Zbysio wpierw wgapiał się wpierw długo w Lucynę, która się rozbierała, a potem z obrzydzeniem odwrócił wzrok i pokonwulsjował w drugi kąt. No tak, przecież jemu nie mogła trafić się kobieta ładna i z gęby i z wnętrzności. Życie zawsze uwielbiało robić sobie z niego jaja. W momencie, gdy elfka zaczęła opowiadać, Zbysław zmusił się do obrócenia w jej stronę i oniemiały słuchał tej opowiastki. Jak widać, mocno jej grzmotnęło w łeb przy tej szarży na motorze.
Potem odezwał się Patryś, który już mówił bardziej z sensem. Może te krasnoludzkie figle coś mu dobrego wpompowały do mózgu... W każdym razie, w końcu trzeba interweniować, bo znowu przypiszą sobie wszystkie czyny. Oczywiście jego poświęcenie jest umniejszane i sprowadzane do drobnego ukończenia dzieła zniszczenia, w którym głównie brała udział Lucyna. A przecież ona jedyne co zrobiła, to wyrżnęła łbem w kibel... Trzeba coś powiedzieć.
- Gdyby nie moje gastryczne sensacje, to byś teraz taplał się w kiblu z przepychaczem. Ten małpiszon w basenie bredzi, jedyne co zrobił, to próbował się zaprzyjaźnić z tym monstrem. - Zrobił krótką przerwę i po chwili jeszcze dodał. - A wasze mniemanie o stropach, to niewielkie ma znaczenie. Jam jest bug biesady, czy czegoś tam i nic nie oprze się moim gastracjom, zapamiętajcie to.
Skończył lekko zdyszany i znów zanurkował pod wodę, tak by wystawały mu same oczy. Wydawało mu się, że w ten sposób wygląda groźniej. |