Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2018, 01:25   #504
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Port i przystań

Niemająca żadnej wiedzy na temat długości przeładowania balisty Leonora wykazała się skrajnym optymizmem, któremu krasnoludzcy inżynierowie spróbowali sprostać i wystrzelili długi pocisk niemal bez celowania. Trafiwszy w plecy uciekającego żołnierza odległego o "hohoho i jeszcze trochę" odwrócili się by zobaczyć minę akolitki, ale ta zdążyła już wrócić do Portu. W biegu zdejmowała krępujące ruchy elementy pancerza i o dziwo udało jej się to. Na miejscu zobaczyła Trotsky'ego uderzającego w kuszę jednego ze swoich ludzi ze słowami Żywego go chciała, durniu! i koziołkujący bełt wysoko nad wodą. Nie zatrzymując się rzuciła się do rzeki. Rozchlapując wodę dogoniła łódkę spychaną przez dwóch ludzi Trotsky'ego. Pływak zdążył już jednak w tym czasie przeciąć linę, a prąd rzeki porwał barkę. Początkowo powoli, ale każdy kto kiedykolwiek widział dryf wiedział, że już za chwilę barka osiągnie prędkość prądu i wyląduje na brzegu. Pytanie tylko którym. Leo musiała wybrać - próba ratowania barki lub próba łapania pływaka.


Barykada przed mostem i okolice

Galeb i Detlef okazali się starymi znajomymi, co z pewnością wpłynęło na przełamanie lodów i nieufności wobec posłańca od Brocka.
Szara, zalakowana koperta nie wyróżniała się niczym szczególnym, nie licząc napisu "Do rąk własnych Gustawa von Grunnenberga".
Ten chyba wyczuł pismo nosem, bo już po chwili pojawił się chłopiec z informacją od niego:
- Atak z rzeki się szykuje! Niezidentyfikowany obiekt zbliża się rzeką.-

Tymczasem nowo przybyły krasnolud, poza byciem istną kopalnią informacji o sytuacji za rzeką i ogólnej sytuacji w prowincji, palił się też do walki. Kolejny khazad w szeregach Imperialnej armii, do tego chętny do bitki dodatkowo podniósł, i tak już wysokie morale towarzyszących Detlefowi krasnoludów. Ich topory i kusze także łaknęły krwi. Były jednak na tyle zdyscyplinowane by czekać na rozkazy.


Fort i wschodni brzeg

Walter i jego ludzie słali pocisk za pociskiem w plecy uciekających, ale ci byli już zbyt daleko. Tak się przynajmniej wydawało. Mimo małej prędkości i mniejszej sile rażenia kilka trafiło wystarczająco mocno i celnie, by udekorować brzeg Soll kilkoma nowymi trupami. "Wschodnie" siły wroga straciły już czwartą część ludzi.


Wieża obserwacyjna

Posłaniec ucznia maga najwyraźniej dotarł, a i Kapłan Sigmara musiał przynajmniej chwilowo odłożyć na bok dzielące ich różnice, gdyż kiedy nad głową jednego z żołnierzy wroga pojawiły się błędne ogniki, już chwilę później posypały się w jego stronę bełty. Loftusowi splatanie magii wychodziło nadal, ale czary przestały. Ogniki utrzymał jedynie przez okres wystarczający do trafienia dwóch wydających mu się dowódcami wrogów.


Mury

Bert dziwił się, że nikt nie zadbał o kotły z wrzącym olejem. Nie był w tym osamotniony. Inni żołnierze także zastanawiali się, czemu kwatermistrz lub dowódca obrony o to nie zadbał tyle było czasu na to przecież.
Niziołek wystrzelił z kuszy, przebijając bełtem jednego z wrogów, podobnie starali się jego ludzie. Atakujących było jednak zbyt wielu. Po zostawieniu drabin przy fosie stworzyły się wręcz łańcuchy podające sobie i wrzucające w fosę wszystko co się dało, nawet trupy kolegów. Było tak gęsto, że niemal nie sposób było nie trafić. Gdy fosa została zasypana nieliczni pozostali przy życiu uchodźcy rzucili się do ucieczki, niepowstrzymywani przez żołnierzy wroga.

Nie dotarł do niego nikt od Waldemara. Dotarł za to zdyszany kurier od Gustawa twierdzącego, że Bert ma tu gdzieś jakieś halabardy, którymi ma przycinać drabiny na długość tej broni, wciągać je na górę, do uzyskania wrzątku ma użyć oddziałów pomocniczych, a wodę ma załatwić sobie z domów.

Podobnie sytuacja wyglądała na "południowym" murze, choć tam morale obrońców było wyższe dzięki niestrzelaniu do uchodźców. Jednocześnie, więcej było także wrogów, jako że obrońcy zmuszeni do dokładnego celowania strzelali wolniej. Za to trafili wskazanego przez Loftusa podoficera granicznych, potem drugiego, a kiedy reszta się połapała ich pęd do wydawania rozkazów wyraźnie osłabł, a razem z nim morale atakujących ten odcinek muru.


Diuk będąc na baszcie zauważył na bramie ogromny kocioł nad przygotowanym paleniskiem. Nikt jednak przy nim nie stał. Łucznicy szyli z łuków, a jego halabardnicy i krasnoludy stały na dole. Zszedł więc do nich i tym razem zauważył, ze każdy z krasnoludów, oprócz topora i tarczy ma również kuszę. Tam właśnie znalazł go posłaniec od Detlefa, który rozkazał mu z pomocą Weteranów Komendanta użyć oddziałów pomocniczych z muru do wyrywania bruku by pozyskać kamienie do zrzucania na wroga. Karl, który nieraz już miał brukowiec w ręku wiedział, że "ręczne" wyrywanie kamieni to trudna sprawa i bez narzędzi proces będzie powolny. Odziały pomocnicze miały też zorganizować kije i tyczki do odpychania drabin. Posłaniec czekał od odpowiedź.

W tym czasie ostrzał z bramy i baszty nie ustawał. I gdy wydawało się już, że nic nie uchroni fosy od zasypania, tuż przed końcem ostatni z najeźdźców podali tyły. Straty okazały się zbyt duże i ich morale się załamało. Spod murów do łuczników dobiegło zaledwie pięciu.

Wrogi ostrzał trwał. Strzały sypały się na mury raniąc i zabijając kolejnych obrońców. Straty wciąż były jednak śmiesznie niskie - zaledwie kilku zabitych i rannych. Przeciwnik stracił już za to połowę lekkiej piechoty, której użył do ataku.


Garnizon

Waldemar bezproblemowo wyciągnął strzałę i odesłał żołnierza na mury, trafiło do niego kolejnych dwóch rannych - chłopiec, sam z powierzchowną raną ramienia (strzała przeszła przez mięsień) przyprowadził łucznika, któremu wrogi pocisk strzaskał kość jarzmową i uszkodziła oczodół. Oko nie wypłynęło. Jeszcze. A potem przybiegł aż z bramy jeszcze jeden ranny łucznik, ten z kolei z raną szyi. Choć groźnie wyglądająca, nie wydawała się śmiertelna - w końcu gdyby poszła tętnica lub tchawica, już by nie żył.

Gustaw posłał po kilka słów do Berta i do Detlefa, pogadał z Waldemarem i rannym żołnierzem i zdał sobie sprawę z trudnej sytuacji na murach. Wrogów było zbyt wielu a strzelców zbyt mało by mogli zapobiec szturmowi na mury. Potrafił się domyślić, że już za chwilę zostanie zasypana fosa, dostawione zostaną drabiny i gdy na mury wdrapie się pierwszy wróg, łucznicy na murach staną się łatwym łupem dla przeciwników, a ranni spłyną szerokim strumieniem. Na szczęście od tego momentu dzieliła ich jeszcze minuta lub dwie.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline