Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2018, 07:01   #261
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Gospodin zgodził się na układ, biorąc od niego zasłużony procent. W końcu był biznesmenem i nawet wojna nie mogła tego zmienić, a Brown 0 nie zamierzała się kłócić - miała przekonać obsadę klubu do pomocy i udało się, a sprzętu mieli dość, by nie musieć martwić się pojedynczymi magami, albo torbami granatów. Co innego chodziło informatyczce po głowie, ledwo Obroża sprzedała jej komunikat o nadciągających posiłkach.

Zacisnęła szczęki, zawiesiła wzrok na własnych butach. Nowa grupa Parchów. Straceńców mających stanowić tarcze między obywatelami, a potworami. Ilu z nich zginie w przeciągu najbliższej godziny lub dwóch? Vinogradova aż za dobrze wiedziała jak niezdrowe było bycie Parchem w tej okolicy. Z jej grupy pozostała już tylko ona, u Jacoba to samo. Tylko u Blacków jeszcze oddychała trójka… z dziesiątki… i tyle. Pozostałe grupy zostały wybite do nogi. A teraz Centrala postanowiła skazać na śmierć, cierpienie i ból nową grupę.

- Za paruminut będą tu nowi - powiedziała głucho do reporterki, przełykając nerwowo ślinę - Zrzucają ich już z orbity. N...nie powinni tego robić, przecież oni tu zginą. Jak… jak moja grupa… i cała reszta. Jak Jurij i… i… przepraszam - przymknęła oczy, próbując wziąć się w garść - Jesteśmy Parchami, sami się zgodziliśmy… ale - pokręciła głową - Ale ciągle pod tymi obrożami kryją się ludzie. Tacy jak w mundurach, garniturach… ludzie. Oni jeszcze nie wiedza jak tu jest… też… skończą jak - znowu pokręciła głową - Zoe miała rację. Nie damy rady uratować wszystkich.

- Może spróbujemy się więc zająć tym co możemy i mamy szansę coś zdziałać? Co myślisz o tej kapsule? Jak by się można do niej dobrać?
- reporterka chwilę patrzyła na zasmuconego Parcha aż w końcu zdając sobie pewnie sprawę z realności szans na spełnienie takiego scenariusza położyła jej dłoń na ramieniu w pokrzepiającym geście. A w końcu nawet objęła ją pocieszająco trzymając tak chwilę dla dodania otuchy. Wreszcie powiedziała swoje cofając się nieco i patrząc na zawieszoną pod sufitem kapsułę. “Gospodina” już nie było widać bo wszedł do tego latadełka pod tą wyrwą w hangarze.

- Nas też było więcej. Ale przez te monstra wszystko się chrzani. - burknął niechętnie jeden z ochroniarzy. Pracownicy Rosjanina w białym, poplamionym garniturze też zawiesili wzrok w pudełku z obiecanymi skarbami wgapiając się w nie jak w sroka w gnat. Byli tak blisko a jednak nie było to takie proste.

Rosjanka obróciła w jego stronę trupiobladą twarz, przełykając gorzką ślinę. Kwasowe kreatury poszarpały każdego żywego na tej przeklętej planecie. Nikogo nie oszczędzały i nadal nie będą oszczędzać.
- Tak mi przykro, nie powinno tak być - powiedziała kanciastym głosem. Nabrała dla uspokojenia porządny wdech, a potem wydech.
- Kapsuła sama w sobie jest odporną konstrukcją. Sprzęt wewnątrz również został zabezpieczony aby przetrwać ewentualne perturbacje - mówiła już spokojniej, również przenosząc się z uwagą na Brownpoint - Granat powinien wystarczyć. Obruszy blokujący gruz i kapsuła spadnie na ziemię. Tylko wcześniej trzeba przestawić maszynę - wskazała brodą na latadełko. - Ktoś z państwa zna się na pilotażu?

- Szef ma licencję.
- odpowiedział jeden z pozostałych ochroniarzy też patrząc w kierunku nieruchomej maszyny. Szef akurat stał się widoczny ponownie, tym razem przez szyby w kabinie. Usiadł na jednym z foteli i coś oglądał, pstrykał, sprawdzał i sprawiał wrażenie na zaabsorbowanego tą czynnością ale też i poruszał się całkiem płynnie.

- No to jak ją szef przesunie to można spróbować z tym granatem. Jak jeden nie wystarczy to najwyżej rzucimy kolejny. - dodał inny ochroniarz też obserwując szefa za lotniczą szoferką. Reporterka też nie próżnowała. Wycelowała swoją kamerę w kadłub latadełka filmując postęp prac i płynnie przechodząc do zwisającej tuż pod resztkami sufitu kapsułą.

- Otwórzcie wrota. - w słuchawkach usłyszeli głos szefa klubu “Haven & Hell”. Głosowi towarzyszył widoczny, odgarniający ruch ramienia więc jego ludzie pośpieszyli do wrót by wykonać polecenie. Ale szybko napotkali na przeszkodę w postaci elektronicznego zamka który blokował rygle zwalniające mechanizmy wrót.

