętniej położyłaby się jeszcze i spała, ale bała się, że znowu gdzieś wyląduje… Najchętniej usiadłaby w swojej wannie w Portland. Zapaliła zapachowe świece i rozsypała płatki kwiatów w wodzie. A potem słuchając muzyki relaksowała się, popijając wino. Uśmiechnęła się blado do swoich myśli
- Powinniśmy niedługo pójść do Isma, a potem wracać - zmieniła znów temat.
- Na pewno? - zapytał Terry. - Myślałem, że bardziej zregenerujesz się przez ten czas. Jednak wydajesz się wciąż wymęczona… co jest w porządku. Nie chcę, żebyś pomyślała, że wytykam ci to. Po prostu lepiej, gdybyś w pełni odpoczęła tutaj. Z powodu sposobu, w jaki czas biegnie w tym wymiarze. Jeżeli chcesz wrócić na ziemię, to dopiero wtedy, kiedy będziesz w najlepszym możliwie stanie fizycznym i psychicznym. Inaczej to nie będzie miało sensu. I nie jestem pewien, czy to właśnie ten moment - zawiesił głos, spoglądając na nią. Zamilkł na chwilę, zastanawiając się. Zamyślił się przez moment i wydawał się spierać ze sobą po cichu. W końcu wreszcie przemówił, decydując się poruszyć ten temat. - Masz wyrzuty sumienia z powodu tego, co się między nami zdarzyło? - zapytał. - Jeżeli źle się z tym czujesz… to chyba tylko rozmowa ze mną może to naprawić.
Alice wzięła wdech, po czym wypuściła powietrze i pokręciła głową
- Ja… Ja nie wiem z kim mogłabym porozmawiać o tym co mnie nęka Terrence. Jesteś też w to uwikłany i naprawdę nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym ci to tłumaczyła… - zawiesiła na moment głos
- Nie odpocznę psychicznie lepiej, póki cały ten bałagan się nie skończy. A nie wiem, czy wtedy też w ogóle mi ulży. Trochę za dużo zwaliło mi się na głowę w tym tygodniu, a jak to bywa z psychiką. To się odbije piętnem - wyprostowała się nieco
- Fizycznie jestem nadal nieco obolała, ale nie gorzej niż w Essen, kiedy zostałam postrzelona i chodziłam z bezwładną ręką. Boli, ale to nic w porównaniu z salwą z karabinu w bark - powiedziała poważnie. Rzeczywistość ukształtowała w niej pewien poziom wytrzymałości i to był jeden z niewielu plusów tego całego bałaganu z Tuonelą.
Terry skinął głową.
- Nie zamierzam na ciebie naciskać. Ale jeżeli zechcesz ze mną porozmawiać, to będę gotowy. Czasami problemy, które przeżywamy, wydają się znacznie mniej dramatyczne, kiedy wypowiemy je komuś, kto chce nas wysłuchać - uśmiechnął się lekko. - Pamiętaj, że jestem po twojej stronie i nie musisz przeżywać wszystkiego sama. Choć nie ma w tym nic złego, jeżeli chcesz - wzruszył ramionami. - Czyli chcesz jeszcze chwilę odpocząć, czy wolałabyś iść od razu do Isma?
Śpiewaczka zastanawiała się chwilę, po czym zaczęła się przyglądać Terry’emu jakby oceniała jego siły. Jakby decydowała, czy może mu powiedzieć i czy nie uczyni mu tym krzywdy, albo czy to nie sprawi, że de Trafford przestanie się do niej uśmiechać. Lęk zagrał na jej twarzy i pokręciła głową odpędzając go. Podeszła do dzbana i nalała sobie jeszcze wody do kubka
- Będę chciała pójść za kilka chwil do Isma - powiedziała zamyślonym, nieco mrocznym tonem, pogrążona w myślach. Napiła się wody.
- Kilka chwil to dość dobre określenie w świecie bez zegarków, gdzie nie można operować czymś bardziej konkretnym, jak na przykład minutami - odpowiedział Anglik. - Choć przyznam, że chciałbym, żebyś jednak określiła nieco bardziej dokładnie, o jaki przedział czasowy ci chodzi. Kilka sekund, minut, godzina?
Alice odstawiła ponownie pusty kubek
- Minut. Zastanawiam się nad tym, czy jednak ci powiedzieć, co mnie męczy, ale to nie takie proste. Zwłaszcza, że możesz się na przykład zasmucić, wściec… Albo nie wiem co - odparła i usiadła na krześle. Westchnęła, bo było twarde, a ona jednak miała nadal siniaki na pośladkach.
De Trafford zamyślił się.
- Myśl, że mógłbym się zasmucić lub wściec zadręcza cię tak samo, czy może nawet bardziej. Od tego, co poczułabyś, gdybym rzeczywiście tak zareagował. Czasami unikanie złych sytuacji może być bardziej męczące, niż ich przeżywanie - wzruszył ramionami. - Nie sądzę, żebyś była w stanie powiedzieć cokolwiek, przez co opuściłbym naszą sprawę. A jeżeli dbasz tylko i wyłącznie o moje uczucia… to wiedz, że posiadam bardzo dobrze rozwiniętą wyobraźnię. I niedopowiedzenia podpowiadają mi zapewne znacznie gorsze obrazy od prawdy w twoim umyśle.
Kobieta myślała chwilę, po czym kiwnęła głową
- W takim razie lepiej usiądź - poprosiła i poczekała, aż to uczynił.

Wzięła w dłoń kubek i zaczęła go nerwowo obracać
- Po pierwsze, jest kwestia Isma. widziałam jak jego zastępcza matka zmarła w pożarze nad jeziorem Bodom, jeśli nawet nie zmarła, to na pewno trafiła do szpitala w tak ciężkim stanie poparzenia, że nie wiadomo czy z tego wyszła. Chłopiec nie wie, że jego rodzice, których znał, to nie są jego prawdziwi rodzice… Co więcej, w Essen, musiałam wydać polecenie zabicia jego biologicznej matki. Współpracowała z Valkoinen. Jak myślę o tym, że będę mu to musiała powiedzieć, kiedy on… Tak bardzo mnie lubi… To mam wrażenie, że coś mnie w środku dusi - powiedziała i głos jej się przyłamał.
De Trafford pokiwał głową.
- Jesteś winna mu prawdę. Kiedyś, jak to wszystko zakończy się, będzie chciał wrócić do domu. Ma prawo wiedzieć, dlaczego nie zobaczy w nim matki. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak bardzo nam się przysłużył. I na ile różnych sposobów. Jednak nie powinnaś o niczym wspominać akurat w tym momencie. To nie jest odpowiedni czas na to, żeby rozkleił się i złamał. Ale po wszystkim, kiedy już zaczniesz wyjaśniać mu… postaraj się, aby dokładnie poznał powody, dlaczego taiłaś przed nim te informacje. I dlaczego jego biologiczna matka musiała umrzeć. Nie twierdzę, że to zrozumie… ale tylko w ten sposób będzie mógł to wszystko wybaczyć - de Trafford zamyślił się. - Biedny chłopak. Trochę mi przypomina Jennifer, kiedy była w jego wieku - mężczyzna rzekł, po czym na moment dał ponieść się wspomnieniom.
Harper wzięła wdech i powoli wypuściła powietrze. Wiedziała o tym, że powinna powiedzieć o wszystkim Ismo, ale dopiero po wszystkim. Czy to było wykorzystywanie go z ich strony? Czy może po prostu to było dla dobra świata? Tak sobie próbowała tłumaczyć
- Apropo Jennifer… Ona nie wie, jak to się stało, że Fabien zginął. A to w dużej mierze moja wina. Musieliśmy pozbyć się Mikaeli. Członek Valkoinen strzelił zbyt celnie… Szybciej niż ja w niego… Bonnaire… Oberwał. I przekazał mi słowa, które powinna usłyszeć Jenny, ale nie mam tyle jaj by jej to powiedzieć. Zwłaszcza, że… Gdy w sali pojawił się Tuoni i wszystkie zwłoki wstały, podniósł się i Ff… - zawiesiła się i zmarszczyła brwi wspominając tę porażającą scenę. Nerwowo przytknęła rękę do czoła i przetarła nią twarz.
De Trafford posmutniał. Nachylił się i wsparł rękami o uda i kolana.
- Fabien był dobrym Konsumentem i człowiekiem… - zawiesił głos - ...choć za życia byłem może uprzedzony względem niego - rzekł łagodnie. - I nie chciałem widzieć go przy Jenny. Czuję się z tym źle… - delikatnie dobierał słowa. - Być może był właściwym mężczyzną dla mojej córki? Może przeceniam mój wpływ na nią, ale przyszło mi przez głowę, czy byliby z sobą bliżej, gdyby moje nastawienie było inne - westchnął. - Ale teraz nie dowiemy się tego.
Zamilkł przez moment.
- Jednak nie powinnaś winić się za jego śmierć. To nie ty pociągnęłaś za spust. Fabien jest po prostu kolejnym powodem, by nienawidzić Valkoinen - de Trafford lekko zgarbił się, jakby pod naporem emocji. - Musisz znaleźć w sobie siłę, aby powiedzieć o wszystkim Jenny. Zarówno z szacunku dla niej… jak i dla niego. Mógłbym zaoferować, żebyś przekazała mi jego ostatnie słowa, żebym wyręczył cię i sam porozmawiał z córką… Ale czy tego właśnie chcesz? - spojrzał na nią.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline