Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2018, 22:55   #203
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
- Przebijko - zaczął Shavri, nad którym przecież wisiało widmo właśnie od strony tego silnego i potężnego. - Wiesz. Nawet jeśli Przeborka o której mówisz, faktycznie została złamana, musiała włożyć dużo pracy w to, żeby siedziała tu między nami kobieta, która tłucze ogry i zrzuca smoki z nieba. Same tylko smocze kły, które nosisz więcej mogą o Tobie powiedzieć, niż twoje piętno - stwierdził tropiciel. - Uważam to za największy honor dla mnie, że mogę walczyć z tobą ramię przy ramieniu nawet za pieniądze… Mój dziadek. Miał władzę i pieniądze, a jednak wszystko to roztrwonił, żeby pomóc ludziom przetrwać wojnę. Moje nazwisko znaczy coś dzisiaj tylko dla tych, których dosięgło jego wsparcie. Nie godzę się na obraz, który nam przedstawiłeś - pokiwał smutno głową. - Wiem, że nie jestem w stanie cię przekonać. Ale miej choć baczenie na to, że zbyt mocno cię szanuję jako człowieka i jako wojownika, żeby ci na siłę wmawiać mój punkt widzenia.

Kobieta roześmiała się niespodziewanie. Twarz jej pojaśniała, ale wesołość trwała krótko; za chwilę wielka wojowniczka znów przybrała spokojny wyraz twarzy, choć już bez śladu poprzedniego smutku. Pokręciła głową, ale w tym geście więcej było rezygnacji niż niezgody.
- Oj chłopcze. Zawsze znajdziesz słowa, żeby kogo pocieszyć, jak dobra matka swoje dziatki. - wyciągnęła rękę i klepnęła Sharviego lekko w ramię. Uśmiechnął się do niej niepewnie w odpowiedzi. - Ale nie trzeba. Nic mnie nie złamało; to była lekcja, po której stałam się silniejsza. Ciężka nauka, krwią, stalą i batem wytłumaczona, ale takie się najlepiej pamięta. Przeszłam to i nikomu jej nie życzę; ale nikt nie słucha, więc i ich... was, taka sama czeka. - wzruszyła lekko ramionami. -Widziałam to już u siebie, w klanie. I będę żałować, żeście teraz mnie nie słuchali. Ale każdy sam jest kowalem swojego losu, tak tu mówicie na równinach?
Wstała i przeciągnęła się.
- Naplotłam jak jakaś przekupka. Naprawdę to rozwiązuje języki! - uśmiechnęła się do Jorisa i jego trunku - Zostańcie, jak długo chcecie. Ja idę się zdrzemnąć, bo jutro w drogę! - podniosła kubek i postawiła go na miejscu, gdzie dotychczas siedziała, a potem dźwignęła swoje graty i ruszyła w głąb stodoły, gdzie znajdowała się prowadząca na pięterko drabina.
- I jeszcze jedno, Sharvi. - rzuciła na odchodnym - Nie jestem wojownikiem. Żyję tylko z miecza, bo nic innego nie umiem robić. - kiwnęła mu ręką na pożegnanie i po chwili zniknęła na stryszku.
Joris odprowadził waligórzankę wzrokiem na szczyt drabiny po czym westchnął zasmucony jej słowami.
- Dobranoc dzielna Przeborko - rzucił za nią trochę nostalgicznie czemu sprzyjał alkohol i również wstał - Na mnie też już...
Chciał dokończyć, ale ze stryszku zaczęła ich dobiegać stukot podskoków i wcale wesoła piosenka. A za chwilę jakies stłumiona przekleństwo i stukot rzucanych o podłogę trepków.


Niziołek przez cały tok rozmowy słuchał grzecznie, a czasem coś kalkulował w myślach. Cały czas jednak pozostawał cichy, jak nie on. Jednak w końcu musiało się to zmienić. Najpierw szepnął coś na ucho Shavriemu, potem zaczął mówić głośniej i do wszystkich.
- Anthindol był liczem - powiedział, zaczynając wyliczać na palcach - Ten czarodziej, którego znaleźliście przy studni był nekromantą, choroba trawi wszystko co żywe i wydaje się wam, że jest związane z magią - stawiałbym na nekromancję właśnie. Zastanawia mnie tylko dlaczego Bowgentle, który uważany był za dobrego człowieka, według podań Volo zadawał się z Anthindolem. W dodatku oboje zniknęli, praktycznie w tym samym miejscu, choć nie wiem jak z czasem. Jest w księdze trochę nieścisłości. Bowgentle zaś był widywany wtedy ponoć w różnych miejscach, prawie że naraz. Dwa podobne znaki. Jeden w studni, drugi w kopalni… Nawet jeśli ich nie znam to logika podpowiada mi dwie możliwości. Portale teleportacyjne, albo wierzchołki trójkąta magicznego. Brakuje nam wtedy jednego wierzchołka. Dlatego stawiam na portale, ale może warto spojrzeć na mapę... może odgadniemy jakiś wzór, podobno zaraza nie wykracza poza las Neverwinter. Źródło pewnie będzie w samym środeczku tego obszaru! Aura magii najczęściej przybiera kształt kopuły!
Shavri zmarszczył czoło. Ostatnio robił to bardzo często.
- Środek tedy przypadałby w górach - stwierdził z zaskoczeniem, bo to by pasowało do magicznej kopalni. - I tak tam musimy w którymś momencie się udać, ale niestety nie teraz. Nam obu zwłaszcza pilno do Neverwinter, Trzewiczku.
- Tak, tak! Pod warunkiem, że zaraza obejmuje także obszary lasu dalej wysunięte na północ. To nawet trochę po drodze, a w Neverwinter zbierzemy więcej informacji. Jak znajdziecie mapę, chciałbym się jej przyjrzeć - ucieszył się niziołek i z zadowoleniem znów zaczął słuchać innych.

To był kolejny raz gdy Joris żałował, że Rika jednak nie przyszła. To co mówił Trzewik napewno ogarnęłaby lepiej niż myśliwy. Bardzo się jednak starał dokładnie zrozumieć powiązanie między Bowgentlem, a zarazą i chyba się z nim zgadzał. Za dużo w okolicy dziwnych przypadków, by nic ich ze sobą nie wiązało.
- Tedy… - zaczal ostrozne podsumowanie - Neverwinter, Thundertree i potem kopalnia.
Nabrał powietrza i zaśmiał się.
No nie mogę się doczekać Waszych min jak usłyszycie kopalnię.
Po czym nalał wszystkim po jeszcze jednej kolejce z rozczarowaniem osiągając dno gąsiorka.
- Thundertree, Neverwinter i potem kopalnia - sprostował Shavri, ale zaraz złowił spojrzenie Trzewiczka i szybko dodał: - A nie! Masz rację, Jorisie. Najpierw Neverwinter!
Swoim czasem mógł szafować do woli, ale tu i o zdrowie niziołka szło.

Oczywiście istniała szansa, że trzeci wierzchołek wspomnianego trójkąta będzie się znajdował nad dwoma pozostałymi, a nie pod. Ale resztki kultu, odkryte w kopalni, o których tu dziś usłyszał, kazały mu sądzić, że ma racje.
Póki byli jeszcze trzeźwi wyciągnął 200 sztuk złota od Omara by podzielić je między najemników. To, że nie miał ochoty wykonać zlecenia nie przeszkadzało mu najwyraźniej skorzystać z pobranej zaliczki. Bez Marva najęci zostali on, Przeborka i Zenobia, lecz Traffo - sobie tylko znaną logiką - zasugerował dodanie do zlecenia również Jorisa. Czemu chciał mu płacić za wytropienie i zabicie ex-towarzysza, którego Joris znajdywać i zabijać nie chciał? To wiedział tylko Shavri. Tropiciel jednak zdaje się przemyślał sprawę gruntowniej, nim podszedł do starszego kolegi.
- To już od dawna nie jest wyprawa tylko w jednym celu i już dawno nie chodzi tylko o zlecenie od Omara. Wylądowaliśmy w tej kabale razem. Zrozumiem, jeśli ich nie zechcesz, sam się zastanawiam. Ale z tych pieniędzy można zrobić coś dobrego. I masz moje słowo, że jeśli faktycznie wyżyje tę przygodę do końca, znajdzie sposób, żeby w taki, czy inny sposób podziękować wszystkim towarzyszom ich wyprawy. Mimo że pędzą nas razem nasze osobiste sprawy, to po drodze będziemy mogli sobie nawzajem pomagać.
- Zachowaj złoto Shavri - stwierdził Joris jakoś po trochu mile zaskoczony gestem, a po części zakłopotany. Niby wiedział, że go z Marvem wkręcili do współpracy w poszukiwaniu Kosta. Ale nie czuł żadnej swojej zasługi w tym o do tej pory zdziałali. A już na pewno nie był przekonany co do kontynuacji. Ale też przez to nie mógł się pozbyć wrażenia, że ktoś po prostu daje mu pieniądze za nic. A to zdarzało się niezmiernie rzadko. Zbył niechciane uczucie machnięciem ręki - A jak dług jaki czujesz, to w Neverwinter mi możesz piwo postawić. Nie obrażę się.
Shavri kiwnął głową. I schował pieniądze. Z doświadczenia wiedział, że one prędzej czy później zawsze są potrzebne, więc dobrze je mieć. Zanotował sobie w pamięci, żeby zarówno dla Jorisa, jak i Toriki zawsze mieć otwartą kieszeń, gdyby tego potrzebowali. Tymczasem dla podpiętych pod konkrakt z Omarem miał po 50 złotych monet zaliczki.



Gdy reszta towarzystwa się wykruszyła Stimy wziął Shavriego na stronę.
- Wszystko w porządku? Od południa jesteś strasznie milczący - zauważył Shavri. - Jeśli gorzej się czujesz, możemy poszukać czegoś na ból.
Trzewiczek pokręcił głową przecząco, a zrobił to na tyle energicznie, że wykluczył tym jakiekolwiek osłabienie.
- Mówiłem już, że Hin są bardziej wytrwałe na trucizny. Myślałem tylko! Raczej nic mi nie będzie, co innego z tobą, ale nie martw się. Byliście u burmistrza?
- Gadać z nim, czy w lochu? Byliśmy w lochu. Nic z tego nie będzie. Joris chce draba do Neverwinter zaciągnać pod sąd. Tylko chyba go najpierw będę musiał wyszczotkować, bo capi nieprzecietnie. To mi coś przypomina. Będziemy jutro szli po niego, to mogę zabrać z kufra twoją księgę.
Poruszało go to, jak niziołek już drugi raz mówi mu, żeby się nie martwił. To było więcej niż miłe, bo Shavri nie miała pojęcia, jakie sztuczki miał w rękawie Trzewiczek. Choć ciężko było mu uwierzyć, że może być dobrze.

Stimy drgnął na wieść o książce, ale nie tak bardzo jak powinien drgnąć złodziej na wieść, że ktoś chce jego kryjówkę nakryć. Niziołek tak sobie rozumował, że w zasadzie mało kto z ich drużyny lubił Tressendarów. Chyba tylko Przeborka. On sam ich nie lubił, bo go z dworu wykurzyli, a poza tym śmierdzieli mu złą magią. Zwłaszcza teraz, gdy wiedział, że jedna z ksiąg jest napisana w piekielnym. No… a skoro nikt ich nie lubił, to może mu ujść płazem kradzież książek, a w dodatku będzie mógł dowiedzieć się co w nich jest!
- Pójdziemy tam razem, ale tylko we dwoje, nikt więcej - szeptnął Trzewiczek i z radości klasnął w dłonie.
- Yyyy… - przepraszam cie, a co chcesz tam ze mną robić? Albo z brańcem?
- Chodzi o księgi, chcę coś ci pokazać, ale ciii… - Stimy przyłożył wskazujący palec do ust sycząc charakterystycznie. - Myślę… mam pewność że w grę wchodzą magiczne portale!
Shavri zerkał na niziołka jeszcze przez chwilę. Nie wiedział, czy ten żartuje, czy mówi poważnie, czy może ma to jakiś zwiazek z chorobą, himem, czy czymkolwiek innym. Nie znał się wprawdzie na magicznych portalach. Był tam dzisiaj i niczego niezwykłego - poza pokaźną ilością smrodu - nie zauważył. Ale skoro i tak schodzą tam rano z Jorisem, niech i Trzewiczek idzie, skoro chce i tak go to cieszy. Jedna rzecz tylko spokoju tropicielowi nie dawała.
- Dlaczego chcesz tam zejść tylko ze mną? Joris nie może z nami iść?
- Nie ufam mu, tak jak tobie.
- Stimy wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste, brakowało tylko prychnięcia. Shavri ze zdumieniem pomyślał dokładnie to samo, tylko odwrotnie. Nie ufał Trzewiczkowi tak, jak ufał Jorisowi. Dopiero po chwili w pełni zdał sobie sprawę z tego, co powiedział mu niziołek. Zrobiło mu się więc jednocześnie bardzo miło i głupio. Odchrząknął lekko speszony.
- Ja za to ufam mu całkowicie - stwierdził. - Och, no daj spokój. To Joris. Nasz Joris.
W zasadzie Stimy musiał przyznać trochę Shavriemu rację. Dopiero co miniona rozmowa z nimi wszystkimi pokazała, że Joris nie zamierza odpuścić Tressendarom, jeśli faktycznie coś knują.
- No dobra… ale nikt więcej!
- Ha!
- roześmiał się uspokojony Shavri. - Wątpię, żebyś znalazł chętnych nawet, gdybyś w złocie płacił.

Stimy pokręcił nosem na wspomnienie zapachów z loszka.
- Tak w zasadzie… nie chciałbyś może kupić u mnie jakiegoś magicznego przedmiotu na zamówienie? Zarobiliście trochę ostatnio, może mógłbym się na coś przydać?
- Potrafisz zrobić łuk, który nie chybia? - zapytał Shavri dając uciec myślom od nieciekawej przyszłości. Chociaż tak naprawdę to chciał zapytać o coś, co utrzymałoby jego łeb na karku po następnym spotkaniu z Omarem.
Trzewiczek podrapał się po głowie.
- Pomyślę, przejrzę moje notatki. O jak cennych przedmiotach mówimy?
- Niestety nie mogę wydać na to więcej póki co niż 200 sztuk złota, ale jeśli wszyscy wyżyjemy tę przygodę do końca, czuję, że stan kiesy i rodzaj zamówień znacznie się poprawią
- przyznał Shavri, życzliwie patrząc na niziołka.
Trzewiczek złapał się pod brodę trwając w zastanowieniu.
- Obawiam się, że za tyle to możemy pomyśleć co najwyżej o zwojach, olejach, miksturach lub infuzjach…

Nie było to coś, co satysfakcjonowałoby na dłuższą metę tropicela, zwłaszcza gdy Stimy wyjaśnił mu działanie i różnicę pomiędzy poszczególnymi utensyliami.
W końcu jednak Shavri wśród oferty Trzewiczka znalazł jednak coś dla siebie. Worek, który co rano sam napełniał się racjami podróżniczymi oraz wieczną pochodnię.
- Powiedz mi, czy ten worek wypełnia się jakimś konkretnym jedzeniem, czy w zależności od potrzeb? Chodzi mi o to, czy moja klacz też znalazłaby w nim coś dla siebie? No i ile to wszystko kosztuje?
- Dla klaczy mógłbym sporządzić osobny przedmiot
- Stimy pokręcił nosem - konie duuużo jedzą i nie to samo co ludzie, to będzie trochę trudniejsze.
Shavri, w którego domu za jego życia zwierzęta gospodarskie zawsze jadły lepiej od ludzi, kiwnął głową.
- Wezmę na początek ten worek z racjami i wieczną pochodnię. Na razie i tak chyba nie będzie mnie stać na nic więcej. Ale kto wie, jak się ułoży, pomyśl proszę nad tym magicznym paśnikiem dla mojej Mirry
. - Shavri sięgnął po swoją sakiewkę i skrupulatnie wyliczoną kwotę przekazał niziołkowi. - Dziś już zrobiłem zakupy na drogę, więc spokojnie możesz pracować bez pośpiechu. Mam co jeść.
Stimy z niejakim niedowierzaniem spojrzał na gotówkę Shavriego. Trochę nie rozumiał jak można tak bez pokrycia dać całą sumę i to na dwa magiczne przedmioty na raz!
- Najpierw jeden przedmiot, zachowaj to na potem - Stimy odliczył kwotę potrzebną na samouzupełniający się worek z podróżnymi racjami. Pod koniec z niejakim wahaniem odłożył jeszcze piętnaście monet i uśmiechnął się do człowieka. - To zniżka dla pierwszego klienta w Phandalin!
- Jesteś pewny? Nie chciałbym, żebyś był stratny, gdyby coś mi się stało nim skończysz.
- Jak zabiorę się za drugi przedmiot to zapłacisz za drugi
- Stimy wzruszył ramionami - ...a tak to jeszcze zgubię, albo ktoś mnie okradnie…
- No tak, złodziei nie brak w okolicy…
- westchnął tropiciel, chowając pieniądze.

Niziołka bardzo rozśmieszyły ostatnie słowa mężczyzny, ale nie chciał powiedzieć dlaczego. Śmiał się tak wesoło i zabawnie, że aż serce rosło.
Shavri, choć nie miał pojęcia z czego, zaczął się śmiać razem z nim.
Pogwarzyli jeszcze chwilę i wrócili do reszty.
Shavri rozłożył swoje posłanie na starym sianie i przez chwile nasłuchiwał cichnącej krzątaniny. Nie mieściło mu się w głowie jak długi i obfitujący w zdarzenia był to dzień. W ciemności poczuł naraz jak wraz z ciepłem od posłania wypełnia go spokój. Nie jedzie sam do Neverwinter. Jadą tam całą grupą. A Marv zabezpiecza karawanę Pani Leny. Wszystko będzie dobrze. Znajdą lekarstwo na przypadłość Trzewika i dowiedzą się czegoś o kultystach, lusterku, które muszą odnaleźć, a także o tym, jak zwalczyć zarazę i jakie ziółko z Omara i dlaczego słynny Marduk zrobił to, co zrobił. Shavri doszedł do wniosku, że chętnie go pozna. Chętnie też zobaczy, co słychać u Orlina, ale to akurat będzie musiało poczekać.
~ Wszystko w swoim czasie ~ pomyślał i ziewnął. ~ Jeden problem na raz…
Zaczął w myślach dziękować Sune za pomyślny koniec dnia, ale zdaje się, że w połowie tej dziękczynnej modlitwy spłynął na niego sen. Kojąc ostatecznie ból głowy i nerwy.
Coś jednak z nich zostało w głowie tropiciela, bo przyśniło mu się, jak staje do walki z Kurmaliną wielką jak młody smok, którego ubili, uzbrojony jedynie w swoje puste dłonie. Kura ziała ogniem i przepowiadała straszną przyszłość swoim w pełni zrozumiałym gdakaniem. Szczęśliwie jednak koszmar przeszedł w inne nocne mary i Shavri przestał się wiercić na posłaniu.
Noc wypełniła się cykaniem świerszczy i szemraniem lekkiego wiatru w czubkach koron drzew. W lesie, za wsią wilki obwieściły Nocnej Śpiewaczce tryumf swojego polowania dziękczynną pieśnią tyleż piękną, co upiorną.

 
Drahini jest offline