Dycha podjechał na polankę w ariegardzie, na spokojnie, bardzo niedzielnie. Ciekawostka, bo dla odmiany trupiarnia na miejscu już była, a nie stawała się w procesie z udziałem jego i towarzyszy. Można było odsapnąć.
Na miejscu napatoczył się hrabia Znanyktoś i coś tam wołał, że jest pieniądz do zrobienia i że Taven-magazyny-dziesięć tysięcy. Dalt nabożnie pokiwał głową, jakby rzeczywiście posłuchał i trącił konia obcasami na znak do drogi.
Do roboty się nie paliło, ale Taven było po drodze (po drodze dokąd? Dycha w zasadzie nie miał żadnych iksów na mapie, więc po drodze mógł być i Biegun), więc czemu nie? Grunt, że miasto było duże i można było zdeponować kasę w banku, coby nie latać z worem jak straganiarz. Zatem Taven, niech będzie. - Straszny łobuz - Brett poklepał Berdycha po ramieniu i uśmiechnął się smutno. - Z taką tuszą długo nie pociągnie. Cholesterol go wykończy. |