Goblińskie ciałka były takie pocieszne. Rozpadały się od byle uderzenia. Co prawda nadrabiały to liczebnością ale co z tego, skoro ich wątłe ramionka nie potrafiły zostawić nawet wgniecenia na ich pancerzach? W bitewnej zawierusze barbarzyńca nawet nie zauważył zatrzaśniętych wrót. Nie miał teraz czasu skupiać się na niczym co nie znajdowało się w zasięgu jego maczugi. Kolejne uderzenia spadały zielonoskórych. Śmierdząca jucha strzelała w powietrze ku uciesze bogów wojen.
__________________ you will never walk alone |