Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2018, 16:45   #435
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Lotte była trochę zaskoczona zachowaniem Mishimy, ale założyła, że kolega musiał być wybitnie zabiegany. Dlatego mimo że miała do niego wiele pytań, to wyjęła bezwiednie telefon i wybrała numer to Talli.
Wnet usłyszała jej głos.
- To ty, Lotte? - kobieta zapytała. - Czy doleciałaś już do Helsinek? Widziałaś się z Seijim?
- Jestem trzy razy na tak. – Uśmiechnęła się lekko. – Mishima nie powiedział mi jednak za wiele, mam nadzieję, że ty będziesz bardziej rozmowna.
- Kazałam mu ograniczyć rozmowy do minimum. Kiedy wy stoicie z walizką na lotnisku jesteście ogromnym celem dla Valkoinen. Możemy założyć, że mafia obserwuje tak ważne obiekty dla transportu, więc stanie tam lub siedzenie w kawiarni jest niedopuszczalne. Prosiłam go o jak najszybsze zabezpieczenie ziemi, aby nikt nam jej nie sprzątnął sprzed nosa. Miał skorzystać z innego pojazdu, niż ten, którym przyjechał - Tallah dokończyła wątek. - Lotte, wy również jak najszybciej musicie opuścić lotnisko.
- Okay – rzuciła trochę przeciągle, jednocześnie ruszając do przodu i zachęcając gestem towarzyszy, aby podążyli za nią. Co też uczynili. – Wiesz, nie za bardzo orientuję się aktualnych wydarzeniach… Przydałoby się żebyś nadmieniła mi na co mam uważać i o czym pamiętać... W każdym bądź razie, zapewne chcesz nam coś zlecić. Chodzi o zebranie reszty wersów z Finlandii?
- Z Seinäjoki w Finlandii - odpowiedziała Tallah, tym samym potwierdzając domysły Lotte. - Kościół Konsumentów ma zebrać werset z Helsinek, a tylko te dwa nie zostały zdobyte ani przez nas, ani przez nich. Porozumienie z tą organizacją zostało nawiązane i dlatego podzielimy się zadaniami. Ogólnie rzecz biorąc teoretyzujemy, że Finlandia może być najtrudniejsza z tego względu, że prawdopodobniej od niej zaczęło Valkoinen. To tłumaczyłoby, dlaczego w pozostałych miejscach to zawsze my byliśmy pierwsi, a oni deptali nam po piętach. A to znaczy, że mafia mogła zastawić jakieś pułapki, a może nawet uprowadzić lub zniszczyć haltiję. Wszystko wskazuje na to, że zebranie właśnie tych wersetów będzie najtrudniejsze, choć mam nadzieję, że się mylę.

Wyszli na zewnątrz lotniska i ruszyli w stronę parkingu. Domenico i Luigi rozmawiali ze sobą po włosku i nie przeszkadzali Visser w konwersacji.

- Ciężko uwierzyć mi w ten sojusz… Rozumiem, że dzięki waszym ustaleniom, nie powinnam zastać tam kogokolwiek z KK? – Rozejrzała się dokoła. – Na pierwszy rzut oka ciężko rozpoznać jednych od drugich, wcześniej było prościej, każdy był wrogiem.
- Prościej było może strzelać, ale nie zebrać wszystkie wersety. Nie będzie tam nikogo z Kościoła Konsumentów, więc tak właściwie nie odczujesz żadnej zmiany. Czy Domenico przekazał ci środki, tak jak ustalaliśmy? Potrzebujesz czegoś jeszcze? Ismo, ten mały chłopiec, potomek Aalto uda się z wami i pomoże w rozmowach z haltiją. Tak przynajmniej wynika z naszych ustaleń. Tylko będziecie musieli go odebrać z wyznaczonego miejsca, ale z samochodem to nie powinno być bardzo problematyczne.
- Okay, odbierzemy chłopca… Chyba na razie nic nie potrzebujemy, pieniądze są, broń mamy, samochód też. – Westchnęła ciężko. – Tallah, musisz wiedzieć, że Atte nie żyje. Long story short, zabiłam go, nie przesłuchawszy wcześniej. Jeśli miał wszystkie wersy, to niestety zaprzepaściłam szanse, aby je pozyskać. Skrewiłam, ale już nie mam siły… Paranoja w mojej głowie osiągnęła maksymalną skalę i za wszelką cenę, jak widać, chronię siebie i innych, którzy są ze mną, wszędzie widząc zagrożenie.
Zaira milczała przez moment.
- Nie mogę powiedzieć, żeby to była dobra wiadomość - zawiesiła głos. - Wiązaliśmy z tym człowiekiem nadzieje… przecież wiesz. Jak dokładnie do tego doszło? - zapytała. - Czy można było temu zapobiec?
Na chwilę zamilkła, analizując sytuację.
- Co zrobiliście z jego ciałem?
- Wiem, że to nie jest dobra wiadomość. – Skrzywiła się lekko. – Dwóch Valkoinen uciekało furgonetką z przedmiotem, który był związany z hatiją. Dzięki sprawnemu działaniu udało się ich unieszkodliwić. Niestety okazało się, że mieli zakładnika, którym był Atte, o czym wtedy nie wiedziałam. Uznałam go za zagrożenie, chciał odjechać autem… Nie dałam mu tej możliwości i go zastrzeliłam. Wykazałam się nadgorliwością i paranoją, nie było to wcale potrzebne. Można było go pojmać, przesłuchać… postąpiłam pochopnie i efekt jest taki, że nie żyje. Ciało zostawiliśmy na miejscu.
Tallah westchnęła.
- Błędów nie popełnia tylko ktoś, kto nic nie robi - przyznała. - Nigdy nie otrzymałaś szkolenia, które przygotowywałoby na taką sytuację. Ja zresztą też nie. Nie wiem, czy postąpiłabym lepiej, więc myślę, że nie mam prawa oceniać. To niefortunna sprawa, ale zostawmy ją w przyszłości. Tam gdzie jej miejsce. Teraz musimy zająć się pilniejszymi sprawami.

Lotte skorzystała z kluczyków. Samochód Japończyka rozbrzmiał i jego światła zabłysły. Dzięki temu mogli zlokalizować pojazd i wsiąść do niego. Luigi położył ręce na kierownicy, wyraźnie czekając na polecenia.
- Dziękuję, że starasz się mnie pocieszyć. – Westchnęła przeciągle, bo mimo słów koleżanki jeszcze ciążyło to Lotte. – Gdzie mamy odebrać chłopca? Będzie miał jakąś obstawę, mam włączony tryb trigger-happy… Muszę wiedzieć na co się przygotować.
- Chłopiec będzie czekał na przystanku autobusowym przy Raappavuorentie. Za jakieś pół godziny powinien znajdować się tam. Możemy liczyć na to, że Kościół Konsumentów nie zostawi go samego. Pomimo tego sojuszu wciąż sobie nie ufamy, choć szczerze mówiąc rozmowy układają się nam znacznie lepiej, niż podejrzewałam. Valkoinen dało sekcie ostro w kość i są chyba jeszcze bardziej zmotywowani do pokonania mafii, niż my. A przynajmniej mają więcej powodów - Zaira zamilkła na moment. - Przygotowałam już dla was prywatny samolot. Udacie się na to lotnisko, na którym byłaś przed wylotem do Reykjaviku - czarnoskóra poleciła. - A stamtąd do Vaasy i potem samochodem do Seinäjoki. W ten sposób zaoszczędzicie najwięcej czasu. Bez wątpienia nie opłacałoby się pokonywać całej tej trasy wiejskimi drogami.
Visser słuchając co koleżanka mówi, wstukała w GSPs samochodowy miejsce ich pierwszego przystanku i sprawdziła jak daleko ono znajduje się od nich. Ekran poinformował ją, że powinni znaleźć się na miejscu za pół godziny.
- Chyba masz rację. Czego oczekujesz po załatwieniu sprawy w Seinäjoki? – Zapytała mając nadzieję, że usłyszy w odpowiedzi, że jej misja będzie już zakończona. – Mamy wrócić do Helsinek?
- To zależy, na jakim będziemy wtedy etapie. Chciałabym, abyś uczestniczyła w tej misji, gdyż posiadasz wiedzę zebraną w grobowcu Aaltów. Potem jednak chyba nie powinnam narażać cię na dalsze niebezpieczeństwo. Wszystko wskazuje, że wtedy zrobi się groźnie i operować będą jedynie detektywi wyszkoleni w walce. Nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że nie jesteś przydatna na polu bitwy. Jednak nie jestem pewna, czy czujesz się na nim komfortowo? - Zaira zawiesiła głos.
Tymczasem Luigi wdepnął pedał gazu i ich samochód ruszył ostro do przodu.
- Nie martw się, nie zrozumiałam cię źle. Sama czuję jakby ostatnio wszystko przelatywało mi między palcami i straciłam kontrolę nad tym… - Obdarowała nieprzyjemnym spojrzeniem Luigiego, poprawiwszy się na siedzeniu. Szybko jednak zmieniła minę, przypominając sobie jak bardzo mężczyzna okazał się przydatny i wybaczając mu jego gwałtowność w prowadzeniu samochodu. – Dobra, właśnie ruszyliśmy, odbierzemy Ismo i jego towarzysza i ruszymy dalej, jak powiedziałaś.
- To do usłyszenia, detektyw Visser - odpowiedziała czarnoskóra, po czym rozłączyła się.

Luigi w dalszym ciągu prowadził bardzo agresywnie, jednak zdawało się, że posiadał tak wyjątkową kontrolę nad pojazdem, że nie było to niebezpieczne. Oczywiście to mogło stanowić jedynie złudne wrażenie. Przecież szofer nie znał tego samochodu i nie był przyzwyczajony do tego, jak zachowywał się na jezdni. A jednak ani Domenico, ani Luigi zdawali się nie dopuszczać do głowy ani cienia możliwości, że coś mogłoby pójść nie tak.

Wnet włoski komandos musiał zwolnić, kiedy zbliżyli się do nieco bardziej zabudowanych terenów. Poza tym musiał jechać wolno, aby Lotte mogła przyjrzeć się spokojnie ludziom zebranym na każdym kolejnym przystanku. Jako jedyna w tym samochodzie wiedziała, jak wyglądał Ismo. Tylko dzięki temu KK nie mogło podstawić im jakiegoś fałszywego dziecka. Między innymi właśnie z tego powodu Visser miała dla IBPI taką wartość.

Wnet ujrzała chłopca. Siedział na ławce obok zadaszenia, kiwając nogami w tył i przód. Obok niego nikogo nie było, nie licząc bardzo wysokiego i muskularnego mężczyzny. Wydawał się wielki i silny jak dąb. Lata wczesnej młodości miał już za sobą, jednak jego brodę i włosy wciąż nie przyprószała siwizna. Na pewno wciąż był groźny i niebezpieczny.


Lotte wskazała dłonią na ławkę z dzieckiem i mężczyzną.
- To oni, stój - rzuciła szybko żeby za daleko nie odjechali. - Zapewne ten facet będzie jechał z nami, miej na niego oko Domenico. Zarówno on jak i chłopiec są Konsumentami, nie możemy im ufać. Dzieciak jest z rodu Aalto, więc będzie rozmawiał z duchem. Idę po nich, poczekajcie chwilę.
Złapała za klamkę i wysiadła z auta. Energicznym krokiem podeszła do ławki. Najpierw przyglądała się mężczyźnie, by po chwili przenieść spojrzenie na chłopca.
- Witaj Ismo, mam nadzieję, że długo nie czekacie. - Powiedziała kurtuazyjnie neutralnym tonem.
Chłopiec uśmiechnął się i wstał.
- Znam panią! - rzekł. - Pamięta mnie pani? Jezioro Bodom. O mało nie umarliśmy… - pokręcił głową i spojrzał na nogę, która uległa kontuzji w wyniku zdarzenia. - Cieszę się, że nic się pani nie stało. Słyszałem, że czeka nas lot samolotem!
Ismo Pajari mógł być pod wpływem Kościoła Konsumentów, jednak w gruncie rzeczy pozostawał chłopcem, który nie chował urazy do żadnej ze stron. Nie miał powodu, aby od kogokolwiek stronić, bo od nikogo nie zaznał krzywdy.
Tymczasem mężczyzna obok podszedł do Lotte. Musiała zadzierać głowę wysoko do góry, aby spojrzeć mu w twarz. Nieznajomy skinął jej głową tak, jak do współpracownika.
- Nazywam się Eric McHartman - rzekł. Wyciągnął rękę w stronę Visser. - Otrzymałem zadanie ochrony chłopca. Mam nadzieję, że nie jest to żadnym problemem - zawiesił głos pytająco.
- Tak, Ismo pamiętam cię i tak będziemy lecieć samolotem. – Odpowiedziała chłopcu, choć nie z równym entuzjazmem, po czym odwzajemniła uścisk dłoni mężczyzny, skinąwszy aprobująco głową. – To nie problem, domyślałam się, że tak będzie. Zapraszam do auta, podjedziemy na lotnisko. Jest ze mną jeszcze dwóch towarzyszy, ale jakoś pomieścimy się, mam nadzieję.

Pomieścili się, choć warunki nie były zbyt wygodne. Eric przedstawił siebie i Isma Włochom. Domenico w zamian wymienił swoje nazwisko oraz zapoznał Konsumenta ze swoim szoferem. Z powodu bariery językowej ten nie mógł sam porozumieć się z mężczyzną. Lotte zauważyła, że rzucił McHartmanowi uważne i może lekko groźne spojrzenie odbijające się w lusterku przytwierdzonym do sufitu samochodu. Dobrze, jeżeli mu nie ufał. Dzięki temu pozostawał czujny.

Ruszyli drogą w stronę lotniska. Kiedy tylko wyjechali ze strefy miejskiej, Luigi znów okropnie przyspieszył. Plus tego rozwiązania był taki, że szybciej znajdą się na miejscu.
- Ten ogar, który nas gonił, już nie będzie nam groził - Ismo uśmiechnął się do Lotte. - Został skonsumowany.
- O czym ty mówisz Ismo? – Zapytała wyraźnie zaciekawiona tym co rzucił chłopiec.
- Napadł w rosyjskim kościele na Alice, ale udało się go pokonać. Do końca nie wiem w jaki sposób, pytałem o to Terry’ego, ale sam również nie potrafił mi tego wytłumaczyć. Był w formie jakiejś kobiety, czy coś i…
- Wystarczy, Ismo - rzekł Eric. Podniósł rękę na głowę chłopca i zmierzwił mu fryzurę. - Najważniejsze jest to, że nie musimy się go obawiać.
~ Więc Mikaela nie żyje, cholera… ~ zamyśliła się i utkwiła wzrok w uciekający obraz za oknem.

Luigi prowadził tak szybko, że dotarcie na lotnisko zajęło jedynie kilkanaście minut. Lotte rozpoznała znajomą recepcjonistkę, która zaprowadziła ich ku samolotowi. Był to dokładnie ten sam model. Być może nawet właśnie nim Visser leciała do Reykjaviku. Wsiedli do środka, zapięli pasy i wnet zaczęli toczyć się po pasie startowym i wylecieli.
- Czy potraficie walczyć? - zapytał Ismo, częstując się winogronem podanym przez stewardessę. Spojrzał na Domenika, Luigiego oraz Lotte, oceniając ich zdolności bojowe. - Eric potrafi.
- Wydaje mi się, że sobie poradzimy – odparła trochę zaskoczona Visser. – Wolałabym jednak, żebyś ty trzymał się od tego z daleka i domyślam się, że po to też jest tu Eric, prawda? – Spojrzała na mężczyznę ze zrozumieniem i lekkim uśmiechem.
- Dokładnie tak - McHartman skinął głową.
Najwyraźniej nie chciał wdawać się w dłuższe rozmowy, gdyż jedynie zasępił się i spojrzał przez okno. Chmury kłębiły się pod nimi, zakrywając pejzaże. Można byłoby przysiąc, że lecą nad taflą mleka. Były niewiarygodnie wręcz gęste.
- Moja mama zawsze mówiła mi, żebym nigdy nie latał samolotem, bo samoloty spadają z nieba i wybuchają. Ale teraz jej nie ma i mogę robić co chcę - rzekł. Wydawało się, że wypowiedziane zdanie i fasada buntownika wcale nie dały mu tyle przyjemności, ile podejrzewał. - Ciekawe, gdzie teraz jest mruknął… I czy jeszcze ją zobaczę - westchnął.
Zachowanie chłopca zaskakiwało Visser, chociaż chyba bardziej to jak Konsumenci opiekowali się nim. Właściwie jak bardzo źle to robili. Mógł robić co chciał, lekko wypowiadał się w temacie walki, w ogóle został w nią wmieszany, choć akurat to rozumiała, bo pewnie sama by to zrobiła, ale szukałaby alternatywy. Przyglądała się chłopcu, ale milczała. Zastanawiała się czy może źle oceniała sytuację.

Ismo uspokoił się, kiedy spostrzegł, że ludzie wokół niego nie są zbyt rozmowni. Eric spoczął na siedzeniu i wydawał się przesypiać. Natomiast Domenico wpatrywał się w niego ukradkiem, jak gdyby sczytując jego myśli? Potem jednak również oparł głowę o szybę i przymknął oczy. Minuty zmieniały się w kolejne kwadranse, kiedy Lotte spostrzegła, że zaczynają zagłębiać się w chmury. Samolot obniżał się.
- Proszę przygotować się do lądowania - rzekła stewardessa, która wyjrzała spomiędzy wąskiego przejścia. - Niedługo będziemy na miejscu.

Kolejny werset czekał na nich.
Musieli zdobyć go jak najszybciej.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline