Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2018, 21:21   #271
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Plan opuszczenia kolonii Chulonów składał się z wielu etapów, i był dosyć skomplikowany. Gdyby zawiódł tylko 1 z owych trybików, całość sypnęłaby się dosyć mocno, a wszystko uległo sporym zawirowaniom. A jak to w życiu załogi Fenixa bywało, nigdy chyba nie mieli lekko… ale po kolei.


Głównym konikiem całego planu był Jimmi, i to on miał najwięcej na głowie. Jednak spisywał się wręcz perfekcyjnie w swej roli wielkiego sabotażysty. Sfałszowanie zamówienia potrzebnych gratów na statek, przesunięcie czasu realizacji owego zadania, stworzenie i wpuszczenie w system kolonii wirusa, wreszcie zlecenie “wymiany” czujnika w hangarze zajmowanym przez Fenixa. A w międzyczasie jeszcze pozbieranie swoich gratów i dotarcie do owego hagaru…

W tym czasie Vis i Bullit udali się do samej kolonii, by odwrócić od wszystkiego uwagę. Tym razem Darakanka buszowała po sieci Chulonów, wywołując kilka wirtualnych pożarów. A wszystko w trakcie małego jakby nigdy nic, siedząc sobie w jednej z ich kafejek przy gorącej czekoladzie. Pilnowana przez Doca uzbrojonego w niewykrywalny dla czujników pistolet, czekała na odpowiedni sygnał do działania.

Fenn siedzący w ładowni łajby odebrał przesyłkę. Kurier na małym wózku dostawczym zrobił nieco dziwną minę na widok opancerzonego i uzbrojonego mężczyzny, ale wystarczyło jedno zdanie, by w miarę rozwiać jego wątpliwości:
- Skoro kwituję ładunek, to jestem za niego odpowiedzialny, a więc i muszę go chronić, nie?

Bix uzbrojony jedynie we własne piąchy, z Nightfallem posiadającym również niewykrywalny pistolet, ruszyli na spotkanie z owym Jimmim, by przypilnować faktu dotarcia typka na Fenixa w całości, i bez żadnych problemów. Miejscowy jednak zadbał już o wszystko sam, i nikt jeszcze nic nie zwąchał nawet nosem, aby więc nie rzucać się w oczy (zwłaszcza samym widokiem “Młotka”), obaj załoganci zachowali bezpieczny odstęp od ochranianej osóbki, spokojnie zmierzającej do miejsca w którym znajdował się ich statek...

Becky w tym czasie czekała na mostku, gotowa by odpalić silniki i wynieść się stąd w cholerę. Towarzyszyła jej Rose, jednak tym razem już stanowczo nie było mowy o żadnym rozpraszaniu.

Prawie wszyscy byli skoncentrowani na całego, być może i nieco nerwowi. Etap planu za etapem, minuta po minucie, tik tak, tik tak, czekanie na właściwy moment… którym była informacja od Leeny, iż wraca z kolejnego spotkania z Chulonami.

Więc już.

Na mini-compie, przy gorącej czekoladzie, naciśnięto przycisk.

W cybernetycznym mózgu wydano polecenie rozpoczęcia.

W kolonii rozległy się alarmy przeciwpożarowe, a zdziwieni (i momentalnie wystraszeni) koloniści spojrzeli po sobie, po czym zapanował spory chaos. Biegający ludzie i nie-ludzie po korytarzach, skołowane komunikaty, nawoływania, a nawet krzyki. Vis i Bullit spokojnym krokiem ruszyli do hangaru...


Gdy nadszedł czas, na małym pilocie naciśnięto przycisk, a w miejscu zajmowanym przez wojskową corvettę rozległy się alarmy zagrożenia chemicznego, i zaczęły migać ostrzegawcze żółte lampy.

Jimmi wbiegł do hangaru, gdy wrota zaczęły się zamykać, by odciąć skażony teren. Bix i Night wbiegli, gdy wrota były już w połowie… a nigdzie nie było widać Leeny. Jeśli nadal znajdowała się w kolonii, wracając z rozmowy z Chulonami, nie zdąży na czas, zostanie odcięta od reszty, a wtedy dupa zimna.

- Leena wrota hangaru się zamykają, i spędzisz tu wakacje z ufokami! - Strzelec szybko nawiązał łączność z kapitan.
- To... je... jakoś... zablo...kujcie! - Odpowiedziała kobieta, chyba biegnąc.

Becky rozpoczęła uruchamianie Fenixa, czekając na rozwój wydarzeń.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, i to w ciągu ledwie 5 sekund. No ale Night miał przecież Młotka do pomocy. Olbrzym skoczył do zamykających się wrót, po czym zaparł, stęknął, jęknął, i wyglądało nawet jakby miał narobić w gacie z wybałuszonymi gałami, walcząc z maszynerią. Nie był jednak w stanie zatrzymać takiej kupy żelastwa, choć zwolnił całość dosyć mocno. To dało czas Nightfallowi, który skoczył do pobliskiego wózka widłowego, w którym na szczęście była karta uruchamiająca ustrojstwo. Nie widząc zaś innej możliwości, mężczyzna wjechał pojazdem pomiędzy zamykające się płyty.
- Bix!! Z drogi!! - Ryknął strzelec, pakując się na pozór widlakiem prosto w górę mięśni. I niby się udało, choć sam Bix warknął z bólu. Baletnicą bowiem nie był, do zręcznych również nie należał… wózek trzasnął go po nodze, i bolało jak szlag.

Wrota zablokowane małym pojazdem zatrzeszczały, zaiskrzyły, zgniotły go do połowy, jednak w końcu stanęły w miejscu. Wywołało to jednak całą masę kolejnych alarmów, informujących oczywiście o niesprawności, oraz o ewentualnym skażeniu dalszej części kolonii… (a co za tym szło, zamknięcie kolejnych drzwi w głąb kolonii, o czym jednak obaj załoganci nie wiedzieli, a co i tak odcięło drogę Leenie)

W tym czasie Jimmi dopadł statku, gdzie został przywitany przez Fenna, Darakankę i Doca… ten pierwszy jednak zezując na otoczenie, nie zawracał sobie głowy wrotami. Co innego bowiem przykuło jego uwagę. Szybkostrzelne działka wewnątrz samego hangaru poruszyły się, po czym skierowały lufy w ich stronę…

- Fuck - Powiedział sam do siebie Valarian, mocniej ściskając karabin. Lufy jednak zatoczyły koło, po czym zaczęły się obracać bez ładu i składu. A więc na szczęście nie były sprawne, inaczej byłoby naprawdę kiepsko, uf.

Jeden problem mniej, ale pojawił się kolejny. Leena przesłała meldunek, iż faktycznie, utknęła przed hangarem, przy mniejszych wrotach, które zostały zamknięte z powodu awarii większych… Doc spojrzał na Vis, Vis na niego, oboję kiwnęli sobie głowami, po czym pobiegli czym prędzej do miejsca, gdzie tkwił do połowy zgnieciony widlak.

Bullitowi nic, a nic nie podobał się fakt, iż dziewczyna wdrapała się w niewielki otwór, pokonała 10 metrów korytarzem, po czym dopadła do mniejszych drzwi, gdzie zaczęła grzebać w panelu sterowniczym.

Pilotka była gotowa ze statkiem, czekając tylko na sygnał do startu… i otworzenie wielgachnych wrót hangaru, czym zajął się Jimmi, podpinając pod odpowiedni panel zdalne sterowanie własnej kreacji. W ten sposób mógł z bezpiecznej ładowni Fenixa otworzyć drogę na zewnątrz, będąc z dala od trującej atmosfery planety, a jednocześnie i “na wszelki wypadek” znajdować się właśnie na owym odlatującym statku.

Vis poradziła sobie z zabezpieczeniami drzwi odcinającymi od wolności Leenę i…

Znowu.

Coś.

Zepsuła.

Drzwi, za którymi znajdowała się Kapitan, otwarły się jedynie ledwie, ledwie, kobieta była jednak w stanie się przez nie przecisnąć. Wszyscy więc po kilku dłuższych chwilach znaleźli się na pokładzie, hangar został otwarty, a Fenix na pełnym gazie opuścił kolonię Chulonów.

- Stacja badawcza K'Tada do Corvetty “Cucumaria”, Stacja badawcza K'Tada do Corvetty “Cucumaria”, dokonaliście nieautoryzowanego startu, proszę natychmiast wrócić, inaczej otworzymy ogień, powtarzam... - Chuloni wywoływali statek, Leena jednak jedynie przecząco pokręciła do Becky głową.
- Pełna moc, oko na radarze, i modlić się, żeby owy Jimmi serio im skutecznie namieszał w systemach obronnych.

Po 5 minutach nerwówki, nic nie pierdyknęło w łajbę, więc można było odetchnąć.

Fenix opuścił w końcu i atmosferę, a Kapitan podała nowy kurs. Komputer obliczał kolejny skok, statek oddalał się od planety Pohl, wszystko więc było w normie?

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 21-03-2018, 09:13   #272
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Ambulatorium

Nieporządek był większy niż zwykle i nie dziwota, bo Młotek cela nie miał i co chwila pudłował opróżnioną puszką do recyklera. Nie mówiąc już o "podręcznych drobiazgach" zdrowiejącego Młotka, czyli świerszczykach, pismach o spluwach i hantli, którymi od czasu do czasu machał seryjkę narzekając że nikt mu nie chce podkręcić w ambulatorium gravy do przynajmniej dwójeczki. Całe szczęście lada chwila będzie mógł chodzić, co prawda z usztywnioną kością, ale już wkurzały go butelki, kroplówki i pigułki. Zresztą, na kroplówki ponalepiał naklejki z butelek po wódzie, bo szlag go trafiał od medycznego bełkotu. A tak było kozacko. No, i przynajmniej przeszło mu wrzeszczenie do komunikatora na Nighta, aby zwlókł dupę do niego, by można było mu gębę zdefasonować. W końcu mu wytłumaczyli że robił co musiał. Ale foch został.

Bullit wrócił do ambulatorium, w którym to Bix był poddawany terapii. Należało się wszak upewnić, czy przebiega poprawnie. I czy “pacjent” przypadkiem nie zwąchał jego bimbru (przetrzymywanych w celach leczniczych oczywiście).
-Jak się czujesz?- spytał na powitanie wchodząc. -Jak terapia… przyjemna?
- Brak pielęgniarek kurwa jego mać - Bix zamarudził - ale że nie robisz jebanej lewatywy to OK. Pifka?
- Vis może zdoła poprawić SI pokojówki. To wtedy będzie z niej mechaniczna pielęgniarka.- podrapał się po brodzie Doc siadając i zamyślając się. -Musimy też pomyśleć nad tym, jak zrobić byś nie był tak częstym gościem tutaj.
- Nie zostałem piratem by się opierdalać, a napierdalać - zarechotał Bix dumny ze swojego filozoficzno-poetyckiego argumentu - Poza tym parę szwów zawsze stawiało mnie na nogi więc nie ma o co tragedii robić. Gęba nie szklanka!
Młotek w typowy dla siebie sposób zignorował problem który zwyczajnie mu nie odpowiadał.
- Jeśli tak twierdzisz. - Dave nie zamierzał się spierać w tej materii. Podrapał się po brodzie. - Ja zostałem z kilku powodów, ale akurat napierdalanie było najmniej ważnym z nich. Swoją drogą… myślałeś o karierze gladiatora? Znam parę planetek, gdzie można zarabiać na praniu gęb innych na arenie. Bez tej całej otoczki z niewolnictwem.
Przyda wszak im się zarobić trochę kasy, bez przyciągania uwagi połowy galaktyki.
- Ostatnio wychujali mnie na gladiatorstwie. Poza tym piractwo jest kozackie! Kurwa dawno handlarza niewolnikami nie stłukłem, żeś mi przypomniał... może przy następnym postoju? Poza tym fajnie być największym twardzielem na statku. A galaktykę pieprzyć. Długo jeszcze z tą nogą? Łaskocze i nakurwia na przemian, chujowe uczucie.
-Musi się wygoić. Nie ma łatwo.- podrapał się Doc po brodzie.-Mogę ci puścić audiobooka byś się nie nudził podczas rekonwalescencji. Te z omówieniami psychoz są zabawne.
- Spierdalaj - odpowiedział my Bix tym specyficznym tonem który niekoniecznie kojarzył się z bluzganiem, a bardziej klepaniem po plecach.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 23-03-2018, 14:01   #273
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Mostek

Pilotka zajmowała swoje stanowisko za sterami Feniksa. Wcześniej siedziała jak na szpilkach, w niemałym napięciu, ale i tak czekała tylko na innych, podczas gdy oni odwalali całą robotę. Dopiero potem przyszła jej kolej i gdy reszta załogi mogła już odetchnąć z ulgą, ona wzięła na siebie odpowiedzialność za ich głowy. Niestety wydostanie się z hangaru i studni grawitacyjnej Pohl, to dopiero dwie trzecie ucieczki, ale póki co Becky mogła tylko czekać aż komputer pokładowy dokończy obliczenia do skoku.
- Czemu nie mogłam pozwiedzać kolonii? I czemu już odlatujemy w sporym pośpiechu, stało się coś? - Rose siedząca w fotelu obok wypytywała pilotkę.
Blondynka skupiała się na sterowaniu, ale uszy i usta miała wolne.
- Nie wiem czemu nie mogłaś, ale ci Chuloni są cholernie drętwi i nudni, więc wierz mi, że nie było czego zwiedzać - odpowiedziała Becky. - A odlatujemy w pośpiechu, bo miało miejsce nieporozumienie w sprawie anteny - podjęła od razu drugi temat. - Ten nowy facio na pokładzie, nazywa się Tomi i jest gejem. Chciał aby go zabrać, więc zgodziliśmy się pod warunkiem że załatwi nam nową antenę. Myśleliśmy że ją załatwi, albo kupi, ale nagle się okazało, że tę antenę ukradliśmy. I teraz nas tam nie lubią - pilotka wyjaśniła jak doszło do obecnej sytuacji, nieomal zgodnie z prawdą.
- Ahaaaaaa - Dziewczyna kilka razy potakująco pokiwała głową - Czyli czasem piracicie nawet przez przypadek? - Zachichotała - A gdzie teraz lecimy? - Aktoreczka spojrzała na główne ekrany, symulujące przednią szybę statku.
- Tego nie wiem, kapitan podała mi koordynaty. Ale ja jej ufam - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, nie odrywając jednak oczu od monitorów. - A jak się z tym wszystkim czujesz? Przyłączając się do załogi możesz przeżyć coś ciekawego, ale i niebezpiecznego co wpakuje cię w kłopoty - zagadała delikatnie.
- Noooo… ten, Doc mi już w końcu wszystko wyjaśnił, a ja nie uciekłam, więęęęęc... - Rose mrugnęła do Becky, po czym na chwilę zachichotała - Poznam nowe rzeczy, nowe osoby, dla mnie to wszystko bardzo ciekawe...
- Jeśli chcesz, to jesteś mile widziana na Feniksie - powiedziała uprzejmie Becky. - Oprowadziłabym cię po statku, ale mam kilka ważnych zadań do wykonania... Jedno dzięki tobie - dodała od razu i również zachichotała.
- Taaaak? A co ja zrobiłam? - Rose strzeliła minkę zbitego psiaka.
- A nic takiego - odpowiedziała bagatelizująco Becky. - Gdy poprzednim razem byłyśmy tu we dwie, możliwe że dostrzegłabym małpy o parę sekund wcześniej, więc teraz muszę coś z tym zrobić. Trzeba napisać program aby ograniczyć liczbę monitorów, które w takiej sytuacji wypada kontrolować - wyjaśniła z figlarnym uśmiechem.
- Aha. No tak... - Panienka North zamrugała niewinnie - ... ale skoro teraz nie ma żadnych małp... - Wstała ze swojego fotela z rozbrajającą miną, kierując się ku Becky.
- Małp faktycznie nie ma - zaczęła z lekkim uśmiechem Becky, zdając sobie sprawę, że mają jeszcze z pół godziny do skoku w nadprzestrzeń. - Ale w każdej chwili mogą zacząć do nas strzelać, więc póki co... no, powinnam się skupić - pilotka uświadomiła ten obowiązek zarówno sobie jak i jej.
Rose jednak nie dawała za wygraną, i stojąc już przy Becky, nachyliła się nad kobietą, kładąc dłonie na oparcia fotelu. Przez tą pozę pilotka mogła zajrzeć dziewczynie głęboko w dekolt.
- To może tak jak ostatnio, przycupnę tu sobie… ale tym razem będziemy bardziej uważne co do tych wszystkich monitorów? - Młódka uśmiechnęła się czarująco. A uśmiech ten okazał się zaraźliwy, bo zaraz zakwitł i na twarzy Becky.
- Cóż za wspaniała myśl - odpowiedziała blondynka i zachichotała zadowolona. Tym razem monitorów było mniej, gdyż ostrzał groził im tylko z planety, a jedynymi ewentualnymi napastnikami mogły być jakieś statki - nic nagłego i bliskiego, do czego potrzeba było ośmiu monitorów.
Zadowolona Becky odsunęła nieznacznie fotel od pulpitu, robiąc dla Rose nieco miejsca i z figlarnym uśmiechem spojrzała jej przez chwilę w oczy.

Mały rudzielec z zadowoleniem wymalowanym na twarzy czym prędzej pozbył się podkoszulki, prezentując Becky piersi w podarowanym staniku… dziewczyna jednak nie usadowiła się między nogami blondynki, a wskoczyła na nią okrakiem, aż zaskrzypiał fotel. Siedząc tak na pilotce, powoli ściągnęła bieliznę, uwalniając piersi.
- Wiesz Becky... - Zaczęła powoli zbliżając swoją twarz do jej twarzy - ... bardzo, bardzo... Cię lubię - Szepnęła na końcu, zarzucając Ryder obie ręce na kark.
Becky nie omieszkała przyjrzeć się wdziękom przyjaciółki, gdy miała ku temu sposobność. Szybko jednak jej oczom ukazał się inny, konkretny cel.
- Ja ciebie też - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, wpatrując się u usta towarzyszki.
Aby jednak nie zaniedbać swych obowiązków, szybko przekrzywiła delikatnie głowę, szykując się do pocałunku i jednocześnie nad jej ramieniem skierować wzrok na odpowiedni monitor, a zaraz potem doszło do spotkania ich ust. Pocałunek był długi i namiętny, a dłonie Rosy zaczęły nagle walczyć z ubiorem Becky, by i uwolnić jej piersi. Dziewczyna była naprawdę mocno podniecona, co można było łatwo wywnioskować z drżących rączek.
- Możesz… możesz jakoś zaryglować mostek? - Szepnęła w trakcie łapania oddechu między pocałunkami.
- Jasne - odpowiedziała Becky.
Wyciągnęła ręce daleko przed siebie, ledwo sięgając pulpitu i jednocześnie przyciskając się mocno piersiami do piersi towarzyszki. Jęknęła przy tym cicho.
W komputerze zrobiła dwie rzeczy. Po pierwsze przerzuciła obraz z kamery w korytarzu za mostkiem, na jeden z nieistotnych monitorów, a po drugie zamknęła drzwi na mostek kodem awaryjnym. W ten sposób było bardziej ekscytująco, a jednocześnie bezpieczniej. Każdy kto chciał wejść na mostek, pojawi się najpierw na monitorze, a nie mogąc wejść użyje znanego mu kodu... a potem kodu awaryjnego, który już otworzy drzwi.
Becky zdawała sobie sprawę, że to da im około minuty na ubranie się, zanim intruz je nakryje. A jednocześnie skłaniało je do uważniejszego pilnowania monitorów.
- Załatwione - powiedziała po dłuższej chwili ich nieomal niedźwiedziego uścisku.

Rose odpowiedziała uśmiechem, ponownie zabierając się za rozbieranie Becky. Więc cały ten mały plan pilotki dosłownie w sekundę stracił na znaczeniu, dziewczyna bowiem najwyraźniej miała zamiar na coś więcej, niż tylko szybkie pieszczotki… Nie miała ona jednak nic przeciwko, dopóki oczywiście pilnowała tego co powinna. Spokojnie pozwoliła, aby Rose ściągnęła jej bluzeczkę, po chwili i stanik, następnie poleciały spodnie, a na końcu czerwono-czarne majteczki. Becky siedziała na fotelu pilota kompletnie naga, co wywołało u niej zarówno podniecenie, jak i zakłopotanie ewentualnym przyłapaniem. Taka jednak mieszanka uczuciowa podsycała zdecydowanie całą sytuację. Rose również szybko dokończyła pozbywania się resztek swojego stroju, i po chwili obie już golutkie powróciły do pieszczot we wcześniejszej pozycji. Ryder skupiła się na początek na piersiach swojej nowej przyjaciółki... Było gorąco...


***


Gdy już skoczyli w nadprzestrzeń i nadzór pilota na mostku nie był konieczny, Becky mogła zająć się tym czego od dłuższego czasu nie miała kiedy... Oczywiście najpierw obowiązki.
- Leena, skoczyliśmy w nadprzestrzeń. Przejmiesz mostek? - pilotka wywołała kapitan.
- Za 10 minut, ok? - Odpowiedziała Leena w Uni.
- Ok, czekam - powiedziała spokojnie Becky.
Czekając na kopitan sprawdziła jeszcze wszystkie odczyty i zabrała się do “posprzątania” mostka, zabierając chorągiew w czarno-białą kratę z toru wyścigowego, oraz plakat Billego Boostera umieszczonego bezpiecznie w antyramie. Teraz gdy cała maskarada z Kukumarią była zakończona, można było spokojnie odsłonić arcydzieła na mostku - feniksa na jednej ścianie i flagę piracką na drugim.
Gdy Leena przyszła na mostek, Becky zdała jej krótki raport. A kończąc, nie omieszkała spytać dokąd właściwie lecą... Niestety kapitan walnęła tekstem, że lecą... do domu.
Becky znała Leenę na tyle, że wiedziała kiedy można pociągnąć ją za język, a kiedy lepiej się nie dopytywać... Zresztą lubiła niespodzianki, a dom brzmiał całkiem całkiem.

Po zabraniu swoich rzeczy do kajuty i ozdobieniu nimi swoich własnych ścian, blondynka miała chwilę dla siebie.
- Isabeeel? Gdzie jeeesteś? - Becky zagadała śpiewnym głosem.
- A kto pyta? - Mackolitka aż taka śpiewna nie była, raczej jej ton wyrażał zdziwienie.
- To ja, Becky. oMam nadzieję, że dobrze się czujesz. Możemy się spotkać? Gdzie się ukrywasz? - odpowiedziała spokojnie pilotka.
- A cześć Becky! Jestem w warsztacie, jasne, wpadaj!
- Będę za kilka minut

Kilka minut później…

Isabell siedziała przy jednym ze stołów roboczych, na którym leżał dosyć odjazdowo pomalowany lekki pancerz (nawet z serduszkiem!) oraz karabin plazmowy, częściowo rozkręcony. Sama dziewczyna wciąż była odrobinkę blada, na widok pilotki uśmiechnęła się jednak szeroko.
- Cześć Becky złotko! - Siedząc na krzesełku rozchyliła ramiona, by się z nią porządnie przywitać.
Pilotka oczywiście odwzajemniała uczucia i przytuliła się powitalnie do przyjaciółki… dostając nawet buziaka w policzek.
- Cześć - powiedziała z uśmiechem. - Jak się czujesz?
- Wszystko w porządku… jeszcze trochę słaba, ale tak to ok. Lekarze mówili że najdalej 2 dni i będę jak nowa. Serce pracuje bez zarzutu - Isabell przytknęła na moment dwa palce do mostka między piersiami.
- Mhmm - Mruknęła Becky ze zrozumieniem. Wieść była dobra, ale żal z powodu ciężkiej rany był silny. W końcu sama niedawno została kaleką, więc wiedziała jak to jest.
- To dobre wieści... Przykro mi tylko, że... - pilotka nie bardzo wiedziała co powiedzieć i obie spojrzały na siebie ze zrozumieniem. Słowa nie były konieczne.
- A co to? - Becky zmieniła temat, przyglądając się uważnie pancerzowi.
- Prezent od Nighta, karabin też… - Isabell lekko się uśmiechnęła - Żebym w przyszłości takich numerów nie odwalała - Dziewczyna zachichotała. Można więc było wnioskować, iż nie przeżywała całej tej sprawy aż tak mocno?
- Jakich tam znowu numerów? - zbagatelizowała Becky. - Nie zrobiłaś nic złego - powiedziała już nieco poważniejszym głosem i przyjrzała się broni.
- Chcesz iść postrzelać? - zaproponowała z uśmiechem, domyślając się, że Iss nie odwiedzała jeszcze ich małej strzelnicy, a jeśli ma zamiar używać broni, to powinna wiedzieć jak to wygląda.
- Na statku?? - Zdziwiła się dziewczyna - A kapitan nam głów nie pourywa?
- Spokojnie, swego czasu przerobiliśmy jedną z kajut na strzelnicę. Leena dobrze o tym wie… ale w sumie to niepotrzebnie pytam, przecież ty masz odpoczywać... - Zasępiła się Becky.
- Dobra tam, to jutro, ok? - Dziewczyna uśmiechnęła się, machając dłonią - A zresztą karabin i tak jest w częściach... - Wskazała wzrokiem leżącą na stole broń w częściach.

- To może... może założysz pancerz? Przymierzałaś już? - zasugerowała Becky. - Zobaczymy jak wyglądasz w pełnym stroju bojowym - dodała od razu z uśmiechem.
- Dobry pomysł! Nie przymierzałam jeszcze… to pomóż mi proszę...
- Sporo się wydarzyło, gdy byłaś nieprzytomna. Opowiedzieli ci już wszystko? - Spytała Becky, pomagając Isabell z pancerzem - Mamy dwoje nowych załogantów, słyszałaś?
- A nie, tego mi Night nie mówił - Zaciekawiła się Macolitka.
- Pierwsza to Rose... - zaczęła Becky, ostrożnie przekładając pancerz nad głową przyjaciółki. O rudej można było wiele powiedzieć, ale ile wypadało?
- To aktorka, bardzo miła. Gdy dołączyła do załogi parę dni temu, sądziła że jesteśmy ekipą filmową. Dwa razy z nią rozmawiałam i się nie zorientowałam. Dopiero potem chłopaki mi powiedzieli - powiedziała, akurat gdy pancerz wylądował na korpusie macolitki.
- Aktorka?? I co ona tu robi? - Isabell aż uniosła brewki w zdziwieniu.
- Z tego co mi mówili, to spóźniła się i pomyliła statki, bo właściwy już odleciał - wyjaśniła Becky. - A żeby było ciekawiej, to wtedy gdy dołączyła ja też chciałam kogoś zabrać, ale były z tym niezłe problemy... A ją spokojnie, z otwartymi ramionami - bo to niezła laska jest - dodała od siebie, przypominając sobie sympatycznego i trochę dziwnego Rotoha.
- Aha, ok. To nieźle… a ta druga osoba? - Dziewczyna w końcu założyła wszystko do końca. Przekrzywiła głowę na bok, rozłożyła również nieco ręce na boki, jakby pozując - I co, jak wyglądam?
- W porządku. Dobrze się prezentuje - odpowiedziała Becky, przyglądając się swej rozmówczyni w jej nowym stroju. - I sympatycznie - dodała, z uwagi na wymalowane serducho. - A jak się nosi? Wygodne, nie upija? Możesz się swobodnie ruszać? Kucnąć? - dopytywała się, gdyż wygląd i praktyczność powinny iść razem. Nie miała zamiaru sugerować biegów czy fikołków, gdyż zdawała sobie sprawę iż Isabell była jeszcze osłabiona i takie sugestie, choć ważne, byłyby nie na miejscu.
- Nic nie uwiera, poruszać się normalnie idzie… ciężki też nie jest - Isabell ruszyła rękami i nogami, zrobiła również 1 przysiad - Wszystko w porządku. A Ty mi nie powiedziałaś o tym drugim załogancie! - Zaśmiała się.
- A tak - uprzytomniała sobie Becky, skupiona dotychczas na nowym pancerzu przyjaciółki. - Ten drugi dołączył dzisiaj. Nazywa się Tomi Jimmy. Pomógł nam nawiać i przywłaszczyć sobie antenę której potrzebowaliśmy - powiedziała słowem wstępu. - Zwerbowaliśmy go, bo raz że był potrzebny, a dwa znałam go wcześniej. Parę lat temu lataliśmy z taką flotą piracką, a on był załogantem na innym statku - powiedziała, nadal przyglądając się pancerzu. - Nie wiedziałam wówczas, że woli facetów - dodała od siebie, dość obojętnym głosem.
- Tomi Jimmi? Dziwaczne imię - Zachichotała Isabell - Lubi chłopaków? To nasi będą chodzić tyłkami przy ścianach? - Teraz już dziewczyna głośno się zaśmiała, a jej rozmówczynie szybko przyłączyła się do wspólnego śmiechu, wyobrażając sobie opisaną przez Isabell sytuację.
- No to niezłe nowiny. Dobrze Becky, to pomożesz mi teraz ściągnąć ten pancerz? - Mackolitka mrugnęła do pilotki.
- Pewnie - odpowiedziała Becky, zadowolona że przyglądała się procesowi zakładania i wiedziała jak to teraz zdejmować.

Gdy już pancerz był ściągnięty z Isabell, dziewczyna usiadła ponownie na krzesełko przy stole roboczym.
- A powiedz mi, wiesz gdzie teraz lecimy?
- Cóż. Co prawda sama wklepywałam koordynaty docelowe, ale niewiele mi one mówiły. Mogę tylko zgadywać, że to gdzieś na terenie federacji - odpowiedziała Becky. - Lena powiedziała mi tylko, że lecimy “do domu” - dodała, zastanawiając się nad tym przez chwilę.
- Oooo, to brzmi tajemniczo - Mackolitka poruszyła wymownie brewkami.
Potem obie blondynki zaczęły spekulować i czynić zgadywanki, dokąd mogą lecieć i co będą robić... Oczywiście tematów było znacznie więcej, Ziddine, Rose, Tomi i nie tylko... ale im nigdzie się nie spieszyło i spokojnie obgadały wszystko i wszystkich, oczywiście za ich plecami.
 
Mekow jest offline  
Stary 23-03-2018, 14:38   #274
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bullit po załatwieniu spraw związanych z ambulatorium, udał się na poszukiwanie Leeny. Najpierw zajrzał do jej kajuty, a nie znajdując jej tam, udał się do jej ogródka. Kapitan tam rzeczywiście przebywała, dbając o swoje roślinki.
- Może minęłaś się z powołaniem. Może powinnaś zostać ogrodniczką ?- zażartował doktorek.
- Mów mi jeszcze - Odezwała się kobieta z przelotnym uśmiechem, przerywając swoje zajęcie - O co biega? - Spytała, spoglądając na Bullita.
- O tych zakonników. Gdzie się z nimi spotkamy, jak planujesz to rozegrać? Co negocjować. Gdzie. I tak dalej. Lepiej jeśli pogadamy oko w oko z ich przedstawicielami, niż przez antenkę. Bezpieczniej.- wyjaśnił Bullit.
- Tyle pytań… tyle… wątpliwości... - Leena odwróciła się do Doca tyłem, po czym zaczęła lekko bujać(?!) w rytm niesłyszalnej muzyki?
- Nie jest czasem tak, że Kapitan się ufa i… chuj? - Parsknęła śmiechem.



- Ja tam mogę ci ufać. Ale ci rycerze niekoniecznie, a wystarczy nam kłopotów po drodze. Nie potrzebujemy jeszcze nieporozumienia z Zakonem.- stwierdził Doc wzruszając ramionami.- Zresztą… musimy wiedzieć co gadać, gdy już się z nimi spotkamy.

Leena ciężko westchnęła, po czym odwróciła się w końcu w stronę mężczyzny, krzyżując ręce na piersi.
- Czy okazja, sama w sobie, do zatłuczenia tego wrednego sukinkota, nie jest dla nich zbyt interesująca? Albo przejęcie jego bazy, żeby owi Rycerze mieli swoją nową placówkę? Bo co do nagrody, skoro ona od Unii, a on dla Unii, to raczej nie ma szans… no i same łupy w jego bazie, czy tam wartość finansowa owej bazy… możemy się z nimi podzielić tym co zdobędziemy choćby 30 do 70%... taki pomysł ogólny - Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. To rycerze, zakonnicy… oni są tak jakby… dziwni. Bardzo dziwni i robią różne dziwne rzeczy. Jak choćby zabijanie smoków i innych zwierzaków zagrażających różnym osadom, bez brania opłat za to.- ocenił Bullit zamyślony.-Mają swoje kodeksy i te różne… no… zasady. Nie wiem co ich kręci, a co nie.
- Skoro Ty nie wiesz, to ja mam ich rozgryźć? - Leena uśmiechnęła się tym razem pełną gębą - Zarzucimy przynętę, zobaczymy ewentualnie ich reakcję… no lecę na żywioł, co mam Ci tu ściemniać - Zaśmiała się głośno, kładąc dłonie na swych biodrach.
- Wolałbym mniej żywiołu. Ostatnio planowanie skończyło się bez strat w ludziach.- odparł ironicznie Bullit i podrapał się po głowie.-Masz tu w okolicy jakieś bezpieczne i dyskretne miejsce na spotkanie?
- Właśnie tam lecimy - Kobieta odwróciła się do niego bokiem, coś jeszcze przez chwilę grzebiąc dłońmi w jednej z roślin - Rozmawialiśmy o tym… nie pamiętasz? - Przewróciła teatralnie oczami.
- Tak. Planetka rodzinna. Pamiętam. Ale nie mówię o całej planetce, czy nawet mieście. Tylko o miejscu. Bardziej kameralnym, konkretnym miejscu na spotkanie i negocjacje.- odparł Dave uściślając swój punkt widzenia.
- Stacja-księżyc. Miejsce tajne, odizolowane, ale dosyć tłumne... choć wyjątkowo bezpieczne. Unia tam nie ma szans, potrzebowaliby ze 2 floty, inaczej mogą sobie jedynie pogwizdać... - Leena zaczęła grzebać palcami w ziemi - Kameralnie… to tam raczej nie jest.
- Myślę, że po kontakcie… zejdzie im tak z dwa trzy dni, na wysłanie przedstawiciela. Może cztery. - zadumał się doktorek zezując na bioderka Leeny ciasno opięte krótkimi spodenkami. - Mój kontakt szefem nie jest. Musi przekazać sprawę wyżej do swych przełożonych. Do wielkiego mistrza.To parę szczebelków do pokonania.
- Ok. No to plan jest. Będzie parę dni luzu, żeby naprawić statek, wyleczyć się i takie tam... - Leena spojrzała na Bullita, a ten dopiero teraz zauważył, iż jej oczy się szkliły. Czyżby zbierało jej się na płacz? Kapitan zacisnęła palce na ziemi, aż ta wycisnęła się między nimi. Kobieta powoli osunęła się na kolana, zwieszając głowę ku podłodze. Nie upadła, ot miarowo przycupnęła.
- Leena… wszystko w porządku. Coś cię boli? Męczy?- zapytał z troską w głosie Doc czując się w obecnej sytuacji nieporadny niczym niemowlak. Pocieszanie kobiet nie było jego mocną stroną. Nie był… wrażliwy z natury, czy delikatny.

Leena odchrząknęła, przetarła dłonią prawe oko, po czym spojrzała na mężczyznę z wyjątkowo fałszywym uśmieszkiem.
- Za dużo wypiłam, wypaliłam, i brałam różnych fajnych rzeczy, niekoniecznie w takiej kolejności… - Powiedziała niemrawym głosem, dokańczając wyjątkowo cicho:
- ...to mnie nagle wzięło na sentymenty.
- Możesz spokojnie… się rozpłakać i być miękka tutaj. To nic nie zmieni między nami poza tym ogródkiem. Nadal będziesz jedną z najtwardszym babek jaką znam.- odparł Doc ciepłym tonem.
- Och stul dziub Doc. Już dobrze - Leena wbiła wzrok we własne palce ubrudzone ziemią. Po chwili starała się zetrzeć brud ze swojej skóry, co nie bardzo wychodziło bez jakiejkolwiek wody, czy tam i szmatki. Wcale z nią chyba nie było dobrze, nadal wyglądała na czymś poruszoną…
- Taaa… zawsze możemy zająć ogrodnictwem. Jak nam się znudzi latanie po kosmosie i nastawianie zadków na strzały z laserowej broni.- zażartował Dave desperacko próbując zmienić temat.- Zawsze lubiłem naturę… co prawda, naturę gołą z ładnymi cyckami i kobiecą… ale to chyba też się liczy.
- Masz Vis, więc w czym problem? - Kapitan spojrzała poważnym wzrokiem na Bullita.
- Nie jestem monogamistą… a i Vis też chyba nie. Poza tym możemy mieć dwie farmy… obok siebie.- zaśmiał się Doc i westchnął. -Nie jestem stworzony do rodzinnego życia. To nie mój kawałek chleba.

Leena w końcu przestała grzebać w swoich dłoniach, po czym dosyć energicznie wstała z podłogi. Nadal z dziwaczną miną stanęła przed mężczyzną bliżej niż wypadało, wpatrując się jemu prosto w oczy.
- Więc co, chcesz mnie przelecieć z litości?
- Cooooo?!- Doc nie wiedział czy jest bardziej zaskoczony czy rozbawiony tak absurdalnym pomysłem.- Chyba sobie żarty stroisz. Dlaczego ktokolwiek miałby… brać litość pod uwagę? Po pierwsze jesteś gorącą laską… po drugie, czy ty przypadkiem nie masz romansu z naszą pilotką? Po co się nad tobą litować, nie jesteś brzydkim babsztylem tylko smakowitym kąskiem. Jeśli mi staje…- a stał mu wyraźnie, choć Doc starał się dotąd ignorować ten stan swojego ciała. -... to z powodu twojego kuszącego tyłeczka. Na pewno nie z poczucia litości.
- Nie, nie mam z nią romansu… a może Ty masz? W końcu z nią brykałeś, byłam przy tym osobiście - Na naprawdę drobny moment w kącikach jej ust pojawił się uśmiech - Więc kto tam wie… tu przecież każdy z każdym, w wielu konfiguracjach, trudno się już połapać. Jedni mają więcej, inni mniej... - Leena wzruszyła ramionami.
- Nie… w tej kwestii między nami nie ma po prostu iskry. Ta blondynka mnie po prostu nie rozpala. W ogóle.- dłonie mężczyzny spoczęły wpierw na biodrach Leeny, a potem na pupie. Przyciągnął ją do siebie dodając.-Nie brykałem z nią solo, nie planuję brykać… Po prostu nie jest w moim typie.
- I ani Ty, ani Vis nie macie nic przeciwko urozmaicaniu sobie figli? Znaczy się… no z Tobą to już wiem, a mała też ma do tego takie podejście? - Leena nie drgnęła ani na centymetr, obejmowana przez Doca, ale również się nie wzbraniała.
- Cóóóż… no nie wiem… różnie to bywa.- wydukał Dave masując pośladki swej pani kapitan, ale nie posuwając się dalej w swoich działaniach. -Kwestia chwili…

Dłonie kapitan powoli objęły Bullita w pasie, a kobieta przylgnęła do niego swoim ciałem. Twarzy jednak nie skierowała do pocałunku, chowając ją w jego szyi. Głośno westchnęła, po czym tak znieruchomiała, po prostu się przytulając.
- Nie narzekaj. Mało kto byłby w stanie na tym statku nie ulec twojemu urokowi. Ja na pewno nie.- zaśmiał się niemrawo Doc i wzruszył ramionami nie odrywając dłoni od jej pośladków.-A ja i Vis po prostu… jesteśmy razem. Ja pilnuję, żeby nie wpakowała się w większe kłopoty… Nie jesteśmy małżeństwem. Ba… najmniej pewnie się do takiego romansu nadajemy z całej załogi.
- Dzięki za miłe słowa - Leena szepnęła po naprawdę długiej chwili, i… tyle. Nic więcej nie powiedziała, nic więcej nie zrobiła. Stała jak stała, wtulona w Doca. Teraz tylko brakowało, żeby im się ktoś tu wpakował. Doktorek stał ja manekin z dłońmi na pupie Leeny i nie mówił już nic. Ba, nawet nie masował owych krągłości w obecnej chwili. Jakby uznał że nie wypadało tego czynić.

Po dłuższej chwili, zdającej się trwać wieki, w końcu kobieta się poruszyła, minimalnie od Bullita odstępując. Spojrzała mężczyźnie znowu załzawionymi oczami w jego oczy. Odchrząknęła, głośno odetchnęła, w końcu się i uśmiechnęła.
- Masz coś na poprawę humoru? Mam chyba dołki...
- Tytoń i alkohol… no chyba że chodzi ci o antydepresanty. Znajdą się jakieś proszki. Ziółek… nie uprawiam. Poza tytoniem.- przypomniał jej Doc.
Pierwsze i drugie mam już za sobą, na trzecie nie mam ochoty… nie masz czegoś… kolorowego? - Zrobiła dla odmiany nadąsaną minę.
- Kolorowego?- Dave nie bardzo łapał o co chodziło Leenie.
-Geeeez, Doc! - Kobieta trzasnęła go w ramię, odstępując już od niego całkiem - Rozweselacze, tabletki, kropelki, nawet i zastrzyk? No draaaagi kurde no. W końcu masz oficjalną aptekę? - Pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Nooo mam. Ale wiesz… głównie mamy przeciwbólowe. Psychotropów mniej.- zamyślił się Bullit i zasępił wyraźnie.- Dobra… może coś znajdę, ale przy sobie to nie mam nic.
- To mógłbyś coś załatwić? Ja tu grzecznie poczekam - Uśmiechnęła się przelotnie.
-Dobra.- Doc puścił Leenę i ruszył do wyjścia. Jego celem było ambulatorium i apteczka z psychotropami do której tylko on znał kod. Choć Dave nie stronił od narkotyków, to jedynie z rzadka zdarzało mu się zapalić trawkę lub coś mocniejszego… poza tym prochów nie używał. Jakoś go to nie kręciło, więc nie miał za wielkiego doświadczenia z nimi.

***

Wrócił po dwudziestu minutach z kolorowymi pigułkami, które mogły poprawić Leenie nastrój, a nawet dorzucić parę psychodelicznych wizji. I nie struć organizmu pani kapitan za bardzo. Służyły do leczenia depresji i paru innych schorzeń i nie powinny być wydawane bez pozwolenia lekarza. Dobrze więc, że Bullit lekarzem był, nawet jeśli z samozwańczym.

Od ponownego momentu przekroczenia progu kryjówki Leeny, do uszu Doca dotarł dźwięk prysznica. Mężczyzna dostał z tego powodu natłoku myśli w głowie, jednak widok, jaki zastał, bynajmniej nie był tym, czego się spodziewał.

Owszem, prysznic chodził na całego, jednak kapitan… no cóż. Siedziała pod nim, oparta plecami o ścianę, wciąż w ubraniu, z pustą butelką procentów leżącą obok. Oczy miała zamknięte, mokre włosy częściowo na twarzy, a ciało dosyć zwiotczałe. O żesz w mordę.


I zareagowawszy od razu Dave wpierw sprawdził czy żyje… delikatnie ją policzkując. Żyła… coś tam bełkotała w proteście. A może przez sen?
Pozostało więc zabrać ją spod prysznica. Co też doktorek uczynił przerzucają zalaną w trupa kobietę przez ramię i zanosząc do jej sypialni.

- Coooo... - Wybełkotała Leena już w swym łóżku - Co… jest?
- Nic…. idziesz spać. Może powinnaś się jeszcze rozebrać przed snem… ale to nie jest konieczne.- ocenił Bullit uznając szanse na przeziębienie się pani kapitan, na bardzo bardzo niskie.
- Nie… nie przychodziłeś… i nie przychodziłeś... - Zamarudziła kobieta, po czym zaczęła walczyć z własną mokrą koszulką, żeby ją ściągnąć - Fuuu… mokre…
Dave uprzejmie pomógł ściągnąć mokry materiał z jej ciała, zerkając mimowolnie co chwila na jej biust, coraz bardziej odsłaniany.
- Ty już dziś pigułek szczęścia nie potrzebujesz.- skomentował sytuację.
- Ahaaaaa - Odparła kobieta, nic sobie nie robiąc z faktu, iż po chwili leżała tam z nagimi piersiami(nie mając pod koszulką biustonosza) - Czyli… masz mnie z głowwwwy co? - Zaczęła niezdarnie grzebać przy guziku szortów.
- Powieeedzmy… że tak…- może gdyby oboje byli równie pijani, to coś niepoprawnego by się zdarzyło. Ale Doc, będąc trzeźwym, nie zamierzał wykorzystać sytuacji. Zresztą byłoby to bardziej niezdarne niż przyjemne doświadczenie dla nich obojga.
Odłożył więc mokrą koszulkę na pobliski stół. -Zostawię ci parę pastylek, ale łykaj je pojedynczo i najlepiej w kilkugodzinnych odstępach czasu. Nie wiem jak na ciebie zadziałają.
- Zdrajca... - Leena westchnęła, w końcu odpinając guzik - No doktorku, pomagaj... - Ze sporym wysiłkiem dźwignęła się na moment na łokciach, by Bullit miał łatwiej.
- Zero wdzięczności… a ja ci pigułki przyniosłem.- “burknął” żartobliwie doktorek zabierając się za zdzieranie z niej szortów.
- Mam Ci zrobić loda czy jak?? - Parsknęła Leena, ale i przy okazji odkaszlnęła. Po chwili była już praktycznie cała naga, jeśli nie liczyć obuwia. Nic sobie z tego nie robiła, w końcu Doc widział ją już tak nie raz… - To gdzie masz te piguły? - Łypnęła nietrzeźwym wzrokiem - A, o butach zapomniałeś - Trąciła go lekko nogą, zalegając na łóżku, i niezdarnie się przykrywając.
- Taaa …. nie ma nic bardziej podniecającego niż kobieta zasypiająca z twoją armatką w swoich ustach.- sarknął żartobliwie Doc i zabrał się za zdejmowanie butów, zamierzając potem zostawić pastylki przy łóżku kobiety i opuścić jej kwaterę. Teraz Leenie potrzebny był sen.
- Dzięki Dave… chrrrrr... - Kobieta zasnęła między zdejmowaniem jednego a drugiego buta.
- Nie ma sprawy.- mruknął doktorek i nakrył Leenę kołdrą, o czym opuścił jej kajutę.

***

Godzinkę później był już w kajucie razem z Vis. Ta zajęta była oprzyrządowaniem jakiejś maszyny. Może tego zdobycznego mecha, może innej… Doc na technicznych sprawach się nie znał, rozrzucone po całym kwaterze części równie dobrze mogły należeć do zderzacza hadronów jak i lodówki. A Vis zajęta ich składaniem jedynie wesoło machała ogonkiem nie zdając sobie sprawy z tego co się działo dookoła niej. A Bullit nie zamierzał wybijać jej z tego stanu “zawieszenia poza rzeczywistością”. Po prostu przysiadł gdzieś pomiędzy mechanicznymi częściami i popijając piwko przyglądał się dziewczynie obecnie przebywającej we własnym świecie. Do którego Dave nie miał dostępu. I nie chciał mieć. Każdy potrzebował takiej pustelni, miejsc w którym mógł się nacieszyć chwilą samotności.

Oczywiście. Samo gapienie, choć widoki były przyjemne, z czasem zaczynały nudzić. I dłoń Dave zaczęła zaczepiać ruchliwy ogon Darakanki, głaskać go i pieścić. Ona z początku tego nie zauważała zajęta robotą, ale z czasem dotyk robił się coraz trudny do zignorowania… i coraz bardziej przyjemny. W końcu ocknęła się z swego skupienia i zauważyła Doca, a potem jego dłoń na swoim ogonku, a potem… wpierw była rozmowa, okraszona żartami i delikatnymi pieszczotami. Następnie… był łyk alkoholu, rosnący żar między nimi, pocałunki i figle. Pogrążyli się w namiętności całkowicie odcinając się od świata wokół nich.
Było im dobrze ze sobą, bo akceptowali nawzajem swoje słabości. A tych oboje mieli wiele.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-03-2018, 21:01   #275
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Mesa


Night odsunął od ucha nadajnik unikomu na odległość wyciągniętego ramienia. Z dystansu wiązanki Bix’a uderzały z mniejszą liczbę decybeli. Wykrzywił się drwiąco.
- Ej, Fenn, mówiłem przecież, że hobbystycznie wkurwiam ludzi, a Leena wciąż żyłuje przydziały Nervosolu dla moich grup operacyjnych.
Pirat zajmował się swoim ulubionym bujaniem na krześle i nic nie robieniem. Miałby parę pomysłów na spędzenie wolnego czasu, ale zabronili mu się zbliżać do Isabell.
- Nie powiem, nowy dał radę, aż za bardzo. Szykuje się konkurent w streamach na pornservisy – zatroskał się.

Fenn leżał do góry brzuchem na kanapie, podrzucając sobie małą piłką pod sufit i łapiąc ją, obok niego na podłodzę stała otwarta butelka piwa. Antena niby już była, ale była ona w hangarze, a nie zamontowana na swoim miejscu, a to jakimś sposobem poważnie utrudniało dostęp do sieci przez co Fenn poważnie się już nudził. Ile można siedzieć na siłowni? Rano był, odbębnił ćwiczenia i więcej mu nie potrzeba. Kolejny sparing z hologramem? Neh, też już zaliczone. Dlatego właśnie uwalił się w mesie na kanapie licząc na coś ciekawego.
- Może konpententny? A o streamy się nie bój, jakoś nie wydaje mi się by ktoś chciał oglądać twoją gołą dupę, a ostatnio nie miałeś z kim kręcić, i nie, nie podniosę ci lajków swoim udziałem. - zażartował valarianin.

Zwiedzający statek Tomi zajrzał do środka.
- Cześć, nie masz szlugów? Tylko takich prawdziwych, bo od tutejszego siana mnie już szlag trafia. -zapytał bujającego się na krześle osobnika. - Tak wogóle to Tomi jestem - wyciągnął rękę do formalnej prezentacji, bo wcześniej jakoś nie było kiedy.

- Widzisz, już zwietrzył biznes… – Night dokończył myśl. Zmierzył se nowo przybyłego od stóp do głów, tym razem z bliska. Nie podejrzewał, by ten przeniknął przebranie Na-Pewno-Nie-Jego-Samego i Na-Pewno-Nie-Młotka, gdy szli w sporej odległości w zarąbiście konspiracyjnych prochowcach, sztucznych wąsach i ciemnych okularach.
- Tomi? Ostatnio wołali cię Jimi, ale świat przecież tak pędzi – uniósł rękę w oszczędnym powitaniu, nie chciało mu się prostować krzesła do męskiego uścisku. – Najlepsze szlugi mają Doc i Leena. Nieustanny wyścig w recepturach, czyje mocniej wali w dekiel. Na razie chyba Doc prowadzi, co Fenn? Na imprezie z ludźmi ślimaka Młotek podkradł trochę towaru i zasnął jak niemowlę, we własnych rzygach i… oszczędzę szczegółów, no jak niemowle.
- Tyle że bez pieluchy. - podłapał Suzh.
- Mów mi Tomi, to będziemy się lubić - rzucił rozglądając się - Nie szukam odjazdu, tylko zwykłych szlugów. Tytoń, to taka roślina z rodziny psiankowatych albo jakaś podobna mutacja.
Usiadł na drugim krześle okrakiem i zapytał:
- Czym się tu zajmujesz? Tzn. nie teraz, tylko ogólnie na statku.

Night się skoncentrował, chyba na słowie *lubić*. Z ramionami skrzyżowanymi na klacie i zmarszczonym czołem na pochylonej głowie toczył bitwę myśli.
- Naah… pozbawiony finezji banał – mruknął do siebie, odpuszczając amatorskie podejście do pielęgnowanej pasji. – Na pewno nie roślinami z rodziny psiankowatych – odpowiedział nowemu układając usta w krzywy grymas. – Zapytaj tamtą dwójkę. Możesz też Bix’a, lubi cygara. Wystarczy, jak mu wkręcisz, że bardziej zajebiste jest palenie dynamitu i podrzucisz wiązkę – zaśmiał się chrypiąco. – Że czym się zajmuję? Jeśli Bóg jest miłością, to ja jestem Kupidem. Ej, Fenn weź nie zestawiaj mojego tyłka ze swoim udziałem w dwóch sąsiednich zdaniach, ani nawet trzech. Widzisz Tomi… z kim ja muszę się zadawać? – ciężko wypuścił powietrze, szukając wzrokiem schłodzonego, piwnego umilacza czasu.
- Masz chłopie refleks… - Fenn rzucił do kumpla - Wielkiego wyboru tutaj nie masz, jesteś na mnie skazany. No, przynajmniej dopóki anteny nie zamontujemy, mam zaległy mecz do obejrzenia, to da Ciii jakąś godzinę no powiedzmy że półtorej.
Valarianin dalej leżał na kanapie z uśmieszkiem bawiąc się piłką.

- Mówisz o tych wydepilowanych chłopcach w bańce mydlanej, próbujących ściągać sobie nawzajem kąpielówki? – Night parsknął odsłaniając zęby. – Jak to się nazywało „Touch my Balls”? – rył na całego. – Od dziś nie odwracam się do ciebie plecami – i nawet, trzymana w ręce pirata, mimowolnie wstrząsana śmiechem puszka piwa groziła wymowną eksplozją piany.
- “Touch my Balls” to był ten vid w którym mówiłeś że występowałeś, dziewicza rola czy jakoś tak. Tylko jakoś dziwnie po nim chodziłeś i siadać nie chciałeś na tyłku. - Valarianin zaśmiał się niekryjąc tego - “Pilnuj tyłów, nie znasz dnia ni godziny, jak cię dopadnie Czarna Maczuga.” ponoć najlepszy tekst z vidu.

- Po pierwsze „Teach’em Cry”, po drugie szlif na hoverze i skóra zdarta do mięsa, po trzecie skąd wytrząsnąłeś tak zwalone tłumaczenie? – Night powoli się uspokajał, łapiąc oddech i przecierając palcem powieki. - Black Club. Klub, stowarzyszenie. Czarna Maczuga? Ojapierdole, dobre, jakby myśleć o parodii porno dla niezorientowanych. Serio, powstało takie? – dopytywał się kumpla. – Oj, chyba zły odnośnik w holonecie.
- Jeśli za dużo wódki nazywasz złym odnośnikiem w holonecie, to pewnie tak. Ale widzę drażliwy temat, pewnie nie chcesz o tym mówić przy obcych. Także ten. - tutaj Suzh udał zamykanie zamka przy ustach po czym zwrócił się do Tomiego - Night to prawdzi tfardziel, miszcz i mentor męskości, niszczyciel dziewiczych cnót i łamacz małżeństw, a w wolnych chwilach lata po kosmosie w poszukiwaniu jakichś kamieni do super wypasionej rękawicy. Coś z udowodnieniem jakiejś lasce że ją kocha czy coś takiego. - napił się piwa.

-[i] Dzięki za ostrzeżenie, wyspawam sobie jakieś żelazne majtki, żeby nikt mi nie zrobił psikusa. [/]- rzucił Tomi wyciągając szlugi -[i] Ktoś chce? [/]
Zapalił sobie i wciągnął dym w płuca. Liczył, że ostatni raz.

Valarianin był zbyt leniwy, przynajmniej w tej chwily, by się podnieść po fajka, a że palaczem jako takim nie był to i potrzeby nie czuł.
- Może później, dzięki. - odpowiedział spokojnie - Tooo, jak daleko chcesz lecieć Tomi?

- Ile się da. Najlepiej do jakiejś prawdziwej cywilizacji- odparł Tomi - Dokąd teraz lecicie? I kiedy planujecie montaż anteny? Bo ja opierdoliłbym jakiś porządny obiad i mogę brać się do roboty.
- Najpierw wyjdźmy z nadprzestrzeni. A gdzie lecimy? Kapitan wie, pilot wie, komputer wie, a ja się nie pytałem i nie sprawdzałem - Fenn wzruszył ramionami i wrócił do podrzucania piłeczki - Ale do prawdziwej cywilizacji to i ja bym mógł polecieć, ale tak na dłużej. Pięć lat na skale na jakimś zadupiu mi wystarczy.

- To wracamy do kwestii obiadu. Dwie zmiany tam odbębniłem, a i tak świadectwo pracy poszło jak psu w dupę. - powiedział Tomi - Kurwa, nawet dwie pochwały miałem wpisane - zaciągnął się papierosem - A chulońskie kwity to nie w kij pierdział.
- Kuchnia jest tam. - vyr Keetar pokazał palcem w przerwie pomiędzy podrzutami - Mamy nawet świeże mięsko, dzisiaj jeszcze złapane. Rób co chcesz, kiedy chcesz, tutaj nie ma stałych grupowych obiadów zauważyłem. Ani kucharza. - złapał piłkę i się zatrzymał z ręką uniesioną - Ej. Dlaczego nie mamy kucharza? Night.
- Dobra to idę coś wrzucić na ruszt, na razie - machnął ręką pozostałym i ruszył do kuchni.

- Przez ostatniego tydzień lataliśmy do kibla – Nightfall sięgnął pamięcią wstecz. – A on… wyleciał przez śluzę, koniec historii, dynastia kucharzy wymarła.
- Niebezpieczne stanowisko. - krótko skomentował Fenn, widać Night nie miał ochoty gadać za bardzo.



Kuchnia

Tomi zaczął od przeglądu lodówek. Szybko przeszukuje bazy danych sprawdzając co też może upichcić z tego co znalazł. Stek. Prawdziwy stek z… czegoś. Miał nadzieję, że to nie była istota inteligentna. Odpalił filmik instruktażowy robienia steków. Wyglądał cokolwiek dziwnie trzymając mrożone miecho w ręku i stojąc z przymkniętymi oczami.
- Pół godziny czekania po wyjęciu z lodówy? Za długo - mruknął pod nosem i wrzucił mięso do mikrofali i włączył rozmrażanie. Gdy tylko piknęło wyjął od razu mięso cybernetyczną ręką. Rzucił na deskę i pokroił na plastry. Równomiernie posypał solą jedną stronę i zaczął rozgrzewać patelnię. Po chwili wrzucił mięso i zaczął smażyć. Nagle zamarł na chwilę przeglądając porady kulinarne.
- Oook… - zaczął grzebać szukając szukając szczypiec albo łopatki. Najlepiej drewnianej. W końcu znalazł. Gdy mięso odpowiednio się upiekło, posypał solą drugą stronę i szczypcami przewrócił plastry. Zgodnie z zaleceniem laski na filmiku nie nadział widelcem i nie przewrócić mięsa, bo straciłoby aromat i smak!
Zaraz! Przewinął do początku filmiku.
- Kurwa. Jakie kurwa błony z mięsa usunąć? - popatrzył na dochodzącą drugą stronę. - No to chuj bombki strzelił.
Akurat trzeba było zdejmować z patelni. Rzucił na talerz i przyprawił. Zajrzał do lodówki i wziął puszkę piwa, niestety zatłuszczone łapy były śliskie i upadła na podłogę. Bez słowa podniósł ją i wstawił do lodówki, a sobie wziął drugie.
Zasiadł przy blacie i z sykiem otworzył puszkę. Pociągnął długi łyk po czym wyjął z kieszonki na ramieniu boxcuttera, a z paska narzędziowego śrubokręt. Nie chciało mu się szukać sztućców.
 
Raist2 jest offline  
Stary 23-03-2018, 21:08   #276
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Somewhere over the rainbow

Nightfall wprosił się do kwatery zajmowanej przez słodką Iss, niosąc na barkach, plecach i poupychane po kieszeniach liczne, grzechoczące, stukające, robiące spory harmider materiały dydaktyczne. Nie mógł nie wykorzystać okazji, gdy jego dziewczyna była jeszcze zbyt osłabiona, by w podskokach zwiać z lekcji. Uśmiechnął się szeroko rozstawiając statyw, na którym mocował kolejne elementy szkoleniowe, po czym wysunął segmenty wskaźnika i z miną naukowca, mającego za chwilę ujawnić prawdę objawioną, postukał nim znacząco w blat biurka.
- Isabell… – odchrząknął i poprawił okulary w grubych oprawkach, które zakosił przypadkowemu jajogłowcy z planety Chulonów. Słabo widział przez zupełnie z dupy wzięte, nieziemsko grube szkła korekcyjne, ale podejrzewał, że wygląda w nich poważnie. Wygląd był ważny, podłapał od Młotka. Ognie wymalowane na broni plus 10 do zajebistości, czy inne tam gogle plus 10 do przekazywania wiedzy, chyba ostatnio spędzali razem za dużo czasu. – …to-jest-pancerz. – zdradził tajemnicę wszechświata, machając szpicrutą. Z uporem maniaka obijał teraz wskaźnikiem na przemian wszystkie rozstawione elementy od hełmu po nagolenniki i z powrotem.
I służy do tego – przemieścił zawieszony na plecach karabin w przód, szarpiąc cyngiel i walcząc z odrzutem, objaśniał kolejny, niezwykle ważny etap lekcji, a przynajmniej próbował, bo obraz celu miał mocno rozmyty. Zsunął oprawki na koniec nosa. – Służy do tego – ponowił, bo testowanie wytrzymałości ścian nie było przedmiotem zajęć, a niechcący zboczył w zagadnienie.

[media]https://i.pinimg.com/736x/fd/41/c4/fd41c46cc147cb5ef8dfae95e8a6884a--hd-widescreen-wallpapers-desktop-backgrounds.jpg[/media]

Właaaśnie – spauzował zadowolony po dłuższej serii, masie rozbłysków, iskier, swądu topionego metalu i podobnych atrakcjach. Wymownym spojrzeniem sygnalizował, że nadszedł czas wielkiej puenty. Zerwał dymiący napierśnik odsłaniając nienaruszoną klatę statywo-manekina i markerem domalował ustom kukły jednokreskowy, ale za to bardzo szeroki uśmiech, okalający niemal cały owal głowy. Dwoma odcinkami zaznaczył krańce, by nikt przypadkiem nie wziął artystyczego dzieła za przypadkowy bazgroł.
- Cały twój – wytarł ręce w naukowcowy kitel eksperymentatorski. – Vis pomogła zrobić. Nie pogrubia, nie ogranicza ruchów, zajebiście podkreśla tyłek i za parę godzin się zregeneruje. Dorzuciłem parę detali od siebie. Kolorystyka i ten ekstra znaczek – stuknął w uskrzydlone serce w odcieniach fioletu okolone wstęgą z napisem “Too Kawaii too Die!”
- Coś po Fennowemu, mówił, że dobre, jak wkręcał kolejny test będzie z nim zamiast manekina.

[MEDIA]http://www.jhocy.com/images/uploads/ae90d00fcab4fc58ff6a807090909dd1.gif[/MEDIA]

Isabell z początku chciała się wprost rzucić na Nightfalla, jednak przebieranki jakie urządził, jak i mały pokaz, jakoś tak zatrzymały ją w miejscu. Wpatrywała się w przedstawienie powstrzymując śmiech, jedynie co chwilę potakując głową. Z tego z kolei, co zauważył mężczyzna, choć było to wszystko obrócone w jakąś parodię, oczka dziewczyny zdecydowanie zabłyszczały na widok pancerza, podobnie jak i jej wzrok spoglądający od czasu do czasu na karabin. Na swój pokręcony sposób Night miał niepodzielną uwagę Macolitki… a zresztą i tak by ją miał, po tyyyyyylu dniach rozłąki…


[media]https://www.walldevil.com/wallpapers/a91/blonde-woman.jpg[/media]

- Ta jes panie psorze! - W końcu Isabell nie wytrzymała i wśród parodii zasalutowania parsknęła śmiechem. Po chwili jednak się uspokoiła, i zbliżyła do Nighta.
- To dla mnie? Wow, jesteś słodki... - Przytuliła się do niego dosyć mocno, przykładając głowę do torsu, a rękami oplatając mężczyznę w pasie - Brakowało mi Ciebie...

- Niedługo tym co spróbowali nas rozdzielić będzie czegoś brakować – Night uśmiechając się rozmarzony, zamknął dziewczynę w ramionach. Tulił ją, nie przestając szeptać czułych słówek. – Rąk, głów… przejdziemy do legendy, para najbardziej niebezpiecznych kochanków jacy kiedykolwiek przemierzali gwiazdy.

- Takie buty Ci się marzą? - Isabell zachichotała w tors mężczyzny. Po chwili uniosła głowę w kierunku jego twarzy, spoglądając Nightfallowi prosto w oczy - Nie ma sprawy. Możemy i tak - Dziewczyna z iskierkami w oczach stanęła na palcach stóp, wychylając usta gotowe do pocałunku.

- Tak bardzo za nimi tęskniłem – mężczyzna pochylił się, skubnął, zadziornie przygryzł jej idealnie wykrojone usta, by po chwili zatracić się z Macolitką w głębokim pocałunku. Nie ukrywał, że nie tylko za ustami tęsknił. Jego dłonie dość szybko znalazły się na tylnych kieszeniach spodni Isabell, po chwili w kieszeniach, a następnej już pod spodniami. Zręczny był skubany przenikając z niewymowną gracją wszelkie bariery i nawet nie zdradzając się, w którym dokładnie momencie uporał się z zapięciem w pasie i zamkiem rozporka Iss, robiąc więcej miejsca dla nieprzyzwoitych zabaw pod spodem.

- Ko… kochanie... - Wysapała Isabell między intensywnymi pocałunkami, oraz porcją dodatkowych pieszczot - Ja bym bardzo chciała, naprawdę bardzo, ale mam się oszczędzać przynajmniej 1 dzień, 1 dzień bez wysiłku fizycznego... - Dziewczyna uśmiechnęła się tak jakby przepraszająco, lekko wodząc dłońmi po torsie Nighta, powoli kierując je w dół, do jego paska i rozporka - Jakbyś chciał, to ja by Tobie mogła... - Tym razem w jej usteczkach pojawił się koniuszek języczka, przy odrobinie szelmowskim uśmieszku.

Night zmniejszył intensywność pieszczot, z namiętnych na czułe, choć wciąż intymne. Powoli jednak opuszczał co bardziej erogenne sfery dziewczyny i po dłuższej chwili z ociąganiem już całkiem neutralnie miział ją sobie po pleckach.
- Zalecenia lekarza rzecz święta – również uśmiechnął się łobuzersko, nagłym ruchem porwał Iss pod kolana i uniósł do góry. Zaniósł ją na rękach w stronę łóżka i opuścił na materac. – Dzisiaj grzecznie oglądamy filmy, pijemy szampana i jemy truskawki, te co to się trochę inaczej nazywają – poprawił poduszkę, wyciągnął z szafek szkło, butelkę na specjalne okazje i przygotował miseczkę owoców. Zostało tylko przygasić światło i przytulić Isabell, ah tak no i seans.
- Jakieś specjalne życzenia? Komedia absurdów, mrożący krew w żyłach dreszczowiec, wielokrotnie nagrodzone coś reżysera o trudnym nazwisku? – szeptał całując płatek jej ucha.
 
Cai jest offline  
Stary 24-03-2018, 23:42   #277
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Statek leciał spokojnie w nadprzestrzeni do kolejnego celu, a jego załoga z kolei oddawała się różnorodnym zajęciom. Głównie polegały one na zbijaniu bąków i dochodzeniu do siebie po kolejnych perypetiach, parę osób znalazło sobie jednak i konkrety, by wykorzystać ten czas na coś pożytecznego.

Gdzieś tak przy 10-tej godzinie podróży, Leena zwołała wszystkich w mesie przy ciepłej kolacji, jaką zorganizowała do tego Rose.

- Chyba wszyscy ze wszystkimi się tak do końca jeszcze nie znają, strzelimy więc sobie i przy okazji mały wieczorek zapoznawczy... - Kapitan zabrała oficjalnie głos, po czym zaczęła wszystkich po kolei przedstawiać. Głównie w tym wszystkim chodziło o Jimmiego, jednak i Isabell również nie znała jeszcze paru osób - To jest Becky, pierwszy pilot Fenixa. To Vis, nasza pokładowa złota rączka, programistka, hakerka. To Dave, nasz medyk i z zamiłowania snajper. To Nightfall, strzelec pokładowy i terenowy, Isabell drugi pilot. Fenn jako kolejny strzelec pokładowy i terenowy, Bix od klepania jadaczek i pancerza statku, Rose jako nowy szef kuchni i... - Leena uśmiechnęła się pod nosem - ...terapeutka od podnoszenia morale. A to jest Jimmi na którego można również wołać “Tomi”, inżynier, programista, haker. Pomógł nam gwizdnąć części z kolonii, w tym antenę, oraz kilka innych, przydatnych rzeczy. Chwilowo leci z nami na podwózkę, co z tego wyjdzie w praniu, zobaczymy. Dobra, to skoro się wszyscy poznali, smacznego i na zdrowie - Leena wzniosła toast… czymś, co nie wyglądało na alkohol. Wtf?


Po kilkunastu minutach, gdy wszyscy już nieco pojedli, oraz trochę sobie porozmawiali, Kapitan włączyła na malutkiej konsoli przy jednym ze stołów niewielki nawiew sufitowy dokładnie nad sobą, po czym zapaliła papierosa. Znowu zabrała głos:
- Ok. Pewnie wszyscy się zastanawiacie, dokąd lecimy - Leena spojrzała z nieco tajemniczą miną po towarzystwie przy stole - Lecimy do miejsca, które kiedyś było moim domem, tam będziemy naprawdę bezpieczni - Podkreśliła te dwa słowa - Tam również spotkamy się z ewentualnymi sprzymierzeńcami, z którymi wspólnie odpłacimy za wszystko Nosaah Rhieff. Lecimy do Hell’s Bells - Kobieta zaciągnęła się fajką, po czym puściła kilka dymnych kółek.

Z kolei wyjątkowo dobrze obeznani w temacie, o mało się nie zakrztusili jadłem, czy i napitkiem.

Leena spokojnie przeczekała pierwsze reakcje załogi, a następnie wyjaśniła tym, którzy tego miejsca nie znali, o co biega:
- Tajna placówka piratów. Księżyc-kolonia-kopalnia wydobywcza. Lokalizacja ściśle tajna, namiary i kody dostępu posiada jedynie około tuzin kapitanów. Zawsze przebywa tam przynajmniej kilka statków bojowych, parę eskadr myśliwców, do tego i są w przestrzeni kosmicznej rozłożone pola minowe. Wszelkie sygnały są tak skutecznie zakłócane, iż nie sposób stamtąd nawiązać jakiejkolwiek łączności przestrzennej bez pozwolenia Pirackiej Rady. A Unii tam jeszcze nigdy nie było, i nie będzie. W spokoju dokonamy tam naprawy anteny, uzupełnimy zapasy, może się i dozbroimy, opracujemy plan działania z sojuszniczą załogą, a następnie dokopiemy temu fiutowi Rhieffowi, jakieś pytania? - Rozsiadła się wygodniej na krześle, zakładając nogę na nogę, a ręce założyła za głowę. W kąciku ust dymił papieros…





Hell’s Bells
System nieznany

Po drugim skoku, oraz zamknięciu przez Leenę mostka na klucz na kolejnych 10 godzin lotu w nadprzestrzeni, Fenix w końcu był na miejscu. Załoganci (i ciekawscy?) zebrali się w centrum dowodzenia statku na chwilę tuż przed wyjściem ze skoku... Ledwie zaś statek pojawił się gdzie miał, i nie trwało to dłużej niż naprawdę 30 sekund, przed Corvettą wyrosło skrzydło złożone z pięciu myśliwców.

- Natychmiast się zidentyfikować i podać kod, inaczej otwieramy ogień! - Zaszczekały głośniki na mostku statku męskim głosem.
- Corvetta Fenix, kapitan Leena Hezal - Odpowiedziała kobieta, podając prawdziwe dane, co było mało spotykanym faktem na łajbie. Wklepała również w swoją klawiaturę przy fotelu rząd cyfr, czy tam i liter…

- Potwierdzamy i zezwalamy na dalszy lot - Ton w głośnikach po chwili nieco złagodniał, a myśliwce ustąpiły drogi Fenixowi - Kurs 45-50

Leena kiwnęła głową do Becky, ta z kolei poprowadziła statek według wytycznych. Po chwili z mroku przestrzeni wyłonił się już sam księżyc, miarowo coraz bardziej oświetlany pobliskim słońcem, wychodzącym zza różowo zabarwionej planety, będącej chyba jakimś rodzajem gazowego giganta.


- Kontrola lotów do Fenixa, kurs 47-50, cumujcie w Doku 11. Zrozumieliście? Odbiór - Wywołał ich wyjątkowo głęboki, seksowny męski głos.
- Tu Fenix, kurs 47-50, Dok 11, przyjęłam - Odpowiedziała Kapitan.
- Leena to Ty? - Ucieszył się rozmówca - Tu Aiden.
- Cześć Aiden, kopę lat - Ucieszyła się kapitan.
- Sporo czasu już minęło… do zobaczenia wewnątrz, i witaj w domu! Bez odbioru.

….

- Na Hell’s Bells panuje tylko kilka zasad - Przemówiła do załogi Kapitan poprzez wewnętrzny system łączności statku - Można chodzić w pancerzach, można nosić pistolety i karabiny, czy tam wszelką broń do walki wręcz. Zabronione są jednak granaty i wyrzutniki, a kto złamie tą zasadę, zostaje wyrzucony w przestrzeń. Bójki są na porządku dziennym, jednak winni są później odpowiednio do owej winy karani. Ktoś może również próbować was okantować czy i okraść, miejcie więc to na uwadze. Co do naszych spraw… należy naprawić antenę, uzupełnić co się da na statku, może zorganizować jakieś większe pukawki i uzupełnić amunicję. Kolejność jednak dowolna, jeśli chcecie najpierw opuścić Fenixa i się przewietrzyć, meldować. Spędzimy tu gdzieś 2 dni. To wszystko.

~

Kolonia-miasto-księżyc było wyjątkowo tłumne. Wszędzie włóczyli się załoganci różnych jednostek, roboty, droidy, panienki do wynajęcia, górnicy, osoby pracujące w obsłudze, wszędzie dosyć gwarno i tłoczno, pełno rozmów, załatwianych interesów, śmiechów i muzyki. Na każdym niemal rogu z kolei okazja do ubicia handlu, usługi, czy i… guza? Dla wielu było to miejsce niczym wyjęte ze snów, bajka na dobranoc, mit o groźnych i nikczemnych piratach przestworzy, dla innych koszmar ze snów…





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 02-04-2018, 19:01   #278
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Kącik zapoznawczy Fenna

Fenn usiadł na przeciwko parki którą stanowili Night i Isabell. I jak to na Suzha pełnego gracji i taktu przystało walnął prosto z mostu.
- Więc to Ty jesteś tą całą złodziejką? - zadał pytanie do Isabell przy okazji biorąc gryza mięska.
Zaskoczona Isabell zamrugała oczętami, a na twarzy Nighta pojawił się przyczajony uśmiech.
- Złodziejka? - Powiedziała w końcu zdziwiona Macolitka.
- No tak. - Suzh jakby nigdy nic odpowiedział - Skradłaś Nighta, Jego serce, duszę. Do tej pory nawet nie wiedziałem że takie rzeczy miał. A uwierz mi nie jedna próbowała.
- No cóż... - Isabell przygryzła usteczka, chwilkę myśląc - Może nie były… wyjątkowe? - Wypaliła, i oboje z Nightem się zaśmiali, a Fenn niestety, ale nie miał pojęcia, co mogło być w tej wypowiedzi aż tak zabawnego.
- Może. - ten tylko wzruszył ramieniem - No, to jak to zrobiłaś? Jaki jest twój sekret? - spojrzał się na nią przenikliwie jakby czegoś szukał, jakby patrzył w głąb niej, a po chwili się uśmiechnął, co z jego aparycją wyglądało dość wrednie.
- Jestem niemal tak szalona jak on? - Dziewczyna pogładziła kochanka dłonią po policzku, wśród uśmiechu.
- To nie wróży wam długiej świetlanej przyszłości. - vyr Keetar zaśmiał się przez chwilę - Tak w ogóle to jestem Fenn’Suzh vyr Keetar, dla przyjaciół Fenn. - wyciągnął ręką do dziewczyny.
- To jak się poznaliście? Jakoś mu to umknęło w nawale szaleństwa.
- Isabell Krunt Mansoon, córka senator Laury Krunt Mansoon z domu Huq’noo - Przedstawiła się wielce oficjalnie Macolitka, ściskając dłoń Fenna - Załoga Fenixa uratowała mnie z tajnej stacji Unii, na której przeprowadzano wyjątkowo obrzydliwe eksperymenty… najprawdziwsze Zombie, Mutanty, Cyborgi, Potwory, zabójczy wirus i te sprawy - Wymieniła jakby nic dziewczyna.
- Zombie? - tu Fenn aż uniósł jedną brew - Takie zjadające się, mamroczące “mózg” i powłóczące nogami zombie? O mutantach słyszałem, ale to promieniowanie wysokie, czy inne anomalie, cyborgi nic nadzwyczajnego, każdego ze wszczepami za takiego można wziąć, a potwory to nic innego jak wszystko czego nie znamy i co nas przeraża, ale zombie? - pokręcił głową - No wiedziałem że są w Unii popieprzeni ludzie, ale aż tak? Co oni nigdy żadnych vidów nie oglądali? - nie chciał ale aż musiał się napić piwa.

- Ominęła cię masa zabawy – Night uniósł przed siebie dłonie, jakby trzymał karabin, zmrużył oko. – Celujesz w głowę i bach, mózg rozpada się na kawałki. Tylko w głowę, chyba, że chcesz zrobić kadłubek i patrzeć jak zdechlak sunie na rzęsach. To całkiem zabawne. Kontakt z krwią i zamieniasz się w jednego z nich. A jakie urozmaicenie przeciwników. Naukowiec-zombie, ochroniarz stacji-zombie, pracownik techniczny-zombie, no i jeszcze nic straconego, paru wyleciało w próżnie, było starcie w Zero-G, fajnie machali nóżkami, szukając podparcia. A może który już doleciał na jaką planetę i przeżywają tam właśnie zombie apokalipsę – pirat przyłożył palec do ust z ciekawością. – …bardziej *nieprzeżywają* - zaśmiał się z własnego dowcipu.
- A podobno ostatnio polubiłeś się nurzać we krwii przeciwników, i nic Ci nie jest? Czyżbyś był Wybrańcem? Ostatnią nadzieją galaktyki? - Fenn też zaczął się śmiać - To teraz wiem czemu Was tak Unia nie lubi, jednak nie chodzi o niezapłacony mandat. Takie info może mocno nadszarpnąć reputację, a nawet doprowadzić do niepokojów i zamieszek, pogrążenie jednego generałą przy tym to pikuś. - wziął łyk piwa - Meh. Jeśli nie planujecie w takim razie zamachu na szefów projektu, to lepiej nie wlatywać w przestrzeń Unii i zaszyć się na stałe na jakiejś przyjemnej planecie poza ich jurysdykcją.

- Co więcej mamy dane z badań i awansowaliśmy wysoko na liście najbardziej poszukiwanych terrorystów – Night objął Isabell, całując w policzek. - Gdybyśmy sprzedali je wrogom Unii, albo sami rozpoczęli produkcje i rozprzestrzenianie w różnych słodkich losowych miejscach. – przygryzł ją w ucho. – Prawda skarbie, że by się pogniewali? Jeszcze lepsze, że mamy dane o antidotum, podejrzewam, że jedyne – przeszedł do pieszczenia ustami jej szyi. - Kocham cię ISB-L, jesteś taka złowieszcza, taka niebezpieczna, mrr.

Fenn wyrazie skrzywił się na taki pomysł.
- Wolałbym uniknąć masowego ludobójstwa, i na pewno wtedy ja wysiadam z tego pociągu. Jaki jest sens w zabijaniu niewinnych? Nie moja broszka. - ukrył twarz za butelką piwa.

- Jeśli świat jest tak zły, że nieuchronnie dąży do samounicestwienia. Przepełnia go chciwość, żądza władzy i jest w stanie bez mrugnięcia podnieść rękę na tak cudną, pełną miłości istotę jak Iss, najlepsze co można zrobić to przyspieszyć ten proces – Night odpowiedział, tuląc się do pleców dziewczyny, opierając podbródek na jej ramieniu. – Jesteśmy teraz razem i chce, aby tak zostało już zawsze, wyrok został zawieszony.
- Nie jestem filzjololem ale grzechy jednego typa nie są grzechami drugiego. Jeśli ja pociągne za spust, ja kogoś zastrzelę to ja jestem temu winny a nie gość który pracował w fabryce broni. No ewentualnie jeszcze ten kto wydał rozkaz. - odparł Suzh odstawiając nawet jedzenie na dalszy plan.
- Zrobiłem naprawdę wiele, by zmienić na lepsze miejsce, w którym żyłem. Wiesz dlaczego się nie dało? – Night uniósł kąciki ust. – Chodzi o naturę organicznych, powszechna tendencja panująca w każdym zakątku galaktyki. Twoi dzisiejsi niewinni podejrzanie łatwo zamieniają się w katów, wystarczą sprzyjające okoliczności.
- W takim razie prewencyjnie i Ciebie by trzeba było ściągnąć bo możesz się w kata zamienić, a nawet chcesz. - podsumował kumpla - Ty też tak myślisz? Też byś chciała mieć krew niewinnych, nawet jeśli są jeszcze niewinni, na swych rękach? - spojrzał się na Is.
- Za dużo filozofujecie, i to obaj - Dziewczyna lekko szturchnęła Nighta łokciem - Oczywiście, że na postronne osoby, czy tam ogólnie “niewinne” należy uważać i tak dalej. W końcu inaczej czym byśmy się różnili od tych wcześniej wspomnianych potworów? - Uśmiechnęła się lekko do Fenna.
- I tego się trzymajmy. - valarianin kiwnął głową.

Night uśmiechnął się odrobinę posępnie, przekrzywiając głowę w bok i patrząc na Fenn’a, jakby z niedowierzaniem. To nie wiedział? Przecież już dawno się nim stał. Łowcą, sędzią i katem, ogniem zwalczał ogień, dlatego dostał czapę i istnieje na kredyt, po tym jak Zły Duch namieszał w systemie rotując dane z innym więźniem. Tylko przez to wylądował na „przyjemnej” karnej skale Tytan IV. Ktoś oddał za niego życie, śmierć można oszukać, jednak ofiara musi zostać złożona.
-Taak, tego się trzymajmy – powtórzył ironicznie.
 
Raist2 jest offline  
Stary 03-04-2018, 12:09   #279
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Narada


Night siedział z głową wspartą o przedramię. Bawił się kapslem, kręcił nim bączki i liczył jak długo się będzie obracał. Uniósł wzrok z lekkim uśmieszkiem.
- Ja tam słyszałem, że między Tomim, a Jimmim nie ma dowolności. Za nadużywanie drugiego grozi słony wpierdol. Sam chłopak mówił... słuchaj Leena, Rhieff też jest piratem, rozumiem, że jak go tam przypadkiem spotkamy, nie można z miejsca utylizować, bo pirackie kodeksy, parley i inny syf? Pytam, bo raczej na pewno mi się palec na spuście omsknie, jak tylko zobaczę ten krzywy ryj.
Bix natomiast Rhieffem wydawał się być mało przejęty.
- Japierdu, prawdziwa, wykurwista piracka dziupla! Z całą masą zakapiorów! Od dziecka o tym marzyłem! Ale będzie super, nie to co te lamerskie stacje które odwiedzamy, banda twardzieli, zero gliniarzy! Nie mogę się doczekać!
Cóż, nieliczni wiedzieli że Bix od dziecka o niczym nie mógł marzyć, bo zwyczajnie ominął ten etap dorastania, natomiast wszyscy wiedzieli, że Młotek nie przepuści żadnemu handlarzowi żywym towarem którego będzie miał w zasięgu piąchy. A w tym przypadku zasięg piąchy to zasięg wzroku, bo do konfrontacji dążył będzie na pewno. A to na pirackiej stacji wróżyło tęgie kłopoty…

- Jego tam z całą pewnością nie będzie, odkąd zaczął się układać z Unią został wykluczony z oficjalnych, pirackich szeregów… a zresztą wydaje mi się, że nigdy też tam nie był - Leena odpowiedziała Nightallowi, po czym przeniosła wzrok na Bixa - ”Młoteczku”, ale i tak masz się pilnować i zachowywać, inaczej zarobisz znowu guza… Glin nie ma, ale pewne zasady są, więc nie brykaj za bardzo. Odrobinę tak, totalnej demolki jednak nie - Wytłumaczyła to mięśniakowi prawie jak dziecku.
- Oficjalne pirackie szeregi. - Fenn nie mógł wytrzymać na brzmienie tego określenia, zaśmiał się wręcz po czym po chwili kontynuował z uśmiechem - Jest coś takiego? Jak to wygląda? Są jakieś zapisy czy jak?
- Czyli jak to jest? - wtrącił Tomi - można komuś wpierdolić, ale nie zabić? Bo wtedy co? Czapa, czy trzeba podatek zapłacić od kilograma martwego mięsa?
- Zapisów nie ma, Fenn - odezwała się Becky. - Jak dwadzieścia lat latasz z piratami, to znasz wystarczająco osób, albo te kilka odpowiednich, że figurujesz na liście zaproszonych gości - wyjaśniła, spoglądając na rozmówcę. - A jak nie latasz, to nie jesteś swój, no i w takim przypadku musisz się starać aby się wkręcić - dodała od razu.
- A co do wpierdolu i zabijania - pilotka zwróciła się do Tomiego, - to najlepiej z nikim nie zaczynać, i wszystko będzie dobrze - podsumowała.
- To po prostu śmiesznie brzmi. - Suzh wciąż z uśmiechem na ustach wyjaśnił swoje zachowanie wzruszając przy tym ramionami - Jak z jakiegoś vidu klasy B.
Wziął łyk piwa na przepłukanie i uspokojenie się.
- Parę eskadr myśliwców to nie tak dużo, ale ciul skoro jest tak dobrze ukryte. Co to za potencjalni sojusznicy?
- Ja tam zaczynać z nikim nie planuję - odparł Tomi - ale czasem może się zdarzyć, że trzeba będzie skończyć, to co ktoś inny zaczął. Wolałbym wiedzieć na czym stoję.
- Po kolana w trupach wrogów, gdy tylko pomożesz poskładać mi Gaussa – Night skorzystał z okazji. Ilekroć miał nagrany montaż, wpierdalała się Unia i siała ferment. – Jeszcze raz przypomnę, nie mamy czym smażyć robotów, mechów i wesołych wieżyczek schowanych po kątach.
- Fenn, stul już dziób, albo idź się pośmiać do lustra w kiblu - Leena spojrzała na mężczyznę poważnym wzrokiem - Becky praktycznie już wyjaśniła wszystko, co do wyjaśnienia było. Owszem, istnieje Rada Piracka, owszem, żeby piracić, trzeba mieć choćby słowne zezwolenie kogoś z oficjalnych szeregów… spróbuj piracić na własną rękę, a jak wpadniesz to dupa zimna ze strony samych piratów.
- Jak w mafii.- wtrącił Doc.-Albo w gangu… nie lubią samodzielnej konkurencji.
 
Mike jest offline  
Stary 04-04-2018, 16:53   #280
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
- Night, myślałam, że chwilowo Ci nieco przeszło z tymi flakami i innymi takimi, po kolana. Przypominać nie musisz, mówiłam przecież, że będzie okazja żeby się dozbroić, no to się w Hell’s Bells dozbroimy.- dodała Leena.

- Trzymajcie się mnie, to nikomu nic nie będzie - Młotek zatarł ręce a potem uderzył pięścią w otwartą dłoń - Kapujecie co mam na myśli?

- Obawiam się, że zmiany w mózgu są nieodwracalne – Night zaśmiał się przekornie. – Spokojnie, nie będę szukał rzeźni, sama mnie znajdzie. Mam wszystko czego trzeba, brak slotów pancerza i pomysłów na więcej, tylko karabin Gaussa zamiast robić robotę wciąż w częściach leży i marnieje, ale wy możecie pomyśleć nad dozbrojeniem, jak najbardziej zachęcam.

- A słyszałem że w tym podobno chodzi o wzbogacenie się kosztem innych, a nie o pozwolenia i dołączanie do tajnych klubów. - tutaj Fenn zrobił cudzysłów palcami - No ewentualnie o wolność i przygodę jak ktoś jest romantykiem. Ale mniejsza. To ponawiam pytanie: co to za sojusznicy?

- Wzbogacenie się kosztem innych jest proste. Cała sztuka jednak polega na przetrwaniu po zdobyciu owego majątku, gdy przedstawiciele prawa gonią za tobą. Miejsca takie jak to… pomagają w tym.- wyjaśnił Doc.

- Kupimy wielką wyjebistą wyrzutnię rakiet! Mogę ją nosić i odpalać, Night może robić za celowniczego - ucieszył się Bix szukając po kieszeniach ulubionych pisemek ze spluwami, zapewne by pokazać im co miał na myśli, ale póki co wypadały tylko pornosy.

- Jeśli będzie taka dostępna, Bix - wtrąciła Becky. - A co do sojuszników - podjęła temat przy którym obstawał Fenn, - Będą to piraci, podobni do naszej załogi. Może liczniejsi - odpowiedziała na początek. - A jeśli pytasz dokładnie, tooo, skąd u licha mamy wiedzieć? Mogę ci wymienić ponad setkę moich znajomych, a Leena drugie tyle. Tylko potem się okaże, że trafimy na kogoś zupełnie innego - wyjaśniła spokojnie. - Cierpliwości. Zobaczymy kto tam będzie, i tyle - zbagatelizowała problem ich niewiedzy.

- To lecimy spotkać się z ewentualnymi czy szukać sojuszników? Bo raz słyszę tak a raz tak, a to jest różnica. Uzgodnijcie w końcu wspólną wersję bo człowiek nie wie na czym stoi. - Fenn mówił to nie z pretensją w głosie, nie czepialsko raczej od tak, by dowiedzieć się na czym stoi - Bo jeśli szukać to zamiast całej gadki i niby “narady” wystarczyłaby wzmianka, bo nic nie mamy co ustalać. Ja osobiście nie pomogę w tym przypadku bo pierwszymi piratami z którymi miałem do czynienia w inny sposób niż zlikwidować, to Wy. Nawet nic nie wiem o tym Hell’s Bells. - rozłożył ręce - Bix pewnie też nie, a Vis i Rose już na pewno. Jedynymi którzy cokolwiek mogą wiedzieć i kojarzyć to kapitan, Ty Becky, Doc i pewnie Night. A i Tomi.
Odwrócił się twarzą do Bixa by do niego zagadać.
- Przydałoby się kupić jakiegoś Devastatora, do bitew w przestrzeni. O posługiwaniu się na planecie, statku czy innej stacji zapomnij, ale tam gdzie nie ma grawitacji jest idealny, a dziury robi takie że cały się w niej zmieścisz. Tylko odrzut trzeba korygować bo odfruniesz w pizdu, a to trzeba umieć.

- Ja jestem uczciwym obywatelem i nie znam żadnych piratów - obruszył się Tomi na insynuacje Fenna. A Becky zachichotała cicho, rozbawiona jego blefem.

- Poza Becky. - Suzh uśmiechnął się do Tomiego, po czym zwrócił się do kapitan i pilotki - Widzicie? Jest jeszcze lepiej bo wciągacie zwykłego cywila w takie sprawy.

Tomi nie skomentował. Wyjął wyłudzonego szluga i zapalił. Nie był to tytoń, ale lepsze niż siano chulownów.

Kapitan w tym czasie zgasiła swojego peta w popielniczce.
- Nie chciałam Becky przerywać, bo tak ładnie nawijała - Leena przewróciła oczami, po czym spojrzała na Fenna - Lecimy się spotkać z konkretną grupą, nie będziemy szukać w ciemno… i tyle w sumie chwilowo musicie wiedzieć - Kobieta zakończyła wyjaśnianie w bezczelny sposób.

- Ale jeśli komuś uda się przy okazji załatwić kolejny sojusz, to ja się nie obrażę z tego powodu.- stwierdził z uśmiechem Bullit.

“To na chuj było pytanie o pytania skoro na najważniejsze nie chce odpowiedzieć? I to jeszcze w taki sposób.” pomyślał Suzh, nic nie mówiąc, wzruszając jedynie ramionami. Więcej pytań nie miał, i nie sądził by i inni mieli, dlatego znowu odwrócił się bokiem do stołu i zaczął dłubać palcem w zębach tracąc większe zainteresowanie resztą.

- Dobra, to pani kapitan dwie sprawy - odezwał się Tomi - Fajki, tzn. prawdziwe fajki - wskazał popielniczkę.- Bez tego robię się społecznie nieprzystosowany. A zamiennik od Doca, nie spełnia wszystkich norm jakie powinny spełniać szlugi. I druga sprawa, splówa, swojej nie odebrałem z depozytu, bo jakoś nie było kiedy. A że teraz pełno wokoło będzie bandytów to przydałoby się coś do obrony. Nie będę przecież latał z gwoździarką, bo to nieprofesjonalnie wygląda.

- Na to drugie to ja mogę coś poradzić. Przyjdź później do mnie to coś Ci dobierzemy. - odezwał się Fenn do Tomiego, nie odwracając się jednak przy tym.

- Pistolet dostaniesz od Fenna. - Zatwierdziła ten fakt oficjalnie Leena, po czym wyciągnęła z kieszeni napoczętą paczkę fajek i zapalniczkę. Podała je Tomiemu - Masz na początek, zatrzymaj.
- Dopiszcie do listy zakupów 2 kartony fajek. - Powiedziała do towarzystwa.

- I dla mnie też dwa kartony - dodał Tomi - zapalniczkę mam - zgarnął paczkę i wyjął papierosa. Przez chwilę go oglądał po czym z namaszczeniem zapalił. Tak, w końcu, po tylu latach… ile to było… Szybko policzył w pamięci, wyszło 63 dni. A czuł się jakby trwało latami.
 
Cai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172