Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2018, 21:40   #433
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Wędrówka w boskim lesie

Alice pokręciła głową
- To moje brzemię Terrence. Ja jej opowiem co się wtedy stało. Co powiedział… Po prostu… Po prostu mnie wysłuchaj… - powiedziała i przechyliła się do tyłu, jakby szykując na najcięższe. Jakby to co powiedziała przed chwilą, było najlżejszym ze wszystkiego
- Co wiesz o Kirillu i Joakimie? - zapytała wyjątkowo spokojnie.
- Znam historię z Noelem i to, że Joakim zemścił się na Kirillu - odpowiedział Terry. - Nie byłem przy tym, jednak z różnych źródeł i innych przesłanek wiem, że nie przebierał w środkach. Zapewne torturował go, nigdy nie dopytywałem się. Jeżeli ktoś jest bliski dla ciebie, to czasami wolisz przymykać oko na jego… - zamyślił się, dobierając słowa - ...niedostatki duchowe. Nie chciałem nigdy słuchać o tym, co mu zrobił, zresztą też nigdy nie musiałem. Mój kontakt z Kaverinem nigdy nie był zbyt częsty.
Harper kiwnęła głową
- Wyobraź sobie, że Joakim zrobił mu… Bardzo okrutną krzywdę za coś, czego Kirill nie zrobił. Przypadkiem dowiedziałam się, że to nie Kaverin skrzywdził Noela, ale to on zapłacił za to bardzo srogą cenę. Obaj są gwiazdami… Tak jak ja jestem Dubhe, Joakim jest Aliothem, a Kirill jest Megrezem. Sądziłam, że to w jakiś sposób robi nas sobie bliskimi, a jednak… - wzięła głębszy wdech
- A jednak najpierw jeden nieodwracalnie okaleczył drugiego, co zmusiło drugiego do wykorzystania najlepszej możliwej okazji do zemsty, gdy tylko się nadarzyła… - powiedziała trochę wymijająco, ale denerwowała się, że miałaby o tym opowiadać i wyraźnie było po niej widać, że coś jest nie tak.
De Trafford spoglądał na nią bardzo uważnie. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo nachalne było jego spojrzenie, odciągnął wzrok w bok.
- Nie chcę, żebyś pomyślała, że jestem wścibski… ale myślisz, że mogłabyś nieco bardziej rozświetlić mi sytuację? W jaki sposób Joakim okaleczył Kirilla i w jaki sposób Kirill zemścił się za to? - zapytał łagodnym, spokojnym tonem.
Alice przytaknęła sztywno głową
- Joakim myślał, że Kirill… cóż… wykorzystywał Noela. Więc… więc z tego co zrozumiałam… Torturował psychicznie i fizycznie Kaverina. Gwałcił go, a na koniec wykastrował. Zostawiając w takim stanie przy życiu - powiedziała napiętym tonem. Po czym nerwowo potarła kark ręką
- Gdy… Gdy byłam w Petersburgu… I rozmawiałam z Kirillem… Mogło mi się zdarzyć napomknąć, że jestem w stanie widzieć się z Joakimem, mimo tego, że jest w śpiączce… Nie wiedziałam jeszcze wtedy jakie są ich stosunki… I że Tuonetar go przetrzymuje, oraz… że widzi i słyszy wszystko przez moje zmysły… Rozumiesz dokąd to podążyło…? - zapytała retorycznie
- Podałam Kaverinowi narzędzie zemsty doskonałej… - powiedziała i przełknęła ciężko ślinę.
Terry milczał przez chwilę. Zmarszczył brwi, nie mogąc połączyć faktów.
- Co mógł zrobić? - zapytał. Po chwili drgnął. - Czy on… wynajął kogoś i wtedy… Bo wspominałaś wcześniej o… - wstrzymał oddech, spoglądając ponownie w oczy Harper.