- Panowie pozwolą… - Vinogradova przedreptała pod wrota, budząc po drodze hakerski panel na przedramieniu. Holoekran zaświecił błękitem, by po chwili zmienić się w czerń przecinaną białymi linijkami kodu. Tym razem nie było to nic skomplikowanego. Zwykła, nawet nie zabezpieczona procedura systemowa, więc szło szybko i gładko. Co innego włamywać się do Guardiana, co innego otwierać wrota lotniskowego garażu. Rosjanka nawet się uśmiechnęła, gdy przepięła złącza i zyskała władzę nad sterowaniem zamkami hydraulicznymi.
- Jeszcze chwilka - mruczała, czemu wtórował syk zwalnianych rygli i chrobot ocierającej się o siebie stali, a gdy ostatni rygiel puścił uniosła wzrok znad holoekranu.
- Gotowe - oznajmiła pogodnie, wskazując brodą na rozsuwające się przejście.

- Kozacko. - ucieszyli się ochroniarze z klubu szczerząc się z zadowolenia do Rosjanki i do siebie nawzajem. Brama z majestatyczną powolnością odsuwała się na świat zewnętrzny wpuszczając gorące, tropikalne powietrze i światło tropikalnego południa. Półmrok pomieszczenia zaczynał ustępować światłu dnia. Im bliżej tych wrót tym bardziej chociaż przy końcu pomieszczenia nadal było sporo cieni i półmroku. Po chwili brama stała otworem. No prawie. Z panelu zabrzęczał jakiś alarm i zabrzmiało to dość niepokojąco. Ale Brown 0 szybko się zorientowała, że system zgłasza awarię. Nie mógł w pełni otworzyć wrót widać coś je gdzieś blokowało. Niemniej i tak były otwarte gdzieś na 2/3 wysokości co w zupełności starczało na wyholowanie maszyny.

Bo trzeba było ją wyholować. Co też już nieźle podekscytowanym głosem szef pogonił swoich ludzi do roboty. Ci znaleźli w trzewiach tego magazynu jakiś wózek z odpowiednimi zaczepami a raczej to znowu szef ich pogonił w odpowiednią stronę. Sam wózek nie prowadziło się trudniej niż zwykły samochód a resztę zrobiły automaty które na szczęście ocalały. Po paru chwilach więc maszyna majestatycznym tempem została wytoczona na zewnątrz.
- Dobra, ja tu muszę jeszcze trochę sprawdzić. - odezwał się Morvinovicz co chyba było oznaką, że na razie ich nie potrzebuje. Teraz znowu było widać przez szyby kabiny jak pochyla się nad panelami i pewnie coś sprawdza. Sama maszyna na razie była jednak wciąż cicha i bez życia.

W tym czasie Brown 0 przemieściła się pod ścianą aby nie przeszkadzać pozostałym i znaleźć się w okolicy reporterki. Filowała też na detektor, aby zawczasu móc ostrzec resztę przed pojawieniem się niebezpieczeństwa… przynajmniej tyle mogła zrobić bez obawy, że znowu coś spartoli i ktoś przez nią zginie.
- Myśli pani, że Anatolij będzie potrzebował pomocy z… uruchomieniem maszyny? - zagaiła przyjaźnie, łapiąc pierwszy z brzegu temat, byle nie stać w krępującej ciszy. Uśmiechnęła się też delikatnie, przyglądając się Conti z uprzejmą uwagą.

- Myślę, że nie pogniewałby się gdybyś poszła i sama go zapytała. Zwłaszcza jakby panowie zabrali się za ściąganie tej kapsuły na dół. Coś słyszałam, że potrzebny jakiś granat. Świetnie by to chyba wyglądało na kamerze. Kamera lubi akcje i wybuchy. - Conti w lot podłapała temat i uśmiechnęła się równie uprzejmie co ciepło do czarnowłosej informatyczki. Zaraz jakoś płynnie przeszła do mówienia do pozostałych przy nich ochroniarzach spoglądając w odpowiednim miejscu na uwięzioną pod sufitem kapsułę i swoją kamerę. Ci popatrzyli chwilę na siebie, na nią, na Parcha, na widocznego w kabinie szefa i chyba reporterce IGN udało się ich zmotywować bo ruszyli w stronę widocznych schodów prowadzących na dach. Reporterka zaczęła szykować swoją kamerę.
- A powiedz Mayu, za co tak lubisz Anatolija? - zapytała nagle zerkając krótko znad kamery na stojącą obok Rosjankę. Detektor pykał miarowym, uspokajającym dźwiękiem nie wykrywając żadnego zagrożenia.

- A trzeba lubić za coś, nie można tak po prostu? - informatyczka odpowiedziała pytaniem i zaraz schowała twarz za detektorem. Szybko strzeliła oczami po okolicy upewniając się, że nikt ich nie podsłuchuje… prócz Centrali oczywiście, która miała wgląd w poczynania Parchów zawsze i wszędzie.
- To dobry człowiek, Anatolij. Szarmancki, uprzejmy i ceniący dobre wychowanie - odpowiedziała, uciekając wzrokiem ku latadełku - Co prawda Karl i Johan… niezbyt za nim przepadają, ale… dla mnie to… wolę… nie lubię oceniać według tego, co mówią inni tylko na… podstawie własnej opinii i doświadczeń. - poruszyła ramionami jakby chciała coś z siebie zrzucić - Nie twierdzę oczywiście, że w osądach jestem nieomylna, ale pan Morvinovicz od chwili gdy go poznaliśmy w Hell okazał nam serce i dobroć. Więcej niż musiał - wzdrygnęła się, wracając nosem do panelu detektora - Czy… mogłabym… mam prośbę, o ile w ogóle mogę pozwolić sobie zająć twój czas i uwagę… Olimpio.

- Ciekawe spostrzeżenia.
- reporterka delikatnie uśmiechnęła się subtelnie kiwając głową i też coś nadal gmerała w swoim panelu, tylko kamery a nie detektora. - I słucham, co mogę dla ciebie zrobić Mayu. - brunetka podniosła głowę znad swojego urządzenia i popatrzyła z zaciekawieniem na Parcha w brązowych barwach. Zachowywała się pogodnie i swobodnie zupełnie czując się chyba w tej sytuacji jak ryba w wodzie. A przynajmniej Brown 0 miała takie wrażenie.

- Czy… mogłabym prosić o chwilowe wyłączenie kamery? - informatyczka wskazała kiwnięciem głowy na medialne oko. - Tylko na chwilę, nic długiego.

Brew reporterki powędrowała na chwilę do góry gdy zastanawiała się nad prośbą skazańca. Po tej chwili skinęła głową i wyłączyła kamerę choć małe urządzenie nadal trzymała w luźno opuszczonej dłoni. W tej chwili oko kamery celowało gdzieś w nawierzchnię lotniska na jakiej obydwie stały.

Rosjanka odczekała jeszcze moment, woląc nie dopytywać się, czy oprócz wizji, kamera przestała też rejestrować fonię… trudno. Chyba zaczynała wariować i widzieć… już sama nie wiedziała na kogo powinna liczyć spoza tych znanych sobie osób, ale musiała zaryzykować.
- W kanałach widziałyśmy kokony zrobione przez… te potwory. W środku byli ludzie - zaczęła cicho, patrząc na reporterkę w napięciu - Złapały ich i zamknęły tam. Po wydostaniu okazało się, że… - zamrugała i zacisnęła pięści robiąc przerwę na jeden uspokajający oddech: powolny i głęboki - Po wydostaniu okazało się, że ci ludzie są zarażeni. Pasożytem. Jedną z tych bestii która rosła im w klatkach piersiowych. To samo było w kosmoporcie. Dlatego nie ma ciał ludzi… służą jako inkubatory. Widziałyśmy to. Ja i Zoe...pod ziemią.

Reporterka IGN wyglądała teraz znacznie poważniej gdy słuchała nerwowej wypowiedzi czarnowłosej informatyczki. Oczy Olimpii śledziły uważnie rozmówczynię a na twarzy pojawił się wyraz skupienia. Rozejrzała się po dość zdewastowanym lotnisku i jego budynkach. Na tej pustej przestrzeni widać było różne rzeczy i scenerię. Leje po bombardowaniu, uszkodzone pojazdy, przewrócone pojazdy, spalone pojazdy, leżące tam i tu truchła większych i mniejszych xenos ale nie było widać ciał ludzi. Ci jeszcze żywi znowu wystrzelili gdzieś z drugiego krańca budynku kilka wojskowych tripletów. Poza tym jednak nad tym wszystkim wisiała zielonkawa tarcza gazowego giganta z niewielkim krążkiem lokalnej gwiazdy obok i doskwierało te duszące, gorące, tropikalne południe. Ale ciał ludzi rzeczywiście w tym wszystkim jakoś nie dało się dostrzec jeśli już ktoś rozglądał się dookoła pod tym kątem.
- Pewnie nie było łatwo. Co się stało z tymi zarażonymi ludźmi? - zapytała w końcu reporterka gdy przez chwilę przetrawiła informację od informatyczki w Obroży.

- Było… - Rosjanka przełknęła ślinę, zaplatając trzęsące się ręce na piersi jakby nagle w tej pseudorównikowej duchocie zrobiło się jej zimno - To było… zadanie grupy Brown. Wyciągnąć ich… wszyscy zginęli. Przeżyłam tylko dlatego, że… Derek kazał mi zwiewać, a sam został… i osłaniał po tym jak Cindy… - mówiła głucho, zapatrzona w punkt pod nogami. Znowu wróciła do tych przeklętych kanałów i patrzyła na śmierć osób, które okazały jej serce mimo metalowych Obroży na szyjach. - Zostałam tam sama, czas się kończył, a… nie jestem idealnym przykładem żołnierza. Szczerze mówiąc nie nadaję się na niego pod żadnym kątem… ale znalazła mnie część grupy Black. Z tych co tam byli żyje tylko Zoe… i tylko ona do mnie zeszła wtedy. A to nie było jej zadanie, nie musiała - pokręciła głową, wracając powoli na rozgrzany słońcem asfalt lotniska - Wyciągnęła nas, odwaliła większość roboty i jeszcze osłaniała… chciałam prosić żebyś z nią porozmawiała j-jak wróci - skupiła uwagę na brunetce - Ja… pewnie bym coś zepsuła. Tylko… - westchnęła, przecierając odrętwiałe policzki wierzchem dłoni - Jest… nieufna i ostrożna. I ten syntezator… bo nie mówi. Nie normalnie, ma coś z krtanią bo okropnie chrypi i skrzeczy jak próbuje… i powie ci więcej. Ja mogę tylko potwierdzić, że ci zarażeni wtedy ludzie żyją. Mają się na razie dobrze. Tylko… Centrala nie chce w to uwierzyć - wymamrotała ze zmęczeniem.

Reporterka podeszła do skazańca i pocieszająco położyła jej dłoń na ramieniu. Lekko je poklepała chociaż przez pancerz Brown 0 raczej widziała to niż czuła. Gest jednak nadal był czytelny i zrozumiały w swojej naturalnej prostocie. Gdy jednak Conti słuchała dalszego ciągu wydarzeń które działy się kilka kilometrów i godzin dalej i wcześniej marszczyła brwi chyba próbując rozgryźć sedno sprawy do jakiej zmierzała Vinogradova.
- Zoe? Zoe Nash? Tą rudą, Black 8? - zapytała najpierw chcąc upewnić się czy mówią o tej samej osobie. - I o czym mam z nią porozmawiać? O jakich ludziach mówisz? Są gdzieś tutaj? Na lotnisku? - reporterka zapytała łagodnym tonem.

- Tak, z nią. Ona też… jest dobrym człowiekiem. - Brown 0 potwierdziła domysły i dedukcje drugiej kobiety - Ciągle mnie niańczy… no i przejmuje się nami wszystkimi, tylko nie chce się do tego przyznać. Razem z Chelsey i Hektorem pojechali do kościoła po grupę cywilną, która tam utknęła. Powinni… wrócą niedługo - zakończyła próbując się uśmiechnąć. Wyszło sztucznie, ale jakoś się udało - A ci ludzie są tu na lotnisku. Bezpieczni na tę chwilę i nie stanowią żadnego zagrożenia… przepraszam, wolałabym aby to Zoe ci o nich powiedziała i o tym o co konkretnie chodzi. Ja… obiecałam trzymać dziób na kłódkę. Dałam słowo kapitanowi, a… nie mogę zawieść jego zaufania, to byłoby niestosowne i stanowiło… olbrzymi nietakt po tym jak nam pomógł z resztą chłopaków.

- Kapitanowi? Kapitanowi Hasselowi?
- reporterka wyłapała kolejny trop i lekko skinęła kciukiem za plecy. Gdzieś tam w kierunku głównego terminala lotniska który obecnie był kluczową pozycją wśród ludzi. - No dobrze, rozumiem. Jak będzie okazja to zamienię parę słów z Zoe. O tych wyratowanych ludziach którzy gdzieś tutaj są, którzy byli ale nie są już zarażeni a których wyratowałyście z kokonów w kanałach. - Conti dała odczuć, że nie jest usatysfakcjonowana tak ogólnikowymi odpowiedziami co polała sosem zauważalnej ironii. Jednak nie naciskała na Vinogradovą i w końcu ruszyła śladem ochroniarzy którzy już dawno zniknęli z widoku więc powinni już być pewnie na dachu budynku albo prawie.
- Wracam do pracy, dokumentować to co się tutaj dzieje dla naszych wspaniałych widzów przed odbiornikami IGN. - powiedziała już z psikuśnym uśmiechem odwracając się od informatyczki.

Ona zaś kiwnęła jej głową na pożegnanie, też się odwracając, chociaż cel obrała kompletnie inny. Raźnym krokiem ruszyła do maszyny i biznesmena w białym, pobrudzonym garniturze. Musiała się zająć czymś konstruktywnym, żeby nie myśleć o tym co właśnie narobiła. Johanowi nie chciała przeszkadzać, dzwonienie do Blacków też odpadało, bo byli zajęci. Została tylko Vinogradova, użyteczna w stopniu znikomym jak przez większą część życia.

Brown 0 przeszła kawałek spalonego tropikiem lotniska i znalazła się w przyjemnym cieniu wnętrza latadełka. Wyglądał całkiem przyzwoicie co dawało nadzieję, że będzie w stanie lotnym. Musiałą wejść przez rozsuwane boczne drzwi pojazdu które prowadziły do ładowni. Tam stał jeden z ochroniarzy których zabrał ze sobą Rosjanin. Drugi grzebał coś przy zamontowanym przy drzwiach karabinie. Krótko rzucili do szefa kto przyszedł a ten zniecierpliwionym ruchem ręki dał znać, że gość może wejść do kabiny pilotów. Tam też zastała rosyjskiego biznesmena przy pracy.
- I co z tą kapsułą? Załatwione? - zapytał podnosząc lekko głowę na Rosjankę. Sam wydawał się skoncentrowany na pulpicie sterowniczym pojazdu. Ten pocieszająco mrugał światełkami i wskaźnikami ale nie satysfakcjonowało to chyba Rosjanina bo nie przestawał coś pstrykać. I to całkiem mocno jakby się bardzo niecierpliwił, irytował albo nawet wkurzał.

- Wasi ludzie poszli podłożyć granat. Najprościej zdjąć ją obruszając gruz pod konstrukcją. - Maya wyjaśniła pokrótce, stając pod ścianą aby nie przeszkadzać bardziej niż czyniła to w tej chwili - Można więc uznać za załatwioną… i mogę wam tu w czymś pomóc?

Rosjanin przytaknął na wyjaśnienia Rosjanki i zerknął przelotnie przez okno w stronę hangaru. Gdzieś tam powinni być jego ludzie i reporterka. Z roztargnieniem wrócił do konsolety i zmarszczył w skupieniu brwi. Nagle twarz rozpogodził mu uśmiech.
- A zaraz, z ciebie to jest przecież niezła spryciara - odezwał się dla odmiany przyjemnie i sympatycznie. Zaraz wskazał na sąsiedni fotel obok. - Może poradzisz sobie z tym ptasim móżdżkiem, co? - zapytał wskazując z irytacją na konsoletę. - Chce ode mnie Klucz i hasło i inne takie bzdety. Pojechałem go na awaryjnym to mnie wpuścił tu i tam. Przydałoby się zrobić restart silników i w ogóle. Ale bez tego cholernego hasła jak je włączę nie wiem czy mnie znowu wpuści nawet na awaryjnym. - wyjaśnił pokrótce “gospodin” na czym właśnie stoją. Rosjanka świetnie się orientowała, że wszelkie pojazdy i te na kołach, gąsienicach i latające a zwłaszcza wojskowe, były od strony informatycznej częścią systemu. Zintegrowaną częścią. Co było boskim wręcz ułatwieniem gdy wszystko działało i każdy był na swoim miejscu. Na przykład zabezpieczające pojazd przed kradzieżą jakby ktoś próbował wejść w tryb awaryjny aby zwinąć pojazd. A wedle systemu to właśnie próbował zrobić “gospodin” skoro nie miał prawidłowych haseł i kodów. No niestety gdy system czy pojazd zaczynał się krzaczyć czy nawet sypać to taka systemowa integracja potrafiła być bardzo upierdliwa a nawet uciążliwa. Niemniej sprytny informatyk powinien sobie poradzić z takimi niedogodnościami.

- Oczywiście, zrobię co mogę - Vinogradova kiwnęła głową, odklejając się od ściany i podchodząc do fotela pilota. Włączyła panel na przedramieniu, patrząc z czym na do czynienia tym razem. Na pierwszy rzut oka wyglądało skomplikowanie, system był porządny, robił go ktoś, kto znał się na swoim fachu i nie odwalał fuszerki.
- Czy każda maszyna musi tu mieć zabezpieczenia wojskowe? Proszę wybaczyć - mruknęła w rodzimej mowie, nachylając się przez co zawisła biznesmenowi nad ramieniem. Pewnie gdyby Johan zobaczyłby ich w tej chwili znów zacząłby robić te podejrzliwe miny i całą resztę…
- A skoro jesteśmy sami, bez świadków… też mam do was prośbę Anatoliju Morvinoviczu - szepnęła, z oczami utkwionymi w ciągu linijek kodu. Wypatrywała znajomych sekwencji umożliwiających próbę wpięcia się w system bez uruchamiania firewalla. - Wasza taksówka na orbitę… czy w razie czego mogłaby zabrać kilka dodatkowych osób? Pięć… wynieść ich bezpiecznie poza strefę kordonu wojskowego? - przerwała na moment aby spojrzeć mu w twarz z bliskiej odległości. Trwało to raptem parę sekund, nim wróciła do pracy, przegryzając się przez elektroniczny labirynt.
- To… pewnie byłaby ostateczność, gdyby poszło… bardzo źle… - westchnęła cicho. Nagle wszystkie kontrolne lampki w kokpicie zgasły, tak samo jak ekrany, a kobieta dalej wślepiała się w swój naręczny panel - Chciałabym aby w razie czego ta piątka miała wybór i wyjście awaryjne - dodała i stało się światło. Życie wróciło do maszyny, gdzieś pod ich nogami zadrgała podłoga gdy silnik zaczął pracę. - Gotowe gospodin.

- Pięć osób?
- biznesmen w niegdyś nieskazitelnie białym garniturze zastanowił się. Podrapał się po już nieco zarośniętym policzku pomagając sobie tym gestem w namyśle. - Pięć osób mówisz. A jakie to są osoby? Bo pewnie nie z Obrożami? - Rosjanin zanim się zgodził albo nie chciał poznać detale ewentualnej umowy. I na razie jeszcze nie wyglądało, żeby się targował. Na chwilę urwał trochę zaniepokojony nagłym bezruchem i ciemnością jaka zapanowała na panelu. Za to odetchnął z ulgą i uśmiechnął się promiennie gdy panel ponownie ożył i maszyneria wznowiła poprawną pracę. Teraz znowu zaczął z werwą i wprawą sprawdzać kolejne wskaźniki i przełączniki. Przerwał mu huk eksplozji. Granat. Od strony hangaru doszły ich jakieś jęki umęczonego metalu. Coś tam trzeszczało, chrypiało, kapsuła drgnęła, zaczęła się obsuwać ale znów się przyblokowała.
- No dawaj, dawaj, nie oszczędzaj, bistro, bistro, gieroj! - gospodarz zawołał trochę ponaglającym a trochę wesołym tonem widząc ten pół sukces. Dzięki komunikatorowi zabranemu z poprzedniego Brownpoint jego ludzie mogli go słyszeć nawet gdy się nie widzieli jak teraz. Rosjanin chwilę obserwował wnętrze hangaru ale w końcu spojrzał na fotel obok czekając na to co powie informatyczka.

No to zaraz zaczną się schody, Parch czuła to przez skórę, ale jak zaczęła to już musiała dokończyć.
- Johan Mahler, Elenio Patino i Karl Hollyard. Tych trzech, z którymi przyszliśmy do waszego klubu przed nawałą artyleryjską - nabrała oddechu i mówiła dalej - Sara, narzeczona Karla… i kapitan Sven Hassel. Sami najlepiej wiecie co tu się wyprawia, a jeśli… Centrala postanowi postawić na nas krzyżyk i zamieść pod dywan wszystko co się tu dzieje… chciałabym, aby wam i im się udało - przyznała cicho, siadając na drugim fotelu - Przeżyć, wrócić do domów. Nie… nie umierać. Nie tu, nie teraz i… nie w ten sposób - pochyliła głowę, zaciskając złożone na kolanach dłonie.

- Tak, no tak, oczywiście Różyczko. - Rosjanin ze zrozumieniem położył swoją dłoń na jej dłoniach. Wyglądał w tej chwili trochę jak starszy brat próbuje pocieszyć młodszą siostrę. Ale gdy cofnął dłoń i spojrzał gdzieś poza kabinę wzrok miał jakiś mało obecny. - Sven Hassel. I Karl Hollyard. - powiedział niby spokojnie ale jakoś nie było się co łudzić, że z właścicielami tych dwóch nazwisk łączą go przyjacielskie czy choćby ciepłe więzi.
- No nie wiem, Różyczko. Jaką jednostkę po nas przyślą i dokładnie kiedy. Nie wiem ile będzie tych miejsc. - biznesmen wrócił do sprawdzania aparatury pokładowej. Wtedy też dał się słyszeć kolejny huk granatu i zaraz dwa kolejne. Tym razem pomogło i kanciasta kropla kapsuły zgrzytnęła, zapiszczała dartym i ocieranym metalem ale wreszcie huknęła o podłogę hangaru. Z góry doszły ich radosne pokrzykiwania i wiwaty zwycięzców tego pojedynku z martwą, oporną materią. Rytm silników latadełka przed hangarem też się zmienił. Co Morvinovicz skwitował z zadowolonym uśmiechem.

- Sky Rider co ty robisz? - w słuchawkach dał się nagle słyszeć zaskoczony głos kaprala od łączności który pewnie dostrzegł jak nie osobiście to dzięki systemowi, że przybyło im nagle jedną sztukę ożywionej maszyny w systemie więcej.

- Zdaję sobie sprawę, że może być. Mimo to… jeśli znajdzie się szansa na ewakuację. Oni też będą mieć u was dług. Kiedyś może się wam przydać - przełknęła ślinę, a potem nagle drgnęła słysząc wojskowego łącznościowca.
- Tu Maya. Wszystko w porządku - połączyła się z wieżą, przekazując najpilniejsze informacje - Razem z panem Morvinoviczem i jego pracownikami zbieramy zapasy z Brownpoint, ale kapsuła utknęła na dachu w miejscu, gdzie nie da się do niej dostać. Dlatego zrzucamy ją na dół, a do tego trzeba przesunąć maszynę, bo spadając ją zniszczy.

- No dobrze. Nigdzie nie odlatujcie. Nie wiadomo jak zareagują wieżyczki.
- kapral Otten wydawał się nieco uspokojony słysząc zapewnienia Brown 0 o aktualnej sytuacji w maszynie i przy hangarze. Po czym rozłączył się a Rosjanin uśmiechnął się wyraźnie zadowolony.

- Oj Różyczko. -skrzywił się jednak jakby mu dała jakieś niedobre gluty do przełknięcia. - A tam, długi, niedługi, szkoda to roztrząsać. Poza tym ci wspaniali i dzielni funkcjonariusze, no chociaż za bardzo nadgorliwi i chorobliwie podejrzliwi, nawet wobec mnie. - Rosjanin poważnie położył dłoń na własnej piersi wskazując jak bardzo nie na rękę no i nie na miejscu było zachowanie obydwu policjantów. - No i w każdym razie może ci funkcjonariusze będą czuli się w obowiązku zostać na posterunku do końca? Pytałaś ich? To byłoby bardzo prawdopodobne i jakże chwalebne z ich strony by ratować własną piersią nas, zwykłych obywateli Maxa. - “gospodin” szybko odzyskał werwę jakby odnalazł własną wiarę w to, że tak właśnie powinni i pewnie się zachowają obydwaj antyterroryści.
- A teraz chodźmy Różyczko, czas się przepakować. - powiedział podnosząc się z fotela by opuścić kabinę. Zatrzymał się jednak by zapraszającym gestem wskazać dłonią Mayi na przejście do ładowni.

- Jeszcze z nimi nie rozmawiałam… wolałam wpierw spytać was czy ta opcja ma jakiekolwiek prawo bytu - przyznała szczerze, pod tym kątem nie zamierzając niczego zatajać. Wstała i posłusznie przeszła za biznesmenem - Wiem że… są do was uprzedzeni, niepotrzebnie przecież - westchnęła - Próbowałam im wytłumaczyć, ale… mają teraz inne sprawy na głowie. Oni cały czas to robią - zatrzymała się tuż obok niego, podnosząc głowę żeby spojrzeć mu w twarz - Ryzykują, pomagają nie tylko cywilom… ale kto pomoże im? A jeśli ktoś tu zostanie i będzie osłaniał kogokolwiek własną piersią… to my - puknęła w Obrożę - Najpierw wyślą nas, dopiero potem narazi się jakikolwiek pełnoprawny obywatel Federacji. Właśnie po to tu jesteśmy, po to nas wysłano - opuściła wzrok, podejmując marsz do ładowni - I nikt przeciw temu nie zaprotestuje.

- Nie mów tym tonem Różyczko, bo ja mam bardzo wrażliwe serce i mi się kraje jak tak mówisz
. - Morvinovicz znowu zrobił zbolałą minę i przyłożył dłoń do serca na znak jak bardzo dotykają go do głębi te słowa informatyczki. - I nie daj się zabić przede wszystkim. Rozmawiałem z Olegiem. - wyznał i trochę się przy tym żachnął. Postanowił jednak kontynuować dalej. - I jest dobrej myśli co do twojego wyroku. No ale musisz do niego dożyć prawda? Więc oszczędzaj się i nie rób głupot bo by mnie to bardzo zmartwiło. - powiedział chyba jak najbardziej na poważnie. Po czym też wznowił krótką wędrówkę przez ładownie latadełka i zręcznie wyskoczył z niej na płytę lotniska. Tam poczekał znowu podając szarmancko dłoń by informatyczce łatwiej było wysiąść. W blasku lokalnej gwiazdy błysnął złoty Rolex który tak kłuł w oczy Johana. Rosjanin nie świadom tego i z błyskiem złotego uśmiechu parł dalej wracając do hangaru. Dwóm ochroniarzom rozkazał pilnować maszyny więc ten kawałek do leżącej kapsuły wracali sami. Na schodach hangaru już było widać schodzących wyzwolicieli kapsuły.
- Poza tym Różyczko no ci dwaj co mówisz to tacy służbiści… - Rosjanin skrzywił się jakby łyknął łyżkę soku z cytryny. - No aż mi ich szkoda. Żeby byli choć trochę bardziej elastyczni. Jak nawet wielu ich kolegów po fachu… - Morvinovicz znowu westchnął jakby wspominał te dwa policyjne ciernie w swoim boku tak oporne i jątrzące po tylu bezowocnych próbach wyjęcia ich. - No myślę, że oni z uśmiechem na ustach zostaną tutaj i na to ani ty ani ja no nic nie poradzimy. Ci dwaj co mówisz, to jacyś żołnierze tak? No oczywiście, nie ma problemu Różyczko, musimy sobie pomagać w tej trudnej sytuacji. No i Sara, nasza kochana i śliczna pani architekt. No naturalnie, że się dla tej nieszczęsnej kobiety miejsce znajdzie. - Anatolij Morvinovicz zdołał razem z rozmówczynią wejść w cień hangaru przez co wydawało się, że jest choć trochę chłodniej. Zatrzymał się przed przewróconą kapsułą. Leżała na boku.Ale to nie był problem bo miała włazy z czterech stron świata więc któryś powinien się otworzyć. Nie wiadomo jednak było jak to wszystko zniosła zawartość kapsuły.

Vinogradova słuchała uważnie, ale głos uwiązł jej w gardle gdzieś od momentu pojawienia się tematu prawnika. Zrobiła wielkie oczy, unosząc obie brwi ku górze, a niewidzialna łapa chwyciła ją za gardło.
Pamiętał… obaj pamiętali. O niej. Mimo całej masy perturbacji, problemów i nerwów ciągle była szansa na cofnięcie wyroku.
- A… Anatolij… - wychrypiała, przyjmując podaną dłoń dzięki czemu o wiele łatwiej przyszło jej wydostać się z maszyny. Był też drugi aspekt, ten w białym garniturze. Wydawał się mówić szczerze, jakby naprawdę nie był mu obojętny los Parcha o kodzie wywoławczym Brown 0.
Szła za nim na miękkich nogach, z mętlikiem w głowie i piekącymi okruchami wciskającymi się w kąciki oczu. Poczekała aż skończy, gdyż wielkim nietaktem było przerywanie rozmówcy nim ten nie wyrazi swojego zdania do końca.
Otworzyła usta, aby odpowiedzieć. Nie udało się, bo głos odmówił współpracy. Wyszło jej zduszone chrypnięcie. Od początku, do znudzenia powtarzała chłopakom, że Morvinovicz nie jest zły. Nie mógł być, skoro potrafił pochylić się nad losem kogoś obcego, a ruch ten nie przynosił mu żadnych korzyści.
Ramiona informatyczki uniosły się ku górze, otaczając szyję biznesmena i przyciągając ciało w parchowym pancerzu do białego garnituru. Uścisnęła go z całej siły, opierając policzek o jasny materiał i zamykając oczy.
- Sp… spasiba - łapa na gardle odrobinę puściła, pozwalając wydusić jedno, drżące słowo.

- No już, już dziewuszka, no już… - gospodin wydawał się być oaza serdeczności w tej chwili i też przyjął uścisk kobiety w wojskowym pancerzu. Co poczuła dość słabo ale już dłonie które przez chwilę zawędrowały już raczej na jej pośladki a nie tylko plecy już bardziej. Ale gdzieś wtedy zeszła na dół ekipa ratunkowa kapsuły czyli ochroniarze i reporterka. Maya była prawie pewna, że Conti zdołała nagrać ten uścisk na swojej kamerze.
- A teraz czy byś była tak uprzejma i otworzyła te magiczne wrota? - biznesmen wskazał dłonią na zamkniętą kapsułę Brownpoint 4. Kapsuła była poszatkowana, pokiereszowana i osmolona pewnie od czasu wchodzenia w atmosferę aż po zderzenie z dachem i teraz granatami. I nie wiadomo co jeszcze przy okazji. Ale licznik na Obroży nie pokazywał żadnych zakłóceń i odległość spadła do zaledwie paru metrów.

- Tak… tak, oczywiście. Proszę wybaczyć, już… już się za to zabieram - zgodziła się, opuszczając ramiona i opuszczając przyjazny teren biznesowy na rzecz lotniskowej płyty i sąsiedztwa magazynku z bronią. Johan ją zamorduje, albo raczej będzie zły… albo znowu powie coś przykrego z zazdrości. Jeśli się dowie… a nawet jeżeli się dowie to nie mógł chyba zakazać jej…
- Później - potrząsnęła głową żeby odegnać nagłą gonitwę myśli. Teraz miała otworzyć kapsułę.
- W środku jest dron. Zamówiłam go dla Elenio - mruknęła do zebranych gdzieś za plecami ludzi.

Nikt nie robił Brown 0 przeszkód, wszyscy wydawali się wręcz czekać na otwarcie kapsuły jak na otwarcie prezentów od Dziadka Mroza. Sprawa mimo wszystko okazała się względnie prosta. Co prawda te obecnie frontowy właz brzdęknął, jęknął, zawarczał mechanizmami ale widocznie był uszkodzony albo zablokowany. Ale już ten “na dachu” otworzył się bez problemów. Sterczał teraz otwarty pionowo w górę a do środka kapsuły trzeba było się wdrapać z zewnątrz a potem zeskoczyć wewnątrz. Jednak to choć utrudniało wyładunek to jednak go nie blokowało. Wewnątrz Vinogradova dostrzegła chaos porozwalanych zawartości. Całe wojskowe złomowisko karabinów, magazynków, granatów, stimpaków przemieszanych ze sobą. Widocznie nie wszystkie skrzynie i szafki wyszły cało z tego orbitalnego desantu. Niemniej nawet to co pozostało w ocalałych szafkach było całkiem niezłym wzmocnieniem dla kogokolwiek na tym lotnisku. Szef nie tracił czasu tylko rozkazał podwładnym podjechać i terenówce i furgonetce bliżej. Mieli zacząć przeładunek od terenówki czyli od zasobów jakie biznesmen przewidział na własne potrzeby jako prowizję za swoje usługi.

- Mogło… być gorzej - wysiliła się na optymizm, widząc pobojowisko. - Możemy liczyć, że całość zapasów damy radę wspólnie przewieźć do terminala? - zwróciła się do Morvinovicza z delikatnym uśmiechem.

- Spróbujemy. - odpowiedział krótko Rosjanin gdy stanął tak by zajrzeć do środka i samemu zlustrować wnętrze. Gdzieś tam dalej, w tle rozległ się wizg szybkoobrotowych działek. Ale gdzieś dalej, pewne poza lotniskiem. Głowy zebranych na chwilę spojrzały w kierunku którym zdawał się dochodzić ten dźwięk ale oczywiście było widać tylko rozgrzaną od gorąca płytę lotniska i podobnie rozgrzane budynki lotniska.
- No, bystro, bystro chłopcy, nie ociągać się póki jest okazja zarobić parę kredytów! - zawołał niby wesoło biznesmen ale jednak ponaglenie w głosie było wyraźnie wyczuwalne. I jego pracownicy ustawiając się w żywego węża zaczęli podawać sobie kolejne skrzynki, pakunki i sztuki uzbrojenia.

Vinogradova wykorzystała zamieszanie aby dyskretnie usunąć się na bok, celem uniknięcia zbędnych świadków. Dla pewności jeszcze szybko zlustrowała okolicę, nim odpaliła komunikator, ustawiając połączenie głosowe. Nabrała powietrza, policzyła do pięciu i wypuściła je, przybierając pogodny ton.
- Hej Johan… jak wam idzie? - spytała, miętoląc w palcach końcówkę kosmyka czarnych włosów.

- O. No cześć Mayu. Właśnie skończyliśmy. Zabezpieczamy teren. No i mam furę. Będzie się czym rozbijać. Teraz przegrupowujemy się na ten magazyn z ammo. To wiesz, przyda nam się ta fura. A co u ciebie? - marine wydawał się chyba naprawdę zaskoczony, że Maya dzwoni ale brzmiało to jak przyjemne zaskoczenie. Bez trudu mogła sobie wyobrazić ja tam gdzieś stoi przy budynku z innymi żołnierzami i marines przygotowując się do zaliczenia kolejnego punktu programu.

- To dobrze, bardzo się cieszę że u ciebie w porządku - uśmiechnęła się ciepło w eter- A my dostaliśmy się do Brownpoint z Olimpią i ludźmi z klubu - celowo ominęła punkt zapalny zdania w postaci słowa-klucza na “m”. - Kapsuła utknęła na dachu, ale udało się ją ściągnąć na dół. Spakujemy sprzęt i zawieziemy go do terminala. Przejedziemy się potem, jak znajdziemy parę wolnych minut? Fajnie byłoby… zrobić coś prostego, zabawnego. Mam też… chyba dobrą informację, tak myślę. Ale to powiem ci kiedy się spotkamy. Będziesz miał motywację żeby wymyślić jak to zrobić… na przykład przy terminalu - tym razem szczerzyła się już pełnoprawnie. - Zobaczę czy dron dla Elenio przeżył, bo kapsuła trochę oberwała i straszny w niej bałagan.

- O. Tak? O no byłoby świetnie.
- Johan słuchał co mówi Maya i pewnie kiwał do tego swoją prawie wygoloną na zero głową bo od czasu coś potakiwał mrucząco do tego co mówiła. Chyba przełknął gładko to co mówiła i wydawał się zaciekawiony tą niespodzianką. Ale przez eter usłyszała jak ktoś go wołał po nazwisku i marine wyraźnie przyśpieszył chcąc chyba szybko skończyć.
- No pewnie, świetna sprawa. Drona zabierz to jak nawet nie działa to zobaczę na niego może się go uda naprawić. Jak dasz radę to mi załatw trochę zasobników do zestawu naprawczego. Kończy mi się. Dobra słuchaj, chłopaki na mnie czekają, muszę lecieć. Zobaczymy się przy terminalu. - zaczął już kończyć chyba szybko idąc a głosy innych żołnierzy w tle stały się wyraźniejsze.

- Tak, widzimy się przy terminalu. Uważaj na siebie kochanie... i bądź ostrożny. Wkurzę się jak coś ci się stanie - pożegnała się czerwona jak piwonia, ale było to miłe uczucie. Komunikator kliknął dźwiękiem oznaczającym koniec połączenia, a Brown 0 wróciła pod kapsułę.
Musiała znaleźć tego drona, pamiętała jak wyglądał poprzedni. Zasobniki techniczne też znała.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline