Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2018, 18:01   #165
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Witajcie – rzekł najemnik, rozkładając przed sobą przesoloną zupę rybną, gorzałę i suszoną kiełbasę. - Ponoć pracujecie dla Stowarzyszenia Wioseł, tedy mus mi się was spytać o tą wyprawę, co się na nią zamiarujecie.

- Sprawa jest prosta, ktoś wyrzyna wsie w pień i to tylko kwestia czasu, zanim dojdą do miasta. Ktoś musi sprawę zakończyć, albo przynajmniej przyczynić się do jej zakończenia. Ponoć nie jesteście pierwszymi, którzy się tam wypuszczają. Co się niby stało z innymi, zaginęli?

- Mam dwóch kompanionów, którzy koniecznie chcą zebrać paru zbrojnych i wypuścić się na misję zwiadowczą. O zdanie chciałbym zapytać, jak byście to widzieli. Gdybyśmy protekcję wam zaoferowali, podczas gdy wy robilibyście zwiad. No?


- Najpierw byś imię podał, duży Kleofasie - wypluła z siebie szybko niziołka. - Inni dalej łażą, albo zginęli. Co mnie to obo-obo, skoro mogę zarobić? Ha?! Kompania się nam przyda, nie myśliwcze? Umiecie się poruszać cicho niczym cienie i być niewidoczni jak kropla wody w pędzącej rzece? Jak tak, to was bieremy ze sobą. Jak nie… To pewnie to przegłowujemy z myśliwcem, co nie, myśliwcze?

- Mówią mi Franz – odparł – Łowczym nie jestem, skradać się nie umiem. Ale topór mam duży, i nie tylko, he. Niejeden pod niego kark najść może. Pod topór, znaczy się. Ale i nie tylko, he. Myślałem rzecz sprawić prosto, wy przepatrujecie, my jesteśmy w dali. Macie kłopoty, wabicie kłopoty do nas, my rozprawiamy się z kłopotami.

- Szukalibyśmy tej armii, co wsie wyrzyna. Jak już ją znajdziemy, wynajdziecie, ile możecie, a jeden z nas zawróci z powrotem do miasta przekazać wszystkie wieści. W międzyczasie, jak się uda, moglibyśmy spróbować zabawić się, w, he, leśniczych. I uszczerbić tą moc nieco. Ani chybi, maszerować będą na Salkalten, ale zanim uderzą w mury, moglibyśmy ich nieco przetrzebić... Ale bez bohaterowania. Jak nie będziemy mogli zrobić nic, odchodzimy z powrotem. Tak bym to myślał.


Niziołka zaczęła coś mówić, ale myśliwy wszedł jej w słowo spokojnym głosem.

- Z takich jak ty, to troje to nieco za dużo, szczególnie, jeżeli chodzi o podział nagrody. Jeżeli jednak, w razie naszego powodzenia, uda się zdobyć istotne informacje, dla nas pójdzie połowa i dla waszej trójki połowa. Bo my zrobimy więcej. Ale nie powiem, ucieszę się, mając zbrojnych. A co do bohaterowania - nie będziemy nic uszczerbiać, nie ma z tego zarobku. Dodatkowo jeżeli armia miałaby uderzyć na Salkalten… Sądzisz, że piątka najemników mogłaby ją jakoś osłabić? To śmieszne.

W uderzenie serca po tym, jak łowczy skończył mówić, rozgadała się niska panienka:

- Nie wymachuj tutaj tak słowami o toporze, he, bo potem sam topór może się okazać rozczarowaniem, he. - Zaśmiała się. - Ale ciekawa jestem, czy jak przejdę ci między nogami, duży Kleofasie, to ten topór faktycznie mi karku sięgnie. - I roześmiała się ponownie. Pol słuchał Janine z zażenowaniem, ale najwyraźniej był do tego przyzwyczajony, bo nic nie mówił.

Franz wziął łyk gorzały. Odwrócił się bokiem i odkasał poły płaszcza, ukazując lśniące ostrze topora.

- Ostatnio ostrzyłem u rzeźnika Bruecknera na rogu. Jak mu go pokazałem, to stary nie posiadał się ze szczęścia, koniecznie żonie chciał pokazać. Tym to, powiedział, toporzyć człowiek może. Palec se odciął i powiedział, to nic, sam mu naszłem, duży przecież.

- Stylisko kapeńkę większe, poprzednie ponoć się złamało. Broda też większa. Dużo krwi widział ten topór. Z różnych źródeł, wystawcie sobie, he. Mój topór lubi, jak krew bryzga. Jak trochę juchy chluśnie na mój topór, to zawsze weselej. Frędzle przypiąć chciałem, jak Nordowie mają, gustowne kutasiki takie. No! A tutaj, jak mi się nudzi, rzeźbię se wzorki kozikiem. Jeden za każdą głowę, co mi naszła pod topór. To dobry topór, dobrze w ręce leży, he
– rzekł do Janine. - Dam ci porobić toporem, jak lubisz.

Franz wziął kolejny łyk gorzały. I zwrócił się do myśliwego Pola.

- Moi kompanioni szukają najmusów, którzy będą opłacani z ich kiesy, więc o podział nagrody się nie martwcie – rzekł Schierke. - Ilu im się uda znaleźć, nie wiem, ale nie pójdziemy w bory więcej niż w dziesięciu chłopa. Jak, znaczy się, aż tylu skrzykną. Już prędzej będzie jeszcze dwóch, może trzech ludzi. Możecie wziąć połowę nagrody, ja też wezmę swoją dolę, ale daję głowę, że to będą, kurwa, grosze. Co mnie tam, złoto Stowarzyszenia, chcę ostrzec miasto.

- Zobaczymy, ilu z nas się zbierze na tą wyprawę. Wojenki tutaj nie porobimy se, ale słyszałem, że tacy, jak oni to nie armia Elektora. Nawet dla nas, prosto podejść. Moglibyśmy wejść na szybką jatkę, poderżnąć parę gardeł, wywiercić parę dziur w brzuchach. Uciec.

- To, czy tego dokażemy, będzie zależało od was, mistrze. Przyjdziesz i powiesz, że nie zrobimy nic, to się zabieramy i koniec. Przychodzisz i mówisz, że możemy wchodzić, to wchodzimy, no. To co, co rzekniecie? Gdzie czekać mamy?


- Jak twój topór twojej gębie dorównuje… Albo gęba gębie - zaśmiała się niziołka. - To chętnie tym toporem porobię. Ale przyjemności na boczek. Pol, ty tu dobrze oceniasz ludzi. Ja jestem za niska, ha.

- Pasuje. Połowa nagrody dla nas, my wydajemy rozkazy. Jak który się z was nada na przeszpiegi, idzie z nami, reszta czeka. Ruszamy jak zacznie zmierzchać. Jeżeli się zgadzasz, Franz, to chodźmy tych twoich znajomków zobaczyć.

- A jak wrócimy z tej wyprawy cało - dodała Janine - to chętnie zobaczę ten twój topór, duży Kleofasie, ha!
 
Santorine jest offline