Wątek: Knurzysko [+18]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2018, 14:55   #44
Szkuner
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację

Wszewład

Doskoczył do związanego mężczyzny, w ręku dzierżąc swój niewielki nożyk. Lina była naprawdę grubo wiązana, przez co, nim zdążył urżnąć ją do końca, młode oczy Wszewłada dojrzeć mogły iskry zbliżającej się pochodni, a uszy natomiast wyraźnie wychwyciły szelest gniecionej ściółki. Sama ofiara niewiele była pomocna. Człek rzucił się do nóg Urzycana, bełkocząc coś, lamentując straszliwie, przeszkadzając taplającemu się w nerwach wyzwolicielowi. Ten wiedział, że żaden z niego bohater, a tylko sekundy dzielą go od spotkania tajemniczych oprawców. Dzika ostrożność wygrała ze szlachetnym sercem, mężczyzna umknął w ciemne i bezpieczne miejsce, skąd mógł obserwować. Ruch ten uratował go prawdopodobnie, gdyż ledwo odwrócił się ku mężczyźnie, który rozpaczliwie targał rozpruty nieco sznur, a wielka postać wpełzła na oświetloną lichym księżycem scenę.

Przybysz wysoki był niczym woj Ratomir, a szerszy ze dwa razy, bo opleciony ciężkimi skórami oraz mokrym futrem. W prawej dłoni trzymał pochodnię, a jej ogień oświetlił twarz hardego człowieka. Charakterystyczne cechy - biała broda spleciona w kołtuny, tatuaże, kolczyki i puste, rybie oczy - błyskały w świetle tańczącego płomienia. Szeroką łapą chwycił za kudły wijącą się ofiarę, a krzyk jej okazał się dla oprawcy bardzo wygodny. Wetknął płonącą pochodnię w rozwarte gardło okaleczonego i wciskał ją porządnie, nim jęki całkiem nie ucichły, zmieniając się w milczące drgawki. Płomień zgasł, a wraz z nim postać utonęła w ciemności, bo światło księżyca ledwo odbijało się od mrocznego wojownika. Cisnął wijącą się kukłą o ziemię w kierunku, z którego nadszedł, a zawtórował temu straszliwy pomruk. Postać stała nieruchomo, a gdzieś zza jej pleców poniósł się ryk, choć nie głośny, a piekielnie niski, siejący trwogę w niesplecionych ciemnością sercach. Wszewład doskonale poczuł jego moc, gdyż nogi ugięły się pod nim, mimowolnie targały całym ciałem w przeciwną stronę. W głowie buzowało od dzikiej furii, która miast mężną być odwagą, przerodziła się w tchórzliwy skowyt, błyskawiczne bicie serca i ostatecznie ucieczkę, bieg w niewiadomą otchłań sandomierskiej puszczy.


Niestanka

Patrzyła obojętnie, jak rozpalona wysokim ogniem kapliczka umierała pod jego druzgocącą siłą. Drewienka, z której została sklecona, pękały żałośnie, podstawa ugięła się już, gdyż zamieniona w popiół nie poradziła sobie z ciężarem wyżłobionym w jej wnętrzu. Świńska, bluźniercza głowa utonęła gdzieś w płomieniach, a Niestanka śpiewała, niosąc spokojne słowa ku wszystkim stronom mrocznego lasu.

Wtem cichy pomruk przebił się przez trzaskające ognie, wybił dziewczynę z rytmu i zmusił do chwilowej trwogi, czujnego nastawienia uszu. Czyżby to Knurzysko, tknięte zbezczeszczeniem kapliczki wzniesionej ku jej władztwa, wściekłością oznajmiło paskudną swoją obecność? Niemożliwe, przecież to zwierz zwykły, a nie demon straszliwy, prawda?


Jaksa

Mężczyźni doszli wreszcie do porozumienia, że z samego rana niezwłocznie należy wybrać się do pobliskiej Czereśni. Tamój być powinny wskazówki co z sołtysem grane, a każdy chyba w głowie miał myśl, byleby tylko sprawa nie związana była z tym okropnym kultem, który napotkali już w najbliższej Sandomierzowi osadzie. Kiedy skończyły się rozmowy, nadszedł czas na przesłuchanie pojmanych jeńców. Okazało się, że ci nie wiedzą zbyt wiele, a słów ich nie należało brać za kłamstwo, gdyż bił z nich strach, rozpacz i żal za popełniony grzech.

Mężczyźni stwierdzili zgodnie, że to kapłan winien był wszystkiemu. Kaznodzieja gadać ponoć umiał, zasiał więc w głowie nieszczęśników wizję końca ich świata, jakoby bez młodej, pozbawionej grzechu ofiary, Knurzysko straszliwe przyjdzie we mgle, rozszarpując ich marne ciałka wraz z całymi rodzinami. Trwoga więc wzięła górę i mężczyźni postanowili, że grzechem mordu na dziecięciu zapłacą za spokój i życie własnych rodzin. Głupie to, lecz każdemu ze słuchaczy poczęła się w głowie myśl rodzić, co sami by na miejscu tych durniów zabobonnych uczynili.

Nic prócz tego z ust poranionych strażników nie wyciągnęli. Tyle tylko, że dziecię to matkę miało tu we wsi, głupkę wioskową i kurwę znaną. Dziecko miast bawić to często ziołami odurzała, aby samej móc kraść i za chleb dawać. Zatem niczym trudnym było porwać ofiarę, bez wszczynania niepokojów.

Decyzja co z nimi uczynić należała już do bohaterów, lecz nie tego wieczoru należało ją podjąć, a jutro, po porządnym, krzepiącym śnie. Kiedy Jaksa zamykał oczy, nie wiedział już czy to na jawie, czy w głowie umysł figle płatał, ale niski pomruk zadrżał na chwilę w jego czaszce, ocucił nagle i unieść kazał się z niewygodnego posłania. Cóż to było? Czy bezpiecznie tu? Wszak tylko Ratomir sam poświęcił się, aby we wsi jednoosobowy patrol uczynić. Czy awanturnik ten stary snu w ogóle nie potrzebuje?



Górzyce, trzeci dzień wyprawy


Jaksa i Niestanka


Z samego rana pierwszy oczy otworzył Jaksa, po czym spostrzegł, że i Niestanka z nocy powróciła wreszcie, śpiąc jeszcze smacznie na swym posłaniu. Zbudził ją więc, bo należało wziąć się rychło do roboty.
Wieś okazała się być wymarła nie tylko wieczorową porą. Mimo, że ranek przywitał ich śpiewem ptaków, przyjemnym słońcem i nielicznymi chmurami, pomiędzy domami przechadzali się tylko nieliczni, nieufnie rzucając spojrzenia na bohaterów, krzątając się według własnych obowiązków. Lica ich zdradzały, że toną w strachu oraz niepewności, zaszczuci, jakby czekający “ostatecznego”.
Po porannym obchodzie zjedli zatem, co Wojmirowi udało się wycisnąć od tutejszego chłopa, który trzymał pieczę nad zapasami. Następnie po śniadaniu udali się na skraj wsi, aby tam odprawić krótką uroczystość, pogrzeb tej niewinnej kruszyny, która uległa pod ciosem okrutnego świata. Żadnego klechy nie było, lecz okazało się, że wystarczy cisza i szczera modlitwa, aby pożegnać niedorosłą istotę, odprowadzić dziecię na ścieżkę, miejmy nadzieję, spokojniejszego życia.

Wrócili potem, kiedy słońce stało już dość wysoko, aby oporządzić się i przygotować do rychłej wyprawy. Wojmir ogłosił, że mimo nieprzychylności i strachu, który przesyca tutejszą gawiedź, zgłosiło się trzech śmiałków, co to młodzieńczą swoją odwagą oraz werwą chcą pokonać złego, który groźbą śmierci wisi na najbliższych im ziomkach.

Biezdziad, barczysty chłopak o gęstej, kruczoczarnej czuprynie, z chęcią użyczyłby swojego toporzyska. Twierdzi, że z dziada pradziada oni drwale, choć sądząc po dziwacznym formułowaniu zdań, umysłem on nie grzeszy. Derwan, mniejszy trochę rudzielec, przywlekł się do małego obozu bohaterów, skleconego z tobołków, płomienia i opróżnionych misek po kaszy, wraz z prymitywnymi oszczepami. Gada on, że rzucać najlepiej ze wszystkich umie. Jest też Dobrowoja, blond włosa, piegowata dziewczyna, co nieśmiało trochę, lecz szczerze stwierdziła, że procę ma i kamieni kupę, aby w las iść i szyć do paskudnego Knurzyska.

Wszyscy oni młodzi i widać, że dzielni. Choć niedoświadczeni, to popycha ich strach o własne matki, ojce i rodzeństwo. Dobrze znają okolicę, na sobie skórznie mają, stare bo stare, lecz i nocne zimno i upadek o twardy konar niestraszny. A jeśli w boju nienajlepsi, to przynajmniej tobołki mogą dziarsko targać, bo sporo zapasów Wojmir wydarł z tych górzyckich spichlerzyków. Za ich szlachetnymi sercami stoi fakt, że to oni zgłosili się na ochotników, nie zaś pozostali strażnicy chociażby, z bronią jako tak oswojeni. Oni chcieli rozmowy uniknąć, burcząc coś tylko niechętnie pod nosem.

Dowódca wyprawy szczęśliwie przyjmie ich do drużyny. Ratomir raczej niechętnie patrzy na nieopierzonych, a czekają jeszcze, co Jaksa z Niestanką powiedzą na sprawę, aby młodą krwią łowców w puszczy wspomóc.

W wolnej chwili Niestanka pognała, aby zaczepić miejscowe baby, wywiedzieć się o matce pochowanego szkraba. Niestety ciężka to była sprawa, bo ludzie ci dziwni, oderwani jakby od rzeczywistego świata, ślepo patrzyli tylko na obcą dziewczynę. Tyle wyciągnęła, że głupki tej wioskowej nikt od dwóch dni nie widział, ślad jakby po niej zaginął. A najstarsza baba widziała, że pomylić jej z nikim nie mogła, bo dziwaczka ta z kłakami obciętymi do łysej głowy latała nocą, nim na dobre z Górzyc zniknęła.
Dziewczyna smutna i zrezygnowała powróciła do towarzyszy, aby zając się studiowaniem tajemniczej masy, co ją Wojmir w sołtysowym domu znalazł. I to również okazało się niełatwym zadaniem. Okiem zielarki oceniła, że w skład cuchnącej mazi wchodzą dobrze wszystkim znane grzybki "magiczne", silne zioła na rany, błoto jakby z krwistą mazią zmieszane i samogon dawno upędzony, bardzo mocny zresztą. Mimo rozległej wiedzy na owe tematy, reszta składników okazała się być niepojętą zagadką, gdyż z podobnym specyfikiem Niestanka nigdy nie miała do czynienia. Sposób w jaki wpływa na człowieka nadal pozostaje nieznany, a tylko domysły krążyć im mogą po głowie.


Wszewład


Zbudził się, straciwszy całkiem orientację. Poranne, chłodne słoneczko przedzierało się nieśmiało przez szerokie korony, co silniejszy jego promień raził zmęczone oczy. Pamięcią po wczorajszej eskapadzie sięga tylko tej tajemniczej postaci, torturom, jakim poddany był oślepiony zbój i trwoga, z jaką nieprzytomnie biegał po puszczy. Zebrał się jakoś w sobie, nastawił uszu, oczyma wodził po otoczeniu, aby zorientować się we wszystkim. Nim jeszcze określił, po której stronie słońce się znajduje, usłyszał znajomy szum. To rzeka gdzieś nieopodal obija się w swoim kamiennym korytku.

 

Ostatnio edytowane przez Szkuner : 24-03-2018 o 15:55.
Szkuner jest offline