Gustaw był zły. Komendant uznał, że Baron go atakuje i obraża. Nie miał takiego zamiaru, tylko po przyjacielsku chciał unaocznić sprawę. Teraz Gustaw wiedział, że forma koleżeńska w wojsku to debilizm i największe zło. Obojętne w którą stronę. Żołnierzy trzeba twardo trzymać a do przełożonych zawsze według regulaminu. Nie można sobie pozwolić na luźne gadki.
Gustaw zasalutował i wyszedł z komnaty i ruszył jak mu kazano do lazaretu.
~ Po kiego wała mam tam iść?~ Zastanawiał się chwilę i w końcu się uśmiechnął sam do siebie.
Tam ranni i noszowi ze świeżymi informacjami z frontu przyłażą. Można na bieżąco się dowiadywać wszystkiego. Lecz nim dotarł zaczepił go jeden z wysłanych na wieżę garnizonu ochotnik.
Sierżant wiedział, że trzeba szybko reagować. Złapał gońca i rozkazał.
- Atak z rzeki się szykuje! Niezidentyfikowany obiekt zbliża się rzeką.- Wiadomość wysłał do Detlefa.
Po chwili podszedł zdyszany goniec zerkając na Waldemara to na Gustawa.
- Eee. Niziołek z murów prosi o wrzątek i olej do obrony potrzebny.- Zwrócił się do sierżanta. Gustaw przystanął i spojrzał przenikliwie na gońca i znikającego Waldemara.
- Dziękuję za informację. Odpocznij i zaraz polecisz z odpowiedzią.- Odpowiedział i ruszył do lazaretu.
Sierżant stanął i przyglądał się jak Waldemar opatruje rannego i instruuje podwładnych. Sam trochę znał się na rzeczy, ale co dobra rada to dobra. Czegoś zawsze może się nauczyć.
- O co chodzi z tym wrzątkiem?- Zapytał cyrulika gdy ten skończył.
- Jeśli macie to z Bertem ustalone to działajcie.- Dodał i zwrócił się do opatrzonego.
- Co na murach się dzieje. Ilu wrogów i jak sytuacja wygląda?- Gustaw dowiedzieć się chciał jak wygląda sytuacja i czy szykować wsparcie. Lepiej już czegoś się dowiedzieć niż po usłyszeniu sygnału o wsparcie dopiero zdobywać informacje.