Willibald Goodbody zasłużył sobie na miano najbardziej lekkomyślnego hobbita, jakiego znała historia.
Zaczął sam śmiać się ze swojej brawury i kuśtykając, powędrował powoli w miejsce, w którym rozstał się ze swoimi przyjaciółmi. Tam przysiadł przy jakimś drzewie, oparł się o pień, jedną nogę wyprostował, a tą z obolałą kostką zgiął w kolanie i masując kostkę, zaczął wyczekiwać na powrót reszty.
W tym czasie delektował się zielenią trawy, błękitem nieba, szumem liści drzew, świergotem ptaków, a nawet dziwnymi odgłosami dochodzącymi z jaskini. Udało mu się uciec z życiem z rąk trolla! Ale będzie miał co opowiadać! Willie bardzo szybko przestał przejmować się tym, że o mały włos nie stracił życia. Zaczął za to wyobrażać sobie miny hobbitów słuchających opowieści o jego brawurowych przygodach z trollami. Zaśmiał się wesoło na samą myśl.
W końcu tak go znudziło czekanie na pozostałych, że aż zgłodniał. Sięgnął więc do swojego plecaka po kawałek sera, chleb i dwa jabłka, po czym zaczął pałaszować, zabijając tym samym czas oczekiwania na pozostałych. Nawet nie przeszło mu przez myśl, że mogli właśnie walczyć o życie. Bardziej zaabsorbowany był sobą i tym, że sam przetrwał atak trolla.