Alice pokręciła głową
- Okazało się… że wykastrowany mężczyzna nadal może uprawiać seks. Ciekawa ciekawostka… Potrzebuje tylko odpowiedniego bodźca… Nieważne… Ważne jest to, co zrobiła Tuonetar… Ona. Ona sprawiła, że Joakim widział i czuł moimi zmysłami. I słyszał… Rozumiesz? - zapowietrzyła się od bólu w klatce piersiowej
- Czuł, że mimo strachu… Moja gwiezdna część, zareagowała na Kirilla… Tak jakby Gwiazdy cieszyły się z połączenia z każdą ze swego rodzeństwa - przegarnęła nerwowo włosy.
- Kiedy potem… Tuonetar zaciągnęła moją świadomość do Tuoneli. I postawiła mnie przed nim… On… Właśnie wtedy powiedział mi, że mnie nienawidzi… Mówiłam ci o tym… Teraz chociaż rozumiesz całość sytuacji… Ale to nie wszystko… Bo jak się okazuje. Gdy chwilę temu widziałam się z Kirillem. Odnoszę niejasne wrażenie, że się wściekł widząc moje siniaki. Zaskakująco szybko wydedukował, że to twoje dzieło i zdarzyło mu się wyrazić, że chciał zranić Joakima, a sam został zraniony od miecza, którym wojował… To jest jakiś… Jakiś kanał. Jestem uwikłana w naprawdę problematyczne koło. Ciekawe co zrobi Joakim jak się zbudzi i zastanie Kirilla w pobliżu. No raczej ręki mu przyjacielsko nie poda… - skrzyżowała ręce pod biustem i pokręciła głową. Nie czuła się lżej, mimo że komuś powiedziała wreszcie o tym, co ją męczyło.
Terry nieco zesztywniał w trakcie słów, które wypowiadała.
- Co zrobi Joakim mi, kiedy się dowie? Co zrobię ja Kirillowi, jeśli go spotkam? - zamyślił się. - Chyba tylko czas pokaże. Mówisz o nim… mam na myśli Kaverina, z taką… - zastanowił się, szukając słów. - Nie czuję, żebyś była na niego zła z powodu gwałtu. To był gwałt, pamiętasz? Nawet jeżeli Dubhe się z niego cieszyła, to jeszcze nie znaczy, że Alice też powinna - rzekł. Czyżby przemawiała przez niego zazdrość?
Alice spojrzała na Terry’ego
- Byłam. Byłam zdruzgotana. Ale potem on się zabił. Znaczy… Znaczy prawie, bo zmusiłam go do cofnięcia czasu. Żałował. Zrobił mi krzywdę, chcąc się zemścić. Nie miał prawa i nie powinien, ale dziwisz mu się? Po tym co zrobił mu Joakim? Jestem zła na nich obu. I żałuję ich obu… - westchnęła ciężko
- Mam tylko nadzieję, że nie poskaczecie sobie do gardeł, gdy zjawi się w Helsinkach, bo odniosłam wrażenie, że Kirill darzy cię teraz podobnymi wesołymi emocjami, co ty jego… A gdy Dahl się zbudzi? Ja nie wiem, czy ten armagedon, co go właśnie teraz oczekujemy, to nie jest leciutkie preludium. A może przesadzam? Wyobraź sobie posiłek ku czci zwycięstwa i wy trzej przy stole. Mój Boże… - pokręciła głową na tę nieprawdopodobnie chaotyczną wizję.
- A tym posiłkiem jesteś ty? - Terry spojrzał na nią, po czym pokręcił głową. - Jesteś osobą, nie pokarmem. Jeżeli chodzi o Kirilla… chyba nie jestem obiektywny z powodu moich uczuć do Joakima. Na pewno łatwiej byłoby mi go żałować, gdyby nie narzucił na ciebie swojej woli. Dobrze przynajmniej, że żałuje. A zresztą… - machnął ręką. - Nasza czwórka to jakiś jeden wielki rozgardiasz - zamyślił się, odchylając na krześle do tyłu. - Ustalenie takiej wersji wydarzeń, przy której wszyscy skończą szczęśliwi, to jakieś niemożliwe do rozwiązania sudoku - nieco uśmiechnął się na to porównanie, choć wcale nie wydawał się zbyt wesoły.
Alice otworzyła szerzej oczy, po czym spłonęła szkarłatem
- Nie miałam na myśli takiego posiłku… Nieważne… - burknęła i pokręciła głową
- To wszystko mnie męczy… Tak jak cały temat mojego pochodzenia… Tego, że biologicznego ojca, który nic o mnie nie wie, będę musiała powitać słowami, że jego druga córka straciła głowę podczas misji… I w żadnym razie nie metaforycznie… Dorzućmy do tego jeszcze moją byłą przyjaciółkę z IBPI, Yuki Hao. Obecną na naszej rozmowie w sali konferencyjnej, która próbowała zagrać mi na uczuciach, wyznała że coś do mnie czuje i próbowała nakłonić do powrotu do IBPI… No i cały ten fragment o tym, że jestem Gwiazdą i muszę się przepychać z fińską boginią o własne ciało. A czekaj. Zapomniałam. Jeszcze nie żyję. Zabiła mnie własna siostra, okłamana przez Tuoniego. Przez co potem Jenny uwaliła jej głowę… Świetny tydzień! Gdzie ukryta kamera? - mówiła coraz szybciej i na koniec uderzyła dłonią w stół, ale tylko zabolała ją ręka.
- W twoich oczach - de Trafford odpowiedział szybciej, niż powinien, nawiązując do szpiegowania ich przez Tuonetar. - Przepraszam, nie powinienem - zawiesił głos i pokręcił głową. Następnie westchnął. - Co za bałagan.
Alice parsknęła śmiechem, ale już po chwili zamilkła...
Przez chwilę Terrence milczał, rozmyślając na te tematy. Nagle zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś.
- Powiedz mi w takim razie… czego chciałabyś ode mnie? - spojrzał dłużej na śpiewaczkę. - Co powinienem czuć i co zrobić, aby to wszystko wyglądało choć trochę lepiej? Gdzie mnie widzisz? Z jakimi emocjami i relacjami względem innych osób… a także ciebie?
Śpiewaczka westchnęła
- Nie jestem pewna… Wcześniej było prościej, teraz… Teraz wszystko skomplikowało się i poplątało jak sznurówki pięciolatka. Nie wiem gdzie widzę samą siebie, a co dopiero kogokolwiek. Jest tak wiele spraw, ja naprawdę jestem tylko jedna na to wszystko. Po prostu nie chcę, żebyś i ty zaczął mnie nienawidzić w tym wszystkim - podniosła się od stołu i podeszła do okna.
- Nie martw się o mnie. Nie chcę być dla ciebie ciężarem, wręcz przeciwnie. Zasługujesz na to, żeby mieć obok siebie kogoś, kto by cię wspierał. Nie wiem, czy ze wszystkich chcesz, żebym ja był tą osobą… lecz mimo to mogę nią być - uśmiechnął się do niej ciepło. - Jeżeli chcesz ode mnie jakiejś rady, to nie myśl o niczym i o nikim tak długo, jak nie staniesz z tą osobą twarzą w twarz - roześmiał się. - To chyba jedyny sposób na uniknięcie nerwicy i myślenia za dużo.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Staram się robić dokładnie w ten sposób. Jednak Tuonetar nie pomaga… W Essen… W Essen prawie się im poddałam. Bo inaczej Jenny i Emerens wpadliby w ich łapy. Nie zgadniesz, ale skórę uratowała nam Camille i Zaira… - pokręciła głową
- To najbardziej szalony tydzień w moim życiu - westchnęła na podsumowanie wszystkiego.
- I jeszcze się nie skończył - Terry skinął głową. - Kto by pomyślał, że Camille, z którą przy tobie walczyliśmy na śmierć i życie, okaże się sprzymierzeńcem Kościoła. Nie wiem, jak długo powinniśmy jednak przyzwyczajać się do tej myśli - lekko uśmiechnął się, nieznacznie kręcąc głową. Potem wstał, jakby przeciągając się. Spojrzał na nią przez krótki moment, po czym jego wzrok poszybował w górę, na sufit. - Masz ochotę przejść się do sów i Isma? - zapytał. - Czy wolisz jeszcze chwilę porozmawiać w spokoju?
Śpiewaczka zerknęła na niego
- Możemy iść. Myślę, że to już odpowiedni moment… - powiedziała i westchnęła lekko. Wyprostowała się i poczekała na Terrence’a przy drzwiach wyjściowych z chatki.

Następnie ruszyli ścieżką. Tą samą, po której stąpali poprzednim razem w drodze na wiec sów. Alice rozpoznawała te same drzewa i kamienie, choć nie była przekonana, czy sama potrafiłaby trafić na miejsce. Czy Terry posiadał taką dobrą pamięć? A może ostatniego dnia, kiedy spała, również udał się do Sarteja? Wydawało się to prawdopodobne. Najpewniej chciał odwiedzić Isma.
- Śniło ci się coś oprócz Kirilla? - de Trafford zapytał, przerywając leśną ciszę.
Alice pokręciła głową
- Nie. Natychmiast gdy zasnęłam, najpierw byłam w takiej… ciemności, wręcz klaustrofobicznej, a zaraz potem wyciągnął mnie z niej Kaverin - wyjaśniła i znów zamilkła. Rozglądała się
- Byłeś w międzyczasie widzieć się z Sartejem? - zapytała.
- Może nie tyle z Sartejem, co z Ismem. Ale w rezultacie haltiję również widziałem - mężczyzna odpowiedział. Spoglądał na wysokie pnie drzew oraz wyrastające z nich liczne, grube gałęzie gęsto obsiane drobnymi listkami. - Pytał, czy wiedza, którą przekazał, okazała się wystarczająca. Odpowiedziałem, że tak i że rytuał został dopełniony. Potem chciał wiedzieć, co wynikło z rozmów z Akką na temat jego väki. Niestety nie potrafiłem odpowiedzieć na pytanie. Kompletnie zapomniałem o tej części umowy z Sartejem i nie przyszło mi do głowy zapytać cię o to po tym, jak się obudziłaś… - zawiesił głos, patrząc na kobietę.
Alice momentalnie staneła jak wryta, patrząc chwilę na Terrence’a, a potem spoglądając przed siebie, a na koniec w niebo. Klasnęła w dłonie i zaczęła się śmiać. Wesoło, co przeszło w nerwowy, nieco chaotyczny śmiech. Pochyliła się i oparła dłonie o kolana, jakby ciężko jej się oddychało
- Świetnie… No po prostu znakomicie. Różowo, wykwintnie. Doskonale! Tak. Tego mi było trzeba. Dokładnie tego… - powiedziała już się zdecydowanie nie śmiejąc.
De Trafford również zastygł w bezruchu, kompletnie zaskoczony reakcją Harper. Jeżeli jakiejś spodziewał się, to na pewno nie takiej. Jej śmiech kompletnie go sparaliżował. Kiedy przerwała go i przemówiła… jego niepokój wcale nie zelżał.
- Och - mruknął. - No cóż.
Rozległa się chwila ciszy.
- Na pewno nie można powiedzieć, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do komplikacji - rzekł neutralnie.
Harper powoli wyprostowała się i przegarnęła nerwowo włosy
- Tak… Komplikacje. Moje drugie imię… - westchnęła. Zerknęła na Terrence’a
- To będzie przyjemna rozmowa… - pokręciła głową i ruszyła dalej.
Mężczyzna nie został w tyle i również pospieszył w stronę Sowiej Kniei.
- To powiedz… co się wydarzyło? Akka nie chciała rozmawiać? Powiedziała coś, czego Sartej nie będzie chciał usłyszeć? - Terry zwrócił na nią wzrok, teraz zainteresowany. - Pamiętaj… to nie koniec świata. Przecież nie jesteś odpowiedzialna za wynik negocjacji.
Alice spojrzała w górę, na niebieskie niebo. Ujrzała na nim orła Mielikki. A może to był jakiś inny ptak? Z tej odległości trudno jej było powiedzieć. Jeżeli rzeczywiście dostrzegła chowańca bogini, to czy oznaczało to, że znajdowała się niedaleko? A może jedynie wysłała go na zwiady?
Kobieta zerknęła na Terry’ego
- Nie była zbyt chętna do miłych rozmów. Wydawała się nieco zgorzkniała i prawie się z nią pokłóciłam w sprawie jednego tematu. Więc nic dziwnego, że i mi wyleciało z głowy coś tak cholernie znaczącego jak mała obietnica dla sów… A wspominałam o nim nawet, że też nie wpadło mi to do głowy… - pokręciła głową, spięta.
Terry głośno westchnął.
- To będziemy musieli wymyślić jakieś rozwiązanie. Dobrze, że teraz uświadomiliśmy sobie ten problem. Gdybyśmy stanęli przed Sartejem i on wtedy zapytał o to wprost… - mężczyzna zawiesił głos - ...na pewno byłoby znacznie gorzej - dokończył. - Masz pomysł na jakieś wyjście z tej sytuacji?
Śpiewaczka pokręciła głową
- Zawsze mogę mu zaproponować, że któraś z sów mogłaby się spotkać z samym Ukkiem. W końcu będę musiała wcześniej czy później stanąć przed nim i skonsumować koronę nieba… Tylko czy to się zaliczy? Mogę powiedzieć, że Akka nie była zbyt rozmowna i jedynie omówiłyśmy temat uwolnienia jej męża i to szybko… Jeśli jednak będę musiała zmierzyć się z konsekwencjami złamania przysięgi, to tak zrobię. W końcu to moja wina. Powinnam była pamiętać. Miałam taki obowiązek i spartoliłam sprawę - powiedziała poważnym tonem.
- Może jednak nie przedstawiaj sprawy w ten sposób Sartejowi - odpowiedział Terrence. - Masz dobry pomysł z tym Ukkiem. Tak mi się wydaje. Nie jestem pewien, jak bardzo wiążąca jest magia samej przysięgi, ale jeżeli obiecamy mu, że sam Ukko wysłucha trosk jego väki i że właśnie to zostało ustalone z samą Akką… to czy będzie to kłamstwo? Technicznie chyba nie do końca, skoro bogini obiecała wielką przychylność za uwolnienie swojego męża, nieprawdaż? - de Trafford zastanowił się przez moment. - Chyba że to z mojej strony myślenie życzeniowe.
Alice zastanawiała się
- Nie chciałabym kłamać, ale spróbuję zaproponować rozwiązanie z Ukkiem - powiedziała zgadzając się. Choć nie była skłonna poruszać tematu Akki i jej słów wprost przy Sarteju.
De Trafford westchnął.
- Prawda - zgodził się. - Zapominam, że to jest istota paranormalna. I to patronuje samej prawdzie. Istnieje ogromna szansa, że potrafi rozpoznać zarówno ją, jak i kłamstwo, gdy ktoś rzuci mu nim w twarz. Jednak nie miałem na myśli wcale celowego opowiadanie bredni, lecz raczej… - zastanowił się - ...przedstawienie rzeczywistości w najlepszy możliwy sposób.
Rozbrzmiała chwila ciszy, po której roześmiał się.
- Chyba jestem okropnym człowiekiem - mruknął bardziej do siebie, niż do Alice, po czym nagle przystanął

Śpiewaczka spostrzegła, że znaleźli się u celu wędrówki. Za najbliższymi drzewami rozciągała się znajoma polana. Sowy na pewno zauważą ją, kiedy na nią wyjdzie… Czy była gotowa postawić na niej stopę już teraz? Czy może raczej powinna jeszcze przez chwilę zwlekać?
Harper zerknęła na Terrence’a
- Nie sądzę, byś był okropny. Po prostu chcesz dla nas jak najlepiej… Czy może dla mnie, bo to mój kark jest zagrożony… Jakby do tej pory i tak już nie był - uśmiechnęła się blado
- Idziemy? - zapytała.
- Idziemy - de Trafford zgodził się.

Nic nie zmieniło się od ich ostatniego pobytu. Być może właśnie stałość i niezmienność charakteryzowała święte miejsca. Z drugiej strony wcale nie upłynęło zbyt dużo czasu od ostatniego pobytu Alice wśród sów. Ich mrowie wirowało nad knieją, tworząc widok wyjątkowy i jedyny w swoim czasu. Stadami przysiadały na gałęziach, które o dziwo wcale nie uginały się pod ich ciężarem. Zupełnie tak, jak gdyby nic nie ważyły… jakby były duchami. Zresztą właśnie nimi były.
 
Ombrose jest offline