Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2018, 14:38   #274
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bullit po załatwieniu spraw związanych z ambulatorium, udał się na poszukiwanie Leeny. Najpierw zajrzał do jej kajuty, a nie znajdując jej tam, udał się do jej ogródka. Kapitan tam rzeczywiście przebywała, dbając o swoje roślinki.
- Może minęłaś się z powołaniem. Może powinnaś zostać ogrodniczką ?- zażartował doktorek.
- Mów mi jeszcze - Odezwała się kobieta z przelotnym uśmiechem, przerywając swoje zajęcie - O co biega? - Spytała, spoglądając na Bullita.
- O tych zakonników. Gdzie się z nimi spotkamy, jak planujesz to rozegrać? Co negocjować. Gdzie. I tak dalej. Lepiej jeśli pogadamy oko w oko z ich przedstawicielami, niż przez antenkę. Bezpieczniej.- wyjaśnił Bullit.
- Tyle pytań… tyle… wątpliwości... - Leena odwróciła się do Doca tyłem, po czym zaczęła lekko bujać(?!) w rytm niesłyszalnej muzyki?
- Nie jest czasem tak, że Kapitan się ufa i… chuj? - Parsknęła śmiechem.



- Ja tam mogę ci ufać. Ale ci rycerze niekoniecznie, a wystarczy nam kłopotów po drodze. Nie potrzebujemy jeszcze nieporozumienia z Zakonem.- stwierdził Doc wzruszając ramionami.- Zresztą… musimy wiedzieć co gadać, gdy już się z nimi spotkamy.

Leena ciężko westchnęła, po czym odwróciła się w końcu w stronę mężczyzny, krzyżując ręce na piersi.
- Czy okazja, sama w sobie, do zatłuczenia tego wrednego sukinkota, nie jest dla nich zbyt interesująca? Albo przejęcie jego bazy, żeby owi Rycerze mieli swoją nową placówkę? Bo co do nagrody, skoro ona od Unii, a on dla Unii, to raczej nie ma szans… no i same łupy w jego bazie, czy tam wartość finansowa owej bazy… możemy się z nimi podzielić tym co zdobędziemy choćby 30 do 70%... taki pomysł ogólny - Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. To rycerze, zakonnicy… oni są tak jakby… dziwni. Bardzo dziwni i robią różne dziwne rzeczy. Jak choćby zabijanie smoków i innych zwierzaków zagrażających różnym osadom, bez brania opłat za to.- ocenił Bullit zamyślony.-Mają swoje kodeksy i te różne… no… zasady. Nie wiem co ich kręci, a co nie.
- Skoro Ty nie wiesz, to ja mam ich rozgryźć? - Leena uśmiechnęła się tym razem pełną gębą - Zarzucimy przynętę, zobaczymy ewentualnie ich reakcję… no lecę na żywioł, co mam Ci tu ściemniać - Zaśmiała się głośno, kładąc dłonie na swych biodrach.
- Wolałbym mniej żywiołu. Ostatnio planowanie skończyło się bez strat w ludziach.- odparł ironicznie Bullit i podrapał się po głowie.-Masz tu w okolicy jakieś bezpieczne i dyskretne miejsce na spotkanie?
- Właśnie tam lecimy - Kobieta odwróciła się do niego bokiem, coś jeszcze przez chwilę grzebiąc dłońmi w jednej z roślin - Rozmawialiśmy o tym… nie pamiętasz? - Przewróciła teatralnie oczami.
- Tak. Planetka rodzinna. Pamiętam. Ale nie mówię o całej planetce, czy nawet mieście. Tylko o miejscu. Bardziej kameralnym, konkretnym miejscu na spotkanie i negocjacje.- odparł Dave uściślając swój punkt widzenia.
- Stacja-księżyc. Miejsce tajne, odizolowane, ale dosyć tłumne... choć wyjątkowo bezpieczne. Unia tam nie ma szans, potrzebowaliby ze 2 floty, inaczej mogą sobie jedynie pogwizdać... - Leena zaczęła grzebać palcami w ziemi - Kameralnie… to tam raczej nie jest.
- Myślę, że po kontakcie… zejdzie im tak z dwa trzy dni, na wysłanie przedstawiciela. Może cztery. - zadumał się doktorek zezując na bioderka Leeny ciasno opięte krótkimi spodenkami. - Mój kontakt szefem nie jest. Musi przekazać sprawę wyżej do swych przełożonych. Do wielkiego mistrza.To parę szczebelków do pokonania.
- Ok. No to plan jest. Będzie parę dni luzu, żeby naprawić statek, wyleczyć się i takie tam... - Leena spojrzała na Bullita, a ten dopiero teraz zauważył, iż jej oczy się szkliły. Czyżby zbierało jej się na płacz? Kapitan zacisnęła palce na ziemi, aż ta wycisnęła się między nimi. Kobieta powoli osunęła się na kolana, zwieszając głowę ku podłodze. Nie upadła, ot miarowo przycupnęła.
- Leena… wszystko w porządku. Coś cię boli? Męczy?- zapytał z troską w głosie Doc czując się w obecnej sytuacji nieporadny niczym niemowlak. Pocieszanie kobiet nie było jego mocną stroną. Nie był… wrażliwy z natury, czy delikatny.

Leena odchrząknęła, przetarła dłonią prawe oko, po czym spojrzała na mężczyznę z wyjątkowo fałszywym uśmieszkiem.
- Za dużo wypiłam, wypaliłam, i brałam różnych fajnych rzeczy, niekoniecznie w takiej kolejności… - Powiedziała niemrawym głosem, dokańczając wyjątkowo cicho:
- ...to mnie nagle wzięło na sentymenty.
- Możesz spokojnie… się rozpłakać i być miękka tutaj. To nic nie zmieni między nami poza tym ogródkiem. Nadal będziesz jedną z najtwardszym babek jaką znam.- odparł Doc ciepłym tonem.
- Och stul dziub Doc. Już dobrze - Leena wbiła wzrok we własne palce ubrudzone ziemią. Po chwili starała się zetrzeć brud ze swojej skóry, co nie bardzo wychodziło bez jakiejkolwiek wody, czy tam i szmatki. Wcale z nią chyba nie było dobrze, nadal wyglądała na czymś poruszoną…
- Taaa… zawsze możemy zająć ogrodnictwem. Jak nam się znudzi latanie po kosmosie i nastawianie zadków na strzały z laserowej broni.- zażartował Dave desperacko próbując zmienić temat.- Zawsze lubiłem naturę… co prawda, naturę gołą z ładnymi cyckami i kobiecą… ale to chyba też się liczy.
- Masz Vis, więc w czym problem? - Kapitan spojrzała poważnym wzrokiem na Bullita.
- Nie jestem monogamistą… a i Vis też chyba nie. Poza tym możemy mieć dwie farmy… obok siebie.- zaśmiał się Doc i westchnął. -Nie jestem stworzony do rodzinnego życia. To nie mój kawałek chleba.

Leena w końcu przestała grzebać w swoich dłoniach, po czym dosyć energicznie wstała z podłogi. Nadal z dziwaczną miną stanęła przed mężczyzną bliżej niż wypadało, wpatrując się jemu prosto w oczy.
- Więc co, chcesz mnie przelecieć z litości?
- Cooooo?!- Doc nie wiedział czy jest bardziej zaskoczony czy rozbawiony tak absurdalnym pomysłem.- Chyba sobie żarty stroisz. Dlaczego ktokolwiek miałby… brać litość pod uwagę? Po pierwsze jesteś gorącą laską… po drugie, czy ty przypadkiem nie masz romansu z naszą pilotką? Po co się nad tobą litować, nie jesteś brzydkim babsztylem tylko smakowitym kąskiem. Jeśli mi staje…- a stał mu wyraźnie, choć Doc starał się dotąd ignorować ten stan swojego ciała. -... to z powodu twojego kuszącego tyłeczka. Na pewno nie z poczucia litości.
- Nie, nie mam z nią romansu… a może Ty masz? W końcu z nią brykałeś, byłam przy tym osobiście - Na naprawdę drobny moment w kącikach jej ust pojawił się uśmiech - Więc kto tam wie… tu przecież każdy z każdym, w wielu konfiguracjach, trudno się już połapać. Jedni mają więcej, inni mniej... - Leena wzruszyła ramionami.
- Nie… w tej kwestii między nami nie ma po prostu iskry. Ta blondynka mnie po prostu nie rozpala. W ogóle.- dłonie mężczyzny spoczęły wpierw na biodrach Leeny, a potem na pupie. Przyciągnął ją do siebie dodając.-Nie brykałem z nią solo, nie planuję brykać… Po prostu nie jest w moim typie.
- I ani Ty, ani Vis nie macie nic przeciwko urozmaicaniu sobie figli? Znaczy się… no z Tobą to już wiem, a mała też ma do tego takie podejście? - Leena nie drgnęła ani na centymetr, obejmowana przez Doca, ale również się nie wzbraniała.
- Cóóóż… no nie wiem… różnie to bywa.- wydukał Dave masując pośladki swej pani kapitan, ale nie posuwając się dalej w swoich działaniach. -Kwestia chwili…

Dłonie kapitan powoli objęły Bullita w pasie, a kobieta przylgnęła do niego swoim ciałem. Twarzy jednak nie skierowała do pocałunku, chowając ją w jego szyi. Głośno westchnęła, po czym tak znieruchomiała, po prostu się przytulając.
- Nie narzekaj. Mało kto byłby w stanie na tym statku nie ulec twojemu urokowi. Ja na pewno nie.- zaśmiał się niemrawo Doc i wzruszył ramionami nie odrywając dłoni od jej pośladków.-A ja i Vis po prostu… jesteśmy razem. Ja pilnuję, żeby nie wpakowała się w większe kłopoty… Nie jesteśmy małżeństwem. Ba… najmniej pewnie się do takiego romansu nadajemy z całej załogi.
- Dzięki za miłe słowa - Leena szepnęła po naprawdę długiej chwili, i… tyle. Nic więcej nie powiedziała, nic więcej nie zrobiła. Stała jak stała, wtulona w Doca. Teraz tylko brakowało, żeby im się ktoś tu wpakował. Doktorek stał ja manekin z dłońmi na pupie Leeny i nie mówił już nic. Ba, nawet nie masował owych krągłości w obecnej chwili. Jakby uznał że nie wypadało tego czynić.

Po dłuższej chwili, zdającej się trwać wieki, w końcu kobieta się poruszyła, minimalnie od Bullita odstępując. Spojrzała mężczyźnie znowu załzawionymi oczami w jego oczy. Odchrząknęła, głośno odetchnęła, w końcu się i uśmiechnęła.
- Masz coś na poprawę humoru? Mam chyba dołki...
- Tytoń i alkohol… no chyba że chodzi ci o antydepresanty. Znajdą się jakieś proszki. Ziółek… nie uprawiam. Poza tytoniem.- przypomniał jej Doc.
Pierwsze i drugie mam już za sobą, na trzecie nie mam ochoty… nie masz czegoś… kolorowego? - Zrobiła dla odmiany nadąsaną minę.
- Kolorowego?- Dave nie bardzo łapał o co chodziło Leenie.
-Geeeez, Doc! - Kobieta trzasnęła go w ramię, odstępując już od niego całkiem - Rozweselacze, tabletki, kropelki, nawet i zastrzyk? No draaaagi kurde no. W końcu masz oficjalną aptekę? - Pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Nooo mam. Ale wiesz… głównie mamy przeciwbólowe. Psychotropów mniej.- zamyślił się Bullit i zasępił wyraźnie.- Dobra… może coś znajdę, ale przy sobie to nie mam nic.
- To mógłbyś coś załatwić? Ja tu grzecznie poczekam - Uśmiechnęła się przelotnie.
-Dobra.- Doc puścił Leenę i ruszył do wyjścia. Jego celem było ambulatorium i apteczka z psychotropami do której tylko on znał kod. Choć Dave nie stronił od narkotyków, to jedynie z rzadka zdarzało mu się zapalić trawkę lub coś mocniejszego… poza tym prochów nie używał. Jakoś go to nie kręciło, więc nie miał za wielkiego doświadczenia z nimi.

***

Wrócił po dwudziestu minutach z kolorowymi pigułkami, które mogły poprawić Leenie nastrój, a nawet dorzucić parę psychodelicznych wizji. I nie struć organizmu pani kapitan za bardzo. Służyły do leczenia depresji i paru innych schorzeń i nie powinny być wydawane bez pozwolenia lekarza. Dobrze więc, że Bullit lekarzem był, nawet jeśli z samozwańczym.

Od ponownego momentu przekroczenia progu kryjówki Leeny, do uszu Doca dotarł dźwięk prysznica. Mężczyzna dostał z tego powodu natłoku myśli w głowie, jednak widok, jaki zastał, bynajmniej nie był tym, czego się spodziewał.

Owszem, prysznic chodził na całego, jednak kapitan… no cóż. Siedziała pod nim, oparta plecami o ścianę, wciąż w ubraniu, z pustą butelką procentów leżącą obok. Oczy miała zamknięte, mokre włosy częściowo na twarzy, a ciało dosyć zwiotczałe. O żesz w mordę.


I zareagowawszy od razu Dave wpierw sprawdził czy żyje… delikatnie ją policzkując. Żyła… coś tam bełkotała w proteście. A może przez sen?
Pozostało więc zabrać ją spod prysznica. Co też doktorek uczynił przerzucają zalaną w trupa kobietę przez ramię i zanosząc do jej sypialni.

- Coooo... - Wybełkotała Leena już w swym łóżku - Co… jest?
- Nic…. idziesz spać. Może powinnaś się jeszcze rozebrać przed snem… ale to nie jest konieczne.- ocenił Bullit uznając szanse na przeziębienie się pani kapitan, na bardzo bardzo niskie.
- Nie… nie przychodziłeś… i nie przychodziłeś... - Zamarudziła kobieta, po czym zaczęła walczyć z własną mokrą koszulką, żeby ją ściągnąć - Fuuu… mokre…
Dave uprzejmie pomógł ściągnąć mokry materiał z jej ciała, zerkając mimowolnie co chwila na jej biust, coraz bardziej odsłaniany.
- Ty już dziś pigułek szczęścia nie potrzebujesz.- skomentował sytuację.
- Ahaaaaa - Odparła kobieta, nic sobie nie robiąc z faktu, iż po chwili leżała tam z nagimi piersiami(nie mając pod koszulką biustonosza) - Czyli… masz mnie z głowwwwy co? - Zaczęła niezdarnie grzebać przy guziku szortów.
- Powieeedzmy… że tak…- może gdyby oboje byli równie pijani, to coś niepoprawnego by się zdarzyło. Ale Doc, będąc trzeźwym, nie zamierzał wykorzystać sytuacji. Zresztą byłoby to bardziej niezdarne niż przyjemne doświadczenie dla nich obojga.
Odłożył więc mokrą koszulkę na pobliski stół. -Zostawię ci parę pastylek, ale łykaj je pojedynczo i najlepiej w kilkugodzinnych odstępach czasu. Nie wiem jak na ciebie zadziałają.
- Zdrajca... - Leena westchnęła, w końcu odpinając guzik - No doktorku, pomagaj... - Ze sporym wysiłkiem dźwignęła się na moment na łokciach, by Bullit miał łatwiej.
- Zero wdzięczności… a ja ci pigułki przyniosłem.- “burknął” żartobliwie doktorek zabierając się za zdzieranie z niej szortów.
- Mam Ci zrobić loda czy jak?? - Parsknęła Leena, ale i przy okazji odkaszlnęła. Po chwili była już praktycznie cała naga, jeśli nie liczyć obuwia. Nic sobie z tego nie robiła, w końcu Doc widział ją już tak nie raz… - To gdzie masz te piguły? - Łypnęła nietrzeźwym wzrokiem - A, o butach zapomniałeś - Trąciła go lekko nogą, zalegając na łóżku, i niezdarnie się przykrywając.
- Taaa …. nie ma nic bardziej podniecającego niż kobieta zasypiająca z twoją armatką w swoich ustach.- sarknął żartobliwie Doc i zabrał się za zdejmowanie butów, zamierzając potem zostawić pastylki przy łóżku kobiety i opuścić jej kwaterę. Teraz Leenie potrzebny był sen.
- Dzięki Dave… chrrrrr... - Kobieta zasnęła między zdejmowaniem jednego a drugiego buta.
- Nie ma sprawy.- mruknął doktorek i nakrył Leenę kołdrą, o czym opuścił jej kajutę.

***

Godzinkę później był już w kajucie razem z Vis. Ta zajęta była oprzyrządowaniem jakiejś maszyny. Może tego zdobycznego mecha, może innej… Doc na technicznych sprawach się nie znał, rozrzucone po całym kwaterze części równie dobrze mogły należeć do zderzacza hadronów jak i lodówki. A Vis zajęta ich składaniem jedynie wesoło machała ogonkiem nie zdając sobie sprawy z tego co się działo dookoła niej. A Bullit nie zamierzał wybijać jej z tego stanu “zawieszenia poza rzeczywistością”. Po prostu przysiadł gdzieś pomiędzy mechanicznymi częściami i popijając piwko przyglądał się dziewczynie obecnie przebywającej we własnym świecie. Do którego Dave nie miał dostępu. I nie chciał mieć. Każdy potrzebował takiej pustelni, miejsc w którym mógł się nacieszyć chwilą samotności.

Oczywiście. Samo gapienie, choć widoki były przyjemne, z czasem zaczynały nudzić. I dłoń Dave zaczęła zaczepiać ruchliwy ogon Darakanki, głaskać go i pieścić. Ona z początku tego nie zauważała zajęta robotą, ale z czasem dotyk robił się coraz trudny do zignorowania… i coraz bardziej przyjemny. W końcu ocknęła się z swego skupienia i zauważyła Doca, a potem jego dłoń na swoim ogonku, a potem… wpierw była rozmowa, okraszona żartami i delikatnymi pieszczotami. Następnie… był łyk alkoholu, rosnący żar między nimi, pocałunki i figle. Pogrążyli się w namiętności całkowicie odcinając się od świata wokół nich.
Było im dobrze ze sobą, bo akceptowali nawzajem swoje słabości. A tych oboje mieli wiele.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline