Trudno opisać radość Galeba, kiedy usłyszał znajomy głos. Pomimo, że nigdy z Detlefem nie byli w jakiejś wielkiej zażyłości to darzył wojownika wielkim szacunkiem za jego bezpośredniość i fachowość. A spotkanie znajomej twarzy po takim czasie było jak uśmiech ze strony Bogów Przodków.
- Kapral Detlef! Niech mnie Przodkowie rozciągnął na kowadle i tłuką kowalskim młotem przez setkę lat!- zawołał porzucając powagę z jaką się zwrócił do pozostałych krasnoludów.
Kowal rzucił tarczę, uścisnął przedramię towarzysza z dawnych lat i przyciągnął się do niego. Drugą ręką mocno poklepał go po plecach.
- Zobaczyć twarz przyjaciela z którym przelało się tyle krwi i przeżyło tyle niebezpieczeństw... - oderwał się od kaprala i odetchnął - Thagorraki... pfu... przeklęte pomioty... nie przesadzaj. Walka z umgi to spacer z domu do tawerny w porównaniu ze szczuroczłekami. Ale... masz rację. Porozmawiamy potem. Teraz obowiązki.
Sięgnął pod materiał munduru i z kieszeni wydobył kopertę zalakowaną prostą pieczęcią.
- To wiadomość od Harkina Brocka. Miała trafić to dowódcy obrony miasta von Grunenberga, ale jeżeli jest on "niedysponowany" a ty dowodzisz obroną, w sumie nie specjalnie mnie to dziwi, to powinieneś dostać ją jako pierwszy - rzekł Galeb już dużo poważniej.
Podjął z ziemi tarczę i pociągnął Detlefa trochę na bok. Odezwał się cicho podając kompanowi list.
- Słuchaj... tam za murami jest totalny pierdolnik. Kawaleria Granicznych rozpełzła się po połowie prowincji, rabuje i plądruje co im się nawinie. Brock przeszedł na ich stronę, zerwał kontrakt z Elektorką i zabrał swoich ludzi zostawiając Imperialnych na pastwę losu. Ponoć Graniczni pokazali mu jakiś list tego babsztyla który przejęli. Ponoć Elektorka nie miała zamiaru płacić najemnikom, ani żadnemu z tych zorganizowanych na prędce regimentów mając nadzieję, że prawie wszyscy zdechną w walce. Brock odczytał ten rzekomy elektorski list swoim ludziom. - Galeb rozejrzał się po okolicznych domach jakby obawiał się, że ktoś może próbować podsłuchiwać - Nie wiem co się tu odpieprza, ale jak mówiłeś... Azul. Tylko że zamiast skavenów - ludzie. A zamiast Ciernia i elit Stalowego Szczytu - pieprzony elektorski dwór i ten cały Wernicky
Galeb odetchnął w końcu po wyrzuceniu tych wszystkich informacji z siebie. Detlef był jedyną osobą, której mógł być pewien w tym całym bagnie. Ba. Jedyną której mógł zaufać. Zamknął oczy skryte głęboko pod okularami hełmu i wziął głęboki oddech.
- Dobra. To nie jest w tej chwili takie ważne. - potrząsnął głową - Mów gdzie są umgi do zgładzenia albo żelazo do przekucia.